2005.04.20 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2

Z Historia Wisły

2005.04.20, Idea Ekstraklasa, 14. kolejka, Łęczna, Stadion Górnika, 18:30
Górnik Łęczna 2:2 (2:1) Wisła Kraków
widzów: 7.000
sędzia: Zbigniew Marczyk z Piły
Bramki
Sebastian Szałachowski 1’

Grzegorz Wędzyński 42’

1:0
1:1
2:1
2:2

36' Marcin Baszczyński

58' Maciej Żurawski
Górnik Łęczna
Andrzej Bledzewski
Grzegorz Bronowicki
Artur Bożyk
Jarosław Popiela
Mariusz Pawelec grafika: Zmiana.PNG (64’ Mirosław Budka)
Sebastian Szałachowski
Grzegorz Wędzyński
Grafika:Zk.jpg Ronald Šiklić
Sławomir Nazaruk
Andrzej Kubica
Cezary Kucharski grafika: Zmiana.PNG (80’ Remigiusz Jezierski)

trener: Bogusław Kaczmarek
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Arkadiusz Głowacki
Nikola Mijailović Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (83’ Maciej Stolarczyk)
Marek Zieńczuk
Radosław Sobolewski
Mauro Cantoro
Vlastimil Vidlička grafika: Zmiana.PNG (51’ Jakub Błaszczykowski)
Tomasz Frankowski grafika: Zmiana.PNG (90’ Jacek Kowalczyk)
Maciej Żurawski

trener: Werner Lička

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy.
Bilet meczowy.

Spis treści

Wstęp do meczu w Łęcznej

Przed meczem z Górnikiem Łęczna najlepsza informacja napłynęła z Warszawy - PZPN odstąpił od ukarania Mauro Cantoro. Kamień z serca spadł Wernerowi Liczce, który wcześniej niespodziewanie znalazł się w trudnej sytuacji kadrowej.

Chyba w najczarniejszych snach przed angażem w Wiśle Liczka nie przypuszczał, że w środku sezonu będzie miał do dyspozycji dwóch zdrowych napastników i pięciu nominalnych pomocników. Przed wyjazdem z Krakowa trener robił dobrą minę do złej gry. - Nie mam innego wyjścia, muszę patrzeć na atuty, którymi dysponuję. Dobra informacja dopadła go w drodze do Lublina - Mauro może grać. Z ulgą odetchnęła cała drużyna. Po pierwsze dlatego, że kara się nie należała, po drugie, w obecnym stanie kadrowym Cantoro jest piłkarzem nie do zastąpienia.

Gorzej, że Liczka nie ma praktycznie żadnego pola manewru w linii ataku. Tomasz Frankowski bagatelizuje tą sytuację. - Może zdarzyć się tak, że ja zagram słabiej i trener mnie zdejmie, a na boisku zostanie tylko Maciek - mówił przed wyjazdem z Krakowa. Zanim wsiadł do autokaru spierał się z jednym z dziennikarzy ile kolejnych ligowych spotkań Wisła nie przegrała. Rację miał przedstawiciel piątej kolumny - obecnie seria Wisły liczy 33 spotkania. "Franek" wyraźnie ma ochotę pobić rekord należący do Widzewa (37 meczów bez przegranej).

Jeszcze dzień przed meczem z Górnikiem Liczka wracał do meczu z Pogonią. - Dzisiejsza kilkuminutowa odprawa była poświęcona właśnie naszej grze. Taki mam sposób pracy - 95% czasu poświęcam swojej drużynie. Po meczu z Pogonią interesowała mnie reakcja moich zawodników - to co widziałem w poniedziałek w szatni i na treningu odpowiadało mi. Nie mam wątpliwości co do ambicji i chęci zawodników. Podczas indywidualnych i drużynowych spotkań udało nam się znaleźć wspólne przyczyny boiskowe słabszej postawy - referował Liczka. - Teraz mogę szczerze przyznać, że dwie zmiany mi się nie udały. Chciałem przyspieszyć naszą grę, a wyszło na odwrót.

Trener chciał wykorzystać do maksimum czas pomiędzy meczem z Pogonią a Górnikiem. - Mieliśmy 73 godziny, przeciwnik 24 godziny więcej. Prze tak krótki okres nie da się wszystkiego zrobić, bo przecież dochodzi nam jeszcze 6-godzinna podróż. Dlatego poniedziałek przeznaczyliśmy na regenerację i troszkę zajęć z piłką. We wtorek rano indywidualnie z piłką trenowali tylko bramkarze, a w Lublinie odbędziemy krótki rozruch - tłumaczył swój plan Liczka.

Piłkarze z Łęcznej wiosnę mają bardzo udaną - zdobyli już osiem punktów, a w dwóch ostatnich spotkaniach strzelili dziewięć goli. - Wcześniej mieli problemy ze strzelaniem bramek, teraz się zrobili bardzo skuteczni. Jest to z pewnością bardzo ciekawy zespół z wieloma zawodnikami, którzy mają swoje lata, ale potrafią ze sobą grać - zauważa bramkarz Wisły Radosław Majdan. - Grają zupełnie inaczej niż jesienią (w Krakowie przegrali 5:1 - przyp. red.). Wiemy jednak jakie są ich największe atuty - dobra gra w destrukcji i mądre kontraataki - dodaje Stolarczyk, który w Łęcznej będzie toczył zapewne liczne pojedynki z sensacyjnym Sebastianem Szałachowskim, który posadził na ławce Łukasza Madeja. "Stolar" nie chce jednak oceniać swojego rywala. - Ich gra opiera się na kontrach - Nazaruk, Szałachowski czy Kubica to szybcy zawodnicy i odpowiada im taki styl gry. To właśnie Stolarczyk strzelił jedynego gola dla Wisły, gdy ta wygrała rok temu w Łęcznej 1:0.

Liczka wie, że w Łęcznej łatwo nie będzie. - Tak samo było w Płocku czy w meczu z Pogonią w krakowie. Rywale prezentowali się bardzo dobrze, szczególnie pod względem taktycznym. Uważam, że polska piłka wykonała pod tym względem niesamowity awans.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Znów remis...

Multum sytuacji pobramkowych, ogromne emocje i cztery bramki oglądali widzowie konfrontacji Górnika Łęczna z Wisłą Kraków. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2 ze wskazaniem na gospodarzy. To piąty nierozstrzygnięty mecz Wisły z rzędu...

Kameralny, ładny i doskonały akustycznie stadion w Łęcznej wypełniony został po brzegi, do Łęcznej przyjechało ponad 200 fanów Wisły. Trener Liczka nieco zaskoczył składem - od pierwszej minuty zagrał na prawej pomocy Vlastimil Vidliczka, zabrakło ponadto miejsca w wyjściowym składzie dla strzelca ostatniej bramki w Łęcznej dla Wisły, Macieja Stolarczyka - na lewej obronie zagrał Nikola Mijailović.

Początek wymarzony dla gospodarzy i potwierdzający obawy o dyspozycję "Białej Gwiazdy" po ostatnich czterech remisach naszego zespołu (licząc mecz sparingowy z Górnikiem Zabrze). Już w 31 sekundzie anemicznie kryty Sebastian Szałachowski spokojnie wbiegł w pole karne Wisły prawą stroną i oddał skuteczny strzał zewnętrzną częścią stopy nad bezradnym Radosławem Majdanem. Prowadzenie wzbudziło euforię wśród miejscowych, czemu zupełnie nie można się dziwić...

Wiślacy mieli olbrzymie problemy z przedostaniem się w strefę obronną Łęcznej od pierwszych minut. Atakom graczy Wernera Liczki brakowało przekonania, rozmachu, dokładności czy elementu zaskoczenia. Zmotywowali gospodarze stosując proste środki z łatwością rozbijali ataki gości. W 11 minucie nadarzyła się okazja dla kontry dla Górnika, centrę Grzegorza Bronowickiego do Andrzeja Kubicy zablokował na szczęście Arek Głowacki. Trzy minuty później kolejna szansa gospodarzy po niecelnym strzale głową rosłego Andrzeja Kubicy w długi róg, akcję mógł jeszcze wykończyć jeszcze Cezary Kucharski, który nie sięgnął piłki. W 14 minucie Radosław Majdan skutecznie wybił na róg strzał Andrzeja Kubicy sprzed pola karnego. Kibice gospodarzy zaczęli nieśmiało śpiewać: "Hej nanana, Górniczek trzy punkty ma".

Atak pozycyjny Wisły dopiero w 23 minucie przyniósł sytuację dla Wisły. Stuprocentową okazję zmarnował niestety Maciej Żurawski, który otrzymał świetne półgórne podanie od Frankowskiego i będąc sam przed Bledzewskim oddał wybroniony na raty strzał. Po 120 sekundach ładnym uderzeniem zza pola karnego popisał się Marek Zieńczuk - skończyło się tylko na rogu. W odpowiedzi ten sam stały fragment gry uzyskali gracze Łęcznej, po którym strzał głową prosto w Majdana oddał Andrzej Kubica.

Wymiana ciosów trwała nadal, z lekką przewagą Łęcznej. Najpierw z 25 metrów z rzutu wolnego bez powodzenia strzelał Kłos, w odpowiedzi dwukrotnie szansę miał Kubica - najpierw zablokował go Kłos a po chwili strzał głową napastnika z Łęcznej minął bramkę Wisły. W 36 minucie padł jednak przywracający nadzieję gol dla Wisły. Z lewej stronie zacentrował na szósty metr Zieńczuk, a wbiegający niczym środkowy napastnik... Marcin Baszczyński uprzedził dzisiejszego maturzystę Mariusza Pawelca istynktowym uderzeniem pokonując Bledzewskiego (asysta: Zieńczuk).

Radość wiślaków nie trwała długo. W 42. minucie Grzegorz Wędzyński otrzymał okazję do strzału z rzutu wolnego, oddalonego ok. 22 metrów od bramki Radosława Majdana. Atomowe uderzenie grającego z numerem 6. pomocnika przyniosło ponowne prowadzenie Górnikowi, które utrzymało się do przerwy. Przyznać należy, że gol ten był wyjątkowej urody, co dla nas niestety nie jest wielkim pocieszeniem...

Wiślakom nie pozostało nic innego jak rzucić się do odrabiania strat i potwierdzałać to mogła optyczna przewaga od wznowienia gry w 2. połowie. Szybko też za bezproduktywnego w ofensywie Vlastimila Vidliczkę wprowadzony został Kuba Błaszczykowski. Niestety, groźniej wyglądały kontry Górnika. Szczęścia próbowali Kubica, Kucharski i Grzegorz Bronowicki.

Jednak w 58 minucie szansę otrzymała Wisła, bowiem po faulu na Mauro Cantoro zarządzono rzut wolny z identycznego miejsca, z którego wcześniej bramkę dla Łęcznej zdobył Wędzyński. I udało się! Do piłki podszedł Maciej Żurawski, atomowym uderzeniem pokonując Bledzewskiego!!!

Wisła złapała wiatr w żagle, a Górnik zdawał się słabnąć, widocznie odczuwając wysokie tempo gry narzucone w pierwszej połowie. Stąd szansę na prowadzenie dla Wisły miał Tomasz Frankowski, który strzelał obok bramki po przejęciu piłki wybitej na 15 metr. Wiślaków z rytmu wybiła niestety... awaria jednego z jupiterów, która spowodowała przerwę w meczu na trzy minuty. Po tym zdarzeniu ciekawy wypad Łęcznej mógł zakończyć się golem, na szczęście Radosław Majdan wybronił strzał Nazaruka. Poruszenie na widowni wywołało też niecelne uderzenie nad bramką Kucharskiego.

W 80 minucie znów z opałów wyszedł obronną ręką Radosław Majdan, łapiąc piłkę po strzale głową z bliskiej odgległości Artura Bożyka. Kanonadę Górników przerwało niecelne uderzenie "Żurawia", także po rogu. W końcówce nad bramką strzelał też z dystansu Tomasz Frankowski. "Łowcę bramek" pożegnały gromkie brawa gdy został zmieniony po minucie, a chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com


Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2

Vlastimil Vidlička i Maciej Żurawski na rozgrzewce[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Vlastimil Vidlička i Maciej Żurawski na rozgrzewce
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Tomasz Kłos[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Tomasz Kłos
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Nikola Mijajlović[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Nikola Mijajlović
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Vlastimil Vidlička[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Vlastimil Vidlička
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]

Po kolejnym "fenomenalnym" występie, piłkarze Białej Gwiazdy uciułali kolejny punkt i zaliczyli już 34. mecz z rzędu w polskiej ekstraklasie bez porażki. Tak naprawdę cieszyć się możemy jedynie z tego ostatniego stwierdzenia, bo to piłkarze z Łęcznej bliżsi byli dzisiaj zwycięstwa, niż prowadzona (sic!) przez Wernera Ličkę drużyna Wisły Kraków...

XIV kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Łęczna, al. Jana Pawła II, 20 kwietnia 2005 r., godz. 18:30

Widzów: 7000, sędziował: Zbigniew Marczyk (Piła)

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2

Bramki:

1:0 Szałachowski (1.)

