2004.06.11 Lech Poznań - Wisła Kraków 2:2

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 211: Linia 211:
4:1 Madej (pierwsza "piłka meczowa", Majdan nie ma szczęścia, gdyż dotknął piłkę, ale ta wpadła do siatki).
4:1 Madej (pierwsza "piłka meczowa", Majdan nie ma szczęścia, gdyż dotknął piłkę, ale ta wpadła do siatki).
 +
(rav)
 +
 +
 +
 +
 +
 +
Konferencja po meczu Lech - Wisła
 +
11. June 2004, 23:35
 +
skomentuj
 +
komentarze (0)
 +
drukuj
 +
wyślij
 +
 +
 +
- Próbujemy naśladować grę wiślaków w ustawieniu 4-4-2 i to nam się udaje - stwierdził po meczu z Wisłą trener Czesław Michniewicz. Szkoleniowiec Wisły, Henryk Kasperczak podkreślił jakość widowiska na stadionie w Poznaniu i dodał, że Lech jest rewelacją rundy wiosennej.
 +
 +
Czesław Michniewicz (trener Lecha):
 +
- Jestem szczęśliwy, że udało nam się zdobyć w bardzo trudnej dla nas rundzie wiosennej wysoką pozycję w lidze oraz Puchar Polski i Superpuchar. Było to bardzo ciekawe widowisko, godne finału ligi i meczu o Superpuchar Polski. Padły cztery bramki, było sporo ciekawych sytuacji. W drugiej połowie Wisła była lepsza i trochę nam pomogła ulewa, bowiem po przerwie, po strzale Frankowskiego, piłka stanęła w wodzie i nie wpadła do siatki. Zremisowaliśmy w końcówce sezonu z mistrzem Polski, który w rundzie wiosennej stracił zaledwie dwa punkty. Próbujemy naśladować grę wiślaków w ustawieniu 4-4-2 i to nam się udaje.
 +
 +
Henryk Kasperczak:
 +
- Było to interesujące widowisko ligowe, a o zdobyciu Superpucharu zadecydowały rzuty karne, które są loterią. Lech w rundzie wiosennej stał się rewelacją. Po trudnej jesieni, gdzie gospodarzom nie wiodło się najlepiej, zdołano zbudować w Poznaniu drużynę, która zdobyła Puchar Polski i zajęła szóste miejsce w lidze. Dziękuję moim zawodnikom za zdobycie mistrzostwa Polski.
 +
 +
PAP
(rav)
(rav)

Wersja z dnia 22:16, 3 gru 2008

Za: http://wislaportal.pl

Lech Poznań - Wisła Kraków 2:2

• Po zaciętym meczu krakowska Wisła zremisowała z poznańskim Lechem 2:2. Jako, że mecz ten był zarazem potyczką o piłkarski Superpuchar Polski, doszło do egzekwowania jedenastek. W nich lepsi okazali się gospodarze i po zdobyciu Pucharu Polski, sięgnęli po drugie w tym sezonie trofeum. Przy okazji karnych zajrzała nam w oczy potyczka z... Vålerengą, bo także i tym razem nasi piłkarze w tym elemencie gry okazali się gorsi od swoich rywali.

XXVI kolejka ligi polskiej oraz mecz o Superpuchar Polski, sezon 2003/2004

Poznań, ul. Bułgarska, 11 czerwca 2004 r., godz. 19:00

Widzów: 26000, sędziował: Grzegorz Gilewski (Radom)

Lech Poznań - Wisła Kraków 2:2

Bramki:

1:0 Bosacki (22.)

1:1 Szymkowiak (60.)

1:2 Frankowski (75.)

2:2 Goliński (81.)


Składy:

Piątek

Lasocki

Wójcik

Bosacki

Kaczorowski

Goliński

Scherfchen (90. Piskuła)

Świerczewski

Madej

Reiss

Stachowiak (55. Grzelak) (68. Telichowski)


Majdan

Baszczyński

Głowacki

Kłos

Stolarczyk

Gorawski

Szymkowiak

Cantoro

Brożek (36. Kukiełka)

Frankowski

Żurawski


Piłkarz meczu:

nikt

• Od początku spotkania przewagę, i to dość dużą, osiągnął Lech. Poznaniacy przypominali tą drużynę, która zmiotła warszawską Legię w pierwszym meczu finału PP. Grali szybko i z polotem. Wiślacy cofnięci często się gubili, więc Lech stwarzał sobie tym samym kolejne okazje do zdobycia gola. Pierwsza groźna akcja to podwójnie wykonywany rzut wolny przez Reissa w 5. minucie. Najpierw z muru za szybko wybiegł Piotr Brożek (zobaczył za to żółtą kartkę), blokując uderzenie i Reiss musiał strzelać jeszcze raz. Za drugim razem uderzył nad bramką.

W 13. minucie gospodarze mają prawdziwego pecha lub jak kto woli pokaz nieudolności strzeleckiej, świetnie skądinąd grającego, Golińskiego. Reiss wpadł w pole karne, oddał do Lasockiego, jego uderzenie instynktownie odbija Majdan, piłka trafia jednak pod nogi Golińskiego, który mając całą pustą bramkę przed sobą, strzela obok słupka!

Wisła odpowiada rzutem wolnym, po faulu na Cantoro, w 17. minucie. Niestety uderzenie Maćka Żurawskiego jest minimalnie niecelne. Widać jednak, że Żuraw, zasmakował w rzutach wolnych, po tym jak strzelił w ten sposób gola we wtorkowym meczu z Polonią.

W 21. minucie powinno być 1:0 dla gospodarzy. Szybko wykonany rzut wolny, piłka trafia do Reissa, który nie daje się powstrzymać Baszczyńskiemu, uderza, piłka odbija się od nogi Majdana, przez co traci impet, lecz leci w światło, pustej już bramki. Jednak w ostatniej chwili, tuż przed linią, wybija ją Głowa... To był kolejny, duży błąd naszej defensywy. Do trzech razy sztuka? Niestety tak. Stały fragment gry dla Lecha, dośrodkowanie w pola karne, wyżej od Kłosa skacze Bosacki i strzałem w długi róg bramki zaskoczonego Majdana, zdobywa prowadzenie dla Kolejorza! Niestety. Osiągnięcie prowadzenie powoduje, że lechici nie atakują już z taką furią. Starają się teraz wciągać wiślaków na własną połowę i zaatakować z kontry. To im się już nie udaje, bo do głosu dochodzi Wisła. W 31. min. Szymek podaje do Franka, którego w ostatniej chwili blokuje Piątek. Przy tej interwencji bramkarz Lecha doznaje kontuzji, nie jest to jednak groźny uraz i może on powrócić do gry.

Końcówkę pierwszej części meczu zdominowała jednak... ulewa, która rozpętała się nad Poznaniem, w ciągu kilku chwil zamieniając boisko w grzęzawisko. W takich warunkach, tak jedna, jaki i druga drużyna nie stwarza już żadnych okazji i I połowa kończy się wynikiem 1:0.

II część gry ma już jednak całkiem inny przebieg. Przynajmniej do końcowych jej fragmentów. Teraz przeważa już tylko Wisła i choć ciężko grało się na rozmokłym boisku, gdy piłka stawała w kałużach, a piłkarze ślizgali się we wszystkie strony, to właśnie w takich warunkach, to wiślacy mieli - po swojej stronie - więcej atutów. Z Lecha niemal całkiem uszło powietrze, co musiało dać efekt bramkowy dla Białej Gwiazdy.

Już w 48. min. mogło być 1:1. Lechici zgubili piłkę, do której dopadł Franek, wpadł z nią w pola karne, był już sam na sam z Piątkiem, jednak futbolówka stanęła w kałuży i wyborna okazja przepadła. Wisła zagęściła środek pola, tutaj pole do popisu ma Cantoro, który dobrze rozgrywa, jednak co chwile faulowany jest przez Świerczewskiego. Dlaczego Świerszcz nie zarobił żółtej kartki za serię fauli, pozostanie już słodką tajemnicą sędziego. Wisła cały czas ma przewagę, jednak Lech broni się coraz większą liczbą zawodników, gra na utrudnianie do czasu im wychodzi. W końcu przewaga Wisły przekłada się bowiem na bramkę. Lewą stroną ucieka Gorawski, wrzuca w pole karne, a nadbiegający Mirek Szymkowiak, strzałem głową, po koźle pokonuje Piątka! Jest 60. minut i 1:1.

