2005.04.20 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Nowa strona: Za: http://wislaportal.pl ==Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2== • Po kolejnym "fenomenalnym" występie, piłkarze Białej Gwiazdy uciułali kolejny punkt i zaliczyli już 34. me...)
Linia 1: Linia 1:
-
Za: http://wislaportal.pl
+
=={{Portal|http://www.wislaportal.pl/}}==
-
 
+
===Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2===
-
==Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2==
+
Po kolejnym "fenomenalnym" występie, piłkarze Białej Gwiazdy uciułali kolejny punkt i zaliczyli już 34. mecz z rzędu w polskiej ekstraklasie bez porażki. Tak naprawdę cieszyć się możemy jedynie z tego ostatniego stwierdzenia, bo to piłkarze z Łęcznej bliżsi byli dzisiaj zwycięstwa, niż prowadzona (sic!) przez Wernera Ličkę drużyna Wisły Kraków...
-
Po kolejnym "fenomenalnym" występie, piłkarze Białej Gwiazdy uciułali kolejny punkt i zaliczyli już 34. mecz z rzędu w polskiej ekstraklasie bez porażki. Tak naprawdę cieszyć się możemy jedynie z tego ostatniego stwierdzenia, bo to piłkarze z Łęcznej bliżsi byli dzisiaj zwycięstwa, niż prowadzona (sic!) przez Wernera Ličkę drużyna Wisły Kraków...
+
XIV kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005
XIV kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005
Linia 133: Linia 132:
(2005-04-20 20:32:37)
(2005-04-20 20:32:37)
-
==Komentarz pomeczowy==
+
===Komentarz pomeczowy===
W Łęcznej na murawę wybiegło, w sumie, czternastu piłkarzy Białej Gwiazdy. Jedenastu - jak to bywa w futbolu - w składzie podstawowym oraz trzech, którzy weszli z ławki. Niby nic dziwnego, a jednak! Szukamy przyczyn słabszej gry Wisły? Oczywiście! Więc popatrzmy najpierw na nasz skład.
W Łęcznej na murawę wybiegło, w sumie, czternastu piłkarzy Białej Gwiazdy. Jedenastu - jak to bywa w futbolu - w składzie podstawowym oraz trzech, którzy weszli z ławki. Niby nic dziwnego, a jednak! Szukamy przyczyn słabszej gry Wisły? Oczywiście! Więc popatrzmy najpierw na nasz skład.
Linia 194: Linia 193:
Z Kasperczakiem się to nie udało, ale panowaliśmy niepodzielnie na "salonach krajowych". Po siedmiu meczach z Ličką nie panujemy jednak nawet na tych ostatnich...
Z Kasperczakiem się to nie udało, ale panowaliśmy niepodzielnie na "salonach krajowych". Po siedmiu meczach z Ličką nie panujemy jednak nawet na tych ostatnich...
 +
=={{TWSD|http://wislakrakow.com}} ==
 +
===

Wersja z dnia 12:52, 6 gru 2008

== Źródło: Wisła Portal

==

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2

Po kolejnym "fenomenalnym" występie, piłkarze Białej Gwiazdy uciułali kolejny punkt i zaliczyli już 34. mecz z rzędu w polskiej ekstraklasie bez porażki. Tak naprawdę cieszyć się możemy jedynie z tego ostatniego stwierdzenia, bo to piłkarze z Łęcznej bliżsi byli dzisiaj zwycięstwa, niż prowadzona (sic!) przez Wernera Ličkę drużyna Wisły Kraków...

XIV kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Łęczna, al. Jana Pawła II, 20 kwietnia 2005 r., godz. 18:30

Widzów: 7000, sędziował: Zbigniew Marczyk (Piła)

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2

Bramki:

1:0 Szałachowski (1.)

1:1 Baszczyński (36.)

2:1 Wędzyński (42.)

2:2 Żurawski (58.)


Składy:

Bledzewski

G. Bronowicki

Bożyk

Popiela

Pawelec (64. M. Budka)

Szałachowski

Šiklić

Wędzyński

Nazaruk

Kucharski (80. Jezierski)

Kubica


Majdan

Baszczyński

Głowacki

Kłos

Mijailović (83. Stolarczyk)

Vidlička (51. Błaszczykowski)

Cantoro

Sobolewski

Zieńczuk

Frankowski (90. Kowalczyk)

Żurawski


Piłkarz meczu:

nikt


List do Lički

Lička... Panie Lička, na wstępie chciałem Panu pogratulować pomysłów. Tego pierwszego, polegającego na wpuszczeniu na murawę swego rodaka, Vlastimila, a także Mijailovicia - wszak odpowiednio piłkarz Błaszczykowski i piłkarz Stolarczyk, to o wiele "gorsi" gracze. Obaj zresztą tego dowiedli, gdy już ich Pan na murawę wpuścił. Zwłaszcza Błaszczykowski, który grał dłużej i mógł "udowodnić", że jest "gorszy". Ja wiem, że po ostatnim meczu z Pogonią mówił Pan, że przeprowadzone zmiany się nie udały. Tym razem chciał Pan, aby się udały. Gratuluje! Tak właśnie było. Przypominam także o kolejnej zmianie. Tej z doliczonego czasu gry, gdy za Frankowskiego wpuścił Pan Kowalczyka. Super pomysł, zwłaszcza że nie jesteśmy Górnikiem Zabrze, my jesteśmy Wisłą i remisy na wyjeździe nie są "zwycięskie"! A gdy już mówimy o Górniku? Czy znów Pan zatelefonował do kolegów? Mam nadzieję, że tak, bo wygrali! 1:0 z Płockiem. Z tym samym, z którym Pan wygrać nie potrafił... Serdecznie "dziękuję" za kolejny mecz.

Na piwo nie wpadnę, wolę wypić sam... Zwłaszcza, że to, które Pan warzy, mi absolutnie nie smakuje!


Cóż... jeszcze dobrze nie zaczął się dzisiejszy mecz, a było 1:0 dla gospodarzy. Rozpoczęli grę od środka, przeszli na prawe skrzydło, wywalczyli aut. Po nim piłkę przejął Szałachowski, minął w dziecinny sposób Sobolewskiego, dojść nie zdążyli do niego ani Głowacki, ani Vidlička i od 28. sekundy (!!!) meczu przegrywamy!

Wydawać by się mogło, że stracona bramka pozytywnie podziała na wiślaków, ale przykro mi poinformować, że nic takiego nie miało miejsca. Już w 10. minucie powinno być 2:0 dla miejscowych, kiedy to po sprytnym podaniu Kubicy piłki nie sięgnął Kucharski. Po chwili sam Kubica próbował pokonać Majdana, ale niewiele się pomylił. Do trzech razy sztuka. 18. min. i znów Kubica, tym razem do bramki by trafił, ale świetnie piłkę sparował na róg Majdan.

Wisła przebudziła się dopiero w 23. min., wtedy to Franek sprytnie przerzucił do Żurawskiego, ten znalazł się sam na sam z Bledzewskim, pierwszy strzał golkiper sparował, tyle że prosto pod nogi Maćka... po czym rzucił się i piłkę wyłuskał. Powinno być 1:1.

Dwie minuty później nieźle z dystansu, w krótki róg, przymierzył Marek Zieńczuk, ale Bledzewski świetnie wybił piłkę na róg.

Przez chwilę grała Wisła, teraz był czas na kolejne akcje Górnika. Brylował w nich znów Kubica, który najpierw - po rzucie rożnym - przemierzył głową, ale Majdan nie dał się zaskoczyć, po chwili gospodarze wyszli z kontrą i tegoż Kubicę, w ostatniej chwili, zablokował Tomasz Kłos. 36. min. - krzyżowe podanie, w swoim stylu, Marka Zieńczuka... jako że prawoskrzydłowy Vidlička w tym meczu nie istniał, na prawej obronie i skrzydle szarpać musiał Baszczyński. To właśnie On wpadł w pole karne i (na pewno trochę szczęśliwie) pierwszy dopadł do futbolówki i umieścił ją w długim rogu bramki Górnika. 1:1.

Wisła przeprowadza jeszcze jedną akcję, w 38. min., i zyskuje rzut wolny, po faulu na Frankowskim. Z niego Żuraw trafia w spojenie!

Kolejne bramki dla Wisły są kwestią czasu? Oj, niestety nie. 42. min i rzut wolny dla Łęcznej. Krótkie rozegranie, żaden piłkarz Wisły nie doszedł aby zablokować Wędzyńskiego, a ten atomowym strzałem posyła piłkę do siatki, obok rozpaczliwie interweniującego Radka Majdana! Ma nasz bramkarz uzasadnione pretensje do swoich kolegów, wystarczyło aby jeden z nich podbiegł w kierunku pomocnika gospodarzy. Do piłki próbował dojść Vidlička, tyle tylko, że nie zdąrzył, gdyż zablokował go jeden z graczy Górnika. Tak kończy się I połowa i zastanawiać się można, czy była to ta lepsza w naszym wykonaniu, czy też gorsza? Okazało się, że obydwie były, po prostu, nijakie!