1:1 Baszczyński (36.)

2:1 Wędzyński (42.)

2:2 Żurawski (58.)


Składy:

Bledzewski

G. Bronowicki

Bożyk

Popiela

Pawelec (64. M. Budka)

Szałachowski

Šiklić

Wędzyński

Nazaruk

Kucharski (80. Jezierski)

Kubica


Majdan

Baszczyński

Głowacki

Kłos

Mijailović (83. Stolarczyk)

Vidlička (51. Błaszczykowski)

Cantoro

Sobolewski

Zieńczuk

Frankowski (90. Kowalczyk)

Żurawski


Piłkarz meczu:

nikt


List do Lički

Lička... Panie Lička, na wstępie chciałem Panu pogratulować pomysłów. Tego pierwszego, polegającego na wpuszczeniu na murawę swego rodaka, Vlastimila, a także Mijailovicia - wszak odpowiednio piłkarz Błaszczykowski i piłkarz Stolarczyk, to o wiele "gorsi" gracze. Obaj zresztą tego dowiedli, gdy już ich Pan na murawę wpuścił. Zwłaszcza Błaszczykowski, który grał dłużej i mógł "udowodnić", że jest "gorszy". Ja wiem, że po ostatnim meczu z Pogonią mówił Pan, że przeprowadzone zmiany się nie udały. Tym razem chciał Pan, aby się udały. Gratuluje! Tak właśnie było. Przypominam także o kolejnej zmianie. Tej z doliczonego czasu gry, gdy za Frankowskiego wpuścił Pan Kowalczyka. Super pomysł, zwłaszcza że nie jesteśmy Górnikiem Zabrze, my jesteśmy Wisłą i remisy na wyjeździe nie są "zwycięskie"! A gdy już mówimy o Górniku? Czy znów Pan zatelefonował do kolegów? Mam nadzieję, że tak, bo wygrali! 1:0 z Płockiem. Z tym samym, z którym Pan wygrać nie potrafił... Serdecznie "dziękuję" za kolejny mecz.

Na piwo nie wpadnę, wolę wypić sam... Zwłaszcza, że to, które Pan warzy, mi absolutnie nie smakuje!

Cóż... jeszcze dobrze nie zaczął się dzisiejszy mecz, a było 1:0 dla gospodarzy. Rozpoczęli grę od środka, przeszli na prawe skrzydło, wywalczyli aut. Po nim piłkę przejął Szałachowski, minął w dziecinny sposób Sobolewskiego, dojść nie zdążyli do niego ani Głowacki, ani Vidlička i od 28. sekundy (!!!) meczu przegrywamy!

Wydawać by się mogło, że stracona bramka pozytywnie podziała na wiślaków, ale przykro mi poinformować, że nic takiego nie miało miejsca. Już w 10. minucie powinno być 2:0 dla miejscowych, kiedy to po sprytnym podaniu Kubicy piłki nie sięgnął Kucharski. Po chwili sam Kubica próbował pokonać Majdana, ale niewiele się pomylił. Do trzech razy sztuka. 18. min. i znów Kubica, tym razem do bramki by trafił, ale świetnie piłkę sparował na róg Majdan.

Wisła przebudziła się dopiero w 23. min., wtedy to Franek sprytnie przerzucił do Żurawskiego, ten znalazł się sam na sam z Bledzewskim, pierwszy strzał golkiper sparował, tyle że prosto pod nogi Maćka... po czym rzucił się i piłkę wyłuskał. Powinno być 1:1.

Dwie minuty później nieźle z dystansu, w krótki róg, przymierzył Marek Zieńczuk, ale Bledzewski świetnie wybił piłkę na róg.

Przez chwilę grała Wisła, teraz był czas na kolejne akcje Górnika. Brylował w nich znów Kubica, który najpierw - po rzucie rożnym - przemierzył głową, ale Majdan nie dał się zaskoczyć, po chwili gospodarze wyszli z kontrą i tegoż Kubicę, w ostatniej chwili, zablokował Tomasz Kłos. 36. min. - krzyżowe podanie, w swoim stylu, Marka Zieńczuka... jako że prawoskrzydłowy Vidlička w tym meczu nie istniał, na prawej obronie i skrzydle szarpać musiał Baszczyński. To właśnie On wpadł w pole karne i (na pewno trochę szczęśliwie) pierwszy dopadł do futbolówki i umieścił ją w długim rogu bramki Górnika. 1:1.

Wisła przeprowadza jeszcze jedną akcję, w 38. min., i zyskuje rzut wolny, po faulu na Frankowskim. Z niego Żuraw trafia w spojenie!

Kolejne bramki dla Wisły są kwestią czasu? Oj, niestety nie. 42. min i rzut wolny dla Łęcznej. Krótkie rozegranie, żaden piłkarz Wisły nie doszedł aby zablokować Wędzyńskiego, a ten atomowym strzałem posyła piłkę do siatki, obok rozpaczliwie interweniującego Radka Majdana! Ma nasz bramkarz uzasadnione pretensje do swoich kolegów, wystarczyło aby jeden z nich podbiegł w kierunku pomocnika gospodarzy. Do piłki próbował dojść Vidlička, tyle tylko, że nie zdąrzył, gdyż zablokował go jeden z graczy Górnika.

Tak kończy się I połowa i zastanawiać się można, czy była to ta lepsza w naszym wykonaniu, czy też gorsza? Okazało się, że obydwie były, po prostu, nijakie!

Spodziewaliśmy się kolejnych akcji Wisły? Mogliśmy się spodziewać... ale gdyby nie kolejna interwencja Majdana, byłoby po meczu. Nasz bramkarz dobrze jednak wybronił uderzenie Kucharskiego, który w 53. min. najszybciej doszedł do piłki po kolejnym rzucie rożnym dla gospodarzy.

Na nasze szczęście, w 58. min., wyrównujemy. Bobo Kaczmarek, trener Łęcznej, obawiał się stałych fragmentów gry, w wykonaniu Wisły. I miał rację. Mamy bowiem kolejny rzut wolny, za faul na Mauro Cantoro. Do piłki podchodzi Żuraw i ładnym "odchodzącym strzałem" pokonuje Bledzewskiego! Jest 2:2 i Wisła na chwilę ma przewagę, zwłaszcza że wprowadzony chwilę wcześniej Błaszczykowski nie jest "statystą" w grze, tak jak jego poprzedik. W 61. min. z trudnej piłki, obok bramki, strzela Zieńczuk, a dwie minuty później swoją 109. bramkę w lidze mógł strzelić Frankowski, jednak pomylił się nieznacznie.

