2005.03.12 Wisła Kraków - GKS Katowice 1:0

Z Historia Wisły

2005.03.12, Idea Ekstraklasa, 16. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 18:00
Wisła Kraków 1:0 (1:0) GKS Katowice
widzów: 8.500
sędzia: Hubert Siejewicz z Białegostoku
Bramki
Marek Zieńczuk 12’ 1:0
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Arkadiusz Głowacki
Tomasz Kłos
Nikola Mijailović
Vlastimil Vidlička grafika: Zmiana.PNG (55’ Paweł Brożek)
Radosław Sobolewski
Grafika:Zk.jpg Mauro Cantoro
Marek Zieńczuk grafika: Zmiana.PNG (87’ Maciej Stolarczyk)
Maciej Żurawski
Tomasz Frankowski

trener: Werner Lička
GKS Katowice
Mateusz Sławik
Piotr Polczak
Krzysztof Markowski
Tadeusz Bartnik
Artur Andruszczak Grafika:Zk.jpg
Mirosław Widuch
Ryszard Czerwiec grafika: Zmiana.PNG (86’ Damian Mielnik)
Łukasz Wijas Grafika:Zk.jpg
Grzegorz Górski
Dawid Plizga
Daniel Onyekachi grafika: Zmiana.PNG (81’ Wojciech Krauze)

trener: Jan Furtok

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Wisła wraca do gry!

Zdobywca jedynej bramki, Marek Zieńczuk; z tyłu Ryszard Czerwiec
Zdobywca jedynej bramki, Marek Zieńczuk; z tyłu Ryszard Czerwiec

Trzy i pół miesiąca przyszło nam czekać na wznowienie przez piłkarzy Wisły rozgrywek o punkty. W sobotę o godzinie 18:00 Wisła zainauguruje przed własną publicznością rundę wiosenną ekstraklasy. Po raz pierwszy do walki o punkty poprowadzi ją Werner Liczka.

Na pierwszy ogień podopieczni czeskiego szkoleniowca wezmą zdecydowanie najsłabszą kadrowo drużynę pierwszej ligi, GKS Katowice. W kadrze klubu znajduje się czterech zawodników powyżej 27 roku życia (średnia wieku kadry wynosi nieco ponad 21 lat), dodatkowo jeden z nich - Paweł Pęczak z Wisłą nie zagra. Reszta to juniorzy. W 22-osobowej kadrze zespołu znajduje się dziewięciu piłkarzy, którzy nie rozegrali jeszcze ani minuty w pierwszej lidze. W pierwszej lidze w roli trenera nie pracował także szkoleniowiec GieKSy Jan Furtok, który dla ominięcia wymogów licencyjnych, do pomocy otrzymał Jacka Góralczyka.

Z powyższych powodów wszyscy spodziewają się łatwej przeprawy. Daleki od takiej tezy jest Werner Liczka. - Teoretycznie jesteśmy zdecydowanym faworytem, wszyscy dookoła mówią nam - będzie spokojnie. Gorzej będzie, jak zespół wyjdzie spokojnie na boisko - przestrzega szkoleniowiec Wisły. - To mecz-pułapka. Rywale postawią mur na ostatnich 30 metrach, więc będziemy musieli naciskiem zmusić ich blok defensywny do ruchu, do błędu. Do tego cały czas trzeba grać mądrze taktycznie i uważać na kontry.

W spotkaniu z GKS-em Katowice Liczka nie będzie mógł jeszcze skorzystać z Marcina Kuźby ani Kelechi Temple Omeonu. Po drobnych kłopotach zdworotnych do gry gotowi są już natomiast Arkadiusz Głowacki, Jacek Kowalczyk i Aleksander Kwiek. Najbliżej do wyjściowego składu ma ten pierwszy, najdalej Olek, który nie może przekonać do siebie czeskiego szkoleniowca.

Na grę w sobotnim meczu może liczyć natomiast czwórka nowych zawodników. Radosław Sobolewski zagra w podstawowym składzie. Na miejsce w pierwszej "11" może też liczyć ktoś z dwójki Vlastimil Vidliczka - Jakub Błaszczykowski. W ofensywie bardziej przekonujący jest ten drugi i właśnie on podczas piątkowej gierki treningowej występował w teoretycznie mocniejszej drużynie. Już teraz wielu obserwatorów widzi w nim kandydata do odkrycia rundy. Czech jest zawodnikiem bardziej doświadczonym. Wydaje się, że głównie z myślą o obsadzie tej pozycji Liczka wspominał o "szczęśliwej ręce". Chyba mniejsze wątpliwości związane są z drugą stroną boiska - tutaj bliżej podstawowej "11" jest Marek Zieńczuk, który w spotkaniu z Pogonią zdaniem kibiców i trenera "zanotował ciekawe wejście". Po przerwie w ataku na boisku pojawi się zapewne Paweł Brożek - jesienią zawodnik GKS-u.

Tradycyjnie przed meczami takimi jak sobotni, pada pytanie o odpowiednią mobilizację. I tradycyjnie piłkarze oraz sztab szkoleniowy odpowiadają - no problem. - Wiemy z własnego doświadczenia, że nie wolno lekceważyć potencjalnie słabszych rywali - zapewnia Arkadiusz Głowacki. Trener Liczka zdaje sobie sprawę z faktu, że kibice Wisły liczą na wysokie zwycięstwo, więc mobilizuje swoich zawodników nawet w wypowiedziach dla prasy. - To mecz tak samo ważny, jak trzynaście pozostałych. Punkty zdobyte w meczu z GKS-em mają taką samą wartość jak te z meczu z Legią - przypomina trener.

Wisła rundę wiosenną miała zainaugurować meczem z Górnikiem w Łęcznej. To spotkanie zostało jednak przełożone ze względu na złe warunki atmosferyczne, więc wiślacy rozegrają awansem mecz 16. kolejki. Zgodnie z planem odbędą się tylko dwa spotkania 14. kolejki. W piątek Legia Warszawa pokonała 3:0 Pogoń Szczecin, a w niedzielę Groclin podejmie Polonię.

Mecz na śniegu?

Nawet podgrzewana murawa nie pomoże, jeśli przed meczem lub w trakcie, dojdzie do opadów śniegu. Piłkarze przekonali się o tym w środę, gdy zaraz po sporej zamieci śnieżnej trenowali na warstwie świeżego śniegu. Prognozy pogody mówią, że w sobotę w Krakowie ma pruszyć tylko przed południem. Jeśli się sprawdzą, mecz odbędzie się na zielonej, miękkiej i równej murawie.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Wisła Kraków - GKS Katowice 1:0

Po dość słabym meczu. w wykonaniu piłkarzy Wisły Kraków, pokonaliśmy - tyle, że zupełnie bez dawnego błysku - GKS Katowice 1:0. Efektowny gol Marka Zieńczuka, to jedyny optymistyczny akcent spotkania. Pomocnik Białej Gwiazdy uderzył piłkę z woleja z około 20 metrów. Niestety, w 28. minucie sędzia przerwał mecz i nakazał usunięcie niezbyt chlubne transparenty rozwieszone na płocie pod sektorem C.

XVI kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 12 marca 2005 r., godz. 18:00

Widzów: 8000, sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok)

Wisła Kraków - GKS Katowice 1:0

Bramka:

1:0 Zieńczuk (12.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Mijailović

Vidlička (55. Brożek)

Cantoro

Sobolewski

Zieńczuk (87. Stolarczyk)


Frankowski

Żurawski


Sławik Bartnik


Markowski

Polczak

Górski

Widuch

Czerwiec (86. Mielnik)

Wijas

Andruszczak

Onyekachi (81. Krauze)

Plizga


Piłkarz meczu:

nikt

• Mecz rozpoczął się od akcji przeprowadzanych przez Wisłę. Jednak dopiero w 10. minucie Baszczyński zacentrował w pole karne, gdzie piłkę uderzył głową Tomasz Frankowski. Niestety - minimalnie niecelnie. Za to już w 12. minucie, po zagraniu Żurawskiego, Zieńczuk zdobywa przepięknego gola z około 20 metrów. 1:0 dla Białej Gwiazdy! 4 minuty później Wijas z GKS również strzałem z 20 metrów próbuje zaskoczyć Radosława Majdana. Piłka przechodzi jednak tuż nad poprzeczką. W 26. minucie Cantoro wrzuca piłkę w pole karne, gdzie Frankowski próbuje przelobować bramkarza GKS. Niestety - minimalnie niecelnie i piłka ląduje na górnej siatce bramki GKS. Minutę później Franek próbuje strzelać z 18 metrów. Strzał jest jednak zbyt słaby i bramkarz bez problemu wyłapuje futbolówkę. W 28. minucie sędzia przerywa spotkanie i nakazuje kibicom Wisły usunięcie z płotów obraźliwych transparentów. Przerwa w meczu trwa 5 minut. Po wznowieniu gry przewagę mają krakowianie, ale w 38. minucie Plizga próbuje zaskoczyć Majdana. Strzał niecelny. W 42. minucie Sobolewski, po ładnej indywidualnej akcji, strzela lewą nogą tuż obok słupka. Nadal 1:0 dla Wisły, która choć nie wkłada w mecz 100% zaangażowania, to jednak góruje nad słabiutkimi katowiczanami pod każdym względem. W 44. minucie Cantoro próbuje strzału z 20 metrów, ale bramkarz znakomicie paruje piłkę na rzut rożny. Ostatni mocniejszy akcent w pierwszej części spotkania ma miejsce w 48. minucie. Andruszczak wrzuca piłkę z lewej strony w pole karne, gdzie mija się z nią Plizga, sytuację do oddania strzału wykorzystuje jednak Onyekachi, jedyny Nigeryjczyk w barwach GKS, na szczęście dla Wisły - uderzył niecelnie. Pierwsza - niezbyt ciekawa - połowa kończy się zasłużonym prowadzeniem Białej Gwiazdy.

Druga połowa zaczęła się od chaotycznych ataków jednej i drugiej drużyny. Pierwszą groźniejszą akcję drużyna Wisły przeprowadziła w 54. minucie, gdy Cantoro z lewej strony pola karnego lewą nogą uderzył piłkę, ale bramkarz GKS Sławik z trudem wybił futbolówkę na rzut rożny. Minutę później zupełnie bezbarwnego - debiutującego w barwach Białej Gwiazdy - Vidličkę zastąpił Paweł Brożek. W 60. minucie Wijas przeprowadza indywidualną, groźną akcję, która na szczęście zatrzymuje się na Kłosie. Chwilę później Żurawski dostaje idealne podanie, ale nie trafia w piłkę. W tym czasie gry obrona GKS z łatwością rozbija ataki Wisły Kraków. W 62. minucie Mijailović podaje do Frankowskiego, który zostaje odepchnięty w polu karnym. Sędzia nie reaguje, a powinien podyktować rzut karny dla Białej Gwiazdy! Mniej więcej w tym samym momencie, tuż pod linią boczną, Mauro Cantoro uderzył jednego z zawodników GKS głową. Zostaje ukarany tylko żółtą kartką, choć faul kwalifikował się na czerwoną. W 69. i 74. minucie dwie bliźniacze akcje przeprowadził Mijailović. W obydwu przypadkach strzelał z lewej strony pola karnego. Za pierwszym razem piłka przeszła tuż obok lewego słupka, a w drugim przypadku tuż obok prawego. W 76. minucie Andruszczak decyduje się na indywidualną akcję, ale na szczęście Nikola wybija piłkę na rzut rożny. 6 minut później Cantoro strzela, a Sławik wyłapuje jego strzał. W 87. minucie Frankowski strzela sprzed pola karnego, ale piłka przechodzi tuż obok słupka bramki Sławika. Minutę przed końcem regulaminowego czasu gry Baszczyński znalazł się w sytuacji sam na sam ze Sławikiem, ale bramkarz gości zachował się znakomicie i nie zobaczyliśmy drugiego gola przy ulicy Reymonta. Mecz kończy się skromnym zwycięstwem Białej Gwiazdy 1:0.

Drużyna w niczym nie przypominała zespołu Henryka Kasperczaka. Minimalne zwycięstwo, duża pasywność w grze poszczególnych zawodników, widoczny brak "czucia" piłki. Odczuwalny jest również brak Mirosława Szymkowiaka. Nie wyciągamy zbyt daleko idących wniosków po pierwszym wiosennym meczu, ale spotkanie z GKS nie nastraja zbyt optymistycznie.

Dodał: Matys (2005-03-12 19:07:58)

Źródło:wislaportal.pl

Złoty gol Marka Zieńczuka

W rundzie jesiennej Marek Zieńczuk nie potrafił zdobyć bramki w ośmiu ligowych występach przy Reymonta. Sztuka ta udała mu się już w 12 minucie meczu inaugurującego rozgrywki wiosenne z GKS Katowice. Była to jedyna bramka meczu dająca Wiśle cenne trzy punkty.

Wielu obawiało się warunków, w jakich przyszło zmierzyć się zespołom Wisły i GieKSy. Inaugurujący rundę wiosenną wczorajszy mecz Legii z Pogonią rozgrywany był w iście zimowej aurze. Brzydka pogoda oszczędziła jednak Kraków, od godziny 13 nad naszym miastem przejaśniło się, a podgrzewanie murawy zadziałało jak należy. Przeszkadzać mógł tylko nieprzewidywalny mocny wiatr.

Największą niewiadomą w składzie Wisły była obsada prawego skrzydła. Trener Liczka postawił na swego rodaka Vlastimila Vidliczkę, który zagrał przeciętnie. W podstawowej jedenastce zabrakło miejsca dla Macieja Stolarczyka. W drużynie GKS oglądaliśmy starego znajomego Ryszarda Czerwca. Na trybunach zasiedli wypożyczeni z Wisły Grzegorz Kmicik i Maciej Mysiak, którzy wcześniej dopingowali koszykarki naszego klubu. Początek meczu nie wyglądał obiecująco. Więcej z gry mieli katowiczanie, a Wisła nie potrafiła zawiązać skutecznej akcji ofensywnej. W GieKSie odważnie poczynał sobie Daniel Onyekachi, który już na samym początku zakręcił na lewej flance Marcinem Baszczyńskim. Dopiero w 8 minucie pierwsze groźne podanie w stronę pola karnego GKS posłał Radosław Sobolewski, ale Macieja Żurawskiego ubiegł golkiper gości.

Z biegiem czasu akcje Wisły zaczęły coraz bardziej zagrażać bramce GKS. Szczęścia nie miał jeszcze Tomasz Frankowski, który strzałem głową w krótki róg po podaniu Baszczyńskiego zatrudnił Mateusza Sławika po raz pierwszy. Chwilę później spod linii końcowej ostro centrował Maciej Żurawski, ale piłkę wybili obrońcy gości. GieKSa nie mogła jednak powiedzieć nic wobec pięknego gola Marka Zieńczuka. 12 minucie pomocnik Wisły otrzymał podanie od Macieja Żurawskiego i potężnie kopnął kozłującą piłkę z 20 metrów. Ta zatrzepotała w siatce blisko lewego słupka bramki katowickiego zespołu (asysta: Żurawski). Dla takich goli warto przychodzić na stadion piłkarski! Było to piąte ligowe trafienie Zieńczuka w tym sezonie, ale pierwsze zdobyte na obiekcie Wisły.

Niestety, po strzeleniu bramki Wisła nie poszła za ciosem. Trudno jednak odmówić podopiecznym Wernera Liczki chęci do gry, szczególną ambicją wykazał się w 22 minucie Maciej Żurawski ratując dla piłkę Wisły w narożniku boiska. A ponoć panu Maćkowi brakuje adrenaliny w meczach ligowych...? Szansę na podwyższenie wyniku miał 14 minut od zdobycia pierwszego gola Tomasz Frankowski. Na bramkę strzelał Mauro Cantoro, piłka rykoszetem odbiła się od jednego z obrońców, dopadł do niej "Franek", ale jego lobik minął poprzeczkę bramki GKS.

W 28 minucie spotkanie zostało przerwane przez arbitra na wniosek obserwatora spotkania z ramienia PZPN. Powodem tej decyzji były trzy obraźliwe transparenty wywieszone na płocie odgradzającym trybunę C od boiska. Decyzja o tyle dziwna, że znacznie gorsze hasła bezkarnie wiszą na innych stadionach i nikt z tego powodu nie przerywał meczu. Być może pan obserwator widząc słowo "żydowski" myślał iż transparent ma wymowę antysemicką. Cóż, czasem wypada czytać ze zrozumieniem... Tymczasem na trybunie prasowej przerwanie meczu uznano za reakcję PZPN na bunt grupy G-4, która zbojkotowała umowę sponsorką podpisaną przez związek...

Po pięciu minutach grę wznowiono. Wisła do końca tej części gry stworzyła sobie jeszcze kilka sytuacji bramkowych. W 36 minucie po strzale Mauro Cantoro piłka odbiła się od Tomka Frankowskiego i wyszła na aut bramkowy. Dwie minuty później powinno być 2:0, ponieważ piłkę osiem metrów od bramki przejął Sobolewski, "zawinął" mocno lewą nogą blisko odkrytego lewego rogu bramki, ale piłka minęła słupek o kilka centymetrów. Okres przewagi Wisły chciał udokumentować przed przerwą Mauro Cantoro. Jego piękny strzał z 25 metrów kibice oklaskiwali równie rzęsistymi brawami co wybicie piłki na róg przez Mateusza Sławika. W czwartej minucie doliczonego czasu gry Wisła miała szansę na dobrą akcję, ale po przerzuceniu piłki na prawe skrzydło Vlastimil Vidliczka dość wolno zabrał się do rajdu, by zakończyć swoje ofensywne zapędy na bardzo niecelnym strzale.

Goście po niezłych pięciu minutach pierwszej połowy oddali jeszcze trzy strzały na bramkę Wisły. Dwa z nich (Andruszczaka i Plizgi) nie miały możliwości zagrozić bramce Majdana. Ale GieKSa miała swoją szansę na wyrównanie dwie minuty po upływie regulaminowego czasu gry pierwszej połowy. Swoją akcję prawą stroną zakończył centrą Andruszczak, piłkę powinien wybić z 7 metra Baszczyński, ale fatalnie skiksował. Przed szansą stanął Onyekachi, który kopnął futbolówkę równie nieczysto co obrońca Wisły i fani przy Reymonta mogli odetchnąć z ulgą.

Drugą połowę dla "Białej Gwiazdy" otworzył strzał z ostrego kąta Mauro Cantoro, po którym piłka wybita została na róg. Później widzieliśmy kilka minut aktywności Macieja Żurawskiego, niestety napastnika Wisły najpierw powstrzymał Tadeusz Bartnik, a po chwili "Żuraw" fatalnie skiksował mając przed sobą tylko bramkarza GKS. W 62 minucie mógł być rzut karny za popchnięcie Tomasza Frankowskiego.

Sędzia nie podjął też raczej słusznej decyzji 60 sekund później. W środku boiska doszło do spięcia między Mauro Cantoro a Arturem Andruszczakiem. Obaj zostali ukarani żółtymi kartkami, faktem jest niestety że Argentyńczyk zrobił ruch głową w kierunku GieKSiarza uderzając go głową. To nie pierwsze takie zagranie "El Toro" w jego karierze, a wpływu na ocenę zachowania pomocnika Wisły nie może mieć fakt, że Andruszczak prowokował go, a później teatralnie upadł.

Co ciekawe jednym z rozjemców w tej sytuacji okazał się... Nikola Mijailović. Serb przez kilka następnych minut grał na nerwach Andruszczakowi, nie dając się sprowokować zawodnikowi z Katowic.

W 76 minucie doszło do poważnego piłkarskiego starcia między wyżej wymienionymi zawodnikami. W dobrej sytuacji strzeleckiej znalazł się Andruszczak, ale na szczęście Nikola zablokował jego uderzenie. W końcówce meczu groźne strzały oddawali Cantoro, Mijailović, Kłos (główką obok spojenia słupka z poprzeczką) i Frankowski (zza pola karnego). Pięknie wyglądała też akcja wprowadzonego w drugiej połowie Brożka, który w tempo zagrał do Baszczyńskiego, niestety pojedynek z obrońcą Wisły wygrał Mateusz Sławik - najlepszy zawodnik GKS na boisku.

Chociaż sytuacji strzeleckich Wisła miała sporo, to powodów do zachwytów nad grą mistrzów Polski nie ma. Większość okazji stworzone zostało dzięki błędom katowiczan. Praktycznie jedyną w pełni składną akcją "Białej Gwiazdy" było podanie Brożka do Baszczyńskiego w 88 minucie meczu. Na skuteczność narzekał natomiast trener Liczka, ponieważ szanse bramkowe były a wyższe prowadzenie Wisły dałoby jej zawodnikom więcej zaufania i pewności siebie. Poza tym jednobramkowe zwycięstwo z drużyną typowaną na pierwszego kandydata do spadku nie najlepiej świadczy o zespole Wernera Liczki. Oby ten wynik zmotywował jego podopiecznych do cięższej pracy.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Konferencja pomeczowa

- Był to pierwszy mecz ligowy drużyny po trzech miesiącach. Brakuje ogrania, meczów w stresie. Ten mecz był niewiadomą. Okazje były, brakowało skuteczności. - mówił na konferencji pomeczowej, trener Wisły Werner Liczka.

Werner Liczka:

- Dziś należało być bardzo skutecznym. GKS krył indywidualnie wszystkich graczy. Na początku było kilka okazji i trzeba było je wykorzystać. Przy 2:0 sposób gry byłby inny, wytworzyłby więcej zaufania między zawodnikami.

W drugiej połowie denerwowaliśmy się, brakowało cierpliwości. Trzeba było utrzymać piłkę, potrzeba było więcej ruchu bez piłki, więcej piłek grać do bocznych sektorów. Mecz nieprzyjemny, graliśmy nieskutecznie, ale trzy punkty są bardzo ważne. Kibice oczekiwali wyższego zwycięstwa, ale jako wstęp trzy punkty dają troche spokoju. Zgadzam się, że sposób gry GKS był bardzo mądry, ten sposób gry był optymalny dla Ryszarda Czerwca, który nie musiał bardzo dużo biegać. W bardziej ofensywnej grze nie wiem czy wytrzymałby trudy meczu. W GKS siedmiu zawodników prawie wcale nie przekraczali środkowej linii boiska. Nie spotkałem się z takim systemem gry od ośmiu lat... Prostopadłe piłki nie miały szans na dojście do partnera. Należało grać więcej skrzydłami, lub wygrywać pojedynki indywidualne.

W ofensywie mecz na pewno był bardziej nieudany niż udany. Z jednak ocenami wstrzymajmy się, wiosna 2005 jest bardzo ciężka. Nie chcę, żebyśmy grali 100 procent teraz, zobaczymy co będziemy grali za miesiąc.

Był to pierwszy mecz ligowy drużyny po trzech miesiącach. Brakuje ogrania, meczów w stresie. Ten mecz był niewiadomą. Okazje były, brakowało skuteczności. Długo jeszcze będzie porównywanie Szymkowiak - Cantoro. Po przerwie rzeczywiście nie graliśmy tego co bym chciał. Za styl gry nie odpowiada tylko Mauro a większość zawodników. Nie chcę, żeby drużyna grała tak jak w drugiej połowie. Wprowadziłem dziś Pawła Brożka do gry głównie na prawym skrzydle, by w sytuacjach jeden na jeden wykorzystywał swoje umiejętności. Grało dziś sześciu nominalnych obrońców? Nie liczmy zawodników na nominalnych... Zawodnik musi być uniwersalny.

Jan Furtok (GKS Katowice):

- Może będziecie mieli pretensje o nasz styl gry, ale gdybyśmy się otwarli, to byłbym trenerem-samobojcą. Musiałem grać defensywnie, liczyłem na grę z kontry, nie wyszło to do końca, ale jestem z chłopaków zadowolony, zostawili dziś sporo zdrowa. Bałem sie by uniknąć kompromitacji, choć z drugiej strony liczyłem na jeden punkt. Czerwiec umówił się z nami, że sam przygotuje się do sezonu. Znam jego słabsze strony, często łapał kontuzję. Na jesieni rozegrał tylko 20 minut, więc bałem się o niego. Widać jednak, że jest dobrze przygotowany.

Żeby z Wisłą zrobić punkt, musielibyśmy mieć w składzie sześciu kadrowiczów.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Tomasz Kłos: Pierwsze śliwki robaczywki

Tomasz Kłos, środkowy obrońca Wisły zdaje sobie sprawę, że jego drużyna nie zachwyciła w pierwszym spotkaniu ligowym na wiosnę. Cieszy się jednak ze zwycięstwa i zauważa że GKS przez większość meczu bronił się w jedenastu zawodników.

Jak Pan ocenia dzisiejsze spotkanie?

- Najlepsze nie było, bo skończyło się tylko na 1:0. Mówi się "pierwsze śliwki robaczywki". Nie wykorzystaliśmy kilku sytuacji. Po bramce strzelonej na początku zespół GKS grał w jedenastu na własnej połowie więc ciężko się atakowało. Nie jeden taki ciężki mecz przed nami.

Wydaje się, że graliście bardzo statycznie...

- Trudno mi to oceniać, inaczej mecz ogląda się z boiska a inaczej z trybun. Myślę, że w drugiej połowie mieliśmy za dużo strat piłki. Przy stanie 1:0, obojętnie z kim się gra, może paść przypadkowa bramka po rykoszecie i "spalić" całe 90 minut wysiłku. Podobnie zaczynaliśmy ligę w zeszłym roku. Liczy się jednak zwycięstwo i trzy punkty - z tego na pewno się cieszymy.

Tomek Frankowski powiedział, że na chwilę obecną jest to maksimum. Czy zgadzasz się z tym?

- Nie uważam, że aż "maks", ale Tomek może się wypowiadać jak uważa. Graliśmy w sparingach, np. z Żiliną i na Cyprze - gra w niektórych meczach wyglądała lepiej. Jest to dopiero pierwszy mecz rozgrywek, poczekajmy na następne i wtedy można oceniać.

Nie sądzisz, że za dużo w waszej gry było asekuracji? Przy tak cofniętym przeciwniku obrońcy mogli chyba więcej atakować?

- Widziałem, że staraliśmy się atakować bokami, jeden ze stoperów też włączał się do akcji. Ciężko się gra przeciwko drużynie, w której jedenastu piłkarzy operuje na przestrzeni 40 metrów. Ciężko było rozegrać piłkę. Cieszyłbym się, gdybyśmy wygrali każdy mecz ligowy po 1:0, chociaż wiem że kibice przyzwyczajeni są do innych wyników i innej gry. Postaramy się więc, żeby było lepiej.

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu Wisła - Katowice

Pierwszy ligowy mecz Wisły w rundzie wiosennej za nami. Przyniósł skromne zwycięstwo 1:0 i ogólne rozczarowanie swoim poziomem. Zamiast radości z nowego początku, zafundował nam smutek końca epoki ładnej i pomysłowej gry.

Nie będzie żadnym odkryciem stwierdzenie, że Wisła zaprezentowała się wczoraj dramatycznie słabo, gra wyglądała fatalnie jakościowo, dominował chaos. Jedynie pierwszy kwadrans wyglądał poprawnie (co nie znaczy dobrze). Później mogliśmy już tylko obserwować bezradne i nieskładne walenie głową w Katowicki mur, pobawione agresji, pomysłu, taktycznych rozwiązań, toczone w wolnym tempie. GKS zagrał dokładnie tak, jak wszyscy poza Wernerem Liczką się spodziewali – cofnął się głęboko i bronił wszystkimi siłami, od czasu do czasu próbując rozpaczliwej kontry. A my nie mieliśmy koncepcji i rozwiązań jak ów mur sforsować, zwłaszcza, że nie funkcjonowało szybkie operowanie piłką, brakowało ruchliwości, ataku pozycyjnego, gubienia krycia w bocznych sektorach boiska i wysokiego napastnika typu Marcina Kuźby, który mógłby „ściągać” górne piłki wstrzeliwane w pole karne. Szkoda, ze kontuzja uniemożliwiła mu występ, bo byłby idealnym zawodnikiem na to spotkanie. Dlatego Katowicki mur pękł tylko raz.

Oto moja subiektywna ocena największych negatywów i pozytywów spotkania.

Negatywy (numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

1. Gra bez piłki . Ciągle stanowi jeden z grzechów głównych naszego zespołu. Wiślacy byli mało aktywni, nie pokazywali się do podań, nie szukali wolnego pola tak jak należy, grzęznąc w statyczności. „Pod grą” najczęściej był tylko zawodnik z futbolówką i jego sektor murawy, reszta spała w bezruchu i pasywności. Gdy piłka była po prawej stronie, lewa stała i czekała. A także na odwrót. Gdy zajęli nominalne pozycje wynikające z ustawienia, stawali i czekali – zamiast ustawić się i aktywnie szukać gry, cały czas zwodzić rywali, pracować na podania. Brakowało korelacji polegających na automatycznej zmianie pozycji piłkarzy naszego zespołu w zależności od rozwoju wydarzeń na murawie, przemieszczania się, tworzenia zawodnikowi z piłką rozwiązań. Jak „Franek” szedł bardziej na lewo, „Żuraw” odprowadzał go wzrokiem, zamiast np.: natychmiast wykorzystać przesunięcie się obrońców za „Łowcą” i wejść w chwilowo odkryte miejsce, znaleźć luki, zmusić do kolejnej reakcji, by się pogubili i popełnili błąd. I aby w jego miejsce mógł się przemieścić na szybkości kolejny zawodnik, tworząc następną szansę na rozegranie, wymuszając dalsze błędy przeciwników. I tak dalej i dalej, jak w systemie naczyń połączonych. Podobnie w defensywie – też nie wszyscy angażowali się w zacieśnianie krycia, nie wracali jak jeden mąż, w uporządkowany i odcinający rywalom możliwości rozegrania kontr sposób.

2. Niewydolność ataku pozycyjnego. Wiślacy zatracili zdolność cierpliwego operowania piłką, by przy użyciu szybkich, rozgrywanych w wysokim rymie podań, szukać luk w obronie i wypracowywać pozycji do strzału. Ale nic dziwnego, bo dawniej atak pozycyjny służył „wyprowadzeniu” do ostatniego podania Szymka, który gdy dostał trochę miejsca potrafił kapitalnie obsłużyć napastników i padały bramki.

3. Mnóstwo niewymuszonych strat i prostych błędów. Pomyłki w podaniach nawet ledwie na parę metrów, czy w przyjmowaniu piłki (np.: Zieńczuk) kompletnie nie przystoją reprezentantom Polski. Wiele strat, zwłaszcza w środku pola, było tak banalnych, że aż żałosnych.

4. Wolne operowanie piłką, brak gry na 1-2 kontakty. Wynikał ze statyczności i atrofii gry bez futbolówki. W efekcie nasze akcje toczyły się w ślamazarnym rytmie, a rywale nadążali i mogli je przecinać. Wiślacy zamiast natychmiast pożytkować piłkę, tworzyć coś, np.: poprzez szybkie oddanie jej partnerowi, wikłali się w toporne dryblingi, holowali ją, powoli rozgrywali. Nie zdobywali więc terenu i nie gubili skomasowanego krycia, pozwalali na odcięcie sobie możliwości groźnego zagrania. Jak mogli zgubić katowiczan, skoro grali w rytmie gry, za którym goście spokojnie nadążali?

5. Słabiutki środek pola , który nic nie konstruował, nie rzucał prostopadłych piłek, nie kreował gry. Sobolewski nie zanotował chyba ani jednego sensownego podania, a Cantoro w ofensywie tracił wiele sekund na hołubienie piłki, zamiast granie nią.

6. Nonszalancja, wyraźne lekceważenie przeciwników i poszczególnych sytuacji na murawie . Najlepiej uwidoczniło się to w 59 minucie, kiedy Żurawski będąc sam na sam w idealnej pozycji kompletnie nie przyłożył się do strzału. Wiele piłek było lekką ręką odpuszczanych, Wiślacy nawet nie próbowali ich gonić. Niemal każdy miał duże momenty rozkojarzenia.

7. Niedokładne próby gry kombinacyjnej . Wynikały z wolnego tempa gry. Ponieważ mało kto biegał, a już zupełnie nie było sytuacji, gdy aktywnie przemieszczało się kilku Wiślaków na raz, nie było jak rozegrać takiej akcji, nie było komu wymienić podań. Do udanej gry kombinacyjnej potrzeba szybkiego operowania piłką i jednoczesnej aktywności przynajmniej 3-4 graczy.

8. Brak dużej celności w strzałach z dystansu. Tylko Cantoro i Mijailovic próbowali uderzeń z dalszej odległości i strzelali w miarę celnie. W pierwszej połowie jeszcze raz, na szczęście skutecznie i bramkowo uderzył Zieńczuk.

9. Mała ilość okazji podbramkowych – w drugiej połowie praktycznie tylko 2-3 razy stworzyliśmy zagrożenie, oddając tylko jeden strzał, który mógł wpaść – pod sam koniec, Baszczyńskiego.

10. Brak przewagi w powietrzu i nie dochodzenie do główek podczas stałych fragmentów gry pod bramką rywali - mimo iż Katowice dysponują najniższym składem w lidze.

11. Zachowanie Cantoro , za które mógł zobaczyć czerwoną kartkę. Atak głową na Andruszczaka był tyleż nieodpowiedzialny jak chamski i nie przystoi najlepszemu obecnie pomocnikowi ligi. Do tej pory zawsze mówiliśmy, że najbardziej nieprzewidywalnym Wiślakiem w zachowaniu na boisku jest Mijailovic, ale teraz Cantoro powoli zaczyna pracować na zweryfikowanie tej opinii.

12. Brak podwajania na skrzydłach w ofensywie . Wychodzenie na obieg funkcjonowało tylko momentami w pierwszej połowie po prawej stronie.

13. Słabiutki mecz Sobolewskiego , który był chaotyczny, nieskładny i zupełnie bezproduktywny w ofensywie. Psuł niemal każdą piłkę.

14. Nieudany debiut Vidliczki . Trener Liczka umie robić sobie i innym promocyjną reklamę, ale jeśli to miał być prawy obrońca nr 3 w Czechach, to po raz kolejny raczył żartować, choć dowcipu pod hasłem „Nie chcę, żebyśmy grali 100 procent teraz” , tym żartem nie pobił. Miejmy nadzieję, że Vidlicka rozkręci się w następnych meczach (wydaje się mieć ku temu możliwości), bo to co pokazał wczoraj, mogło wycisnąć niejedną łzę smutku zamiast uśmiechu optymizmu. Niedokładne dośrodkowania, brak udanych zwodów, zanik gry 1 na 1, zero prostopadłych podań, tyle samo celnych strzałów. Nie gubił krycia, nie istniał pozytywnie w ofensywie.

15. Gra Brożka . Przez 35 minut pobytu na boisku pokazał tylko jedno udane zagranie – podanie do Baszczyńskiego pod koniec meczu. Wprawdzie ustawiał się już nieco mniej chaotycznie niż w sparingu z Ziliną, ale wciąż nie pokazuje nic godnego pochwał, nie gubi krycia, nie tworzy zagrożenia. Na razie to najbardziej przereklamowany i przewartościowywany sportowo piłkarz Wisły, na siłę promowany przez działaczy i część kibiców. Oby z czasem zapracował na zmianę tej prawdy. Wyraźnie zdecydowanie za wcześnie uwierzył, że jest gwiazdą ligi. Nie umie unieść presji oczekiwań.

16. Koncentracja i gra Żurawskiego . Wprawdzie popisał się ładną asystą, ale to co odstawiał przez 80-85 minut meczu, a co uwidoczniło się najlepiej we wspomnianej już 59 minucie, kiedy fatalnie skiksował z paru metrów, mocno narażało zdrowie wszystkich mających. problemy ze skokami ciśnienia. Tak nie może grać zawodnik tej klasy, o równie wielkich możliwościach.

17. Słaba komunikacja, przesuwanie formacji . Bywały momenty, gdy dany sektor boiska był przesycony kilkoma Wiślakami, którzy zamiast rozbiegać się i ustawiać szeroko, skupiali się bezproduktywnie na małej przestrzeni. Bardzo brakowało też wejść na szybkości z głębi pola pomocników, które rozrywałyby skomasowaną obronę rywali, zmuszały do reakcji, zmiany ustawienia, ściągałyby krycie z barków napastników.

18. Druga połowa w wykonaniu Zieńczuka. Widać uznał po 45 minutach, że zrobił już, co doń należało i nie musi silić się na więcej. Stał się wówczas kompletnie bezproduktywny.

19. Kiksy obrońców, pasywne skracanie pola gry . Zwłaszcza zagranie Baszczyńskiego w drugiej połowie, kiedy za krótkim wybiciem wyłożył piłkę na strzał jednemu z rywali, zasługuje na potępienie.

20. Znów bardzo głębokie ustawianie się Majdana – między nim, a obrońcami była zbyt duża luka, która może okazać się szalenie groźna, gdy Wisła spotka się z zespołem umiejącym rzucać prostopadłe podania za linię obrony.

21. Mała ruchliwość zawodników , którą trzeba podkreślić osobnym punktem.

22. Brak płynnie wdrażanych automatyzmów w grze, złe reakcje . Było dużo chaosu, drużyna momentami nie wiedziała, co ma grać, nie miał kto ją pokierować. Na razie wydaje się, że Wiślacy z „nowej taktyki” Liczki zapamiętali tylko odrobinę ciaśniejsze niż dawniej ustawianie się w defensywie. W ofensywie nie mieli żadnych wariantów poza długą piłką ze strefy 30-40 metra od naszej bramki za linię obrony do napastników i podania do boków w nadziei, że skrzydłowi coś wymyślą. Nie wymyślili, bo nie są zawodnikami typu „Kosy” i Uche. To stanowczo za mało. Nie gramy już tak różnorodnie w ofensywie jak kiedyś.

23. Bezbarwność Frankowskiego . „Łowca” starał się, ale tym razem wiele efektów to nie dawało. Miał mało podań, mało okazji do wykorzystania sprytu i wyszkolenia. Widać, że po meczu zdenerwował się, bo wczoraj dobitnie zrozumiał, że wraz z odejściem Szymka będzie musiał zmienić dotychczasowy, niezwykle skuteczny styl gry, który przyniósł mu najlepszy rok w karierze - polegający między innymi na ustawianiu się tuż przed polem karnym rywali, w linii ze stoperami, i szybkim zgubieniu ich ruchem w stronę centrum pola karnego, do prostopadłej piłki. Teraz nikt mu takiej piłki nie rzuci..

24. Słaba gra 1 na 1, brak wygrywanych indywidualnych pojedynków . To aż kłuło w oczy – Wiślacy znów nie potrafili przełożyć niekwestionowanej przecież wyższości indywidualnego wyszkolenia na grę 1 na 1. Praktycznie za każdym razem zostawali wówczas zablokowani przez Katowiczan. Powód? Mała dynamika i ruchliwość, nie poprzedzanie prób minięcia rywala sugestywnym zwodem, balansem ciała.

25. Nieskuteczność. Okazji bramkowych nie było wprawdzie wiele, ale te które się pojawiły, w większości zostały zmarnowane.

26. Słaba druga linia , skąpana w chaosie, braku kreatywności i pomysłów, oraz dużej ilości strat. W pomocy nie ma lidera, zawodnika, który mógłby indywidualnym, niekonwencjonalnym zrywem szarpnąć, pociągnąć drużynę, zaskoczyć wszystkich. Znów wracamy do tego nazwiska - nie ma już Szymkowiaka i jego niesygnalizowanych, szybkich prostopadłych podań, bazujących na naprawdę dużym tempie rozegrania. To tempo jest teraz słabiutkie, dlatego nie ma podań, rywale nadążają, a nasze akcje są czytelne. Co zrobić? Moim zdaniem w tej chwili jedynym dostępnym rozwiązaniem (użyję mocnego słowa - dzięki głupocie prezesów, którzy sprzedali za marne 800 tyś Euro „mózg zespołu”) jest wpuszczenie na środek Kwieka, lub cofnięcie do pomocy Żurawskiego, by ktoś zaczął tą piłkę w drugiej linii rozgrywać. Cantoro tego nie umie robić w dobrym rytmie, Sobolewski tym bardziej.

27. Brak udanej gry na małej przestrzeni .

28. Wprawdzie ta sprawa nie dotyczy bezpośrednio gry, ale nie sposób o niej zapomnieć - zachowanie części kibiców, które doprowadziło do przerwania meczu. Nie można z premedytacją szkodzić własnemu klubowi i narażać go na przykre konsekwencje i koszta.

Pozytywy

1. Piękny gol Zieńczuka , który mógł zdobić największe stadiony świata.

2. Waleczność Mijailovica . W drugiej połowie praktycznie samodzielnie próbował ciągnąć grę Wisły, był aktywny, nie stał w miejscu.

3. Zwycięstwo na początek ligowej wiosny . Mimo iż w najskromniejszych z możliwych rozmiarów i w fatalnym jakościowo stylu, cieszy. Szkoda, że Wiślacy tym meczem dali nadzieję innym zespołom, iż można z nimi nawiązać skuteczną walkę. Będą mieć teraz trudniej.

4. W pierwszych minutach w miarę dobry „timing” obrońców i napastników przy podaniach z rejonu 35-40 metra od naszej bramki . Napastnicy wtedy dość sensownie i w poprawnym rytmie próbowali wychodzić na wolne pole za linię obrony.

5. Ofensywne wyjścia Glowackiego i próby tychże Kłosa . Wnosiły trochę ożywienia, bo nasi środkowi obrońcy wbiegali na szybkości, z czym Katowiczanie zupełnie sobie nie radzili.

6. Ofensywna postawa Baszyńskiego w pierwszej połowie – mile zaskoczył paroma ładnymi akcjami na skrzydle, a zwłaszcza... mocnymi i celnymi dośrodkowaniami, które do niedawna stanowiły jeden z jego najsłabszych punktów. Cieszy, ze to się zmieniło.

Więcej pozytywów nie dostrzegam. Negatywy znów dominują i rośnie obawa, że taka sytuacja utrzyma się na dłużej. Gorycz powyższego spostrzeżenia utwierdzają następujące słowa: „Wypracowaliśmy szczyt formy na pierwsze mecze, chcemy zacząć rundę w najwyższej formie”. „Daliśmy z siebie dzisiaj maksimum możliwości, zapewniam was. Tyle, że to jest właśnie maksimum na dzień dzisiejszy..." – znamienne wypowiedzi Wernera Liczki i Tomasza Frankowskiego powodują, że duch upada, a włos jeży się na głowie. Bo jeśli to, co obserwowaliśmy sobotniego popołudnia miałoby być szczytem formy i maksimum możliwości dzisiejszej Wisły, o obronie mistrzostwa możemy zapomnieć. Dlatego chciałbym wierzyć, więcej, muszę wierzyć, że obaj się mylili – Liczka po raz kolejny, a Franek po raz pierwszy.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła - GKS: Relacja ultra

Po wielu miesiącach przerwy rozgrywki ligowe wróciły na krajowe boiska. Czy poza nazwą coś się zmieniło? Chyba nie.. szara ligowa nuda. Za to trybuny żyją, i oddychają pełną piersią!

Przygotowania do ligi szły pełną parą, gdy nagle okazało się, że mecz zamiast za tygodni cztery, jest za cztery dni. Pokrzyżowało nam to plany, ale w ramach swoistej zemsty postanowiliśmy zakpić z naszego kochanego związku piłkarskiego.


W pierwszej minucie "oprawa z błędem". Znany wszystkim użytkownikom najpopularniejszego swego czasu systemu operacyjnego, Błękitny Ekran, a na nim wytłumaczenie powstałego wyjątku: "System PZPN wykonał nie prawidłową operację w module terminarz co spowodowało zamknięcie aplikacji. Jeśli błąd będzie sie powtarzał, daj Misiowi Liścia. In Kraków, Cracovia Fans, not found"

Kilka chwil później, z nie wyjaśnionych przyczyn (temat dla strefy 11) delegat postanawia zawiesić grę (ale nie zatrzymać zegar). Przerwa na przysłowiową małą czarną trwa pięć minut, a zaraz po niej drugi element naszej oprawy, zatytułowany "Ultra Explorer Error". 30 transparentów z czerwonym krzyżykiem, czyli znowu coś się nie wyświetliło.

Błąd na błędzie, więc co postanawia internetowy kibic? My zapropopnowaliśmy symboliczny restart, który osiągnęliśmy poprzez transparenty "ALT" "CTRL" "DEL"

Druga połowa, to już oprawa "po bożemu", co nie znaczy że "bez zęba". Zaczynamy od małej uszczypliwości wobec naszych boiskowych gwiazdorów. Na płocie wieszamy koszulki europejskich klubów - m.in. Arsenal, Ajax, Manchester, Kiria Słowietow, Parma, Shalke i Partizan, Nad nimy prezentujemy powody, które mogłyby skłonić naszych grajków do zmiany barw klubowych czyli "Wielki Stadion", "Wielka Kasa", "Moje marzenia", "Sława".. Na sektorze natomiast prezentujemy naszą koszulkę, a na sąsiednich sektorach oświadczamy " MARZĘ O GRZE " <> "W WIŚLE KRAKÓW".

Mniej więcej w jednej trzeciej drugiej połowy meczu, tworzymy mały pokaz pirotechniczny (sm-17 + sm8z + sm8s) [ dla nie wtajemniczonych strobo + wulkan złoty + wulkan srebrny].

10 minut przed końcem nowinka na stadionie Reymonta. Dwubarwny napis "WISŁA". Literki czerwone / błysk / niebieskie.

Na zakończenie trochę petard hukowych, czyli wiele hałasu o nic.

Wydaje się, że początek rundy możemy uznać za udany, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę niedobór czasu, któremu musieliśmy sprostać.

Zmuszeni jesteśmy, niestety, dorzucić łyżkę dziegciu do naszej miodnej baryłki. Zaprezentowana na stadionie, a przedstawiona powyżej oprawa kosztowała nas ponad 3 tysiące złotych. Wszyscy którzy przyszli na stadion, wspomogli nas kwotą 550 złotych. Z czystej, by nie powiedzieć koszernej, ekonomicznej kalkulacji wynika, że nasze działanie jest trudne do kontynuowania. Jak to jest, że 10000 kibiców stać jedynie na wrzucenie średnio po 5-6 groszy. Oprawy nie robimy dla siebie, oprawę robimy dla Wisly i dla wszystkich którzy są na tym stadionie. Chcemy żeby sektory żyly, żeby na trybunach coś się działo. Już dawno minęly czasy kiedy koszty oprawy zamykały sie w kilkuset, kilku tysiącach złotych. Idziemy do przodu, idziemy coraz wyżej, chcemy być coraz lepsi. My nie prosimy o to żeby Kibice Białej Gwiazdy wykładali w sumie po kilkanaście tysięcy na mecz (mimo że de facto tyle nieraz wydajemy), my nie chcemy nakładać żadnego obowiązku płacenia. My po prostu chcemy Was przekonać, że ta oprawa jest nasza,nasza,NASZA. WSZYSTKICH. A póki co czujemy się tak, jakby zależało na niej tylko nam.

PS. Jeśli sądzisz, że wystarczającym argumentem do tego byś Wiślacką Puszkę obchodził z daleka, jest to że dorzucasz się do transparentu "Pozdrowienia.." to proszę Cię, wsadź sobie ten argument głęboko.. do portfela. Kup precla. Kup piwko. Kup paczkę papierosów. Ale następnym razem, zanim powiesz i krzykniesz "Jesteśmy najlepsi", przypomnij sobie jak dumnie mijałeś nas na schodach. Jak wielki był wtedy Twój szyderczy uśmiech, i jak bardzo byłeś dumny ze swojej obywatelskiej postawy. Pamiętaj też, i spróbuj zrozumieć, że na tym stadionie, niektórzy robią transparenty na własną rękę.

(Ultra Wisła)

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Początki bywają... nudne - śmiało można zatytułować niniejszy komentarz. Tradycją już stało się bowiem, że inauguracja rundy wiosennej wiślakom nie wychodzi. Nawet jeśli wygrywamy, ze stylu gry nikt nie jest zadowolony. Mecz z GKS Katowice nie stanowił wyjątku.

