2004.04.17 Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)

PawelP (Dyskusja | wkład)
(Nowa strona: Za: http://wislaportal.pl ==Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0== • Po meczu, który śmiało można określić jako piłkarskie szachy, Biała Gwiazda zasłużenie pokonała warsz...)
Następna edycja →

Wersja z dnia 12:05, 8 wrz 2008

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0

• Po meczu, który śmiało można określić jako piłkarskie szachy, Biała Gwiazda zasłużenie pokonała warszawską Legię 1:0. Gola na wagę zwycięstwa strzelił Tomasz Frankowski, w doliczonym czasie I części meczu, po znakomitym podaniu Macieja Żurawskiego!

Po tym meczu tytuł znów o kolejny duży krok, bliżej do Wisełki!!!

XIX kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Kraków, ul. Reymonta, 17 kwietnia 2004 r., godz. 18:30

Widzów: 10000, sędziował: Tomasz Mikulski (Lublin)

Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0 Bramki:

1:0 Frankowski (45.)


Składy:

Majdan Baszczyński


Kłos

Głowacki

Mijailović (90. Stolarczyk)

Uche

Cantoro

Szymkowiak

Gorawski (79. Brożek)

Żurawski

Frankowski (87. Ekwueme)


Boruc Jóźwiak

Zieliński

Choto

Sokołowski II (81. Szala)

Surma

Magiera (83. Dudek)

Vukovic

Sokołowski I

Włodarczyk

Wróblewski (79. Kiełbowicz)


Piłkarz meczu:

Tomasz Frankowski, Mauro Cantoro, Radosław Majdan

• Tak jak można było przypuszczać, Legia solidnie zagęściła środek pola i grała - od samego początku - na utrudnianie i wybijanie Wisły z rytmu. Od początku zaczęło się też polowanie na... Szymka, którego występ - na skutek kontuzji pleców - stał pod znakiem zapytania. Szymek więc, zamiast zajmować się rozgrywaniem piłki, kilka razy przywitał się z murawą. Szczególnie chamsko potraktował go Jóźwiak, kopiąc go kolanem, z wyskoku, w obolałe miejsce! Takie kunktatorstwo, na butnych warszawiakach po prostu się zemściło! Spora w tym zasługa... Mauro Cantoro, który jak prawdziwy El Toro niemalże w pojedynkę wyłączył z gry Vukovicia i Surmę! Dwójka rozgrywających Legii, miała z naszym Bykiem nie lada problem, bo Argentyńczyk nie tylko, co rusz, odbierał im piłkę, ale prowadząc - jak to on - futbolówkę tuż przy nodze, świetnie rozgrywał. Tak więc walka o środek, mimo koszenia Szymka, została wygrana przez Wisłę. I był to klucz do tego, aby osiągnąć na boisku przewagę. Tą udało się zdobyć Wiśle, za co dla El Toro ogromne brawa!

Początek meczu to głównie rajdy Damiana Gorawskiego, który debiutował od pierwszych minut na lewym skrzydle, i trzeba przyznać, że spisywał się bardzo dobrze! Po sześciu minutach Wisła miała na swoim koncie aż trzy rzuty rożne.

W 12. minucie Wisła przeprowadziła akcję prawą stroną, w pole karne wbiegł Marcin Baszczyński, ale po rykoszecie, piłkę z najwyższym trudem, na róg, wybija Boruc. Uśmiechnęło się szczęście do golkipera gości...

W odpowiedzi Legia, po rogu, ale uderzenie Magiery pewnie łapie Radek Majdan. W 25. minucie świetną interwencją znów Radek dał popis swoim umiejętnościom, wybijając piłkę na róg po rzucie wolnym! W 30. minucie Wisła egzekwuje rzut wolny, ale Żuraw strzela w mur, a dobitkę blokują obrońcy! Trzy minuty później tylko centymetrów zabrakło, aby Wisła prowadziła. Na dynamiczną akcję zdecydował się po raz kolejny Gora, oddał do Żurawia, a ten w swoim stylu, po zwodzie minął obrońcę, ale uderzył obok słupka! Mogło być 1:0! Po kolejnych siedmiu minutach znów Gora, który chyba szybko nie zniknie z lewego skrzydła, dośrodkował w pole karne, ale uderzenie głową Franka złapał Boruc.

W 45. minucie odgryza się Legia, stwarzając sobie najgroźniejszą akcję w I połowie. Włodarczyk odegrał do Wróblewskiego, a ten - mimo asysty - dobrze dzisiaj grającego Tomka Kłosa - strzelił z 16. metrów minimalnie obok słupka...