Wydawało się, że skoro przed nami jeszcze niemal pół godziny gry, mamy remis i możemy powalczyć o wygraną, więc Wisła ruszy do dalszych, zdecydowanych ataków. Nic z tego, gdyż od strzału Franka nie mamy już dobrych okazji! Co więcej, zaczynamy... bronić wyniku!

Pojawiają się więc kolejne szanse dla Górnika, który gra ładną, kombinacyjną piłkę! W 73. min. strzela Nazaruk, Majdan na róg. 77. min. Kucharski - z naprawdę dobrej pozycji - nad poprzeczką!

78. min. to jedyny, godny odnotowania, wypad Wisły, który kończy się rajdem, między obrońcami, Kuby Błaszczykowskiego i wyłożeniem piłki w pole karne, szkoda że przeciętym przez obrońcę. Kończy się więc tylko rzutem rożnym.

W 80. min. kolejny róg mają gospodarze i groźnie po nim uderzał Bożyk. Chwilę później błąd Majdana, który wyszedł z bramki, co próbował wykorzystać Szałachowski. Na szczęście jego lob nie trafił do bramki, a piłkę - dla pewności - wybito na kolejny róg. Jeszcze w 82. min. obok bramki uderzył Kubica, w 90. min. bardzo niecelnie strzelił Franek, i mecz zakończył się remisem 2:2...

Cóż... po takim spotkaniu, słabym, granym po prostu źle, można chyba tylko narzekać. Na brak stylu, na słabą grę niemal każdego gracza Wisły...

Na nasze szczęście, nie było dzisiaj sędziowskiego dramatu, a przyznam szczerze, że gdy zobaczyłem przed meczem, że sędziować go będzie p. Marczyk, to naprawdę zwątpiłem. Okazało się jednak, że potrafi On dobrze posędziować mecz. Po dwóch ostatnich spotkaniach, i "wiadomym gwizdaniu", dzisiaj było naprawdę OK.

Czasem lubimy statystki, więc dodać warto, że był to już piąty (!) remis Wisły z rzędu (licząc towarzyski mecz z Górnikiem Zabrze oraz pucharowy z Polonią Warszawa). Takiej "serii" Wisła dawno nie miała... Jesienią trener Lička przegrał sześć kolejnych meczów z Górnikiem Zabrze. Teraz z nami już pięć kolejnych remisuje. Czy w następnym meczu, z Amiką we Wronkach, "serię" tę - na swój sposób - powtórzy?

Udało się nie przegrać - to chyba najlepsze określenie, w czterech słowach, występu wiślaków. Niektórzy z Was określą go jako... blamaż. Może to trochę przesadzone, ale jeżeli tak... to tylko trochę.

Czy w kolejnych meczach będzie lepiej? Jeżeli nie, to ja nie chcę oglądać czegoś jeszcze gorszego, bo dawno już Wisła nie była po prostu słabsza od swego rywala, i z całym szacunkiem dla Górnika Łęczna, ale nie jest to ekipa (mimo, że zagrała dzisiaj bardzo dobrze), która należy do czołówki polskiej piłki i która powinna nam sprawić kłopoty. A skoro tak własnie było, to gdzie dzisiaj jesteśmy?!

Dodał: Piotr (2005-04-20 20:32:37)

Źródło:wislaportal.pl

Komentarz pomeczowy

W Łęcznej na murawę wybiegło, w sumie, czternastu piłkarzy Białej Gwiazdy. Jedenastu - jak to bywa w futbolu - w składzie podstawowym oraz trzech, którzy weszli z ławki. Niby nic dziwnego, a jednak! Szukamy przyczyn słabszej gry Wisły? Oczywiście! Więc popatrzmy najpierw na nasz skład.

Odliczając Radosława Majdana, mamy trzynastu zawodników.

I właśnie tę trzynastkę rozpatrywać będziemy w tym akapicie.

Wśród nich znalazło się dwóch napastników. To 15% graczy w polu.

Było także czterech pomocników, czyli kolejne 31% graczy.

Pozostała siódemka (!), to obrońcy, czyli 54%.

Ilu z nich miało grać w ofensywie? Odpowiedź jest prosta - czterech! Pozostała dziewiątka, to piłkarze, którzy są albo nominalnymi obrońcami albo defensywnymi pomocnikami. Łatwo więc obliczyć, że 70% graczy Wisły skupionych było w Łęcznej na... defensywie.

Czy można się więc dziwić, że wiślacy zamiast atakować, przez większą część meczu się bronili?! To, że ze swych zadań się nie wywiązali, to już temat na zupełnie inną opowieść.

Dlatego też wrócimy do porównań.

W analogicznym meczu, a więc Wisły z Łęczną w Krakowie, jesienią, te proporcje były... inne. Wynosiły, mniej więcej, pół na pół, przy czym nominalnych obrońców zagrało w sumie pięciu!

Wisła gra wiosną "inaczej". Werner Lička zapowiadał, że zmieni grę naszej drużyny i po prostu to robi. Obawiam się jednak, że zatracił - jak na naszą drużynę i nasz potencjał - proporcje między atakiem, a obroną. Wisła - zwłaszcza w lidze polskiej - nie gra defensywnie, bo... nie musi i nie powinna! To nasi rywale zawsze "bronią", a dopiero później atakują. Dla nich "remis z Wisłą" to ogromny sukces i może nawet Werner Lička zdaje sobie z tego sprawę, ale... jest konsekwentny. Mieliśmy grać bardziej defensywnie, więc gramy!

A raczej... nie gramy! Wisła nigdy (!) nie miała predyspozycji do gry defensywnej. Nawet przed czasami "telefonikowymi" zawsze graliśmy "do przodu"! Taki jest bowiem niepisany honor, tzw.: "krakowskiej piłki"!

Wisła nie po to posiada w swoich szeregach dwóch najlepszych polskich napastników, aby Ci, odcięci od podań, wracali się po piłkę na własną połowę! A tak właśnie jest, w niemal każdym meczu wiosny.

Dawno, a nawet bardzo dawno, nie było tak, że to nasz ligowy rywal dyktuje warunki gry, że to on ma przewagę, no i na koniec, że to on zasłużył na większe słowa uznania i pochwały!

Zupełnie ciężko przypomnieć sobie mecz, w którym Wisła broni wyniku! I bynajmniej nie robi tego, gdyż jest zadowolona z wysokiego prowadzenia. W Łęcznej broniliśmy remisu, który nie powinien nas zadowalać!

Wiślacy grają "nijak", ale czy można się dziwić? Nasi przeciwnicy doskonale wiedzą, że zagęszczenie środkowej strefy niemal całkowicie odcina napastników od podań z tej części boiska.


