2005.05.25 Wisła Kraków - Górnik Zabrze 2:1

Z Historia Wisły

2005.05.25, Idea Ekstraklasa, 24. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 18:00
Wisła Kraków 2:1 (1:0) Górnik Zabrze
widzów: 9.000
sędzia: Zdzisław Bakaluk z Olsztyna
Bramki
Marcin Baszczyński 25’

Maciej Żurawski 89’
1:0
1:1
2:1

86' Marcel Lička

Wisła Kraków
Radosław Majdan
Grafika:Zk.jpg Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Arkadiusz Głowacki
Nikola Mijailović grafika: Zmiana.PNG (81’ Maciej Stolarczyk)
Grafika:Zk.jpg Jakub Błaszczykowski grafika: Zmiana.PNG (90’ Kamil Kuzera)
Radosław Sobolewski
Grafika:Zk.jpg Mauro Cantoro
Marek Zieńczuk
Maciej Żurawski
Tomasz Frankowski grafika: Zmiana.PNG (77’ Paweł Brożek)

trener: Werner Lička
Górnik Zabrze
Piotr Lech
Filipe
Hernâni
Michał Karwan
Paweł Wojciechowski
Rambo
Krzysztof Bukalski
Łukasz Juszkiewicz Grafika:Zk.jpg
Robert Drąg grafika: Zmiana.PNG (74’ João Paulo)
Marcel Lička
Arkadiusz Aleksander grafika: Zmiana.PNG (82’ Wojciech Okińczyc)

trener: Marek Wleciałowski

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Czas sięgnąć po tytuł

Mecz zapewniający Wiśle kolejny tytuł oglądał z trybun Bogusław Cupiał
Mecz zapewniający Wiśle kolejny tytuł oglądał z trybun Bogusław Cupiał

Już niemal tradycyjnie Wisła, która przez cały sezon pewnie zmierza po tytuł mistrzowski, ma problemy z postawieniem kropki nad i. Zamiast święta w Warszawie był blamaż, teraz w Krakowie nikt nie dopuszcza nawet możliwości przegranej z Górnikiem. Czas sięgnąć po dziesiąty tytuł mistrza Polski.

Od niedzielnego wieczoru trener Werner Liczka głowił się jak sprawić, by zawodnicy zapomnieli o porażce i odpowiednio przygotowali się do meczu z Górnikiem. - Najważniejsza była regeneracja fizjologiczna - głównie pracowaliśmy nad rozciąganiem - zdradził czeski szkoleniowiec. Choroba puszcza więc nie będzie rewolucji w składzie - trener postawi na wszystkich najważniejszych zawodników. Od pierwszej minuty powinien zagrać nawet Arkadiusz Głowacki. Choć zmaga się z urazem ścięgna Achillesa, po raz kolejny zdecydował, że zagra na własne życzenie. - Jestem do dyspozycji trenera, ale przy większym obciążeniu Achilles daje znać o sobie. Dochodzimy do siebie po Legii i będziemy chcieli zmazać plamę w meczu z Górnikiem. - zapowiada "Głowa". - Gdyby jednak Arek nie zagrał postawię na Stolarczyka - przyznał Liczka. Wtedy na lewą stronę obrony wskoczy Nikola Mijailović.

Piłkarze Wisły jak jeden mąż odżegnują się od porażki z Legią, można powiedzieć, że w klubie to niemal temat tabu. - Nie ma sensu analizować tego spotkania - zwrócił się do dziennikarzy Liczka. - Nie ma sensu rozpamiętywać tej porażki. Teraz najważniejszy jest dla nas Górnik - zapewnił Maciej Stolarczyk, który niespodziewanie wrócił do reprezentacji.

Smaczku środowej rywalizacji dodaje fakt, że Werner Liczka do Wisły trafił właśnie z Górnika. W Zabrzu pozostał syn wiślackiego szkoleniowca, Marcel Liczka. Trener zapewnia, że nie zwraca uwagi na te smaczki. - Środowy mecz jest dla nas bardzo ważny i na pewno nie będzie tutaj żadnych sentymentów. Nie interesuje nas to, że w Górniku gra mój syn, ani to, że wystarczy nam tylko jeden punkt. Liczka dostrzega pewne różnice w sposobie gry "jego" Górnika, a Górnika prowadzonego przez Marka Wleciałowskiego. - Za mojej kadencji Górnik grał 4-4-2 lub 4-2-3-1 teraz grają więcej 4-3-3 a w defensywie 4-5-1.

W ostatnich spotkaniach Wisły z Górnikiem "Biała Gwiazda" łatwo sięgała po punkty - po raz ostatni przegrała sześć lat temu. Pamiętać jednak trzeba, że każda passa się kiedyś kończy - w sposób brutalny przekonaliśmy się o tym trzy dni temu.

Górnik do Krakowa przyjedzie osłabiony. Z Wisłą nie zagra oczywiście Piotr Brożek, bo taka umowa została zawarta między klubami. Z resztą "Pietia" nie jest do końca zdrowy. Na kontuzje narzekają także Michał Chałbiński (być może jednak zagra) i Nigeryjczyk Ugochukwu Enyinnaya, a za kartki pauzuje Marcin Siedlarz.

Nawet jeśli Wisła zapewni sobie dzisiaj tytuł mistrzowski, klub nie zorganizuje oficjalnej fety. Ta odbędzie się po ostatnim meczu sezonu, w którym "Biała Gwiazda" podejmie Groclin Grodzisk Wielkopolski.