Gdy wydawało się, że I połowa zakończy się bezbramkowym remisem, Wisła przeprowadziła kapitalną akcję! Żuraw uciekł z piłką na lewe skrzydło, dośrodkował w pole karne, Tomek Frankowski - jak przystało na lisa pola karnego uprzedził Jóźwiaka i po chwili utonął w objęciach kolegów, a wiślacki stadion oszalał z radości! 1:0 dla Białej Gwiazdy!

Po przerwie piłkarskie szachy trwają nadal. Wisła zadowolona z prowadzenia nie musi aż tak szarpać, ale nadal ma przewagę, a Legia nie specjalnie rzuciła się do ataku, także wyczekując na swoją okazję. Ta nadarzyła im się wprawdzie w minucie 50. ale Sokołowski II, z narożnika pola karnego, uderzył nad poprzeczką.

Wisła odpowiada natychmiast, świetnie strzela Franek, ale Boruc - choć na dwa razy - piłkę łapie! W 59. min. ładnie głową uderzył Tomek Kłos, ale i tym razem bramkarz Legii był na posterunku. W 64. minucie najładniejsza akcja II części meczu! Mauro Cantoro kapitalnie rozklepał obronę Legii, na spółkę z Nikolą Mijailovicem, który znalazł się w polu karnym, uderzył z 11 metrów, ale Zieliński w ostatniej chwili zdążył zablokować jego strzał. Skończyło się tylko na rzucie rożnym! W 68. minucie znów obrona Legii była w opałach, bo tym razem rozklepali ich Franek z Żurawiem, ale tego ostatniego udanie zablokował Choto.

Wisła posiadała inicjatywę, próbowała zdobyć drugiego gola, ale niestety nie udało się to naszym piłkarzom... W samej końcówce natomiast - sędzia doliczył cztery minuty - wiślacy dają zepchnąć się do obrony, co mogło skończyć się bardzo źle! Legioniści stawiają bowiem wszystko na jedną kartę i większą liczbą zawodników atakują naszą bramkę. Na szczęście dużą klasą wykazał się Radek Majdan, który najpierw świetnie wybronił główkę Vukovicia, po chwili strzał Szali, a w czwartej, doliczonej minucie, kapitalną interwencją sparował uderzenie Kiełbowicza!

Po tym zagraniu sędzia mecz zakończył, mecz który Wisła wygrała zasłużenie, bo w tych piłkarskich szachach częściej grała do przodu, z wiarą o zwycięstwo. Miała do tego jednak większe predyspozycje oraz lepsze figury szachowe, a także pomysł i wytrwałość w dążeniu do osiągnięcia celu! Za to zwycięstwo brawa należą się wszystkim wiślakom! Dziękujemy! Wisła to jest potęga!!!

• Dodał: Piotr (2004-04-17 21:12:51)

Komentarze prasowe

Wisła - Legia: Szachy i mat

• Jeszcze długo pobrzmiewać będą echa sobotniego meczu Wisły z Legią. Prasa - o czym już na naszej stronie pisaliśmy - bardzo różnie odebrała wynik oraz styl gry obydwu drużyn! Jednych mecz rundy zachwycił, innych rozczarował. Dla jednych to Wisła zagrała dobrze i zasłużenie wygrała, dla innych to Legia była słaba, a Wisła tylko to wykorzystała. Polecamy przegląd prasy, którego dokonał portal Onet.pl.

Dziennik Polski:

Piłkarze Wisły Kraków nie zamierzają rozstać się z trofeum za mistrzostwo Polski zdobyte w poprzednim sezonie. W dziele obrony tytułu poczynili kolejny poważny krok, pokonując najgroźniejszego konkurenta - Legię Warszawa.

Gazeta Krakowska: To jest mat!

W futbolu jak w życiu, nie zawsze musi być pięknie, ważne żeby było skutecznie. Wisła pokonała głównego rywala do mistrzowskiego tytułu, osiągnęła założony cel i w tym kontekście trzeba patrzeć na tę sobotnią rozgrywkę pomiędzy gigantami polskiej ekstraklasy. A to, że mecz jak na te drużyny widowiskiem gigantycznym rzeczywiście nie był, to już inna sprawa. Wrażenia estetyczne mają znaczenie jeszcze tylko dzień, dwa po meczu, a niepodważalnym zyskiem z tej gry są punkty. Te zdobyli podopieczni Henryka Kasperczaka.

