2004.10.29 Wisła Kraków – Legia Warszawa 2:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:59, 9 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Legia Warszawa 2:0

• Po meczu stojącym na słabym poziomie, jak na piłkarski klasyk polskiej ligi, Wisła Kraków pokonała Legię Warszawa 2:0, i było to zwycięstwo jak najbardziej zasłużone. Gole dla Białej Gwiazdy zdobyli Tomasz Kłos i Maciej Żurawski. Dzisiejsze spotkanie na pewno rozczarowało, nie takiej gry można było oczekiwać od dwóch czołowych polskich drużyn. Legia już chyba dawno nie była aż tak słaba, a Wisła - po niezłym początku - chyba za bardzo dopasowała się w końcu poziomem gry, do warszawiaków.

Dla Wisły ważne są jednak punkty oraz solidna przewaga nad stołecznym klubem w ligowej tabeli!

X kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 29 października 2004 r., godz. 20:00'

Widzów: 11000, sędziował: Ľuboš Micheľ (Svidník, Słowacja)

Wisła Kraków - Legia Warszawa 2:0

Bramki:

1:0 Kłos (2.)

2:0 Żurawski (67. - k.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Stolarczyk

Mijailović

Gorawski (58. Kwiek)

Szymkowiak

Cantoro

Zieńczuk

Frankowski (87. Kukiełka)

Żurawski


Boruc

Szala

Rzeźniczak

Jóźwiak (80. Dudek)

Kiełbowicz

Sokołowski II

Smoliński

Surma

Sokołowski I (65. Kowalski)

Wróblewski (42. Włodarczyk)

Saganowski


Piłkarz meczu:

Tomasz Kłos

• Początek - w wykonaniu Białej Gwiazdy - był piorunujący. Nic nie wyszło Legii z ultradefensywnego ustawienia, bo już pierwsza akcja dała Wiśle bramkę! Po rzucie rożnym Marek Zieńczuk odegrał krótko do Franka, który z klepki oddał z powrotem do Zienia. Nasz lewoskrzydłowy dośrodkował w pole karne, a jego wrzutkę - ładnym strzałem głową - na gola zamienia bezapelacyjny piłkarz tego meczu, Tomasz Kłos. Artur Boruc - mimo buńczucznych zapowiedzi - powstrzymał krakusów tylko przez niespełna dwie minuty. Kłosik, którego wielu wyrzucało już z Wisły, otworzył wynik i był dzisiaj niemalże bezbłędny w defensywie.

Wisła poszła za ciosem i już w pierwszym kwadransie powinno (!) być co najmniej 3:0 dla wiślaków. 5. minuta to niewykorzystana okazja Marka Zieńczuka. W 6. Boruc był lepszy w sytuacji sam na sam z Frankiem, by w 11. za dużo kominacji w polu karnym Franka i Żurawia zaprzepaściło kolejną okazję. Dodać trzeba także obroniony - choć na raty - strzał Żurawia i uderzenie z ostrego kąta Gorawskiego. W 15. minucie tylko wybieg Boruca za pole karne ratuje Legię od straty bramki, gdyż znów Franek urwał się stołecznym obrońcom.

Gdyby Wisła grała dłużej tak, jak przez pierwszy kwadrans, można byłoby być zadowolonym z tego meczu. Jednak po 15. minutach wiślacy widząc, że Legia po prostu nie istnieje... odpuścili. Zaczęli grać jakby na pół gwizdka. To na moment wykorzystują goście, którzy próbuje przeprowadzić kilka ataków. Są one jednak, w zdecydoanej większości, bardzo nieudolne. Odnotować można jedynie niecelne uderzenie Saganowskiego oraz udaną interwencję Radka Majdana, który wyłapał piłkę po akcji Wróblewskiego.

Przyszedł czas na strzały z dystansu. W 32. minucie swoich sił spróbował Smoliński, nie trafił jednak w bramkę, zaś w odpowiedzi ładnie przymierzył Mauro Cantoro i znów udana interwencja Boruca uchroniła Legię. Po kolejnych kilku minutach dwie następne okazje miał Franek, a jedną Zieńczuk, lecz piłka - jak zaczarowana - mijała bramkę Legii.

W 45. minucie akcja, po której legioniści pierwszy - i jak się potem okazało - ostatni strzelają w światło naszej bramki. Dokonał tego Sokołowski I, ale Radosław Majdan świetnie odbił piłkę nogami.

II połowa zaczęła się od ataków Wisły, a pierwsza groźna akcja miała miejsce w minucie 53. kiedy to Jóźwiak podał... Frankowi i znów Boruc musiał interweniować poza polem karnym. I tym razem udanie. Chwilę później w jedenastkę Legii wbiegł Żuraw, ale strzelił obok słupka.

Wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Aleksander Kwiek, w 59. min. ładnie odnajduje w polu karnym Żurawia, jednak uderzenie wiślaka w ostatniej chwili blokuje Jóźwiak. W 67. min. Franek uciekł lewym skrzydłem, dośrodkował w pole karne, a tam po wymianie piłki Żurawia z Kwiekiem, Maciek, ucieka obrońcom i zostaje sfaulowany przez Surmę. Dobrze prowadzący to spotkanie, Lubos Michel nie wahał się podyktować jedenastkę. Egzekutorem jest oczywiście Żuraw, który nie popełnił tego błędu, co w Wodzisławiu, i zdobył 106. gola w lidze. Wisła zasłużenie prowadziła 2:0.

Po tym golu emocje, których jak na mecze Wisła-Legia było bardzo mało, jeszcze bardziej stopniały. Wisła grała spokojnie, kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku, a legioniści mieli szanse z kilku rzutów wolnych, ale i z nich nie byli w stanie nic zdziałać. Klasyk zakończył się więc naszą wygraną 2:0, jednak wynik, jak i gra - pozostawiły sporo niedostytu. Z jednej strony wygrana nad Legią ma swoją wagę, zaś z drugiej, odkąd chodzę na ligowe mecze, a jest to już kilkanaście lat, tak słabej Legii jeszcze nie widziałem. Wisła po świetnym początku, chyba za bardzo spasowała, co nie znaczy, że nie przeważała. Udowodniła, że w takich składach, jest od warszawiaków jakby o klasę lepsza. Gdyby wiślacy wykazali lepszą skuteczność, wynik mógł być o wiele wyższy.

• Dodał: Piotr (2004-10-29 23:08:11)

Komentarze prasowe

• W sobotnich artykułach prasowych dotyczących spotkania Wisła Kraków - Legia Warszawa (2:0) najczęściej pisze się o fatalnej grze warszawskiego zespołu i Arturze Borucu, który uratował wicemistrzów Polski od wyższej porażki.

"Gazeta Wyborcza" pisze nawet o zdeklasowaniu Legii przez Wisłę, zaś "Sport" podkreśla, że wicemistrz Polski ma wprawdzie trzech trenerów, ale nie ma drużyny. Z kolei "Rzeczpospolita" i "Życie Warszawy" uznały szlagierowe spotkanie 10. kolejki w naszej ekstraklasie za bardzo słabe widowisko.

Przegląd Sportowy: Łatwo poszło

Tylko dwie minuty trwał wyrównany bój Wisły Kraków z Legią Warszawa. Gol Tomasza Kłosa był początkiem dominacji krakowian. Wisła Kraków ma osiem punktów przewagi nad Legią - oto najważniejszy przekaz po piątkowym meczu jesieni, spotkaniu na szczycie w polskiej ekstraklasie.

Sport: Zero Legii

Wczoraj oglądaliśmy bardzo dobrą Wisłę i "zero" Legii. Nie tylko po stronie zdobyczy bramkowych. Cóż z tego, że Legia ma trzech trenerów, skoro nie ma drużyny.

Gazeta Wyborcza: Surowa lekcja

Niespodzianki nie było, bo być nie mogło. Mistrzowie Polski zdeklasowali wicemistrza, którego stać było na ledwie jeden groźny strzał! Od wyższej porażki Legię uratował bramkarz Artur Boruc.

Dziennik Polski: W stylu lidera

Piłkarski klasyk polskiej piłkarskiej ekstraklasy zakończył się zasłużonym sukcesem krakowskiej Wisły. Mistrz Polski pewnie pokonał wicemistrza, a jego zwycięstwo byłoby okazalsze, gdyby w bramce gości nie stał Artur Boruc. Przy obu straconych golach nie miał jednak żadnych szans na skuteczne interwencje. Wiślacy zachowali oczywiście fotel lidera I ligi, a ich przewaga nad legionistami wzrosła aż do ośmiu punktów.

Rzeczpospolita: Muchy w smole

Mecz zapowiadany jako wydarzenie jesieni w ligowej piłce rozczarował. Wisła miała wyjątkową szansę zbić Legię tak, że o klęsce pamiętano by w Warszawie przez lata. Ale chciało jej się grać tylko przez 15 minut. Legia była zbyt słaba, by myśleć nawet o remisie.

Życie Warszawy: Wilk syty i owca cała

W szlagierowym meczu piłkarskiej ekstraklasy Wisła Kraków pokonała Legię Warszawa 2:0 Po słabiutkim spotkaniu w Krakowie mistrz Polski pokonał wicemistrza 2:0. Legia marzenia o tytule musi odłożyć przynajmniej na rok. W piątek była wyraźnie słabsza i uległa Wiśle 0:2. Mecz, który miał być hitem jesieni, rozczarował, a menedżerowie, którzy przyjechali z Udine (by oglądać Żurawskiego) i ci, zasiadający na stadionie in cognito, z niedowierzaniem kręcili zniesmaczeni głowami, dziwiąc się, że oglądają mecz dwóch najlepszych naszych drużyn. Wisła przestraszyła się Legii, choć nie miała czego. Warszawiacy robili, co mogli, a mogli niewiele. Po meczu Wisła była zadowolona, bo wygrała, Legia, bo nie poniosła klęski. Pesymiści twierdzili, że może przegrać nawet 0:5. Wilk syty i owca cała.

Trybuna: Wisła - Boruc 2:0

Choć to dopiero 10. kolejka ekstraklasy, krakowska Wisła już teraz zrobiła milowy krok do obrony tytułu mistrzowskiego: w meczu na szczycie pokonała 2:0 (1:0) warszawską Legię. Gdyby nie słaba skuteczność miejscowych i jeden z najlepszych meczów w karierze Boruca, lekcja futbolu mogła być dla gości znacznie boleśniejsza.

Źródło: Onet.pl

Komentarz pomeczowy

• Po meczu z Legią rozległy się głosy, że spotkanie rozczarowało, a Wisła po świetnym początku dostosowała się poziomem do słabej w tym dniu i w ogóle w tym sezonie drużyny z Warszawy. Wszakże chłodna analiza występu Białej Gwiazdy, podparta obejrzeniem powtórki na antenie C+, pozwala na wysnucie znacznie bardziej optymistycznych wniosków. Było to bowiem najlepsze spotkanie Wisły w lidze w bieżącym sezonie.

Oczywiście mankamentów nie brakowało. Pierwszym i najbardziej rzutującym na ocenę meczu, była fatalna skuteczność Wiślaków. Co prawda, nie marnowali oni sytuacji, które mogą śnić im się po nocach (strzał z pięciu metrów do pustej bramki etc.), ale przynajmniej w 5/6 sytuacjach piłka powinna zatrzepotać w bramce Legii. To, że skończyło się ledwie na dwóch trafieniach, to wspólna zasługa bardzo dobrze spisującego się Artura Boruca i niestety Wiślaków, z Tomaszem Frankowskim na czele. Franek tym razem miał rozregulowany celownik, ale w przypadku oceny jego postawy wszelkie wyrzuty byłyby nie miejscu. Ten sezon ma wyborny i jeszcze wiele razy dostarczy nam radości po celnych strzałach. Trzeba również wspomnieć, że i inni Wiślacy zmarnowali dogodne sytuacje, zatem ta strzelecka niemoc, za sprawą której musieliśmy martwić się o wynik znacznie dłużej niż powinniśmy, to bolączka całego zespołu. Podobny problem mieliśmy w Wodzisławiu. Oby w Zabrzu był w 100 % rozwiązany.

Drugim mankamentem były przestoje w grze. Po znakomitym otwierającym kwadransie, Wisła znacznie zwolniła. Gdy przyspieszała od czasu do czasu, od razu robiło się gorąco pod bramką Legii. Po części owe przestoje to po prostu chwile, gdy Wisła próbuje zaszachować przeciwnika, uśpić go, aby potem precyzyjnie wyprowadzonym atakiem, ugodzić go możliwie najdotkliwiej. Chwilami o tempie i aktywności gry Wiślaków nie decydowało wyrafinowanie taktyczne lecz zwyczajny, nie bójmy się użyć tego słowa, minimalizm. Na szczęście, tym razem ujawniał się on nader rzadko i Wisła w ciągu całego meczu nigdy nie oddała pola rywalom.

Tym sposobem możemy przejść do pozytywów, bo choć znalazłoby się jeszcze kilka słabszych elementów naszej gry, to jednak Wiślacy zasłużyli przede wszystkim na pochwały. Mogą różni obserwatorzy podkreślać, że Legia była wyjątkowo słaba. Warto jednak w pierwszej kolejności podkreślić, że to Wisła zagrała na tyle dobrze, że Legia nie mogła liczyć nawet przez chwilę na nawiązanie równorzędnej walki. Wisła przeprowadziła wiele ataków, po których ręce same składały się do oklasków. Szybkie, pomysłowe, znamionujące fantazję i duże umiejętności techniczne, związane z dużą ruchliwością i wymiennością pozycji, osiągały te ataki poziom o jakim inne kluby ligowe mogą jedynie pomarzyć. Jakże wspaniała to rekomendacja pracy Henryka Kasperczaka, którego prasa a niestety i niektóre osoby związane z klubem już od tygodni zwalniają z funkcji trenera... Jakże wspaniała to także rekomendacja poziomu naszych piłkarzy, którzy jednak częściej radują nas swą grą, niż zawodzą... Może zatem warto poskromić zakusy rozbicia tej drużyny, personalnym trzęsieniem ziemi w zimie?

Piłkarze Wisły bardzo dobrze prezentowali się pod względem szybkościowym. Zarazem przewyższali rywali agresywnością w grze. Warto w tym miejscu pochwalić Mirosława Szymkowiaka, który nie tylko świetnie kierował grą, znakomicie regulując tempo gry i siejąc zamęt wśród Legionistów precyzyjnymi podaniami do napastników i skrzydłowych, lecz także wyróżniał się dobrym odbiorem piłki i - przyznajmy niezbyt częstą u niego ostatnio - determinacją. Na słowa uznania zasługuje także Tomasz Kłos. Nie dość, że strzelił jakże ważną bramkę, to jeszcze wygrał zdecydowaną większość pojedynków z piłkarzami Legii. Nie mówi się o tym wiele, a trzeba mocno to podkreślać, że Wisła ma obecnie najlepszą obronę w lidze. Ledwie 4 gole stracone w 10 meczach to bardzo dobry wynik, który wystawia świadectwo wysokiej jakości Majdanowi, Baszczyńskiemu, Głowackiemu, Kłosowi, Stolarczykowi, a nawet często krytykowanemu Mijailoviciowi, który akurat z Legią zagrał dobrze. Z tych 4 goli, 2 padły po rzutach karnych, jeden zaś po rzucie wolnym i rykoszecie. Wynika z tego niezbicie, iż w 10 meczach straciliśmy po akcji rywala zaledwie 1 bramkę. Aż trudno w to uwierzyć, mając w pamięci perturbacje z kolejnymi liniami obronnymi Wisły prezesa Cupiała... Oby tak dalej!

Po w sumie ciekawym i obfitującym w ładne akcje wykonaniu Wiślaków meczu, odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zawirowania wokół obu klubów, personalne i inne, niekoniecznie sportowe, spowodowały, że ranga tego sukcesu jest obniżana. Cóż, mecz z października 2004 nie będzie wspominany latami... Ważne są jednak przede wszystkim 3 punkty, które stanowią kolejny krok ku realizacji celu o pierwszorzędnym znaczeniu: obronie tytułu mistrzowskiego. Wisła pokazała w meczu z Legią tyle atutów, że można być optymistą przed kolejnymi spotkaniami.