Przez większość spotkania Wisła grała powoli i bezbarwnie. Mnożyły się niedokładne podania i złe przyjęcia piłki. Szwankowała komunikacja między piłkarzami. Trudno było rozpoznać lidera rozgrywek, który pod koniec rundy jesiennej zachwycał ofensywnym, skutecznym futbolem. Zarazem jednak ta nieporadna Wisła do złudzenia przypominała Wisłę z początków 2004 r., która równie bez wyrazu grała z Górnikiem Polkowice i Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, z trudem zdobywając wówczas komplet punktów. Tym razem przynajmniej nawet przez chwilę zwycięstwo nie było zagrożone. GKS poczynał sobie w defensywie całkiem poprawnie, dużą ambicją nadrabiając miażdżącą przewagę w umiejętnościach, lecz już w ofensywie był wybitnie niegroźny. Radosław Majdan nie musiał nawet jeden raz udowadniać, iż znajduje się w dobrej formie. Właśnie z tego powodu, jeśli ktoś z wiślaków zasługuje na wyróżnienie, to obrońcy, którzy bez większych kłopotów rozbijali ataki katowiczan, choć nie ustrzegli się kiksów - głównie jednak przy wyprowadzaniu piłki. Pochwały dla defensywy są oczywiście mocno naciągane: wszak rywal był słaby. Przede wszystkim jednak, przyzwyczailiśmy się raczej, by chwalić pomocników i napastników. Tym razem nie dali nam do tego powodów.

Katowice okopały się wokół swojej bramki. Wiślacy szybko znaleźli na tą taktykę receptę: gol z 12. minuty był wymarzonym początkiem i wydawało się, że pierwszym z kilku celnych trafień wiślaków. Nic z tych rzeczy. Zamiast szybko rozrywać szyki katowiczan, Wisła powoli rozgrywała piłkę, nie prezentując należytej ruchliwości. Od razu wywołało to komentarze, iż odczuwalny jest brak Mirosława Szymkowiaka. Za wcześnie na takie stwierdzenia. Bądź co bądź, i z Szymkiem w składzie potrafiliśmy grać równie pasywnie i bezbarwnie. Choć niewątpliwie Szymek w formie byłby znakomitym piłkarzem na taki mecz. Zostawmy jednak takie "gdybanie". Szymka nie ma i nie będzie. Jego następca, Radosław Sobolewski, zagrał przeciętnie. Nikt nie spodziewa się po nim podobnego stylu gry, ale tym razem nie był zbyt przekonujący także w tym, co robi najlepiej: w destrukcji i szybkim wyprowadzeniu piłki. Mógł strzelić bramkę, ale w dość prostej sytuacji przestrzelił. Był to poprawny występ Sobola, jednak w kolejnych meczach należy wymagać od niego lepszej gry. Mauro Cantoro był często przy piłce, parę razy poczarował bardzo dobrym dryblingiem, za często jednak - także z winy pasywnych kolegów - zbyt długo przetrzymywał futbolówkę. Na plus należy mu zapisać bardzo dobre próby strzałów z dystansu. Na wielki minus natomiast, fatalne zachowanie w starciu z Andruszczakiem. Nie pierwszy to już raz, gdy Mauro ponoszą nerwy. Miejmy nadzieję, że Wydział Dyscypliny nie ukaże go zawieszeniem na 2, 3 mecze. Marek Zieńczuk strzelił piękną bramkę, ale poza tym wypadł bardzo przeciętnie. Wbrew opinii, że Werner Lička obciąża bocznych pomocników wieloma zadaniami defensywnymi, widać było wyraźnie, że Zienio miał przyzwolenie na skupienie się na ataku (widać to było choćby wtedy, gdy nie wracał by asekurować obrońców). Niestety, za rzadko brał na siebie ciężar gry, niezbyt też dobrze współpracował z Nikolą Mijailoviciem, który wśród wiślaków wyróżniał się dynamiką i ciągiem na bramkę. Zmiana Zieńczuka na Macieja Stolarczyka była naturaną konsekwencją słabej postawy pomocnika po przerwie. Podobnie wiele krytycznych uwag można kierować pod adresem Vlastimila Vidlički. Wpisał się on w niechlubną tradycję przeciętnych debiutów w Wiśle, mając pod tym względem bardzo znamienite grono poprzedników (Żurawski, Głowacki, Uche czy Kosowski). Czech jest jednak w Krakowie raptem od 2 tygodni, ma więc prawo czuć tremę i nie być zgranym z kolegami. Ci kibice, którzy żegnali go gwizdami, kompletnie się skompromitowali.

Nasi napastnicy, którzy jesienią seriami strzelali gole, tym razem obeszli się ze smakiem, choć obaj mieli okazje. W tym Maciej Żurawski taką, której nie wypada nie wykorzystać tej klasy piłkarzowi. Z drugiej strony, pasywna i niedokładna gra w drugiej linii, spowodowała, że on i Tomasz Frankowski za rzadko znajdowali się w dogodnych sytuacjach. Inna sprawa, że sami często też nie szukali gry. Paweł Brożek jako joker nie błysnął. Jedna bardzo dobra akcja z Marcinem Baszczyńskim, którą boczny obrońca zresztą spatałaszył, to za mało jak na tak dobrego gracza.

Debiut Wernera Lički wypadł więc blado. Nie ma jednak powodów do paniki. Dajmy temu zespołowi parę tygodni nim pokusimy się o bardziej wiążące oceny. Początki bywają trudne. Tym razem wszakże inauguracja była nie tyle trudna, co nudna. Godzi się bowiem zauważyć, iż nawet słaba, nieskoncentrowana, wyraźnie lekceważąca rywala Wisła mogła i powinna wygrać przynajmniej 3:0. Lepsza skuteczność nie zamazałaby obrazu apatycznej, brzydkiej gry, ale dzięki niej oddana zostałaby faktyczna różnica w poziomie gry Wisły i GKS-u w sobotnim spotkaniu.

Źródło:wislaportal.pl

Relacja kibicowska z meczu:

Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2004/2005

Oświadczenie Wisły

W dniu dzisiejszym podczas meczu Wisła Kraków : GKS Katowice na trybunach pojawiły się obraźliwe transparenty. Wywołało to reakcję delegata PZPN oraz natychmiastowe działania władz klubu zmierzające do ich usunięcia.

Fakt, że transparenty nie miały charakteru antysemickiego oraz nie odnosiły się do jakichkolwiek grup narodowych lub religijnych – co wyjaśniałem w przygotowanym bezpośrednio po zdarzeniu oświadczeniu – w żadnej mierze nie usprawiedliwia ich autorów. Pragnę jednoznacznie podkreślić, że Wisła Kraków SSA nie toleruje tego rodzaju zachowań, nawet jeśli są głęboko zakorzenione w tradycji kibicowskiej obydwu krakowskich klubów. W imieniu Wisła Kraków SSA deklaruję, że klub będzie podejmował wszelkie możliwe działania by przeciwdziałać tego rodzaju incydentom w przyszłości.

Jerzy Jurczyński
rzecznik prasowy
Wisła Kraków SSA

Źródło: wislaportal.pl

Galeria kibicowska: