2004.04.10 Wisła Płock - Wisła Kraków 4:4

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:01, 8 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Płock - Wisła Kraków 4:4

• Po niesamowitym meczu Wisła Kraków zremisowała z Wisłą Płock 4:4. To pierwszy remis piłkarzy Białej Gwiazdy w obecnym sezonie ligowym. Pierwszą bramkę, po powrocie do drużyny, strzelił Kalu Uche. Remis, tuż przed końcem, uratował niezawodny Tomasz Frankowski.

XVIII kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Płock, ul. Łukasiewicza, 10 kwietnia 2004 r., godz. 17:00

Widzów: 8000, w tym 250 z Krakowa, sędziował: Zbigniew Marczyk (Piła)

Wisła Płock - Wisła Kraków 4:4 Bramki:

0:1 Uche (7.)

1:1 Jeleń (9.)

2:1 Jeleń (18.)

3:1 Gęsior (37.)

4:1 Gęsior (39.)

4:2 Szymkowiak (41.)

4:3 Żurawski (77.)

4:4 Frankowski (88.)


Składy:

Kapsa

Wasilewski

Duda

Jurkowski

Kazimierczak

Geworgian (87. Jakubowski)

Gęsior

E. Ekwueme

Kobylański (61. Terlecki)

Peszko (83. Janus)

Jeleń


Majdan Kłos

Głowacki

Jop

Stolarczyk

Uche

Szymkowiak

Strąk (46. M. Ekwueme)

Brożek (46. Edno)

Żurawski

Frankowski


Piłkarz meczu:

Tomasz Frankowski

• Mecz w Płocku rozpoczął się od zdecydowanych ataków drużyny Białej Gwiazdy. Piłkarze Wisły Płock nie mogli wyjść z własnej połowy. Pierwszą akcję gospodarze przeprowadzili w 5. minucie spotkania, gdy groźny strzał na bramkę Majdana oddał Sławomir Peszko. Dwie minuty później Mirosław Szymkowiak, znakomicie podaje, do wychodzącego na dobrą pozycję Kalu Uche, który posyła piłkę obok bramkarza gospodarzy, Pawła Kapsy. 1:0 dla krakowskiej Wisły! W 9. minucie ewidentnie w polu karnym faulowany jest Tomasz Frankowski ale gwizdek sędziego milczy... Za to w odpowiedzi szybka kontra gospodarzy. Defensywa Białej Gwiazdy przysnęła i napastnik Płocka Ireneusz Jeleń wychodzi sam na sam z Radosławem Majdanem wykorzystując prezent wiślackiej defensywy i Radka, który zupełnie niepotrzebnie wychodził aż pod linię pola karnego. 1:1!

Niestety, koszmarny sen obrony Białej Gwiazdy trwał nada. Oto dziewięć minut po wyrównującej bramce dla Płocka, znów w głównej roli wystąpił Ireneusz Jeleń, który po podaniu Geworgiana - założył klasyczną siatkę Brożkowi - i wygraniu kolejnego pojedynku biegowego z wiślackimi obrońcami strzela drugą bramkę dla Płocka i nafciarze prowadzili 2:1! Piłkarze Białej Gwiazdy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. W szeregi Mistrzów Polski wkradła się, dawno nie obserwowana, nerwowość. Najbardziej aktywnym zawodnikiem w tym okresie gry był Kalu Uche, który w 22. minucie strzelił minimalnie nad poprzeczką. Pięć minut później, Maciej Żurawski był bliski wyrównania, ale nieźle dysponowany Paweł Kapsa, który zastępował Jakuba Wierzchowskiego, uprzedził napastnika krakowian. Wisła Kraków znacznie przycisnęła swoją imienniczkę z Płocka, chcąc jeszcze w pierwszej połowie strzelić wyrównującą bramkę. W 34. minucie bliski tego celu był Tomasz Frankowski, którego znów uprzedził dobrze spisujący się w tym meczu Paweł Kapsa. Bramkarz gospodarzy w ostatniej chwili rzucił się pod nogi Franusia zabierając mu piłkę. Minutę później Paweł Strąk zarobił żółtą kartkę za faul na Peszce.

Niestety otwarta gra krakowian srodze się na nich zemściła. W 37. minucie Geworgian, który w dziecinny sposób ograł Stolarczyka, wykłada piłkę przed pole karne Gęsiorowi, a ten wspaniałym strzałem umieszcza piłkę w okienku bramki Majdana. 3:1! Sensacja! Na tym nie koniec świątecznych niespodzianek. Dwie minuty po trzeciej bramce, znów Gęsior, tym razem po podaniu niezwykle aktywnego Peszki, z najbliższej odległości pakuje piłkę do bramki, przy biernej asyście Kłosa. 4:1! Obrońcy tytułu mistrzowskiego znokautowani. Do walki wiślaków podrywa Mirosław Szymkowiak, który w 41. minucie fenomenalnym uderzeniem z dystansu strzela tuż pod poprzeczką. 4:2. Minutę później - w polu karnym gospodarzy - ręką piłkę zagrywa Geworgian, ale sędzia jest niewzruszony. Chwilę później podenerwowany Szymek, po klasycznej pyskówce z arbitrem spotkania (odgwizdał dziwnego spalonego), zostaje upomniany żółtą kartką. Ostatnią szansę w tej części gry, na strzelenie kontaktowego gola miał Tomasz Kłos, którego strzał z wolnego w 43. minucie z trudem na róg wybija Kapsa. Tak kończy się pierwsza połowa meczu w Płocku.

Drugą połowę piłkarze Białej Gwiazdy rozpoczynają w zmienionym składzie. Katastrofalnie spisującego się Pawła Strąka zastępuje Martins Ekwueme, a Piotra Brożka zastępuje Edno. Niestety początek drugiej połowy nie zwiastował zmiany sytuacji. Wprawdzie ładnie, choć minimalnie niecelnie uderzył Ekwueme, a po chwili tylko udana interwencja obrońców gospodarzy doprowadza do tego, że gole nie zdobył Żuraw, ale pierwszy naprawdę groźny atak przeprowadzili piłkarze z Płocka. I znów niesamowity Jeleń oszukał w dziecinny sposób Jopa i Głowackiego wychodząc sam na sam z Majdanem. Na szczęście w porę błąd swoich kolegów naprawia Maciej Stolarczyk.

W 54. minucie najpierw Geworgian groźnie strzelał na bramkę Majdana, a chwilę później dwukrotnie bramkę Kapsy atakowali piłkarze Białej Gwiazdy. Najpierw strzał Tomasza Frankowskiego, bramkarz Płocka broni fenomenalnie, a następnie popisuje się kolejną świetną interwencją przy dobitce Żurawskiego. Sześć minut później Jeleń po raz kolejny wyprzeda obrońców z Krakowa - tym razem reprezentacyjnego defensora Głowackiego - lecz na nasze szczęście na posterunku był Stolarczyk. W 64. minucie kibice Wisły Kraków podskoczyli z radości w swoim sektorze. Niestety, sędzia odgwizdał, po strzale Frankowskiego spalonego. Przy tej akcji przewrócony w polu karnym był jednak Mariusz Jop... no ale sędzia miał to gdzieś! Nadal było więc 4:2 dla gospodarzy. Dwie minuty później Franuś znów miał dobrą sytuację, ale tym razem nie spalony, ale dobra interwencja Dudy i Kapsy zapobiegają strzeleniu przez wiślaka kontaktowego gola. W 67. minucie Jeleń minimalnie przenosi piłkę nad poprzeczką bramki Majdana. Frankowski miał wyraźnego pecha w tym meczu. W 69. minucie znów lepszy od niego okazał się Kapsa. W 73. minucie Stolarczyk strzelał głową z 5. metrów, ale znów fenomenalnie spisał się Kapsa! Wreszcie nadchodzi 77. minuta. Maciej Żurawski, nie pilnowany, oddaje strzał sprzed pola karnego, a piłka po krótkim locie ląduje w okienku bramki, znakomicie spisującego się dzisiaj, Pawła Kapsy. 4:3! Wisła podejmuje walkę o korzystny rezultat. W pole karne wbiega Tomek Kłos i jest ewidentnie zahaczony przez obrońcę gospodarzy... Może jednak tylko rozłożyć bezradnie ręce, bo sędzia Marczyk w tym dniu karnych nie gwizdał!

W 81. minucie to Wisła Płock groźnie zaatakowała. Najpierw nad poprzeczką bramki Majdana uderza Emmanuel Ekwueme, a chwilę później tuż przy słupku główkuje Gęsior.

Wreszcie nadchodzi 88. minuta spotkania. Nie mający dziś szczęścia w pojedynkach z Kapsą Tomasz Frankowski strzela, przepięknym strzałem pod poprzeczkę, czwartą bramkę dla Wisły! Remis uratowany! Już w 90. minucie tuż przed polem karnym sfaulowany został Uche, ale bez reakcji sędziego. W doliczonym czasie gry Kalu Uche sam mógł rozstrzygnąć losy meczu na korzyść Białej Gwiazdy, ale jego uderzenie z linii bramkowej wybił obrońca!

Po raz drugi z rzędu piłkarze Wisły Kraków w ostatnich minutach ratują wynik meczu, a tym samym punkty. Tym razem od stanu 1:4 potrafili wyciągnąć remis 4:4, za co należą im się wielkie brawa. Jeszcze raz pokazali, że mają charakter i nerwy ze stali. Niestety to co wystarcza na Amikę i Wisłę Płock nie wystarczy na Legię, która w ostatnich sekundach meczu nie pozowoli sobie na utratę bramek. Dlatego czekamy z niecierpliwością na mecz, w którym Wisła będzie kontrolowała wynik od 10. minuty spotkania. W przeciwnym razie wszyscy zostaniemy pacjentami profesora Dziatkowiaka.

• Dodał: Matys (2004-04-10 18:02:57


Komentarz pomeczowy

• Prawdziwy horror zafundowali nasi piłkarze, nam kibicom, w Wielką Sobotę - swoim, powiedzmy sobie szczerze, słabym występem w Płocku. To już drugi raz z rzędu, do ostatnich sekund meczu, gonią wynik. Przed tygodniem udało się dogonić, a nawet przegonić Amikę, ale przegrywaliśmy jedną bramką. W Płocku było już 1:4, a mimo to zakończyło się hokejowym remisem 4:4.

Wiślacy pokazali nieznany w polskiej lidze charakter! To na pewno przyznać trzeba szczerze. Przegrywać różnicą 3. bramek, a mimo to zdobyć jeden punkt, to osiągnięcie godne pochwały. Tracić jednak, w przeciągu 30. minut cztery gole, to wielkie nieporozumienie! Zwłaszcza gdy występuje się z pozycji Mistrza Polski i głównego kandydata do tytułu, na boisku ligowego średniaka.

Gdy zaraz na początku meczu gola zdobył Kalu Uche wydawało się, że mecz ułożył się po myśli Białej Gwiazdy. Niestety dwa razy o wiele szybszy od wiślackich obrońców okazał się Jeleń, nie popisał się w bramce Radek Majdan i to gospodarze prowadzili 2:1. Cóż, na taki stan rzeczy nasza defensywa musi być i jest nastawiona. Biała Gwiazda gra wysoko, jak nikt inny w polskiej lidze, i dobre podanie z głębi pola, przy szybkich napastnikach rywali, to właśnie to na co jesteśmy narażeni. Tak właśnie stało się w Płocku.

