2004.09.25 Zagłębie Lubin - Wisła Kraków 1:7

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:45, 9 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Zagłębie Lubin - Wisła Kraków 1:7

• Źle kończy się, dla naszych rywali, próba grania z Wisłą tzw. otwartej piłki. Lanie dostała Pogoń, teraz prawdziwe baty - Zagłębie. Trzy bramki w I połowie, aż cztery w II - to dorobek bramkowy Wisły w Lubinie! Przed meczem pisałem, że w spotkaniach Zagłębia z Wisłą pada dużo goli. Nie sądziłem, że padnie aż tyle!

Wisła to jest potęga!

VII kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Lubin, ul. Marii Skłodowskiej-Curie, 25 września 2004 r., godz. 18:15

Widzów: 8000, sędziował: Robert Małek (Katowice)

Zagłębie Lubin - Wisła Kraków 1:7

Bramki:

0:1 Żurawski (20.)

0:2 Żurawski (29.)

0:3 Zieńczuk (38.)

1:3 Piętka (52.)

1:4 Frankowski (55.)

1:5 Gorawski (61.)

1:6 Zieńczuk (64.)

1:7 Kuźba (74.)


Składy:

Mađarić

Żytko

Szczypkowski

Pokorný

Kłos

Piętka

Bartczak

Jackiewicz

Pach

(62. Perovic)

Niciński (62. Murdza)

Łobodziński (83. Mierzejewski)


Majdan Baszczyński

Kłos


Głowacki

Stolarczyk

Gorawski (75. Kwiek)

Cantoro

Szymkowiak (68. Kukiełka)

Zieńczuk

Frankowski

Żurawski (68. Kuźba)


Piłkarz meczu:

Maciej Żurawski


Lubin do ataku

Początek spotkania przypominał nasz niedawny mecz w Szczecinie. Gospodarze rzucili się do ataku, zepchnęli Wisłę do obrony, a ich agresywny pressing nie pozwalał wiślakom wyjść z akcją. Szybko Zagłębie zagroziło też naszej bramce, ale byłego wiślaka Nicińskiego ubiegł Tomasz Kłos, wybijając piłkę na rzut rożny. Obraz gry nie ulegał zmianie, na szczęście nasi defensorzy potrafili zatrzymać rozpędzonych gospodarzy.

W końcu lubinianom udało się oszukać wiślaków, kwadrans od rozpoczęcia gry. Nitka świetnie zgrał piłkę Łobodzińskiemu, którego nie upilnował Maciej Stolarczyk i napastnik Zagłębia znalazł się sam na sam z Radkiem Majdanem. Pierwszy strzał nasz bramkarz odbija nogą, zaś dobitka leci nad poprzeczką. Powinno być 1:0 dla gospodarzy!

Butem w sędziego!

Niewykorzystane okazje się mszczą, ta stara piłkarska prawda, szybko znalazła swoje odzwierciedlenie na boisku. W 20. minucie błąd i niezdecydowanie obrońców Zagłębia wykorzystuje para: Frankowski - Żurawski. Tomek idealnie podał prostopadłą piłkę Maćkowi, a ten pognał z nią na bramkę i nie dał żadnych szans Mađariciowi! Wisła przeprowadza pierwszą swoją akcję w tym meczu i od razu zdobywa gola! Gospodarze reklamowali wprawdzie pozycję spaloną Maćka, ale nie mieli racji, gdyż Żuraw stał równo z obrońcami. Najbardziej impulsywnie zareagował na to trener Zagłębia, Drażen Besek, który rzucił w liniowego... butem. Trafił za takie zachowanie, na resztę meczu, na trybuny. Po stracie gola lubinianie stracili ochotę do gry. Ich akcje nie były już tak szybkie i błyskotliwe, dosłownie uszło z nich powietrze i chyba przestali wierzyć, że cokolwiek mogą zdziałać. To szybko się na nich mści. Już w 23. minucie niewiele zabrakło Tomkowi Frankowskiemu, aby pokonał on Mađaricia. Piłka przeszła jednak nad poprzeczką.

Asystent Maurycy

Co nie udało się Frankowi, świetnie udaje się Żurawiowi. 29. minuta i znów prostopadła piłka do Maćka, tym razem od Mauro Cantoro. Szybkość Żurawia znają wszyscy, więc gdy już uciekł obrońcom, to dogonić się nie dał. Mađarić także nie potrafił go zatrzymać więc wiślak tylko dopełnił formalności. 2:0!

