2005.05.02 Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 6:0

Z Historia Wisły

2005.05.02, Idea Ekstraklasa, 20. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:30
Wisła Kraków 6:0 (0:0) Zagłębie Lubin
widzów: 9.000
sędzia: Piotr Siedlecki ze Szczecina
Bramki
Maciej Żurawski 53’
Marek Zieńczuk 56’
Tomasz Frankowski 58’
Tomasz Frankowski 66’
Maciej Stolarczyk 83’
Maciej Żurawski 90’
1:0
2:0
3:0
4:0
5:0
6:0
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Arkadiusz Głowacki
Maciej Stolarczyk
Paweł Brożek grafika: Zmiana.PNG (61’ Nikola Mijailović)
Radosław Sobolewski grafika: Zmiana.PNG (80’ Martins Ekwueme)
Mauro Cantoro
Marek Zieńczuk grafika: Zmiana.PNG (73’ Aleksander Kwiek)
Grafika:Zk.jpg Maciej Żurawski
Tomasz Frankowski

trener: Werner Lička
Zagłębie Lubin
Danijel Mađarić
Mateusz Żytko
Petr Pokorný grafika: Zmiana.PNG (82’ Sławomir Pach)
Vidas Alunderis Grafika:Zk.jpg
Robert Kłos
Wojciech Łobodziński
Andrzej Szczypkowski Grafika:Zk.jpg
Dariusz Jackiewicz
David Kalousek
Maciej Iwański grafika: Zmiana.PNG (69’ Tomasz Salamoński)
Grzegorz Niciński grafika: Zmiana.PNG (61’ Zbigniew Murdza Grafika:Zk.jpg)

trener: Drażen Besek

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Priorytet: Szybko strzelić gola

Na słowo „Wisła” w Lubinie reagują drgawkami. Dość powiedzieć, że w ostatnich trzech meczach „Biała Gwiazda” wbiła Zagłębiu siedemnaście goli, a ostatnia porażka Zagłębia z Wisłą była najwyższą w historii klubu. - Powtórka z jesieni jest raczej niemożliwa - zaznaczają piłkarze. Krakowianie znajdują się w lekkim dołku, choć wygrana we Wronkach podniosła morale zespołu.

- Zagłębie to nie jest drużyna z którą mielibyśmy sobie nie poradzić - mówi Tomasz Frankowski i ciężko się z tą opinią nie zgodzić. Lubinianie ostatnio nie mają zbyt dobrej passy i ciężko przewidywać, aby udało im się przełamać akurat w meczu z „Białą Gwiazdą”. Zdaniem Radosława Majdana najważniejsze będzie szybkie zdobycie gola. - Na pewno ustawi to mecz i pozwoli nam grać z większym spokojem - zauważa golkiper Wisły.

Korzystny wynik w poniedziałkowym meczu, prócz zdobyczy punktowej, może mieć także inny wymiar. - Specjalnej premii za rekordy nie mamy, ale bardzo miło byłoby je pobić - komentuje ze śmiechem Majdan. Przypominamy, że krakowska Wisła ma szansę jutro wyrównać rekord Widzewa 36 meczów bez porażki oraz osiągnięcie Legii, która nie przegrała 48 kolejnych spotkań przed własną publicznością. - Za dużo o tym w szatni nie rozmawiamy, ale jeśli jest okazja wpisać się do historii polskiej piłki to trzeba ją wykorzystać - dodaje bramkarz.

Trener Liczka cieszy się, że wreszcie jego zespół będzie mógł zagrać w optymalnych warunkach, pomimo zapowiadanych opadów. - Deszcz nam nie będzie przeszkadzał, boisko do gry jest przygotowane bardzo dobrze. Humor szkoleniowca psuje trochę przedłużająca się absencja Jacka Kowalczyka, ale wobec równej formy reprezentacyjnych stoperów nie powinno to stanowić większego problemu.

Na niedzielnym treningu, który odbywał się w strugach padającego deszczu, wiślacy ćwiczyli szybkie wyprowadzanie piłki zakończone strzałem. Skutecznością błyszczeli Żurawski i Frankowski. Znak zapytania pojawia się tylko przy obsadzie lewej obrony. Czeski szkoleniowiec waha się, kogo wybrać z duetu Stolarczyk-Mijailović. - Każdy z nich ma swoje zalety, o tym który zagra, dowiedzą się na przedmeczowej odprawie.

Pewną niewiadomą jest postawa reprezentantów Polski, którzy jeszcze w środę rozgrywali mecz w Chicago. - Czy już przestawiliśmy się na europejski czas okaże się na boisku - uważa Arkadiusz Głowacki, który podbudowany występem w kadrze liczy na kolejne dobre występy.

Asem w rękawie może okazać się Paweł Brożek. 22-letni napastnik wprawdzie ostatnio nie błyszczał na ligowych boiskach, ale gol zdobyty w meczu z Meksykiem dodał mu wiary we własne umiejętności. - Mocno wierzę, że już nie długo zacznę strzelać podobne gole w Wiśle.

Zagłębie przyjeżdża pod Wawel z passą sześciu spotkań bez zwycięstwa, choć remis z wiceliderem z Grodziska Wielkopolskiego w poprzedniej kolejce musi budzić uznanie. Ostatni raz piłkarze schodzili z boiska w glorii zwycięzców w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to w kontrowersyjnych okolicznościach pokonali Górnik Łęczna, dlatego trudno liczyć, aby z Krakowa wywieźli jakąś zdobycz punktową. Zagłębie wystąpi bez Pawła Strąka, który nie może grać z powodu umowy między klubami. Mecz z Wisłą będzie okazją do wspomnień dla Grzegorza Nicińskiego, który pod Wawelem spędził prawie pięć sezonów.

(wally)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 6:0

Po niezwykłej II połowie meczu, "Biała Gwiazda" pokonała Zagłębie Lubin 6:0! Bramki dla naszego zespołu zdobywali: Maciej Żurawski (53. i 90. min.), Marek Zieńczuk (56. min.), Tomasz Frankowski (58. i 66. min.) i Maciej Stolarczyk (84.). To najwyższe "domowe" zwycięstwo Wisły nad Zagłębiem w historii spotkań obydwu ekip.

XX kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 2. maja 2005 r., godz. 17:30

Widzów: 10000, sędziował: Piotr Siedlecki (Szczecin)

Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 6:0


Bramki:

1:0 Żurawski (53.)

2:0 Zieńczuk (56.)

3:0 Frankowski (58.)

4:0 Frankowski (66.)

5:0 Stolarczyk (84.)

6:0 Żurawski (90.)

Składy:

Majdan

Baszczyński

T. Kłos

Głowacki

Stolarczyk

Brożek (61. Mijailović)

Cantoro

Sobolewski (80. Ekwueme)

Zieńczuk (73. Kwiek)

Żurawski

Frankowski


Mađarić

Żytko

Pokorný (82. Pach)

Alunderis

R. Kłos

Łobodziński

Szczypkowski

Jackiewicz

Kalousek

Iwański (69. Salamoński)

Niciński (60. Murdza )


Piłkarze meczu:

Marek Zieńczuk i Maciej Żurawski

• Tym meczem wiślacy wyrównali rekord Legii Warszawa z lat 1992-1995 - 48. spotkań w ekstraklasie na własnym boisku bez porażki (ostatnia: 16. września 2001 r. z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski), zaś jedna potyczka dzieli nas od wyrównania przez Wisłę rekordu Widzewa Łódź z lat 1995-1996 - 37. kolejnych spotkań ligowych bez porażki (nasza ostatnia ligowa przegrana: 24. października 2003 r. w Wodzisławiu Śląskim z Odrą).

Drużyna Zagłębia Lubin wyraźnie "leżała" w tym sezonie wiślakom. Po 7:1 w Lubinie, dzisiaj nasi piłkarze potraktowali beniaminka równie srogo, aplikując mu aż sześć goli, nie tracąc przy tym żadnego.

Widać zresztą było gołym okiem, że dzisiaj wiślakom chciało się chcieć. Zagrali dla siebie i... nowego trenera, więc i zapowiadanej chusteczkowej akcji nie było, bo być nie musiało (i przy takiej grze - nie mogło). Wisła, co ważne, zagrała odważnie, z polotem, więc ręce, licznie zgromadzonej publiczności, same składały się do oklasków! Dobry to prognostyk przed derbami.

Zaczęło się już w 2. minucie, kiedy to po podaniu - rozgrywającego świetną partię - Marka Zieńczuka, o mało gola nie zdobył Tomasz Frankowski. Skończyło się na zablokowaniu "łowcy bramek" przez obrońcę, i tylko szkoda, że Franiu zamiast domagać się - niesłusznie zresztą - karnego, nie walczył o piłkę do końca. Po chwili znów zakotłowało się pod bramką Zagłębia, ale gol nie padł. W 9. min. po raz pierwszy przymierzył, z rzutu wolnego, Maciej Żurawski, także grający dzisiaj świetny mecz, ale trafił w mur.

Od 12. do 15. minuty - jedyny (!) w tym meczu okres przewagi Zagłębia, który kończy się czteroma, nieomal kolejnymi, rzutami rożnymi. Niewiele z nich jednak mają oni pożytku.

W minucie 17. wiślacy dają niezłą próbkę swoich umiejętności. Kapitalnie na skrzydle piłkę wymieniają ze sobą Maciej Stolarczyk z Markiem Zieńczukiem, ten ostatni zagrywa w pole karne do Macieja Żurawskiego, nasz kapitan źle jednak trafił w piłkę. Pochwalić trzeba jednak Żurawia za błyskawiczną decyzję i próbę uderzenia z pierwszej piłki.

W min. 20. Wisła wychodzi ze świetną akcją, szkoda tylko, że Paweł Brożek za późno wypuścił "w uliczkę" Franka, przez co skończyło się na spalonym. Dwie minuty później znów nie popisał się Brożek, źle przyjmując piłkę. 24. min. to znów uderzenie z wolnego Żurawia, ale w krótkim rogu bramki znalazł się w odpowiednim momencie Mađarić. Chwilę później piłka przelatuje wzdłuż bramki Zagłębia, ale "nie ma jej kto dobić".

26. min. to kolejny wolny dla Wisły, Żuraw trafia jednak ponownie w mur. Kolejna dobra akcja Wisły ma miejsce w min. 36. Po podaniu Żurawia w dogodnej pozycji znalazłby się Paweł Brożek, tyle tylko, że źle przyjmował piłkę. Gdyby zrobił to dobrze, wyszedłby sam na sam z bramkarzem, a tak dogonili go obrońcy i skończyło się jedynie na rzucie rożnym. Jeszcze w 43. min. Franek mógł zdobyć gola "do szatni", ale po podaniu Marka Zieńczuka, uderzył sprytnie, tyle że minimalnie obok bramki.

Po pierwszej połowie, poza skutecznością, a może bardziej precyzyjnie, brakiem szczęścia, niewiele można było wiślakom zarzucić. Grali najlepszą część meczu ligowego, w tej rundzie i tylko trzeba było wierzyć, że coś w końcu wpadnie. Okazało się, że wpadło i to nie raz, a II połowa była o wiele lepsza od pierwszej.

W 49. min. mogło wpaść jednak nie do tej bramki, do której wiślacka widownia by sobie życzyła. Dośrodkowanie z prawej strony próbował zamknąć były wiślak, Grzegorz Niciński, zabrakło mu jednak niewiele, aby dojść do piłki i dać Zagłębiu prowadzenie. Na nasze szczęście Nitka do piłki nie doszedł. Podobnie było dwie minuty później, z tym że teraz szczęście uśmiechnęło się do gości, gdyż do piłki nie zdążył Franek. Po kolejnych dwóch minutach pierwszy strzał z dystansu Wisły (nie licząc wolnych), jednak Radosław Sobolewski myli się nieznacznie.

To był ostatni "pech strzelecki" Wisły. Od tego momentu szczęście gości się już wyczerpało i do bramki strzeżonej przez Mađarcia wpadało już niemal wszystko.

Festiwal bramkowy rozpoczął nie kto inny, jak Maciej Żurawski. Była 53. min. kiedy Marek Zieńczuk dośrodkował ze skrzydła do Żurawia. Ten mimo asysty dwóch obrońców świetnie piłkę przyjął i nie dał żadnych szans bramkarzowi Lubina. Radość... Wernera Lički może mówić kibicom więcej, niż radość samych... piłkarzy Białej Gwiazdy. Widać, że Czech "odetchnął" po tym golu. Jest 56. minuta, Mauro Cantoro odgrywa na lewo do Zienia, a ten, mimo że jest ok. 28 metrów od bramki Zagłębia, strzela nie do obrony - dla Mađaricia - i prowadzimy 2:0! Podrażnione Zagłębie przeprowadza szybki kontratak, ale kończy się on tylko strzałem w boczną siatkę.

Mamy 58. minutę, tym razem świetną piłkę rzuca Żuraw, Tomasz Frankowski ją przyjmuje, wpada w pole karne i kapitalnym uderzeniem pod poprzeczkę podwyższa na 3:0! Trzy gole w niespełna sześć minut... tego chyba nikt się nie spodziewał, a to jeszcze nie koniec...

Kolejny strzał z dystansu Wisły, tym razem w wykonaniu Cantoro, jest niecelny, nie ma więc zmiany wyniku, podobnie jak po jednej z nielicznych akcji Zagłębia w 62. min. Na tę akcję gości szybko odpowiada para Zieńczuk - Żurawski, ale kończy się tylko na strachu. W 66. minucie jest już jednak 4:0. Na skrzydle Marcina Baszczyńskiego wypatrzył Żuraw, odegrał mu piłkę, a Baszczu, który wyraźnie poprawił swoje dośrodkowania, tak wrzucił na piąty metr, że Tomaszowi Frankowskiemu wystarczyło dołożyć głowę. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki!

Już po kolejne minucie mogło być... 5:0, kiedy to świetnie piłkę w środku pola wywalczył Sobolewski, nie zawsze może się jednak wszystko udawać, więc tym razem obrońcy gości uprzedzili Macieja Żurawskiego i po solidnym zamieszaniu piłkę wybili.

Czterobramkowa zaliczka uspokoiła grę. Zagłębie nie zamierzało się odkrywać, a Wisła szaleńczo atakować, było więc aż do 82. min. dość spokojnie na murawie naszego stadionu. Wtedy jednak na kolejny strzał z dystansu zdecydował się Nikola Mijailović, który ostro próbował szarpać na lewym skrzydle, gdyż widać było, że solidnie chciał dzisiaj udowodnić, że rola rezerwowego mu nie odpowiada. Strzał Serba był niecelny, dał jednak kolejny "sygnał" do ataku. Już bowiem minutę później tenże Nikola sprytnie wywalczył piłkę i po akcji Cantoro mamy rzut rożny. Po nim, najlepiej w polu karnym zachował się Maciej Stolarczyk, który tak kopnął piłkę, że ta odbijając się od poprzeczki, wpadła do bramki i prowadziliśmy już 5:0. Także i ten gol solidnie ucieszył Wernera Ličkę, który był dzisiaj - zwłaszcza w II połowie - solidnie rozpromieniony.

W 89. min. kolejny strzał z dystansu, na który decyduje się Żurawski, ale Mađarić, choć na raty, broni. Co się odwlecze... 90. minuta, prostopadłą piłkę ze środka zagrywa Olek Kwiek, wychodzi do niej Żuraw i bez problemu strzela do bramki, ustalając wynik meczu na 6:0...

Cóż, tak grającą Wisłę chyba każdy chętnie widziałby zawsze. Jak się okazuje, także przy Wernerze Ličce można grać do przodu i aplikować rywalowi kolejne gole. We wstępie do tego meczu, nieśmiało miałem nadzieję, że wygrana we Wronkach może być pewnym przełomem dla Wisły, ale też nie sądziłem, że tak szybko uda się wiślakom odzyskać, znany wszystkim, wigor. Tego dzisiaj było aż nadto i miły majowy, długi weekend, jest dla kibiców Białej Gwiazdy jeszcze milszy. Oby tak dalej!

Za dzisiejszy mecz pochwalić należy także wiślacką publiczność, która przez całe spotkanie prowadziła wyłącznie "pozytywny doping"!

Dodał: Marjot (2005-05-02 18:48:40)

Źródło:wislaportal.pl

Tak jak w Lubinie

Zagłębie Lubin nie będzie miło wspominać Wisły: zarówno w jesiennym meczu w Lubinie jak i w poniedziałek w Krakowie "Biała Gwiazda" zwyciężyła sześcioma golami. Czy właśnie takiego przełomu potrzebował zespół Wernera Liczki? Czas pokaże.

W porównaniu z przewidywanym składem na dzisiejszy mecz, trener Werner Liczka musiał dokonać jednej korekty. Miejsce kontuzjowanego Jakuba Błaszczykowskiego (naciągnięty przywodziciel) zajął Paweł Brożek.

Od pierwszych minut Wisła zepchnęła rywala do obrony. Zwracała uwagę duża agresywność gospodarzy. Lubinianie z rzadka wychodzili z własnej połowy. Już w 5. minucie groźnie głową uderzał Zieńczuk, a po kolejnych pięciu minutach wolej Macieja Żurawskiego wybronił Madarić. "Żuraw" miał też świetną okazję w 17 minucie gdy atakujący lewym skrzydłem Marek Zieńczuk dośrodkował, a napasnik Wisły uderzył z pierwszej piłki - troche nie czysto.

Wisła przeprowadzała swoje akcje główne lewą stroną w czym brylował Marek Zieńczuk i wspomagający go Maciej Stolarczyk. Nieco zagubiony na prawej pomocy był Paweł Brożek, który starał się niekonwencjonalnie ograć rywali, ale często tracił przez to piłkę. W 23 minucie na przykład "Brozinho" zszedł do środka robiąc sporo miejsca na akcję ofensywną Marcinowi Baszczyńskiemu. Ten odwdzięczył się mocnym podaniem w pole karne, które złym przyjęciem Brożek zmarnował.

Po 30 minucie tempo gry ze strony Wisły trochę spadło, ale nadal gospodarze byli stroną przeważającą. Stare dobre czasy przypomnieli kibicom wiślacy rozgrywając przez dwie minuty piłkę, by wreszcie Marek Zieńczuk popędził lewym skrzydłem a jeden z obrońców wybił piłkę na róg. Drużynie Liczki brakowało skuteczności i szczęścia. Centymetry uratowały Zagłębie w 43 minucie, kiedy to muśnięta przez Frankowskiego piłka (podawał z lewej strony Zieńczuk) minęła prawy słupek bramki Madaricia o kilka centymetrów.

