2005.07.26 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 1:1

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 4: Linia 4:
| stadion(miasto) = Stadion Górnika
| stadion(miasto) = Stadion Górnika
| godzina = 20:00
| godzina = 20:00
-
| herb gospodarzy =
+
| herb gospodarzy = Górnik Łęczna herb2.jpg
| herb gości = Wisła Kraków herb11.jpg
| herb gości = Wisła Kraków herb11.jpg
| gospodarze = [[Górnik Łęczna]]
| gospodarze = [[Górnik Łęczna]]
Linia 18: Linia 18:
| statystyki =
| statystyki =
}}
}}
 +
=={{TWSD|http://wislakrakow.com}} ==
=={{TWSD|http://wislakrakow.com}} ==
Linia 348: Linia 349:
Parę akcji z drugiej połowy pozwala na niewielki optymizm przed kolejnymi meczami. Warto też pamiętać, że choć w ostatnich latach Wisła wygrywała mecze otwarcia, to zwykle w nich nie zachwycała, a dopiero w połowie i końcówce rundy stanowiła walec nie do powstrzymania dla rywali. Tyle że przed nami eliminacje LM i wypadałoby i w nich błyszczeć formą, ale czy Engel zdąży to wszystko odpowiednio poukładać? Zadanie ma trudne, a czasu mało.
Parę akcji z drugiej połowy pozwala na niewielki optymizm przed kolejnymi meczami. Warto też pamiętać, że choć w ostatnich latach Wisła wygrywała mecze otwarcia, to zwykle w nich nie zachwycała, a dopiero w połowie i końcówce rundy stanowiła walec nie do powstrzymania dla rywali. Tyle że przed nami eliminacje LM i wypadałoby i w nich błyszczeć formą, ale czy Engel zdąży to wszystko odpowiednio poukładać? Zadanie ma trudne, a czasu mało.
 +
 +
[[Kategoria:I liga 2005/2006 (piłka nożna)]]
 +
[[Kategoria:Wszystkie mecze 2005/2006 (piłka nożna)]]
 +
[[Kategoria:Górnik Łęczna]]

Wersja z dnia 13:23, 2 lut 2010

2005.07.26, Orange Ekstraklasa 2005/2006. 1. kolejka, Stadion Górnika, 20:00
Górnik Łęczna 1:1 (1:0) Wisła Kraków
widzów: 7.500
sędzia: Mirosław Ryszka (Warszawa)
Bramki
Andrzej Kubica 33’

1:0
1:1

Kalu Uche 72’
Górnik Łęczna
Andrzej Bledzewski
Grzegorz Bronowicki
Bartosz Jurkowski
Artur Bożyk
Grafika:Zk.jpg Grafika:Zk.jpg Grafika:Cz.jpg 82’Ronald Šiklić
Artur Andruszczak
grafika: Zmiana.PNG 81’ Jarosław Popiela
Grafika:Zk.jpg Grzegorz Wędzyński
Tomasz Sokołowski I
Sławomir Nazaruk
grafika: Zmiana.PNG 76’ Łukasz Madej
Grafika:Zk.jpg Andrzej Kubica
Cezary Kucharski
grafika: Zmiana.PNG 61’ Rafał Kaczmarczyk
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Jacek Kowalczyk
Maciej Stolarczyk
grafika: Zmiana.PNG 63’ Arkadiusz Głowacki
Kalu Uche
Radosław Sobolewski Grafika:Zk.jpg Grafika:Zk.jpg Grafika:Cz.jpg 86’
Konrad Gołoś Grafika:Zk.jpg
grafika: Zmiana.PNG 46’ Mauro Cantoro
Marek Zieńczuk
Tomasz Frankowski
Marcin Kuźba
grafika: Zmiana.PNG 46’ Paweł Brożek

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


== Źródło: The White Star Division

==

Spis treści

Początek w Łęcznej

Wisła Kraków rozpoczyna walkę o obronę mistrzowskiego tytułu meczem z Górnikiem Łęczna. - Dziewięćdziesiąt procent kibiców chciałoby, aby nasza hegemonia dobiegła już końca - uważa Tomasz Frankowski, który w ostatnich siedmiu sezonach pięciokrotnie wygrywał ligę. Spotkanie z mistrzem Polski wywołuje wielkie zainteresowanie w 20-tysięcznej Łęcznej. - Górnik gra pierwszy mecz u siebie, będzie chciał udanie rozpocząć sezon, ale my im w tym przeszkodzimy - zapowiada Tomasz Kłos.

W nowy sezon wiślacy wchodzą z kilkoma zmianami personalnymi. W drużynie przede wszystkim nie ma Macieja Żurawskiego, który od kilku lat należał do najlepszych piłkarzy „Białej Gwiazdy”. - Maciek był wybitną postacią, ciężko będzie go zastąpić - uważa Tomasz Kłos. Reprezentacyjny stoper nie rozdziera jednak szat. - Będziemy teraz nieco inaczej grać, są Penksa, Brożek, Kuźba - dodaje.

Wszystko wskazuje na to, że partnerem „Franka” w pierwszej linii mistrzów Polski będzie ostatni z wymienionego tercetu. - Nie mam tremy, ale zdaję sobie sprawę, że są spore oczekiwania co do mojej osoby - mówi Marcin Kuźba, który przez ostatnie miesiące zmagał się z kontuzją.

Być może szansę debiutu w drużynie Jerzego Engela otrzyma Marek Penksa. 32-letni Słowak wprawdzie nie podpisał jeszcze kontraktu, ale być może wszystkie formalności zostaną załatwione jeszcze przed meczem. Doświadczonemu napastnikowi niewiele mówi nazwa najbliższego rywala krakowian. - Nigdy nie słyszałem o Górniku Łęczna. Z polskich drużyn znam tylko Wisłę, Legię i Widzewa - nie kryje.

Na swój pierwszy mecz w Wiśle będzie musiał poczekać Jean Paulista. Brazylijczyk z portugalskim paszportem nie trenował z drużyną z powodu przeziębienia. Także aklimatyzacja nowego zawodnika „Białej Gwiazdy” nie przebiega najlepiej. - Jean nie jest przyzwyczajony do europejskiego stylu gry. Nie może także złapać kontaktu z drużyną - mówi szkoleniowiec „Białej Gwiazdy”.

Od pierwszych minut na boisku powinni pojawić się Konrad Gołoś i Kalu Uche. Nigeryjczyk zajmie miejsce na prawej pomocy, a były zawodnik Polonii Warszawa występować będzie w środku pola obok Radosława Sobolewskiego.

W sztabie Wisły zdają sobie sprawę, że wtorkowy mecz może nie być do końca udany w wykonaniu mistrzów Polski. - Przez trzy najbliższe kolejki będziemy się „docierać”, aby na Ligę Mistrzów być w optymalnej dyspozycji - wyjaśnia Jerzy Engel. - Oczywiście do Łęcznej jedziemy po zwycięstwo i każdy inny wynik będzie dla mnie rozczarowaniem - dodaje.

Jak na razie trener Engel ma najwięcej uwag do gry obronnej zespołu. - Nie najlepiej układa nam się współpraca w defensywnie z pomocnikami - nie kryje Marcin Baszczyński. - Z meczu na mecz powinno być jednak co raz lepiej - dodaje z nutką optymizmu.