Odarty z ubrań Arkadiusz Głowacki rozmawia z Jarosławem Krzoską z TVP
Odarty z ubrań Arkadiusz Głowacki rozmawia z Jarosławem Krzoską z TVP
Maciej Żurawski oddał swą koszulkę
Maciej Żurawski oddał swą koszulkę
Marcin Baszczyński na ramionach kibiców
Marcin Baszczyński na ramionach kibiców

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

WISŁA MISTRZEM POLSKI 2005!

Wisła wygrała z Górnikiem Zabrze 2:1 i na dwie kolejki przed końcem rozgrywek zapewniła sobie Mistrzostwo Polski sezonu 2004/05.

Mecz nie był porywającym widowiskiem. Groźnie pod bramką Lech zrobiło się dopiero w 19. minucie, kiedy to prawym skrzydłem pomknął Błaszczykowski, wycofał piłkę do Żurawskiego, a kapitan „Białej Gwiazdy” uderzył mocno z 9. metrów. Gości od utraty bramki uratował... Tomasz Frankowski, który stojąc na przy bramce został trafiony futbolówką.

Spotkanie, dotąd toczone w wolnym tempie, zaczęło nabierać rumieńców. Choć jeszcze w 21. minucie Tomasz Kłos niecelnie uderzył z wolnego, to 120 sekund później krakowianie cieszyli się ze zdobytego gola. Po kolejnym rzucie wolnym, egzekwowanym tym razem przez Żurawskiego, Lech wybił przed siebie piłkę wprost pod nogi Baszczyńskiego, który wpisał się na listę strzelców.

Gol uspokoił wiślaków. Gra nadal toczyła się w ślamazarnym tempie w środkowej części boiska. Groźnie pod bramką gości zrobiło się na pięć minut przed końcem pierwszej połowy. Aktywny Błaszczykowski pomknął prawym skrzydłem i posłał ostrą wrzutkę w pole karne, którą w ostatniej chwili przeciął Hernani. Tuż przed przerwą jeszcze szansę miał Kłos, jednak jego uderzenie głową z najwyższym trudem sparował Lech.

Na początku drugiej połowy Górnik próbował zaatakować, ale czynił to bardzo nieporadnie. Podopieczni Marka Wleciałowskiego oddali tylko jeden anemiczny strzał, który nie sprawił najmniejszych problemów Majdanowi.

Po kilku minutach przestoju obudzili się wiślacy. Groźnie pod bramką Lecha znów było za sprawą Baszczyńskiego i Błaszczykowskiego. Pierwszy ostro wrzucał w pole karne, zmuszając golkipera gości do sporego wysiłku, natomiast chwilę później młody pomocnik „Białej Gwiazdy” o mało co nie zaskoczył Lecha niespodziewanym strzałem z ostrego kąta.

O prawdziwym szczęściu zabrzanie mogli mówić w 64. minucie. Najlepszy w zespole mistrza Polski, Maciej Żurawski, oddał mocny strzał zza pola karnego, piłka trafiła w słupek, odbiła się od pleców Lecha i wyszła na róg. Napastnik „Białej Gwiazdy” próbował jeszcze raz wpisać się na listę strzelców, ale znów czujny był 38-letni bramkarz Górnika.

Konsternacja na trybunach zapanowała w 85. minucie. Były piłkarz Wisły, Krzysztof Bukalski, kapitalnym podaniem obsłużył Marcela Liczkę, który nie miał problemu z pokonaniem Majdana. Po wyrównującym golu wśród kibiców zawrzało. Potęgowana od dawna niechęć do Liczki oraz Basałaja eksplodowała. Większość z przyśpiewek nie nadaje się jednak do zacytowania.

Nastroje na trybunach uratował Maciej Żurawski, który po otrzymaniu doskonałego podania od Cantoro pewnym strzałem w lewy róg pokonał Lecha, zapewniając Wiśle dziesiąty tytuł mistrza Polski.

To trzeci z rzędu a dziesiąty w historii klubu tytuł mistrza w z ul. Reymonta! Poprzednie trofea najleprzej drużyny w kraju Wisła Kraków zdobyła w latach: 1927, 1928, 1949, 1950, 1978, 1999, 2001, 2003 i 2004. W 1951 drużyna piłkarska "Białej Gwiazdy" wygrała rozgrywki ligowe, ale wówczas tytuł mistrza kraju przyznano zdobywcy Pucharu Polski.

(wally&rav)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła Kraków - Górnik Zabrze 2:1

Dzisiejszym zwycięstwem nad Górnikiem Zabrze, 2:1, Wisła zapewniła sobie X tytuł mistrza Polski w historii klubu. Jednak gra i styl jaki zaprezentowali nasi pupile, pozostawia tak wiele do życzenia, że w końcówce meczu kibice dali wyraźnie odczuć prezesowi Basałajowi i trenerowi Ličce, że ich obecności w naszym klubie po prostu sobie nie życzą! Zamiast więc mistrzowskiej fety i ogólnej radości, kibice dobitnie dali odczuć kogo w naszym klubie nie życzą sobie widzieć!

XXIV kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 25. maja 2005 r., godz. 18:00

Widzów: 8000, sędziował: Zdzisław Bakaluk (Olsztyn)

Wisła Kraków - Górnik Zabrze 2:1

Bramki:

1:0 Baszczyński (26.)

1:1 Lička (85.)

2:1 Żurawski (89.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Mijailović (81. Stolarczyk)

Błaszczykowski (90. Kuzera)

Cantoro

Sobolewski

Zieńczuk

Żurawski

Frankowski (77. Brożek)


Lech

Felipe

Hernani

Karwan

Wojciechowski

Rambo

Bukalski

Juszkiewicz

Drąg (73. Heidemann)

Liczka

Aleksander (81. Okińczyc)


Piłkarz meczu:

Jakub Błaszczykowski

• Była 85. minuta meczu, Wisła prowadziła 1:0 - gola, dobijając strzał Macieja Żurawskiego, zdobył Marcin Baszczyński (w 26. min.) - a gra była senna i nudna. Monotonnię przerwała jednak akcja zabrzan. Do prostopadłej piłki wyszedł... Marcel Lička i w sytuacji sam na sam z Radosławem Majdanem, nie dał mu szans na skuteczną interwencję. Było więc 1:1 i... zaczęło się. Henryk Kasperczak - śpiewał już głośno i wyraźnie cały stadion przy ulicy Reymonta. Po chwili suchej nitki nie zostawiono na prezesie Basałaju... Basałaj spier... - niosło się szerokim echem z wiślackiego obiektu... Ale gdy 8-tysięczna widownia zaintonowała: Każdy to powie, nie chcemy Lički w Krakowie - co rozbrzmiewało najgłośniej i najdonośniej ze wszystkich okrzyków na stadionie w tym meczu... można było tylko pokiwać głową ze... zrozumieniem.

Zamiast fety, były więc bluzgi i nikt i nic nie było w stanie powstrzymać kibiców. Nawet Maciej Żurawski, który w 89. minucie zdobył zwycięską bramkę dla Wisły...

Po takiej akceptacji kibiców, jeżeli prezes i trener sami nie złożą dymisji... ich honor zostanie wystawiony na naprawdę ciężką próbę. Tym bardziej, że cały mecz, w towarzystwie mecenasa Praskiego, z loży VIPów, obserwował Bogusław Cupiał...

To Ci feta...

Ta jednak przesunięta została na mecz z Groclinem, więc kibice - w dużej większości - szybko opuścili stadion.

Zaczęliśmy od wydarzeń końca meczu, ale wtedy też działo się najwięcej. Wcześniej, jak już wspomniałem, działo się niewiele. Wisła znów grała słabo. No i przyznać tutaj trzeba dobitnie, że Górnik niewiele nam dzisiaj "namieszał". Zabrzanie grali do linii środkowej, ale też nie ma się im było co dziwić. Bez Piotra Brożka i Michała Chałubińskiego ich ofensywa ograniczała się do rozgrywania przez Marcela Ličke oraz najczęściej wielu strat Arkadiusza Aleksandra.

Jako, że Wisła grała, jak grała, a Górnik jakoś nie specjalnie kwapił się do ataków, pierwsza okazja do zmiany bezbramkowego wyniku miała miejsce dopiero w 14. minucie meczu. Radosław Sobolewski uderzył z dystansu, ale piłka po rykoszecie trafiła w rękawice bardzo słabo dzisiaj dysponowanego Piotra Lecha (któryż to już raz przy Reymonta bronił On po prostu słabo?).

Największe zagrożenie i spustoszenie w defensywie gości nie czynili dzisiaj Maciej Żurawski z Tomaszem Frankowski, we "wspołpracy" z Markiem Zieńczukiem. Jedynym piłkarzem Wisły, któremu od początku do końca chciało się grać, był Jakub Błaszczykowski! To właśnie On pociągnął skrzydłem w 20. minucie, ograł obrońcę i dograł do środka, gdzie stał osamotniony Maciej Żurawski. Żuraw strzelił nieuchronnie na bramkę, jednak piłka trafiła w… stojącego przed nią Tomasza Frankowskiego. Jako że Maciek trafił Tomka w "czułe miejsce", ten sam wpadł do bramki i potrzebował pomocy masażysty. Nie minęły dwie minuty, a znów największym pechowcem na murawie był Franek. Tym razem dostał piłką w twarz. Sprawcą tego cierpnia Franka był Hernani.

Wisła przeważała, ale jedyny efekt z jej gry, to stałe fragmenty gry. W 23. min. Tomek Kłos uderzył z wolnego nad poprzeczką. Trzy minuty później mamy kolejny rzut wolny, tym razem jednak egzekwuje go Maciej Żurawski. Strzela silnie obok muru, Piotr Lech odbija piłkę przed siebie, najszybciej przy niej - niczym rasowy napastnik - znajduje się Marcin Baszczyński i nie daje golkiperowi Górnika żadnych szans (szkoda tylko, że ściaga koszulkę - patrz foto - za co ogląda czwartą w tym sezonie żółtą kartkę, nie zagra więc w Poznaniu z Lechem, podobnie jak i Mauro Cantoro, który także zobaczył dzisiaj 4. żółtą kartkę)!

Wisła prowadzi 1-0 i od tego momentu można świętować mistrzostwo Polski, widać bowiem wyraźnie, że Górnik nie jest w stanie nam dzisiaj zagrozić! Kibice zaś, pamiętając przedmeczowe zapowiedzi naszych piłkarzy, którzy mieli zamiar zrehabilitować się za klęskę w Warszawie, liczyli na kolejne gole i lepszą grę. Nic z tego. Gra jak zaczęła się kiepsko, tak kiepska była nadal.

W 31. min. znakomicie zachowuje się w defensywie Nikola Mijailović, który wielokrotnie popisywał się dzisiaj bardzo udanymi wślizgami. Zaliczył zresztą bardzo przyzwoity występ.

Końcówka I połowy to znów popis Błaszcza, który dwukrotnie urywa się obrońcom Górnika. Jest od nich zresztą dwa razy szybszy i tylko szkoda że jego akcji nie ma kto wykończyć. Cóż Kuba szybszy był dzisiaj na murawie od wszystkich! Może obecność na meczu Jeana Paulisty (siedział na loży VIP-ów), z którym rywalizować ma jesienią o miejsce w składzie, tak właśnie na niego podziałała? Jeszcze w doliczonym czasie gry mamy rzut rożny (wywalczony przez Kubę), po którym groźnie uderzył Arek Głowacki (41. min.), ale wynik nie uległ zmianie.

II połowa niewiele wnosi. Wisła jest częściej przy piłce, ale nadal pasywność piłkarzy przeraża. Wprawdzie w 57. min. z ostrego kąta groźnie strzela Baszczu (drugi obok Błaszczykowskiego walczak Wisły w tym meczu), a trzy minuty później wyczyn starszego kolegi powtarza nie kto inny jak Błaszczu, ale Lech nie daje się pokonać. Dokładnie tak samo było w min. 65. kiedy Hernaniego zwodem minął Żuraw i ładnie strzelił w krótki róg. Lech - choć z trudem - piłkę wybił na róg. Kopia sytuacji po kolejnych dwóch minutach, znów uderzył Żuraw, a Lech złapał. 73. min. tak jak słabo grał dzisiaj Marek Zieńczuk, tak i słabo strzelił, więc Lech spokojnie mógł piłkę złapać. Odnotowujemy ten strzał tylko i wyłącznie z powodu braku innych. 82. min. to błąd Lecha, ale strzał Błaszczykowskiego zablokował Felipe. Szkoda, że Kuba swojego dobrego występu nie zakończył golem.

Teraz następują wydarzenia, które opisałem po krótce na początku. Marcel Lička pokonuje Majdana, a stadion przemienia się w jeden wielki "kocioł". Ludzie wstają z miejsc i wyrażają swoje emocje w sposób aż nadto dobitny...

W 89. minucie Wisła zdobywa gola na wagę wygranej, ale najwięcej miał przy tym zasługi... Łukasz Juszkiewicz.

Mauro Cantoro podał w stronę Maćka Żurawskiego, ale zrobił to niedokładnie. Futbolówka odbiła się jednak od nogi Juszkiewicza i trafiła pod nogi Maćka, a ten nie dał Lechowi żadnych szans. Gdybyśmy "potrzebowali" ten mecz "wygrać" można by mieć złudzenia co do czystości gry zabrzanina… Remis był jednak "wystarczający", więc zagranie Juszkiewicza pokazało przede wszystkim obraz nędzy i rozpaczy tego spotkania.

Po zdobyciu gola sędzia nie przedłużał zbytnio spotkania i szybko zakończył ten nędzny mecz

Czy można dziwić się zachowaniu kibiców, którzy w ostentacyjny sposób wyrazili swoją dezaprobatę dla obecnego stanu rzeczy w Wiśle? Nasi pupile słabo grają całą rundę. Mistrzostwo wprawdzie zdobyliśmy, ale całe nasze szczęście w tym, że mieliśmy naprawdę solidną zaliczkę z jesieni. Słaba gra, klęska z Legią, brak reakcji i poprawy w kolejnym meczu - kibice mogli poczuć się sfrustrowani.

Dla trenera Lički nie ma jednak tematu. On cieszy się z tytułu, wszak to jego pierwsze trofeum w Polsce, w karierze trenerskiej. Cieszyć się może, ale też najwyższy czas na męskie rozmowy i takież decyzje!

Wisła i jej gra jest dla kibiców, a Ci wyraźnie dali dzisiaj wyraz tego, co sądzą o sytuacji w klubie. Jakie będą decyzje, co będzie dalej?

… cieszmy się jednak dzisiaj z tego mistrzostwa, bo nie wiemy kiedy będziemy się cieszyć z… kolejnego.

Dodał: Piotr

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja pomeczowa

Konferencja po meczu Wisła - Górnik stała się okazją do rozmów na temat przyszłości naszego klubu. - Musimy wyciągnąć wnioski z aktualnego stanu i zwiększyć ilość zawodników - mówił m.in. Werner Liczka. Zachowania publiczności w końcówce spotkania trener nie komentował, stwierdzając tylko: - Ja jestem od pracowania.

Werner Liczka:

- To trzeci z rzędu tytuł Wisły i bardzo ważny sukces. Wygraliśmy ten mecz tak jak wszyscy widzieli. Cieszę się, że dotrzymałem słowa. Ocena gry: w ramach oczekiwań, jest to aktualny stan drużyny. Na miarę swoich umiejętności zagrało 4-5 zawodników. Zdrowi byli: Mauro, Błaszczykowski... reszta nie. Do widowiska można mieć zastrzeżenia - do zawodników, nie.

Niespodziewana bramka Marcela Liczki:

- Nooo... po meczu jestem zadowolony ja i on. Ale na pięć minut do końca było mi ciężko.

Zachowanie kibiców:

- Najważniejsze jest aktualnie mistrzostwo, czas i najbliższa przyszłość. Reszty - nie komentuję.

- Zgadzam się, że drużyna nie gra na 100 procent ogólnych możliwości, ja to ocenię na około 50-60 procent. Jest to 100 procent aktualnych możliwości. Zawodnicy przyjmują zastrzyki, witaminy.. Płacą teraz za obciążenie narzucone od początku marca. Nie wiem jak będą grali w reprezentacji. Ciągle dotyczy to około 13 zawodników. Boję się o nich. Musimy wyciągnąć wnioski z aktualnego stanu i zwiększyć ilość zawodników. Klub musi być przygotowany na czynniki zewnętrzne.

Wiem, że zagranicą gra się tak samo często. Jest jednak kwestia warunków. Inne boiska w meczach wyjazdowych, różnica to 30-40% obciążenia. Na mecze wyjazdowe jedziemy autokarem, we Włoszech samolot specjalny leci godzinę. Szukamy możliwości przygotować się na wszystkie ewentualności.

W 44 minucie krzyknąłem do Mauro, że za dużo trzymał piłkę, on wołał "trenerze spokój". Za dużo gry na 2-3 kontakty, podawań do obrony, bramkarzy. Denerwuje to i mnie i kibiców. Konflikt z Mauro? Nie, nie ma nic takiego.

Niesmaczna reakcja kibiców:

- Mamy jeszcze 2 mecze i puchar Polski. Na analizę faktów przyjdzie jeszcze czas. Będzie widać co się zrobiło od stycznia od czerwca. Miał to być i jest to okres przejściowy, gdzie sprawdzaliśmy stan drużyny. Nie mogę komentować zachowania kibiców, szanuję ich, ale ja jestem od pracowania. Zdaję sobie sprawy, że nie ma co teraz mówić od Lidze Mistrzów i pucharach. Pracą możemy się tam dostać. Ten okres to egzamin, na polską ligę go zdaliśmy.

Nie chcę dziś wymieniać nazwisk zawodników, którym mogę zaufać w przyszłości. Będzie 4-5 nowych, plus Gołoś i Paulista. Obecnie dużo mówi się o Jakubie Błaszczykowskim. Jest to przykład dla zawodników w Wiśle i w Polsce, że oni są. Trzeba ich tylko znaleźć. Trzeba nam zawodników głodnych sukcesów.

Marek Wleciałowski:

- Przebieg meczu, w kontekście który wszyscy znamy ma drugorzędne znaczenie. Gratuluję Wiśle mistrzostwa Polski, życzę wszystkiego najlepszego i dobrej walki w europejskich pucharach.

Wisła dysponuje określonym potencjałem. Zakładałem możliwość ataku mojej drużyny. Niektórzy niedoświadczeni zawodnicy wyszli dziś na murawę, ale atmosfera i publiczość przytłoczyły ich. Wyszedł brak doświadczenia. Wiedzieliśmy, że grając zbyt otwartą piłkę ułatwimy Wiśle zadanie.

Miałem pretensje do zespołu, że nie wykorzystał szansy. Dla młodych zawodników taki mecz powinien procentować nabieraniem pewności... Zabrakło wiary w korzystny wynik. Czego brakuje Wiśle? Każda moja opinia byłaby ryzykowna, wy jesteście bliżej tego klubu niż ja. Po szerokiej analizie zaakceptowana tu została pewna wizja pracy. Moim zdaniem tak właśnie powinno być.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Błaszczykowski: Mistrzostwo dla mamy

Pomocnik „Białej Gwiazdy” należał do najlepszych zawodników drużyny Wernera Liczki i do pełni szczęścia zabrakło tylko gola lub asysty. - Mistrzostwo chciałem zadedykować mamie. - powiedział po meczu Jakub Błaszczykowski.

Gdy schodziłeś z boiska cały stadion skandował Twoje imię. Jak się wtedy czułeś?

- Na stadionie panuje wspaniała atmosfera. Jestem bardzo wdzięczny kibicom, trenerowi i kolegom, którzy bardzo mi pomogli. Zrobię wszystko, aby im się odwdzięczyć jak najlepszą grą.

Menadżerowie przyjeżdżają oglądać Żurawskiego czy Frankowskiego, ale po takim meczu trudno, aby nie wpisali gdzieś do notesu nazwiska Jakub Błaszczykowski.

- Skoro tak uważasz to należy się tylko z tego cieszyć. Wchodzę na boisko i staram się wszystko robić jak najlepiej. Takie jest moje zadanie.

Niewiele brakowało, abyś wpisał się na listę strzelców...

- Zabrakło trochę farta. Jednak w moim przekonaniu wszystko przyjdzie z czasem. Nie uważam, że ten, kto strzela bramkę, musi być najlepszy na boisku. Zwycięża cała drużyna a nie indywidualności. Na sukces pracujemy wszyscy, bo nie jest tak, że jeden biega a reszta stoi. Mnie bardziej niż goli cieszy podanie otwierające kolegom drogę do bramki.

Jeszcze jesienią występowałeś w czwartej lidze. Spodziewałeś się tak wielkiego przeskoku?

- W najśmielszych snach nie spodziewałem się, że w takim nastroju będę kończył wiosnę. Gdyby nie propozycja z Wisły najpewniej zostałbym w KS Częstochowa. Akurat nadarzyła się taka okazja, pojechałem z drużyną na obóz i grzechem byłoby odmówić mistrzowi Polski.

Zdaniem trenera Liczki byłeś jednym z dwóch w pełni zdrowych zawodników Wisły, do tego najlepiej prezentującym się na boisku...

- Nie oceniałbym tak tego. Mówiłem już, że na sukces pracuje cała drużyna. Wygraliśmy zasłużenie 2:1 i tylko w takich kategoriach mogę ocenić ten mecz. Z perspektywy całego spotkania zwycięstwo się nam należało. Gol dla Górnika padł w trochę dziwnych okolicznościach, nie wiem, czy nie było tam spalonego. Mogliśmy wygrać wyżej, ale szwankowała skuteczność. Przy wyższym prowadzeniu na pewno by nam się lepiej grało.

Pomimo tego, że zdobyliście mistrzostwo nie widać na waszych twarzach wielkiej radości...

- Na pewno cieszymy się, ale na świętowanie przyjdzie czas po meczu z Dyskobolią. W szatni wypiliśmy po lampce szampana, ale nie można przesadzać.