Nasze skrzydła, poza przebłyskami Marka Zieńczuka, praktycznie nie istnieją, bo i nie można oczekiwać od niedawnego IV-ligowca Jakuba Błaszczykowskiego (który i tak radzi sobie nadspodziewanie dobrze), aby ten prowadził naszą grę!

Gdy do tego - tak jak w Płocku, i w niedzielnym meczu z Pogonią - sędzia "nie zakłada okularów" i kilku graczy gra słabiej, okazuje się, że rywale śmiało walczyć mogą o punkty!

Podziękować więc wypada sędziemu Marczykowi, że gwizdał w środę po prostu dobrze. Gdyby robił to tak, jak jego dwaj poprzednicy, mecz w Łęcznej przegralibyśmy niemal na pewno.

Tak jak jesienią byliśmy niekwestionowanym "dream teamem" polskich muraw, tak wiosną poziom ligi dziwnie przybliżył się do... naszego. I to niestety nie on się podniósł, ale nasz opadł!

Można psioczyć na trenera Ličke, bo odpowiada za skład oraz taktykę, ale zimowych braków kadrowych (Szymkowiak, Gorawski) po prostu nie udało się załatać, więc nie będziemy grać już tej wiosny tak pięknie, jak jesienią.

W Łęcznej szczęśliwie zremisowaliśmy, ale - idąc od końca - nie może być tak, że Arkadiusz Głowacki daje się ogrywać (i to wielokrotnie) teoretycznie słabszym rywalom i rozgrywa mecz na aż tak słabym poziomie.

Nie może być też tak, że świetnie radzący sobie Maciej Stolarczyk ląduje na ławie, gdy słaby Nikola Mijailović "próbuje" - jak w omawianym meczu - kryć "na radar" tak aby nie stracić gola i zastanawiać się czy to się uda? Symbol nędzy Serba widać było zwłaszcza w jego wyjściach do przodu. Dwukrotnie podciągnął aż pod końcową linię boiska, ale nie miał już "z czego" dośrodkowywać, więc wybijał piłki na aut bramkowy, a raczej piłka sama mu na tenże uciekała!

Nie może być też tak, że za rozgrywanie bierze się Tomasz Kłos i posyła kilka piłek w kierunku... Bledzewskiego. Dobrze grający w defensywie Kłos, ofensywnie nie zrobił nic. Nie może być też tak, że Radosław Sobolewski po prostu przechodzi obok gry, że odpuszcza krycie, po prostu gra poniżej norm przyzwoitości.

Ostatnie "przygody" zmieniły styl Mauro Cantoro i w Łęcznej nie był on aż tak agresywnie grającym pomocnikiem, jak nas do tego przyzwyczaił.

Nieporozumieniem określam wystawienie na prawej stronie Vlastimila Vidlički, któremu - przez 51. minut pobytu na boisku - jeden raz (!) udało się minąć rywala z piłką (i to bynajmniej nie do przodu, a w bok), po czym i tak nic z tego nie wyszło, gdyż Czech został sfaulowany. Jako że miało to miejsce w środkowej strefie boiska, nie mieliśmy choćby dośrodkowania. Jako nominalny obrońca nie popisał się także przy akcji Szałachowskiego z 28. sekundy gry, gdy ten strzelił pierwszą bramkę. Może nie był głównym winowajcą, ale... w "pierwszej trójce" się znalazł. Czech był najsłabszym graczem na boisku, ale i na taką nominację zasłużył, grał bowiem dramatycznie. Jedyny pozytyw z jego obecności na murawie to ten, że to właśnie On ruszył śmiało do przodu aby zablokować uderzenie przy rzucie wolnym z 42. min., gdy Wędzyński zdobywał drugiego gola dla Łęcznej. Cóż z tego, skoro... nie zdążył.

Kibice Wisły nie powinni zapomnieć także o tym, że warto "podziękować" Cezaremu Kucharskiemu, który w 77. min. fatalnie przestrzelił z dogodnej sytuacji. Za co został, przez miejscowych kibiców, wygwizdany. Odpłacił się brzydkim gestem, wszak już latem z Łęcznej (po skończonym kontrakcie) chce odejść. Tak czy inaczej, dzięki Czarek!

W Krakowie (i nie tylko) znane jest kibicom powiedzenie, że Wisła to tak dobry zespół, że mogłaby go prowadzić choćby teściowa Cupiała i poradziłaby sobie. Pewnie do tego nie dojdzie, więc nie przekonamy się na własne oczy, czy tak byłoby rzeczywiście, ale też szkoda, że przekonujemy się, iż ten właśnie zespół, pod wodzą Lički, gra po prostu beznadziejnie.

Jak na razie nic nie broni czeskiego szkoleniowca przed jawną i coraz szerszą kibicowską frustracją.

Tym bardziej denerwują wypowiedzi naszych prezesów, którzy albo zadowoleni są z kolejnych remisów, albo też zapowiadają, że z Ličką wejdziemy na europejskie salony (o czym w Radio Kraków mówił wiceprezes Pawelec).

Z Kasperczakiem się to nie udało, ale panowaliśmy niepodzielnie na "salonach krajowych". Po siedmiu meczach z Ličką nie panujemy jednak nawet na tych ostatnich...

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja pomeczowa

Trener Bogusław Kaczmarek wyraził dużą satysfakcję z poziomu meczu z Wisłą i gry jego zespołu. - Meczu nie powstydziłyby się ligi europejskie - stwierdził Kaczmarek. Werner Liczka narzekał przede wszystkim na grę obronną Wisły.

Werner Liczka:

- Oczekiwałem ciężkiego meczu, a stał on się jeszcze cięższy po utracie bramki w pierwszej minucie. W tym momencie musieliśmy powstrzymać bardzo dobre ataki rywala i samemu grać ofensywnie w ataku pozycyjnym. Przy prowadzeniu 1:0 wzrosło zaufanie graczy Górnika w swoje umiejętności. My mieliśmy wtedy 2-3 okazje, później wyrównaliśmy, ale znów padła druga bramka. Po przerwie mieliśmy dość szybko bardzo udany strzał Macieja, jednak w ostatnich dwudziestu minutach Łęczna była lepsza. Dla wielu ten wynik może być niespodzianką, ale Górnik Łęczna prezentuje się obecnie bardzo dobrze. Jest to nasz piąty mecz ligowy a żaden zespół nie zmusił nas do takiej obrony. Pierwszą połowę przegraliśmy 1:2 i była ona bardzo dobra dla Górnika. Po takim przebiegu meczu trzeba być zadowolonym, remis jest sprawiedliwy.

Myślę, że do tej pory defensywa spisywała się dobrze. Dzisiaj jednak nie jestem zadowolony, w grze obronnej było wiele niepewności, szwankowała asekuracja. We wcześniejszych meczach nie było tych problemów.

Na wynik miało też wpływ, że gramy trzy dni po ostatnim meczu, Łęczna miała dzień więcej przerwy. Wszystko się liczy... Było to widać w ostatnich 20 minutach. Niestety nie miałem dziś wielu możliwości zmian, brakowało napastników na ławce. Mam nadzieję, że na mecz we Wronkach Paweł Brożek będzie już gotów. Bogusław Kaczmarek (trener Górnika Łęczna):

- Zgadzam się z tym co powiedział Werner. Było to bardzo dobre widowisko, obie drużyny miały dużo sytuacji i przeprowadziło dobre akcje. Meczu nie powstydziłyby się ligi europejskie. Mieliśmy dziś wszystko, niesamowitą ekspresję wydarzeń, dużą wolę walki, agresywność, zmienność sytuacji. Myślę, że mieliśmy tych sytuacji bramkowych minimalnie więcej. Dla nas mecz mógł skończyć się w pierwszej połowie, prowadziliśmy, mieliśmy okazje, ale też Żurawski miał znakomitą. Była przewaga, piękny lob Szałachowskiego wybił sprzed linii Baszczyński... Widać, że jesteśmy zespołem, kolektywem. Nastąpiła zmiana mentalności, ci którzy przyszli wnieśli wiele ożywienia. Chciałbym przypomnieć, że w drużynie naszego dzisiejszego rywala gra wielu reprezentantów Polski, którzy z powodzeniem walczą w eliminacjach do mistrzostw świata. Cieszę się z pięciu meczów bez porażki. Wkrótce jedziemy na Łazienkowską, powalczymy tam jak do tej pory. Legia nie grała teraz meczu, będzie bardziej wypoczęta, do nas wróci dwóch zawodników po kartkach. Zagrał dziś junior Pawelec, rano zdał maturę z angielskiego. Myślę, że w meczu poniosła go trochę młodzieńcza fantazja, dużo atakował, łapały go skurcze.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Maciej Żurawski po meczu z Łęczną

- Nikt na pewno nie jest zadowolony - uważa Maciej Żurawski. On jednak nie musi narzekać na swoją postawę, napastnik Wisły zdobył w środę pięknego gola z rzutu wolnego, który zapewnił drużynie remis w Łęcznej.

Strzeliłeś pięknego dziś gola, Tomek Frankowski może czuć się zagrożony na pozycji lidera strzelców.

- Bez przesady, ma sporą przewagę, więc na razie myślę że niewiele się zmieni. Wiadomo, że dla mnie każda strzelona bramka jest przede wszystkim dla zespołu i to jest najważniejsze a jakaś nasza indywidualna rywalizacja to tylko i wyłącznie zabawa.

Te trzy remisy to nie jest też przejaw jakiegoś nieporozumienia z trenerem Liczką?

- Nie, na pewno nie, skądże. Po prostu mamy jakiś słabszy okres, gdy gra się nam nie układa. Ale do każdego meczu podchodzimy tak samo poważnie. Może jest zbyt dużo spokoju spowodowanego tą przewagą i stąd to wynika.

Nie brakuje podań od Szymkowiaka?

"Szymka" nie ma w zespole i nie będzie, więc i gra jest inna, trzeba się więc przestawić a nie rozpatrywać co było gdy grał "Szymek".

Dobrym podaniem w stylu "Szymka" obsłużył Cię natomiast w pierwszej połowie Tomek Frankowski. Byłeś tym zaskoczony że nie udało się wykorzystać tej sytuacji?

- Może tak właśnie było? ;-) Rzeczywiście tych podań jest dość mało, wogóle ostatnio nie stwarzamy wielu sytuacji i może ma to negatywny wpływ na wszystko. Miejmy po prostu nadzieję, że będzie lepiej w następnych meczach.

"Franek" mówi też, że więcej niż wcześniej biegacie w defensywie i brakuje świeżości a co za tym idzie skuteczności w ataku. Zgadzasz się z tym?

- Rzeczywiście, mamy zadania defensywne, wymaga to na pewno większego nakładu sił, których może zabraknąć w ofensywie. Najważniejsze to przestawić się na ten nowy system w jakiś sposób, co przełoży się na większą ilość sytuacji.

A jak to się dzieje, że tak doświadczony zespół pozwala sobie strzelić bramkę w 31 sekundzie meczu?

- ;) Sam chciałbym to wiedzieć...

Chyba dobrze, że Legia też traci punkty...?

- Tak, na pewno też nie są w jakiejś rewelacyjnej dyspozycji. Można powiedzieć, że robią nam nazwijmy to "prezenty", może jest troche za spokojnie...

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu z Łęczną

Kibice Wisły w Łęcznej[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]
Kibice Wisły w Łęcznej
[Foto: Rzepa/wislakrakow.com]

Kolejna, seryjna już strata punktów stała się faktem. Wisła zanotowała czwarty remis z rzędu wliczając rewanż z Polonią w Pucharze Polski. Dawno nie mieliśmy tak złej serii. Dawno też nasza gra nie była równie kiepska jakościowo i wtopiona w ligową szarzyznę – a w chwilach sportowej złości, pozbawiona możliwości zrywu, poważnej odmiany obrazu meczu.

W porównaniu do spotkania z Pogonią poziom naszej boiskowej postawy był nieco wyższy, ale nie na tyle, by pokonać Lęczną, czy choćby tylko narzucić jej nasze warunki gry. Przez większą cześć meczu Górnik był stroną dominującą, stworzył więcej sytuacji bramkowych, lepiej operował piłką i przechodził z obrony do ataku. Do niedawna brzmiałoby to jak koszmarny dowcip, dziś niestety upiory ożyły i stały się rzeczywistością. Wisła wróciła do ligowego szeregu, pozbawiona wszystkiego, co udało się w ostatnich latach wypracować, słaba i naga w gęstniejących ciemnościach przeciętności oraz problemów.

Negatywy (numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

1. Ogólna postawa obronna . Cechowała ją straszliwa pasywność i ogromne błędy, zarówno w ustawieniu, asekuracji, jak i walce 1 na 1. Zapłaciliśmy za to już w pierwszej akcji meczu. Gdyby nie Majdan, nie mielibyśmy nawet remisu. To co pokazują nasi obrońcy, a także pomocnicy w defensywie, woła o pomstę do nieba. Jeśli Liczka miał coś tu poprawić, to na razie poniósł całkowite fiasko. Jedynie jeszcze bardziej ją popsuł.