Tylko w awaryjnej sytuacji na boisku pojawić się może Arkadiusz Głowacki, który przez ostatnie tygodnie zmagał się z kontuzją ścięgna Achillesa. - Gdybym nie mógł grać to bym nie jechał, choć na występ nie liczę - stwierdza 26-letni obrońca. Trener przygotowania fizycznego Ryszard Szul przyznaje, że "Głowa" jest w stanie zagrać na maksimum możliwości fizycznych przez 30 minut. - Po tak uciążliwej kontuzji potrzeba nam dwóch tygodni by było to 45 minut i przynajmniej sześć tygodni do pełni formy. Fizjologii niestety się nie oszuka - przyznaje trener Szul. Arek ma też oczywiście zaległości typowo piłkarskie.

W kwietniowej potyczce obu drużyn padł remis 2:2. - Od samego początku przegrywaliśmy, więc wynik remisowy nie był zły - wspomina Tomasz Frankowski. - Z Górnikiem zawsze grało nam się ciężko - uważa Marcin Baszczyński, przywołując także wygrany 1:0 mecz z sezonu 2003/4. - Nie patrzę na to, czy Górnik jest silniejszy niż wtedy, czy nie. Dla mnie ważna jest nasza dyspozycja - kończy pewnie Tomasz Kłos.

W Łęcznej przed przyjazdem mistrzów Polski panują bojowe nastroje. - Czas wreszcie wygrać z tą Wisłą - mówi buńczucznie Bogusław Kaczmarek. Szkoleniowiec Górnika nie może jednak spać spokojnie. Wciąż niepewny jest występ Cezarego Kucharskiego, który złamał palec na jednym z treningów. Być może jego miejsce zajmie nowy nabytek Górnika – Rafał Kaczmarczyk.


(wally)

Dwa punkty znów stracone w Łęcznej

Wisła nie zdołała wywieźć trzech punktów na inaugurację sezonu ligowego ze stadionu Górnika Łęczna. Gra Mistrzów Polski pozostawiała wiele do życzenia, zarówno w ataku jak i obronie. Dla Łęcznej bramkę zdobył niedoszły wiślak - Andrzej Kubica, wyrównanie to dzieło Kalu Uche. Oba zespoły kończyły mecz w "dziesiątkę".

Mecz poprzedziła minuta ciszy. Wszyscy zgromadzeni na stadionie uczcili nią pamięć zmarłych niedawno Andrzeja Grubby i Łukasza Płuciennika.

Zgodnie z naszymi przewidywaniami, choć chyba nie życzeniami, od pierwszych minut zabrakło Jakuba Błaszczykowskiego i Mauro Cantoro. Tego pierwszego zastąpił na prawej stronie Kalu Uche. - Kuba miał problemy zdrowotne podczas treningów, dlatego usiądzie na ławce - tłumaczył przed meczem Jerzy Engel. Zaległości treningowe nie przeszkodziły Engelowi wystawić od pierwszych minut Konrada Gołosia. W szerokim składzie zabrakło Słowaka Marka Penksy, gdyż nie dotarł na czas jego certyfikat.

Pierwsza połowa rozczarowała w wykonaniu obu zespołów. Górnik Łęczna nie rzucił się na Wisłę tak jak to miało miejsce w meczu kilka miesięcy temu. Wisła natomiast przyjmowała rywali na swojej połowie, również nie kwapiąc się do ataku. W związku z tym sytuacji bramkowych było bardzo niewiele. Oba zespoły oddały po zaledwie dwa strzały w światło bramki.

Ten pierwszy w wykonaniu Górnika Łęczna z 33 minuty przyniósł drużynie Bogusława Kaczmarka bramkę. Z prawej strony dośrodkował Grzegorz Bronowicki, a środkowi obrońcy Wisły przyglądali się jak rosły Andrzej Kubica wyskakuje i mierzonym strzałem głową z 8 metrów pokonuje Radosława Majdana. Drugie celne uderzenie oddał w 38 minucie Andruszczak z 25 metrów - tym razem bramkarz Wisły spokojnie wyłapał zmierzającą w długi róg futbolówkę.

O zapędach ofensywnych Wisły z pierwszej części gry ciężko napisać cokolwiek dobrego. Tomasz Frankowski nie otrzymał ani jednego dobrego podania, niewidoczny był Marcin Kuźba, a linia pomocy niezbyt często rozgrywała dokładnie piłkę. Brakowało zrozumienia między graczami, jak m.in. w 29 minucie, gdy Frankowski pięknie wypuścił w bój Marcina Kuźbę, tyle że wyższy z napastników Wisły nie zorientował się w tym zagraniu. Trzy minuty później ładnie po rogu strzelał głową Tomasz Kłos, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. Chwilę później padł gol dla Łęcznej.

Zmiana stron i składu nie przyniosła wiele dobrego w pierwszych minutach gry. Za Gołosia wszedł Cantoro zaś Kuźbę zmienił Brożek. Ale to Górnik Łęczna osiągnął przewagę optyczną - największą w ciągu całego meczu. Bardzo groźnie było pod bramką Majdana zwłaszcza po kontrze byłych legionistów: Sokołowski podał do Kucharskiego a ten strzelił w boczną siatkę. W 51 minucie próba strzału przewrotką w wykonaniu Bożyka mogła zaskoczyć Majdana, gdyby piłka leciała w światło bramki.

Górnik zapomniał w tym momencie o obronie, co mogła (powinna!) wykorzystać Wisła, a konkretnie Tomek Frankowski. Najlepszy strzelec naszej ligi poprzedniego sezonu otrzymał doskonałe podanie ze środka pola i gdy wydawało się, że w swoim stylu "podetnie" piłkę nad wybiegającym Bledzewskim, zniecierpliwiony napastnik potężnie kopnął piłkę, która przeleciała nad poprzeczką...

Sytuacja ta sprawiła, że gra znów wyrównała się. Na bramkę Majdana strzelał m.in. Jurkowski z rzutu wolnego, wcześniej podobną szansę miał Kłos. W 68 minucie zapachniało golem dla Wisły, gdy Paweł Brożek w pełnym biegu zacentrował spod linii bocznej boiska wprost na głowę Frankowskiego, którego instynktowny strzał wybronił Bledzewski. Trzy minuty później było już 1:1. Gospodarze protestowali, że Wisła niesłusznie otrzymała rzut rożny wywalczony przez Brożka, gdyż wydawało się, że piłka mogła (choć nie musiała) wcześniej opuścić pełnym obwodem boisko po zagraniu napastnika Wisły z numerem 23. Do wybicia kornera podszedł Tomasz Frankowski, zacentrował, Kalu Uche zgubił balansem ciała Siklicia i dobrym strzałem głową po koźle nie dał szans Bledzewskiemu.

Siedem minut po tym golu powinna być druga bramka dla Wisły, gdy Paweł Brożek po sytuacji sam na sam podbił już piłkę nad bramkarzem Łęcznej i wystarczyło spokojną przewrotką trafić do pustej siatki. Brożek w piłkę jednak nie trafił. 60 sekund wcześniej doszło do jednego z wielu nieporozumień w obronie Wisły, którego nie wykorzystał Tomasz Sokołowski.

Warto wspomnieć, że w ostatnich 30 minutach na boisku pojawił się Arkadiusz Głowacki. Obrońca Wisły musiał zastąpić kontuzjowanego Macieja Stolarczyka. W końcówce meczu obie drużyny zostały osłabione. Najpierw drugą żółtą kartkę otrzymał Siklić, a po chwili ta sama przykrość spotkała Radosława Sobolewskiego. Obaj panowie ukarani zostali za faule.