Twoją dobrą grę dostrzegł trener Żmuda, powołując Cię do kadry U-21.

- Wyjeżdżam na zgrupowanie, cieszę się, że trener Żmuda dostrzegł moją grę, bo uważam, że prezentuję się nie najgorzej w Wiśle. Bardzo chciałbym zagrać, jeśli trener na mnie postawi, to zrobię wszystko, aby go nie rozczarować.

Źródło: wislakrakow.com

Baszczyński: Smutne mistrzostwo? O czym panowie mówicie...

- Wygrywamy kolejny mecz u siebie i z tego należy się cieszyć - powiedział po meczu Marcin Baszczyński. - Gra układała się różnie, czasem rozgrywaliśmy piłkę zbyt nerwowo - dodał strzelec pierwszego gola dla „Białej Gwiazdy”.

Pomimo kiepskich ostatnich spotkań Baszczyński jest zadowolony z poziomu prezentowanego przez Wisłę. - Patrzę na naszą postawę z perspektywy całego sezonu - wyjaśnia. Słabszą postawę wiosną tłumaczy roszadami. - Było dużo zmian - zauważa. Najważniejszy, zdaniem reprezentanta Polski, jest końcowy sukces. - W końcu jesteśmy mistrzami Polski, jak możemy być niezadowoleni? - pyta retorycznie.

- Jakie smutne mistrzostwo? - odpowiada Baszczyński na pytanie, dlaczego wiślacy nie cieszą się ze zdobycia mistrzostwa Polski. - Mamy do końca jeszcze trochę meczy do rozegrania - zauważą. - Jeśli panowie myślą, że nie cieszymy się z tytuły to zapraszam na mecz z Dyskobolią - dodaje. - Poza tym nie dajmy się zwariować, zdobywamy tytuł na trzy kolejki przed końcem, a zewsząd słychać tylko i wyłącznie narzekania - nie może pojąć.

Wiele mówi się, że ta runda będzie ostatnią w Krakowie dla Marcina Baszczyńskiego. - Na razie jestem zawodnikiem Wisły i mam ważny kontrakt - mówi. - Nie doszły do mnie żadne sygnały, jakoby jakiś klub był zainteresowany pozyskaniem mnie - dodaje obrońca, który zimą był o krok od przejścia do Zenitu Sankt Petersburg. Dla „Baszcza” liczy się teraz tylko Wisła. - Chcemy w dobrym stylu dokończyć tą rundę, powalczyć o Puchar Polski i przygotować się do walki o Ligę Mistrzów.

„Baszczu” nie będzie mógł zagrać w następnej kolejce z powodu czwartej żółtej kartki, którą otrzymał za zdjęcie koszulki po zdobytej bramce. - Wypaliłem trochę za wcześnie, a gdy się zorientowałem było już za późno - tłumaczy.

Po meczu kibice dziękowali Baszczyńskiemu za zaangażowanie przez całą rundę. - Tak mnie podrzucali, że aż mnie spuścili na ziemię - mówi ze śmiechem.

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu z Górnikiem Zabrze

Wreszcie dotarliśmy do upragnionego celu, który zawsze, bez względu na okoliczności, szalenie cieszy, krzepi serca, napawa dumą. Mistrzostwo Polski w sezonie 2004/2005r. należy do Wisły! Dlatego, mimo znacznie słabszej jakościowo gry zespołu niż późną jesienią, oraz postawy w całej rundzie wiosennej, trzeba docenić wartość kolejnego trofeum i popłynąć z nurtem chwili. Wciąż drogiej i pięknej.

Zdobycie 10 mistrzostwa Polski to wielkie wydarzenie, które zapisze się złotymi zgłoskami w historii Wisły, ale dla wielu kibiców tegoroczny smak tytułu nie jest równie pełny jak w poprzednich latach. Wszyscy mamy bowiem w pamięci świeżą ranę pojedynku na Łazienkowskiej, pokazującą postępującą słabość dzisiejszego zespołu, a w sercach rosnącą troskę o przyszłość ukochanego klubu, która gwałtownie objawiła się w ostatnich minutach meczu z Górnikiem. Te momenty były głośnym sprzeciwem wobec wszystkiego, co zdaniem większości kibiców przeszkadza, szkodzi i zagraża Wiśle w dalszym kroczeniu szlakiem sukcesów, stanowiły, może niezbyt fortunne, eleganckie i dopasowane czasowo, ale z pewnością szczere i spontaniczne wezwanie do większego profesjonalizmu, uczciwości i skończenia z wszelką niekompetencją. Nikt nie chce cofania się Wisły na drabinie sportowej egzystencji, oddawania tych pięknych chwil, które dzięki pozytywnemu zaangażowaniu Bogusława Cupiała mogliśmy przeżywać przez ostatnie lata, nikt nie chce zmian na gorsze – co przecież zrozumiałe, bo gdyby regres był cnotą, zwycięstwa, marzenia i godna przyszłość musiałyby być grzechem. Tymczasem ostatnie miesiące i brak jakichkolwiek postępów w postawie „Białej Gwiazdy” pod trenerskim rządami Wernera Liczki i „prezesowskimi” Janusza Basałaja zdaje się potwierdzać, że ta prawda została w Wiśle gdzieś zagubiona i zastąpiona działaniami, które z dobrem krakowskiego klubu nie mają wiele wspólnego. Kibice widzą i czują to doskonale, stąd na ich radość kładzie się cień troski i niepokoju o przyszłość.

Negatywy (numeracja jak zwykle pełni jedynie rolę porządkową)

1. Mnóstwo niecelnych podań i strat . Ponieważ rozegranie było wolne i schematyczne, skupiające się na długiej piłce od linii obrony i dograniach do boku, zwykle albo owocowało niedokładnym przerzutem w próżnię, albo kończyło się szybkim przejęciem futbolówki przez Zabrzan.

2. Gra bez piłki i ruchliwość.. Tradycyjnie były bardzo pasywne, pozbawione automatyzmów w ofensywie i jakiegokolwiek planu poza biernym oczekiwaniem na długi wykop Kłosa. Grą bez piłki rządził chaos, a nie przemyślane szukanie wolnego pola, okazji i wsparcia dla kolegów. Zawodnik przy piłce wobec braku aktywności w innych sektorach boiska nie był częścią zdrowego i prężnego organizmu, jakim jest płynnie współpracujący zespół, a samotną wyspą w oceanie przypadkowości

3. Tempo meczu . Momentami można było odnieść wrażenie, że nie obserwujemy spotkania o mistrzostwo Polski, a piknik, toczony w spokojnej, mało agresywnej atmosferze na murawie. Wiślacy nie forsowali tempa, poza małymi zrywami Błaszczykowskiego i Zurawskiego. Naszym piłkarzom znów brakowało dynamiki, pomysłu i odpowiednio szybkich reakcji.

4. Mała ilość prostopadłych podań . Musi zostać podkreślona osobnym punktem, bo raz wtóry była rażąco widoczna i mocno obniżała skuteczność naszej ofensywy.

5. Gra Cantoro . Przyzwyczailiśmy się już, że nie potrafi rozgrywać w szybkim rytmie, ale od jakiegoś czasu znacząco pogorszył też jakość swojej postawy defensywnej. W meczu z Górnikiem znów potwierdził słabszą formę, popełniał wiele błędów, nie notował dużej ilości odbiorów.

6. Postawa drugiej linii . Nie zmienia się na plus – dalej brakuje kreatywności, tworzenia sytuacji, dokładnych dograń do napastników, czy odpowiedniej asekuracji w defensywie, gdzie stanowczo za często popełnia niebezpieczne wpadki, odpuszczając wbiegających z głębi pola rywali.

7. Atak pozycyjny . Tradycyjnie nie funkcjonował należycie.

8. Komunikacja i wymienność pozycji. Ich słabość była jedną z istotnych przyczyn braku należytej współpracy całego zespołu.

9 Forma Frankowskiego. Sam o niej mówi, że obecnie „sięgnęła dna” Z Górnikiem to potwierdził.

10. Gra kombinacyjna. Była zbyt wolna, chaotyczna i prostopadła, by mogła stwarzać realne zagrożenie

11. Niewiele mocnych i niebezpiecznych dośrodkowań . Całe niebezpieczeństwo dla Górnika po naszych akcjach oskrzydlających płynęło właściwie tylko z indywidualnych szarż Błaszykowskiego, które kończył płaskim podaniem spod linii końcowej. Brakowało dokładnych i mocnych centr górą, z rotacją.

12. Nieudane pojedynki 1 na 1 . Tych udanych raz wtóry brakowało, nie licząc zagrań Żurawskiego i Błaszykowskiego.

13. Pasywne krycie . Doskok następował za późno, wadliwe było także ustawienie Wiślaków, zbyt odległe od rywali.

14. Pressing . Nie funkcjonował, podobnie jak na Łazienkowskiej. Dlatego nie notowaliśmy wielu odbiorów już na wysokości 30-40 metra od bramki Piotra Lecha..

15. Brak ponawiania ataku na przeciwnika po stracie piłki – oczywiście wciąż niezmiennie trwa, nie ewoluując na lepsze ani odrobinę.

16. Brak automatyzmów i spóźnione reakcje , co w moim przekonaniu musi zostać podkreślone osobnym punktem.

17 Rozciąganie gry. - ono również nie funkcjonowało dobrze. Brakowało szybkich i celnych przerzutów ze strony na stronę, ominięcia zagęszczonych sektorów diagonalnym podaniem.

18. Słaba współpraca bocznych pomocników z obrońcami . Defensorzy rzadko wychodzili agresywnie do przodu po skrzydle, nie szukali obiegu i dośrodkowania na szybkości. A pod naszą bramką nie mieli aktywnej asekuracji ze strony skrajnych pomocników.

19. Nieskuteczność . Jak zwykle w rundzie wiosennej Wisła nie stworzyła wielu czystych sytuacji bramkowych, ale nawet w tych, które miała, zwykle brakowało wykończenia. Nawiasem mówiąc, nie można też nie zauważyć, że obie bramki sprezentowali nam Zabrzanie poważnymi błędami indywidualnymi.

20. Duża nonszalancja w grze większości piłkarzy.

Pozytywy

1. Wygranie meczu i przypieczętowanie mistrzostwa Polski.

2. Gol i asysta Żurawskiego – To głownie jego indywidualnemu wyszkoleniu zawdzięczaliśmy w środę, i nie tylko w środę, że mogliśmy rozstrzygnąć mecz na własną korzyść. Gdy odejdzie latem, będzie to ogromna i niezastąpiona strata dla jakości sportowej Wisły.

3. Bramka Baszczyńskiego. . Przy rzucie wolnym zachował się niczym Frankowski, sprytnie idąc na dobitkę. I niczym „Łowca bramek” wykorzystał prezent bramkarza.

4. Gra Blaszykowskiego . W środę był najaktywniejszym z Wiślaków, dynamicznie szarpał w ofensywie, za co zasługuje na brawa, choć były to jeszcze pojedyncze zrywy, a nie ciągnięcie zespołu i kreowanie gry na europejskim poziomie. Niemniej, pokazał, że potrafi zgubić krycie, wyjść na pozycję do podania, ma szybkość. Wciąż musi jednak mocno pracować nad ostatnim podaniem, techniką strzału, grą 1 na 1, przeglądem pola i reakcjami. Jest dopiero na początku dalekiej i trudnej drogi ku wysokiej klasie sportowej. Trzeba mnóstwo uwagi i samozaparcia, oraz szczęścia, by jak ogromna większość talentów nie zatrzymał się, ale ciągle i systematycznie parł do przodu.

5. Waleczność Sobolewskiego . Znów momentami się nią popisywał, co trzeba docenić, jednocześnie zauważając, że niewiele z niej wynikało dla jakości gry. To po prostu piłkarz defensywny, z którego nie ma większego pożytku w ofensywie, a zwłaszcza konstrukcji.

6. Spokój Kłosa i Majdana. Obaj jak zwykle nim imponowali.

7. Rosnąca forma Głowackiego, który po kompromitującym występie i własnych wpadkach na Łazienkowskiej zagrał już na nieco wyższym poziomie, nie rażąc błędami.

Wisła broniąc tytuł zyskała nową szansę na walkę o Ligę Mistrzów. To wielkie wyzwanie i nobilitacja, której nie wolno oddać walkowerem w imię źle rozumianej i przeprowadzonej w sposób gubiący sportową jakość „przebudowy zespołu” czy cięcia kosztów. Wisła będzie reprezentowała nie tylko siebie, nas, ale i całą Polskę w Europie, dlatego nie wolno dopuścić, aby skompromitowała się dotkliwymi porażkami jak ostatnio na Łazienkowskiej, gdzie zawiodła głównie myśl trenerska oraz zbyt szczupła kadra naprawdę wartościowych zawodników, czy żeby powtórzyła się historia Valerengi, gdzie z kolei dopuszczono wcześniej do poważnego osłabienia potencjału i możliwości zespołu. I wreszcie, by nie powtórzył się casus Dinama Tbilisi, gdzie zadbano o zgromadzenie odpowiedniego pułapu wyszkolenia piłkarzy, ale zaniedbano z kolei sprawę zaangażowania. Aby teraz zespół godnie zaprezentował się w Europie i przyniósł nam radość, a nie wstyd, potrzeba pilnych wzmocnień oraz zahamowania postępującego od zimy poważnego regresu wszystkich elementów gry. Inaczej, z taką postawą jakościową, jaką pokazali Wiślacy w ostatnich meczach, przyszłość może wyglądać bardzo gorzko, a dzisiejsza wielka radość najprawdopodobniej nie zostać prędko powielona. Oby tak się nie stało.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze o kibicach

Spotkanie Wisły z Górnikiem przejdzie do historii z kilku powodów. Przede wszystkim, drużyna „Białej Gwiazdy” zapewniła sobie tytuł mistrza Polski, ale uwagę zwraca także sposób zachowania się kibiców. - Nie pomogło to nam - mówią zgodnie piłkarze.

Wszystko zaczęło się w 85 minucie, kiedy to Marcel Liczka zdobył gola dla Górnika. Zwykle w takich okolicznościach wiślacy słyszą „Nic się nie stało, Wisełko nic się nie stało”. Tym razem jednak w dość niewybredny sposób fani „Białej Gwiazdy” zademonstrowali swoją dezaprobatę dla pracy Wernera Liczki oraz Janusza Basałaja.

- Nie podoba mi się takie zachowanie - powiedział po meczu Jakub Błaszczykowski. - Okrzyki z trybun były bardzo deprymujące, bo chociaż koncentrujemy się na grze, to takie dochodzi do nas to, co dzieje się na stadionie - dodał młody pomocnik.

Takiego zachowania również nie pochwala idol sympatyków „Białej Gwiazdy” – Marcin Baszczyński. - Kibice powinni się cieszyć z mistrzostwa - wyraził swoją opinię prawy obrońca. - Moim zdaniem ich reakcja była zła, przecież remis też dawał dam mistrzostwo - uzupełnił.

W podobnym tonie wypowiadał się Radosław Majdan. - Okrzyki kibiców trochę zepsuły mistrzowski nastrój - uważał. - Mimo wszystko uderzyło to także w drużynę i nie pomogło nam w walce o zwycięstwo - zaznaczył bramkarz Wisly, dla którego dobre kontakty z kibicami są bardzo ważne.

Bardziej wyrozumiały był Tomasz Frankowski. - Być może kibice chcieli także podziękować Henrykowi Kasperczakowi za wkład w tytuł mistrzowski? - zastanawiał się. Zdaniem „Franka” kibice mogą we wszelaki sposób reagować na wydarzenia na boisku. - Mają prawo do swoich ocen.... - dodał.

Najbardziej radykalny pogląd wyraził Tomasz Kłos. - Oni nazywają siebie kibicami, a nimi nie są. Prawdziwy kibic jest z drużyną na dobre i na złe - powiedział po zakończeniu meczu. Zaznaczył, że nie bardzo rozumie takie zachowanie. - Nie wiem skąd biorą się takie okrzyki - kontynuował. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy kibice lżą pracowników klubu - Spotkaliśmy się już wcześniej z tym, że niektórzy kibice wulgarnie się do nas odzywali - przypomniał sytuację z ostatnich meczów. - Wtedy, gdy drużynie nie idzie, piłkarze najbardziej liczą na wsparcie trybun - zakończył z lekką nutką rozczarowania w głosie.

Źródło: wislakrakow.com

Transparent poświęcony T.Kusiowi
Transparent poświęcony T.Kusiowi