Gazeta Wyborcza: Na tron wolna (?) droga

W meczu dwóch najważniejszych pretendentów do korony mało było sytuacji podbramkowych, za to dramatyczna końcówka powinna zadowolić wszystkich kibiców. Skromne, ale zasłużone zwycięstwo bardzo przybliża wiślaków do tytułu mistrzowskiego.

Fakt: Białostocki spryciarz

Tomasz Frankowski okazał się nie do zatrzymania dla całej Legii. - Choto dał się objechać, Zieliński nie doskoczył do piłki, a od Jóźwiaka byłem sprytniejszy - tak "Franek" opisał gola, który dał Wiśle wygraną, a może i tytuł mistrzowski.

Super Express: Legia jeszcze wyjdzie z mgły

1:0 dla Wisły, pięć punktów przewagi w tabeli i bardzo duży krok w kierunku obrony mistrzowskiego tytułu. Oto pokłosie sobotniego meczu w Krakowie. Pod Wawelem wszyscy są zadowoleni, ale o dziwo z uśmiechami na twarzy do domu wracali również właściciele Legii.

Życie: Pięć wesel i pogrzeb, czyli piłkarskie szachy pod Wawelem

Legia po pięciu kolejnych wiosną zwycięstwach w lidze, po raz pierwszy w tej rundzie, a drugi w sezonie, poniosła porażkę. Wiślacy, po słabym występie w Płocku, pokazali, że nadal są najpoważniejszymi kandydatami do mistrzowskiej korony. Mecz stał na wysokim poziomie, ale przypominał... piłkarskie szachy.

Życie Warszawy: Z wielkiej chmury mały deszcz

W meczu, który miał zdecydować o tytule mistrza Polski, Wisła pokonała Legię 1:0. Czy "Biała Gwiazda", która ma 5 punktów przewagi nad Legią, może świętować zdobycie mistrzostwa? Po meczu 95 procent widzów uważało, że tak.

Przegląd Sportowy: To uderzenie zadecyduje o tytule

Hit wiosny był meczem twardej walki, gospodarze wygrali po golu głową niesamowitego Tomasza Frankowskiego.

Sport: Legia zawiodła pod Wawelem

W meczu "na szczycie" drużyna Henryka Kasperczaka pokonała Legię 1-0. Bramkę na wagę trzech punktów i - kto wie - może również tytułu, strzelił Tomasz Frankowski. Jego gole wcześniej zapewniały Wiśle punkty w meczach z Amicą i Wisłą Płock. Jeżeli w następnej kolejce krakowian nie zatrzyma Groclin, pod Wawelem będzie już można mrozić szampany.

Źródło: Onet.pl • Dodał: Piotr

Komentarz pomeczowy

• Za nami kolejny mecz z zespołem czołówki naszej ligi. Po pokonaniu na własnym stadionie Amiki, przyszła kolej na niepokonaną, w tej rundzie, Legię Warszawa. Tym razem drużyna warszawska wyjechała z Krakowa z zerowym dorobkiem punktowym. Duża w tym zasługa Tomasza Frankowskiego, Mauro Cantoro i Radosława Majdana.

O podtekstach, dmuchaniu przedmeczowego balonu, kompleksu Saganowskiego i paru innych sprawach, które dodają smaczku wspomnianej potyczce już pisaliśmy. Dziś ograniczymy się wyłącznie do strony czysto sportowej sobotniego widowiska.

