2004.09.16 Wisła Kraków – Dinamo Tbilisi 4:3

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:39, 9 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Dinamo Tbilisi 4:3

• O takich meczach, jak ten dzisiejszy, każdy kibic chciałby jak najszybciej zapomnieć. Bardzo przeciętną drużynę z Gruzji piłkarze Wisły absolutnie zlekceważyli. Przegrywaliśmy więc 0:2 do przerwy, co było prawdziwą sensacją. W II połowie wiślacy wzięli się wprawdzie do pracy i zdobyli cztery gole, ale w końcówce to Gruzini strzelili kontaktową bramkę, a wynik ten, przed rewanżem, nie daje nikomu z nas satysfakcji! Wisła wygrała, ale zagrała po prostu koszmarnie źle! I runda Pucharu UEFA, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 16 września 2004 r., godz. 17:00

Widzów: 6000, sędziował: Darko Čeferin (Słowenia)

Wisła Kraków - Dinamo Tbilisi 4:3

Bramki:

0:1 Kankava (18.)

0:2 Aładaszwili (26.)

1:2 Gorawski (60.)

2:2 Żurawski (62.)

3:2 Frankowski (64.)

4:2 Frankowski (76.)

4:3 Kłos (84. - samob.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Mijailović

Gorawski (80. Stolarczyk)

Kukiełka (46. Cantoro)

Szymkowiak

Zieńczuk (46. Kuźba)

Frankowski

Żurawski


Zaidze (46. Mamaładze)

Szasziaszwili

Kandelaki

Cziczweiszwili

Aładaszwili (70. Kakaładze)

Nemsadze

Kwirkwelia

Kakaładze

Melkadze (59. Grigałaszwili)

Gonczarow

Kankawa


Piłkarz meczu:

Mauro Cantoro

• Rozpoczęło się... niespodziewanie. Przede wszystkim kibiców zdziwić mógł brak na boisku Mauro Cantoro, który został na ławce rezerwowych. W podstawowym natomiast składzie wybiegł Mariusz Kukiełka. Nie wiadomo co chciał przez taki manewr osiągnąć trener Kasperczak, ale nie wyszło z tego nic!

Także i sam początek meczu zaskoczył, bo to Gruzini przejęli inicjatywę, wiślacy zaś grali niemrawo i niedokładnie.

Już w 5. minucie niecelnie strzela Kandelaki. Pierwsze ostrzeżenie. Wisła przedostaje się (!) pod bramkę gości dopiero w minucie 12., ale dośrodkowanie Żurawia kończy się jedynie rzutem rożnym. Po nim Głowacki uderza nad poprzeczką. Odpowiedź Dinama natychmiastowa. Melkadze strzela z ok. 20 metrów, a Majdan bardzo niepewnie wybija piłkę na róg. Dośrodkowanie i mijają się z piłką nasi defensorzy. Gdyby tylko wystarczyło zimnej krwi Gonczarowowi, byłoby prowadzenie dla Gruzinów! Strzelił on bowiem, z sześciu metrów, minimalnie nad poprzeczką. Niestety, nie podziałało to na Wisłę, jak zimny prysznic. A powinno.

W 18. minucie, na pozór, niegroźna akcja Dinama. Dośrodkowanie z lewej strony, piłkę więcej niż fatalnie, przed pole karne, wybija Mijailović. Dobiega do niej Kankava i z ponad 20 metrów strzela na naszą bramkę. Piłka po drodze odbija się od Arka Głowackiego, myli Majdana, i sensacyjnie to Dinamo prowadzi 1:0! Konsternacja na trybunach.

Podrażniona Wisła przeprowadza akcję w 20. minucie, ale kończy się ona jedynie niecelnym uderzeniem Franka, który nie dostrzegł, że za jego plecami lepiej ustawieni byli Żuraw i Zieńczuk. To było jednak w tym okresie gry wszystko, co zrobiła Wisła. Dalej gramy bez ładu i składu. Jakby tego było mało, w 26. minucie pada drugi gol dla gości! Prostopadła piłka, do której idealnie w tempo wyszedł Aladaszwili pozwala mu znaleźć się sam na sam z Majdanem. Gruzin kiwa naszego bramkarza, obiega, i do pustej bramki nie ma kłopotu trafić piłką.

Kibice w Polsce mogą zadawać sobie tylko pytanie, co się dzieje z Wisłą?! A działo się bardzo źle!

Wprawdzie już minutę po stracie drugiej bramki dobrze strzela Żuraw, ale bramkarz, choć na raty, piłkę łapie. Była 27. minuta meczu i był to pierwszy celny strzał Wisły, na bramkę gości!!! W 32. minucie zamieszanie pod bramką Dinama, ale kończy się tylko rzutem rożnym. Minutę później sam na sam z Zaidze wybiega Żuraw, ale gubi piłkę, odchodzi w bok i z ostrego kąta nie trafia w bramkę. W 37. i 39. minucie rozpaczliwe dośrodkowania wiślaków kończą się tylko rzutami rożnymi. Jeszcze w 40. minucie groźnie, kiedy Szymek dośrodkowuje z rzutu wolnego, piłka spadła bowiem wprost pod nogi Gory, ale ten nie spodziewał się tego i futbolówka odbiwszy się od niego wychodzi poza pole karne. Na tym (na szczęście) koniec I części meczu, o której - chyba nie tylko ja - chcę jak najszybciej zapomnieć!

Na II połowę wychodzi odmieniona Wisła. Także kadrowo. Za bezproduktywnego Kukiełkę wchodzi Cantoro, zaś za Zieńczuka pojawia się Kuźba. Jak wiele znaczy, dla Wisły, Cantoro mógł przekonać się każdy, kto porównał grę środka pola Białej Gwiazdy przed, i po przerwie! Czy naszemu trenerowi właśnie o to chodziło?! Lepiej nie pytać. Podrażniona Wisła zaczęła grać lepiej, bardziej ofensywnie, zwłaszcza że na placu gry pojawił się trzeci napastnik. Co jednak najważniejsze, nasi piłkarze żwawiej poruszali się po murawie!

Zmiana także w Dinamie, kontuzjowanego bramkarza Zaidze zmienia Mamaładze i choć pierwszy bramkarz Dinama nie miał okazji aby potwierdzić swoje umiejętności, to rezerwowy na pewno... pomógł Wiśle, grając o wiele bardziej niepewnie.

Najpierw jednak gola mogli zdobyć, już w 47. min., goście! Po faulu, przed naszym polem karnym, piłkę wybijał Mijailović, trafił w stojącego od niego o 2 metry Gruzina, sędzia nie zareagował, a Dinamo przeprowadziło akcję, po której tylko niecelny strzał Gonczarowa uchronił nas od straty gola! Zdenerwowany tym błędem sędziego Majdan wdaje się w pyskówkę, za co ogląda żółtą kartkę! Od tego momentu zaczyna się jednak popis Wisły. W 50. min. dośrodkowuje Cantoro, w ostatniej chwili Gorę blokują obrońcy. Dwie minuty później ładnie głową próbował oddać do Franka - Żuraw. Zabrakło niewiele. W 54. minucie lobem w pole karne zagrywa Szymek, do piłki dochodzi Kuźba, ale trafia w słupek! Po kolejnej minucie popisowa akcja Żurawia, ale jego uderzenie broni bramkarz. W końcu 60. minuta spotkania, Żuraw dośrodkowuje z prawego skrzydła, wprost do nadbiegającego Damiana Gorawskiego, a ten strzałem z pierwszej piłki zdobywa wreszcie gola dla Wisły! 1:2. 62. minuta. W polu karnym Franek podaje do Żurawia, ten przyjmuje świetnie piłkę na klatkę, strzela pod poprzeczkę i mamy remis!

