2004.08.07 Wisła Kraków - Polonia Warszawa 4:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:22, 9 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Polonia Warszawa 4:0

• Po bardzo widowiskowym meczu, Wisła pewnie pokonała Polonię 4:0. Szymek, dwukrotnie Franek i Żuraw podzielili się łupem bramkowym, a wszystkie gole padły po przerwie. Polonia broniła się bowiem całkiem dzielnie, no i standardowo już, jako drużyna prowadzona przez Marka Motykę, zagrała bardzo ostro, więc kończyła - już pierwszą połowę - w dziesiątkę. Podkreślić trzeba także znakomitą atmosferę, która panowała dzisiaj na wiślackim stadionie!

II kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 7 sierpnia 2004 r., godz. 19:30

Widzów: 10000, sędziował: Robert Małek (Katowice)

Wisła Kraków - Polonia Warszawa 4:0

Bramki:

1:0 Szymkowiak (56.)

2:0 Frankowski (67.)

3:0 Frankowski (74.)

4:0 Żurawski (77.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Mijalović (77. Stolarczyk)

Uche (72. Kukiełka)

Szymkowiak (81. Kwiek)

Cantoro

Gorawski

Frankowski

Żurawski


Banaszyński Gołaszewski

Łukasiewicz

Udarević

Gołoś

Bąk

Dźwigała

Cichoń (66. Olszar)

Stokowiec

Kluzek (58. P. Głowacki)

Imeh (84. Jakosz)


Piłkarz meczu:

Tomasz Frankowski i Mauro Cantoro oraz wiślacka publiczność ;-)

• Rozpędzona Wiślacka machina zdemolowała kolejnego rywala. Podobnie jednak jak w spotkaniu z Górnikiem Łęczna, w spotkaniu z Polonią Warszawa nie zabrakło chwil, w których nerwy kibiców wystawione były na próbę. Dopiero druga połowa przyniosła upragnione gole. W pierwszej Wiśle brakowało szczęścia i skuteczności.

Wisła rozpoczęła spotkanie w klasycznym składzie z rundy wiosennej. Występ jedynego pewniaka w pierwszej jedenastce spośród nowo pozyskanych zawodników, Marka Zieńczuka, uniemożliwiła kontuzja. Zastąpił go Damian Gorawski, który w roli lewoskrzydłowego spisuje się całkiem poprawnie. Po kontuzji do składu wrócił Kalu Uche i wydaje się, że wystąpi na prawej pomocy także we środę. Trener Kasperczak nie kalkulował więc i rzucił przeciw Polonii najsilniejszy obecnie skład.

Drużyna z Warszawy zagrała od pierwszych minut tak, jak można było się spodziewać, skoro jej trenerem jest Marek Motyka. Powtórzył on wariant zastosowany już przy okazji wizyty w Krakowie Garbarnii Jaworzno. Poloniści próbowali krótkim kryciem, także w pobliżu bramki Radosława Majdana, ograniczyć możliwości przeprowadzania przez Krakowian szybkich, kombinacyjnych akcji. Wobec miażdżącej przewagi Wisły w umiejętnościach, Warszawianie uciekali się bardzo często do fauli, dlatego gra była od samego początku bardzo ostra. Sędzia Robert Małek próbował utemperować Polonistów i już w 3. minucie ukarał żółtą kartką Udarevicia. Niestety, brutalne zagrania pozostały główną bronią gości już do końca spotkania.

Zwykło się mówić, że przy defensywnie usposobionym rywalu, pierwszy gol może otworzyć wynik spotkania, i już w 9. minucie przed wymarzoną szansą stanął Maciej Żurawski. Popędził on nieatakowany w stronę bramki Banaszyńskiego i wydawało się, że gol musi paść. Niestety, Żuraw zachował się w tej sytuacji fatalnie, właściwie podając piłkę bramkarzowi rywala. Kolejne minuty to następne ataki Wisły i żółte kartki, dla Mijailovica i Bąka. Inna sprawa, że Poloniści śmiało zasługiwali na więcej kartoników. Sprawiedliwości stało się zadość w 29. minucie, gdy po brutalnym ataku w nogi Frankowskiego, drugą żółtą a w konsekwencji czerwoną kartką został ukarany Udarevic. Nie byłoby tej sytuacji, gdyby w 25. minucie sędzia uznał bramkę Franka. Strzał z około 10. metrów, po podaniu Szymkowiaka, został zdobyty, zdaniem sędziego liniowego, ze spalonego. Kolejne ataki Wisły zwykle kończyły się niecelnym dograniem w okolicach pola karnego, ale w 34. minucie bramka wisiała w powietrzu, gdy po kapitalnym rozegraniu Uche, z około 12. metrów strzelał Frankowski. Niestety niecelnie. W 38. minucie żółtą kartkę zobaczył Imeh. Dwie minuty później świetnie w polu karnym Polonii znalazł się Arkadiusz Głowacki, ale jego strzał był niecelny.

Do przerwy trwał napór Wiślaków. Polonii sprzyjało szczęście. Kibice obawiali się też o nogi naszych ulubieńców. Jeśli ta brutalność była inspirowana przez Marka Motykę, to można powiedzieć, że nie tego typu nauki winien on wynieść z Wiślackiej szkoły piłkarskiej. Chciałoby się wierzyć, że były zawodnik i trener Białej Gwiazdy próbował wyperswadować swoim podopiecznym grę faul, ale druga połowa nie świadczyła o tym. Wisła zaczęła ją od ataków, ale ciągle brakowało wykończenia akcji. Aktywnie poczynali sobie Baszczyński i Mijailović. Na skrzydła piłki rozrzucali Cantoro i Szymkowiak. Nieco pasywnie grał Żurawski, zaś bliżej pola karnego rywala, na swe szanse czyhał Frankowski. Dopiero jednak strzał Szymkowiaka w 56. minucie zza pola karnego przyniósł upragnioną bramkę. Asystę zaliczył Żurawski, choć uczciwie trzeba przyznać, że była ona po części pokłosiem złego przyjęcia piłki przez Żurawia. Wiślacy całkowicie już panowali na boisku, nie wypuszczając Polonistów z ich połowy. Na bramkę Banaszyńskiego groźnie strzelał Żurawski, ale były bramkarz Polkowic nie dał się zaskoczyć, niecelnie strzelał też Gorawski. Nie pomylił się Tomasz Frankowski, który w 67. minucie wykorzystał dogranie Żurawia i podwyższył rezultat na 2:0. W 71. minucie wspaniały rzut wolny w wykonaniu Żurawskiego - piłka trafia w słupek. W 74. minucie drugi raz do siatki Polonii trafia Frankowski, tym razem w sytuacji sam na sam po świetnym podaniu Szymkowiaka. W 76. minucie po dokładnej centrze Gorawskiego Żuraw uderzył niecelnie głową. Więcej szczęścia miał w 78. minucie, gdy zakończył celnym strzałem do pustej bramki akcję Baszczyńskiego. Kibice domagali się kolejnych bramek, Wiślacy próbowali je zdobyć, ale na ich drodze stanął kilkukrotnie (strzały Frankowskiego i Stolarczyka) oraz poprzeczka (uderzenie Franka).

Polonia stanowiła ledwie tło dla dobrze grającej Wisły. Radosław Majdan setnie się wynudził, ani razu nie zmuszony do wykazania się swym kunsztem. Obrona dość słabych strzałów z dystansu i wyłapywanie mało precyzyjnych dośrodkowań, to cały dorobek bramkarza Wisły. Pewnie grali nasi obrońcy, ale to głównie brak atutów Polonii w ofensywie sprawił, iż nie zagroziła ona poważnie naszej bramce. Co prawda, częściowo tłumaczy Polonistów fakt, iż grali w osłabieniu, ale to nie wyczerpuje tematu. Jest to po prostu wyjątkowo toporny zespół, który może zdobywać punkty na razie tylko ambicją. Od pierwszoligowca można i należy wymagać więcej. A gdy ambicja przeradza się w tępą brutalność, wówczas taki zespół zasługuje na najostrzejszą krytykę. Gra agresywna, ostra to norma we współczesnym futbolu. Prymitywne wycinanie lepiej wyszkolonego rywala to już zupełnie inna przypadłość.