Sukces w potyczce z Legią zawdzięczamy, upraszczając sprawę, trzem wymienionym na wstępie zawodnikom. Tomasz Frankowski, lis pola karnego, znów udowodnił, że posiada patent na strzelanie goli Legii. W tej chwili ma na swoim koncie ich już siedem, i wychodzi na to, że to Legia powinna popaść w Frankofobię, a nie my w Saganofobię. Drugim zawodnikiem, który miał duży wpływ na końcowy wynik był Mauro Cantoro. Właściwie cały komentarz powinniśmy poświęcić jego grze. Zdumiewające jest bowiem, jak jeden zawodnik poradził sobie w środkowej strefie z dwoma, jak na polską ligę, znakomitymi pomocnikami drużyny z Warszawy. Vuković nie był w stanie rywalizować z argentyńskim byczkiem, a Łukasz Surma przez większą część spotkania nie wiedział co się właściwie dzieje. Agresywny pressing, umiejętne przechwytywanie piłki, łatwość wytrącania przeciwnika z rytmu, to cechy Mauro w tym spotkaniu. Godnym podkreślenia jest fakt, że El Toro potrafi prowadzić piłkę przyklejoną do buta, patrząc jednocześnie przed siebie, a nie pod własne nogi. I może właśnie stąd bierze się jego przewaga nad rywalem w sobotniej potyczce. Niby nic, a umiejętność ta, dla wielu polskich piłkarzy, jest niedostępna. Trzecim zwycięskim ogniwem był Radosław Majdan, który w pełni zrehabilitował się za nieudane w jego wykonaniu spotkanie w Płocku. W ostatnich sekundach meczu obronił instynktownie piekielnie groźne uderzenie z woleja Kiełbowicza. Gdyby nie fenomenalna interwencja Radka, wysiłek całego zespołu Wisły poszedłby na marne. Na marne, bowiem w przekroju całego spotkania to Biała Gwiazda była zespołem lepszym, lepiej zorganizowanym, grająca agresywnie i technicznie zarazem. Legia głównie ograniczyła się do działań destrukcyjnych. Wpływ na obraną taktykę Legii miała nieobecność Marka Saganowskiego. Można tylko przypuszczać, czy jego obecność wpłynęła by na poprawę gry drużyny z Warszawy. Wydaje się, że minimalnie, gdyż i tak byłby pozbawiony dokładnych podań z głębi pola od Vukovića, który nie był w stanie grać na swoim normalnym poziomie mając za przeciwnika, tak przez nas i przez dziennikarzy chwalonego, Mauro Cantoro. Wisła, oprócz znanych cech zaprezentowała jeszcze jedną. Nasi piłkarze potrafią walczyć. Potrafią skutecznie opanować środek boiska i kontrolować przebieg wydarzeń przez całe spotkanie.

Defensywa

O grze Radka Majdana już wspomnieliśmy. Zupełnie niezłe spotkanie rozegrali nasi obrońcy. Był to pierwszy mecz, w którym defensywa Wisły sprawiała, optycznie, wrażenie monolitu. Również wynik na to wskazywał, bowiem był to drugi mecz w rundzie wiosennej, w którym Wisła nie straciła gola. A mogła, gdyż Legia miała dwie 101 procentowe sytuacje. W pierwszej połowie, Radosław Wróblewski obrócił się z Tomaszem Kłosem po czym strzelił minimalnie obok słupka bramki Majdana. Druga sytuacja miała miejsce w końcówce meczu, gdy Kiełbowicz soczyście z woleja uderzył piłkę, którą instynktownie obronił Majdan. Nieźle grał Głowacki, który wyraźnie nadrabia na treningach braki szybkościowe. Ławka rezerwowych przysłużyła się Marcinowi Baszczyńskiemu. Baszczu był skuteczny w destrukcji, oraz chętnie wymieniał się pozycją z Kalu Uche włączając się do akcji ofensywnych Wisły. Na klasowego obrońcę wyrasta Nikola Mijailović. Parę odbiorów piłki w jego wykonaniu zwiastuje, że mamy do czynienia z bardzo utalentowanym piłkarzem, którego cechuje dodatkowo cwaniactwo boiskowe. Niestety, jeśli jego talent nadal będzie się rozwijał w takim tempie, to niedługo będzie cieszył nasze serca, grając z Białą Gwiazdą na piersi.

Druga linia

Jak już wspomnieliśmy, o grze Mauro Cantoro można by pisać i pisać. Również Mirosław Szymkowiak zagrał bardzo dobre spotkanie, dość wydatnie wspomagając w destrukcji El Toro. Gra Wisły znów ma się opierć, po powrocie Kalu Uche, na grze głównie skrzydłami. W zeszłym sezonie Kalu demonstrował iście europejski poziom. W tym sezonie, po zawirowaniu wokół jego osoby, dopiero dochodzi do swojej normalnej dyspozycji. W Płocku strzelił nawet swojego pierwszego gola po powrocie do drużyny Białej Gwiazdy. Niemniej jednak mecz z Legią był jego najsłabszym występem. Gdzie ten Uche, który tak bezlitośnie i bezkarnie wkręcał w murawę obrońców i pomocników Lazio Rzym? W sobotnim meczu miał naprzeciw siebie Marka Jóźwiaka, który oprócz zaawansowanego wieku, wyróżnia się jeszcze słabą zwrotnością. Tymczasem obrońca Legii nie dał się ani razu zaskoczyć ciemnoskóremu pomocnikowi, wygrywając z nim większość pojedynków jeden na jeden. Być może, ranga spotkania spaliła młodego zawodnika. Z drugiej strony występował przeciwko mocniejszym zespołom w pucharze UEFA i radził sobie doskonale. Na drugiej flance zagrał Damian Gorawski. Choć nie jest to jego strona boiska i wyraźnie widać było, że Damian ma kłopoty z dośrodkowaniami lewą nogą, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że na tej pozycji radzi sobie znacznie lepiej niż Piotr Brożek i Edno razem wzięci. Jest szybki, przebojowy, dysponuje niezłym dryblingiem i ma tak zwany ciąg na bramkę. Gdy występował na prawej stronie pomocy imponował dodatkowo celnymi podaniami, które napastnicy zamieniali na gole. Natomiast jego głównym mankamentem jest wykańczanie akcji, gdy po ułańskiej szarży znajdzie się już w polu karnym przeciwnika. Wówczas zupełnie traci głowę. Albo oddaje piekielnie niecelny strzał, albo podaje nie w tempo do swoich partnerów. Jest to element, który powinien poprawić na treningach, a wtedy może się okazać, że to czego szukaliśmy daleko, było całkiem blisko.

