2005.09.10 Wisła Kraków – Pogoń Szczecin 2:1

Z Historia Wisły

2005.09.10, Orange Ekstraklasa, 6. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 18:15
Wisła Kraków 2:1 (1:1) Pogoń Szczecin
widzów: 10.000
sędzia: Tomasz Mikulski (Lublin)
Bramki
Marek Zieńczuk 12’

Marek Zieńczuk 71’
1:0
1:1
2:1

18' Andradina

Wisła Kraków
Radosław Majdan
Dariusz Dudka
Tomasz Kłos
Arkadiusz Głowacki
Maciej Stolarczyk grafika: Zmiana.PNG (73’ Marcin Baszczyński)
Jean Paulista
Mauro Cantoro
Konrad Gołoś grafika: Zmiana.PNG (59’ Radosław Sobolewski)
Grafika:Zk.jpg Marek Zieńczuk
Paweł Brożek grafika: Zmiana.PNG (58’ Marek Penksa)
Grafika:Zk.jpg Paweł Kryszałowicz

trener: Jerzy Engel
Pogoń Szczecin
Boris Peškovič
Krzysztof Michalski Grafika:Zk.jpg
Paweł Magdoń Grafika:Zk.jpg
Julcimar
Grzegorz Matlak
Michał Łabędzki
Przemysław Kaźmierczak
Andradina grafika: Zmiana.PNG (79’ François Elokan)
Cláudio Milar grafika: Zmiana.PNG (61’ Mineiro)
Rafał Grzelak
Radek Divecký grafika: Zmiana.PNG (82’ Łukasz Trałka)

trener: Bohumil Panik

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje meczowe

Marek Zieńczuk przyćmił debiutantów

To miał być mecz debiutów: Pawła Kryszałowicza w Wiśle, Arka Głowackiego w roli kapitana i nowego Wiślackiego Smoka. Wszystkich przyćmił jednak Marek Zieńczuk, zdobywca dwóch zwycięskich goli.

"Zieniek" zrehabilitował się więc za nieudany występ w Atenach, po którym wielu widziało w nim największego winowajcę odpadnięcia "Białej Gwiazdy" z Ligi Mistrzów. Bohater spotkania, pamiętający nadal mecz z Panathinaikosem, powiedział w szatni: "Gdyby taka jedna siadła mi w Atenach"...

Gole pan Marek zdobywał bardzo efektowne. Pierwszego po dośrodkowaniu z lewej strony Pawła Kryszałowicza. Zieńczuk nietypowo dla siebie zamykał akcję z prawej strony, uderzył piłkę z woleja a ta wpadła przy dłuższym słupku bramki Peskovicia (asysta: Kryszałowicz). Miało to miejsce w 12 minucie meczu. Wcześniej prowadzenie powinien zdobyć debiutujący Kryszałowicz, ale golkiper Pogoni efektownie wybronił jego strzał głową z 2 minuty spotkania.

Pogoń w pierwszych dwudziestu minutach prezentowała się bardzo mizernie. Wisła spokojnie przedostawała się pod pole karne rywala. Niestety, w 18 minucie błąd w obronie gospodarzy spowodował, że pierwsza akcja Pogoni zakończyła się bramką. Świetnie centrował z lewej strony Matlak, lot piłki skontrował główkujący z 8 metrów Edi, co uniemożliwiło Radosławowi Majdanowi jakąkolwiek interwencję.

Do przerwy więcej goli nie padło, mimo iż prób ze strony Wisły było co nie miara. Zawiodło jednak zgranie, zwłaszcza pomiędzy Pawłami Brożkiem i Kryszałowiczem; nic dziwnego, skoro obaj po raz pierwszy spotkali się w jednej drużynie w czwartek... Najlepszą okazję dla Wisły zmarnował Paweł Kryszałowicz w 41 minucie po podaniu Paulisty, właściwie trudno odgadnąć jakim cudem piłkę wybił mu na 10. metrze Magdoń. Ale i Pogoń mogła zdobyć bramkę, gdy Paulista nie pobiegł za Claudio Milarem i ten po podaniu Grzelaka znalazł się sam przed Majdanem. Bramkarz Wisły na szczęście wygrał ten pojedynek. - Radek był tam, gdzie potrzebował go zespół - skomentował tą sytuację trener Engel.

Po zmianie stron gra Wiśle kompletnie przestała się kleić. Trzeba było wejścia kadrowiczów - Radosława Sobolewskiego i Marcina Baszczyńskiego oraz Słowaka Marka Penksy by wreszcie Wisła zyskała wyraźną przewagę. Wracając do "Sobola" i "Baszcza" - obaj rozpoczęli ten mecz na ławce rezerwowych, ale przy stanie 1:1 w 60 minucie meczu trener Engel nie widział innego wyjścia jak wstawić ich do gry. Nie byłoby to konieczne, gdyby w 53 minucie Paweł Kryszałowicz wykorzystał najlepszą z możliwych sytuacji bramkowych - po prostopadym podaniu Zieńczuka nowy napastnik Wisły znalazł się sam przed Peskoviciem, ale nie udało mu się minąć słowackiego bramkarza.

Radosław Sobolewski miał swój udział przy bramce, która dała zwycięstwo Wiśle. Długo zastanawiał się czy oddać strzał, wreszcie zagrał na lewo do Marka Zieńczuka, który uderzył natychmiast: mocno, precyzyjnie, skutecznie (asysta: Sobolewski). Po tym golu Wisła nie dała już sobie wydrzeć zwycięstwa, a jego rozmiary mógł zwiększyć... Paweł Kryszałowicz. W 81 minucie minął już bramkarza, jednak uderzenie z ostrego kąta zablokował jeden z powracających defensorów.

Wisła po tym zwycięstwie powraca na fotel lidera Idea Ekstraklasy.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 2:1

Wiślacy zasłużenie pokonali dzisiaj szczecińską Pogoń 2:1, ale jeżeli miała to być udana próba generalna przed czwartkowym meczem I rundy Pucharu UEFA, to... nie była. Na pewno jako duży plus zaliczyć należy... skuteczność, ale tylko jednego piłkarza - Marka Zieńczuka. To właśnie Zieniu zdobył obydwie bramki dla "Białej Gwiazdy", zapewniając jej wygraną.

VI kolejka ligi polskiej, sezon 2005/2006

Kraków, ul. Reymonta, 10. września 2005 r., godz. 18:15

Widzów: 12 000, sędziował: Tomasz Mikulski (Lublin)

Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 2:1

Bramki:

1:0 Zieńczuk (12.)

1:1 Andradina (18.)

2:1 Zieńczuk (71.)


Składy:

Majdan

Dudka

Kłos

Głowacki

Stolarczyk (73. Baszczyński)

Paulista

Gołoś (59. Sobolewski)

Cantoro

Zieńczuk

Paweł Brożek (58. Penksa)

Kryszałowicz


Peškovič

Michalski

Magdoń

Julcimar

Matlak

Łabędzki

Kaźmierczak

Andradina (79. Elokan)

Milar (61. Mineiro)

Grzelak

Divecký (82. Trałka)


Piłkarz meczu:

Marek Zieńczuk

• Wisła nie zagrała dzisiaj wielkiego meczu. Faktem jest jednak, że trener Engel trochę pożonglował składem, dając odpocząć na ławce kadrowiczom: Baszczyńskiemu i Sobolewskiemu.

Widać było jednak dzisiaj gołym okiem, że letnie osłabienia składu odbiły się na jakości naszej gry. Narzekaliśmy ostatnio na defensywę, dziś zaś okazało się, że mogą nastać teraz czasy, gdy ponarzekamy także na... atak. Nie może być jednak inaczej, bo parę: Żurawski – Frankowski nie zastąpią „z marszu” dwa Pawły: Brożek i Kryszałowicz. Ten pierwszy zagrał zresztą dzisiaj bardzo słabo, drugi zaś na pewno debiutu nie zaliczy do udanych.

A mogło być o wiele przyjemniej. Wisła ruszyła bowiem od pierwszego gwizdka do ataku i już w 2. minucie Kryszał dostał górną piłkę od Zienia, strzelił głową tak jak należy, tyle tylko, że golkiper Pogoni, Peškovič, spisał się znakomicie - odbijając piłkę na róg. Powinno być 1:0. Wisła przeważała, grała szybo, stąd i kolejna okazja w minucie 5. Na strzał zdecydował się Marek Zieńczuk, tyle że trafił w środek bramki i Peškovič, choć na raty, piłkę złapał.

W minucie 12. nie miał już jednak nic do powiedzenia! Tym razem role - przy podaniach - się odmieniły. Piłkę po rzucie rożnym przy bocznej linii pola karnego wywalczył od Milara Cantoro, zagrywając wślizgiem podał do Kryszałowicza, który przerzucił na drugą stronę. Do tak zagranej futbolówki doszedł Marek Zieńczuk i precyzyjnym strzałem, z pierwszej piłki „po długim”, nie dał Peškovičiowi żadnych szans! Szybkie i zasłużone 1:0!

Co ciekawe Urugwajczyk Milar, którego pamiętamy zapewne z wiosennego meczu Wisły z Pogonią, kiedy to po jego zagraniu ręką padł gol dla portowców, chwilę przed stratą futbolówki na rzecz Cantoro także zagrał piłkę ręką! Tym razem we własnym polu karnym. Gdyby więc nie zagranie Mauro, Kryszała i późniejszy gol Zienia - powinien być karny dla "Białej Gwiazdy". Wspomniany Milar kilkadziesiąt minut później także pomógł sobie ręką, przy linii bocznej boiska, gdy Pogoń wychodziła z kontratakiem, czego także nie dostrzegł sędzia. Widać taki już jego "atrybut"...

Wisła ruszyła aby szybko wynik podwyższyć i nadziała się na kontrę gości. Akcja lewą stroną, błąd Kłosa, na leniwe dośrodkowanie w pole karne pozwolił Dudka… a Głowa na spółkę z Cantoro, Stolarczykiem i Majdanem lekceważą ociężałego Ediego Andradinę, ten zaś spokojnie strzela głową i jest 1:1!

Konsternacja… a mogła być jeszcze większa, gdyby nie przyjęcie „na siebie” przez Gołosia strzału piłkarza Pogoni z 23. minuty.

Chwilę później akcję przeprowadza Wisła, nożycami próbuje strzelać Brożek, ale nie trafia w bramkę. W 27. min. z szybką akcją znów wychodzą wiślacy, ale psuje ją Brożek, źle podając do Kryszała.

W 34. min. znów zasypia wiślacka obrona, ale główka Kaźmierczaka nie była aż tak skuteczna, jak Andradiny.

Cztery minuty później powinniśmy jednak znów prowadzić. Ładnie w pole karne piłkę wrzucił Dudka, tyle że Brożek w nią nie trafił. W 40. min. prawdziwego pecha ma Kryszał. Były gracz Amiki ograł już obrońcę, który przewrócił się w polu karnym, ale przy tym szczęśliwie upadł tak, że wybił piłkę spod nóg wiślaka… Gdyby nie to, gol musiałby paść. Po kolejnych dwóch minutach na strzał z dystansu decyduje się Cantoro, ale piłka mija nieznacznie bramkę Pogoni.

Gdy wydawało się, że na tym skończą się emocje I połowy, wiślackim obrońcom uciekł Milar, który znalazł się sam na sam z Majdanem! Nasz bramkarz kapitalnie broni jednak nogami uderzenie Urugwajczyka, rehabilitując się za puszczonego gola.

Do przerwy jest więc 1:1.

Spodziewać by się można, że II połowa rozpocznie się od jeszcze większego natarcia Wisły, ale żadnej gry „na hura” nie było. Była natomiast kolejna szansa Kryszała, ale ten znów nie potrafił pokonać Peškovičia, choć był z nim w sytuacji sam na sam!

W min. 56. groźnie zaatakowali goście, jednak uciekający (gdzie był Dudka?) lewym skrzydłem Matlak trafił tylko w boczną siatkę.

W 71. min. Wisła, trochę niespodziewanie, bo wcale jakoś specjalnie nie przeważaliśmy, zadała decydujący cios. Piłkę znów wywalczył Cantoro, przejął ją Paulista, podał na środek do Sobolewskiego, a ten odegrał na lewo do Zienia. Piłkarz z numerem "17" nie namyślał się zbyt wiele i strzelił znów precyzyjnie w długi róg. Piłka zatańczyła w siatce, ku wielkiej radości wiślackiej publiczności. 2:1!

Już do końca meczu jego obraz był jednakowy. Pogoń próbowała odrobić straty, ale poza kilkoma rzutami rożnymi i paroma dośrodkowaniami, nie zagroziła naszej bramce. Po drugiej stronie zaczęło się… podawanie pod Kryszała. Widać było, że Marek Zieńczuk robi wszystko, aby wyłożyć piłkę byłemu koledze, podawał mu nawet wtedy, gdy lepiej byłoby, aby sam strzelał, zwłaszcza że wychodziło mu to dzisiaj naprawdę dobrze! Ostatecznie Kryszał gola w debiucie w Wiśle nie zdobył.

Bliski był tego jednak w minucie 77., ale Peškovič zdjął mu piłkę z głowy. W 81. min. Kryszał ograł już nawet bramkarza, ale odszedł z piłką w bok, do tego zbyt lekki strzał na rzut różny wybił obrońca.

W końcówce groźniej zaatakować próbowała Pogoń, a grą defensywną imponował zwłaszcza… Marek Penksa, którego określiliśmy wspólnie na trybunach jako… defensywnego napastnika. Sędzia doliczył jeszcze trzy minuty, ale wynik nie uległ już zmianie.

Wisła wygrała – jak już pisałem – zasłużenie, ale przyznać trzeba szczerze, że nie byli wiślacy dzisiaj tą rozpędzoną „maszynką do wygrywania” do jakiej byliśmy ostatnio przyzwyczajeni. Oby jednak w Guimarăes osiągnąć wynik… podobny!

PS. W dzisiejszym meczu, poza debiutem Pawła Kryszałowicza, mieliśmy także dwa kolejne. Pierwszym był debiut w roli kapitana Wisły Arka Głowackiego!

Zaś drugim pierwszy występ nowej wiślackiej maskotki - Smoka Wawelskiego, który pokazał się dzisiaj w nowym uniformie, no i oczywiście w nowej obsadzie personalnej!

Dodał: Piotr (2005-09-10 20:40:30)

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja pomeczowa

Konferencja prasowa po meczu z Pogonią odbyła się wyjątkowo na wolnym powietrzu, pod trybuną VIP, ponieważ pomieszczenie konferencyjne jest obecne remontowane. Trener Pogoni Bohumil Panik życzył szkoleniowcowi Wisły powodzenia w Guimaraes.

Bohumil Panik (trener Pogoni):

- Zagraliśmy dobry mecz. Wisła jest mocna w grze kombinacyjnej, dobrze spisywał się na prawej stronie Paulista, to dobra zmiana za Uche. Mieliśmy szansę na prowadzenie tuż przed przerwą. Wisła stworzyła więcej sytuacji, ale do końca walczyliśmy o wynik. Taki mecz to wzór dla innych: dobra atmosfera, ładny stadion, dużo technicznych, szybkich zagrań. Piłkarze pokazali jak powinna wyglądać piłka. Nam brakuje punktów. Gole straciliśmy po stratach piłki tuż przed linią obrony. Obecna drużyna Wisły jest troszkę inna. Każdy nowy piłkarz wchodzący do drużyny chce się pokazać. Zieńczuk wiele razy był w środku boiska, przeprowadzał rajdy z pilka, rozbił nam środek, on robił przewagę. Paulista gra wiecej po linii.

Jerzy Engel:

- Było to dla na trudne spotkanie, ponieważ nie miałem siedmiu graczy w trakcie przygotowań. Był znak zapytania jeśli chodzi o występ reprezentantów, chciałem ich oszczędzić, zwłaszcza najlepszego w dwumeczu z Austrią i Walią Sobolewskiego. Gdyby wynik był korzystny wogóle by nie wystąpili. Przy stanie 1:1 byłem zmuszony wpuścić obu zawodników i gra się zmieniła. Sobolewski był współautorem drugiej bramki, to po jego podaniu Zieńczuk zdobył drugą bramkę. Nie podzielam optymizmu trenera Panika wobec Paulisty. Portugalczyk nie cofnął się po piłkę w sytuacji Milara z końcówki pierwszej połowy.

Graczem meczu był Zieńczuk. W szatni powiedział "gdyby taka jedna siadła mi w Atenach...". Widać, że ten mecz jeszcze gdzieś siedzi w tych zawodnikach...

Lubię tą Wisłę, która dziś grała, walczyła o zwycięstwo do ostatniej minuty, mimo iż nie zawsze prezentowała futbol, który byśmy chcieli oglądać. Nowe elementy przygotowujemy z całym zespołem. Było widać, że Kryszałowicz nie wkomponował się w zespół, ale spotkał się dziś z Brożkiem na boisku po raz pierwszy. Najbardziej żałuję jego sytuacji z podania Zieńczuka. Szkoda, że to firmowe zagranie Wisły nie zostało wykończone bramką.

Wisła gwarantuje jedno - widowisko. Ten zespół trzyma w napięciu do końca spotkania. To jest widowisko dla publiczności. Musimy zdać sobie sprawę, że Wisła stawia na ofensywę. Wisła nie boi się stracić bramki, ale też bramki zdobywa.

Widać, że Wiśle potrzeba graczy wysokich, bo gra w powietrzu sprawia nam problemy.

Barreto ma dość daleko do gry. To zawodnik po urazie, ma dużą przerwę. Potrzebuje też specjalną zgodę federacji, bo jest alergikiem i musi zażywać leki sterydowe. W rezerwach też w związku z tym nie moze zagrac. fizycznie na razie bardzo odbiega od druzyny.

Każdy gracz, również Gołoś potrzebuje czasu. Cantoro też się długo wprowadzał do zespołu. Gołoś ma to samo, zrobił kolosalny postęp, jeszcze rok temu gral w 3. lidze. Na pozycji rozgrywającego potrzebuje wiecej czasu. Wprowadzany do drużyny jest oszczędnie.

Przećwiczyliśmy dziś grę nogami Radka Majdana. Wyglądała ona średnio, musimy to jeszcze potrenować. Cieszę się z jego interwencji, ona podbuduje Radka przed nastepnymi spotkaniami. Była to ważna sytuacja, Radek był tam, gdzie potrzebował go zespoł.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Głos ma kapitan - Arkadiusz Głowacki

- Czuję się zaszczycony, dla mnie jest to naprawdę wielkie wyróżnienie - mówił o pełnieniu przez siebie funkcji kapitana Arkadiusz Głowacki. - Bycie kapitanem nie oznacza, że trzeba krzyczeć - dodaje obrońca Wisły.

Jak się czujesz w nowej roli?

- Od roli generalnie nic się nie zmienia. Czy opaska obciąża? Rzeczywiście, przegina trochę w lewo ;-) Czuję się zaszczycony, dla mnie jest to naprawdę wielkie wyróżnienie.

Raczej jednak jesteś zawodnikiem, który obserwuje niż pokrzykuje na partnerów. Czujesz się mentalnie przygotowany do tej roli kapitana?

- Nie wiem czy Tomek Frankowski był zawodnikiem, który krzyczał dużo. Bycie kapitanem nie oznacza, że trzeba krzyczeć. Będąc stoperem, grając z tyłu w obronie moją rolą jest podpowiadanie partnerom czy mam tą opaskę czy nie. Tu się wiele nie zmienia.

A nie próbowałeś rozmawiać więcej z sędzią, korzystając ze swych przywilejów kapitańskich?

- Myślę, że sędzia dobrze prowadził dzisiejsze zawody, więc nie było takiej potrzeby.

Ostatnio opaskę kapitana nosili świetni piłkarze, jak Maciej Żurawski czy Tomasz Frankowski, którzy jednak myśleli o opuszczeniu klubu. Ta tradycja zostanie podtrzymana?

- :-) Na dzień dzisiejszy nie ma co o tym myśleć. Okienko transferowe jest dawno zamknięte, skupiam się tylko i wyłącznie na naszej drużynie.

A jak wygląda od środka ta Wisła bez "Franka"? Z jego brakiem musieliście się dziś zmierzyć.

- Ciągle powtarzam, że w życiu wszystko się zmienia i trzeba po prostu dostosować się do sytuacji. Było widać, że brakowało nam trochę zgrania, choć z drugiej strony pokazaliśmy kilka ciekawych akcji. Jak by na to nie patrzeć - przed nami jeszcze wiele wspólnej pracy. Nie da się ukryć, że odeszli od nas znakomici zawodnicy.

Spodziewałeś się, że mecz ten będzie tak wyglądał? Akcja za akcję, cios za cios..?

- Generalnie uważam, że graliśmy bardzo dobrze do momentu straty bramki. Dyktowaliśmy warunki, narzuciliśmy swoje tempo. Po stracie gola przyszedł mały kryzys, Pogoń poczuła, że może coś w Krakowie osiągnąć. Na nasze szczęście skończyło się zwycięstwem, choć nie ukrywam - po ciężkim meczu.

Bramkę strzelił niewysoki Edi, jedyny skaczący do główki zawodnik Pogoni w tej sytuacji. To był chyba poważny błąd obrony?

- Muszę przeanalizować jeszcze raz tą sytuację i będę wiedział jak doszło do tej bramki. Był błąd w kryciu, to wszystko, nie ma co się nad tym dłużej rozwodzić. Oczywiście będziemy o tym rozmawiać na pomeczowej odprawie.

Jak odebraliście wczorajszą kolejną porażkę Vitorii?

- Nie wiem czy ten wynik będzie miał wpływ na nasz mecz. Na pewno przegrywając trzeci mecz z rzędu w lidze morale tych zawodników nie jest najwyższe. Może to być mały plus, ale absolutnie nie możemy się tym sugerować. Ta drużyna awansowała do Pucharu UEFA, coś musi grać, to nie jest przypadkowy zespół.

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu z Pogonią Szczecin

Z nadzieją, ale i niepokojem oczekiwaliśmy na pierwszy po zakończeniu letniego okresu transferowego występ „odmienionej” Wisły. Mecz z Pogonią był nie tylko okazją do debiutu dla Pawła Kryszałowicza, ale i próbą generalną przed spotkaniami z Vitórią Guimarães w PUEFA.

Próba niestety wypadła słabo, bo Wisła zaprezentowała się mizernie jakościowo. W defensywie królowała tradycyjna niepewność, która mogła się srodze zemścić, gdyby oprócz Ediego do bramki Majdana trafił przed przerwą również Milar - a w ofensywie konstrukcja tonęła w statyczności, niedokładności i braku pomysłu. Jedynie akcje Zieńczuka i Paulisty potrafiły tworzyć zagrożenie pod bramką „portowców”, choć temu drugiemu bardzo brakowało efektywności. Słabo zorganizowana w tyłach Pogoń, dysponująca piłkarzami mającymi ogromne problemy z przygotowaniem kondycyjnym i wyszkoleniem technicznym, kryjąca „na radar”, zwykle bez większych kłopotów nadążała z neutralizowaniem akcji Wiślaków. Naturalnie nie licząc momentów bramkowych. To nie napawa optymizmem przed meczami z Portugalczykami.

Największe negatywy (skala „europejska”, numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

1. Gra bez piłki. Podobnie jak w poprzednim meczu z Odrą Wodzisław stanowiła duży problem naszego zespołu. We wszystkich formacjach brakowało ruchu, pokazywania się „do gry”, korelacji i aktywności pozycyjnej.

2. Wadliwe reakcje indywidualne i niewymuszone błędy techniczne. Przejawiały się niemal ciągle, zarówno w zbyt późnym pokazywaniu się do podań, podejmowaniu decyzji, odpuszczaniu rywali, pasywnym atakowaniu ich, odsłanianiu skrzydeł, wpadkach przy przyjmowaniu piłki, sposobie jej kopania, siermiężnych dryblingach Ale najlepiej wadliwe reakcje Wiślaków obrazuje zachowanie Brożka w pierwszej połowie, kiedy atakując po złym zagraniu, zamiast nadal pozostawać w grze i walczyć o piłkę, „umarł”, zwiesił głowę i niemal zaprzepaścił okazję do wykorzystania błędu rywali i ponowienia akcji. Ot, fatalny ligowy standard po nieudanym podaniu każdego polskiego zawodnika... Na zachodzie takie zachowanie byłoby niedopuszczalne, a podobnie reagujący piłkarz natychmiast zostałby odesłany do głębokich rezerw. Ale to problem nie tylko Brożka – wszyscy Wiślacy ciągle pozwalają sobie na kultywowanie złych, typowo ligowych zachowań i automatyzmów, zamiast w trosce o jakość gry walczyć z nim, wprawiać się w szybszych reakcjach, zrywać z ligowym stylem. Drużyna, która w ekstraklasie pozwala sobie na minimalizm i przez wygodnictwo konserwuje wadliwe automatyzmy, kończy później jak Wisła w Tbilisi.

3. Pasywne krycie. Wyglądało fatalnie, rywale mieli mnóstwo miejsca, bo nasi piłkarze ustawiali się zbyt daleko i doskakiwali zbyt późno. Brakowało agresywności w pilnowaniu przeciwników i dynamiki w reagowaniu na ich poczynania, przemieszczanie się, oraz próby absorbowania wolnego pola. Najcięższy błąd w kryciu został popełniony przy straconej bramce – Cantoro zamiast pilnować ustawienia Ediego, stracił z nim kontakt, zajął złą pozycję, w praktyce zaliczając asystę. Oczywiście wcześniej jeszcze większą wpadką splamił się Kłos.

4. Liczne straty i niedokładność. Hojnie okraszały grę Wisły w trakcie spotkania. Prowokowały niebezpieczne sytuacje pod naszą bramką, dając Pogoni okazje do kontrataków (np.: strata piłki Gołosia w drugiej połowie), niweczyły okazje w ofensywie, a złe podania paraliżowały rozegranie.

5. Postawa drugiej linii w defensywie. Pomocnicy często nie wracali za rywalami i akcjami, bronił praktycznie tylko Cantoro - pozostała trójka momentami wyłącznie statystowała. Ta wadliwa postawa prowadziła do złamania ciągłości między formacjami, tworzyła potężne, odkryte i pozbawione asekuracji luki, w których szczecinianie bezkarnie mogli rozgrywać piłkę.

6. Gra Kryszalowicza. Mimo zaliczenia asysty, wyglądała bardzo słabo. Nasz nowy napastnik był nieskuteczny i prezentował się fatalnie motorycznie. Kondycyjnie i pod względem dynamiki wyglądał tak, jakby ostatnio trenował i występował w meczu kilka lat temu. Strasznie odstawał fizycznie, co najbardziej martwi.

7. Tempo operowania futbolówką i akcji ofensywnych. Było tak wolne, że nawet równie toporna drużyna jak Pogoń przez większą cześć meczu nie miała żadnych problemów z nadążaniem za naszym rozegraniem.

8. Bezproduktywność Brożka. Paweł na pewno nie może zaliczyć tego meczu do udanych – nie oddał ani jednego groźnego strzału na bramkę, nie gubił krycia, nie rozciągał obrony. W pierwszej połowie przez złe ustawienie stopy zmarnował świetną półgórną centrę z prawej strony.

9. Występ Dudki w roli prawego obrońcy. Widać, że to nie była jego nominalna pozycja – popełniał poważne błędy w ustawieniu i asekuracji, słabo wypadał też w ofensywie.

10. Niepewność stoperów. Potwierdza się duża obniżka dyspozycji Kłosa, który znów grał znacznie poniżej możliwości. Był bardzo chaotyczny, niedokładny i wolny. Przepuszczał i tracił kiepskimi podaniami zbyt wiele piłek. Również Głowacki popełniał sporo błędów, dawał się wyprzedzać rywalom (szczególnie Divecky’emu przy dochodzeniu do dośrodkowań), zajmował złe pozycje. Obaj środkowi obrońcy słabo ze sobą współpracowali.

11. Przejście z obrony do ataku. Jak niemal wszystko, było zbyt pasywne, chaotyczne i niedokładne.

12. Postawa Gołosia. Po raz kolejny zawiódł w roli prowadzącego grę. Sama zdolność utrzymania się przy piłce w realiach luźnego krycia oraz próby popisania się dryblingiem to żaden atut na miarę Wisły. W konstrukcji był bezproduktywny, nie rzucał dokładnych, dynamizujących akcje podań (zwłaszcza prostopadłych), nie kreował gry kombinacyjnej i ataku pozycyjnego. W destrukcji wypadł fatalnie, nie notował odbiorów i kiepsko asekurował kolegów.

13. Dośrodkowania i efektywność Paulisty. Dopóki Brazylijczyk nie dogrywał piłek, jego gra mogła się podobać, bo był aktywny i robił sporo ruchu. Niestety, sam ruch, ładne przyjęcie piłki i szybkość biegu to jeszcze za mało, by wydatnie wesprzeć zespół – trzeba umieć to także spożytkować. A tu Paulista wypadał znacznie słabiej – nie dawał napastnikom dokładnych podań, nie oddawał też celnych i groźnych strzałów. Bardzo raził centrami – niemal każda leciała za daleko i miała złą parabolę, bardziej przypominając popularną „zawiesinkę” niż dobrze „dokręcone”, silne i mierzone dośrodkowanie. Musi mocno popracować nad precyzją i postawą obronną.

14. Brak podań na 1-2 kontakty. Myślę, że trzeba go podkreślić osobnym punktem, bo stanowił ważną przyczynę statycznego rozegrania.

15. Zła gra blokiem. Wiślacy mizernie się przemieszczali, pasywnie przesuwając formację w stronę piłki. Często zapominali też o asekuracji przeciwnej strony, odsłaniając flanki.

16. Brak dużej determinacji i zaangażowania w grze. Był bardzo widoczny u większości piłkarzy, a wyrażał się głównie wspomnianą statycznością i biernością w kryciu. Zdeterminowany piłkarz biega, walczy, nie pozwala sobie na nonszalancję.

17. Słaby atak pozycyjny.

18. Podania do Majdana i gra nogami naszego golkipera. Obie sprawy budziły sporo zastrzeżeń. Wycofywanie futbolówki najczęściej było lekkie i niedokładne, tworząc zagrożenie i zmuszając naszego bramkarza do rozpaczliwych wykopów w aut. Winę ponoszą tu jednak nie tylko obrońcy, ale i sam Majdan, tradycyjnie ustawiający się stanowczo zbyt głęboko. Bramkarz musi żyć na przedpolu i asekurować defensorów (zwłaszcza tak mało zwrotnych jak Kłos czy Głowacki) choćby przy kasowaniu prostopadłych podań za ich plecy. Majdan ustawiał się w taki sposób, że powyższej roli w ogóle nie mógł podjąć – tym samym uniemożliwiał obrońcom wychodzenie wyżej dla prawidłowego skracania pola, co kładło asekurację i powiększało luki między formacjami (zwłaszcza obroną i pomocą).

19. Ofensywna gra Stolarczyka i współpraca bocznych pomocników z obrońcami. Nasz doświadczony piłkarz ruszał do przodu sporadycznie, kiepsko wspierając Zieńczuka. Nie wychodził mu kiedy powinien na obieg, nie pracował w ofensywie.

20. Mało groźnych akcji oskrzydlających. Wisła znów pchała się głównie środkiem, bokami nie gubiliśmy krycia. Brakowało dokładnych dograń piłki przed bramkę z tych sektorów boiska.

21. Brak prostopadłych podań nie licząc prób Zieńczuka.

22. Nierówne traktowanie zawodników przez Engela. Niestety wyraźnie ma miejsce, co doskonale widać na przykładzie Paulisty i Gołosia, na pewno nie służąc atmosferze wewnątrz drużyny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Brazylijczyk pełni rolę małego kozła ofiarnego - choć w sobotę zagrał na pewno nie gorzej niż Konrad czy Kryszalowicz, to właśnie on usłyszał kolejny raz zdecydowaną krytykę, a zawodnicy do których Engel zawsze miał szczególną słabość (np.: właśnie Gołoś, Kryszałowicz) nie... Podziały na równych i równiejszych, którzy są ulgowo traktowani, nigdy nie służą drużynie.

Pozytywy

1. Zwycięstwo, pozwalające dopisać 3 punkty.

2. Gole i bardzo dobry mecz Zieńczuka. Nasz pomocnik dużo pracował na murawie, indywidualnymi zagraniami zapewniając nam bezcenne zwycięstwo. Jego dorobek mógł być okazalszy jeszcze o asystę, gdyby Kryszalowicz trafił do siatki w drugiej połowie lub głową na początku pierwszej. Cieszy, że dyspozycja Zieńczuka rośnie.

3. Waleczność Cantoro. Mauro był jedynym pomocnikiem, który równie ofiarnie udzielał się w ofensywie jak defensywie. Pokazał dobrą dyspozycję fizyczną i tradycyjne, świetne zastawianie piłki. Szkoda, że popełnił poważny błąd przy stracie gola.

4. Skuteczne krycie przy stałych fragmentach gry. Wreszcie poprawnie zadziałało, nie dopuszczając do zagrożenia pod bramką Majdana. Należy jednak pamiętać, że Pogoń to drużyna ligowa – pucharowi rywale inaczej reagują i walczą o pozycję w „szesnastce”, dlatego postawią nam poprzeczkę znacznie wyżej.

5. Sensowne oddalanie ciężaru gry od naszego pola karnego w końcówce meczu. Trzeba pochwalić zespół, że starał się wówczas utrzymać piłkę jak najdalej od naszej bramki, choć nawet wtedy nie ustrzegliśmy się błędów – np.: już w doliczonym czasie gry Zieńczuk zbyt szybko stracił piłkę w rejonie „szesnastki” Pogoni, zamiast ukraść dodatkowe sekundy oddając strzał – nawet niecelny. I poszła kontra, którą musiał rozpaczliwym wślizgiem zatrzymywać Sobolewski.

6. Reakcja drużyny po stracie kolejnych filarów składu. Nie jest łatwo szybko się pozbierać po odejściu takiego symbolu jak Frankowski. Również strata Uche stworzyła istotną wyrwę w dotychczasowej taktyce i schematach gry. Mimo to Wiślacy nie załamali się, tylko szybko próbując stworzyć nowe.

7. Cofanie się Brożka w lukę między linie obrony i pomocy rywali. Mimo wolnego tempa gry, ten element sprawiał najwięcej kłopotów Pogoni, bo dezorientował jej piłkarzy, stwarzając okazję do szybkiego, dwójkowego rozegrania piłki między napastnikami i prostopadłego podania na wolne pole. Niestety, również za sprawą dopiero pierwszego wspólnego meczu pary „Kryszał”-Brożek, nie było to należycie wykorzystywane.

8. Dobra zmiana Sobolewskiego. „Sobol” udanie pokazał się w końcówce, podnosząc jakość odbioru naszej drużyny i ładnie, choć nieco przypadkowo, rozprowadzając akcję na 2-1.

Jakość gry Wisły w sobotę pozostawiała wiele do życzenia. Chcąc myśleć o awansie do fazy grupowej PUEFA, musimy pilnie poprawić reakcje zespołu, zwłaszcza w kryciu, konstrukcji i dynamice operowania piłką. Piłkarze koniecznie muszą być aktywniejsi, znacznie więcej biegać, bo jeśli zaprezentują równie wielką pasywność, wcześniej czy później nie unikną kłopotów. Nie wolno też zlekceważyć rywali, tak jak miało to miejsce przed rokiem w przypadku Dinama Tbilisi, trzeba nastawić się na ciężką i bezkompromisową walkę od pierwszej do ostatniej minuty. Nutą optymizmu napawa fakt, że Wiślaków na pewno wciąż stać na znacznie więcej niż pokazali z Pogonią. To zdecydowanie nie była górna granica możliwości obecnego zespołu, bo każdy z tworzących go piłkarzy umie zagrać znacznie lepiej (nie licząc Gołosia, który gra na swoim stałym poziomie prezentowanym jeszcze w Polonii). Nawet Kryszałowicz, o ile poprawi motorykę – tu pole do popisu i zarazem trudne zadanie będzie miał Ryszard Szul. Jeśli tak się stanie i zaprezentują się na miarę potencjału, wierzę, że w najbliższym meczu PUEFA wywalczą korzystny wynik.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Dudka, Kryszałowicz, Paulista, Gołoś, Penksta... Rok temu z tego grona piłkarzy jedynie Dariusz Dudka był przymierzany do Wisły. Pozostali albo byli nam zupełnie nieznani, albo - jak w przypadku Kryszałowicza - nie spodziewaliśmy się, że mogą do nas kiedykolwiek trafić. Kto jednak wówczas mógł przewidzieć, że trenerem Wisły zostanie Jerzy Engel, a Tomasz Frankowski weźmie kurs na drugą ligę hiszpańską? Jedno pozostaje bez zmian: chcemy zwycięstw Wisły. I w sobotę doczekaliśmy się kolejnych trzech punktów w tym sezonie.

Wisła zaczęła mecz w dobrym stylu. Wiele udanych akcji ofensywnych i szybko strzelony gol sugerowały, że tym razem unikniemy męczarni, które charakteryzowały potyczki z Pogonią wiosną. Niestety, kolejny fatalny błąd w grze defensywnej i duża nieskuteczność spowodowały, że miast efektownego zwycięstwa, musieliśmy zadowolić się jednobramkowym zwycięstwem. Część kibiców bardzo psioczy na styl wygranej. Rzeczywiście, niektóre zagrania wiślaków wołały o pomstę do nieba. Irytowały przede wszystkim fatalne podania do własnego bramkarza i rażąca w paru przypadkach nieumiejętność wykorzystania dogodnej sytuacji do strzelenia gola. Przy czym, chodzi nie tylko o niecelne strzały (główny zarzut wobec Pawła Kryszałowicza), ale także zbyt późne (grzech nr 1. Paulisty i duży mankament Gołosia) i niecelne podania (częsta przewina np. Pawła Brożka). Patrząc jak zmarnowanych zostało wiele obiecujących akcji, niejeden kibic z nostalgią zapewne wspominał czasy strzeleckich popisów Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego oraz prostopadłych podań Mirosława Szymkowiaka. Tamtej Wisły jednak nie ma. I nie wróci. Czy jednak jesteśmy skazani na znaczącą obniżkę poziomu naszego zespołu? Mecz z Pogonią nie dał jednoznacznej odpowiedzi, ale są pewne optymistyczne przesłanki, sugerujące, że przyszłość wcale nie musi być tak ponura jak niektórzy wieszczą.

Skład Wisły wciąż jest najlepszy w kraju. Nawet w sytuacji, gdy część piłkarzy (dotyczy to zwłaszcza obrony) gra poniżej swoich możliwości (w przypadku Tomasza Kłosa nawet znacznie), Wisła potrafi rozegrać akcje, o jakich większość ligowców może pomarzyć. Fakt, w ataku pozycyjnym brakuje regularności, o złych kluczowych podaniach już była mowa, ale w meczu z Pogonią widać było w wielu fragmentach, że praca Engela nie idzie na marne. Pamiętajmy, że zespół z paroma nowymi ogniwami i bez kluczowych do niedawna piłkarzy, musi mieć czas na dotarcie. Dudka, Paulista, Penksa, Kryszałowicz wiele potrafią. Gdy zgrają się z kolegami, będzie z nich duży pożytek. Marek Penksa imponuje ambicją, ale nie tylko. Gra inteligentnie i za to duże brawa - zabrzmi to brutalnie, ale w polskiej lidze inteligencja boiskowa jest deficytowym towarem. Wiele mógłby u niego podpatrzeć Paweł Brożek, zarówno jeśli idzie o zaangażowanie, jak i rozwiązywanie różnych sytuacji boiskowych. Słowak nie jest piłkarzem wybitnym, na miarę następcy Franka w statystykach strzelonych bramek, ale zespołowi tacy gracze są bardzo potrzebni. Wbrew wielu obserwatorom meczu, wierzę także w Kryszała. Rzeczywiście, kondycyjnie i motorycznie wyglądał blado. Za to umiejętność dochodzenia do sytuacji podbramkowych ma wciąż we krwi. W sobotę zmarnował je, ale czy tak doświadczony zawodnik będzie stale zawodzić pod bramką rywala? Osobiście myślę, że nie, i obym się nie mylił. Dariusz Dudka nie powinien na razie grać na prawej obronie, bo tam idzie mu słabo. Na lewej stronie defensywy wypada dużo lepiej. Mogą podobać się jego częste próby wspomożenia kolegów w akcjach ofensywnych. Tak powinien grać boczny obrońca. W defensywie zdarzają mu się spore wpadki, ale one są do wyeliminowania. Talent ma, reszta to ciężka praca. Jean Paulista dużo potrafi, szybko biega, nieźle drybluje. Musi szybciej oddawać piłkę, a jeśli wyrobi sobie ten nawyk i zrozumie się do końca z kolegami, drżyjcie rywale. Prawdopodobnie więcej czasu potrzeba na adaptację w Wiśle Konradowi Gołosiowi. Widać, że brakuje mu doświadczenia, ma też braki kondycyjne. Niemniej faktycznie to materiał na dobrego środkowego pomocnika. Wymaga przede wszystkim gruntownej obróbki taktycznej. Gdy ją przejdzie, zniknie część mankamentów w jego grze, związanych z chaosem, jaki wokół siebie czasem wytwarza.

Dwóch piłkarzy ze "starej Wisły" zasługuje na szczególne słowa uznania po sobotnim występie. Pamiętamy mecz w Atenach i fatalną skuteczność Marka Zieńczuka (do "starej Wisły" wpisują go trochę na wyrost, bądź co bądź, gra w Krakowie raptem od roku...). Niemniej to wciąż najlepszy lewy pomocnik w polskiej lidze. Świetne strzały i precyzyjne podania w meczu z Pogonią oby zwiastowały jego powrót do wysokiej formy. Poza błędem przy golu Ediego, znakomicie grał także Mauro Cantoro. Niektóre jego dryblingi były jakby nie z tej ligi. Z niecierpliwością czekam na dzień przedłużenia przez niego kontraktu. Dopóki tacy piłkarze będą grać w Wiśle, dopóty jestem spokojny o naszą pozycję w lidze. A co w pucharach? Kolejna odsłona już we czwartek. Oby udana i oby oglądana w telewizji.

Źródło:wislaportal.pl


Galeria kibicowska: