2005.06.09 Lech Poznań - Wisła Kraków 3:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 09:42, 5 wrz 2011; Tomy (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
2005.06.09, Idea Ekstraklasa, 25. kolejka, Poznań, Stadion Lecha, 19:00
Lech Poznań 3:1 (2:1) Wisła Kraków
widzów: 11.000
sędzia: Jarosław Żyro z Bydgoszczy
Bramki

Rafał Lasocki 9’
Zbigniew Zakrzewski 23’
Piotr Reiss 90’
0:1
1:1
2:1
3:1
3' Marek Zieńczuk



Lech Poznań
Waldemar Piątek
Grafika:Zk.jpg Ariel Jakubowski
Grafika:Zk.jpg Marcin Kuś
Grafika:Zk.jpg Zbigniew Wójcik grafika: Zmiana.PNG (76’ Mariusz Mowlik)
Rafał Lasocki
Grafika:Zk.jpg Piotr Świerczewski
Maciej Scherfchen
Paweł Bugała grafika: Zmiana.PNG (72’ Krzysztof Gajtkowski)
Paweł Sasin
Zbigniew Zakrzewski grafika: Zmiana.PNG (63’ Marcin Wachowicz)
Piotr Reiss

trener: Czesław Michniewicz
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Vlastimil Vidlička
Jacek Kowalczyk Grafika:Zk.jpg
Maciej Stolarczyk
Kamil Kuzera Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (61’ Radosław Jacek)
Jakub Błaszczykowski
Radosław Sobolewski Grafika:Zk.jpg
Aleksander Kwiek grafika: Zmiana.PNG (83’ Martins Ekwueme)
Marek Zieńczuk Grafika:Zk.jpg
Paweł Brożek
Tomasz Frankowski grafika: Zmiana.PNG (87’ Kelechi Iheanacho)

trener: Werner Lička

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Wstęp do meczu z Lechem

23,9 - tyle wynosi średnia wieku piłkarzy, których do Poznania zabrał Werner Liczka. Paradoksalnie zła sytuacja kadrowa może wyjść krakowianom na dobre.

Do Poznania nie pojechali nie tylko Tomasz Dawidowski, Marcin Kuźba i Arkadiusz Głowacki. W autokarze zabrakło także trzech innych ważnych zawodników. Maciej Żurawski w poniedziałek zagrał na własne życzenie, więc teraz dostanie możliwość odpoczynku. Podobna sytuacja jest z Tomaszem Kłosem u którego pojawiły się objawy przeciążenia kolana. Trudno dziwić się takiej reakcji organizmów obu piłkarzy - mecz z Zagłębiem rozegrali dwa dni po ciężkim meczu z Azerbejdżanem.

W Krakowie pozostał także Nikola Mijailović, który po meczu z Zagłębiem ma poważne problemy z mięśniem w okolicy kości piszczelowej. - Jego uraz wygląda najpoważniej, na szczęście sama kość nie jest uszkodzona - informuje Werner Liczka. Oprócz zawodników kontuzjowanych, z Lechem nie zagrają także Marcin Baszczyński i Mauro Cantoro. Obaj pauzują za czwartą żółtą kartkę.

Jakby tego było mało nie w pełni sił są Jacek Kowalczyk i Bartosz Iwan. W meczu z Zagłębiem "Jabol" rozbił głowę - rana wymagała nałożenia szwów. - Może mu to trochę przeszkadzać przy główkowaniu - prognozuje klubowy lekarz Mariusz Urban. Kowalczyk zagra, bo jest jedynym nominalnym stoperem w meczowej kadrze. "Ajwen" w poniedziałkowym spotkaniu uszkodził kość śródstopia. - Jakoś sobie poradzimy - zapewnia Urban. Trudno jednak oczekiwać, by Iwan pojawił się w wyjściowym składzie.