Kanonada Wisły trwa nadal. 64. minuta, Żuraw wchodzi w pole karne, dostrzega jednak Franka, podając mu piłkę na długi słupek, a Tomek wpycha futbolówkę do siatki! Jest 3:2! Wisła potrzebowała niewiele czasu, aby odrobić straty i wyjść na prowadzenie!

Podrażnieni Gruzini odpowiadają dwoma akcjami, ale dwukrotnie powstrzymuje ich Marcin Baszczyński. W 71. minucie w dziecinny sposób ograć daje się natomiast Nikola, na nasze szczęście, kończy się tylko na rogu. Po chwili znów goście, ale Nensadze fatalnie przestrzelił.

74. minuta róg dla Wisły, ale niecelnie głową strzela Kłos. Po kolejnych jednak dwóch minutach, czwarta bramka dla Wisły! Piłkę z głębi pola zagrał Żuraw, Kuźba na spółkę z obrońcą podbił piłkę na środek pola karnego, a tam był już Franek, który - jak przystało na sępa pola karnego - dopada do niej, mija bramkarza i strzela nieuchronnie do bramki! Prowadzimy 4:2!

Kibice oczekują kolejnych akcji i goli. Niestety, to było wszystko co zrobiła dzisiaj Wisła! Do głosu próbują dojść natomiast goście i... udaje im się to. W 80. minucie Gora podał wprost pod nogi jednego z Gruzinów, Ci od razu przeprowadzają kontratak, piłka trafia do Kakaładze, ale ten strzelił niecelnie. W 83. minucie ogromny pech Wisły. Rzut wolny z ok. 30 metrów egzekwują Gruzini. Strzał był silny, ale Majdan nie miałby z nim problemu. Niestety do piłki wyskoczył Kłos, niewiele ale jednak, zmienił lot piłki, a ta wpadła do naszej bramki. 4:3.

Wisła odpowiada kolejną próbą Maćka Żurawskiego, który szukał w polu karnym Franka, ale kończy się to tylko rzutem rożnym. Groźniej jest jednak pod naszą bramką, w zamieszaniu Kwirkwelia strzela - na szczęście - niedokładnie.

W 90. min. kontrowersyjna sytuacja. Rzut wolny z ok. 20 metrów egzekwują wiślacy. Strzela Szymek, z muru wybiegł piłkarz gości i ewidentnie wyciągniętą ręką zablokował ten strzał. Wszystko to w polu karnym, jednak sędzia nie zareagował.

Jeszcze w doliczonym czasie gry Kłos i Kuźba próbowali, na raty, pokonać bramkarza gości, ale wynik nie uległ już zmianie.

Emocji nie brakowało. Szkoda, że głównie negatywnych. Można wręcz nazwać ten mecz horrorem. Horrorem, który sami sobie zgotowaliśmy! Niestety nasi piłkarze zagrali dzisiaj, bardzo długimi momentami, koszmarnie słabo. Można nawet powiedzieć, że katastrofalnie. Wszyscy zlekceważyliśmy Gruzinów i to się zemściło. Nie są jednak oni, w żadnej mierze, rywalem z którym przegrywa się wysoko do przerwy i w meczu pucharowym traci, na własnym boisku, aż trzy gole.

Z drugiej strony... Po tym meczu nie powinno być już niepotrzebnych kombinacji z zostawianiem na ławce Mauro Cantoro, który pokazał na czym polega gra w środku pola. Kiedy trzeba było - przyśpieszył. Kiedy nie, piłkę przytrzymał, zastawił. Trochę może na wyrost, a trochę z przekory, to właśnie on zasłużył na miano piłkarza tego meczu!

Można powiedzieć, że Wisła pokazała charakter. Mało która drużyna wyciąga wynik z 0:2 na 4:2 i to w niewiele ponad kwadrans. To jednak jedyny pozytyw z tego meczu. Negatywów jest o wiele, wiele więcej.

