2004.10.29 Wisła Kraków – Legia Warszawa 2:0

Z Historia Wisły

2004.10.29, Idea Ekstraklasa, 10. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 20:00
Wisła Kraków 2:0 (1:0) Legia Warszawa
widzów: 10.000
sędzia: Ľuboš Micheľ ze Svidníka (Słowacja)
Bramki
Tomasz Kłos 3’
Maciej Żurawski (k) 67’
1:0
2:0
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Maciej Stolarczyk
Nikola Mijailović
Damian Gorawski grafika: Zmiana.PNG (59’ Grafika:Zk.jpg Aleksander Kwiek)
Mirosław Szymkowiak
Grafika:Zk.jpg Mauro Cantoro
Marek Zieńczuk
Tomasz Frankowski grafika: Zmiana.PNG (89’ Mariusz Kukiełka)
Maciej Żurawski

trener: Henryk Kasperczak
Legia Warszawa
Artur Boruc
Wojciech Szala
Jakub Rzeźniczak
Marek Jóźwiak grafika: Zmiana.PNG (80’ Dariusz Dudek)
Tomasz Kiełbowicz
Tomasz Sokołowski II
Łukasz Surma Grafika:Zk.jpg
Tomasz Sokołowski I grafika: Zmiana.PNG (66’ Ireneusz Kowalski)
Marcin Smoliński
Radosław Wróblewski grafika: Zmiana.PNG (43’ Piotr Włodarczyk)
Marek Saganowski Grafika:Zk.jpg

trener: Jacek Zieliński

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy
Obie drużyny pojawiły się na murawie w koszulkach przeciw przemocy. Na zdjęciu Mirosław Szymkowiak i Damian Gorawski
Obie drużyny pojawiły się na murawie w koszulkach przeciw przemocy. Na zdjęciu Mirosław Szymkowiak i Damian Gorawski
Przeciw przemocy protestowali kibice gości.
Przeciw przemocy protestowali kibice gości.

Spis treści

Przed meczem

W każdym szanującym się westernie jest moment, w którym dwóch rewolwerowców po przejściach spotyka się w samo południe pod Saloonem. Chwilę później jeden z nich będzie bohaterem, drugi polegnie, a w najlepszym wypadku krwawiąc ucieknie w siną dal. W piątek Wisła spotka się z Legią.

Problemy obu klubów rozpoczęły się z momentem, gdy nie zdołały awansować do fazy grupowej Pucharu UEFA. Stratą posady zapłacił za to trener Legii, Dariusz Kubicki. Jego następcą miał zostać Czech Jozef Chovanec, lecz ostatecznie nie osiągnięto porozumienia. Do końca rundy jesiennej drużynę Legii poprowadzi więc Jacek Zieliński, któremu pomagać będzie Krzysztof Gawara. W Krakowie skończyło się jedynie na ogromnej zawierusze. Do żadnych zmian, przynajmniej na razie, nie doszło. Piątkowy mecz to okazja dla obu ekip, by odzyskać nadwątlone zaufanie wśród swoich kibiców. To także okazja, o czym nie wolno zapominać, do zdobycia kolejnych trzech ligowych punktów.

Wiślakom dobrze zrobiła 10-dniowa przerwa w rozgrywkach ligowych. Niemal wszyscy zawodnicy zdołali wyleczyć urazy. Problemem będzie więc nie tyle złożenie wyjściowej jedenastki, co wybór zawodników do meczowej "osiemnastki". Reszcie pozostanie udział w niedzielnym meczu rezerw, oraz walka na treningach o przekonanie do siebie trenera.

Właśnie po ostatnim treningu stwierdzono, że w meczu nie weźmie jednak udziału Arkadiusz Głowacki. Podczas zajęć "Głowa" cały czas czuł ból kontuzjowanego kolana, więc sztab trenerski zdecydował, że nie ma sensu ryzykować zdrowia Arka. Tym bardziej, że Wisłę czeka w listopadzie aż sześć meczów. Ambitny obrońca nie był jednak pocieszony taką decyzją. - Zabiegi, zabiegi, zabiegi - kręcił głową opuszczając budynek klubowy. Trudno się dziwić - omija go jeden z ciekawszych meczów w sezonie.

Tym samym rozwiązała się kwestia obsady lewej strony defensywy. Dziennikarze już pytali Kasperczaka, kto wypadnie ze składu, gdy wróci Głowacki. - Na razie się tym nie zajmuje. Niech najpierw rozwiąże się jeden problem, zastanowimy się nad drugim - odparł trener Wisły. Pierwszy problem się nie rozwiązał, więc drugi nie powstał. Obok Tomasza Kłosa zagra Maciej Stolarczyk, a po lewej ręce będzie miał Nikolę Mijailovica. "Stolar", do końca niepewny występu w meczu z Legią, podkreślał, że jak zwykle jest gotowy do gry. - Przecież po to tutaj jestem - zapewniał.

Kibicom Wisły nadziei przed piątkowym meczem dodaje fakt, że Legia w Krakowie nie wygrała w lidze od siedmiu lat. Znacznie lepiej radzi sobie z Wisłą na własnym stadionie. W poprzednim sezonie legioniści pokonali "Białą Gwiazdę" aż 4:1. - Nie myślę o tym przegranym meczu - on w ogóle mnie nie interesuje - zapewnia Maciej Żurawski. - Wspominam dobre momenty, jak zwycięstwo w Krakowie 1:0. Nie pamiętam natomiast, kiedy Legia wygrała w Krakowie. Teraz też nie strzeli nawet bramki, a my wygramy - zapowiada snajper Wisły.

Pod Wawel zajeżdża chyba najsłabsza Legia od paru dobrych lat. Drużyna jest konsekwetnie osłabiana transferami czołowych zawodników. Obecnie w kadrze ma raptem dwóch reprezentantów Polski, wielu zawodników przeżywa wyraźny spadek formy. Zdaje sobie z tego sprawę kapitan legionistów Łukasz Surma. - Jeśli zagramy dobrze, możemy wygrać. Ale nawet jeśli zagramy dobrze, możemy też przegrać. W drużynie Jacka Zielińskiego zabraknie Tomasza Jarzębowskiego, Veselina Djokovica, Bartosza Karwana, Dicksona Choto i... Jacka Zielińskiego. Były kapitan Legii nie zakończył jeszcze definitywnie kariery piłkarskiej i liczy, że zdoła jeszcze powrócić na boisko. Dzień przed meczem trener Kasperczak cieszył się, że tym razem Zieliński zasiądzie tylko na ławce rezerowych. - W meczach z nami zawsze był ważną postacią.

Zielińskiego i Kasperczaka łączy sposób rozpoczęcia kariery trenerskiej. 25 lat temu 33-letni Kasperczak, wtedy piłkarz FC Metz, został wytypowany przez trenera na swojego następcę. Dwa dni później pan Henryk był już trenerem FC Metz i automatycznie zakończył karierę piłkarza. Podobna historia przydażyła się Zielińskiemu, który z zawodnika nagle stał się trenerem.

Uwaga! Przypominamy, że ze względu na niedawną tragiczną śmierć jednego z kibiców Wisły, w trakcie pierwszej połowy meczu z Legią nie będzie prowadzony doping. Przez całe spotkanie sektor X pozostanie wyłączony z użytku.

(mat19)


Źródło: wislakrakow.com

Fair Play 2004
Fair Play 2004

Relacje meczowe

Legia pokonana

Słabość rywala należy wykorzystywać a Wisła to uczyniła - tak należy w skrócie podsumować piątkowy mecz 10. kolejki ligowej z Legią Warszawa. Wygraną zapewniły naszemu zespołowi bramki Tomasza Kłosa i Macieja Żurawskiego.

Zgodnie z zapowiedziami oba zespoły wyszły na boisko w koszulkach z hasłem sprzeciwiającym się przemocy wśród kibiców. Podczas minuty ciszy poświęconej jednej z ofiar kibicowskich waśni piłkarze trenera Kasperczaka utworzyli koło, mobilizując się wzajemnie. Gdy zabrzmiał pierwszy gwizdek arbitra Wiślacy z pasją zaatakowali.

Legioniści rozpoczęli to spotkanie w dość bojaźliwym ustawieniu 4-5-1, próbując zagęścić środek pola, wystawiając w napadzie zaledwie jednego napastnika - Marka Saganowskiego. Aż czterech obrońców w zespole warszawskim to nowość ostatnich tygodni. Widać było, że nowy system nie przyjął się jeszcze zbyt dobrze.

Taktyczny plan trenerów Gawary i Zielińskiego legł w gruzach już w 2 minucie meczu. Wiślacy zdobyli prowadzenie już w pierwszej swojej akcji. Marek Zieńczuk rozegrał krótko piłkę z Tomaszem Frankowskim po czym zacentrował na piąty metr gdzie najwyżej wyskoczył Tomasz Kłos pokonując strzałem głową Artura Boruca (asysta: ZIEŃCZUK).