Zagłębie nie miało w ofensywie wielu argumentów. W 12 minucie Iwański bardzo niebezpiecznie dośrodkował, a piłka dziwnym łukiem przeleciała przed bramką Majdana gdzie nikt jej nie dotknął. Już w drugiej połowie szansę na zamknięcie podobnej centry strzałem głową miał Niciński, któremu brakło metra.

Worek z bramkami dla Wisły rozwiązał się w 54 minucie. Najrówniej grający przez całe spotkanie Marek Zieńczuk podał tuż nad ziemią do Macieja Żurawskiego, który opanował piłkę i mocnym strzałem przy lewym słupku nie dał szans bramkarzowi gości (asysta: Zieńczuk). Na 2:0 podwyższył asystent przy pierwszym golu. Marek Zieńczuk otrzymał podanie od Mauro Cantoro ok. 30 metrów od bramki, przełożył piłkę na lewą nogę i skutecznie przymierzył w lewy dolny róg. Piękny gol! Nie minęło kolejne 120 sekund, a Madarić znów wyjmował piłkę z siatki. Tym razem świetnym podaniem obsłużył Tomasza Frankowskiego Maciej Żurawski. "Franek" spokojnie wbiegł w pole karne Zagłębia i mocnym strzałem "nad uchem" bramkarza gości zdobył swego gola (asysta: Żurawski).

Po takich trzech ciosach zadanych w przeciągu czterech minut lubinianie nie mogli się już podnieść. Rozochoceni wiślacy mieli jeszcze pół godziny w trakcie których nie zamierzali osiąść na laurach. W 66 minucie Tomasz Frankowski zdobył swego drugiego gola, gdy Baszczyński dośrodkował z prawej strony wprost na głowę Frankowskiego. Piłka po uderzeniu "Franka" odbiła się od słupka i wpadła do bramki (asysta: Baszczyński).

Także Maciej Stolarczyk pokazał jak strzela się bramki. Siedem minut przed regulaminowym końcem meczu z rzutu rożnego z prawej strony dośrodkował Maciej Żurawski a "Stolar" pięknym półwolejem strzelił piątego gola (asysta: Żurawski). Wynik ustalił "Żuraw" już w doliczonym czasie gry, wykorzystując mocnym strzałem sytuację "sam na sam" z Madariciem (asysta: Kwiek).

Wynik i dobra gra Wisły mogą być prognostykiem ciekawych i miejmy nadzieję zwycięskich derbów, które już w piątek rozegrane zostaną na stadionie Cracovii.

Źródło: wislakrakow.com

Pomeczowa konferencja

Na konferencji po meczu Wisła - Zagłębie trener Werner Liczka wyjawił przyczynę absencji Jakuba Błaszczykowskiego. Szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" uważa, że o zwycięstwie zadecydował moment między 53 a 56 minutą. Ważna też była konsekwencja w grze.

Werner Liczka:

- Trzy punkty, bardzo dobry wynik. W pierwszej połowie było nieźle, brakowało skuteczności. Przyszła po przerwie. Najważniejsze był czas między 53 a 56 minutą, kiedy padły trzy bramki i zeszła presja, nacisk, obciążenie. Dobry mecz. Kuba Błaszczykowski zrobił wczoraj jakiś ruch z piłką, odczuł ból pachwiny. Chciał dziś grać, ale zadecydowałem, że nie powinien ryzykować. Myślę, że nie jest to bardzo poważna kontuzja, ale za wcześnie się wypowiadać. Ma szansę zagrać w derbach. W przerwie mówiłem zawodnikom by grali podobnie, wytrzymali. Chciałem by zawodnicy byli konsekwentni od początku do końca. Myślę, że ten wynik ma wpływ na zaufanie. W poprzednich meczach było dużo chęci i ambicji, dwa dni przed meczem było dobre podejście i optymizm. Jeszcze nie zdarzyło się w mojej karierze by remisować bezbramkowo do przerwy a wygrać 6:0.

Drażen Besek:

- Po pierwszej połowie myślałem, że coś ugramy na Wiśle. Kosztowała nas ona jednak zbyt dużo zdrowia, bo bardzo dużo pracowaliśmy w defensywie i szukaliśmy sytuacji z kontrataku. Od początku rundy mamy kłopoty ze zdobywaniem bramek. W drugiej połowie zdekoncentrowaliśmy się i po pierwszej bramce nie wierzyliśmy już że może się coś zmienić. Wiśle brakuje tylko pierwszej bramki na właśnym boisku do zwycięstwa. Gratuluję Wiśle, to zespół prezentujący dobrą piłkę. Musimy odbudować się psychicznie, żeby w sobotę z Polonią szukać bramki i wygrać.

Jest za wcześnie, żeby Mierzejewski już zagrał. Wczoraj wieczorem dopiero dołączył do drużyny, nie trenował. Musimy zobaczyć jak się czuje.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Stolarczyk: Zwycięstwa jak narkotyk

- Znalazałem się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze - skomentował swojego gola Maciej Stolarczyk. - Zwycięstwa są jak narkotyk, nigdy mi się nie znudzą, dlatego chcę pozostać w Wiśle jeszcze przez jakiś czas - dodał 33-letni obrońca, któremu latem wygasa kontrakt z klubem.

Pierwsza połowa w waszym wykonaniu nie była najlepsza....

- W moim przekonaniu graliśmy konsekwentnie już w pierwszej połowie. Stworzyliśmy kilka niezłych akcji oskrzydlających, po których mogły paść bramki. Pomimo bezbramkowego remisu nie spanikowaliśmy, graliśmy dalej swoje i to przyniosło rezultaty.

Przy prowadzeniu 3:0 czy 4:0 nie pojawiły się takie myśli, aby trochę odpuścić?

- Za każdym razem staramy się zwyciężyć jak największą ilością goli. Dzisiaj udało się nam ich wbić aż sześć i bardzo się z tego cieszymy.

Mistrzostwo Polski jest coraz bliżej. Twoim zdaniem kiedy zapewnicie sobie tytuł?

- Przede wszystkim chcemy robić swoje, czyli wygrywać. Nie chcę wykonywać żadnych kalkulacji matematycznych. Na razie najważniejsze dla nas jest zwycięstwo w piątek.

Czy spotkanie z kibicami podziałało na was mobilizująco?

- Z pewnością takie spotkania są potrzebne. Starcie dwóch spojrzeń na to, co się dzieje było bardzo pomocne. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Ciężko mi powiedzieć, czy gdyby takie spotkania odbywały się przed każdym meczem zawsze wygrywalibyśmy tak przekonywująco jak dziś.

Do meczu derbowego przystąpicie w lepszych nastrojach niż jesienią...

- Dzisiejsze zwycięstwo na pewno sprawi, że nabierzemy większego zaufania do swoich umiejętności. Nie chciałbym jednak rozpatrywać tego w takich kategoriach. Każdy mecz jest inny, chcemy maksymalnie zmobilizować się na mecz derbowy.

Z murawą stadionu przy Kałuży zdążyliście się już zaznajomić w tym roku...

- Tak, byliśmy obecni na stadionie przy Cracovii podczas mszy w intencji Ojca Świętego. Z tego co pamiętam nie była ona w najlepszym stanie. Z głębokim przekonaniem mogę powiedzieć, że jeśli nic się nie zmieniło w tej kwestii, w jakiś sposób odbije się to na widowisku. W moim odczuciu stworzenie optymalnych warunków dla piłkarzy powinno leżeć w interesie organizatorów, bowiem wtedy o wiele łatwiej stworzyć dobre widowisko.

Masz jakieś wspomnienia z meczów derbowych na boisku rywala?

- Grając w Widzewie zwyciężyliśmy ŁKS na ich stadionie 3:2 lub 2:1, już nie pamiętam dokładnie. Atmosfera meczu była specyficzna, jak wiemy derby rządzą się swoimi prawami. Każdy zespół będzie walczył o prymat w mieście.

Którego piłkarza Cracovii cenisz najbardziej?

- Myślę, że nie będę tutaj odkrywczy – Kazimierza Węgrzyna. Jego postać i charyzma sprawia, że zespół rywala zza miedzy, gra w takim stylu a nie innym.

Czy zdobyty dzisiaj gol będzie kartą przetargową w negocjowaniu nowego kontraktu?

(śmiech)- Nie, na pewno nie. Tutaj bardziej rozpatruje się całokształt pracy niż poszczególny występ, czy pojedynczy trening.

W zeszłym sezonie, kiedy negocjowałeś nową umowę, strzeliłeś gola w Łęcznej. Może powinieneś podpisywać krótkoterminowe kontrakty?

(śmiech)- Faktycznie tak się dzieje. Pierwsza umowa była na dwa lata, ta jest na rok. Nie mam nic przeciwko temu, aby ta passa była podtrzymana. Wiadomo, że chcę zostać w Wiśle i cały czas na ten temat rozmawiamy.

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu z Zagłębiem Lubin

Długo czekaliśmy na mecz, który nie tylko da drużynie pewne punkty, ale będzie też istotnym przełomem w grze Wisły. Pojedynek, gdzie zespół zejdzie ze ścieżki regresu i pokaże siłę ofensywną, konsekwencję oraz choć trochę wskrzesi utracony wiosną polot. Ten dzień wreszcie nastał, ożywiając głosy nadziei na pozytywne zmiany w stylu gry „Białej Gwiazdy”.

Dziś wyjątkowo zacznę od znamiennego cytatu: „Takie spotkania są potrzebne, aby można było skonfrontować dwa różne spojrzenia na tę samą rzeczywistość. Trudno mi powiedzieć, co by było, gdyby do tych spotkań nie doszło. One odbyły się, a jak prezentowaliśmy się na boisku w dniu dzisiejszym, każdy widział” – powiedział po meczu z Zagłębiem Maciej Stolarczyk o krytyce kibiców i ich spotkaniach z przedstawicielami klubu w ostatnich dniach. Docenienie wpływu troski fanów na postawę zespołu i mobilizacje zawodników nie mogło znaleźć w słowach „Stolara” wyraźniejszego podkreślenia. Niezadowolenie kibiców i zdecydowana krytyka dotychczasowej gry „Białej Gwiazdy” odniosły skutek, przyczyniając się do tego, że w poniedziałek mogliśmy oglądać Wisłę skoncentrowaną, maksymalnie zdeterminowaną w dążeniu do zwycięstwa, a także po długich minutach nieskutecznego stosowania nowych rozwiązań, odmienioną złością po przerwie. Wreszcie czerpiącą z dawnych doświadczeń i wciąż dużej sumy indywidualnych możliwości zawodników - będących kapitałem, od którego nie można się odcinać. I taką Wisłę zobaczyliśmy w drugiej połowie meczu, nastawioną na ofensywę i konstrukcję, a nie na rozbijanie ataków rywali i przeszkadzanie, atakującą pod wpływem rosnącej presji na poprawę stylu z rozmachem, a nie wyłącznie czekającą na błędy rywala. Żądną sportowej krwi, a nie apatyczną i zagubioną w meandrach defensywnej taktyki. Wisła z poniedziałkowego meczu znów potrafiła te błędy wymusić, nie skazywała się na czekanie, aż rywal sam je podaruje. Żeby zachować odpowiednie proporcje należy jednak podkreślić, że Zagłębie wyczerpane długą obroną po utracie drugiego gola zupełnie zwątpiło i padło na kolana wołając parodnu, nie utrudniając nam dalej bramkowej rzezi.

Negatywy (numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

1. Znacznie słabsza jakościowo pierwsza połowa. Wiślacy wyraźnie mieli wówczas problem ze złapaniem odpowiedniego rytmu gry, brakowało odpowiednich reakcji i odważnego postawienia na ofensywę.

2. Pasywność defensywna i ustawianie się Stolarczyka. O ile w ofensywie „Wiedźmin” radził sobie dość dobrze, o tyle w obronie stanowczo za bardzo odsłaniał lewe skrzydło. Źle się ustawiał, umożliwiając Iwańskiemu i Łobodzińskiemu rzucanie groźnych dośrodkowań.

3. Krycie. Nadal jest za bierne i zbyt odległe od rywali, co obniża tempo i efektywność doskoku oraz szanse skutecznego odbioru piłki.

4. Gra Brożka. Mimo iż nasz młody piłkarz starał się i rozegrał najlepszy mecz wiosną w barwach Wisły, wyraźnie nie czuł się dobrze na prawej pomocy. Nie „ciągnął” gry, nie rzucał dokładnych dośrodkowań, nie gubił rywali. Słabo bronił. Warto podkreślić, ze próbował sięgać po prostopadłe podania, których do tej pory strasznie nam skąpił. Jest lepiej, ale od każdego zawodnika, mającego zaszczyt grać w mistrzowskiej koszulce Wisły należy wymagać znacznie więcej.

5. Straty. Wciąż jest ich stanowczo za dużo w grze naszych piłkarzy, zwłaszcza po niewymuszonych błędach.

6. Komunikacja. Zawodziła zwłaszcza w pierwszej połowie, sprawiając, że Zagłębie zyskiwało możliwość skutecznego ataku. Tu bardzo znamienne było nieporozumienie na linii Majdan-Głowacki przy sytuacji Nicińskiego.

7. Brak ponawiania ataku na rywala po złym zagraniu i utracie piłki. To wciąż sprawa, z którą należy intensywnie walczyć

8. Słaby pressing. Wprawdzie cofnięte Zagłębie nie dawało wielu okazji do jego ustawiania, ale w niektórych momentach z pewnością można było bardziej przesunąć szyki do przodu i podejść agresywniej pod rywali.

9. Krycie przy stałych fragmentach gry. Znów musi być uwypuklone osobnym punktem, bo tu nasz zespół wciąż popełnia bardzo poważne błędy, jest zbyt pasywny, co najlepiej pokazało zachowanie Wiślaków podczas serii 4 kornerów dla Zagłębia w pierwszej połowie.

10. Ofensywna postawa środkowych pomocników. Dobrze, że mieliśmy aktywnego Zieńczuka, bo obaj za mało udzielali się w konstrukcji i zwłaszcza w pierwszej połowie nie kreowali gry ofensywnej. W drugiej było trochę lepiej, ale też nie na tyle, by ich za powyższy element chwalić. Za wolno przenosili ciężar gry i odnajdywali partnerów podaniami.

11. Nieefektywna gra Mijailovica. Nikola znów nie sprawdził się w roli bocznego pomocnika. Dobrze, że próbował często gry 1 na 1, ale źle, że większość z tych pojedynków przegrywał. Nie rzucał celnych dośrodkowań.

12. Atakowanie zbyt małą liczbą zawodników w pierwszej połowie. Stanowiło jeden z głównych powodów wyniku 0-0 do przerwy.

13. Wciąż stanowczo za mało dokładnie dopracowanych automatyzmów w grze Wisły.

Pozytywy (numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

1. Gra bez piłki i ruchliwość. Tym razem trafia do pozytywów, trochę na wyrost, ale trzeba podkreślić, że była dużo lepsza niż w ostatnich meczach. Nasi piłkarze w końcu o niej pamiętali, aktywniej wychodzili na pozycje, czujniej pilnowali ustawienia. Wreszcie był jakiś pomysł w szukaniu gry, a nie tylko oczekiwanie, aż ta sama ich znajdzie.

2. Tempo operowania futbolówką w drugiej połowie, do stanu 4-0. Jak na warunki naszej ligi, było wtedy na wysokim poziomie, który umożliwiał gubienie krycia rywali i stwarzanie okazji bramkowych.

3. Powrót gry kombinacyjnej. Piłkarze momentami przypomnieli nam, że dalej wiedzą na czym polegają szybkiej wymiany podań między dwoma, trzema zawodnikami na 1-2 kontakty.

4. Prostopadłe podania. Po długim okresie posuchy również pojawiły się w wydaniu naszych zawodników, owocując zagrożeniem dla bramki Madarica. Oczywiście nadal jest ich jeszcze za mało, ale trafiają do pozytywów jako miejmy nadzieję trwały zwiastun postępów.

5. Akcje oskrzydlające. Jeszcze jeden element, który zanotował w poniedziałek pozytywny „come back”. Lewą stroną ataki skrzydłem, dzięki świetnej grze Zieńczuka i dobremu wsparciu Stolarczyka wreszcie spełniały swoją rolę, owocując zdobywaniem terenu i dokładnymi dograniami do napastników (np.: gol na 1-0). Prawa strona niestety wyglądała znacznie gorzej, nie zasługując na podobną pochwałę, choć Baszczyński próbował wspierać Brożka. .

6. Coraz lepsze reaktywowanie ataku pozycyjnego. Spełnił swoją rolę w tym meczu, zwłaszcza w drugiej połowie.

7. Wysokie zwycięstwo, poprawiające atmosferę wokół klubu i przybliżające nas do prawie już pewnej obrony tytułu mistrzowskiego.

8. Gra Żurawskiego. Zadał kłam wszystkim mówiącym, że trzeba go byle prędzej sprzedać, bo jest „wypalony” i nie może już nic zaoferować Wiśle. Maciej obudził się z apatii, a obudzony jest prawdziwym lwem, rozrywającym w strzępy każdą obronę dynamiką, precyzją strzału, przeglądem pola, techniką, podaniami i reakcjami w ofensywie. To niezwykle wartościowy piłkarz, którego odejście zawsze będzie ogromną stratą dla jakości zespołu.

9. Gra Frankowskiego. Podobnie jak Zurawski dwukrotnie pokonał Madarica, prezentując tradycyjne wyczucie sytuacji i wspaniały instynkt strzelecki. Wydaje się, że jego forma ponownie rośnie.

10. Dobra postawa i gol Zieńczuka, które trzeba podkreślić osobnym punktem.

11. Duże zaangażowanie i determinacja. One najdobitniej potwierdziły, że w poprzednich meczach nie mogło być mowy o żadnej „grze przeciwko Liczce”. Wiślakom bardzo zależało na zwycięstwie i zagrali nie tylko dla siebie, kibiców, ale i trenera. Płynie z tego prosty wniosek - słabsza postawa w poprzednich kolejkach wynikała z bieżącej dyspozycji, zimowych osłabień i taktyki oraz posunięć trenera Liczki.

12. Koncentracja i atakowanie do ostatniego gwizdka, mimo wysokiego prowadzenia i obniżenia tempa gry w końcówce spotkania,. Wiślacy nie zadowolili się strzeleniem dwóch-trzech bramek, tylko do samego końca walczyli o podnoszenie wyniku.

13. Pewność Kłosa. Nasz stoper raz wtóry pokazał, że jest najrówniej i najlepiej grającym wiosną obrońcą Wisły, wyrastającym umiejętnościami bardzo daleko poza ligowy standard. Nie notował żadnych błędów, świetnie asekurował kolegów i powstrzymywał rywali, momentami ich ośmieszając. Ostoja obrony.

14. Postawa Głowackiego. W poprzednich meczach regularnie trafiał do negatywów spotkań za kompromitujące błędy, ale teraz nie dał żadnego powodu do krytyki, bo grał na starym, solidnym poziomie. Czujnie pilnował rywali, reagował natychmiast na ich poczynania.

15. Spokój Baszczyńskiego. Był pewnym punktem w obronie, gdzie Zagłębie jego stroną nie przedarło się praktycznie ani razu i mocnym ogniwem we wspieraniu ataków, o czym przekonuje asysta przy drugim golu Frankowskiego. Bardzo poprawił dośrodkowania z prawej nogi.

16. Udane wejście na boisko i asysta Kwieka. Pokazał na czym polega różnica między nim a Ekwueme – Kwiek potrafi zaistnieć zarówno w defensywie jak i ofensywie, a Nigeryjczyk – jeśli już – tylko w defensywie, psując większość zagrań do przodu. Dlatego jest przynajmniej dziwne, że Liczka z tej pary wyżej ceni Ekwueme. Prostopadłe podanie do Żurawskiego przy golu na 6-0 znamionuje, że były piłkarz Odry ma duże możliwości ofensywne, sporo widzi. Byłoby szkoda roztrwonić ten kapitał.

17. Skuteczność. Nikogo nie trzeba przekonywać, ze w drugiej połowie dopisała.

18. Bramka Stolarczyka po stałym fragmencie gry. „Wiedźmin” potwierdził, że umie świetnie odnaleźć się pod bramką rywala przy wszystkich wrzutkach w jego pole karne. Pokazał tez, że umie precyzyjnie strzelać nie tylko głową, ale i nogami.

19. Konsekwencja zespołu. Musi zostać uwypuklona osobnym punktem. Wiślacy pokazali, że potrafią grać swoje i mimo własnych błędów oraz długi czas niekorzystnego obrazu gry, uparcie, raz za razem atakować, nie odpuszczać, cisnąć i cisnąć. Aż mur obronny pęknie. Dowiedli że nadal potrafią w ten sposób kruszyć defensywę ligowych rywali.

20. Przechodzenie z obrony do ataku. Ono również było znacznie szybsze niż we wcześniejszych meczach.

21. Dobre skracanie pola gry. Wiślacy dość sprawnie odcinali rywalom możliwości rozegrania piłki w strefie ataku poprzez łapanie wysuniętych piłkarzy Zagłębia w pułapki ofsaidowe.

22. Gra środkowych pomocników w destrukcji. W tym elemencie Cantoro i Sobolewski wypadali przez większą cześć meczu przynajmniej poprawnie.

23. Dobra asekuracja.

Po meczu z Zagłębiem najbardziej cieszy, ze w jakości gry zespołu znów pojawiły się elementy, które powoli odchodziły w mrok dawno pogrzebanej przeszłości – prostopadle podania, dynamiczne akcje oskrzydlające, gra kombinacyjna, gra bez piłki, szybkie rozegranie i operowanie futbolówką, budowanie akcji atakiem pozycyjnym, a nie głownie długą „dzidą” od pełniących rolę rozgrywających środkowych obrońców do napastników. I choć nie były bez wad, ani częste i regularne, zaowocowały pogromem Lubinian. Będący pod ścianą Werner Liczka wreszcie pozwolił naszym piłkarzom zagrać to, do czego mają największe predyspozycje i w czym czują się najlepiej – piłkę ofensywną, czerpiącą z wysokiego indywidualnego wyszkolenia i bogatszej swobody taktycznej w kreowaniu gry, tym razem kosztem podjęcia większego ryzyka w tyłach. Dlatego po słabej pierwszej połowie, w drugiej mieliśmy już zespół odmieniony, bazujący na tym, co po prostu dzięki latom praktyki sobie wypracował i jeszcze całkowicie nie zapomniał. Czerpiący z siły, której wciąż żaden krajowy rywal nie może się przeciwstawić, a nie ze słabości elementów, w których się dusi i które niczym powrozy go krępują. Liczka wreszcie spuścił Wisłę ze sztywnej smyczy defensywnej taktyki. I pięknie wygrał. Należy pochwalić czeskiego trenera za tą decyzję. Oby w przyszłości dalej szedł jej śladami, nie poprawiając spraw, które tego nie wymagają, a wtedy przyszłość będzie znów mogła sięgnąć najwspanialszego blasku. Oczywiście, o ile nie przeszkodzą w tym latem prezesi kolejnymi sprzedażami kluczowych zawodników...

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Po serii bezbarwnych występów, kończonych remisami lub skromnymi zwycięstwami, Wisła wreszcie nawiązała do najbardziej efektownych wyników z jesieni 2004 r. Nie znaczy to, co prawda, że forma jest porównywalna do najlepszych meczów z zeszłego roku, ale mimo wszystko, wreszcie mamy powody do zadowolenia

Pierwsza połowa spotkania z Zagłębiem była w wykonaniu wiślaków z pewnością lepsza niż występ we Wronkach, gdzie raczej udawali, że grają niż toczyli zacięty bój o ligowe punkty. Przede wszystkim tym razem nie brakowało im ambicji, co od razu przełożyło się na większe tempo rozgrywania akcji i ruch na boisku. Wisła przeważała, stwarzała sytuacje, zarazem neutralizowała niemal wszystkie - sporadyczne zresztą - ofensywne zapędy lubinian. Trudno jednak powiedzieć, aby bramka Zagłębia była oblężona. W atakach Wisły brakowało często dokładności i pomysłu. Niektóre niecelne podania, przez które marnowaliśmy kolejne dogodne sytuacje, wręcz irytowały. Można się zastanawiać, dlaczego przytrafiają się piłkarzom o przecież dużych umiejętnościach. Tym razem nie warto jednak snuć spiskowych teorii, które wydały się nam tak atrakcyjne po meczu we Wronkach. W pierwszej połowie zabrakło po prostu bramki dla Wisły, która by ich "odblokowała". Przebieg drugiej połowy dobitnie to wykazał.