Po zdobyciu gola, gra się uspokaja, choć nadal to Wisła przeważa. W 66. min. ładnie przedarł się Żuraw, szkoda tylko, że zabrakło mu w tym momencie ostatniego podania.

Minutę późnien jedna z nielicznych, udanych kontr Lecha. Reiss ładnie odgrywa przed pole karne do Świerczewskiego, ten strzela, a piękną paradą popisuje się Radek Majdan! Róg dla Lecha. Po nim Bosacki znów skacze wyżej od Kłosa i kolejna świetna interwencja Majdana. Jak się później okazyje... ostatnia w tym spotkaniu.

W 72. min. ładna akcja Wisły. Szymek do Gory, ten do Franka, który strzela głową minimalnie niecelnie. Szkoda szansy, po świetnej akcji. Co się odwlecze... 76. minuta, prostopadła piłka od Maćka Żurawskiego, Tomasz Frankowski jest szybszy od obrońców, a że już wcześniej rozpoznał gdzie są... kałuże, więc wbiegł w pole karne w suchym miejscu, jeszcze tylko siatka założona Piątkowi i to Wisła prowadzi w Poznaniu! 2:1 i chyba mało kto wierzył, że Lech będzie w stanie wyrównać. Niestety, lechici gola strzelają. Gola kuriozum!

81. minuta, wolny dla Lecha z ok. 18. metrów. Strzela Goliński, jednak, choć mocno, to piłka leci w środek bramki. Majdan - podobnie jak w Grodzisku - próbuje ją odbić... jedną ręką, a po niej, piłka wpada do siatki! Jest 2:2, a Radek staje się w tym momencie antybohaterem Wisły...

Do końca meczu to Lech ma przewagę, bramka dodała skrzydeł gospodarzom, ale wynik się nie zmienia.

W ligowym meczu mamy więc remis. 2:2. Chyba jednak zasłużony.

Teraz następuje seria jedenastek, która wyłonić ma zdobywcę Superpucharu Polski.

Zaczynają lechici,.

1:0 po pewnym strzale Piskuły;

1:0 po tym jak Piątek broni strzał Głowackiego;

2:0 po golu Bosackiego;

2:1 niezawodny, jak zawsze, Żuraw;

3:1 Goliński po raz drugi dzisiaj pokonuje Majdana;

3:1 Piątek potwierdza, że jest fachowcem od jedenastek, choć przy strzale Kłosa ma szczęście, piłka po jego interwencji uderza w słupek i wychodzi w pole;

4:1 Madej się nie myli i koniec gry... Superpuchar dla Lecha...

Szkoda, że wiślakom nie udało się sięgnąć po Superpuchar, ale... jedenastki to nie była mocna strona Wisły w tym sezonie.

Teraz już tylko piłkarskie wakacje...

• Dodał: Piotr (2004-06-11 21:20:08)

Komentarz pomeczowy

• Wisła Kraków zachowała miano niepokonanej drużyny w rundzie wiosennej sezonu 2003/04, czym udowodniła, że tytuł mistrzów Polski trafił w najgodniejsze ręce. Za wspaniałą serię bez porażki, serdeczne Bóg zapłać. Za dziewiąty tytuł mistrzowski stokrotne podziękowania oraz zasłużone gratulacje. Za porażkę w walce o Superpuchar Polski mała ryska na mistrzowskiej paterze, która ma przypominać, że przed wiślakami jest jeszcze parę celów, a nasi rywale nie mają zamiaru ułatwiać ich realizacji.

