2004.09.19 Wisła Kraków – Amica Wronki 1:1

Z Historia Wisły

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Amica Wronki 1:1

• Po słabym meczu Wisła tylko zremisowała z Amiką 1:1. Przerwaliśmy więc serię zwycięstw na własnym stadionie, którą kończymy liczbą 19. Więcej w tym jednak zasługi sędziego tego spotkania, pana Żyro, niż samej Amiki. W 85. minucie sędzia podyktował bowiem dla gości bradzo kontrowersyjny rzut karny, który na bramkę zamienił Dembiński. Gola dla Wisły, w 70. min., zdobył niezawodny Tomasz Frankowski.

VI kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 19 września 2004 r., godz. 15:00

Widzów: 10000, sędziował: Jarosław Żyro (Bydgoszcz)

Wisła Kraków - Amica Wronki 1:1

Bramki:

1:0 Frankowski (70.)

1:1 Dembiński (86. k.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos (62. Stolarczyk)

Głowacki

Mijailović

Gorawski

Kukiełka

Szymkowiak

Zieńczuk (74. Kwiek)

Frankowski (87. Kuźba)

Żurawski


Malarz Skrzypek

Stasiak

Bieniuk (81. Filip Burkhardt) Dudka

Bartczak

Kucharski

Marcin Burkhardt (73. Sobociński)

Gregorek

Grzybowski (79. Łudziński)

Dembiński


Piłkarz meczu:

Tomasz Frankowski

• Kibice Białej Gwiazdy dawno nie oglądali tak słabego i nudnego meczu, jak ten dzisiejszy. Wiślacy znów zagrali słabo. Razili niedokładnością, brakiem ruchliwości. Czy należy już bić na alarm? To co udało się z kiepsko grającą Pogonią, mogło zakończyć się katastrofą w meczu z Dinamem Tbilisi (i jeszcze nie wiadomo, jak się zakończy). Dzisiaj zaś wiślacy stracili w lidze pierwsze punkty, a sportową złość okazali dopiero po stracie gola!

Amika od początku nastawiła się na przeszkadzanie, niczym więc nie odróżniała się od innych drużyn ligowych. Miała jednak - jak się okazało - delikatną pomoc w osobie sędziego i z Krakowa wywiozła punkt.

Nudy, nudy, nudy...

O pierwszej połowie można byłoby powiedzieć tylko tyle, że się odbyła. Ciekawych akcji podbramkowych nie było nawet tyle, aby policzyć ich na palcach jednej ręki. I to z obydwu stron. Najgroźniejszą udało się wprawdzie przeprowadzić Wiśle w 14. minucie, ale po podaniu, ze skrzydła, Tomasz Frankowski uderzył za słabo. Doznał przy tym kontuzji, na szczęście niegroźnej, bo po krótkim pobycie za placem gry, na niego powrócił.

W 35. minucie kibice Wisły domagali się jedenastki, po zagraniu ręką w polu karnym Amiki przez Dudkę, ale sędzia był niewzruszony. W samej końcówce I części meczu na uderzenie zdecydował się jeszcze Damian Gorawski, ale i z tym strzałem kłopotów nie miał Malarz. Amika próbowała odpowiadać kontratakami i choć mogłby być one groźne, to kończyły się albo na naszych defensorach, albo na niecelnych strzałach.

Wykartkowany Nikola

Kibice ożywili się jednak najbardziej w 45. minucie, kiedy to drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną, otrzymał nieodpowiedzialny Nikola Mijailović. Choć Serb nie zgadzał się z decyzją arbitra, to nie pierwszy raz pokazał, że nie potrafi trzymać nerwów na wodzy. Można się kłócić, czy sędzia słusznie pokazał mu przynajmniej jedną z otrzymanych kartek, co nie zmienia faktu, że na II połowę Wisła wyszła osłabiona.

Trochę lepiej

Od początku II połowy wiślacy zagrali lepiej, ale nie na tyle, aby diametralnie odmienić losy meczu. Wiślacy, to jednak trzeba przyznać, grając w dziesiątkę poczynali sobie lepiej, niż w 11. W 47. min. pokazał się Marek Zieńczuk, który świetnie uderzył z ok. 25 m, ale Malarz, choć z trudem, wybił piłkę na róg. Cztery minuty później Mirosław Szymkowiak ładnie uderzył z rzutu wolnego, jednak i tym razem bramkarz Amiki spisał się bardzo dobrze.

Franek jako jedyny

Jedynym, który tak naprawdę systematycznie starał się niepokoić Malarza, był Tomasz Frankowski, który już w I połowie - o czym powyżej - mógł zdobyć gola. W 59. minucie był tego bardzo bliski, niestety jego strzał głową trafił w poprzeczkę! Do trzech razy sztuka... W 70. minucie Franuś pokazał na co go stać. Dostał piłkę z głębi pola od Żurawia, a mając przed sobą Bieniuka i Stasiaka ograł ich obydwóch i z linii pola karnego strzelił obok słupka do bramki! Wisła prowadziła więc 1:0!

Amika zaatakowała

Po stracie gola, nie mając już nic do stracenia, Amika zaatakowała. Ich akcje nie były jednak na tyle groźne, aby zaskoczyć, grającą w trójkę, naszą obronę oraz Radka Majdana. Szkoda, że nasi piłkarze nie skontrowali wtedy rywali, którzy wyraźnie się odkryli.

Przekręceni!?

W końcu przyszła 85. minuta, dośrodkowanie w pole karne, zderzają się ze sobą Damian Gorawski z Filipem Burkhardem, a sędzia ku zdumieniu wszystkich (łącznie z piłkarzami Amiki), dyktuje jedenastkę! Protesty wiślaków na nic się nie zdają! Dembinski nie miał kłopotów z pokonaniem Majdana i wśród okrzyków widowni: złodzieje! to gracze Amiki cieszyli się z gola.

Do końca żadna drużyna nie przeprowadziła już składnej akcji i mecz zakończył się podziałem punktów.

Słabo grająca Wisła nie była w stanie, grając w "10", pokonać Amiki. Scenariusz meczów z kuchenkami jest zresztą standardowy. Nie pamiętam spotkania w Krakowie, z ich udziałem, aby publiczność była zadowlona z postawy sędziów. Tak to już uroda tych meczów. Wiślakom należy się wstrząs! Ich gra musi się zmienić. Dzisiaj, można powiedzieć, że pretensji nie można mieć do garstki piłkarzy. Frankowski i Kukiełka, a także Baszczyński, Głowacki, Kłos i Majdan mogli zejść z podniesioną głową. Wiele pretensji nie można mieć do wprowadzonych po przerwie Stolarczyka, a zwłaszcza Kwieka i Kuźby, bo Ci grali za krótko. Żuraw, Zieńczuk, a może zwłaszcza Gorawski i Szymkowiak długimi minutami statystowali na boisku. O grze Nikoli Mijailovicia ciężko w ogóle powiedzieć coś dobrego. Ten sympatyczny chłopak od dnia gdy pojawił się w Wiśle, do dzisiaj, zanotował niepokojący regres. Miejsce na lewej obronie dla Maćka Stolarczyka? Chyba jak najbardziej...

Tak grać - jak dzisiaj - i wygrywać się nie da. Amika potrafiła wynieść z tego remis. Inna drużyna zagarnie całą pulę. No chyba... chyba, że Wisła znów zacznie grać!

• Dodał: Piotr

Komentarz pomeczowy

• Jedynym pozytywem meczu Wisły z Amiką jest to, że Biała Gwiazda utrzymała miano niepokonanej w tym sezonie, oraz nadal śrubuje rekord meczów bez porażki na własnym stadionie. Niestety faktem jest, że straciliśmy pierwsze punkty. Czy drużynę Wisły dopadł pierwszy kryzys, czy był to wyłącznie słabszy mecz, jaki przytrafia się każdej, nawet mistrzowskiej, ekipie?

Oczywistą sprawą jest to, że nie da się wygrać wszystkich meczów w sezonie. Naturalnie jest to możliwe teoretycznie, lecz w praktyce raczej się nie zdarza. Trener Kasperczak przewidział pierwszy szczyt formy Białej Gwiazdy na gry eliminacyjne do Ligi Mistrzów. Widać to było jak na dłoni, gdy wiślacy miażdżyli krajowych rywali, a drużynę WIT Georgia potraktowali jak sparingpartnera z ligi okręgowej. Można zatem postawić tezę, że obecnie Wisła wpadła w mały dołek formy, choć trener Kasperczak zdecydowanie temu zaprzecza. Trudno osądzić czy ma rzeczywiście rację (a jest najbliżej drużyny) czy jedynie zachowuje zawodowy spokój i stara się odwrócić uwagę kibiców od realnego problemu. Mnie wydaje się jednak, że na słabszą postawę drużyny w meczu z Amiką wpływ ma obniżka formy. Widać to wyraźnie po zawodnikach, którzy są wolniejsi, mniej dokładni, a nieraz nawet chaotyczni w swoich poczynaniach. Niepokojące musi być również to, że bez Mauro Cantoro drużyna znacznie gorzej radzi sobie w środku pola. Choć Mariusz Kukiełka, zastępujący Argentyńczyka, ma nienajgorszy odbiór piłki to jednak nie potrafi wprowadzić tak potrzebnego spokoju w poczynaniach formacji pomocy, a Mirek Szymkowiak w zadziwiający sposób traci swe walory, które w pełni prezentuje jedynie u boku El Toro. Sporo winy, za remis z Amiką, ponosi również Nikola Mijailović, który w niedzielnym spotkaniu ujrzał czerwoną kartkę. Młody Serb – mówiąc eufemistycznie - ma duży temperament, który w przypadku obrońcy nie jest cechą najbardziej pożądaną. O wiele bardziej przydałby się spokój i pewność w jego interwencjach czyli cechy, które prezentował na starcie przygody z Białą Gwiazdą. W ogóle z tym zawodnikiem dzieje się coś niepokojącego co powinno skłonić do większej zadumy zarówno sterników Wisły jak i cały sztab szkoleniowy. Zastrzeżenia można mieć również do Macieja Żurawskiego, który przeszedł obok meczu. Był zupełnie innym Żurawiem, do którego zdążył już nas przyzwyczaić. Nie zawiódł natomiast Tomasz Frankowski. Tym razem Franuś, na oczach asystenta Pawła Janasa, czyli równocześnie trenera Amiki, Macieja Skorży przeprowadził indywidualną akcję w której ośmieszył dwóch obrońców wronieckiego zespołu i strzelił efektownego gola. Tą akcją zadał kłam bzdurnej tezie Janasa, który twierdzi, że Franuś strzela gole w Wiśle wyłącznie dlatego, że dostaje taaaaakie podania. Jak się okazuje, łowca bramek potrafi sam wypracować sobie sytuację strzelecką. Resztę zostawiamy osądowi selekcjonera kadry, choć pozostajemy niestety w beznadziei. Czy drużyna Wisły rzeczywiście zalazła się w kryzysie? Na to pytanie poznamy odpowiedź podczas najbliższej kolejki ligowej, gdy nasi ulubieńcy udadzą się do Lubina na mecz z Zagłębiem. Meczu z Tłokami Gorzyce nie należy uwzględniać przy ocenianiu formy wiślaków, gdyż wiadomo, że mecze pucharowe rządzą się własnymi prawami.