Spodziewaliśmy się kolejnych akcji Wisły? Mogliśmy się spodziewać... ale gdyby nie kolejna interwencja Majdana, byłoby po meczu. Nasz bramkarz dobrze jednak wybronił uderzenie Kucharskiego, który w 53. min. najszybciej doszedł do piłki po kolejnym rzucie rożnym dla gospodarzy. Na nasze szczęście, w 58. min., wyrównujemy. Bobo Kaczmarek, trener Łęcznej, obawiał się stałych fragmentów gry, w wykonaniu Wisły. I miał rację. Mamy bowiem kolejny rzut wolny, za faul na Mauro Cantoro. Do piłki podchodzi Żuraw i ładnym "odchodzącym strzałem" pokonuje Bledzewskiego! Jest 2:2 i Wisła na chwilę ma przewagę, zwłaszcza że wprowadzony chwilę wcześniej Błaszczykowski nie jest "statystą" w grze, tak jak jego poprzedik. W 61. min. z trudnej piłki, obok bramki, strzela Zieńczuk, a dwie minuty później swoją 109. bramkę w lidze mógł strzelić Frankowski, jednak pomylił się nieznacznie.

Wydawało się, że skoro przed nami jeszcze niemal pół godziny gry, mamy remis i możemy powalczyć o wygraną, więc Wisła ruszy do dalszych, zdecydowanych ataków. Nic z tego, gdyż od strzału Franka nie mamy już dobrych okazji! Co więcej, zaczynamy... bronić wyniku! Pojawiają się więc kolejne szanse dla Górnika, który gra ładną, kombinacyjną piłkę! W 73. min. strzela Nazaruk, Majdan na róg. 77. min. Kucharski - z naprawdę dobrej pozycji - nad poprzeczką!

78. min. to jedyny, godny odnotowania, wypad Wisły, który kończy się rajdem, między obrońcami, Kuby Błaszczykowskiego i wyłożeniem piłki w pole karne, szkoda że przeciętym przez obrońcę. Kończy się więc tylko rzutem rożnym.

W 80. min. kolejny róg mają gospodarze i groźnie po nim uderzał Bożyk. Chwilę później błąd Majdana, który wyszedł z bramki, co próbował wykorzystać Szałachowski. Na szczęście jego lob nie trafił do bramki, a piłkę - dla pewności - wybito na kolejny róg. Jeszcze w 82. min. obok bramki uderzył Kubica, w 90. min. bardzo niecelnie strzelił Franek, i mecz zakończył się remisem 2:2...

Cóż... po takim spotkaniu, słabym, granym po prostu źle, można chyba tylko narzekać. Na brak stylu, na słabą grę niemal każdego gracza Wisły...

Na nasze szczęście, nie było dzisiaj sędziowskiego dramatu, a przyznam szczerze, że gdy zobaczyłem przed meczem, że sędziować go będzie p. Marczyk, to naprawdę zwątpiłem. Okazało się jednak, że potrafi On dobrze posędziować mecz. Po dwóch ostatnich spotkaniach, i "wiadomym gwizdaniu", dzisiaj było naprawdę OK.

Czasem lubimy statystki, więc dodać warto, że był to już piąty (!) remis Wisły z rzędu (licząc towarzyski mecz z Górnikiem Zabrze oraz pucharowy z Polonią Warszawa). Takiej "serii" Wisła dawno nie miała... Jesienią trener Lička przegrał sześć kolejnych meczów z Górnikiem Zabrze. Teraz z nami już pięć kolejnych remisuje. Czy w następnym meczu, z Amiką we Wronkach, "serię" tę - na swój sposób - powtórzy?

Udało się nie przegrać - to chyba najlepsze określenie, w czterech słowach, występu wiślaków. Niektórzy z Was określą go jako... blamaż. Może to trochę przesadzone, ale jeżeli tak... to tylko trochę.

Czy w kolejnych meczach będzie lepiej? Jeżeli nie, to ja nie chcę oglądać czegoś jeszcze gorszego, bo dawno już Wisła nie była po prostu słabsza od swego rywala, i z całym szacunkiem dla Górnika Łęczna, ale nie jest to ekipa (mimo, że zagrała dzisiaj bardzo dobrze), która należy do czołówki polskiej piłki i która powinna nam sprawić kłopoty. A skoro tak własnie było, to gdzie dzisiaj jesteśmy?!