Plusem wtorkowego meczu było tylko to, że Wisła poza krótkim 5-minutowym okresem nie pozwoliła rozwinąć Górnikowi skrzydeł. Bardzo źle wyglądała natomiast gra ofensywna zespołu, niepokoiła też znaczna ilość nieporozumień w obronie, w których w większości uczestniczył Jacek Kowalczyk. Nie mogę niestety oprzeć się wrażeniu, że gdyby Jerzy Engel nazywał się Werner Liczka, to już po wtorkowym meczu zostałby uznany za wroga publicznego numer jeden w naszym klubie. No, może poza Januszem Basałajem... Tak jednak jak nie panikowałem w marcu, proponuję zachować spokój i teraz. W następnej potyczce z Bełchatowem zwycięstwo jest niezbędne!


Statystyka pomeczowa:

              Górnik Łęczna - Wisła Kraków

strzały (celne) 9 (2) 11 (5) faule 20 29 rogi 4 8 spalone 2 1


(rav)

Trenerzy zadowoleni z wyniku

- Wynik nas urządza - stwierdził po meczu trener Wisły Jerzy Engel. - Z wyniku jestem zadowolony - przyznał też szkoleniowiec gospodarzy. Bogusław Kaczmarek miał żal do sędziego, że ten niesłusznie podyktował róg dla Wisły, po którym padła bramka.

Jerzy Engel (Wisła):

- Spodziewaliśmy się tutaj bardzo trudnego meczu. Szczególnie w naszym przypadku, kiedy kilku zawodników jeszcze nie osiągnęło optymalnej formy. Mam tutaj na myśli zwłaszcza Marcina Kuźbę, który bardzo długo nie mógł grać z powodu kontuzji. Popracować także musi Jacek Kowalczyk, Jean Paulista. W Wiśle jest cała grupa zawodników, którzy muszą być prowadzeni indywidualnie.

- W pierwszej połowie nie było za dużo gry, tylko walka. Oba zespoły pozostawiły dużo serca na boisku i było to doskonale widoczne pod koniec meczu. W przerwie dokonałem dwóch zmian, które wniosły sporo ożywienia w naszą grę. Szkoda natomiast, że dobrych sytuacji strzeleckich nie wykorzystali Tomek Frankowski i Paweł Brożek. Wynik nas jednak urządza. Oba zespoły może nie stworzyły widowiska na wysokim poziomie, ale w pierwszym ciężko o optymalną formę. - Mieliśmy okazję zobaczyć dziś w grze Marcina Kuźbę i Pawła Brożka. Nie chcę jednak porównywać gry tej dwójki, bowiem Brożek wszedł na nieco podmęczonego rywala i było mu nieco łatwiej niż Marcinowi. O bardziej miarodajne opinie będzie pokusimy się, kiedy zobaczymy ich na boisku w odwrotnej kolejności. Nie mógł wystąpić Penksa, bowiem nie dotarł do PZPN jego ceryfikat. Szkoda, bo myśleliśmy, że może wnieść sporo dobrego do naszej gry. Oczywiście cały czas poszukujemy napastników. Jeśli chce się walczyć o konkretne cele trzeba mieć atak z prawdziwego zdarzenia.

- Do optymalnej formy brakuje nam jeszcze dużo. Na boisku widzieliśmy dziś zawodników, którzy dopiero dochodzą do formy. Decydujące będą dla nas boje o Ligę Mistrzów i jestem przekonany, że do tego czasu zdążymy.

- Cantoro zaprezentował się zdecydowanie lepiej niż Gołoś, uspokoił grę w środku pola, chociaż pośrednio czerwona kartka dla Sobolewskiego była po podaniu do niewłaściwego partnera przez Mauro. To jednak nie oznacza, że Gołoś w następnym meczu usiądzie na ławce.

Bogusław Kaczmarek (Górnik)

- Oba zespoły stworzyły żywy mecz, pełen walki. Kluczowym dla wyniku momentem była niewykorzystana sytuacja Czarka Kucharskiego. Myślę, że gdybyśmy zdobyli drugiego gola Wisła nie podniosłaby się. Stało się inaczej. Z wyniku jestem zadowolony, remis uważam za sprawiedliwy wynik.

- Na temat pracy sędziów się nie wypowiadam, chyba że wpłacicie za mnie do PZPN 5 tysięcy złotych. Rogu, po którym Wisła zdobyła bramkę, nie było. Piłka odbiła się od czerwonego (zawodnika Wisły - przyp. red). Po co tworzyć komisje etyki i etykiety? Komu dziś potrzebny jest sędzia Ryszka, pracujący w PZPN od lat i kojarzony z konkretnymi ludźmi?

Paweł Brożek: Remis to sprawiedliwy wynik

Paweł Brożek należał do wyróżniających się zawodników Wisły Kraków we wtorkowym meczu z Górnikiem Łęczna. 23-letni napastnik zaprezentował się dużo lepiej niż Marcin Kuźba i wszystko wskazuje na to, że to właśnie były piłkarz GKS-u Katowice jest w tej chwili bliżej podstawowego składu.

Wreszcie można powiedzieć – Paweł Brożek dał dobrą zmianę.

- Wszedłem na boisko w drugiej połowie z zadaniem pociągnięcia gry. Po przerwie grało nam się dużo lepiej, stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, udało się wykorzystać jedną. Szkoda, że nie wpisałem się na listę strzelców, bo miałem ku temu okazję. W zasadzie wszystko było OK. do momentu oddania strzału. Niestety poślizgnąłem się, próbowałem ratować sytuację, strzelając przewrotką, ale nie trafiłem w piłkę. W Łęcznej zawsze grało nam się trudno. Górnik to wymagający przeciwnik z bardzo doświadczonymi piłkarzami. Na pewno taki wynik pozostawia niedosyt, bo zawsze gramy o zwycięstwo. Z drugiej strony nie ma co narzekać – przegrywaliśmy 1:0 i udało się nam zremisować.

Wypadłeś dziś lepiej niż Marcin Kuźba. Czy po tym meczu jest Ci bliżej do pierwszej jedenastki?

- Zobaczymy, jaki skład trener wystawi na GKS Bełchatów. Marcin jest po kontuzji, ciężko gra się po tak długiej przerwie. Jestem przekonany, że dojdzie do takiej dyspozycji, jaką prezentował. Na zgrupowaniach nie grałem dużo, bowiem ważyły się losy mojego transferu do Niemiec. Potrzebuję jeszcze trochę ogrania i wszystko będzie zmierzało ku temu, abym zadomowił się w podstawowej jedenastce.

Przez ostatnie tygodnie sporo mówiło się o Twoim transferze do Niemiec. Czy temat jest nadal aktualny?

- Dochodzą mnie słuchy, że jeszcze tak. Nie zaprzątam sobie tym głowy. Jak zostanę w Wiśle będę z tego powodu bardzo zadowolony.

Jak wiele brakuje Ci do optymalnej formy? Trener Engel mówił, że pierwsze trzy mecze mają być dla Was przetarciem przed Ligą Mistrzów. Czy w związku z tym, że nie grałeś we wszystkich sparingach będziesz potrzebował więcej czasu, aby dojść do optymalnej formy?

- Z całą pewnością tak. Wiele zależy od tego ile czasu spędzę na boisku w następnych meczach ligowych. Chcę grać jak najwięcej i strzelać gole. W ostatnim sparingu z Czechami niby wszystko było w porządku, dochodziłem do sytuacji, ale brakowało szczęścia. Raz obrońca wybił piłkę z linii bramkowej, drugi raz porzeczka, potem bramkarz obronił. Stwarzam okazje, ale nie potrafię ich wykorzystać. Myślę, że to przyjdzie z czasem.

Gdyby Kucharski strzelił gola na początku drugiej połowy to chyba byłoby po meczu...

- No tak, ale my też mieliśmy swoje sytuacje. Dwa razy Tomek Frankowski mógł zdobyć gola, ja też miałem okazję. Remis to sprawiedliwy wynik.

Analiza meczu Górnik Łęczna - Wisła Kraków

To nie była udana inauguracja sezonu. Przyniosła nie tylko stratę dwóch punktów, ale też obraz słabej gry Wisły, która długimi fragmentami meczu zupełnie nie potrafiła sobie poradzić z ambitnie walczącym Górnikiem Łęczna.

Wielu z nas oczekiwało od pierwszego meczu sezonu zasadniczych zmian na lepsze w stylu oraz jakości gry drużyny. Nowy trener, Jerzy Engel, miał przynieść nowe rozwiązania i uzdrowić sytuację po okresie półrocznego regresu pod ręką Wernera Liczki. I zmiany w stylu oraz sposobie gry niewątpliwie nastąpiły, niestety, na razie jeszcze nie w dobrej jakościowo skali. Wisła zwłaszcza w pierwszej połowie meczu prezentowała się mizernie, w prawidłowej realizacji nowego ustawienia 1-4-1-3-2 przeszkadzał chaos i fatalna gra bez piłki, powodująca błędy w komunikacji, asekuracji i konstruowaniu ataków. Mnożyły się niedokładne podania i proste straty, sprawiające, że inicjatywę mieli gospodarze. W drugiej połowie Wiślacy wyciągnęli jednak wnioski ze słabszej postawy, dzięki Cantoro bardziej opanowali środek pola, zaczęli też szybciej operować piłką. Niestety, nie wystarczyło to na wygranie meczu. Zapraszam do mojej subiektywnej oceny największych pozytywów i negatywów postawy Wisły podczas wtorkowego spotkania:

Największe negatywy (numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

a) Gra bez piłki. Tutaj w porównaniu do rundy wiosennej są wyraźne zmiany w schematach poruszania się po boisku, asekuracji i szukania wolnego pola, niestety nadal bardzo brakuje aktywności, dynamiki i tempa. Dlatego jak zwykle ten element pozostawiał wiele do życzenia. Reakcje były za pasywne, brakowało ruchu, odpowiedniego pokazywania się, życia w kryciu. Większość akcji, zwłaszcza w pierwszej połowie, była rozgrywana na stojąco. Wszyscy czekali. Zawodnicy po kopnięciu piłki „umierali”, zamiast się natychmiast przemieścić. Podobnie w kryciu, gdy tylko wypchnęli rywala, zmuszając go do oddania piłki, zadowoleni wyłączali się z gry, zamiast wracać i reagować na poczynania kolejnego. Wciąż w grę były zaangażowane jednocześnie góra dwa-trzy sektory boiska, nie cała drużyna.

b)Krycie oraz słaby pressing. Było bierne i zbyt odległe od rywali. Pressing nie funkcjonował dobrze, brakowało dobrego podwajania, asekuracji, powrotu z rywalami, praktycznie nie działał odbiór na połowie Górnika. Absolutnie nie wolno kryć aż tak pasywnie jak robili to Wiślacy.

c) Niedokładne podania . Wiślakom bardzo brakowało dokładności, mnóstwo zagrań było niecelnych, źle wyprowadzonych i ze złą siłą. Psuły niemal wszystkie szanse na dobry atak pozycyjny i szybkie przejście z obrony do ataku. Z tego nie mogło się więc urodzić żadne dynamiczne rozegranie piłki.

d). Duża ilość niewymuszonych strat. Składały się na nią nie tylko wymienione wyżej podania, ale też banalne błędy techniczne, katastrofalne wrzuty z autu(!), czy opóźnione reakcje.

e) Jednostajne, wolne tempo gry Wisły. Zwłaszcza w pierwszej połowie było jaskrawym błędem uniemożliwiającym skuteczne rozerwanie defensywy Górnika. Nasi piłkarze nie stosowali wówczas żadnej arytmii gry, wszystko odbywało się w jednym, monotonnym rytmie.

f) Nieudane pojedynki 1 na 1. Tutaj na razie pozytywnych zmian w efektywności nie ma. Znów bardzo brakowało indywidualnych akcji, dryblingiem i zwodem gubiących krycie oraz stwarzających przewagę. Nawet Uche miał tu problemy.

g) Brak strzałów z dystansu . Wisła nie oddała ani jednego takiego groźnego uderzenia.

h) Słabe akcje oskrzydlające. Skrzydła „nie chodziły” należycie, brakowało dokładnych dośrodkowań z bocznych sektorów murawy i dokładnych podań w szesnastkę. Tutaj moim zdaniem w znacznej mierze winę ponosiła taktyka – Uche i Zieńczuk operowali za bardzo w środku, za często schodzili w stronę centrum pola, zatem naturalną koleją rzeczy skrzydła cierpiały, bo nie miał kto tam atakować. Skrajni obrońcy nie podejmowali tej roli.

i) Komunikacja. Było bardzo wiele momentów niezrozumienia między Wiślakami tak w podaniach, zajmowaniu pozycji, jak i przekazywaniu sobie rywali. Tutaj szczególnie groźnie i kompromitująco wyglądały nieporozumienia na linii Majdan-Kowalczyk.

j) Mała liczba okazji bramkowych. Wisła przez całą pierwszą połowę i większość drugiej nie potrafiła sobie stworzyć klarownych okazji do zdobycia gola.

k) Słaba współpraca bocznych pomocników z obrońcami. O ile Uche dopiero ponownie zgrywa się z Baszczyńskim, o tyle Zieńczuk ze Stolarczykiem powinni reagować dużo bardziej synchronicznie i płynnie. Brakowało obiegu, podwajania, dwójkowych wymian podań wyprowadzających obrońcę na pozycje.

l) Nieskuteczne prostopadłe podania. Trafiają do negatywów, choć w porównaniu do wiosny jest tu duży postęp, bo było kilka ciekawych prób tego typu zagrań z drugiej linii. Nie wyprowadzały jednak Wiślaków na czyste pozycje.

ł) Gra Gołosia. Niestety, nie udał mu się debiut w oficjalnym meczu Wisły. Nie kreował dobrze gry, słabo podawał, nie gubił krycia. W dodatku grał stanowczo za ostro i ryzykowanie – po szybko otrzymanej żółtej kartce groziło to czerwienią. Słusznie został zmieniony już w przerwie.

m) Gra Kuźby. Była zdecydowanie poniżej możliwości tego zawodnika. Nasz napastnik prezentował się dziwnie ociężale, ospale, jego szybkość reakcji była chyba najsłabsza w całym zespole. Wyglądał na mocno rozkojarzonego. Jest to o tyle zaskakujące, że niemal cały czas słyszeliśmy z ust Ryszarda Szula, iż należy do najlepiej przygotowanych fizycznie Wiślaków. Zupełnie się to nie potwierdziło. Kuźba w nogach wyraźnie „nie miał prądu”, dlatego grał kompletnie bez przyspieszenia. Mógł tylko próbować zastawiać piłkę i ją odgrywać, o żadnym dynamicznym odejściu od rywala, wyprzedzeniu go, wyjściu na wolne pole, nie można było w tej sytuacji marzyć. Słusznie został zmieniony.

n) Gra Stolarczyka. Tak nie może kryć boczny obrońca. Wedle wadliwych ligowych standardów zostawiał rywalom mnóstwo miejsca i czasu na operowania piłką i dośrodkowania, ustawiał się od nich za daleko, bardzo pasywnie próbował ich blokować. Niemal wszystkie centry Łęcznian przechodziły, puszczał je jak junior. „Ściągało go” do środka jakby występował na stoperze, a nie boku formacji. To kolejny błąd. W ofensywę tym razem się kompletnie nie angażował, za co musi dostać następnego minusa. Podobnie jak za wiele strat i bardzo niedokładnych podań.

