2005.06.06 Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 1:0

Z Historia Wisły

2005.06.06, Puchar Polski, 1/2 finału, Kraków, Stadion Wisły, 20:30
Wisła Kraków 1:0 (1:0) Zagłębie Lubin
widzów: 3.000
sędzia: Jacek Granat z Warszawy
Bramki
Paweł Brożek 6’ 1:0
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Vlastimil Vidlička
Tomasz Kłos
Grafika:Zk.jpg Maciej Stolarczyk
Grafika:Zk.jpg Nikola Mijailović grafika: Zmiana.PNG (46’ Jacek Kowalczyk)
Grafika:Zk.jpg Kamil Kuzera grafika: Zmiana.PNG (72’ Aleksander Kwiek)
Mauro Cantoro
Bartosz Iwan grafika: Zmiana.PNG (55’ Radosław Sobolewski)
Grafika:Zk.jpg Marek Zieńczuk
Maciej Żurawski
Paweł Brożek

trener: Werner Lička
Zagłębie Lubin
Danijel Mađarić
Mateusz Żytko
Vidas Alunderis
Artur Januszewski
Petr Pokorný
Maciej Iwański grafika: Zmiana.PNG (46’ Grzegorz Bartczak)
Rafał Piętka Grafika:Zk.jpg
Sławomir Pach Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (46’ Wojciech Łobodziński)
Tomasz Salamoński Grafika:Zk.jpg
Łukasz Piszczek grafika: Zmiana.PNG (78’ David Kalousek)
Zbigniew Murdza Grafika:Zk.jpg

trener: Drażen Besek

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje meczowe

Wisła - Zagłębie 1:0

Piłkarze Wisły wygrywając dziś skromnie 1:0 z Zagłębiem Lubin uczynili kolejny krok w kierunku finału Pucharu Polski. Jedynego gola meczu zdobył Paweł Brożek.

Fatalny termin, ulewa na dwie godziny przed meczem i awizowany słaby skład Wisły sprawił, że na trybunach stadionu przy ul. Reymonta zasiadło zaledwie 3 tys. widzów. Trener Werner Liczka po konsultacji z kadrowiczami postanowił wystawić od pierwszej minuty Tomasza Kłosa, Marka Zieńczuka i Macieja Żurawskiego. Mecz ten miał być testem dla młodego Bartka Iwana, odpowiedzialnego za rozgrywanie ataków "Białej Gwiazdy". Znalazło się też miejsce w pierwszym składzie dla Kamila Kuzery i Vlastimila Vidliczki.

To właśnie rodak naszego trenera już w 6. minucie odważnie przejął piłkę na wysokości 20 metra, dublując pozycję prawoskrzydłowego, dynamicznie wpadł w pole karne i idealnie podał do znajdującego się przed bramką Brożka, który lekkim strzałem pokonał Daniela Madaricia (asysta: Vidliczka)! Goście dość szybko próbowali wyrównać. Strzałów próbowali Salomoński i Januszewski, raz groźnie szarżującego Piszczka powstrzymywał Tomasz Kłos.

To jednak Wisła była stroną przeważającą i groźniej atakowała. W 13 minucie Kłos długim podaniem uruchomił Żurawskiego, któremu brakło szczęścia przy opanowaniu piłki. Trzy minuty później faulowany równe 25 metrów od bramki był Mauro Cantoro. Do rzutu wolnego podszedł Tomasz Kłos, którego potężne uderzenie mogło zaskoczyć Madaricia gdyby nie rykoszet od muru. Piłka przeleciała tuż obok słupka bramki Zagłębia. Groźniej zrobiło się pod bramką Wisły w 21 minucie. Najpierw strzał Pacha z 13 metrów obronił Majdan a po chwili żaden z lubinian nie zamknął dośrodkowania z prawej strony. Widać było, że Wisła przyjęła postawę wyczekującą dobrej okazji do kontry.

Następną groźną sytuację Wisła stworzyła sobie w 32 minucie. Ładnie piłkę na lewym skrzydle rozegrali Zieńczuk z Żurawskim, ten drugi podawał spod linii końcowej na pole karne. Piłka po kiksie obrońcy dotarła do Brożka, który próbował oddać strzał z powietrza, ale bez powodzenia. Po chwili z lewej strony mocno strzelał Mauro Cantoro, Madarić obronił to uderzenie. Zagłębie odgryzło się lustrzanym odbiciem tej akcji, tym razem strzelał Murdza. Niepowodzeniem zakończył się też strzał Marka Zieńczuka z rzutu wolnego w 38 minucie.

Po przerwie trener dał szansę Jackowi Kowalczykowi, który zmienił Nikolę Mijailovicia, wchodząc do środka obrony. Po dziesięciu minutach trzeba było dokonać drugiej zmiany, ponieważ nieźle grający do tej pory Bartosz Iwan doznał kontuzji i musiał zostać zmieniony przez Sobolewskiego.

Szkoda tylko, że o wydarzeniach boiskowych nie można było napisać nic dobrego. Wiejącą z murawy nudę przerwał dopiero w 68 minucie niecelny strzał z dystansu w wykonaniu Mateusza Żytki. Szansę na bramkę dla Wisły miał w 74 minucie Maciej Stolarczyk po centrze z rzutu wolnego w wykonaniu Macieja Żurawskiego, ale piłka przeleciała obok bramki po muśnięciu jej przez obrońcę "Białej Gwiazdy". Wtedy na boisku przebywał już Aleksander Kwiek, który otrzymał 20-minutową szansę gry. To właśnie młody pomocnik oddał ładny strzał w 79 minucie, efektownie wybroniony przez Daniela Madaricia.

Prowadzenie Wisły mógł podwyższyć Maciej Żurawski. Napastnik Wisły, który zdobył jedną bramkę w sobotnim meczu Polski z Azerbejdżanem rozegrał pełne 90 minut przeciwko Zagłębiu. W 86 minucie "Żuraw" otrzymał piłkę w lewym narożniku pola karnego, "zakręcił" obrońcą i potężnie strzelił... niestety w boczną siatkę.

Wisła zasłużenie więc po raz trzeci już w tym sezonie pokonała Zagłębie Lubin. Podopieczni Wernera Liczki awans będa musieli jednak sobie zapewnić dopiero w rewanżowym spotkaniu, które zostanie rozegrane 15 czerwca po zakończeniu rozgrywek ligowych.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 1:0

Po bardzo przeciętnym meczu, Wisła pokonała dziś Zagłębie Lubin 1:0. Wynik ustalił już w 6. minucie spotkania Paweł Brożek, i choć rezultat - jak każda wygrana "Białej Gwiazdy" - cieszy, to w kontekście rewanżu sprawa awansu do tegorocznego finału Pucharu Polski pozostaje otwarta.

1/2 finału Pucharu Polski, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 6. czerwca 2005 r., godz. 20:30

Widzów: 3000, sędziował: Jacek Granat (Warszawa)

Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 1:0

Bramka:

1:0 Brożek (6.)


Składy:

Majdan

Vidlička

Kłos

Stolarczyk

Mijailović (46. Kowalczyk)

Kuzera (72. Kwiek)

Cantoro

Iwan (55. Sobolewski)

Zieńczuk

Żurawski

Brożek


Mađarić

Żytko

Alunderis

Januszewski

Pokorný

Iwański (46. Bartczak)

Piętka

Pach (46. Łobodziński)

Salamoński

Piszczek (78. Kalousek)

Murdza


Piłkarz meczu:

nikt

• Nędzne widowisko obejrzała garstka widzów, która w poniedziałkowy wieczór zjawiła się na stadionie przy ulicy Reymonta.

Wisła szybko objęła prowadzenie. Już w 6. minucie Vlastimil Vidlička zapędził się pod bramkę gości, przejął piłkę po błędzie obrońcy i dośrodkował tak, że Paweł Brożek tylko dostawił nogę. Była to praktycznie pierwsza akcja meczu i wydawało się, że kolejne gole są tylko kwestią czasu. Cóż, choć obydwie drużyny (Wisła częściej) dążyły do zmiany rezultatu, to nie na tyle skutecznie, aby go rzeczywiście zmienić. Tym bardziej, że Werner Lička cały mecz pokrzykiwał na swojego rodaka, Vlastimila, aby ten aż tak bardzo nie zapędzał się do przodu. Więcej więc Vidlička nie podawał w pole karne, choć bardzo "ciągnęło" go dzisiaj pod bramkę lubinian.

Zagłębie, które miało (podobno?) zaryzykować i zagrać odważniej, z osłabioną Wisłą, samo też nie zagrało w najsilniejszym składzie (Łobodziński i Kalousek weszli dopiero po przerwie), gdyż dla nich ważniejsze od Pucharu Polski jest - na razie - utrzymanie w lidze. Szybko mogli jednak goście wyrównać stan rywalizacji, ale w 8. minucie Piszczka fantastycznie powstrzymał Tomek Kłos. W 12. min. na 2:0 podwyższyć mógł Maciej Żurawski (niespodziewanie zagrał cały mecz), ale uprzedzony został w ostatniej chwili i skończyło się jedynie na rzucie rożnym. Po kolejnych czterech minutach minimalnie niecelnie, z rzutu wolnego, uderzył Tomasz Kłos. Zagłębie wyszło z kontrą w minucie 22., kiedy to po błędzie Vidlički szansę miał Pach, tyle tylko, że jego uderzenie Radek Majdan świetnie obronił nogami.

W 32. i 33. min. niedokładność wiślaków w polu karnym. Najpierw Brożek nie trafił w bramkę, a po chwili Mauro Cantoro uderzył zbyt lekko, a do tego wprost w bramkarza. Odpowiedź gości niemal natychmiastowa, ale znów Majdan spisał się bez zastrzeżeń, broniąc groźny strzał Murdzy.

W 37. min. sprytnie z autu zagrywa Nikola, obrońcom ucieka Zieniu, ale Pawła Brożka zablokowali obrońcy. Szkoda tej akcji. Minutę później Marek Zieńczuk sam mógł podwyższyć wynik, ale z rzutu wolnego uderzył zbyt wysoko. W 41. min. duże zamieszanie pod bramką gości, ale piłka odbijała się od nóg piłkarzy, zamiast wpaść do bramki. Jeszcze w 43. min. wynik mógł zmienić Zieniu, ale nie trafił w bramkę i tak skończyła się I połowa meczu.

Prowadziliśmy 1:0, więc powodów do narzekań nie było, ale też... wolelibyśmy, aby II część gry była w wykonaniu wiślaków lepsza. Niestety nie była.

Może gdyby na murawie znalazła się cała plejada wiślackich gwiazd, która zamiast biegać po niej oglądała mecz z trybun, byłoby lepiej?

Tomasz Frankowski w spokoju siedział z Tomaszem Dawidowskim, później dosiadł się do nich jeszcze Bogdan Zając. Marcin Baszczyński stał z boku w towarzystwie Marcina Kuźby, zaś - również siedząc - mecz obserwowali wspólnie Mirek Szymkowiak z Jackiem Paszulewiczem, a zobaczyć można było jeszcze Michała Wróbla i pauzującego, po karze WD PZPN-u, Kubę Błaszczykowskiego. Śmiało udałoby się sklecić z nich niezłą jedenastkę... dodając jeszcze dwóch graczy.

Cóż, z kronikarskiego obowiązku napisać mi wypada, że II połowa tego meczu... się odbyła.

W niej kibice emocjonowali się bardziej zabawą na trybunach, niż samą grą. Brylowali w tym głównie kibice z sektora... D, którzy najpierw pytali „cały stadion” o wynik (Jaki jest wynik, bo my tu nic nie widzimy!), a później włączyli do zabawy... naszych piłkarzy (Pomachaj nam, pomachaj nam, Radek Majdan, pomachaj nam...). Doszło nawet do tego, że pytali Radka Majdana, który "najlepiej" nadawał się do zabawy... Kto dziś wygra... a nasz bramkarz spokojnie miał czas im... odpowiedzieć...

Zapiszmy jednak w końcu to, co w II części meczu się wydarzyło. Najpierw więc, w min. 52., Paweł Brożek źle opanował piłkę, a mógł strzelić kolejną bramkę, gdyby sztuka przyjęcia futbolówki mu się udała.

W minucie 68. groźnie zaatakowało Zagłębie, ale wynik nie uległ zmianie, gdyż gościom zabrakło przysłowiowej zimnej krwii.

74. min. to zamieszanie w polu karnym lubinian, po dośrodkowaniu Żurawia, ale ostatecznie goście wyjaśnili sytuację dalekim wybiciem.

76. min. to kolejne złe przyjęcie piłki przez Brożka, przez co i ta akcja się nie powiodła.

Kibice – tak naprawdę – ożywić się mogli dopiero w minucie 79., kiedy z dystansu ładnie uderzył Olek Kwiek, tyle że Mađarić wybił – nie bez trudu – piłkę na róg. Jeszcze w 86. minucie ze zwodem uciekł obrońcy Maciej Żurawski, ale po jego uderzeniu, i rykoszecie, piłka trafiła tylko w boczną siatkę... ... i to byłoby na tyle.

Zwycięzców się nie sądzi, więc (tym razem) nikogo sądzić nie będę, ale przyznać trzeba szczerze, że mecze Pucharu Polski, tej wiosny, nie należą do najprzyjemniejszych – w obserwacji – w wykonaniu wiślaków.

Z drugiej zaś strony... czy któreś mecze (poza może dwoma, trzema) należały wiosną do naprawdę przyjemnych?

Warto odnotować jeszcze, że w spotkaniu tym, w barwach Wisły Kraków, zadebiutował (całkiem przyzwoicie) Bartosz Iwan... oraz to, że sprawa awansu, do finału PP, pozostaje otwarta. Rewanż już 15 czerwca w Lubinie.

Dla gości porażka 0:1, po 1:7 i 0:6, to chyba jeden z większych... sukcesów tej wiosny?! Czy pokuszą się o większy, za dziewięć dni?

Dodał: Marjot (2005-06-06 20:21:06)

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja pomeczowa

Żaden ze szkoleniowców nie wyraził zachwytów po poniedziałkowym meczu Pucharu Polski. Trener Werner Liczka narzekał przede wszystkim na fatalną dyspozycję zdrowotną swojego zespołu przed zbliżającym się spotkaniem ligowym z Lechem Poznań.

Drażen Besek (trener Zagłębia):

- Przede wszystkim chcę pogratulować gospodarzom mistrzostwa Polski. Jeśli chodzi o mecz, to chcieliśmy zrobić lepszy wynik niż w ostatnim meczu ligowym. To się udało. Liczyliśmy na zmęczenie gospodarzy po meczu kadry. Szkoda, że nie udało nam się strzelić bramki, sami straciliśmy ją po fatalnym błędzie obrońcy. Wisła grała na tyle, ile było potrzeba. Rewanż będzie bardzo ciekawy.

Werner Liczka:

- Nie był to ciekawy mecz. W pierwszej połowie jeszcze coś było, po przerwie działo się niewiele. Trzeba być zadowolonym ze spraw malutkich. Wygraliśmy 1:0, nie straciliśmy bramki. Czy jest to dobry wynik - pokaże rewanż. Czas na regenerację i przygotowanie na mecz z Lechem. Nie wiem jeszcze jak zagramy, mamy kartki, są kontuzjowani zawodnicy, więc nie wiem jak będzie w czwartek. Dla niektórych zawodników był to czwarty mecz w dziewięć dni...

Jeśli chodzi o debiut Bartka Iwana - był to jego pierwszy mecz. Został poddany dużemu ciężarowi, ma duże umiejętności ofensywne. Troszke był przestraszony, w pojedynkach indywidualnych czasem niepewny, ale ogólnie, jak na pierwszy mecz - zagrał nieźle. Czy zagra w czwartek? Jeszcze nie wiem, jest blisko pierwszego składu. Zdrowych mamy 2-3 zawodników. Biorę pod uwagę do środka Bartka Iwana, Olka Kwieka, Martinsa i Sobolewskiego.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Paweł Brożek: Tylko dołożyłem nogę

Paweł Brożek, gdy już strzela bramki, to zazwyczaj mówi o nich, że trafił "na pustaka". Nie inaczej było dziś, gdy on, jak znów sam mówi, tylko dołożył nogę. Oto co po półfinałowym meczu z Zagłębiem Lubin powiedział utalentowany napastnik Wisły.

- Na prawym skrzydle piłkę dobrze rozegrali Kamil z Vlastimilem, ten drugi posłał precyzyjne dośrodkowanie i wystarczyło dołożyć nogę.

W drugiej połowie tempo gry wyraźnie siadło. Dlaczego?

- Powiem o sobie, bo nie wiem jak reszta. Ja na pewno odczuwałem ten mecz z Azerbejdżanem i przede wszystkim podróż z Baku, która trwała parę godzin. Od 70 minuty siadłem fizycznie, zaczęły mnie lekko łapać skurcze. Myślę, że to było głównym powodem spadku tempa gry w drugiej połowie.

Wynik 1:0 pozostawia sprawę awansu otwartą.

- Przede wszystkim cieszy, że nie straciliśmy bramki i dzięki temu jesteśmy w komfortowej sytuacji. W rewanżu Zagłębie będzie musiało zaatakować, co będzie nam sprzyjać, bo będziemy mogli ograć ich z "konterki".

Rozgrywki znów przyspieszają tempa. Kolejny mecz już w czwartek.

- No tak, znów gramy co trzy dni. Zobaczymy jak trener ustawi drużynę, bo jest parę kontuzji, paru chłopaków dzisiaj odpoczywało. Zobaczymy co będzie w czwartek.

Źródło: wislakrakow.com

A jednak mecz inny niż wszystkie

Przed wczorajszym meczem z Zagłębiem krążyły opinie, że nie będzie to ciekawe spotkanie. Ani piłkarsko, ani kibicowsko nie zapadnie nam w pamięć. W części rezerwowy skład pokazał, że potrafi walczyć, a kibice... Kibice zaskoczyli wszystkich pogodą ducha w ten deszczowy dzień :-)

Dwie godziny przed rozpoczęciem półfinałowego spotkania z Zagłębiem Lubin o Puchar Polski, nad stadionem przy ul. Reymonta przeszła gwałtowna ulewa. Strugi deszczu pewnie ostatecznie odstraszyły tych, którzy jeszcze się wahali, czy przybyć na mecz. Nikt nie spodziewał się dużej frekwencji ani ciekawego, zwłaszcza kibicowsko spotkania. z trybun mogłoby powiewać nudą, oprawy nie planowano.

Zaskoczeniem już na początku meczu była nieco większa ilość oglądających na sektorze A niż na B. Pustkami pewnie świeciłby także zadaszony sektor D, gdyby... część młynu się tam nie przeniosła. 30-osobowa grupa członków Ultra Wisły wzięła ze sobą transparenty, flagę na kiju, małą sektorówkę, balony, konfetti, bęben, talerze(!) i przede wszystkim... dobry humor.

Wesołe pomysły osób, które na trybunach wiele już widziały zaskutkowały radosnym dopingiem podchwyconym przez resztę sektora D oraz sektor C. Między trybunami niosło się wiele na przemian krzyczanych okrzyków i śpiewanych piosenek. Zaś przed grupą ultrasów na D wisiał transparent "Zbieramy punkty do rankingu NL :-)". I kilka punktów powinni nastukać ;-)

Na początku drugiej części meczu grupa z D zaprezentowała mini baloniadkę, a parę minut później balony nadmuchali kibice z dziesiątki, którzy po prezentacji żartobliwie krzyknęli "Co Wy na to?", sektor D nie został dłużny "My mamy flagi, my mamy flagi" wtórowało podnoszonym transparentom. Chwilę później po sektorze przejechał "pociąg". Zaś przebywający na budowanej trybunie robotnicy mogli uszłyszeć "Do roboty! Do roboty!"

Wzajemnych okrzyków, które co rusz wprawiały kibiców w dobry na strój i prowokowały salwy śmiechu nie sposób spamiętać. Hitem jednak okazała się przyśpiewka zaintonowana przez fanatyków z D w kierunku bramkarza Wisły: "Pomachaj nam, pomachaj nam, Radek, Radek, pomachaj nam!". Radosław Majdan nie pozwolił prosić się długo. Szybko zareagowało zazdrosne C, bramkarz machał także w kierunku sektora B, który również go o to prosił. Apogeum wesołości miało jednak dopiero nadejść. "Teraz Majdan odpowiada!" - zawyło C, a bramkarz przyłożył rękawicę do ucha. "Kto dziś wygra?!" - gromko krzyknęli kibice. "Wisła" - w osamotnieniu, lecz słyszalnie odpowiedział Radek.

(nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Analiza pierwszego meczu półfinału Pucharu Polski

Prawie dwa tygodnie przerwy na mecze reprezentacji minęły w atmosferze zadowolenia ze zdobycia kolejnego tytułu mistrzowskiego i palącego oczekiwania na jakiekolwiek symptomy poprawy w boiskowej postawie Wisły po okresie ligowego i pucharowego odpoczynku. Niestety, wciąż nie ma nawet odrobiny jakościowych postępów gry zespołu.

Regres to widać bardzo popularne i lubiane od jakiegoś czasu słowo we władzach Wisły, bo nadal króluje nie tylko w jakości gry i nikt nie podejmuje prób walki z niekorzystnymi tendencjami. Jak w grze naszych piłkarzy brakowało schematów w ofensywie, tak brakuje, jak atak pozycyjny cofał się do tradycyjnego ligowego poziomu, tak się cofa, jak tempo operowania piłką było wolne, tak jest nadal, jak piłkarze nie robili indywidualnych postępów, tak nie robią. Tą wyliczankę można jeszcze ciągnąć, ale pojawia się pytanie po co, skoro jej obecność dostrzegana przez więcej niż tysiące kibiców wyraźnie nikogo w klubie nie obchodzi, a jedyną reakcją jest dalsze wyczekiwanie na cud.

Największe negatywy (numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

1. Tempo gry. Jak zwykle wiosną było niskie, wręcz ślamazarne. Szybkość operowania piłką, dynamika akcji, gubienia krycia była daleko niewystarczająca nawet na chaotycznie broniące się i toporne technicznie Zagłębie. Dobrze, że Lubinianie to nie Legia...

2. Postawa drugiej linii . Znów jak zwykle pomoc była najsłabszą formacją Wisły. Nie rozgrywała dobrze piłki, nie rzucała prostopadłych podań, popełniała błędy w defensywie, pasywnie reagowała na ruchy rywali. Raz wtóry nie spełniała swojej fundamentalnej roli. Toteż mieliśmy rozpaczliwe i uparte próby gry z jej pominięciem, poprzez długie podanie od Kłosa.

3. Gra bez piłki i ruchliwość . Praktycznie nie istniała, dlatego Zagłębie mogło skutecznie rozbijać nasze ataki, a jego kontry parę razy zagroziły bramce Majdana. Tu posłużę się prostym przykładem, obrazującym jaka jest jej moc i pokazującym, co Wisła traci nie korzystając z niej - Cantoro bodajże tylko raz ruszył bez piłki do przodu i natychmiast w szeregach Lubinian zagościła panika, nie wiedzieli jak się przemieścić, ustawić, odciąć nam możliwość szybkiego rozegrania. Gdyby pomocnicy i obrońcy częściej wchodzili na szybkości, pokazywali się do podań, przemieszczali w zgodnym rytmie, wynik z maja byłby tylko kwestią czasu.

4. Krycie strefowe i indywidualne. Cechowała je zbyt duża pasywność, która obniżała skuteczność odbioru i szybkość reakcji na zagrania i ruchy formacji przeciwników.

5. Brak pressingu. Tylko w niewielkim stopniu usprawiedliwiało go zmęczenie kadrowiczów po meczu z Azerbejdżanem.

6. Liczne straty i indywidualne błędy . Patrząc na ich ilość i ogromną niedokładność w grze Wisły, często można było odnieść wrażenie, że nie gra mistrz Polski i zarazem najwspanialsza drużyna ekstraklasy z outsiderem, a dwie ekipy z ogona tabeli - i to jeszcze nie pierwszej ligi.

7. Fatalny atak pozycyjny ..

8. Brak gry kombinacyjnej.

9. Gra Vidliczki . Popełniał bardzo poważne błędy w kryciu i ustawianiu się, odkrywał prawą stronę, miał ogromne kłopoty z powstrzymywaniem ataków Pacha i Iwańskiego. Nie wygrywał pojedynków 1 na 1, źle reagował, notował poważne wpadki techniczne. Dobrze, że chociaż wyszło mu jedno zagranie w ofensywie, kiedy wstrzelił piłkę w pole karne do Brożka, a tragicznie kryjący obrońcy Zagłębia nie zdołali przeciąć tego podania. Vidliczka pokazał raz wtóry, że prezentuje się słabo, bo jest po prostu słabym piłkarzem o marnym wyszkoleniu, a nie dlatego, że ma problemy z aklimatyzacją, jak próbują wmawiać działacze Wisły bojąc się przyznać do transferowego błędu. Vidliczka to garnitur sportowy zdecydowanie nie na miarę silnej Wisły.

10.. Nieudany występ Mijailovica . Choć było widać, że Nikola ogromnie górował wyszkoleniem i możliwościami nad rywalami, nie umiał tego należycie spożytkować, niepotrzebnie zwalniał akcje wikłając się w dryblingi, był mało aktywny w ofensywie i zbyt swobodny w destrukcji. Szkoda, bo ma ogromny potencjał, który się dusi i marnuje, bo nie potrafi z niego odpowiednio czerpać. A Liczka nie potrafi mu tu pomóc.

11. Brak strzałów z dystansu .

12. Brak podań na 1-2 kontakty .

13. Nonszalancja, minimalizm i lekceważenie rywali . Wiślacy prezentowali je przez cały mecz. Wyraźnie przekonani o swej bezdyskusyjnej wyższości i opierając się na defensywnej taktyce trenerów, nie dążyli za wszelką cenę do wysokiego zwycięstwa, koncentrując się bardziej na zakończeniu meczu „na zero z tyłu”.

14. Gra Kuzery . Poza szybkością i ambicją nie pokazał nic istotnego i nie przyniósł żadnej wymiernej korzyści drużynie. Warto pamiętać, że na samej ambicji i szybkości żaden zespół daleko nie zajedzie. Dlatego wypada się modlić, aby Baszczyński został w klubie, bo jeśli wyjedzie, Wisła zostanie bez wartościowego prawego obrońcy – ani Kuzera, ani tym bardziej Vidliczka takimi piłkarzami z pewnością nie są

15. Gra Cantoro . Mauro rozczarował, nie był liderem drugiej linii i nie prezentował się na poziomie, do którego predysponuje go posiadane wyszkolenie.

16. Postawa Zieńczuka. On akurat z Azerbejdżanem zaliczył ledwie parę minut gry, dlatego nie mógł tłumaczyć się dużym zmęczeniem. A był nie tylko mało aktywny, ale i bezproduktywny. Źle się ustawia, boczny pomocnik musi zajmować pozycję szerzej, zamiast ciągle schodzić głęboko do środka.

17. Brak groźnych akcji oskrzydlających . Poza momentem przy golu Brożka, nasze próby ataków bokami wyglądały po prostu dramatycznie słabo.

18. Przeciętna gra Zurawskiego . Ma jednak usprawiedliwienie w postaci sobotniego meczu reprezentacji.

19. Komunikacja i asekuracja . Tradycyjnie było wiele błędów w przekazywaniu i ubezpieczaniu kolegów. Błędów w asekuracji nie popełniał jedynie „profesor” Kłos.

20. Utrzymywanie się przy piłce . Momentami, gdy Zagłębie naciskało, Wiślacy nie potrafili wyprowadzić i rozegrać futbolówki w sposób zorganizowany, tylko wykopywali ją byle dalej - i ta niczym w bilardzie odbita od ściany stołu, którą tu stanowili goście z Lubina, zaraz ponownie wracała.

21. Zmiany Liczki i absurdalne pomijanie Kwieka . Trudno zrozumieć, dlaczego trener tak długo trzymał na ławce naszego zdolnego pomocnika, po czym wpuścił go jak zwykle na pozycję, gdzie nie może zaprezentować wszystkich swoich atutów. Nie ulega przecież wątpliwości, że Kwiek potrafi znacznie więcej od Iwana. Cóż, Czech po prostu zdecydowanie go nie lubi, zapewne dlatego, że „Kwieku” jest piłkarzem prezentującym się w ofensywie znacznie lepiej niż w defensywie, a to sytuacja, w której nasz trener najwyraźniej czuje się nie komfortowo i nie umie się odnaleźć. Podobne wątpliwości można było mieć przy osobie Kowalczyka, który niewątpliwie - co potwierdził później na murawie - zasługiwał na występ już od pierwszej minuty, nawet kosztem Stolarczyka.

22. Mała ilość okazji bramkowych dla Wisły

23. Nieskuteczne stałe fragmenty gry

Pozytywy

1. Zwycięstwo bez straty bramki , choć trudno mówić o jakiejś wielkiej zaliczce

2. Występ na własną prośbę Żurawskiego i Kłosa . Trzeba docenić fakt, że mimo zmęczenia chcieli pomoc zespołowi, pokazując coś więcej niż tylko profesjonalizm. Brawo panowie.

3. Gol Brożka . Wreszcie, po niemal już całej rundzie wiosennej, w której nie zaliczył ani jednego groźnego i celnego strzału na bramkę rywala w lidze, oraz tylko jedno otwierające drogę do bramki podanie do kolegi (także mówię o lidze - w pierwszym meczu rundy z GKS do Baszczyńskiego), zdołał zaistnieć pozytywnie na murawie w barwach Wisły. Nie można nie wypomnieć mu jednak 2-3 nieudanych przyjęć piłek w polu karnym, po akcjach, z których mogły i powinny paść kolejne gole. Wciąż potwierdza, że nie jest napastnikiem na miarę europejskich potrzeb „Białej Gwiazdy”.

4. Interwencje Majdana . Jak zwykle Radek był bardzo pewnym punktem zespołu. Jego interwencje po wejściach rywali prawą stronę na skutek błędów Vidliczki potwierdzały wysoką sportową klasę.

5. Gra Kłosa . Tomek jest nie tylko filarem i najważniejszą postacią defensywy, ale powoli też odgrywa coraz istotniejszą rolę w ofensywie. W poniedziałek był de facto jedynym rozgrywającym zespołu, rodzynkiem, który potrafił sensownie podawać i chociaż próbować rzucać piłki napastnikom. Miał parę bardzo udanych zagrań za linię obrony, przywodzących na myśl pamiętnego holenderskiego obrońcę Barcelony, Ronalda Koemana, znanego z rzucania doskonałych, nawet 70-80 metrowych podań wprost na nos napastnika na.

6. Dobra gra Kowalczyka. Wykorzystał szansę na zaprezentowanie się widowni i trenerom. Pokazał, że przymierzany na jego miejsce Hernani może mu najwyżej buty czyścić, bo bezapelacyjnie góruje nad Brazylijczykiem niemal w każdym elemencie gry, od zwrotności, ustawiania się (szczególnie przy przecinaniu dośrodkowań), przyspieszenia, umiejętności wejścia wślizgiem, asekuracji, jakości reakcji, aż po opanowanie. I to nawet w obliczu długiej przerwy w występach na pierwszoligowym poziomie. Aż strach pomyśleć, jakim wartościowym obrońcą mógłby zostać Kowalczyk, gdyby występował regularnie... Obawiam się, że dla ulubieńca Liczki Hernaniego roztrwonimy ten cenny kapitał.

7. Pewność Stolarczyka . Nasz doświadczony obrońca zanotował udany występ, choć trzeba pamiętać, że Lubinianie nie wystawiali go na szczególnie ciężkie próby.

Trudno nie zauważyć, że postawa Wisły w meczu z Zagłębiem kolejny raz była daleka od solidnej jakości. Z przykrością trzeba stwierdzić, iż styl i wartość gry dzisiejszej drużyny, nie budzą już żadnych powodów do uznania i braw, ani strachu u przeciwników, nie dają równie wielkiej satysfakcji, co w drugiej połowie rundy jesiennej. Wisła się męczy, zatraciła wiele pozytywnych walorów. Brakuje błysku, polotu, dynamiki, różnorodności w atakach, króluje za to przerażająca schematyczność, zanik rozwiązań i częsta bezradność. Zamiast efektywnego i efektownego ataku pozycyjnego, akcji kombinacyjnych, oskrzydlających, skutecznego krycia i pressingu jest tylko typowo ligowa kopanina, pełna chaosu, błędów i przypadkowości, w której jedynie indywidualne zrywy naszych gwiazd ratują punkty zespołowi. Regres jest po prostu dramatyczny, tego nawet najwięksi optymiści nie mogą zignorować. I jak na razie nie widać żadnego, nawet najmniejszego światełka w tym tunelu regresu. A kwalifikacje Ligi Mistrzów zbliżają się bardzo szybko. Z taką grą nie możemy spodziewać się niczego innego niż kompromitacji... Czasu na pozytywne zmiany jest coraz mniej. Oby więc wreszcie nastąpiły.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com