Po drugim golu gospodarze mają już dość gry. Nie tego oczekiwali po tym spotkaniu. Byłoby dla nich jeszcze gorzej, gdyby nie instynktowna interwencja Mađaricia, łapiącego uderzenie głową Tomka Kłosa w 34. minucie. Wisła gra coraz lepiej, składniej, z dużym rozmachem. 37. minuta, dośrodkowanie Żurawia, główkuje Franek - niewiele nad poprzeczką.

W końcu minuta 38., trzech wiślaków na pozycjach spalonych, jednak Cantoro podaje w tempo do wychodzącego zza obrońców Marka Zieńczuka. Ten jest sam na sam z bramkarzem, mija go i strzałem do pustej bramki ustala wynik meczu do przerwy. 3:0 i nikt nie ma złudzeń, że dzisiaj wygrać może - i to wysoko - tylko Wisła.

Według tego samego schematu

Początek II części meczu, znów należał do gospodarzy, którzy postanowili powalczyć jeszcze w tym meczu o lepszy wynik. Częściowo im się to udało, gdyż przeprowadzili trzy groźne akcje i strzelili gola. W 46. minucie strzał Piętki świetnie broni Majdan. Minutę później Radek nie daje się pokonać Łobodzińskiemu, jednak w 52. minucie nie był już w stanie powstrzymać Piętki, który umieszcza piłkę w siatce po ładnym strzale głową. Przy akcji zaspał Maciek Stolarczyk, który pozwolił dośrodkować Żytce.

Podrażnieni!

Bramka dla Zagłęnia wyraźnie podrażniła wiślaków! Już bowiem trzy minuty później różnica goli wraca do równowagi. Maciej Żurawski podaje - a jakże - prostopadle do Franka, a ten strzela swoją 99. bramkę w ekstraklasie. Jest 4:1 dla Białej Gwiazdy!

W 55. minucie Zagłębie przeprowadza ostatnią groźną akcję w tym meczu, jednak dobre dośrodkowanie Łobodzińskiego nie potrafią zakończyć zdobyciem gola, ani Niciński, ani Pach, gdyż obydwaj mijają się z piłką.

Teraz już do końca meczu trwa koncert gry w wykonaniu wiślaków. W 61. minucie najsprytniejszy w polu karnym jest Franek, który dopada futbolówki, mija bramkarza, strzela z ostrego kąta, tyle, że w słupek. Do odbitej futbolówki dopada jednak Damian Gorawski i ładuje ją do siatki. Jest 5:1! A to jeszcze nie koniec. 64. minuta, z klepki pogrywa Żuraw z Zieńczukiem, a ten ostatni kapitalnym lobem pokonuje Mađaricia. Jest 6:1!

Od 68. minuty trener Kasperczak daje odpocząć Żurawiowi i Szymkowi, których zastępują Kuźba i Kukiełka. Mniej więcej od tego też momentu Wisła zaczyna grać... w dziada na niemal całej murawie w Lubinie. Piłkarze Zagłębia mają dość tej lekcji futbolu, zaś wiślacy nie kwapią się już do jeszcze większego pogrążania gospodarzy.

Jednak w 74. minucie przypomina o sobie Marcin Kuźba, którego po lewej stronie dostrzegł Franek. Rezerwowy napastnik Wisły świetnym strzałem pokonuje po raz siódmy (!) bramkarza Zagłębia, a piłka po tym uderzeniu wpadła do siatki, odbijając się jeszcze efektownie od poprzeczki! Prawdziwy pogrom!

Kibice do domu

Po siódmym golu dla Wisły, kibice masowo zaczęli opuszczać stadion... Skoro nie lubią oglądać dobrej piłki, mogli nie wybierać się na mecz beniaminka z mistrzem Polski!

Spokojna końcówka

Wisła spokojnie dowozi sześciobramkową przewagę do końca, choć i w samej końcówce mogły paść kolejne gole dla Białej Gwiazdy. Zabrakło jednak precyzji Marcinowi Kuźbie (w 83. min.), a także Olkowi Kwiekowi, gdy niedokładnie dogrywał piłkę, w dogodnej sytuacji (87. min.). Raz pomylił się jeszcze sędzia, źle odgwizdując spalonego, którego nie było... ale wynik 7:1, to dla kibiców i tak niezła gratka!

