2005.09.15 Vitória SC Guimarães - Wisła Kraków 3:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 10:20, 1 sie 2011; Tomy (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
2005.09.15, Puchar UEFA, I. runda, Guimarães, Estádio Dom Afonso Henriques, 21:30
Vitória SC Guimarães 3:0 (1:0) Wisła Kraków
widzów: 15.000
sędzia: Ivan Bebek z Rijeki (Chorwacja)
Bramki
Cléber (k) 24’
Mário Sérgio 70’
Selim Benachour 71’
1:0
2:0
3:0
Vitória SC Guimarães
Paiva
Mário Sérgio
Grafika:Zk.jpg Geromel
Cléber
Rogério Matias
Sebastian Steve Qvacoe Cann-Svärd
Flávio Meireles
Selim Benachour grafika: Zmiana.PNG (87’ Moreno)
Neca
Marek Saganowski grafika: Zmiana.PNG (86’ Paulo Sérgio)
Dário grafika: Zmiana.PNG (43’ Targino)

trener: Jaime Pacheco
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Maciej Stolarczyk
Arkadiusz Głowacki
Dariusz Dudka
Jean Paulista grafika: Zmiana.PNG (71’ Marcin Kuźba)
Mauro Cantoro
Konrad Gołoś
Marek Zieńczuk grafika: Zmiana.PNG (81’ André Barreto Grafika:Zk.jpg)
Paweł Kryszałowicz
Paweł Brożek grafika: Zmiana.PNG (46’ Marek Penksa)

trener: Jerzy Engel

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Wstęp do meczu z Vitorią

Bez dwóch ważnych postaci Wisła walczy w Guimaraes o awans do fazy grupowej Pucharu UEFA.

O absencji Radosława Sobolewskiego wiedzieliśmy od dawna, Tomasz Kłos z meczowej kadry wypadł w ostatniej chwili. To spore osłabienie dla wiślackiej defensywy, która od początku sezonu i tak spisuje się poniżej oczekiwań. Reprezentacyjnego defensora zastąpi najprawdopodobniej Maciej Stolarczyk, choć jeszcze w trakcie środowej konferencji prasowej Jerzy Engel nie przekreślał szans Jacka Kowalczyka. - Obaj są w dobrej formie. Decyzję podejmę po indywidualnej rozmowie z zawodnikami - powiedział w środę Engel. Wyżej stawiamy szanse doświadczonego "Stolara". "Jabolowi" przede wszystkim brak ogrania - przez ostatnie tygodnie zmagał się z kontuzjami.

Engel nie przywiązuje uwagi do dotychczasowych wyników Vitorii w lidze. - Analizowaliśmy ich mecze. W dotychczasowych spotkaniach mieli przewagę, lecz po prostu brakowało im szczęścia - powiedział wiślacki szkoleniowiec. Nieco zaskoczył stwierdzeniem, że w obecnej sytuacji, Wisła prezentuje podobne możliwości, jak Vitoria. - Trzeba realnie oceniać sytuację i stan kadrowy drużyny.

Wiślacy są zgodni - w czwartek czeka ich ciężka walka. - Czeka nas trudna rywalizacja w środku pola - ocenia Jean Paulista, który dobrze zna portugalskie realia. Na fajerwerki techniczne nie będzie pozwalać dziurawa murawa. Stadion w Guimaraes to jakby Portugalia w pigułce. Świetne trybuny, a w środku kiepskie boisko.- Szczerze mówiąc murawa jest fatalna - szczerzy zęby Krzyszałowicz. - Vitoria gra tutaj głównie długą piłką. Po prostu na takiej murawie inaczej się nie da. Trawie na stadionie Vitorii zaszkodziły ponoć sierpniowe upały.

Podczas środowego treningu wiślaków największe zainteresowanie portugalskich dziennikarzy budził Grzegorz Mielcarski. - Nie oczekuję łatwego meczu, ale wierzę, że wygramy, bo Wisła jest lepszym zespołem - stwierdził wiślacki dyrektor sportowy w wywiadzie dla portugalskiej telewizji. - Przed meczem szanse oceniam jednak 50 na 50.

W czwartek, po raz kolejny, będziemy drżeć przy okazji każdego stałego fragmentu gry wykonywanego przez rywali. - Vitoria stwarza sobie w meczu wiele takich sytuacji. W pierwszym spotkaniu ligowym mieli około dwudziestu stałych fragmentów gry pod bramką rywali! - zwraca uwagę Engel. - Mają wielu wysokich zawodników, którzy potrafią finalizować takie okazje.