o) Atakowanie zbyt małą ilością zawodników. Nie wykorzystywaliśmy walorów dość ofensywnego ustawienia zespołu (dwóch napastników wspieranych aż przez trzech ofensywnych pomocników). W akcjach ofensywnych brało udział góra 2-3 piłkarzy jednocześnie, reszta stała i patrzyła. Strasznie brakowało jednego z najbardziej podstawowych elementów w grze ofensywnej: wchodzenia na szybkości z głębi pola w strefę obronną rywali przez któregoś z pomocników, oraz ściągania obrońców przez napastników ruchem bez piłki. Wszak w naszej lidze, gdy jakiś piłkarz aktywnie wbiega bez futbolówki w rejon pola karnego przeciwników, od razu jest u nich panika. A gdyby jednocześnie wbiegało dwóch-trzech, tworząc zawodnikowi z piłką kilka możliwości rozegrania na jeden kontakt, to jest niemal pewny gol. Ale niestety, jak tego nie było, tak nie ma.

p) Zesłanie Frankowskiego do egzekwowania wolnych i kornerów. Uważam je za błąd taktyczny i trwonienie potencjału zawodnika. Wszak „Łowca” to król szesnastki, który mnóstwo goli zdobywał pod dobitkach, czy zamieszaniu podbramkowym wynikłym po wykonaniu tego elementu przez innych piłkarzy. Jego spryt, inteligencja, umiejętność ustawienia się i antycypacji predysponują go do czekania w bezpośrednim sąsiedztwie bramki rywali, polowania na błędy, „przebitki”, czy dokładne dogrania. Tam jest groźny, nie w innym miejscu i roli. Wycofując „Franka” z pola karnego, wyrzekamy się możliwości wykorzystania tych cech.

r) Skoro jestem już przy osobie Frankowskiego - Nieskuteczność „Łowcy”. Po odejściu Żurawskiego został liderem pierwszej linii, który musi brać na siebie jeszcze więcej obowiązków, być bardziej aktywny, częściej pokazywać się do podań. W drugiej połowie zmarnował doskonałą okazję bramkową, zachowując się zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Mając przed sobą tylko Bledzewskiego, powinien jak zwykle sięgnąć po firmową „podcinkę”, lub nawet obiegnięcie bramkarza od jego lewej strony (miał czas i miejsce). Tymczasem zachował się tak, jak nie zachowywał się w podobnych sytuacjach przynajmniej od 3-4 lat – walnął na siłę pod poprzeczkę. I przestrzelił. Nie wiem, co mu nagle „odbiło” :), że w tym ważnym momencie całkowicie sprzeniewierzył się własnemu stylowi, który uczynił go najskuteczniejszym polskim napastnikiem.

s) Duża nonszalancja w grze. Była bardzo widoczna w zachowaniu naszych zawodników, którzy momentami czuli się zdecydowanie za pewnie i nie koncentrowali się należycie na własnych zagraniach oraz pilnowaniu ustawienia i rywali.

t) Niepewność Kowalczyka. Nasz młody obrońca nie może zaliczyć tego meczu do udanych. Popełnił sporo błędów, za pasywnie bronił 1 na 1, miał duże problemy z powstrzymaniem Kubicy i prawidłową antycypacją boiskowych wydarzeń.

u) Czerwona kartka i przeciętna gra Sobolewskiego. Wyleciał z boiska „za głupotę”, bo absolutnie nie powinien wówczas faulować rywala, gospodarze nie wychodzili bowiem z kontrą w przewadze, a do bramki było jeszcze daleko. To było zachowanie nieodpowiedzialne. A należy pamiętać, że już wcześniej kilkoma zbyt ostrymi faulami prosił się o usunięcie z murawy. Nie był też zbyt skuteczny w odbiorze, nie porządkował gry w środku pola. Źle przykrył Kubicę w 33 minucie meczu – ten gol obciąża głownie jego konto.

w) Strata punktów już w pierwszym meczu sezonu. Gubienie zawsze ważnych „oczek” w tabeli martwi. Teraz ma to też taki wymiar, że jeszcze bardziej ośmieli kolejnych rywali Wisły.

z) Słaba postawa Zieńczuka. Nie wnosił wiele pozytywnego do gry, odkrywał lewą stronę, momentami dość chaotycznie hasał sobie po boisku. Poza jedną udaną centrą w pełnym biegu, właściwie niczym pozytywnym się nie wyróżnił.

Pozytywy

a). Gol i w miarę dobra gra Kalu Uche. Nigeryjczyk uratował dla nas punkt i był zdecydowanie najlepszym piłkarzem Wisły na boisku. Mimo braków w dynamice i przyspieszeniu, oraz skutecznych pojedynków 1 na 1 do których ma duże predyspozycje, zostawił po sobie dobre wrażenie – z pewnością nie zawiódł i stanowił cenne ogniwo drużyny. Wciąż jest niezwykle cennym piłkarsko zawodnikiem.

b) Dobre zmiany w przerwie. Ożywiły grę Wisły, dały jej więcej możliwości w ofensywnie. Cantoro uspokoił i uporządkował grę w środku pola, potwierdzając, że nadal jest niezwykle cennym i wartościowym piłkarzem, którego w trosce o dobro drużyny absolutnie nie należy się pozbywać, a Brożek więcej biegał od Kuźby. Paweł nie prezentował się rewelacyjnie, bo zaistniał jedynie w 2-3 atakach, ale na tle poprzednika wypadł znacznie bardziej korzystnie.

c) Próby gry na małej przestrzeni. Po wiosennej atrofii znów wróciły. Wiślacy starali się rozgrywać piłkę kombinacyjnie, spokojnie budując akcję podaniami od tyłu, a nie jak dawniej poprzez oddanie piłki do Kłosa i długi przerzut za linię obrony rywali. Widać, że są nowe schematy rozegrania piłki w ofensywie. Za Liczki praktycznie w ogóle ich nie było. Teraz potrzeba trochę czasu, by zaczęły prawidłowo funkcjonować.

d) Pewność Kłosa i Majdana. Nasze filary gry defensywnej prezentowały się jak zwykle godnie, występując na solidnym poziomie. Kłos nie przegrywał pojedynków indywidualnych z rywalami i dobrze się ustawiał, a Majdan poza momentami nieporozumień z Kowalczykiem i utraty bramki, interweniował pewnie i skutecznie.

e) Spokój Baszczyńskiego Mieliśmy dobrze zabezpieczoną prawą stronę dzięki jego grze. Nazaruk nie stwarzał poważnego zagrożenia, został dobrze zneutralizowany. Na minus trzeba jednak zapisać „Baszczowi” kiepskie angażowanie się w akcje ofensywne.

f) Poprawa jakości gry w drugiej połowie. Nie była na satysfakcjonującym poziomie, ale nastąpiła i momentami między 60 a 80 minutą meczu nasi piłkarze bez większych problemów dominowali na murawie. Niestety, Mistrz Polski nie powinien mieć jedynie „momentów”, lecz cały czas musi umieć narzucić rywalom swoje warunki gry.

g) Powrót Głowackiego Na pewno stanowił pozytywny akcent spotkania. Nasz środkowy obrońca zaprezentował się całkiem przyzwoicie, aczkolwiek w paru sytuacjach interweniował zdecydowanie za nerwowo. Ewidentnie nie jest jeszcze w potrzebnej Wiśle dyspozycji.

Mecz w Łęcznej potwierdził, że Wisła nie jest na razie odpowiednio przygotowana do pucharowych zmagań oraz nowego sezonu. Z taką postawą o żadnych sukcesach nie będzie mowy. Forma drużyny na dzień dzisiejszy wygląda słabo, mnożą się banalne i kompromitujące błędy, nowe ustawienie i model gry nie funkcjonuje w sposób optymalny. Jak zwykle najwięcej pracy wymaga gra bez piłki oraz tempo reakcji zawodników. Zespół pilnie potrzebuje tez kadrowych wzmocnień, szczególnie w linii obrony. Jest całkowicie niedopuszczalną, więcej, chorą sytuacją, że Stolarczyk z Baszczyńskim nie mają nominalnego zmiennika (niszczący skutek tego braku na dyspozycję „Wiedźmina” widzimy), a na środku formacji jest tylko 3 stoperów, z tego zaledwie jeden „pewny” – bo pozostali albo dopiero wracają po kontuzji, albo nie prezentują niezbędnego stopnia wyszkolenia. Natychmiast potrzeba tu minimum 2 klasowych zawodników, inaczej nie unikniemy ciężkich problemów w pucharowych i ligowych zmaganiach, rzutujących na wyniki. Potrzeby kadrowe są również w ataku, bo niestety dyspozycja Kuźby, a także pożytek z Pawła Brożka wciąż są dalekie od oczekiwań. Sam Penksa – o ile się sprawdzi - temu nie zaradzi.


(Markus) == Źródło: Wisła Portal

==

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 1:1

Po słabym meczu, w wykonaniu drużyny "Białej Gwiazdy", zaledwie zremisowaliśmy - i to bardzo szczęśliwie - na inaugurację ligi z Górnikiem Łęczna. Gospodarze byli dzisiaj lepszą drużyną, ale boiskowe cwaniactwo było dzisiaj po stronie Wisły. W 33. min. nasi obrońcy przysnęli przy wrzutce i niedoszły wiślak Andrzej Kubica strzałem głową pokonał Radka Majdana. Na odpowiedź Wisły czekaliśmy aż do 72. min., kiedy to Kalu Uche, również strzałem głową, dał nam bramkę na wagę remisu.

I kolejka ligi polskiej, sezon 2005/2006

Łęczna, al. Jana Pawła II, 26. lipca 2005 r., godz. 20:00

Widzów: 7500, sędziował: Mirosław Ryszka (Warszawa)

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 1:1

Bramki:

1:0 Kubica (33.)

1:1 Uche (72.)


Składy:

Bledzewski

G. Bronowicki

Jurkowski

Bożyk

Šiklić

Andruszczak (81. Popiela)

Wędzyński

Sokołowski

Nazaruk (76. Madej)

Kubica

Kucharski (61. Kaczmarczyk)


Majdan

Baszczyński

Kłos

Kowalczyk

Stolarczyk (63. Głowacki)

Uche

Sobolewski

Gołoś (46. Cantoro)

Zieńczuk

Frankowski

Kuźba (46. Paweł Brożek)


Piłkarz meczu:

Kalu Uche


Początek sezonu 2005/06 wypadł wiślakom bardzo blado. Gdybyśmy chcieli być obiektywni, śmiało musielibyśmy przyznać, że Biała Gwiazda niekoniecznie zasłużyła choćby na punkt, który wywiozła z Łęcznej. I tak też mówimy!

Wisła zaczęła mecz z kilkoma piłkarzami, których wiosną nie znaleźlibyśmy w naszym podstawowym składzie. Wszystko jednak zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami. Na obronie zagrał więc Jacek Kowalczyk, w pomocy debiutował w Wiśle Konrad Gołoś, a powrócił do niej Kalu Uche. W ataku zaś próżno było szukać Macieja Żurawskiego, którego próbował zastąpić Marcin Kuźba. Tak odmieniona Wisła wyglądała dzisiaj jak zespół z „kompleksem Żurawia”, gdyż lidera zespołu brakowało i to bardzo.

Ciężko się zresztą doszukiwać dzisiaj optymizmu, którym jeszcze przed spotkaniem tryskała wiślacka ekipa.

Gospodarze od pierwszych minut grali twardo i nieustępliwie, dość powiedzieć, że Andrzej Kubica żółtą kartkę obejrzał już w 2. minucie gry. Jeżeli napisałbym, że początek spotkania należał do gospodarzy, po prostu bym… skłamał. Do futbolistów z Lubelszczyzny należała cała I część meczu. Na nasze szczęście zarówno Wędzyński w 8. min., jak i Sokołowski, w 11., strzelali odpowiednio obok i nad naszą bramką.

W odpowiedzi z dystansu uderzył, tyle że na wiwat, Konrad Gołoś, który debiutu w Wiśle na pewno nie zaliczy do udanych.

Górnik mógł prowadzić już po kwadransie, ale Majdan „żył w bramce” i wybiegiem uprzedził Jurkowskiego, który niespodziewanie zapędził się aż na nasze pole karne. Najgroźniejsza akcja Wisły, w tej części meczu, miała miejsce w minucie 20. Marek Zieńczuk przerzucił piłkę nad jednym z obrońców i uderzył na bramkę bronioną przez Bledzewskiego. Futbolówka przeleciała jednak nad nią, gdyż trafiła po drodze w nogę obrońcy. Wisła ma jeszcze dwa kolejne rzuty rożne ale nie przyniosły one większego zagrożenia dla gospodarzy, którzy odpowiadają akcją Bronowickiego, po której Radek Majdan zażegnuje niebezpieczeństwo, ładnie łapiąc dośrodkowanie obrońcy Górnika.

Na chwilę do głosu dochodzi Wisła. Wreszcie dobrze zagrywa piłkę Uche, ale Bledzewski wychodzi z opresji obronną ręką. Jeszcze w 32. min. groźnie pod bramką gospodarzy, kiedy to po rzucie rożnym głową uderzył Kłos, ale już minutę później jest 1:0 dla Łęcznej!

Wrzutkę w pole karne nie przecina nikt z rosłych stoperów Wisły, świetnie do piłki wyskakuje Andrzej Kubica, który celnie uderza głową w długi róg nie dając Radosławowi Majdanowi żadnych szans na skuteczną interwencję! Zasłużone – mimo wszystko – prowadzenie gospodarzy! Wisła potrafi jedynie odpowiedzieć wrzutką Zieńczuka, którą bez problemów wyłapuje Bledzewski, gospodarze zaś mają kolejne szanse. W 38. min. Majdan z trudem łapie uderzenie, wyrożniającego się w Łęcznej, Andruszczaka, a tuż przed przerwą niewiele myli się Wędzyński, strzelając obok bramki. Do szatni schodzimy więc przegrywając, a mina Tomasza Frankowskiego, który krótko wypowiedział się przed kamerami Canal+ - mówiła sama za siebie.

Na II połowę Jerzy Engel nie wpuścił już bezproduktywnych: Gołosia i Kuźbę. Ich miejsce zajęli Cantoro i Paweł Brożek, i przyznać trzeba, że dwójka ta zaprezentowała się o wiele lepiej od swoich poprzedników.

Na nic by się to jednak zdało, gdyby piłkarzom z Łęcznej nie zabrakło zimnej krwi na początku II połowy, kiedy to powinni dobić Wisłę. Na nasze szczęście, podobnie jak na tym stadionie wiosną, nie popisał się Cezary Kucharski, który w 49. min., z dogodnej pozycji, nie trafił choćby w bramkę. Minutę później podziękować możemy… panu Ryszce. Górnik wyszedł z kontrą, a że Radkowi Sobolewskiemu niezbyt chyba chciało się już grać, więc pociągnął za rękę rywala. Sędzia zastosował przywilej korzyści, ale po – ostatecznie nieudanej – akcji gospodarzy powinien pokazać Sobolowi żółta kartkę. Gdyby to zrobił reprezentacyjny pomocnik powinien boisko opuścić, bo jedną żółtą kartkę na swoim koncie już miał. Ryszka – o dziwo – kartki Sobolowi jednak nie dał…

W 53. minucie kibice Wisły mogli złapać się za głowy! Prostopadłą piłkę z głębi pola otrzymał Franek, a że defensywa Górnika zapomniała na moment o królu strzelców poprzedniego sezonu, więc ten znalazł się sam na sam z Bledzewskim! Uderzył źle z 16 metrów i nawet nie trafił w bramkę. Była to wyborna okazja Wisły.

Z każdą minutą II połowy nasza przewaga jednak rosła, nie była ona wprawdzie przygniatająca, albo choćby taka, do jakiej byliśmy onegdaj przyzwyczajeni, ale widać było, że przysłowiowe „powietrze” uchodzi już z gospodarzy. W 63. min. ładnie z dystansu uderzył Cantoro. Piłka jeszcze skozłowała, ale Bledzewski poradził sobie z nią. Jako, że chwilę wcześniej kontuzji (nadciągnięcie mięśnia) doznał Maciej Stolarczyk, na boisko z konieczności wejść musiał Arek Głowacki.

W 66. min. znów pokazał się Uche, który ładnie podał w pole karne, jednak po sporym zamieszaniu szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy i wynik nie uległ zmianie.

W 68. min. wiślacy przeprowadzają klasyczną kontrę. Prawy skrzydłem ładnie uciekł Brożek i precyzyjnie dośrodkował w pole karne, wprost na głowę nadbiegającego Franka. Uderzenie naszego kapitana było ładne, ale Bledzewski – choć na raty – piłkę złapał. Za tą akcję wiślaków nie sposób jednak nie pochwalić.

W końcu zegar pokazał 72. minutę. O piłkę w narożniku boiska powalczył Brożek. Zdaniem liniowego, ta opuściła plac gry zanim wiślak nabił piłkę o nogę obrońcy gospodarzy. Innego zdania był jednak sędzia Ryszka, który pokazał na rzut różny. Z niego precyzyjnie dośrodkował Tomasz Frankowski, a Kalu Uche, który świetnie uwolnił się spod opieki rywala, wyskoczył w swoim stylu najwyżej ze wszystkich i piękną główką zdobył wyrównującą bramkę! Było 1:1 – wynik, który po pierwszej części gry wielu kibiców wzięłoby w ciemno! Teraz jednak otworzyła się szansa nawet na wygraną.

W 77. min. znów z dystansu spróbował Wędzyński, ale i tym razem nie wstrzelił się w bramkę. W odpowiedzi, już po kolejnych dwóch minutach, setkę miał Paweł Brożek! Niestety źle przyjął piłkę, i choć udało mu się nawet minąć bramkarza (przerzucił nad nim futbolówkę), to już celnego strzału nie oddał… Mogliśmy prowadzić.

Szansa na wygranie meczu otworzyła się w 82. min., kiedy to wychodzącego z piłką Marcina Baszczyńskiego taktycznym faulem powstrzymał Šiklić, za co zobaczył drugą żółtą, a następnie czerwoną kartkę. Ostatnie osiem minut mogliśmy więc grać z przewagą jednego gracza. Niestety już pięć minut później wiślackim antybohaterem okazał się Radosław Sobolewski. Górnik próbował wyjść z kontrą, a Sobol, który ewidentnie nie zamierzał dotrwać do końca meczu, sfaulował rywala. Tym razem Ryszka już mu nie podarował… i słusznie wyrzucił wiślaka z boiska. Siły się wyrównały, a przez pięć minut gry w przewadze Wisła przeważała i mogła dobić rywala!

Końcówka to dwie okazje, po jednej dla każdej z drużyn. W 89. min. Kaczmarczyk trafia w boczną siatkę naszej bramki, za co solidnie krzyczą na siebie Zieńczuk z Kowalczykiem. Zaś w 90. minucie Zieniu próbuje jeszcze pokonać Bledzewskiego, ale nie trafia w bramkę. Mecz kończy się więc wynikiem 1:1…

Dzisiejszy występ wiślaków to był – jak mówił przed meczem trener Engel – ciąg dalszy przygotowań do eliminacji Ligi Mistrzów. Jeżeli traktować go w kategorii sparingu, to był to takl sobie sparing, z wymagającym i walecznym rywalem. Jeżeli już w kategorii meczu… Cóż. Dzisiaj nasi piłkarze zaprezentowali jednak „futbol na nie”.

Na koniec słowo o naszym wyróżnieniu. Z przekroju całych 90 minut Kalu Uche na pewno nie zasłużył na miano jego gracza. Gdyby jednak nie jego spryt i piękny gol, już na inauguracje „popłynęlibyśmy”. Trochę na wyrost, ale ciężko byłoby dzisiaj kogoś naprawdę wyróżnić.

• Dodał: Piotr (2005-07-26 21:56:45)

Komentarz pomeczowy

Pozbycie się Wernera Lički i zatrudnienie Jerzego Engela, zdaniem wielu kibiców, miało zwiastować powrót do stylu gry z nie tak odległych czasów, gdy Wisła Kraków w wielu meczach zachwycała ofensywnym i bardzo skutecznym futbolem. Mecz w Łęcznej udowodnił, że nie jest to takie proste.

Jerzy Engel dostał premię zaufania z dwóch powodów.

Po pierwsze, zastąpił wyjątkowo mało cenionego przez wiślackich fanów Ličkę. Można zresztą odnieść wrażenie, że ktokolwiek nie zastąpiłby Czecha (no, może z małymi wyjątkami) zostałby przez niektórych sympatyków Wisły uznany za męża opatrznościowego naszego klubu.

Po drugie, w wielu kibicowskich głowach ciągle żywe jest wspomnienie "Futbolu na TAK", z jakiego zasłynęła prowadzona przez Engela reprezentacja Polski. Choć pamięć bywa wybiórcza: piękną i skuteczną grę kadra prezentowała jedynie w kilku meczach eliminacyjnych (owszem, kluczowych - z Norwegią i Ukrainą). Większość pozostałych spotkań, z niesławnymi potyczkami z Portugalią i Koreą Południową (fakt, obiektywnie znacznie lepszymi zespołami niż Polska) przypominało raczej drogę przez mękę. Długie wybicia Jerzego Dudka do Radosława Kałużnego w meczu z gospodarzami MŚ 2002 na długo pozostaną dla mnie symbolem bezsilności taktycznej trenera w ważnej potyczce. Mimo wszystko, sam fakt awansu do MŚ był nie lada sukcesem dla kraju, który czekał na występ w nich 16 lat...

Niejeden kibic począł zatem nieśmiało dumać, że skoro Engel przerwał niemoc reprezentacji, to może także przyczyni się do przełamania fatalnej passy Wisły w pucharach. Co jak co, ale sukces europejski Białej Gwiazdy, po dwóch latach kompromitacji, jest nam niezbędnie potrzebny...

Zachowanie dominacji w lidze jest już zadaniem tak oczywistym, że nie wymaga dodatkowych uwag. Już na początku swej pracy Engel stanął wszakże przed nie lada wyzwaniem: nauczeniem Wisły grania bez Macieja Żurawskiego. Co prawda mądre przysłowie uczy, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale czasem zastępowanie ich jest bardzo żmudnym i długotrwałym procesem. Doświadczył tego zwłaszcza Henryk Kasperczak, który stracił trzech kluczowych piłkarzy po pamiętnym sezonie sukcesów w Pucharze UEFA. Doświadczył tego na mniejszą skalę, ale wciąż bardzo istotną, Werner Lička, gdy przyszło mu konstruować zespół bez Mirosława Szymkowiaka i Damiana Gorawskiego. Engel stracił co prawda tylko jednego (przynajmniej na razie) gracza, ale za to o absolutnie kluczowym znaczeniu.

Teoretycznie w klubie czekał na szansę znakomity następca. Marcin Kuźba trzy lata temu grał równie dobrze jak Żuraw. Właśnie, trzy lata temu. Zbyt wiele czasu stracił Kuźba na leczenie kontuzji, by pozostało to bez wpływu na jego formę. Wciąż może ją odzyskać, ale potrzebuje jeszcze więcej czasu. Mecz w Łęcznej dobitnie to wykazał. Znacznie lepiej od Kuźby wypadł Paweł Brożek. Wiosenne występy w roli zmiennika zupełnie mu nie wychodziły. We wtorek wreszcie potwierdził walory, które mu się przypisuje: dynamikę, werwę, ciąg na bramkę. Potwierdził jednak także wadę, którą często i słusznie mu się wytyka: jest bardzo nieskuteczny. W decydujących dla powodzenia akcji chwilach zawodzą go nerwy: bądź wybiera złe rozwiązanie, bądź popełnia proste błędy techniczne. Od piłkarza, który od lat uchodzi za wielki talent, trzeba wymagać, aby wreszcie wyzbył się tych złych nawyków. Trzeci napastnik, ten najlepszy i zwykle najpewniejszy (biorąc pod uwagę całokształt występów w barwach Wisły), czyli Tomasz Frankowski zagrał w Łęcznej tak, jak zwykle grał wiosną: bez wyrazu i nieskutecznie. Oby forma Franka wróciła w ekspresowym tempie. Inaczej naszą ostatnią nadzieją w linii ataku będzie Marek Penksa. O ile sympatyczny Słowak akurat w Wiśle wykaże się skutecznością, której najwyraźniej brakowało mu w poprzednich klubach... Jako niesmaczny żart traktuję na razie doniesienia o rozmowach z Jackiem Kosmalskim. Co prawda, czasem najmniej wydawałoby się predysponowani do tego piłkarze nagle zachwycają fantastyczną formą, ale akurat gracz Polonii za następcę Żurawskiego lepiej niech w Wiśle nie robi...

Nieobecność Żurawia miała rekompensować także druga linia. Mamy w niej problem bogactwa. Bardzo doświadczeni gracze, uznawani za najlepszych na swych pozycjach w lidze, rywalizują o miejsce z młodymi piłkarzami, którzy z kolei uchodzą za największe talenty polskiej ligi. Taka mieszanka powinna zapewnić bezwzględną dominację w polskiej lidze. Aby jednak tak się stało, muszą być spełnione trzy fundamentalne warunki: piłkarze muszą być w dobrej formie, muszą być zgrani, muszą mieć pomysł na grę. Ten ostatni być może przed meczem został wiślakom przekazany przez Engela, ale zwłaszcza w fatalnej pierwszej połowie, właściwie nie dało się dostrzec śladów jego realizacji. Druga linia grała bezładnie, wolno, mało efektywnie także w destrukcji. Doniesienia ze sparingów wskazywały, że postrachem rywali będą nasze skrzydła: Marek Zieńczuk i Kalu Uche. Zieńczuk miał tylko przebłyski dobrej gry. Uche przeplatał zagrania znamionujące bardzo wysoką klasę z nieudanymi. Strzelił jednak gola i już choćby z tego powodu można zakładać, że w tej rundzie może być piłkarzem o kluczowym znaczeniu dla zespołu. Potrzebny jest bowiem ktoś, kto gdy nie idzie, potrafi niekonwencjonalnym zagraniem przełamać niemoc kolegów. Taką rolę mógłby także spełniać Jakub Błaszczykowski, który w paru wiosennych meczach błysnął niespotykanym na polskich boiskach talentem. Najwyraźniej jednak Engel nie dowierza w klasę młodego pomocnika, względnie bardziej wierzy w umiejętności innych graczy Białej Gwiazdy... Gdyby trafność jego wyborów miał weryfikować wyłącznie mecz w Łęcznej, należałoby naszego nowego trenera posądzić o znaczącą pomyłkę. Istniała bowiem możliwość, aby w nowym systemie, z ofensywnym i defensywnym pomocnikiem, znalazło się miejsce i dla Błaszcza i dla Nigeryjczyka. Tymczasem Engel postawił na debiutanta, "swojego człowieka", jak kwituję złośliwcy, czyli Konrada Gołosia. Ten zawiódł. Po części zjadła go trema, po części ten niewątpliwie utalentowany pomocnik, po prostu nie jest jeszcze gotowy, aby prowadzić grę Mistrza Polski. Należy dawać mu szansę, ale nie kosztem innych talentów, czy zawodników znajdujących się w lepszej formie. A w takiej jest Mauro Cantoro. Argentyńczyk, który lada dzień niestety może pożegnać się z Wisłą, dał dobrą zmianę. Co prawda, nie uniknął błędów, ale od Gołosia wypadł znacznie lepiej. El Toro górował także nad Radosławem Sobolewskim, który zanotował jeden z najgorszych występów w barwach Białej Gwiazdy. Aż dziw bierze, że tak doświadczony piłkarz może zarobić dwie tak głupie żółte kartki... Ponoć Sobol był obserwowany przez menadżera ze Szkocji (tego od Żurawia...). Wątpliwe, czy takim występem zwiększył swe szanse na powiększenie polskiej kolonii na wyspach. I dobrze zresztą. Wisła potrzebuje i Sobolewskiego i Cantoro.

Po sparingach najwięcej krytycznych uwag wygłaszano o wiślackiej obronie. Raz, że zdekompletowana, dwa, że niepewna. Pierwszy mecz ligowy potwierdził obie opinie. Gdy z boiska musiał zejść - bardzo zresztą przeciętnie grający (brak ofensywnych wejść!) - Maciej Stolarczyk, w rolę lewego obrońcy wcielił się Jacek Kowalczyk - od lat przede wszystkim stoper, z całą pewnością nie na tyle uniwersalny gracz, aby mógł uchodzić za naturalnego zmiennika Stolarczyka. Cała defensywa wypadła przeciętnie. Niby Łęczna do przerwy nie miała stuprocentowych sytuacji (gol Kubicy zawalił fatalnie kryjący Sobolewski), ale trudno było uznać naszą defensywę za monolit. Ponadto zbyt często obrońcy Wisły tracili piłkę, bezsensownie podając ją do krytych kolegów lub ekspediując futbolówkę tam, gdzie nikogo z wiślaków nie było... W drugiej połowie doszły przyprawiające o palpitację serca błędy w kryciu. Łęczna miała za dużo okazji do pogrążenia Wisły zwłaszcza w pierwszych minutach tej części gry...

Radosław Majdan spisał się nieźle, gola nie zawalił, niczego nadzwyczajnego też nie wybronił.

Parę akcji z drugiej połowy pozwala na niewielki optymizm przed kolejnymi meczami. Warto też pamiętać, że choć w ostatnich latach Wisła wygrywała mecze otwarcia, to zwykle w nich nie zachwycała, a dopiero w połowie i końcówce rundy stanowiła walec nie do powstrzymania dla rywali. Tyle że przed nami eliminacje LM i wypadałoby i w nich błyszczeć formą, ale czy Engel zdąży to wszystko odpowiednio poukładać? Zadanie ma trudne, a czasu mało.