Nie tylko zdobyta bramka wpłynęła na ocenę pierwszych dwudziestu minut meczu, które były popisowe w wykonaniu Wiślaków. Na bramkę Artura Boruca sunął atak za atakiem, zaś bramkarz Legii mógł czuć się bohaterem swojego zespołu, ratując go od utraty przynajmniej trzech goli. Swojego dnia natomiast nie miał Tomasz Frankowski, który otrzymawszy przed spotkaniem puchar za zdobycie stu bramek w lidze bardzo chciał ustrzelić swego setnego gola w Wiśle. Chciał za bardzo, zabrakło mu jednak szczęścia i precyzji. W rozegraniu akcji ofensywnych gospodarzy bardzo widoczni byli bardzo skrzydłowi: Gorawski i Zieńczuk. To był najlepszy okres gry Wisły, szkoda, że nie zakończył się wyższym prowadzeniem...

Goście dopiero po 20 minutach otrząsnęli się z przewagi "Białej Gwiazdy". W 23 minucie zza pleców obrony Wisły wyskoczył Tomasz Sokołowski I, próbując z powietrza skierować piłkę do siatki. Od tego momentu gra w środku pola nieco się wyrównała, ale to nasz zespół stwarzał sobie groźniejsze sytuacje. Jak choćby w 38 minucie gdy "Franek" z kilku metrów strzelił główką nad bramką. Szczęścia nie miał też "Gora", który nie sięgnął piłki kopniętej obok bramki przez Marka Zieńczuka. W końcówce pierwszej połowy przed szansą stanął Tomasz Sokołowski, którego uderzenie w doliczonym czasie gry wybronił Radosław Majdan.

W drugiej połowie obraz gry niewiele uległ zmianie. Akcje Wisły były nieco mniej składne, ale tempo spotkania nie spadło. Już w 54 minucie na 2:0 mógł podwyższyć Żurawski mijając Rzeźniczaka i uderzając czubkiem buta tuż obok lewego słupka bramki Legii. Sześć minut później wprowadzony dopiero co na boisko Aleksander Kwiek zacentrował spod linii końcowej do "Żurawia", z którego wolejem poradzili sobie obrońcy i bramkarz. Jednak w 67 minucie Wisła zdobyła drugą bramkę, na którą z całą pewnością zasłużyła: po akcji Kwieka z Żurawskim tego drugiego sfaulował Łukasz Surma. Do piłki podszedł sam poszkodowany i mocnym, pewnym strzałem w okolice środka bramki pokonał bramkarza Legii. Strzelca przy tej bramce obserwowali wysłannicy klubów zachodnich, m.in. z Holandii i Włoch.

Było to jedne z łatwiejszych zwycięstw "Białej Gwiazdy" nad Legią w przeciągu kilku ostatnich lat. Warszawski zespół trawi wyraźny kryzys, co wykorzystali gracze Kasperczaka. Wynik mógł, a nawet powinien być wyższy. Żałować może Tomasz Frankowski, że nie udało mu się zdobyć setnej ligowej bramki w wiślackich barwach. Może zostawił sobie to cenne trafienie na najbliższe spotkanie wyjazdowe z Górnikiem w Zabrzu?

(rav)

Źródło: wislakrakow.com


Wisła Kraków - Legia Warszawa 2:0

Po meczu stojącym na słabym poziomie, jak na piłkarski klasyk polskiej ligi, Wisła Kraków pokonała Legię Warszawa 2:0, i było to zwycięstwo jak najbardziej zasłużone. Gole dla Białej Gwiazdy zdobyli Tomasz Kłos i Maciej Żurawski. Dzisiejsze spotkanie na pewno rozczarowało, nie takiej gry można było oczekiwać od dwóch czołowych polskich drużyn. Legia już chyba dawno nie była aż tak słaba, a Wisła - po niezłym początku - chyba za bardzo dopasowała się w końcu poziomem gry, do warszawiaków.

Dla Wisły ważne są jednak punkty oraz solidna przewaga nad stołecznym klubem w ligowej tabeli!

X kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 29 października 2004 r., godz. 20:00'

Widzów: 11000, sędziował: Ľuboš Micheľ (Svidník, Słowacja)

Wisła Kraków - Legia Warszawa 2:0

Bramki:

1:0 Kłos (2.)

2:0 Żurawski (67. - k.)

Nagroda dla "Franka"
Nagroda dla "Franka"
Maciej Żurawski ze "znakiem firmowym" po zdobytej bramce.
Maciej Żurawski ze "znakiem firmowym" po zdobytej bramce.


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Stolarczyk

Mijailović

Gorawski (58. Kwiek)

Szymkowiak

Cantoro

Zieńczuk

Frankowski (87. Kukiełka)

Żurawski


Boruc

Szala

Rzeźniczak

Jóźwiak (80. Dudek)

Kiełbowicz

Sokołowski II

Smoliński

Surma

Sokołowski I (65. Kowalski)

Wróblewski (42. Włodarczyk)

Saganowski


Piłkarz meczu:

Tomasz Kłos

• Początek - w wykonaniu Białej Gwiazdy - był piorunujący. Nic nie wyszło Legii z ultradefensywnego ustawienia, bo już pierwsza akcja dała Wiśle bramkę! Po rzucie rożnym Marek Zieńczuk odegrał krótko do Franka, który z klepki oddał z powrotem do Zienia. Nasz lewoskrzydłowy dośrodkował w pole karne, a jego wrzutkę - ładnym strzałem głową - na gola zamienia bezapelacyjny piłkarz tego meczu, Tomasz Kłos. Artur Boruc - mimo buńczucznych zapowiedzi - powstrzymał krakusów tylko przez niespełna dwie minuty. Kłosik, którego wielu wyrzucało już z Wisły, otworzył wynik i był dzisiaj niemalże bezbłędny w defensywie.

Wisła poszła za ciosem i już w pierwszym kwadransie powinno (!) być co najmniej 3:0 dla wiślaków. 5. minuta to niewykorzystana okazja Marka Zieńczuka. W 6. Boruc był lepszy w sytuacji sam na sam z Frankiem, by w 11. za dużo kominacji w polu karnym Franka i Żurawia zaprzepaściło kolejną okazję. Dodać trzeba także obroniony - choć na raty - strzał Żurawia i uderzenie z ostrego kąta Gorawskiego. W 15. minucie tylko wybieg Boruca za pole karne ratuje Legię od straty bramki, gdyż znów Franek urwał się stołecznym obrońcom.

Gdyby Wisła grała dłużej tak, jak przez pierwszy kwadrans, można byłoby być zadowolonym z tego meczu. Jednak po 15. minutach wiślacy widząc, że Legia po prostu nie istnieje... odpuścili. Zaczęli grać jakby na pół gwizdka. To na moment wykorzystują goście, którzy próbuje przeprowadzić kilka ataków. Są one jednak, w zdecydoanej większości, bardzo nieudolne. Odnotować można jedynie niecelne uderzenie Saganowskiego oraz udaną interwencję Radka Majdana, który wyłapał piłkę po akcji Wróblewskiego.

Przyszedł czas na strzały z dystansu. W 32. minucie swoich sił spróbował Smoliński, nie trafił jednak w bramkę, zaś w odpowiedzi ładnie przymierzył Mauro Cantoro i znów udana interwencja Boruca uchroniła Legię. Po kolejnych kilku minutach dwie następne okazje miał Franek, a jedną Zieńczuk, lecz piłka - jak zaczarowana - mijała bramkę Legii.

W 45. minucie akcja, po której legioniści pierwszy - i jak się potem okazało - ostatni strzelają w światło naszej bramki. Dokonał tego Sokołowski I, ale Radosław Majdan świetnie odbił piłkę nogami.

II połowa zaczęła się od ataków Wisły, a pierwsza groźna akcja miała miejsce w minucie 53. kiedy to Jóźwiak podał... Frankowi i znów Boruc musiał interweniować poza polem karnym. I tym razem udanie. Chwilę później w jedenastkę Legii wbiegł Żuraw, ale strzelił obok słupka.

Wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Aleksander Kwiek, w 59. min. ładnie odnajduje w polu karnym Żurawia, jednak uderzenie wiślaka w ostatniej chwili blokuje Jóźwiak. W 67. min. Franek uciekł lewym skrzydłem, dośrodkował w pole karne, a tam po wymianie piłki Żurawia z Kwiekiem, Maciek, ucieka obrońcom i zostaje sfaulowany przez Surmę. Dobrze prowadzący to spotkanie, Lubos Michel nie wahał się podyktować jedenastkę. Egzekutorem jest oczywiście Żuraw, który nie popełnił tego błędu, co w Wodzisławiu, i zdobył 106. gola w lidze. Wisła zasłużenie prowadziła 2:0.

Po tym golu emocje, których jak na mecze Wisła-Legia było bardzo mało, jeszcze bardziej stopniały. Wisła grała spokojnie, kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku, a legioniści mieli szanse z kilku rzutów wolnych, ale i z nich nie byli w stanie nic zdziałać. Klasyk zakończył się więc naszą wygraną 2:0, jednak wynik, jak i gra - pozostawiły sporo niedostytu. Z jednej strony wygrana nad Legią ma swoją wagę, zaś z drugiej, odkąd chodzę na ligowe mecze, a jest to już kilkanaście lat, tak słabej Legii jeszcze nie widziałem. Wisła po świetnym początku, chyba za bardzo spasowała, co nie znaczy, że nie przeważała. Udowodniła, że w takich składach, jest od warszawiaków jakby o klasę lepsza. Gdyby wiślacy wykazali lepszą skuteczność, wynik mógł być o wiele wyższy.

Dodał: Piotr (2004-10-29 23:08:11)

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja pomeczowa

Zdaniem trenera Kasperczaka Wisła powinna wygrać dzisiejszy mecz z Legią wyższym stosunkiem bramek niż 2:0. O takim wyniku zadecydowała nieskuteczność zawodników "Białej Gwiazdy". Mimo to trener Wisły był zadowolony z postawy swoich graczy, podkreślał dobre momenty w grze zespołu.

Krzysztof Gawara:

- Chciałbym pogratulować trenerowi Kasperczakowi zwycięstwa. Pierwsze 15 minut to zdecydowana przewaga Wisły i łatwo stracona przez nas bramka. Trzeba było odrabiać to 0:1, nie było najgorzej. Wisła nie wykorzystała sytuacji z końcowki pierwszej połowie, tuż po przerwie próbowaliśmy wyrównać. O rzucie karnym trudno mi dyskutować czy oceniać sytuację. Przy stanie 0:2 uszło z nas powietrze, zmiany nic nie wprowadziły. Straciliśmy 3 punkty, dystans 8 punktów do Wisły to dość dużo. Wiadomo w jakiej byliśmy sytuacji przed tym meczem. Chcieliśmy grać spokojnie, by nie stracić bramki, a tu już w 3 minucie plan ten się załamał. Ustawienie z Włodarczykiem też nic nie dało. Brak skuteczności jest naszym problemem.

Henryk Kasperczak:

- Widzieliśmy dziś zacięty, dobrej jakości mecz. Cieszy mnie gra drużyny w niektórych okresach w tym meczu. Rozpoczęliśmy ten mecz bardzo dobrze, graliśmy z pierwszej piłki, prezentując dużą ruchliwość i determinację. Po ostatnich dwóch remisach z Amiką i Cracovią moi zawodnicy potwierdzili, że zespół jest w stanie ustabilizować swoją grę. Zmarnowaliśmy dziś dużo okazji, wynik mógł być wyższy. Gratuluję moim zawodnikom. Chciałem napierw zmienić Mijailovicia, którego polała pachwina. W międzyczasie schodzili po urazach Zieńczuk i Kłos. Było więc trochę zamieszania przy zmianach. Chciałem w pewnym momencie wprowadzić Kuźbę za jednego z napastników, ostatecznie wszedł Kukiełka.

Źródło: wislakrakow.com

Bohaterowie meczu, Maciej Żurawski i Tomasz Kłos, w towarzystwie Macieja Stolarczyka.
Bohaterowie meczu, Maciej Żurawski i Tomasz Kłos, w towarzystwie Macieja Stolarczyka.

Piłkarze po meczu

Tomasz Kłos: Nie czuję się bohaterem

- Nie czuję się bohaterem, ale cieszę się, że już na początku padła bramka - stwierdził skromnie strzelec pierwszej bramki meczu z Legią, Tomasz Kłos. Trafienie obrońcy Wisły otworzyło wynik spotkania, ułatwiając nieco grę krakowskiemu zespołowi.

- Myślę, że w pierwszych dwudziestu minutach mogła paść jeszcze druga i trzecia bramka, ale jak zwykle w meczach z Wisłą bramkarz rywali dobrze się spisywał. Nigdy nikogo nie chwalę, ale gdyby nie Artur Boruc wynik tego meczu mógłby być jeszcze wyższy - stwierdził "Kłoniu".

Obrońca Wisły pochwalił też Radosława Majdana: - Nie miał wielu interwencji, ale w końcówce pierwszej połowy był taki jeden groźny strzał, który Radek świetnie wybronił. Gra obronna, podobnie jak i atak polega na grze całej drużyny, cała drużyna broni i atakuje. Cieszy na pewno, że nie straciliśmy żadnej bramki, a dwie strzeliliśmy. Radość jest tym większa, że powiększyliśmy przewagę nad Legią. Teraz przed nami kolejne mecze - podsumował Kłos.

Źródło: wislakrakow.com

Tomasz Frankowski: Wynik mógł być okazalszy

- Martwi mnie trochę moja dzisiejsza nieskuteczność, ale mam nadzieję, że to przejściowe. Zdarza się, ale szkoda, że akurat w meczu z Legią - przyznał po piątkowym spotkaniu na szczycie piłkarskiej ekstraklasy Tomasz Frankowski.

W drugiej połowie była taka sytuacja po długim podaniu Marka Zieńczuka, poślizgnąłeś się...

- Chciałem od razu przejść w drugą stroną, niestety, dzisiaj wszystkie moje wybory były nie trafione. Przez długi czas miałem szczęście do debiutów. Bardzo chciałem strzelić bramkę w Krakowie, bardzo chciałem strzelić gola Legii, niewiele brakowało, jednak nie umieściłem piłki w siatce. Trzeba podkreślić bardzo dobrą grę w bramce Artura Boruca.

Czy widziałeś kiedyś gorszą Legię podczas meczu w Krakowie?

- Powiem szczerze, że widziałem, kilka lat temu, kiedy wygraliśmy 4-1. Faktem jest, że Legia zagrała zdecydowanie słabiej, niż pół roku temu, kiedy wygraliśmy 1-0, ale z dużo większymi problemami. Dzisiaj ten wynik mógłby być okazalszy.

Źródło: wislakrakow.com

Wisła i Groclin uciekają Legii i Amice

Piątkowa wygrana Wisły nad Legią to nie jedyny korzystny rezultat dla zespołu "Białej Gwiazdy". Również Amica Wronki straciła punkty, przegrywając 0:1 z Pogonią w Szczecinie. Po 10. kolejce ligowej wzmocniła się przewaga prowadzących Wisły i Groclinu.

Grodziski zespół pokonał wczoraj Górnika Zabrze 3:1. Z tymi dwoma zespołami spotkamy się jeszcze w rundzie jesiennej. Do rangi hitu sezonu urastać zaczyna pojedynek Dyskobolii-Groclin Grodzisk Wielkopolski z Wisłą Kraków w ostatniej kolejce ligowej.

Wisła prowadzi w tabeli z 26 punktami, Groclin traci do lidera dwa punkty zaś Amica i Legia notują w tej chwili po 18 "oczek".

Źródło: wislakrakow.com

Komentarze prasowe

W sobotnich artykułach prasowych dotyczących spotkania Wisła Kraków - Legia Warszawa (2:0) najczęściej pisze się o fatalnej grze warszawskiego zespołu i Arturze Borucu, który uratował wicemistrzów Polski od wyższej porażki.

"Gazeta Wyborcza" pisze nawet o zdeklasowaniu Legii przez Wisłę, zaś "Sport" podkreśla, że wicemistrz Polski ma wprawdzie trzech trenerów, ale nie ma drużyny. Z kolei "Rzeczpospolita" i "Życie Warszawy" uznały szlagierowe spotkanie 10. kolejki w naszej ekstraklasie za bardzo słabe widowisko.

Przegląd Sportowy: Łatwo poszło

Tylko dwie minuty trwał wyrównany bój Wisły Kraków z Legią Warszawa. Gol Tomasza Kłosa był początkiem dominacji krakowian. Wisła Kraków ma osiem punktów przewagi nad Legią - oto najważniejszy przekaz po piątkowym meczu jesieni, spotkaniu na szczycie w polskiej ekstraklasie.

Sport: Zero Legii

Wczoraj oglądaliśmy bardzo dobrą Wisłę i "zero" Legii. Nie tylko po stronie zdobyczy bramkowych. Cóż z tego, że Legia ma trzech trenerów, skoro nie ma drużyny.

Gazeta Wyborcza: Surowa lekcja

Niespodzianki nie było, bo być nie mogło. Mistrzowie Polski zdeklasowali wicemistrza, którego stać było na ledwie jeden groźny strzał! Od wyższej porażki Legię uratował bramkarz Artur Boruc.

Dziennik Polski: W stylu lidera

Piłkarski klasyk polskiej piłkarskiej ekstraklasy zakończył się zasłużonym sukcesem krakowskiej Wisły. Mistrz Polski pewnie pokonał wicemistrza, a jego zwycięstwo byłoby okazalsze, gdyby w bramce gości nie stał Artur Boruc. Przy obu straconych golach nie miał jednak żadnych szans na skuteczne interwencje. Wiślacy zachowali oczywiście fotel lidera I ligi, a ich przewaga nad legionistami wzrosła aż do ośmiu punktów.

Rzeczpospolita: Muchy w smole

Mecz zapowiadany jako wydarzenie jesieni w ligowej piłce rozczarował. Wisła miała wyjątkową szansę zbić Legię tak, że o klęsce pamiętano by w Warszawie przez lata. Ale chciało jej się grać tylko przez 15 minut. Legia była zbyt słaba, by myśleć nawet o remisie.

Życie Warszawy: Wilk syty i owca cała

W szlagierowym meczu piłkarskiej ekstraklasy Wisła Kraków pokonała Legię Warszawa 2:0 Po słabiutkim spotkaniu w Krakowie mistrz Polski pokonał wicemistrza 2:0. Legia marzenia o tytule musi odłożyć przynajmniej na rok. W piątek była wyraźnie słabsza i uległa Wiśle 0:2. Mecz, który miał być hitem jesieni, rozczarował, a menedżerowie, którzy przyjechali z Udine (by oglądać Żurawskiego) i ci, zasiadający na stadionie in cognito, z niedowierzaniem kręcili zniesmaczeni głowami, dziwiąc się, że oglądają mecz dwóch najlepszych naszych drużyn. Wisła przestraszyła się Legii, choć nie miała czego. Warszawiacy robili, co mogli, a mogli niewiele. Po meczu Wisła była zadowolona, bo wygrała, Legia, bo nie poniosła klęski. Pesymiści twierdzili, że może przegrać nawet 0:5. Wilk syty i owca cała.

Trybuna: Wisła - Boruc 2:0

Choć to dopiero 10. kolejka ekstraklasy, krakowska Wisła już teraz zrobiła milowy krok do obrony tytułu mistrzowskiego: w meczu na szczycie pokonała 2:0 (1:0) warszawską Legię. Gdyby nie słaba skuteczność miejscowych i jeden z najlepszych meczów w karierze Boruca, lekcja futbolu mogła być dla gości znacznie boleśniejsza.

Źródło: Onet.pl

Za:wislaportal.pl

Komentarz pomeczowy

Po meczu z Legią rozległy się głosy, że spotkanie rozczarowało, a Wisła po świetnym początku dostosowała się poziomem do słabej w tym dniu i w ogóle w tym sezonie drużyny z Warszawy. Wszakże chłodna analiza występu Białej Gwiazdy, podparta obejrzeniem powtórki na antenie C+, pozwala na wysnucie znacznie bardziej optymistycznych wniosków. Było to bowiem najlepsze spotkanie Wisły w lidze w bieżącym sezonie.

Oczywiście mankamentów nie brakowało. Pierwszym i najbardziej rzutującym na ocenę meczu, była fatalna skuteczność Wiślaków. Co prawda, nie marnowali oni sytuacji, które mogą śnić im się po nocach (strzał z pięciu metrów do pustej bramki etc.), ale przynajmniej w 5/6 sytuacjach piłka powinna zatrzepotać w bramce Legii. To, że skończyło się ledwie na dwóch trafieniach, to wspólna zasługa bardzo dobrze spisującego się Artura Boruca i niestety Wiślaków, z Tomaszem Frankowskim na czele. Franek tym razem miał rozregulowany celownik, ale w przypadku oceny jego postawy wszelkie wyrzuty byłyby nie miejscu. Ten sezon ma wyborny i jeszcze wiele razy dostarczy nam radości po celnych strzałach. Trzeba również wspomnieć, że i inni Wiślacy zmarnowali dogodne sytuacje, zatem ta strzelecka niemoc, za sprawą której musieliśmy martwić się o wynik znacznie dłużej niż powinniśmy, to bolączka całego zespołu. Podobny problem mieliśmy w Wodzisławiu. Oby w Zabrzu był w 100 % rozwiązany.