Pisaliśmy już, że trener Vitorii Jaime Pacheco szykuje w składzie pewne korekty. Oczekujemy, że w bramce, w miejsce Nilsona, stanie młodszy Paiva. Ten pierwszy nie zachwycił w trzech pierwszych spotkaniach, dlatego powinien zająć miejsce na ławce rezerwowych. Środek obrony stworzy para wysokich Brazylijczyków - Cleber i Geromel. Tajną bronią ma być 21-letni Tunezyjczyk Selim Benachour, a parę napastników utworzą Saganowski i Dario. Na sto procent w meczu z Wisłą nie zagra Clayton, pod znakiem zapytania stoi występ Manoela.

Działacze Vitorii liczą, że mecz z Wisłą okaże się punktem zwrotnym i od tego momentu ich drużyna zaczyna wygrywać. Jak na razie drużyna, która w trakcie letniego okna transferowego została mocno przebudowana przez nowego prezydenta, Vitorio Magalhaesa, zawodzi.

Vitoria to trudna przeszkoda na drodze do fazy grupowej Pucharu UEFA, jednak Wisła, chcąc wrócić do europejskiej piłki, musi ją pokonać.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Kelnerzy Europy

Już po pierwszym meczu z Vitorią Guimaraes Wisła niemal straciła szanse na awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. To nie przypadek, że każda kolejna wizyta w Europie Zachodniej kończy się porażką. Wisła nie może liczyć na jakikolwiek sukces w europejskich rozgrywkach, jeśli wszyscy jej zawodnicy nie będą angażować w grę pełni swych sił i umiejętności. Vitoria Guimaraes - Wisła Kraków 3:0.

Od początku spotkania inicjatywa należała do drużyny gospodarzy. Wisła, jakby nieco przestraszona, z tyłu chaotyczna, w przodzie nieprecyzyjna. Już w szóstej minucie pod bramką Majdana było groźnie. Indywidualną akcją popisał się Neca, Wisłę ofiarną interwencją głową ratować musiał kapitan Arkadiusz Głowacki. Chwilę później fatalną interwencję Geromela powinien wykorzystać Paweł Brożek, jednak Brazylijczyk ostatecznie naprawił swoją pomyłkę i wyprowadzil szybką kontrę. Z lewej strony w pole karne wpadł Saganowski, zacentrował, na szczęście Majdan pewnie złapał piłkę.

Po kwadransie gry Wisła wreszcie przeprowadziła składną akcję. Rozpoczęła się od udanego odbioru Konrada Gołosia. Paulista uruchomił Zieńczuka, ten mocno wrzucił piłkę w pole karne, lecz futbolówkę złapał Paiva. Wydawało się, że Wisła wreszcie przejmie inicjatywę, gdyż wreszcie udawało się wymienić choćby kilka celnych podań, jednak nic z tego. Po 20 minutach Vitoria znów przycisnęła, czego efektem były dwa groźne rzuty rożne w odstępie kilkudziesięciu sekund. Krycie wiślackich obrońców było fatalne, podobnie jak w 24 minucie, gdy Arkadiusz Głowacki musiał ratować się faulem w polu karnym. Nie mógł zrobić nic więcej, niż tylko powalić zapaśniczym chwytem Marka Saganowskiego. Chorwacki sędzia, choć w już w ciągu 20 minut popełnił kilka błędów, tego przewinienia nie mógł nie zauważyć. Karnego na bramkę zamienił Cleber. Brazylijczyk, który przed sezonem był ponoć przymierzany do Wisły uderzył mocno w lewy róg bramki. Majdan wyczuł intencje strzelca, jednak nie zdołał sięgnąć precyzyjnie posłanej futbolówki.

Obraz gry nie uległ zmianie, wciąż przeważającą stroną była Vitoria. W drużynie Wisły aż nadto widoczny był brak pauzującego za kartki Radosława Sobolewskiego. Oprócz Mauro Cantoro, brakowało zawodnika, który byłby w stanie dłużej przytrzymać piłkę. Futbolówka nie sprawiała natomiast zbytnich problemów dobrze dysponowanemu Markowi Saganowskiemu. W 36 minucie uciekł wiślackim obrońcom prawym skrzydłem, sprytnie wycofał do niebostawionego Necy, jednak ten lewą nogą źle trafił w piłkę i ta poszybowała wysoko nad bramką. Jakby unikający do tej pory gry Paweł Brożek w 38 minucie zagrał tak fatalnie, że Jerzy Engel natychmiast posłał na rozgrzewkę Marka Penksę. Chwilę później Wisła popisała się drugą składną akcją w tej połowie. Marcin Baszczyński zagrał do niewidocznego do tej pory Pawła Kryszałowicza, ten nawinął obrońcę, dośrodkował piłkę, która trafiła do Zieńczuka. Po jego podaniu, obrońcy Vitorii dość chaotycznie wybili piłkę na róg. W doliczonym czasie gry pierwszej połowie Konrad Gołoś, który miał być odpowiedzialny za rozgrywanie piłki popisał się pierwszym prostopadłym podaniem. Dobrą piłkę w ostatniej chwili przeciął Geromel.