Świetny prognostyk!

Wysokie zwycięstwo, to świetny prognostyk przed czwartkowym występem Białej Gwiazdy w Tbilisi. Tak grająca Wisła, gromiąca rywala, odbierająca swą postawą chęć do gry, nie powinna mieć kłopotów z tamtejszym Dinamem. Oczywiście rywal nie położy się na murawie, bo puchary rządzą się swoimi prawami, ale po tak efektownym zwycięstwie w lidze, z większym optymizmem można patrzyć na kolejny nasz występ!

Za dzisiejszy mecz wszystkim wiślakom należą się bardzo solidne brawa! Oby tak dalej!

• Dodał: Piotr (2004-09-25 20:14:11)

Komentarz pomeczowy

• Bardzo złym zwyczajem piłkarzy Białej Gwiazdy staje się oddawanie pola rywalom w znacznej części pierwszych połów rozgrywanych ostatnio spotkań. Stało się tak w Szczecinie, potem - o dziwo - w pucharowej potyczce z Dinamo Tbilisi. Także w Lubinie przez pierwsze 20 minut Wisła grała źle. Na szczęście gospodarze nie potrafili tego wykorzystać i mecz ułożył się po myśli naszych piłkarzy. Czy jednak warto kusić los?

Niewykluczone, że owe 20 minut będą najlepszym fragmentem gry Zagłębia w całej rundzie. Na bramkę Wisły sunęły atak za atakiem i trzeba przyznać, że widać było w nich pomysł na grę z wiślakami. Przerzuty, szybko przenoszące akcję z jednej na drugą stronę boiska, pressing, ruchliwość - lubinianie prezentowali się nader korzystnie. Wisła zaczęła apatycznie, brakowało piłkarza, który przetrzymałby piłkę, mnożyły się niecelne zagrania. Słowem, wyglądało to źle, a miało nader klasyczną przyczynę - wiślacy próbowali grać niemal na stojąco. Przy tak ambitnym i wybieganym rywalu, tak się nie da.

Kto wie jak potoczyłby się mecz, gdyby nie kunszt bramkarski Radosława Majdana, który wybronił sytuację sam na sam z Łobodzińskim. Trzeba także podkreślić nieudolność napastnika Zagłębia, który dostał od losu szansę na poprawkę - jednak dobitkę spaprał w niemiłosierny sposób. Co prawda, późniejszy rozwój wydarzeń mógłby wskazywać, że Wisła byłaby w stanie odrobić znacznie większą niż jednobramkową stratę, ale czy aby na pewno mecz potoczyłby się po naszej myśli, gdyby lubinianie objęli prowadzenie? Lepiej w czasie meczu unikać tego typu sytuacji i od pierwszych minut narzucać swój styl. Ktoś mógłby rzec, że wiślacy dali się wyszumieć gospodarzom, a potem ich bezlitośnie wypunktowali. Owszem, niemniej lepiej pozwalać wyszumieć się rywalom znacznie dalej od własnego pola karnego.

Po 20 minutach Wisła wyprowadziła pierwszy dobry kontratak i od razu objęła prowadzenie. Błąd w obronie lubinian i znakomite wyczucie pary Frankowski - Żurawski diametralnie zmieniły obraz meczu. Tym bardziej, że Zagłębie nie skorygowało ustawienia defensywy i jeszcze przed przerwą wiślacy przeprowadzili kilka akcji będących niemal kopią tej pierwszej. Dwie wspaniałe asysty Mauro Cantoro, przytomność umysłu Żurawskiego i Zieńczuka - i było praktycznie po meczu. A gdyby nie błędy sędziego liniowego, który o ile popisał się przytomnością przy trudnej do oceny sytuacji przy pierwszej bramce (Żuraw uciekł obrońcom niemal na środku boiska, na pograniczu spalonego), o tyle potem mylił się w znacznie łatwiejszych, wynik byłby jeszcze bardziej okazały. Jednak 3:0 do przerwy i tak w pełni usatysfakcjonowało kibiców Wisły.