Drugim mankamentem były przestoje w grze. Po znakomitym otwierającym kwadransie, Wisła znacznie zwolniła. Gdy przyspieszała od czasu do czasu, od razu robiło się gorąco pod bramką Legii. Po części owe przestoje to po prostu chwile, gdy Wisła próbuje zaszachować przeciwnika, uśpić go, aby potem precyzyjnie wyprowadzonym atakiem, ugodzić go możliwie najdotkliwiej. Chwilami o tempie i aktywności gry Wiślaków nie decydowało wyrafinowanie taktyczne lecz zwyczajny, nie bójmy się użyć tego słowa, minimalizm. Na szczęście, tym razem ujawniał się on nader rzadko i Wisła w ciągu całego meczu nigdy nie oddała pola rywalom.

Tym sposobem możemy przejść do pozytywów, bo choć znalazłoby się jeszcze kilka słabszych elementów naszej gry, to jednak Wiślacy zasłużyli przede wszystkim na pochwały. Mogą różni obserwatorzy podkreślać, że Legia była wyjątkowo słaba. Warto jednak w pierwszej kolejności podkreślić, że to Wisła zagrała na tyle dobrze, że Legia nie mogła liczyć nawet przez chwilę na nawiązanie równorzędnej walki. Wisła przeprowadziła wiele ataków, po których ręce same składały się do oklasków. Szybkie, pomysłowe, znamionujące fantazję i duże umiejętności techniczne, związane z dużą ruchliwością i wymiennością pozycji, osiągały te ataki poziom o jakim inne kluby ligowe mogą jedynie pomarzyć. Jakże wspaniała to rekomendacja pracy Henryka Kasperczaka, którego prasa a niestety i niektóre osoby związane z klubem już od tygodni zwalniają z funkcji trenera... Jakże wspaniała to także rekomendacja poziomu naszych piłkarzy, którzy jednak częściej radują nas swą grą, niż zawodzą... Może zatem warto poskromić zakusy rozbicia tej drużyny, personalnym trzęsieniem ziemi w zimie?

Piłkarze Wisły bardzo dobrze prezentowali się pod względem szybkościowym. Zarazem przewyższali rywali agresywnością w grze. Warto w tym miejscu pochwalić Mirosława Szymkowiaka, który nie tylko świetnie kierował grą, znakomicie regulując tempo gry i siejąc zamęt wśród Legionistów precyzyjnymi podaniami do napastników i skrzydłowych, lecz także wyróżniał się dobrym odbiorem piłki i - przyznajmy niezbyt częstą u niego ostatnio - determinacją. Na słowa uznania zasługuje także Tomasz Kłos. Nie dość, że strzelił jakże ważną bramkę, to jeszcze wygrał zdecydowaną większość pojedynków z piłkarzami Legii. Nie mówi się o tym wiele, a trzeba mocno to podkreślać, że Wisła ma obecnie najlepszą obronę w lidze. Ledwie 4 gole stracone w 10 meczach to bardzo dobry wynik, który wystawia świadectwo wysokiej jakości Majdanowi, Baszczyńskiemu, Głowackiemu, Kłosowi, Stolarczykowi, a nawet często krytykowanemu Mijailoviciowi, który akurat z Legią zagrał dobrze. Z tych 4 goli, 2 padły po rzutach karnych, jeden zaś po rzucie wolnym i rykoszecie. Wynika z tego niezbicie, iż w 10 meczach straciliśmy po akcji rywala zaledwie 1 bramkę. Aż trudno w to uwierzyć, mając w pamięci perturbacje z kolejnymi liniami obronnymi Wisły prezesa Cupiała... Oby tak dalej!

Po w sumie ciekawym i obfitującym w ładne akcje wykonaniu Wiślaków meczu, odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zawirowania wokół obu klubów, personalne i inne, niekoniecznie sportowe, spowodowały, że ranga tego sukcesu jest obniżana. Cóż, mecz z października 2004 nie będzie wspominany latami... Ważne są jednak przede wszystkim 3 punkty, które stanowią kolejny krok ku realizacji celu o pierwszorzędnym znaczeniu: obronie tytułu mistrzowskiego. Wisła pokazała w meczu z Legią tyle atutów, że można być optymistą przed kolejnymi spotkaniami.

Źródło:wislaportal.pl

Relacja kibicowska z meczu:

Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2004/2005

Galeria kibicowska:


Wideo