Od meczu z Lechem w Poznaniu mija prawie tydzień, ale dopiero dzisiaj publikujemy komentarz do tego meczu. Przyznam szczerze, że dopadło nas „mistrzowskie rozprężenie”, ale skoro mogło ono dotknąć nasze gwiazdy, co zaowocowało przegraną serią rzutów karnych, a w konsekwencji nie zdobyciem Superpucharu Polski, to tym bardziej mogło ono dotknąć nas, zwykłych kibiców. Mecz w Poznaniu od początku był niezwykły. Niezwykły bardziej w sensie swoistego precedensu niż przebiegu gry, choć przyznać trzeba, że „dodatkowa” stawka meczu wzbudziła w nas kibicach Wisły Kraków emocje, choć kilka dni wcześniej świętowaliśmy zdobycie tytułu mistrzów Polski na Rynku Głównym.

Wiślacy, tuż po wywalczeniu tytułu zapowiadali, że w ostatnich dwóch meczach chcą podtrzymać dobrą passę i odniosą zwycięstwa. Los też im sprzyjał, gdyż w obydwu meczach mieli dodatkową motywację. W meczu z Polonią, już w roli mistrzów Polski, grali przed własną publicznością i w takiej sytuacji po prostu nie wypadało przegrać tego spotkania. Piłkarze Białej Gwiazdy z zadania wywiązali się znakomicie, pokonując Polonię 4:1 w sposób jasno pokazujący kto jest mistrzem, a kto walczy o utrzymanie. W meczu z Lechem dodatkową motywacją miała być stawka tego spotkania. Działacze Kolejorza wystąpili z prośbą do PZPN o wyrażenie zgody, aby to spotkanie było również spotkaniem o Superpuchar Polski. Wobec braku sprzeciwu działaczy Białej Gwiazdy, sternicy piłkarskiej centrali dali zielone światło... i niestety poznańska lokomotywa popędziła po to cenne trofeum, pokazując wiślakom, że muszą nauczyć się profesjonalnie podchodzić do wykonywanych obowiązków przez cały sezon, nawet gdy ciąży im mistrzowska korona. Oczywiście można przyjąć, że seria rzutów karnych to loteria. Można też deprecjonować wagę Superpucharu jako trofeum godnego posiadania go w i tak bogatej kolekcji innych „łupów”. Nie można jednak przejść do porządku dziennego nad faktem, że tak profesjonalny zespół, z taką ilością znakomitych - jak na polskie warunki - zawodników traci zwycięstwo w ostatnich minutach spotkania, tym bardziej że drużyna Lecha nie ma w składzie Zidane’a, a do tego wygrywanie bądź remisowanie meczów w ostatnich minutach spotkania było specjalnością właśnie Wiślaków. Można rzecz jasna próbować tłumaczyć utratę bramki w 81 minucie „śliskością” piłki, która po ręce Radosława Majdana wpadła do bramki Białej Gwiazdy. Nie można jednak „łyknąć” tego, że po drugiej bramce piłkarze Wisły cofnęli się i czekali na końcowy gwizdek. Nie chodzi tu nawet o aspekt sportowy takiej postawy, ale było to najzwyczajniej w świecie nie w stylu wiślaków. Jak do tego ocenić postawę Radka w ostatniej interwencji tego meczu? Cóż... bramkarz to zadziwiający. Potrafi obronić strzał, który wszystkimi prawami fizyki, oraz wolą kibiców drużyny przeciwnej powinien skończyć się bramką. Potrafi też praktycznie sam strzelić sobie bramkę, jak choćby w rzeczonym meczu.

Zresztą, co powinno niepokoić w kontekście zbliżających się eliminacji do LM, Majdan ma ewidentne kłopoty w obronie strzałów z dystansu. Nonszalancka obrona uderzenia Drobňáka w Grodzisku – efekt? Bramka „po ręce”. Strzał Golińskiego z rzutu wolnego i znów niefrasobliwa interwencja – efekt? Bramka „po ręce”. O wyczynach w Płocku, już przez grzeczność, nie wspomnę. Niestety wniosek jest dość przygnębiający. Wolelibyśmy bramkarza mniej efektownego i mniej medialnego, ale za to „powtarzalnego” i solidnego. Tak, tak... ciągle jest żywa tęsknota za Angelo Huguesem, choć i jemu zdarzały się „farfocle”. Druga sprawa to sposób w jaki Majdan broni rzuty karne. Dla ścisłości – nie broni. Oczywiście... loteria – tak mówią ci, którzy serię rzutów karnych przegrywają. Zwycięzców rzutów karnych można poznać przed ich egzekwowaniem. Wystarczy popatrzeć na postawę Waldemara Piątka. Czekał przyczajony w bramce. Interweniował zdecydowanie, szybko i pewnie. Czyli zupełne przeciwieństwo Radka. Wiem, wiem... czepiam się strasznie chłopaka. Ale strasznie mnie denerwuje, gdy bramkarz, licząc, że karne „to loteria”, jeszcze przed strzałem pokazuje wykonawcy swoją niepewność i zanim karny zostanie wykonany kładzie się na murawie. A tak właśnie broni, a raczej nie broni, rzuty karne nasz bramkarz. Nawet gdy z góry zakłada, że będzie „rzucał się” w prawy róg bramki, to niech zrobi to zdecydowanie, „z zębem”, po męsku, tak, żeby następny wykonawca karnego zaczął mieć wątpliwości czy uda mu się wykorzystać „jedenastkę”. Bo prawda jest taka, że większa presja ciąży na wykonawcy rzutu karnego niż na bramkarzu. Ale nawet w obliczu takiej „oczywistości”, bramkarz musi zrobić wszystko by zdekoncentrować wykonawcę jedenastki. Spowodować, aby stracił pewność siebie. W tym celu może nawet pohukiwać jak ludzie pierwotni, lub przyjąć pewną, męską postawę i mieć w oczach, jak to mawia Franciszek Starowieyski (ekscentryczny artysta malarz) chęc dania drugiemu w mordę. Niestety u Radka tego nie widać. Jednak i w jego przypadku można znaleźć usprawiedliwienie. Tak na prawdę Wisła nigdy nie miała szczęścia do dobrych bramkarzy, a od czasów Artura Sarnata nikt nie potrafi bronić rzutów karnych. Bronić! Bo obrona rzutów karnych, choć karkołomna to możliwa. Z drugiej strony... w Poznaniu grało jedenastu chłopa. Nie potrafili utrzymać prowadzenia do końca spotkania. Nie potrafili zadać decydującego ciosu, tak jak robił to kiedyś Mike Tyson, a niestety w dzisiejszym, „szybkim” futbolu, gdy na boisku jest ciasno jak w zatłoczonej windzie, co pokazują portugalskie mistrzostwa Europy, trzeba być bestią i trzeba bezwzględnie dobijać krwawiącą „zwierzynę”. A gdy to nie jest „zwierzyna”, tylko „lokomotywa”, to trzeba umieć ją wykoleić, zabrać cały węgiel, a winę zrzucić na Kolejorza. Niestety nasi piłkarze dość kurtuazyjnie potraktowali gospodarzy, oddając im Superpuchar. Jest też i druga strona medalu. Jak zawsze. Poznaniacy zagrali bardzo dobrze. Zresztą od dłuższego czasu drużyna Lecha pokazywała ciekawą piłkę, a trener Michniewicz okazał się niezłym taktykiem, co zaowocowało zdobyciem Pucharu Polski w meczach z Legią i Superpucharu w meczu z Wisłą, a więc odpowiednio w konfrontacjach z wicemistrzem i mistrzem kraju. Cóż więc nam pozostaje? Cieszmy się z tytułu mistrzowskiego. Czekajmy cierpliwie na eliminacje do Ligi Mistrzów, z nadzieją, że awansujemy do fazy grupowej, a wtedy Superpuchar, ten z tegorocznej edycji, nabierze specjalnego znaczenia... przynajmniej dla piłkarzy Lecha. W końcu nie codzień okazuje się lepszym od uczestnika Ligi Mistrzów. I tym optymistycznym akcentem żegnamy się z sezonem 2003/2004. Po mistrzowsku – Do siego tytułu!



wislakrakow.com


Ach, te karne... 11. June 2004, 19:56 (aktual. 11. June 2004, 23:02) skomentuj komentarze (1) drukuj wyślij


W ostatnim meczu sezonu 2003/04 Wisła zremisowała 2:2 z Lechem Poznań, po czym przegrała po rzutach karnych Superpuchar Poski. Podobnie było jesienią zeszłego roku, gdy nasz zespół odpadł z Pucharu UEFA po dramatycznej serii "jedenastek" z Valerengą Oslo. Tym razem jednak wiślacy zaprezentowali się godnie, pokazując momentami ciekawą piłkę, szczególnie w drugiej części meczu. Remis po 90 minutach konfrontacji z Lechem zostaje zapisany do ligowego bilansu.

Mecz o Superpuchar Polski zgromadził na stadionie w Poznaniu około 25 tysięcy widzów. Mieli oni możliwość obserwowania nie tylko zdobywców Pucharu Polski (Lech) i Mistrzostwa Polski (Wisła), ale też polską sędzinę Katarzynę Nadolską, która asystowała na linii Grzegorzowi Gilewskiemu. Wiślacy wyszli do gry z Damianem Gorawskim na prawej stronie, który zastąpił Kalu Uche. Na lewym skrzydle pojawił się zaś Piotr Brożek. Do obrony po pauzie spowodowanej czterema żółtymi kartkami powrócił Arek Głowacki.

Lech rozpoczął agresywnie i odważnie. Już w 3 minucie Marcin Baszczyński popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki i sfaulował Piotra Reissa. Poszkodowany dwukrotnie wykonywał rzut wolny (po pierwszym strzale Piotr Brożek otrzymał żółtą kartkę za zbyt szybkie wybiegnięcie z muru), ale nie udało mi się pokonać Majdana. Po dziesięciu minutach gospodarze mieli 500-procentową sytuację na bramkę!!! Po kontrze prawą stroną i strzale Kaczorowskiego sam przed bramką stał Goliński, który... strzelił obok prawego słupka! 99,9% ludzi zgromadzonych na stadionie wykorzystałoby tą sytuację! Wisła próbowała się odgryźć chwilę wcześniej, jednak powracający Wójcik lekko popchnął Frankowskiego, co przeszkodziło mu na skuteczne opanowanie piłki. W 16 minucie natomiast Żurawski wykonywał rzut wolny z podobnego miejsca, co Reiss na początku spotkania. Z podobnym skutkiem, choć piłka zmierzała bliżej poprzeczki bramki Lecha. Szansy z dystansu próbował też Brożek, jego uderzenie okazało się niecelne.

Marcin Baszczyński nie zaliczył początku tego spotkania do udanych (czyżby skutki fety i wieczoru kawalerskiego?), bo w 21 minucie popełnił swój drugi indywidualny błąd nie trafiając dobrze w piłkę przy wślizgu; przejął ją Piotr Reiss, strzelił w kierunku bramki, Majdan nieco sparował uderzenie, zaś od utraty gola uratował nasz zespół Głowacki. Tyle, że minutę później było 1:0 dla gospodarzy: mocno podkręcona przez Golińskiego piłka po dośrodkowaniu spod linii autowej z lewej strony boiska trafiła na głowę Bosackiego, który umieścił ją w długim rogu bramki Wisły.

Prowadzenie Lecha, zważywszy na ich zaangażowanie w grę i stworzone sytuacje - całkowicie zasłużone. Od tego momentu gra wyrównała się. Ze strony gospodarzy próbowali szczęścia Goliński i Madej. Broniącemu w bramce Lecha Piątkowi zagrażali natomiast Mauro Cantoro (niecelny strzał w 24 minucie) i Tomasz Frankowski, który w 31 minucie dwukrotnie próbował pokonać lechitów. Najpierw jego strzał zablokował Wójcik a po pięciu sekundach - Piątek. W 35 minucie trener Kasperczak zdecydował się na zmianę ustawienia. Szansę otrzymał Mariusz Kukiełka, na prawe skrzydło powędrował Szymkowiak, zaś na lewą stronę Gorawski. Od tej pory pojedynki "Gory" z Kaczorowskim stały się ozdobą tego spotkania. Dwie minuty po tej roszadzie Piątka z bliska próbował zaskoczyć Stolarczyk. W ostatniej minucie pierwszej odsłony Szymkowiak mocnym strzałem trafił prosto w golkipera gospodarzy.

Wspomnieć należy, że ostatnie 10 minut pierwszej połowy przebiegało w fatalnej aurze! Nad stadionem Lecha przeszła potężna ulewa połączona z burzą. Jednak przed rozpoczęciem drugiej części gry padać przestało, wyszło słońce, a nad Poznaniem rozpostarła się tęcza. Jak się okazało - szczęśliwa dla Lecha.

Tyle, że Wisła nie oddała łatwo pola rywalom. Gra mistrzów Polski w następnych 20 minutach była doprawdy koncertowa, w tym właśnie okresie udokumentowana została duża przewaga techniczna Wiślaków nad rywalami. W 48 minucie kałuża na polu karnym Lecha zachowała się niczym piąty obrońca tej drużyny, zatrzymując piłkę szarżującego Tomasza Frankowskiego. Po trzech minutach Wójcik przyblokował "Franka" po centrze z prawej strony Żurawskiego. 60 sekund później dwójkowa akcja tych samych zawodników została zatrzymana przez bramkarza Lecha. Później znów Frankowski stanął przed szansą, tyle że tym razem po długim podaniu za mocno wypuścił sobie piłki i Piątek łatwo ją wyłapał.

Po tym festiwalu napastników Wisły do wykańczania akcji wzieli się pomocnicy i... uczynili to skutecznie. Piękną akcję przeprowadził lewym skrzyłdem Damian Gorawski, ograł Kaczorowskiego i dokładnie zacentrował sprzed linii końcowej do wbiegającego na szósty metr Szymkowiaka, który strzałem głową "po koźle" pokonał Waldemara Piątka (asysta: GORAWSKI). Wisła próbowała zdobyć prowadzenie. Piątek musiał sporo napracować się przy strzałach Żurawskiego, miał też szczęście gdy ten sam napastnik Wisły będąc cztery metry od bramki zdecydował się odgrywać do tyłu do Frankowskiego i akcja zakończyła się na defensywie "Kolejorza".

Lech pierwszy raz w drugiej połowie oddał strzał dopiero w 67 minucie. Uczynił to Świerczewski z 17 metrów a Majdan wyekspediował piłkę nad poprzeczkę. Po rzucie rożnym bramkę głową próbował zdobyć Bosacki, jednak znów Majdan był na posterunku. Ale Wisła szybko odzyskała inicjatywę. W 72 minucie Frankowski strzelił głową z 5 metrów obok bramki. Po chwili arbiter popełnił duży błąd dyktując rzut wolny za rzekomy faul Gorawskiego na Kaczorowskim... tyle, że to lechita faulował. Przy okazji stracił równowagę zaś Wisła miała świetną okazję, której nie pozwolił wykończyć sędzia Gilewski. Sprawiedliwości stało się za dość po dwóch minutach: fantastyczne prostopadłe podanie w wykonaniu Żurawskiego, Tomasz Frankowski wyszedł przed Piątka i zapakował futbolówkę między jego nogami do bramki (asysta: ŻURAWSKI). Podwyższyć wynik mógł chwilę później Stolarczyk, tyle że miał trudną pozycję do oddania dobrego strzału głową.

Do końca spotkania gra była wyrównana, tyle że gospodarze mieli więcej szczęścia. W 81 minucie po faulu 17 metrów od bramki Wisły do piłki podszedł Goliński. Lechita nie strzelił precyzyjnie, ale na tyle mocno, że futbolówka odbita od przedramienia Radosława Majdana wpadła do bramki. Goliński próbował też szczęścia pięć minut później, również z rzutu wolnego, ale tym razem piłka po jego strzale przeleciała nad poprzeczką. Obie strony jeszcze dążyły do wygranej, ale bramki zdobyć się nie udało. Stąd też mecz zakończył się remisem 2:2, zaś o zdobyciu Superpucharu Polski zadecydowały rzuty karne.

Te lepiej wykonywali lechici, którzy za każdym razem mierzyli w lewy róg bramki Radosława Majdana. Strzały Głowackiego i Kłosa świetnie wybronił Piątek i to jego należy uznać za bohatera tego spotkania. Gratulacje dla Lecha za zdobycie Superpucharu i znakomitą atmosferę na trybunach. Gratulacje dla Wisły za dobrą grę, mimo krótkiego czasu na wypoczynek po mistrzowskiej fecie. Oba zespoły pokazały dobrą piłkę, która stanowiła znakomite podsumowanie ligowego sezonu.

Jak padały bramki:

1:0 Bosacki (22 min): Dośrodkowanie spod linii autowej z lewej strony boiska w wykonaniu Golińskiego. Dobrze podkręcona piłka trafia na głowę Bosackiego, który umieszcza ją w długim rogu bramki Wisły.

1:1 Szymkowiak (59 min): Piękna akcja Damiana Gorawskiego lewym skrzydłem, pomocnik Wisły ogrywa Kaczorowskiego i dokładnie centruje sprzed linii końcowej do wbiegającego na szósty metr Szymkowiaka, który strzałem głową pokonuje Piątka. Piłka odbija się jeszcze od murawy zanim wpada do bramki (asysta: GORAWSKI).

1:2 Frankowski (76 min): Fantastyczne prostopadłe podanie w wykonaniu Żurawskiego, Tomasz Frankowski wychodzi przed PIątka i pakuje futbolówkę między jego nogami do bramki gospodarzy (asysta: ŻURAWSKI).

2:2 Goliński (81 min): Po faulu Głowackiego na 17 metrze do piłki podchodzi Goliński. Uderza niezbyt precyzyjnie, ale na tyle mocno, że piłka odbita od przedramienia Radosława Majdana wpada do bramki.

Rzuty karne: 1:0 Piskuła (Majdan rzuca się w prawą stronę, strzelec uderza w lewą) 1:0 Głowacki (Piątek obronił potężny, ale mierzony blisko środka bramki strzał) 2:0 Bosacki (precyzyjne trafienie tuż przy lewym słupku bramki Wisły, Majdan nie sięga piłki) 2:1 Żurawski (Piątek nie wyczuł intencji strzelca po jego mocnym strzale) 3:1 Goliński (znów w lewy dolny róg, blisko słupka) 3:1 Kłos (po interwencji Piątka piłka odbija się od słupka i wychodzi w pole) 4:1 Madej (pierwsza "piłka meczowa", Majdan nie ma szczęścia, gdyż dotknął piłkę, ale ta wpadła do siatki).

(rav)



Konferencja po meczu Lech - Wisła 11. June 2004, 23:35 skomentuj komentarze (0) drukuj wyślij


- Próbujemy naśladować grę wiślaków w ustawieniu 4-4-2 i to nam się udaje - stwierdził po meczu z Wisłą trener Czesław Michniewicz. Szkoleniowiec Wisły, Henryk Kasperczak podkreślił jakość widowiska na stadionie w Poznaniu i dodał, że Lech jest rewelacją rundy wiosennej.

Czesław Michniewicz (trener Lecha): - Jestem szczęśliwy, że udało nam się zdobyć w bardzo trudnej dla nas rundzie wiosennej wysoką pozycję w lidze oraz Puchar Polski i Superpuchar. Było to bardzo ciekawe widowisko, godne finału ligi i meczu o Superpuchar Polski. Padły cztery bramki, było sporo ciekawych sytuacji. W drugiej połowie Wisła była lepsza i trochę nam pomogła ulewa, bowiem po przerwie, po strzale Frankowskiego, piłka stanęła w wodzie i nie wpadła do siatki. Zremisowaliśmy w końcówce sezonu z mistrzem Polski, który w rundzie wiosennej stracił zaledwie dwa punkty. Próbujemy naśladować grę wiślaków w ustawieniu 4-4-2 i to nam się udaje.

Henryk Kasperczak: - Było to interesujące widowisko ligowe, a o zdobyciu Superpucharu zadecydowały rzuty karne, które są loterią. Lech w rundzie wiosennej stał się rewelacją. Po trudnej jesieni, gdzie gospodarzom nie wiodło się najlepiej, zdołano zbudować w Poznaniu drużynę, która zdobyła Puchar Polski i zajęła szóste miejsce w lidze. Dziękuję moim zawodnikom za zdobycie mistrzostwa Polski.

PAP (rav)