• Dodał: Piotr (2005-04-20 20:32:37)

Komentarz pomeczowy

W Łęcznej na murawę wybiegło, w sumie, czternastu piłkarzy Białej Gwiazdy. Jedenastu - jak to bywa w futbolu - w składzie podstawowym oraz trzech, którzy weszli z ławki. Niby nic dziwnego, a jednak! Szukamy przyczyn słabszej gry Wisły? Oczywiście! Więc popatrzmy najpierw na nasz skład.

Odliczając Radosława Majdana, mamy trzynastu zawodników.

I właśnie tę trzynastkę rozpatrywać będziemy w tym akapicie.

Wśród nich znalazło się dwóch napastników. To 15% graczy w polu.

Było także czterech pomocników, czyli kolejne 31% graczy.

Pozostała siódemka (!), to obrońcy, czyli 54%.

Ilu z nich miało grać w ofensywie? Odpowiedź jest prosta - czterech! Pozostała dziewiątka, to piłkarze, którzy są albo nominalnymi obrońcami albo defensywnymi pomocnikami. Łatwo więc obliczyć, że 70% graczy Wisły skupionych było w Łęcznej na... defensywie.

Czy można się więc dziwić, że wiślacy zamiast atakować, przez większą część meczu się bronili?! To, że ze swych zadań się nie wywiązali, to już temat na zupełnie inną opowieść.

Dlatego też wrócimy do porównań.

W analogicznym meczu, a więc Wisły z Łęczną w Krakowie, jesienią, te proporcje były... inne. Wynosiły, mniej więcej, pół na pół, przy czym nominalnych obrońców zagrało w sumie pięciu!

Wisła gra wiosną "inaczej". Werner Lička zapowiadał, że zmieni grę naszej drużyny i po prostu to robi. Obawiam się jednak, że zatracił - jak na naszą drużynę i nasz potencjał - proporcje między atakiem, a obroną. Wisła - zwłaszcza w lidze polskiej - nie gra defensywnie, bo... nie musi i nie powinna! To nasi rywale zawsze "bronią", a dopiero później atakują. Dla nich "remis z Wisłą" to ogromny sukces i może nawet Werner Lička zdaje sobie z tego sprawę, ale... jest konsekwentny. Mieliśmy grać bardziej defensywnie, więc gramy! A raczej... nie gramy! Wisła nigdy (!) nie miała predyspozycji do gry defensywnej. Nawet przed czasami "telefonikowymi" zawsze graliśmy "do przodu"! Taki jest bowiem niepisany honor, tzw.: "krakowskiej piłki"!

Wisła nie po to posiada w swoich szeregach dwóch najlepszych polskich napastników, aby Ci, odcięci od podań, wracali się po piłkę na własną połowę! A tak właśnie jest, w niemal każdym meczu wiosny.

Dawno, a nawet bardzo dawno, nie było tak, że to nasz ligowy rywal dyktuje warunki gry, że to on ma przewagę, no i na koniec, że to on zasłużył na większe słowa uznania i pochwały! Zupełnie ciężko przypomnieć sobie mecz, w którym Wisła broni wyniku! I bynajmniej nie robi tego, gdyż jest zadowolona z wysokiego prowadzenia. W Łęcznej broniliśmy remisu, który nie powinien nas zadowalać!

Wiślacy grają "nijak", ale czy można się dziwić? Nasi przeciwnicy doskonale wiedzą, że zagęszczenie środkowej strefy niemal całkowicie odcina napastników od podań z tej części boiska.


Nasze skrzydła, poza przebłyskami Marka Zieńczuka, praktycznie nie istnieją, bo i nie można oczekiwać od niedawnego IV-ligowca Jakuba Błaszczykowskiego (który i tak radzi sobie nadspodziewanie dobrze), aby ten prowadził naszą grę!

Gdy do tego - tak jak w Płocku, i w niedzielnym meczu z Pogonią - sędzia "nie zakłada okularów" i kilku graczy gra słabiej, okazuje się, że rywale śmiało walczyć mogą o punkty! Podziękować więc wypada sędziemu Marczykowi, że gwizdał w środę po prostu dobrze. Gdyby robił to tak, jak jego dwaj poprzednicy, mecz w Łęcznej przegralibyśmy niemal na pewno.