Wisła zagrała niezłe spotkanie, choć po raz kolejny należy pamiętać, że potykała się z rywalem przeciętnym. Wiślacy w pierwszej połowie byli nieskuteczni i stąd nerwowe oczekiwanie na pierwszą bramkę. Gdy wreszcie padł gol, następne były tylko kwestią czasu. W zespole nie było słabych punktów, choć trudno też powstrzymać się od wygłoszenia kilku krytycznych uwag. Znacznie lepiej powinien wypaść Maciej Żurawski. Gol i dwie asysty, oraz znakomity strzał z wolnego to jego niezaprzeczalne zasługi, niepokoi jednak słaba skuteczność w innych sytuacjach, oraz zbyt częsta pasywność w grze. Mało produktywnie grał Gorawski, który wszakże szarpał na skrzydle ile sił mu starczało. Uche nie był może tak aktywny - czasem nie dostrzegali go koledzy, ale parę zagrań było przedniej marki. Rozgrywa się Mijailović, z ochotą włączający się do akcji ofensywnych. Pozostali Wiślacy wydają się być w równie dobrej formie. Tyle że kolejny test dla nich będzie znacznie trudniejszy. Polonię zmiażdżyliśmy zgodnie z przewidywaniami. Czy sprawimy sensację i pokonamy Real? Niedługo się przekonamy.

• Dodał: J75 (2004-08-07 22:17:17)

Komentarz pomeczowy

• W sobotni wieczór piłkarze Białej Gwiazdy po raz kolejny odesłali do domu swojego rywala z pokaźnym bagażem bramek. Tym razem ofiarą ofensywnego stylu gry wiślaków padła Polonia Warszawa, która jako ostatnia sprawdziła formę podopiecznych Henryka Kasperczaka przed konfrontacją z Realem Madryt.

Zwycięstwo 4:0 musi cieszyć kibiców Wisły. I zapewne cieszy. Niestety akurat ja nie podzielam opinii mojego znakomitego kolegi redakcyjnego, który twierdzi, że Wisła pokonała rywala po bardzo widowiskowym meczu a do tego uczyniła to pewnie. Tymczasem przez długie momenty Wisła miała problemy z precyzyjnym rozegraniem akcji, co było efektem agresywnie i wysoko grającego rywala. Cóż, zapewne na moją odmienną ocenę wpłynął fakt, że na naszych ulubieńców patrzyłem już pod kątem potyczki z Królewskimi.

Niewątpliwym atutem wiślaków jest skuteczność. W nowym sezonie, Wisła rozegrała 4 mecze o stawkę. Dwa w eliminacjach do Ligi Mistrzów i dwa w naszej ekstraklasie. W tych 4 potyczkach zaaplikowała swoim rywalom... 20 goli (!) co daję średnią 5 goli na jedno spotkanie! Taki wynik musi budzić uznanie w oczach nie tylko rodzimych fachowców oraz kibiców, ale także wśród hiszpańskich znawców futbolu, chociaż akurat ci, z wrodzoną łatwością, deprecjonują dokonania naszej drużyny. I to może zemścić się już w środę, czego oczywiście piłkarzom Realu, bez fałszywej kurtuazji, życzymy. Naszym piłkarzom życzymy natomiast, i nie mielibyśmy nic przeciwko, aby bramkowe statystyki zostały przynajmniej utrzymane na obecnym poziomie.