Przed nami ciężki rewanż, bo Gruzini nie będą mieli nic do stracenia. W Tbilisi nie będzie już mowy o odpuszczaniu. Nasi piłkarze będą zmuszeni zagrać na 100% swoich możliwości, albo z pucharami po prostu się pożegnamy!

• Dodał: Piotr


Komentarz pomeczowy

• „Wyłącznie dla widzów o mocnych nerwach” – taką adnotacją powinien zostać oznaczony, w programie telewizyjnym stacji TVN, mecz Wisły z Dinamo. Ale któż mógł się spodziewać, że w przeciągu 90 minut przeżyjemy wszystko to, co w futbolu najlepsze i najgorsze? Za sprawą naszych ulubieńców zobaczyliśmy stary, dobry hitchcockowski schemat filmów grozy. Tylko czy na pewno z happy endem?

Odpowiedź na to pytanie poznamy za dwa tygodnie, chociaż w bardzo korzystnej sytuacji – mimo porażki w Krakowie – są piłkarze Dinama Tbilisi. Czy piłkarze Wisły, a przede wszystkim kibice Białej Gwiazdy powinni obawiać się rewanżu? Jeśli wiślacy zagrają tak jak w drugiej połowie czwartkowego spotkania, szczególnie w bramkowych dwudziestu minutach, to awans do fazy grupowej jest jedynie formalnością, którą należy załatwić w dalekim Tbilisi. Jeśli natomiast zagrają chodzonego jak podczas pierwszych 45 minut, to ich przygoda z europejskimi pucharami w sezonie 2004/05 zatoczy koło i skończy się tam, gdzie się zaczęła. Przypomnijmy, że zaczęła się od spektakularnego, druzgocącego zwycięstwa 8:2 nad mistrzami Gruzji, zespołem WIT Georgia. Porażka z Dinamem byłaby równie spektakularna i druzgocąca, a do tego mogłaby być brzemienna w skutki. Nie od dziś wiadomo, że Wisła ostrzy sobie pazurki na grę w elitarnej Lidze Mistrzów. Gra w pucharze UEFA to absolutne minimum dla... właściciela klubu, Bogusława Cupiała oraz innych sponsorów. Po okresie siewu można oczekiwać okresu zbioru plonów. Porażka w Gruzji mogłaby przesunąć ten okres na kolejny sezon, co niekoniecznie mogłoby spodobać się wspomnianym dobrodziejom naszego klubu. Jest to co prawda wizja skrajnie pesymistyczna, ale należy i taką przyjąć, by później uniknąć niepotrzebnych rozczarowań. Z drugiej strony, wiara w zespół, jego możliwości, oraz potencjał jaki niewątpliwie posiada, pozwalają z optymizmem oczekiwać na rewanżowe spotkanie.

Trzęsienie ziemi

Zgodnie ze schematem filmów grozy autorstwa Alfreda Hitchcocka, mecz na Reymonta zaczął się od trzęsienia ziemi. Grających statycznie wiślaków kompletnie zaskoczyli ruchliwi Gruzini, którzy raz po raz dawali wyraźne sygnały, że nie przyjechali do Krakowa po naukę, ale po korzystny wynik. Po pierwszych KATASTROFALNYCH 45 minutach na tablicy świetlnej widniał wynik 2:0, ale dla gości. W zespole Wisły zawiodło wszystko i wszyscy, począwszy od Radka Majdana a skończywszy na naszych sztandarowych asach - Żurawskim i Frankowskim. W grze Białej Gwiazdy dominował bezruch, niedokładność i absolutna chęć wygrania tego meczu jak najmniejszym nakładem sił - minimalizm (gdzieś to już widziałem :) ) w czystej, encyklopedycznej postaci. Najwięcej błędów popełniali nasi obrońcy. Nie po raz pierwszy kompletnie nieodpowiedzialnie zachowywał się Mijailović, który interweniował nieczysto, nie w tempo i niepewnie. Podobnie zachowywał się Arek Głowacki oraz doświadczony Kłos, który przy drugim golu wyraźnie zaspał w momencie zastawiania pułapki „offside’owej”. Również w tej sytuacji nie popisał się Majdan, który zbyt późno wybiegł z bramki. Na słowa krytyki zasługuje postawa drugiej linii. W dobie, gdy od defensywnego pomocnika wymaga się nie tylko perfekcyjnej destrukcji, ale również gry do przodu, wydaje się, że Mariusz Kukiełka nie ma szans na nawiązanie skutecznej rywalizacji z Mauro Cantoro, co dodatkowo jaskrawo pokazała druga połowa, gdy Argentyńczyk kapitalnie uspokoił grę w środku pola. Oczywiście mówienie o tym, że druga linia grała słabo za sprawą Kukiełki byłoby zbyt dużym uproszczeniem, niemniej jednak nie był to pierwszy mecz, gdy pomoc prezentuje się znacznie korzystniej, gdy dzieli i rządzi El Toro. Słabo spisali się również boczni pomocnicy. Marek Zieńczuk rozegrał najsłabszy mecz od momentu przyjścia na Reymonta. Niewiele dobrego można powiedzieć o grze w I połowie Damiana Gorawskiego. Zupełnie niezrozumiałe było również dreptanie w miejscu obydwu napastników, a Mirek Szymkowiak zapisał się w mojej pamięci nieustannym rozkładaniem rąk. Tak fatalnie dysponowana Wisła zasłużenie schodziła na przerwę z zerowym dorobkiem goli.

Dr Jekyll and Mr. Hyde

Nie wiem co wydarzyło się w przerwie meczu w wiślackiej szatni. Nie wiem jakich słów użył trener Kasperczak, ale gra Wisły w drugiej połowie wyglądała tak, jakby obydwie części meczu dzieliła nie piętnastominutowa przerwa, ale co najmniej jeden pełny mikrocykl. W związku z tym można śmiało postawić tezę, że rzecz nie w motoryce i ewentualnym kryzysie formy, ale w psychice naszych zawodników. Niestety to co wystarcza na ligowych średniaków, nie wystarcza już nawet na drużynę z „trzystaktóregoś” miejsca w rankingu UEFA.

W drugiej połowie zobaczyliśmy Wisłę jaką pamiętamy ze spotkań - tak chętnie przeze mnie przywoływanych - z Parmą, Schalke, czy Lazio. Grająca kombinacyjną, szybką piłkę na jeden kontakt Biała Gwiazda nie miała absolutnie żadnych problemów aby w 5 minut (!) strzelić 3 gole, a później dołożyć jeszcze jedno trafienie. Pomogły oczywiście zmiany, których dokonał trener Kasperczak. Na boisku pojawił się wspomniany już Cantoro, który wprowadził tak potrzebny spokój w poczynaniach drugiej linii. Nieźle zaprezentował się Marcin Kuźba, który trafieniem w słupek dał sygnał, że w tym meczu jeszcze nie wszystko stracone. Oczywiście szkoda straconej 3 bramki. Można mieć pretensje do Kłosa, który tak niefortunnie interweniował, że w efekcie pokonał Majdana. Prawdę mówiąc była to bardzo ładna główka, w jego stylu, tylko... tylko nie w tą stronę co trzeba. No, ale nie myli się tylko ten, co nic nie robi.

Ze stanu 0:2 wiślacy potrafili wyciągnąć na 4:3. Zwycięstwo cieszy, a poza tym Wisła udowodniła, że jest drużyną walczącą przez 90 minut i nigdy nie składa przedwcześnie broni. Ale ile jeszcze razy nasi ulubieńcy będą nam to udowadniali? To nie pierwszy mecz, w którym drużyna musi stracić bramki, by efektywnie wziąć się do ostrej pracy. Miejmy nadzieję, że w Gruzji, od pierwszej minuty Wisła zagra na swoim normalnym poziomie i już po pierwszej połowie wszystko będzie jasne, a my kibice będziemy zastanawiać się kogo wylosujemy w fazie grupowej nowego Pucharu UEFA.