O ile pierwsza połowa w wykonaniu Wisły była słaba, to drugie 45 minut przypominało koszmar. W 50 minucie Marek Zieńczuk oddał pierwszy strzał krakowskiej drużyny. Później było już tylko gorzej, błąd gonił błąd. W 52 minucie Baszczyński wdał się w ostrą dyskusję z najlepszym w drużynie Wisły Mauro Cantoro. Chwilę później wiślacka obrona popełniła fataklny błąd. W wyniku nieudanej pułapki ofsajdowej Saganowski znalazł się w bardzo dobrej sytuacji, odegrał do tył do Benachoura, a strzał Tunezyjczyka ofiarnie na róg wybił Głowacki. Po kornerze znów było bardzo gorąco...

Końcówka meczu była fatalna w wykonaniu Baszczyńskiego. To nie znaczy może wiele, ale "Baszczu" nie potrafił nawet wykonać prawidłowo wrzutu z autu. - Czeka nas tu ostra walka w środku pola - zapowiadali przed meczem nasi piłkarze. Na boisku okazało się jednak, że waleczniejsi byli gospodarze, a jeśli gra przypominała kopaninę to głównie ze względu na styl gry krakowskich piłkarzy. I tak w 63 minucie powinno być 2:0. Aktywny Saganowski zagrał do dobrze ustawionego Necy, ten jednak przegrał pojedynek "jeden na jeden" z najlepszym w wiślackiej obronie Maciejem Stolarczykiem.

Brak komunikacji między Majdanem a Głowackim zaowocował rzutem rożnym dla gospodarzy. W 69 minucie, po jednym z nielicznych wypadów Wisły Cleber ostro zaatakował szarżującego Jeana Paulistę. Sędzia nie dopatrzył się przewienienia, a Brazylijczyk płacząc z bólu został zniesiony na noszach i trafił do szpitala z podejrzeniem zerwania wiązadeł barku.

W ostatnich dwudziestu minutach Wisła praktycznie straciła szanse na awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. W 70 minucie Saganowski otrzymał piłkę w polu karnym, wiślaccy obrońcy nie przeszkadzali mu w spokojnym odegraniu do nadbiegającego Mario Sergio, który pewnym strzałem po ziemii pokonał Majdana. Kilkadziesiąt sekund później Benachour pokazał, że nie na darmo niektórzy porównują go do Zinedine Zidane'a. Odebrał piłkę Baszczyńskiemu, który faktycznie myśli już chyba o grze w innym europejskim klubie, przebiegł kilkadziesiąt metrów i uderzył idealnie w okienko bramki Wisły. Kibice na Estadio D. Afonso Henriquesa zaczęli skakać z radości. Ich drużyna, która w lidze w trzech spotkaniach zdobyła jedną bramkę, zapewniła sobie awans do dalszej rundy Pucharu UEFA. Z taką grą mistrzów Polski, trudno mieć choćby cień nadziei na odwrócenie losów rywalizacji.

Wisłę upokorzyć mógł młodziutki Targino - zawodnik, który trzy lata temu trafił z lokalnego klub do Vitorii za... sześć piłek. Wyszedł na pozycję "sam na sam", uderzył, piłka otarła się o interweniującego Stolarczyka i... szczęśliwie trafiła do leżącego już na ziemii Majdana.

Wisła, która jeszcze niedawno wzbudzała strach na Stadio Olimpico czy Arena Auf Schalke, w Guimaraes, gdzie rywalem była drużyna z dolnej europejskiej piłki, zaprezentowała się jak chłopiec do bicia.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Vitória Guimarăes - Wisła Kraków 3:0

Po żenującym występie Wisła Kraków przegrywa z Vitórią Guimarăes 0:3! Tak fatalnie grajacych wiślaków nie widzieliśmy dawno i aż chce się zakrzyczeć: szkoda, że jednak Państwo to widzieli! Rewanż za dwa tygodnie w Krakowie nie wróży nam nijak, bo aby pożegnać się z pucharami z honorem trzeba byłoby zagrać o dwie klasy lepiej! Żeby awansować dalej... Czy jednak jeszcze ktoś w to wierzy? Wstyd panowie wiślacy, naprawdę wstyd!

I runda Pucharu UEFA, sezon 2005/2006

Guimarães, Estádio D. Afonso Henriques, 15. września 2005 r., godz. 21:30

Widzów: 15 000, sędziował: Ivan Bebek (Chorwacja)

Vitória Guimarães - Wisła Kraków 3:0

Bramki:

1:0 Cléber (24. k.)

2:0 Mário Sérgio (70.)

3:0 Benachour (71.)


Składy:

Paiva

Mário Sérgio

Geromel

Cléber

Rogério Matias

Svärd

Flávio

Benachour (87. Moreno)

Neca

Dário (43. Targino)

Saganowski (Paulo Sérgio)


Majdan

Baszczyński

Stolarczyk

Głowacki

Dudka

Paulista (71. Kuźba)

Cantoro

Gołoś

Zieńczuk (81. Barreto)

Kryszałowicz

Paweł Brożek (46. Penksa)


Piłkarz meczu:

... Marek Saganowski


Chyba nawet najwięksi pesymiści nie spodziewali się nie tyle nawet wyniku 0:3, ale przede wszystkim tak żenującej gry naszych… hmmm „pupili”.

I nie ma nawet o czym mówić, choć komentujący ten mecz Dariusz Szpakowski próbował nam wmawiać, że wiślacy „nie otrząsnęli się jeszcze po porażce w Atenach”… Tyle tylko, że albo są to profesjonaliści, którzy zarabiają ciężkie pieniądze, albo banda rozkapryszonych gwiazdeczek, na które spadło nieszczęście gry w upale (wszak było 27 stopni), do tego na krzywym boisku, a jakby tego było za mało, to złą piłką!

Nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia, także dla osłabień składu, wszak powiedzmy sobie szczerze, Vitória – z całym dla niej szacunkiem – to nie jest nawet wielce klasowa drużyna, a bramki strzelała wyłącznie po naszych błędach, których naprawdę powinniśmy uniknąć! Szpila należy się też trenerowi Engelowi, któremu z tytułu "mistrza motywacji" zostały już chyba tylko... osławione wąsy, które przy najbliższej okazji wiślaccy kibice powinni mu... po prostu zgolić.

Piłkarze (?) Wisły mieli jedną taktykę. Wybijanka z ominięciem drugiej linii, ale skoro grał w niej nieporadny Gołoś (cóż za prezent urodzinowy!), tracący każdą piłkę Paulista oraz nie wiedzący co z nią zrobić Zieńczuk, to rzeczywiście – to była dobra taktyka. Jedynym graczem Wisły w ogóle, na którego nie można powiedzieć złego słowa, jest Mauro Cantoro. Jedyny piłkarz, który przejąwszy piłkę przed naszym polem karnym, próbował ją rozegrać, a nie tylko wybijać. Argentyńczykowi kończy się jednak kontrakt w naszym klubie i chętnie zmieni go zimą na... lepszy!

Zaczęło się przede wszystkim… nerwowo. Zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Wisła cofnięta próbowała z dala od własnej bramki rozbijać ataki gospodarzy, a Ci – jako że nie są wcale, powtarzam, wielką drużyną – jakoś nie mieli pomysłu na tak grającą Wisłę. Do czasu jednak, wszak bardziej chciało im się chcieć, no i w przeciwieństwie do naszych gwiazdek, próbowali konstruować jakieś akcje.

Po raz pierwszy groźnie pod obiema bramkami zrobiło się w minucie 9. Brożka (gratulujemy... podwyżki?!) jednak łatwo powstrzymali obrońcy, zaś Majdan w ekwilibrystyczny sposób złapał dośrodkowanie Saganowskiego.

Minutę później rzut wolny dla Wisły z narożnika pola karnego. Egzekwuje go Paulista, który próbuje od razu strzelać, ale piłkę odbija obrońca, kończy się więc na rzucie rożnym.

Vitória zaczyna od tego momentu grać szybciej piłką i na efekty nie trzeba długo czekać. W 12. minucie Saganowski nie przejął jednak dośrodkowanie z lewej strony, bo mogło być groźnie.

Jeszcze raz próbuje Wisła, ale Zieńczuk dośrodkowuje za głęboko i bramkarz spokojnie łapie piłkę.

Na tym kończy się gra Wisły, a do głosu coraz częściej dochodzą gospodarze. Majdan łapie kolejną wrzutkę, po chwili źle z wolnego próbuje Rogério Matias, zaś w 20. już minucie Głowacki ładnie powstrzymuje Sagana, wybijając na róg. Nie mijają kolejne dwie minuty, a za linię boczną wykopywać piłkę musi Stolarczyk… Przewaga gospodarzy jest wyraźna, ale nie stwarzają oni jakichś wielce groźnych akcji… Jednak do czasu.

Jest 23. minuta, błąd w środku boiska, piłkę w polu karnym dostaje Saganowski, odwraca się z nią i jest przewracany przez Głowackiego. Mimo protestów naszego kapitana nie ma on racji. Jedenastka dla gospodarzy zasłużona. Tę na bramkę pewnym strzałem zamienia Cléber (interesowała się nim podobno latem Wisła), i choć Majdan wyczuł intencję strzelca jest 1:0 dla Vitórii…

Rusza Wisła, ale z wolnego Zieńczuk strzela wysoko nad bramką, a minutę później po skrzydle ucieka Baszczyński, zagrywa w pole karne do Zieńczuka, ten jednak fatalnie odchylony strzela wysoko nad poprzeczką. I znów to było wszystko, na co stać było naszych graczy.

Jeszcze w 33. minucie popisujący się przez całe spotkanie fatalną celnością Neca strzela wprost w Majdana, zaś w 36. min. z 16 metra zamiast do bramki strzela daleko obok niej – i na tym kończą się wątpliwe emocje I połowy.

W przerwie goście w telewizyjnym studiu słusznie podkreślali, że Kryszałowicza na boisku reprezentuje jego… koszulka, ale podobnie można by powiedzieć też o wielu innych wiślakach…

Wydawać by się mogło, że gorzej grać się już nie da. Okazało się jednak, że jest to możliwe, co Wisła udowodniła w II połowie. Wprawdzie w niej oddaliśmy jedyny (!!!) celny strzał w światło bramki w tym meczu, ale też straciliśmy na własne życzenie kolejne dwa gole, które – jak słusznie zauważyła dzisiejsza prasa oraz komentator – zepchnęły Wisłę do piekła!

Ten jedyny celny strzał Wisły miał miejsce w 49. minucie. Wtedy to z narożnika pola karnego strzelał Zieńczuk, ale ani nie był to strzał na miarę tych z meczu ligowego z Pogonią, ani też na miarę gry w Europie. Bramkarz Vitórii spokojnie uderzenie więc złapał.

Obraz wiślackiej nędzy dobrze oddała 51. minuta, kiedy to Majdan łapać musiał uderzenie głową… Głowackiego. Cztery minuty później kapitan Wisły rehabilituje się jednak, blokując uderzenie Benachoura, na rzut rożny.

Kolejne minuty to dalsze próby gospodarzy. Majdan łapie więc główkę Sagana, a po chwili kolejną wrzutkę.

Już jednak w 63. minucie powinno być 2:0, na nasze szczęście Stolarczyk świetnie powstrzymał Neca. Gdyby nie to, mierzący 176 cm wzrostu, Portugalczyk wreszcie mógłby trafić do bramki. Zresztą próbkę marnych umiejętności strzeleckich tego długowłosego blondyna mieliśmy już po kolejnych dwóch minutach, kiedy to z 18 metrów strzelił obok słupka.

W 70. minucie już jednak nic nie uchroniło Wisły. Znów piłkę w polu karnym dostał Saganowski, tym razem nie ogrywał wiślaków, a podał przed linię szesnastki, a tam nadbiegający Mário Sérgio ładnym strzałem pewnie pokonał Majdana! 2:0.

Jeszcze dobrze nie umilkły rozradowane trybuny, a było 3:0! Piłkę przejął Tunezyjczyk Benachour, przez nikogo nieatakowany przebiegł w okolice 25 metra i huknął w samo okienko bramki Wisły! Majdan był bezradny, a były piłkarz PSG ustalił tym samym wynik meczu.

Zadowolona z wyniku – a jakże – Vitória grała bowiem o wiele spokojnie, nie pozwalając wiślakom nawet dojść na własne pole karne.

Bicie głową w mur, to za mało powiedziane. A mogło być jeszcze gorzej, gdyby w końcówce Majdan cudem i na raty nie obronił kolejnego strzału.

Wisła przegrywa, Wisła ponosi prawdziwą klęskę i wiadome jest już, że kolejne zmiany w naszej ekipie nastąpią. Cóż, Ci którym nie chce się grać, nie chce się walczyć w koszulce z „Białą Gwiazdą” odejść z niej powinni dużo wcześniej! Porażki można wybaczać zawsze, ale już żenady – takiej jak dzisiaj – na pewno nie!

Dobranoc panowie. Ostatni gasi światło!

PS. Wisła traci dzisiaj nie tylko trzy gole i praktycznie szanse na awans, ale także Jeana Paulistę. Brazylijczyk z groźną kontuzją, podejrzenia zerwania wiązadeł w barku, został odwieziony do szpitala.

Dodał: Piotr (2005-09-15 22:20:07)

Źródło:wislaportal.pl

Trenerzy po meczu

Jerzy Engel: Zagraliśmy fatalnie

Długo musieliśmy czekać na Jerzego Engela po meczu z Vitorią Guimaraes. Trener Wisły pojawił się na konferencji prasowej z kwaśną miną. Nie chciał wystawiać cenzurek poszczególnym zawodnikom, wyraźnie był jednak zawiedzony postawą wielu z nich.

- Gratuluje trenerowi Pacheco zwycięstwa i dobrej gry. Wiele rzeczy było nie tak, jak chcieliśmy i zdecydowanie trzeba je zmienić przed meczem rewanżowym. O awans będzie trudno, ale zrobimy wszystko, by się udało. My, w pierwszym meczu, wygraliśmy z Panathinaikosem 3:1, a jednak odpadliśmy. W piłce możliwe jest wszystko... Dzisiaj wyniki 1:0, czy 2:0 dawały nam jeszcze nadzieję, przy 3:0 będzie bardzo, bardzo trudno.

Brakowało nam dzisiaj paru graczy, kilku innych miało problemy. Do końca nie wiedzieliśmy, czy Marek Zieńczuk będzie mógł zagrać, bo zmagał się z grypą, ostatecznie sam zdecydował, że chce wyjść na boisko. Teraz myślę, że decyzja o jego wystawieniu była błędem.

Było dzisiaj wiele błędów i to u kluczowych zawodników, dlatego twierdzę, że nie jest to moment, by rozpatrywać błędy poszczególnych graczy, ale jest to moment, by powiedzieć, że Wisła zagrała fatalnie. Nawet w słabszym składzie, w jakim dzisiaj graliśmy i w słabszej kondycji, liczyliśmy, że wyjedziemy stąd z lepszym wynikiem.

Nie chcę dzisiaj mówić o braku ambicji, ale na pewno nie byliśmy drużyną. W takiej sytuacji trudno myśleć o jakichkolwiek sukcesach. Na boisku mieliśmy dzisiaj aż czterech napastników, a żaden z nich nie stworzył groźnej sytuacji, a nawet nie oddał strzału. Chcieliśmy dzisiaj oprzeć grę na naszych bokach - Pauliście i Zieńczuku, ale to też nam się nie udało.

Był znak zapytania jak zespół zagra bez czeterech zawodników, których dzisiaj zabrakło. To nie jest tak łatwo zastąpić trzech reprezentantów i Kalu Uche natychmiast nowymi zawodnikami. Dzisiaj Vitoria miała szczęście, że nie mogło zagrać dwóch naszych zawodników, którzy by bardzo pomogli, szczególnie w grze obronnej. Szkoda, że piłkarze, którzy dzisiaj zagrali, nie wykorzystali swojej szansy.

Źródło: wislakrakow.com

O czym tu rozmawiać...

Są takie mecze, po których wywiady z piłkarzami nie mają sensu. Tak było w czwartek. Zawodnicy Wisły długo nie opuszczali swojej szatni. Czekali na wracającego ze szpitala Jeana Paulistę oraz Mauro Cantoro i Macieja Stolarczyka, którzy zostali wylosowani do kontroli antydopingowej.

Oczywiście szatnię opuszczali z grobowymi minami, lecz to marne pocieszenie dla kibiców, którzy za swoją drużyną udali się na koniec Europy to. - Nie wiem co się z nami stało, graliśmy fatalnie, bez wiary w sukces - rozkłada ręce Arkadiusz Głowacki. Kapitan Wisły. - Uważam, że ambicji nie brakło, ale każdy walczył dla siebie, nie stanowiliśmy drużyny.

Marcin Baszczyński nieomal pokłócił się z dziennikarzami wytakającymi mu błędy. - Przypadek - po prostu piłka wypadła mi z rąk, a wy z takich sytuacji robicie aferę - wzburzonym głosem Marcin Baszczyński opisywał sytuację z drugiej połowy, gdy nie udało mu się wybić autu. - Nie może być tak, że boczni obrońcy mają robić całą grę. Nic dzisiaj nie funkcjonowało, każda formacja zawaliła grę.

Gdy piłkarze bezskutecznie poszukiwali przyczyn porażki, mądre słowa padły z ust Grzegorza Mielcarskiego. - Łatwo jest rozmawiać z dziennikarzami po zwycięstwie, później wsiadać do dobrych samochodów i odjeżdżać. Trzeba umieć stanąć przed wami także w takiej sytuacji - mówił czteroosobowej grupce polskich dziennikarzy. - Ciężką pracą nasi piłkarze zapracowali na to co mają, ale po meczach takich jak ten, wszystko przestaje być ważne. Sportowiec jest doceniany, gdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Gdy jednak tak się dzieje, trzeba zastanowić się nad sensem swoich dalszych treningów. Trzeba zadać sobie pytanie czy to co robimy, robimy dobrze. Na dłuższą rozmowę z dyrektorem sportowym Wisły zapraszamy w godzinach popołudniowych.

Gdy po raz trzeci, rok po roku, mamy usłyszeć od naszych piłkarzy, że z tej porażki trzeba umieć wyciągnąć wnioski i naukę na przyszłość, nie chcemy zadawać pytań.

Źródło: wislakrakow.com

Portugalska prasa po meczu Vitoria - Wisła

16. September 2005, 16:29

"Bez ducha walki, bez gry, bez techniki, bez pomysłu" - tak grę Wisły podsumowuje piątkowy "Record". "Polacy otrzymali lekcję vira minhoto (tradycyjny taniec regionu Minho - przyp. red.)" - dodaje "A Bola". "Vitoria jedną nogą w fazie grupowej" - krzyczy na okładce "O Jogo".

Portugalskie media są zgodne, Vitoria wreszcie przełamała kryzys i jest bardzo bliska awansu do dalszej fazy Pucharu UEFA. "Trzy strzały w kryzys (..) złe demony wypędzone (..) symfonia dla Pacheco" - czytamy w "O Jogo". W podsumowaniu gry Wisły same negatywy. "W drużynie Wisły był piłkarz, który nazywa się Golos (chodzi o Gołosia, Golos po portugalsku znaczy "gole"), lecz w niczym nie przypominał ofensywnego piłkarza. Nawet nie starał się zasłużyć na swoję imie. Polacy cały czas mieli, przynajmniej ośmiu zawodników, którzy znajdowali się za linią piłki. Z przodu pozostało dwóch napastników, którzy walczyli, ale osamotnieni nie mogli wiele zrobić". "O jogo" szczególnie krytykuje słabą grę Baszczyńskiego i Dudki, którzy mieli skupiać się jedynie na defensywie. Słabo wypadli wszyscy pomocnicy, z napastników wyróżniony został tylko dynamiczny Penksa.

"A bola" zwraca uwagę, że pełnym sukcesem okazała się nowa taktyka Pacheco. Ocenie zostali poddani poszczególni gracze Wisły, od których oczekiwano znacznie więcej. Oto jej wynik:

Majdan 6 - Trzy stracone gole nie obciążają jego konta. Sprawił, że porażka Wisły nie była wyższa

Baszczyński 5 - Dyskretny. Rzadko widoczny, nie wychodził do przodu

Stolarczyk 6 - Ostatnia ostoja defensywy

Głowacki 5 - Po jego wyraźnym faulu sędzia podyktował rzut karny. Po nim padł gol, który miał wpływ na dalszy przebieg meczu

Dudka 5 - Lewy obrońca, który wie jedynie jak grać prawą nogą. W takiej sytuacji trudno było mu bronić

Zieńczuk 5 - Jedna z ofiar trenera - szybko trafił na ławkę, mimo, że nie był najgorszym piłkarzem Wisły na boisku

Cantoro 6 - Przykro było patrzeć na tego zawodnika, który męczył się samotnie, próbując zmienić gre Wisły

Paulista 6 - Rozpoczął w dobrym stylu. Z biegiem gry stał się jednak niewidoczny

Gołoś 5 - Nie zasłużył na swoje imię...

Kryszałowicz 5 - Ofiara dobrego krycia

Brożek 3 - Zmieniony w przerwie. Niczym się nie wyróżnił

Penksa 3 - Nie zdołał zmienić stylu gry Wisły

Kuźba 2 - Nic nie wniósł

Tradycyjny komiks na ostatniej stronie "O jogo" poświęcony jest m.in. Wiśle. - Benfica pokonała Franzuzów z Lille... - mówi fryzjer do klienta. - Guimaraes zmiażdżyła Wisłę Kraków z Polski. - Nie ma wątpliwości. Końcówka portualskiej ligi jest najsilniejsza w Europie - kwituje klient.

Także "O jogo" na piłkarza meczu wybrała Marka Saganowskiego. Pozostałe dwa dzienniki uznały, że na to wyróżnienie zasłużył strzelec trzeciej bramki Benachour.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu z Vitorią Guimaraes

Jakież słowa mogą opisać tak dotkliwą i bolesną klęskę? Jakież zdania mogą wyrazić ogromny żal, gniew i rosnącą frustrację na przejmującą bezradność ukochanej drużyny? Oglądanie czwartkowych „popisów” Wisły było tyleż katorżniczym, jak trudnym doświadczeniem, które wszyscy musieliśmy przeżywać z krwawiącym sercem.