2.. Gra Vidliczki. Czech rozegrał beznadziejny mecz, pokazując, że jest piłkarzem wyszkoleniem i możliwościami zupełnie nie przystającym do potrzeb i powoli traconej sportowej klasy naszego klubu. Nie zaliczył ani jednego udanego zagrania (!), nie gubił krycia, nie stwarzał zagrożenia, nie rzucał dokładnych podań, nie pomagał wydajnie w obronie, nie notował skutecznych dryblingów i gry 1 na 1. Ma jedynie 3 rzeczy: przyzwoitą szybkość, ambicję i poplecznictwo trenera Liczki, który najwyraźniej ma o inteligencji nas wszystkich dość niskie mniemanie, skoro promocyjnie wmawiał kibicom, że sprowadza piłkarza nr.3 w Czechach na prawej obronie.

3 Gra bez piłki . Nie ma tu żadnych znaczących zmian, reakcje są opóźnione, wychodzenie na pozycje czytelne, pod grą jest jedynie góra 2-3 zawodników jednocześnie, reszta wyłączona śpi. Brakuje automatyzmów i planu. .

4. Krycie strefowe i indywidualne . Kolejna sprawa wiążąca się z postawą defensywną, którą trzeba jednak uwypuklić odrębnym punktem. Przekazywanie leżało, właściwa asekuracja nie istniała, komunikacji nie było. Decyzje i reakcje defensorów pozostawały szalenie opóźnione, bierne, pozbawione aktywności. Brakowało wyprzedzania, dobrego skracania pola, życia w tym kryciu. Rywale mieli zbyt wiele miejsca, krycie było zbyt odległe.

5. Pressing . Jeden z najważniejszy I kluczowych dla sukcesu elementów gry, był stosowany jedynie sporadycznie. A szkoda, bo gospodarze zupełnie sobie z nim nie radzili, od razu notując straty. Niestety, na więcej wyraźnie brakowało naszym sił.

6. Tempo rozegrania i operowania piłką . Znów było zbyt wolne, a podania na 1-2 kontakty okazjonalne. Dlatego Górnicy nadążali za naszymi akcjami.

7. Postawa drugiej linii . Już powoli przyzwyczaja nas do swojej słabości. Nie ma komu przyspieszyć akcji, dynamicznie rozegrać, pociągnąć zespołu, obsłużyć napastników. A i w defensywie pomocnicy popełniają coraz więcej błędów.

8. Mnóstwo złych podań . Nasza skuteczność w tym elemencie jest zastraszająca. Nie dość, ze większość idzie w bok i do tyłu, do piłkarza pozbawionego krycia, który może swobodnie przyjąć piłkę, to i tak często są niedokładne i zbyt wolne. A te do przodu jedynie sporadycznie docierają do adresata.

9. Ogromna ilość strat . Najczęściej wynika z prostych, iście juniorskich błędów w opanowaniu piłki i jej złym rozegraniu. Na ten punkt oddziałuje też słaba gra bez piłki i nieudolna 1 na 1, bez skutecznych dryblingów. W efekcie, nasze akcje często są rozbijane jeszcze zanim się zaczną i rywale mogą nas natychmiast kontrować.

10. Agresja w grze po zdobyciu gola na 2-2 Nagle gdzieś wyparowała. Nasi zaprezentowali albo straszny minimalizm, zadowalając się remisem, albo brakło im sił, a najpewniej jedno i drugie. Po golu na 2-2 w ostatnich 20 minutach stracili ogromnie dużo na determinacji i agresywności, a zyskali na niedokładności. Liczba błędów mocno wzrosła

11. Krycie przy stałych fragmentach gry , które musi zostać uwypuklone osobnym punktem, bo stanowiło osobny element. Niemal każdy rzut rożny dla gospodarzy kończył się ich dojściem do główki w naszej szesnastce, co już nawet nie jest dramatem, ale po prostu skandalem. Liczka znów nie błysnął konsekwencja i zmienił model krycia ze strefowego na indywidualne, co zaowocowało kompletnym chaosem.

12. Brak prostopadłych podań – nie ma ich, nie ma wielkiego zagrożenia dla rywali i optymalnego spożytkowania predyspozycji naszych napastników.

13. Kondycja . Po raz pierwszy wyraźnie zawiodła Wislaków, którzy pod koniec po prostu człapali po boisku, nie mając sił ani na powrót, ani na ostatni atak. Sprawia to, że aktualne staje się pytanie o jakość przygotowania wytrzymałościowego do sezonu. Oby nie zrobiono tu poważnego błędu, na który niestety powoli się zanosi.

14. Zagęszczanie środka pola. Nie funkcjonowało, w efekcie w centrum mieliśmy ogromną lukę, którą swobodnie zagospodarowywali Kucharski z Wędzyńskim.

15. Głowacki . Muszę poświęcić mu osobny punkt, bo dzieje się z nim coś bardzo niedobrego. Tak słabego „Głowy” nie widzieliśmy od lat. Kubica i Szałachowski robili z nim co chcieli, „wozili go”, aż przykro było patrzeć. Beznadziejnie odcinał rywali od piłki, źle się ustawiał, fatalnie reagował. Trzeba uczciwie powiedzieć, że mamy do czynienia z drastycznym załamaniem formy reprezentanta Polski.

16. Nieudane pojedynki 1 na 1 . W pierwszej akcji Szałachowski doskonale pokazał, jak mogą być groźne i jak wiele mogą dać zespołowi. Z naszej strony w ogóle ich nie było, nie licząc jednej akcji Błaszczykowskiego – jeśli nawet Wiślak próbował po nie sięgnąć, najczęściej kończyło się to natychmiastową stratą (Vidliczka, Nikola). Znów bardzo ich brakowało, tylko raz ładnie szarpnął prawą stroną Błaszczykowski i natychmiast dzięki pasywnej postawie obrońców bojących się faulu zdołał wjechać w pole karne.

17. Przejście z ataku do obrony i na odwrót .

18. Brak groźnych strzałów z dystansu . Prawie w ogóle nie strzelaliśmy sprzed pola karnego, po uprzednim przygotowaniu miejsca dla zawodnika.

19. Brak gry kombinacyjnej ..

20. Słabość ataku pozycyjnego , którą nie sposób nie podkreślić osobnym punktem.

21. Nieskuteczność Żurawskiego. Tylko raz zaznaczył udanie własną obecność na boisku, przy pięknie wykonanym rzucie wolnym. Sytuacja, którą zmarnował w pierwszej połowie, zupełnie nie przystoi tej klasy napastnikowi, dobrze pokazując braki w koncentracji i determinacji.

22. Rozgrywanie Cantoro Było nieefektywne, zbyt wolne i schematyczne, pozbawione prostopadłych podań.

23. Brak ponawiania ataku na przeciwnika po stracie piłki – nie ma tu żadnych zmian na lepsze.

24. Nieskuteczne akcje oskrzydlające . Znów na palcach jednej ręki można policzyć udane dośrodkowania i próby zgubienia krycia bokami. Tu największy „show” dawał Vidliczka, a w drugiej połowie... cała lewa strona, która w ostatnich 25 minutach demonstrowała lekcję pedagogiczną pod hasłem „jak nie należy dośrodkowywać”. Bo tylko tak można skomentować dwie bliźniacze, skandaliczne próby Mijailovica, który nie potrafił czysto kopnąć piłki w biegu, oraz Zieńczuka, który pomylił dyscypliny i rzucał piłki jakby grał w rugby – 20 metrów nad bramką Bledzewskiego w aut.

. 25. Ostatnia zmiana Liczki. Jakżeż symboliczna! Dla Wisły remis w Lęcznej to porażka i mała kompromitacja, ale niestety nie dla zamkniętego w świecie poziomu zespołów typu Górnika i Polonii czeskiego trenera, który wciąż reaguje jakby przewodził drużynie walczącej o ligowy byt a nie mistrzostwo – drużynie, mogącej tylko marzyć o punktowych zdobyczach na wyjeździe...Wisła rozpaczliwie broniąca niekorzystnego remisu, trzęsąca się ze strachu przed Łęczną – ależ nisko upadliśmy sportowo...

26. Kolejna strata punktów. Znów wysłaliśmy w ligę sygnał, że dziś każdy może z Wisłą skutecznie powalczyć. Każdy więc, choćby tylko z uwagi na prestiż, będzie niesamowicie umotywowany do meczu z „Białą Gwiazdą” – po raz pierwszy od bardzo dawna również dzięki obecności autentycznej wiary w sukces. Nikt już raczej nie przegra z nami jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.

27. Słaby mecz Sobolewskiego . „Sobol” bardzo niewiele wnosił do gry, nie istniał w ofensywie, a w defensywie nie pokazywał nic pozytywnego poza tradycyjną walecznością.

Pozytywy

1. Gol i ofensywna postawa Baszczyńskiego

. Zmiana w meczu z Pogonią wyraźnie dobrze mu zrobiła, bo był bardzo aktywny i odważnie udzielał się w ofensywie. Praktycznie w pojedynkę „trzymał” naszą prawą stronę.

2. Zaangażowanie i agresja w grze do momentu wyrównania na 2-2. . Nie były może doskonałe, ale po raz pierwszy wiosną na przyzwoitym poziomie. Widać, że wiślacy tym razem się starali, niestety nie było ich stać na więcej niż to, co pokazali do 65-70 minuty. Potem zadowoleni z remisu odpuścili i zaangażowanie wyraźnie spadło, na co wpływ zapewne miała i taktyka Liczki potwierdzona ostatnią zmianą. Ale tu postęp jest. Postęp gorzki, bo jaskrawo obnażający zarazem obecny stan i siłę naszego zespołu, do niedawna wyraźnie górującego nad całą ligą.

3. Piękna bramka z wolnego Żurawskiego . Maciek powoli zaczyna specjalizować się w kolejnym elemencie gry.

4. Gra Majdana . Już czwarty raz wiosną ratuje nam skórę i punkt. Nie zawinił przy straconych golach, pewny punkt zespołu.

5. Dwukrotne „dochodzenie” rywali. Dawniej, jeśli się zdarzało, było niejako normalnością, wynikającą z siły Wisły i łatwości naprawy własnych błędów. Dziś, kiedy ani tej siły, ani łatwości już nie mamy, musimy potraktować to jako osiągnięcie słabego grą zespołu kwalifikujące się do osobnego pozytywu.

6. Lepsze przenoszenie ciężaru gry. Tu też była mała poprawa w porównaniu do spotkania z Pogonią, piłka wędrowała szybciej ze strony na stronę i w inne sektory boiska niż w poprzednich meczach. Ale to wciąż stanowczo za mało.

7. Rozgrywanie „Franka” ze strefy 30-40 metra od braki rywali. „Łowca” pokazał nam w niektórych momentach meczu nową twarz, nie tyle bezwzględnego egzekutora, ale wysuniętego rozgrywającego. Inna sprawa, że zmusiła go do głębszego powrotu sytuacja, brak podań i apatia Żurawskiego.

8. Postawa obronna Błaszczykowskiego . O ile w ofensywie nie ma jeszcze wiele do zaproponowania poza czytelnymi próbami gry 1 na 1 (które są pozytywnym sygnałem, ale które nie mogą był jedynym błyskiem), o tyle w defensywie bardzo pracowicie wspierał Baszcza i wracał po piłkę.

9. To zupełnie odrębny punkt, nie związany z grą Wisły, który jednak trzeba wyraźnie podkreślić - sędziowanie Marczyka. Po raz pierwszy odkąd sięgam pamięcią, zdarzyło się, że nie krzywdził decyzjami naszego zespołu (!), nie gwizdał urojonych fauli naszych zawodników, nie puszczał gry po faulach na nich - jeśli nawet coś wypatrzył, to był to z całą pewnością zwykły błąd, a nie celowa pomoc dla rywali.

Najsmutniejsze, że w mojej ocenie Wisła zagrała po prostu tak, na ile ją obecnie stać. Jedynie ostatnie 20-25 minut było poniżej jej aktualnych możliwości, gdzie zadowoleni piłkarze po prostu odpuścili i zmienili na polecenie Liczki taktykę. Wiślacy się starali, ale za sprawą trenerskiego Nikodema Dyzmy z Czech oraz niekompetencji naszych prezesów, którzy zimą popełnili ciężkie błędy i dopuścili do poważnego osłabienia zespołu w imię jakże typowo polskiej kalkulacji „jakoś to będzie” - popartej złym oszacowaniem wartości Szymkowiaka - zespół wpadł w poważny regres, z którego nie potrafi się podnieść. I w którym niestety pogrąża się coraz bardziej. Teraz kluczowe pytanie brzmi: jak szybko włodarze Wisły, a zwłaszcza „nadprezes” Bogusław Cupiał otrząsną się i zrobią w klubie należyte porządki wyrzucając niekompetentne chwasty z zarządu i sztabu trenerskiego, by znów mogło wyrosnąć nowe, piękne ziarno sukcesów?

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com