Atak

O Tomaszu Frankowskim również można by pisać dość obszernie. Ulubieniec krakowskiej publiczności nie zawiódł w kolejnym ważnym spotkaniu. Jak długo jeszcze będzie musiał udowadniać swoją przydatność, aby trener Kasperczak obdarzył go kredytem zaufania, co na pewno pozwoliłoby Franusiowi na większy komfort psychiczny, a w efekcie na stabilizację formy i strzelenie jeszcze pięciu, sześciu bramek do końca sezonu, ku chwale Białej Gwiazdy. Drugi napastnik, Maciej Żurawski był mniej widoczny. Zapewne jest to efektem minimalnie słabszej dyspozycji Żurawia w ostatnich tygodniach (czyżby jeszcze „zatrucie” kadrą?), oraz dość uważnej grze Jacka Zielińskiego. Niemniej jednak wystarczyło kilka sekund nieuwagi, by Maciek przeprowadził fantastyczną akcję lewym skrzydłem oraz celnie podał do wbiegającego w pole karne Frankowskiego, by bramka dla Białej Gwiazdy stała się faktem. W końcowych fragmentach spotkania Żuraw mógł sam wpisać się na listę strzelców, gdy wychodząc sam na sam z Borucem został jednak pociągnięty, tuż przed polem karnym, za koszulkę przez Zielińskiego. Sędzia spotkania, albo nie zauważył tego faulu, albo nie chciał zauważyć. Zastanawiająca jest postawa sędziego liniowego, który był na wysokości całego zdarzenia i nie zareagował w żaden sposób. Chwilę później, Kiełbowicz był bliski wyrównania.

Trener Kasperczak

Duże słowa uznania należą się trenerowi Henrykowi Kasperczakowi. Zdołał odpowiednio zmotywować swoich zawodników, oraz przygotował ich na męską, twardą walkę o każdy metr boiska. Okazuje się, że drużyna Białej Gwiazdy potrafi grać nie tylko widowiskowo, ale jeśli wymaga tego sytuacja potrafi również podjąć walkę, której największym wyrazicielem był Mauro Cantoro. Ocenę postawy trenera psują nieco dokonane przez niego dwie zmiany. Pierwsza to ściągnięcie z boiska Damiana Gorawskiego i wpuszczenie Brożka. Od tego momentu niestety straciliśmy lewe skrzydło. Druga zmiana, to wpuszczenie na bosiko Martinsa Ekwueme za Tomasza Frankowskiego. Niezaprzeczalne jest, że młody Nigeryjczyk posiada papiery na grę, ale póki co jest zbyt mało doświadczonym zawodnikiem, aby udźwignąć ciężar takiego spotkania i do tego w jego końcówce. Tomasz Frankowski gwarantował zagrożenie bramki rywala, przez co Legia nie otworzyłaby się tak bardzo, stwarzając w końcówce groźne sytuacje podbramkowe (Vuković i Kiełbowicz). Wprowadzenie Ekwueme automatycznie wymusiło na drużynie dość głębokie cofnięcie się na własną połowę, co zaowocowało wspomnianymi akcjami legionistów. Na szczęście w tym dniu Radosław Majdan, był bardzo dobrze dysponowany. Pozostaje nam czekać na piątkowy (23.04.2004 r.) mecz w Grodzisku Wielkopolskim. Wówczas zobaczymy, czy ciężko wywalczone zwycięstwo w Krakowie i uzyskana 5-punktowa przewaga nie zostaną roztrwonione na boisku Groclinu. Jeżeli wygramy i ten mecz, to praktycznie będzie już można wygrawerować na srebrnej paterze, po raz drugi, nazwę „Wisła Kraków”.