Najlepsze wrażenie wywarł do przerwy Marek Zieńczuk, który dobrze współpracował z Maciejem Stolarczykiem a przede wszystkim podkręcał tempo naszych akcji, kilkukrotnie znakomicie podając do Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego, którzy jednak marnowali dogodne, choć nie stuprocentowe sytuacje. Prawe skrzydło prezentowało się znacznie gorzej. Pod nieobecność Jakuba Błaszczykowskiego szansę na występ od pierwszej minuty otrzymał Paweł Brożek. Niestety, kolejny raz nie zagrał na miarę oczekiwań. Tłumaczy go częściowo fakt, że prawa pomoc nie jest jego optymalną pozycją. Z drugiej wszakże strony, od gracza o tej skali talentu można wymagać, aby dobrze przyjmował piłkę i skutecznie dryblował rywali, a właśnie nawet i te podstawowe boiskowe czynności bardzo często nie wychodziły Pawłowi. Jest zresztą znamienne, iż mógł on pojawić się w wyjściowym składzie głównie dlatego, że lekką kontuzję odniósł bohater z Wronek. Gdyby ktoś przepowiadał trzy miesiące temu, że Brożek będzie zmiennikiem Błaszczykowskiego, spotkałby się zapewne z lawiną złośliwych komentarzy. W tym kontekście może cieszyć bardzo dobra postawa Błaszczykowskiego, ale niestety nie sposób nie zauważyć, że Brożek na razie rozczarowuje.

Druga połowa to już popis wiślaków. Trudno bowiem inaczej ocenić fakt zdobycia przez nich aż sześciu bramek! Oczywiście, zadanie ułatwiło im Zagłębie, które po błyskawicznej stracie trzech goli właściwie przestało grać. Niemniej jest rzadkim wyczynem strzelić sześć goli w jedną połowę (zadanie dla statystyków: kiedy ostatni raz mieliśmy taki przypadek w polskiej lidze? Autor tego komentarza próżno szuka takiego faktu w pamięci.). Tym bardziej, że nie były to gole przypadkowe, a efekt przemyślanych (wreszcie!), prowadzonych w szybkim tempie (wreszcie!) akcji. Mistrzowską partię rozgrywał niezmiennie Marek Zieńczuk, który swój znakomity występ okrasił pięknym golem. To już drugie tak efektowne wiosenne trafienie Zienia w lidze. Oby dał przykład innym wiślakom, którzy na razie zza pola karnego nie potrafią pokonać rywali (nie licząc rzutów wolnych i pamiętnego woleja Błaszczykowskiego we Wronkach). Niegdyś podobne gole zdobywał Maciej Żurawski. Teraz Żuraw zza pola karnego straszy głównie przy okazji rzutów wolnych. Natomiast niezmiennie jest bardzo groźny w obrębie pola karnego rywala. Dwie bramki w poniedziałkowym spotkaniu zasługują na uznanie. Jeszcze bardziej mogła się podobać waleczność kapitana naszego zespołu. O ile dość często zdarza nam się krytykować go za pasywność, tym razem walczył bez zarzutu. Dwie ładne bramki strzelił też Tomasz Frankowski (w tym jedną głową - zdarza mu się to dość często: chwała dla jego sprytu i dobrych dograń kolegów) i choć po ich zdobyciu Franek był nad wyraz mało wylewny w okazywaniu radości, miejmy nadzieję, że będą one dla niego przełomowym momentem w tej rundzie. Mauro Cantoro chwilami jakby brakowało szybkości, ale wykonał solidną robotę w środku pola. Szkoda, że nie wykorzystuje swojego świetnego dryblingu na małej przestrzeni bliżej bramki rywali. Biorąc pod uwagę jak świetnie blokuje piłkę i jak trudno jest mu ją odebrać, łatwo sobie wyobrazić, że mógłby sprowokować wiele rzutów wolnych, z których Żurawski i Zieńczuk mogliby nieraz poważnie zagrozić bramkarzom rywalom. Za postawę, zwłaszcza w drugiej połowie, wielkie słowa uznania należą się Radosławowi Sobolewskiemu. W destrukcji był niemal bezbłędny. To bardzo cenny nabytek. Warto również pochwalić dwóch zmienników: Nikola Mijailović tryskał energią, która wreszcie zyskała należyte ujście, zaś Aleksander Kwiek popisał się znakomitą asystą przy szóstej bramce. Choć Kwiekowi przytrafiło się też parę prostych błędów, to ogólnie można było odnieść wrażenie, że może nie jest z nim aż tak niedobrze, jakby wynikało z doniesień z trzecioligowych boisk. Obrońcy nie mieli zbyt wiele pracy. Tradycyjnie zdarzyło im się parę kiksów i momentów nonszalancji w kryciu rywala, ale na ogół poczynali sobie solidnie. Maciej Stolarczyk zyskał zaś w postaci strzelonej bramki kolejny argument za tym, aby przedłużono z nim kontrakt. Radosław Majdan był właściwie bezrobotny, nie licząc serii czterech rzutów rożnych Zagłębia z I połowy.

Mecz z Zagłębiem nie oznacza jeszcze przełomu. Z drugiej wszak strony pokazał, że Wisłę stać na efektowną i efektywną grę także w obecnym składzie personalnym i z obecnym trenerem. Miejmy nadzieję, że kolejne mecze to potwierdzą. Kluczowe wydaje się, aby piłkarzom... chciało się grać. Nie jest chyba przypadkiem, że najlepiej wypadli w meczach, w których oglądał ich "na żywo"... Bogusław Cupiał (Polonia w Pucharze Polski, Zagłębie). Warto jednak, by wiślacy pamiętali, że dzięki transmisjom C+, ich pracodawca może analizować postawę drużyny w każdym spotkaniu. A przede wszystkim, że grają dla kibiców, dlatego profesjonalistom nie przystoi wybieranie meczów, w które wkładają dużo ambicji i lekceważenie pozostałych. Ambicja powinna cechować ich w czasie każdego występu. Wtedy nie będziemy musieli obawiać się o wynik żadnej ligowej potyczki, nawet jeśli system gry daleki jest jeszcze od oczekiwań i samego trenera, i kibiców. Na mankamenty gry można czasem przymknąć oko, gdyż nie ma zespołu na świecie, który rozgrywałby wyłącznie efektywne i efektowne mecze (byle oczywiście tych nieefektownych i nieefektywnych nie było za dużo). Braku waleczności wybaczyć już nie sposób. Oby mecz z Zagłębiem rozpoczął długą serię występów, w których pod tym względem wiślacy nie zawiodą, co niestety zdarzało im się ostatnio, z kulminacją we Wronkach.

Źródło:wislaportal.pl