Szybka walka o odrobienie strat skończyła się... jeszcze gorzej! Dwa błędy w środku pola, a potem z lewej strony naszej defensywy powodują, że najpierw Gęsior strzałem życia pokonuje Majdana po raz pierwszy, a po chwili, przy biernej postawie Kłosa, z najbliższej odległości także Gęsior umieszcza piłkę w siatce po raz drugi! Zrobiło się sensacyjne 1:4 i wszyscy obecni na stadionie w Płocku kibice kręcili głową z niedowierzaniem. Ci z Płocka, że ich drużyna rozbija w pył mistrza Polski, a Ci z Krakowa, że podwawelski Dream Team w tak łatwy sposób dał sobie strzelić aż 4 gole! Wiślaków z Krakowa do boju poderwał Mirek Szymkowiak, który bombą z ponad 20 metrów strzela - jeszcze przed przerwą - drugą bramkę dla nas... Szkoda tylko, że swoimi kontrowersyjnymi decyzjami, w poczynania krakusów, dodatkową nerwowość wprowadził sędzia Marczyk. Minutę po bramce Kalu Uche - nie gwizdnął karnego po ewidentnym faulu na Tomaszu Frankowskim. Gdyby to zrobił - jak należało - mogło być 2:0 i po meczu! Już przy stanie 2:4 piłkę ręką, w polu karnym, odbił Geworgian i choć w canalplusowych kontrowersjach uznano, że za to zagranie karny się nie należał (sic!? zmienili przepisy?), to na naszych piłkarzy zadziałało to jak przysłowiowa płachta na byka! Zwłaszcza gdy Marczyk - chwilę po nieodgwizdaniu ręki - niesłusznie odgwizdał nam spalonego, tylko machnięcie ręką wystarczyło, aby znany z żywiołowości Szymek zobaczył żółtą kartkę.

Nasi piłkarze wiedzieli więc, że w Płocku grają nie tylko przeciwko własnej słabości, przeciwko jedenastu rywalom, ale także przeciwko słabo dysponowanemu sędziemu!

Bynajmniej nie knuję tutaj żadnej spiskowej teorii, ale faktem pozostaje to, że Marczyk nie po raz pierwszy jest negatywnym bohaterem Kontrowersji, które Canal+ pokazuje. Wit Żelazko i Jacek Bednarz wytykali zresztą błędy Marczykowi nie po raz pierwszy.

Nie zmienia to faktu, że Biała Gwiazda schodziła w Płocku z boiska, na przerwę, z dwubramkową stratą. Grając koszmarnie! Na taką ocenę zasłużyli zwłaszcza Ci, którzy w przerwie zostali już w szatni. Paweł Strąk był cieniem tego piłkarza, który ambitnie i skutecznie walczył, choćby przeciwko Schalke. Także Piotr Brożek spisywał się bardzo, bardzo słabo. Ich miejsce zajęli Martins Ekwueme i Edno. Ten pierwszy wiele nie pokazał, ale grał na pewno lepiej od Strąka, zaś Edno nic nowego do gry nie wprowadził...

Drugą część wiślacy rozpoczęli z większym animuszem, ale nadal grali monotonnie, w jednym tempie. Zabrakło kogoś kto weźmie ciężar gry na swoje barki. Wprawdzie ambitnie walczył Mirek Szymkowiak, ale miał niemal tyle samo podań dobrych, co i złych.

Piłkarze z Płocka wyszli na tą część meczu z nastawieniem dowiezienia wyniku. I właśnie to się na nich zemściło! Próby ich kontrataków nie przyniosły - na nasze szczęście - powodzenia, a i trener Kasperczak musiał niechybnie zamienić Radkowi Majdanowi gumkę na sznurek... Nasz bramkarz bodajże tylko raz - w II połowie - zupełnie niepotrzebnie wyszedł z bramki (co mogło skończyć się tragicznie), później pilnował jednak piątego metra. Przy bramkach Jelenia zupełnie bowiem niepotrzebnie wychodził z bramki, czym wybitnie ułatwił zadanie młodemu napastnikowi gospodarzy. Taka, a nie inna, taktyka obydwu drużyn powodowała, że to krakowianie całą II część meczu mieli przewagę. Na nasze nieszczęście z uderzednia wybijał ich doskonale spisujący się bramkarz gospodarzy, Paweł Kapsa. To jemu płocczacie zawdzięczają, że mecz - ostatecznie - zremisowali.

Znów słabszy mecz zagrał - podobnie jak z Amiką - Maciej Żurawski, ale swoją piękną bramką (niemalże kopia gola Szymka z I połowy) poderwał na ostatnie minuty swoich kolegów. Czegóż zresztą jeszcze można wymagać od napastnika?

Na pewno jednak na największe uznanie zasłużył Tomasz Frankowski, który w samej końcówce doprowadził do wyrównania, w dodatku pięknym strzałem pod poprzeczkę, wykazując się zimną krwią i boiskowym cwaniactwem! Znów - podobnie jak z Amiką - gola zdobył po podaniu głową Uche. Co także godne podkreślenia, Franuś przez cały mecz ambitnie walczył i szarpał w ataku, zostawił w Płocku sporo zdrowia! I choć tym razem mieliśmy ciężki wybór - co do piłkarza meczu, bo mało kto na niego załużył - to właśnie za ambicję i decydującego o wyniku gola, otrzymał go Tomek!

Także w tej części meczu antybohaterem był Marczyk, który spokojnie mógł dwa razy wskazać na wapno, no ale krakowskiej Wiśle arbiter Zbigniew to tylko kuzynki Marczyk - jedenastek nie gwizdał... Nie zmienia to - jeszcze raz podkreślę - faktu, że nasi pupile zagrali w Płocku bardzo słaby mecz! Z jednej strony świetnie, że mimo słabej gry podtrzymali passę meczów bez porażki, z drugiej - z taką grą - daleko nie zajedziemy...

Skończyło się więc niespodziewanym remisem na wyjeździe, co spowodowało, że przewaga nad drugą w tabeli Legią stopniała z 4 do 2 pkt. Teraz przed nami mecz sezonu, właśnie z rozpędzonymi warszawiakami. Tym razem na tak koszmarne błędy pozwolić sobie nie będziemy mogli, ale też nasza defensywa wyglądać będzie inaczej.

Do składu wróci Nikola Mijailović, któremu Henryk Kasperczak - zgodnie zresztą z naszą przedmeczową zapowiedzią - dał odpocząć (Nikola miał na swoim koncie 3 żółte kartki, a sędzia Marczyk chętnie poczęstowałby pewnie młodego Serba czwartą). Nikola podobno cierpiał w tym dniu także na lekkie przeziębienie. Z Serbem nasza defensywa prezentować się będzie na pewno lepiej. Martwić mogą natomiast braki szybkościowe Arkadiusz Głowackiego, którego przed tygodniem wyprzedzał jak chciał Dawidowski, a teraz Jeleń.

Kiepsko w Płocku spisał się Mariusz Jop (drugi gol dla Płocka był jego i Majdana), który nie przekonał chyba do siebie trenera Kasperczaka. Zresztą Mariusz rzadko rozgrywał dobre mecze przeciwko Legii, więc w sobotę ujrzymy go zapewne na ławce. Postawa Tomka Kłosa, w tym meczu, może martwić, ale i cieszyć. Po raz kolejny widać, że Tomek o wiele lepiej czuje się na boku obrony, a gdy tylko zeszedł do środka - asystował przy czwartej bramce dla Płocka! Zresztą Tomek o wiele lepiej wywiązuje się z obowiązków... ofensywnych, niż defensywnych!

Maciej Stolarczyk spisywał się w Płocku przyzwoicie, kilka razy udanymi wślizgami powstrzymywał piłkarzy gospodarzy, ale też z jego strony poszły dwie piłki, po których gole zdobywał Gęsior! Dał się zresztą kilka razy ograć - w sposób, który niedawnemu reprezentantowi Polski - nie przystoi! W słabej formie jest Marcin Baszczyński no ale wierzyć należy, że do soboty Henryk Kasperczak będzie w stanie zestawić naszą defensywę w solidny kolektyw. Zresztą nasz trener będzie miał wtedy o wiele większe pole manewru, gdyż do składu wrócą: Damian Gorawski, a zwłaszcza Mauro Cantoro, którego w Płocku bardzo brakowało!

Wracając do samego meczu, to mimo początkowego dramatu, skończyło się nie najgorzej. Zwłaszcza gdy popatrzy się na grę naszych piłkarzy.

Choć remis (pierwszy w lidze w tym sezonie) to strata dwóch punktów, to gdy osiąga się go z wyniku 1:4, to ma on zupełnie inny wymiar.

Za to naszym piłkarzom należą się brawa. Ale tylko za to. Ogólnie bowiem, z wyjazdu do Płocka wyszło wielkanocne jajo...

Może jednak taki zimny prysznic, przed meczami z Legią i Groclinem, był potrzebny?