Tak jak jesienią byliśmy niekwestionowanym "dream teamem" polskich muraw, tak wiosną poziom ligi dziwnie przybliżył się do... naszego. I to niestety nie on się podniósł, ale nasz opadł!

Można psioczyć na trenera Ličke, bo odpowiada za skład oraz taktykę, ale zimowych braków kadrowych (Szymkowiak, Gorawski) po prostu nie udało się załatać, więc nie będziemy grać już tej wiosny tak pięknie, jak jesienią.

W Łęcznej szczęśliwie zremisowaliśmy, ale - idąc od końca - nie może być tak, że Arkadiusz Głowacki daje się ogrywać (i to wielokrotnie) teoretycznie słabszym rywalom i rozgrywa mecz na aż tak słabym poziomie.

Nie może być też tak, że świetnie radzący sobie Maciej Stolarczyk ląduje na ławie, gdy słaby Nikola Mijailović "próbuje" - jak w omawianym meczu - kryć "na radar" tak aby nie stracić gola i zastanawiać się czy to się uda? Symbol nędzy Serba widać było zwłaszcza w jego wyjściach do przodu. Dwukrotnie podciągnął aż pod końcową linię boiska, ale nie miał już "z czego" dośrodkowywać, więc wybijał piłki na aut bramkowy, a raczej piłka sama mu na tenże uciekała! Nie może być też tak, że za rozgrywanie bierze się Tomasz Kłos i posyła kilka piłek w kierunku... Bledzewskiego. Dobrze grający w defensywie Kłos, ofensywnie nie zrobił nic. Nie może być też tak, że Radosław Sobolewski po prostu przechodzi obok gry, że odpuszcza krycie, po prostu gra poniżej norm przyzwoitości.

Ostatnie "przygody" zmieniły styl Mauro Cantoro i w Łęcznej nie był on aż tak agresywnie grającym pomocnikiem, jak nas do tego przyzwyczaił.

Nieporozumieniem określam wystawienie na prawej stronie Vlastimila Vidlički, któremu - przez 51. minut pobytu na boisku - jeden raz (!) udało się minąć rywala z piłką (i to bynajmniej nie do przodu, a w bok), po czym i tak nic z tego nie wyszło, gdyż Czech został sfaulowany. Jako że miało to miejsce w środkowej strefie boiska, nie mieliśmy choćby dośrodkowania. Jako nominalny obrońca nie popisał się także przy akcji Szałachowskiego z 28. sekundy gry, gdy ten strzelił pierwszą bramkę. Może nie był głównym winowajcą, ale... w "pierwszej trójce" się znalazł. Czech był najsłabszym graczem na boisku, ale i na taką nominację zasłużył, grał bowiem dramatycznie. Jedyny pozytyw z jego obecności na murawie to ten, że to właśnie On ruszył śmiało do przodu aby zablokować uderzenie przy rzucie wolnym z 42. min., gdy Wędzyński zdobywał drugiego gola dla Łęcznej. Cóż z tego, skoro... nie zdążył.

Kibice Wisły nie powinni zapomnieć także o tym, że warto "podziękować" Cezaremu Kucharskiemu, który w 77. min. fatalnie przestrzelił z dogodnej sytuacji. Za co został, przez miejscowych kibiców, wygwizdany. Odpłacił się brzydkim gestem, wszak już latem z Łęcznej (po skończonym kontrakcie) chce odejść. Tak czy inaczej, dzięki Czarek!

W Krakowie (i nie tylko) znane jest kibicom powiedzenie, że Wisła to tak dobry zespół, że mogłaby go prowadzić choćby teściowa Cupiała i poradziłaby sobie. Pewnie do tego nie dojdzie, więc nie przekonamy się na własne oczy, czy tak byłoby rzeczywiście, ale też szkoda, że przekonujemy się, iż ten właśnie zespół, pod wodzą Lički, gra po prostu beznadziejnie. Jak na razie nic nie broni czeskiego szkoleniowca przed jawną i coraz szerszą kibicowską frustracją. Tym bardziej denerwują wypowiedzi naszych prezesów, którzy albo zadowoleni są z kolejnych remisów, albo też zapowiadają, że z Ličką wejdziemy na europejskie salony (o czym w Radio Kraków mówił wiceprezes Pawelec).

Z Kasperczakiem się to nie udało, ale panowaliśmy niepodzielnie na "salonach krajowych". Po siedmiu meczach z Ličką nie panujemy jednak nawet na tych ostatnich... == Źródło: The White Star Division

==

=