Tradycyjnie pech jednych zawodników jest szansą dla innych. - Przez większość sezonu ci zawodnicy mogli być niezadowoleni, teraz otrzymują szansę - zapowiada Liczka. - Nie mogą narzekać na obciążenie meczowe, muszą być przygotowani na takie mecze i nie będzie dla nich żadnej wymówki.

W tej grupie niezadowolonych jest z pewnością Aleksander Kwiek. Więcej cierpliwości wykazuje na razie Kamil Kuzera, który z Lechem zagra na nietypowej dla siebie pozycji lewego obrońcy. Zapewnia, że sobie poradzi. - Grałem już po tej stronie obrony. Vlastimil Vidliczka będzie miał szansę na potwierdzenie formy z meczu z Zagłębiem, Paweł Brożek wreszcie będzie miał więcej miejsca z przodu, by zagrać przodem do bramki, czyli tak jak lubi najbardziej.

Kto wie czy tak a nie inny skład, nie wpłynie pozytywnie na grę Wisły. Z autopsji wiemy, że wiślacy mają problemy z motywacją w meczach bez stawki. - Nazwiska nie grają - przypomina Tomasz Frankowski. - Młodzi napierają, chcą grać i w głębi duszy nie czują się gorsi od nas. Nadszedł czas weryfikacji. "Franek" w przeciwieństwie do pozostałych kadrowiczów w poniedziałek odpoczywał i teraz tryska optymizmem. Zapewnia, że wygrana i gol zdobyty w Baku poprawiła mu samopoczucie.

Lech, któremu wciąż grozi udział w barażach, do meczu z Wisłą przystąpi w niemal optymalnym składzie. Zabraknie jedynie Damiana Nawrocika, który ma problemy z kostką.

(mat19)
Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Dublerzy zawiedli...

Fatalnie zaprezentowała się drużyna Wisły w meczu przedostatniej kolejki z Lechem w Poznaniu. Podopieczni Wernera Liczki w mocno rezerwowym składzie przegrali 1:3 a wynik ten jest najniższym wymiarem kary.

Wiślaków wychodzących na boisko piłkarze Lecha przywitali brawami, gratulując im w ten sposób zdobycia tytułu mistrzowskiego. Dodało to gościom otuchy i zaliczyli prawdziwe wejście smoka. Już pierwsza akcja podopiecznych Wernera Liczki dała im prowadzenie. W 2. minucie Marcin Kuś faulował mijającego go Jakuba Błaszczykowskiego. Rzut wolny z 22 metrów na bramkę precyzyjnym strzałem lewą nogą nad murem na gola zamienił Marek Zieńczuk. Szybko miało się jednak okazać, że ten smok był zrobiony z tektury.

Zaraz po stracie bramki Lech przystąpił do odrabiania strat i już do końca pierwszej połowy nie oddał inicjatywy. Wyrównać udało się szybko. W 9 minucie, po kolejnej niezdecydowanej interwencji wiślackiej obrony, Reiss wycofał do Świerczewskiego, ten strzelił po ziemi, lot piłki zmienił jeszcze Rafał Lasocki i pokonał w ten sposób bezradnego Majdana.

Wyrównująca bramka nie zmieniła obrazu gry. Wciąż przeważał Lech. Słabo grała przemeblowana wiślacka obrona, więc pod bramką Radosław Majdana co rusz dochodziło do gorących sytuacji. Brak komunikacji między obroną, a pomocą sprawiał, że wszystkie piłki wybijane przed pole karne padały łupem piłkarzy "Kolejorza". Świetne zawody rozgrywał Paweł Sasin, który mecz zaczął na lewym skrzydle, lecz szybko przeniósł się na drugą stronę boiska.