Wiślacy nie byliby chyba sobą, gdyby nie odpuścili nieco początku drugiej połowy. Zagłębie znowu natarło, znowu musiał dwoić się i troić Majdan. Zwykle wychodził z pojedynków z lubinianiami obronną ręką, jednak przy straconej bramce był bez szans. Niestety, obrona popełniła kardynalne błędy. Maciej Stolarczyk - który wcześniej i później grał dobrze - zupełnie odpuścił dośrodkowanie, nie czyniąc nawet najmniejszej próby, aby je zablokować. Środkowi obrońcy i asekurujący ich Marcin Baszczyński rozstąpili się niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem i pozostawiony sam sobie Piętka nie miał najmniejszych kłopotów, aby wpakować piłkę do wiślackiej bramki. Przy stanie 0:3 taki błąd nie boli tak jak przy 0:0, ale brak koncentracji w tej części spotkania był niepokojący. Na szczęście wiślacy lubią wysoko wygrywać. Cztery kolejne trafienia mogły zadowolić nawet wybrednych kibiców. Gole padały bowiem po bardzo ładnych, pomysłowych, składnych akcjach. Dwa z nich, kapitalny lob Marka Zieńczuka i fantastyczna bomba pod poprzeczkę Marcina Kuźby, były szczególnej urody. Gdyby nie kolejne błędy drugiego sędziego liniowego i nasza nieskuteczność w ostatnich 10 minutach meczu, Wisła mogłaby pokusić się o dwucyfrową wygraną. Jednak i 7 goli zdobytych na wyjeździe robi wrażenie, tym bardziej, że Zagłębie pokazało w poprzednich meczach, że nie jest chłopcem do bicia, a zespołem, który śmiało może myśleć o miejscu w środku tabeli. Nawet pierwsze 20 minut sobotniej konfrontacji uprawniało widzieć w lubinianach pozytywną niespodziankę tej rundy, bo przecież kojarzono ich do niedawna raczej z mało atrakcyjnym sposobem gry, a tymczasem pod okiem trenera Beseka prezentują się teraz całkiem ciekawie. Ciosy, które wyprowadziła Wisła przed przerwą zupełnie jednak rozbiły Zagłębie i zdobywanie kolejnych goli - mimo nienajlepszego początku 2. połowy - przyszło wiślakom nader łatwo.

Spotkanie z Zagłębiem pokazało oba tradycyjne ostatnio oblicza Wisły: jedno irytujące, drugie zachwycające. Pierwsze to dziwna pasywność w pierwszych minutach spotkania, czasem nawet w całej pierwszej połowie. W lidze polskiej zwykle nie ma ona na razie daleko idących konsekwencji. W Pucharze UEFA znacznie już nam życie utrudniła - przez nią właśnie czeka nas nerwowy rewanż z Dinamem. Owo zachwycające oblicze to natomiast chęć i łatwość zdobywania goli. 29 bramek w 7 meczach - to musi robić wrażenie, zwłaszcza gdy inni ligowcy zdobyli dotąd o przynajmniej 16 bramek mniej. To przepaść.

Oby wiślacki walec był równie skuteczny do końca sezonu. Godzi się jednak zaznaczyć, że grając z zespołami z ligowej czołówki nie możemy sobie pozwolić na chwile przestoju na początku meczu czy w innych jego fragmentach. Groclin czy Legia postawią nam prawdopodobnie trudniejsze warunki niż Zagłębie i Pogoń, zatem wszelka nonszalancja będzie bardzo ryzykowna. Wisłę stać, aby wygrywać mecz za meczem. Musi być jednak zawsze bardzo skoncentrowana. O konieczności koncentracji w rewanżu na Gruzji nie trzeba już nawet mówić...

Na koniec indywidualne wyróżnienia... Zasługują na nie zwłaszcza strzelcy dwóch goli Żurawski i Zieńczuk - szczególnie cieszą trafienia tego drugiego, wszak pierwsze w naszych barwach. Tomasz Frankowski zdobył "tylko" jedną bramkę, za to popisał się 3 świetnymi asystami. Znakomicie zagrał Mauro Cantoro. Co prawda, początek meczu miał niezbyt udany, ale gdy rozkręcił się, dzielił i rządził w środku pola. Wreszcie też zanotował asysty - przedniej zresztą marki, których dotąd nieco mu brakowało. Dlaczego jeszcze nie przedłużyliśmy z nim kontraktu (obecny upływa w 2006 roku)?!