Cieszymy się zatem ze skuteczności piłkarzy Wisły, ale zafrasujmy, choć przez chwilę, nad stylem w jakim odnoszą zwycięstwa. Oczywiście, jeśli do końca obecnego sezonu mieliby strzelać rywalom po 4-5 goli w meczu, prezentując przeciętny styl, to zapewne nikt z kibiców nawet przez chwilę nie będzie się nad tym zastanawiał, a ja sam na łamach tej strony będę się kajał za pośrednictwem jakiegoś fikuśnego felietonu. Niestety trzeba zauważyć, że do tej pory na drodze wiślaków stawały drużyny albo katastrofalnie słabe (WIT Georgia), które absolutnie nie powinny brać udziału nawet w eliminacjach do Ligi Mistrzów, albo rywale grający futbol siermiężny, oparty głównie na sile i twardej, bezpardonowej walce. Do tego zarówno Łęczna jaki i Polonia przegrały wyraźnie swoje mecze grając już w zdekompletowanych składach. To, po chwili zadumy, musi zmartwić każdego kibica Wisły. W meczu z Polonią, wszystkie bramki padły dopiero po zejściu z placu gry obrońcy Poloni, Udarevicia. Do tego momentu Polonia radziła sobie całkiem poprawnie z rozbijaniem ataków Wisły. Przy tej okazji należy wspomnieć o słabszej postawie drugiej linii. Cóż z tego, że Gorawski szarpał ze wszystkich sił, skoro jego zagrania albo były chaotyczne, albo nie znajdowały zrozumienia u partnerów. Zapewne brak zrozumienia wynikał ze wspomnianego chaosu. Raził mnie nieco brak ruchliwości Szymkowiaka oraz bocznych obrońców. Przy zespole grającym tak jak Polonia trzeba grać szybko, często zmieniając pozycje na boisku, a większość piłek powinna być zagrywana bez przyjęcia. Tymczasem wiślacy długo holowali futbolówkę wdając się w dryblingi często z dwoma, trzema przeciwnikami, co po pierwsze pozwalało zorganizować grę obronną Polonii, a po drugie kończyło się na stracie piłki. Dopiero wspomniane już zejście chorwackiego obrońcy rozluźniło szyki obronne polonistów. Oczywiście jasne dla mnie jest, że nawet w jedenastu Polonia przegrałaby ten mecz, co wynika z nieporównywalnie większego potencjału sportowego Wisły. Wystarczy chwila nieuwagi, by niezawodny Tomasz Frankowski, polski Butragueno, sam rozstrzygnął losy spotkania na korzyść Białej Gwiazdy.

Dotychczasowi rywale Wisły nie dali nam też odpowiedzi na pytanie w jakiej dyspozycji jest nasza formacja defensywna. Gołym okiem jak na razie widać, że nic ze swoich walorów nie stracił Mauro Cantoro, który walczy nieustępliwie w środku pola, cofa się po - wydawałoby się - stracone piłki, nie boi się pojedynków jeden na jeden a także potrafi umiejętnie - taktycznie - sfaulować rywala, odbierając mu na kilka chwil ochotę do gry. To może zaprocentować w środowym spotkaniu z Realem Madryt, gdy na przeciwko El Toro stanie Zinedine Zidane. Reszta defensywy jest wielką niewiadomą. W dotychczasowych meczach obrońcy nie mieli zbyt wiele pracy, a rywale, nawet w kilku groźnych sytuacjach które sobie stworzyli, nie wykrzesali z Kłosa, czy Głowackiego ich pełni możliwości. Baszczyński i Mijailovic zbyt rzadko przebojowo szarżują pod bramkę rywali, co w systemie 4-4-2 jest koniecznością. Inaczej ten styl - bez ofensywnego nastawienia bocznych obrońców, asekurowanych przez bocznych pomocników – zdecydowanie traci na skuteczności. Nic też nie wiadomo o formie Radosława Majdana, który ostatnio nie miał zbyt wiele pracy. Niemniej jednak, gdy spojrzymy na statystykę to w 3. meczach Majdan trzykrotnie wyciągał piłkę z siatki, co też powinno – biorąc pod uwagę klasę rywali, a raczej jej brak – skłonić trenera Kasperczaka do chwili zadumy. Podsumowując wypada się tylko cieszyć ze znakomitej skuteczności Białej Gwiazdy pod bramką przeciwnika, a chwilę zadumać nad okolicznościami, w których Wisła odniosła swoje okazałe zwycięstwa. Pamiętajmy też, że gra (choć przeciętna jak na to do czego przyzwyczaiła nas Wisła w poprzednich dwóch sezonach), która absolutnie wystarcza na ligowych rywali niekoniecznie musi sprawdzić się przeciwko Realowi.