Nieporadność wiślaków szybko zakończyła się drugą bramką. Wymieniający piłkę na prawym skrzydle gracze Lecha szybko wyszli ze swojej połowy, wreszcie Piotr Reiss ograł w polu karnym Radosława Sobolewskiego i podał do wbiegającego Zakrzewskiego, który wykorzystał stuprocentową okazję. Cztery minuty później mogło być 3:1! Jakubowski jednym zwodem wkręcił w ziemię Stolarczyka i Kuzerę, wrzucił piłkę w pole karne, lecz tam sprzed linii bramkowej na róg wybił ją Vidliczka. Wisła w tym okresie gry ograniczała się do nieśmiałych kontrataków, lecz brakowało jej determinacji i precyzji. W końcówce pierwszej połowy Lech znów przycisnął, jednak bramki nie padły, bo dwukrotnie dogodne okazje zmarnował Zakrzewski.

Druga połowa zaczęła się od niewyraźnej przewagi Wisły, której Lech oddał inicjatywę. Wiślakom wciąż brakowało jednak precyzji i zrozumienia. Tak było choćby zaraz po opuszczeniu szatni, gdy po podaniu Zieńczuka, Frankowskiego w ostatniej chwili ubiegł jednego z obrońców. W 55 minucie za faul tuż przed polem karnym na Reissie żółtą kartkę otrzymał Kuzera, który od początku drugiej połowy grał po nominalnie swojej - prawej stronie. - Ten zawodnik nie był przygotowany do meczu - nie bronił Kuzery po meczu Liczka, który nie podał młodemu piłkarzowi ręki, gdy ten schodził z boiska. Reiss z rzutu wolnego trafił w mur, a wiślacy błyskawicznie wyszli z kontrą, lecz znów do końca nie zrozumieli się Brożek z Frankowskim i tego pierwszego ubiegł bramkarz Lecha.

Wisła nie potrafiła wykorzystać słabszego okresu gry gospodarzy. Najaktywniejszy w ofensywie był Błaszczykowski. W 66 minucie obdebrał piłkę jednemu z rywali, ograł dwóch lechitów, popędził na bramkę, lecz został sfaulowany przez Wójcika na linii pola karnego. W doliczonym czasie gry uderzył potężnie na bramkę Lecha - Piątek zdołał z trudem przenieść piłkę nad poprzeczką. - Może mogłem przyjąć tą piłkę - żałował po meczu Kuba. To była najlepsza sytuacja Wisły w drugiej połowie.

Końcówka meczu znów należała do Lecha, który mógł zdobyć kilka(!) kolejnych bramek. W 78 minucie Majdan z trudem sparował mocne uderzenie Świerczewskiego, a dobitkę Sasina na róg wybił Vidliczka. Kilkanaście sekund później Majdan znów znalazł się w opałach. Musiał ratować się dalekim wybiegiem do Jakubowskiego, odebrał mu piłkę tuż przed polem karnym (kibice domagali się rzutu wolnego). Piłka trafiła do Reissa, który chciał wykorzystać fakt, że Majdan nie zdążył wrócić do bramki, jednak jego strzał został zablokowany przez jednego z wiślaków.

W 80 minucie powinno być 3:1. Gajtkowski przez pół boiska biegł sam na bramkę Majdana, lecz przegrał pojedynek "oko w oko" z wiślackim bramkarzem, a dobitkę zablokował Kowalczyk. - Nie wiem jak on to zrobił. To musiał być gol - żałował po meczu trener Lecha Czesław Michniewicz. W 82 minucie potężnie z woleja tuż nad poprzeczką strzelał Wachowicz. Minutę później dwie świetne okazje zmarnował Reiss, a 84 minucie jego strzał głową z bliska na róg sparował Majdan. W tym okresie gry obrona Wisły praktycznie nie istniała.

Ku zaskoczeniu wszystkich sędzia zawodów doliczył aż sześć minut. W doliczonym czasie gry Radosław Majdan pobiegł nawet pod bramkę Lecha. - Liczyłem na jakieś zamieszanie - tłumaczył później bramkarz Wisły. Nie udało się, a chwilę później było już po meczu. Silnym strzałem z pola karnego wynik meczu ustalił Piotr Reiss. Chwilę później na stadionie w Poznaniu rozpoczęło się wielkie święto z okazji uniknięcia konieczności gry w barażach. Wiślacy ze zwieszonymi głowami wrócili do szatni.

(mat19)
Źródło: wislakrakow.com

Lech Poznań - Wisła Kraków 3:1

Gdy w 3. minucie meczu Lech Poznań - Wisła Kraków do rzutu wolnego podszedł Marek Zieńczuk i precyzyjnym strzałem zdobył pierwszego gola, wydawało się, że w tym spotkaniu nie będzie tak źle! Niestety, to Lech grał dzisiaj lepiej, był bardziej zdeterminowany i zasłużenie pokonał Białą Gwiazdę aż 3:1... Gdyby nie kilka świetnych interwencji Radosława Majdana oraz rozregulowane celowniki gospodarzy byłoby jeszcze gorzej...

Wisła przyjechała do Poznania w 16-osobowym składzie, bez m.in. kontuzjowanych: Tomasza Kłosa, Arkadiusza Głowackiego, Nikoli Mijailovica i Macieja Żurawskiego. W Poznaniu nie pojawili się także: Marcin Baszczyński i Mauro Cantoro, którzy pauzowali za nadmiar żółtych kartek.

Lechitom zależało na tym, aby wygrać ostatnie w tym sezonie spotkaniu na własnym stadionie i w przedostatniej kolejce zapewnić sobie pozostanie w gronie pierwszoligowców. Udało im się to w 100%, chociaż mecz nie rozpoczął się dobrze dla gospodarzy.

Kuś sfaulował Jakuba Błaszczykowskiego. Otrzymał za to żółta kartkę, a przeciw lechitom sędzia podyktował rzut wolny. Wykonał go znakomicie Marek Zieńczuk i Wisła od 3. minuty gry prowadziła 1:0.

Kibicie Lecha długo się jednak nie martwili. Wyrównanie padło kiedy gospodarze wykonywali rzut rożny. Po paru podaniach piłka trafiła do Piotra Świerczewskiego, który strzelił ją po ziemi. Futbolówka odbiła się rykoszetem od Rafała Lasockiego, zmieniła kierunek lotu, i wpadła do bramki Radosława Majdana.

W pierwszym kwadransie przewaga Lecha była chwilami niewyobrażalna. Lechici oddali w tym czasie siedem strzałów na naszą bramkę i mieli pięć rzutów rożnych. My mieliśmy zaledwie jeden strzał... ten Marka Zieńczuka, zakończony golem, i żadnego rogu.

Nic więc dziwnego, że w 23. minucie kapitan Lecha, Piotr Reiss, przeprowadził indywidualną akcję, w dziecinny sposób ograł dramatycznie grającego Kamila Kuzerę, podał do Zbigniewa Zakrzewskiego i od tego momentu to poznaniacy prowadzili 2:1. Takim też rezultatem zakończyła się I połowa gry.

Na początku drugiej połowy Wisła mogła wyrównać, ale Waldemar Piątek z trudem obronił strzał Jakuba Błaszczykowskiego (47. min.). Jedyne pocieszenie mieliśmy w tym, że w II połowie Wisła, choć nie miała wielkiej koncepcji na zmianę wyniku, to mimo wszystko zagrała ambitniej.

Niestety, jednorazowy wypad to było wszystko, czym postraszyliśmy na początku II połowy Lecha. Gospodarze przeprowadzili natomiast kilka ładnych akcji i cały czas "pilnowali wyniku".

Niezwykle emocjonująca była końcówka spotkania. W ciągu trzech minut drużyna Czesława Michniewicza miała cztery wyborne okazje, a dwie z nich wprowadzony do gry w drugiej połowie Krzysztof Gajkowski. Były gracz Katowic przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, znalazł się sam przed Majdanem, ale ani za pierwszym i drugim razem po dobitce go nie pokonał. - To było "mistrzostwo świata" - tak ocenił po meczu zmarnowane przez Gajtkowskiego okazje trener Czesław Michniewicz.

Dopiero w doliczonym czasie (sędzia nie wiedzieć dlaczego doliczył aż sześć minut) Reiss strzelając trzecią bramkę przypieczętował zwycięstwo nad Wisłą. Doznaliśmy więc drugiej porażki w tym sezonie, zarazem drugiej z rzędu na wyjeździe.

Warto dodać, że po poniedziałkowym debiucie w Pucharze Polski Bartosza Iwana, dzisiaj w zespole Wisły zadebiutował Radosław Jacek.

Na sam koniec, po tym meczu warto chyba zadać sobie pytanie: czy to tylko chwilowy kłopot kadrowy Wisły, czy też już stały? Dowiemy się pewnie tego, w czasie okienka transferowego, które powoli się rozkręca.

A o dzisiejszym występie wiślaków, po prostu (znów) szkoda więcej pisać...

Opis na podstawie: PAP, Gazeta Wyborcza.

Dodał: Piotr (2005-06-09 19:10:05)

Źródło:wislaportal.pl

Trenerska ocena meczu Lech - Wisła

- Po ostatnim meczu podejmiemy decyzję kto zostaje w kadrze a kto nie - powiedział po meczu z Lechem trener Werner Liczka. Szkoleniowiec gospodarzy Czesław Michniewicz nie ukrywał zadowolenia po wygranym spotkaniu nad mistrzem Polski.

Werner Liczka:

- Ocena jest prosta. Lech był lepszym zespołem, dzięki temu ma trzy punkty i zwycięstwo. Ruszał się szybciej i więcej. Rywale wykazali więcej serca i agresywności. Pierwsza połowa z naszej strony zmarnowana. Tylko mogę pogratulować rywalowi.

- Zespół Lecha bardziej marzył o tych trzech punktach. To była dobra okazja dla zawodników młodszych do pokazania się. Jest to prawdziwa ich ocena, jaki jest ich aktualny stan i poziom. Po ostatnim meczu podejmiemy decyzję kto zostaje w kadrze a kto nie. Ci, którzy dzisiaj zagrali słabo, w tej kadrze na pewno nie zostaną. Kamil Kuzera nie był przygotowany do dzisiejszego spotkania.

Czesław Michniewicz:

- Dziękuję. Jestem zadowolony ze zwycięstwa z mistrzem Polski. Wiem, że nie grali w najsilniejszym składzie. Zagraliśmy jak się spodziewaliśmy, poza 3 minutą - sprokurowaliśmy rzut wolny, straciliśmy piłkę na własnej połowie, czego mieliśmy się wystrzegać i mecz się zaczął bardzo źle. Zdarzało nam się to już kilkakrotnie - na Cracovii i w Płocku, może wynika to z braku koncentracji, z nerwów.

- Z upływem czasu coraz lepiej. Duże zagrożenia ze stałych fragmentów gry. Do przerwy przy odrobinie szczęścia mogliśmy podwyższyć prowadzenie. Staraliśmy się nie stracić bramki i szukać okazji z kontrataku, bo wiedzieliśmy, że Wisła będzie dążyć do wyrównania a następnie zwycięstwa. Nie wiem jak Gajtkowski nie wykorzystał tej sytuacji - to musiała być bramka - to był kluczowy moment meczu. Później Błaszczykowski miał sytuację i mógł wyrównać. Świerczewski i Sasin mogli lepiej rozwiązywać pewne sytuacje. Kiedyś mówiło się, że nie wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek tylko komu więcej sędzia uzna. Teraz jest nowe przysłowie - wygra nie ten, kto wygra na boisku, ale ten, komu punkty zostaną przyznane. Los zadrwił z niektórych. Zespoły, które były lepsze, mają już pewne utrzymanie w lidze. My też do nich należymy i nie przypadkowo. Dziwie się, że sędzia doliczył aż sześć minut.

Źródło: wislakrakow.com

Galeria zdjęć

Autorem wszystkich zdjęć jest Rzepa. Źródło: wislakrakow.com