„Biała Gwiazda” znów zawiodła w meczu o wszystko. Sprawdziły się najgorsze obawy i przypuszczenia, zaakcentowane już słabiutką jakością boiskowej postawy w niedawnym meczu z Pogonią. Wisła w Portugalii zaprezentowała się fatalnie zarówno indywidualnie, jak zespołowo, nie stanowiąc zgranego i zdolnego realizować założenia taktyczne kolektywu. Zagrała to, na co dziś ją po prostu stać, po poważnych letnich osłabieniach, przy braku charyzmatycznego lidera i kreatywnych piłkarzy w drugiej linii, wartościowych napastników, żenującej indolencji w prowadzeniu ataku pozycyjnego i grze bez piłki - przy atrofii wariantów w konstrukcji i chaosie w defensywie. Nie mieliśmy nic, ani skrzydeł, ani środka, ani dynamiki, ani asekuracji – wszystko krzyczało głosem rozpaczy w ofensywie i obronie. Dramatycznie odstawaliśmy w każdym, nawet najmniejszym elemencie gry, a także – co szczególnie bolesne – w przygotowaniu fizycznym i mentalnym. Pod względem wybiegania, dynamiki i przyspieszenia oba zespoły dzieliła ogromna przepaść, która czyniła wszelkie słabe próby przeciwstawiania się Vitorii rozpaczliwą farsą. Rozegranie leżało, szukanie wolnego pola nie istniało, a ślamazarność biegowa kładła krycie i jakiekolwiek możliwości zgubienia pressingu Portugalczyków. Indywidualnie tylko Cantoro prezentował umiejętności, którymi mógł postraszyć przeciwników, utrzymać się przy piłce i coś z nią zrobić pozytywnego. Reszta technicznie i reakcjami była w epoce kamienia łupanego.

Dlaczego Wisła doszła do takiego stanu? Czy tylko przez nieudolność samych piłkarzy? Niestety, również tegoroczna polityka działaczy doprowadziła do tragedii. Już raz, z Panathinaikosem w Atenach zapłaciliśmy słoną cenę za krótkowzroczność, poważne osłabienie zespołu, politykę transferową typu „last minute” i nową strategię zarabiania na sprzedaży najlepszych zawodników kosztem siły sportowej drużyny - teraz płacimy ponownie. Nie można liczyć na dobry wynik, jeśli zespół na kilkanaście dni przed ważnym meczem traci dwóch szalenie ważnych dla koncepcji gry zawodników i nie przychodzi nikt porównywalny w ich miejsce. Nie można liczyć na sukces, jeśli przez ostatnie dwa okna transferowe potencjał kadrowy drastycznie spada, a odejściom kluczowych piłkarzy nie towarzyszy sprowadzanie równowartościowych następców. Nie zrobiono nic, by ponownie ściągnąć Kosowskiego, lub zawodnika o jego cechach przywódczych i możliwościach, pozyskać wysokiego stopera i napastnika, a wcześniej, aby godnie zastąpić Szymkowiaka. Nie można liczyć na pokonanie rywali z lepszych lig, jeśli drużynie nie zapewni się stabilizacji personalnej i ciągłości pracy nad jakością gry sięgającą kilkunastu miesięcy wstecz, oraz eksperymentuje z trenerami typu Liczki. Ktoś, kto poważnie myśli o zbudowaniu zespołu zdolnego walczyć o awans do grup PUEFA, nie ogranicza budżetu do poziomu nie pozwalającego na sprostanie sportowym potrzebom drużyny, wymuszającego kontraktowanie głownie „darmowych” graczy. Nie pozwala, by najbardziej palące potrzeby pozostawały niespełnione. Taka polityka kadrowa i ekonomiczna, podobnie jak w sezonie 2003/2004 znów doprowadziła do katastrofy. Zarząd sprzedał wszystkich zawodników, którzy mogliby uchronić Wisłę przed czwartkowym dramatem i nie zakupił potrafiących mu zapobiec. Dlatego do portugalskiej klęski przyczynili się wszyscy, bo wszyscy przez ostatni czas popełniali ciężkie błędy, od zawodników, aż po samą „gorę”. Znów strzeliliśmy sobie samobójczego gola, który będzie się odbijał Wiśle gorzką czkawką przez wiele lat.

Największe negatywy w grze Wisły (skala „europejska”, numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

TAKTYKA

1.Straszliwa ilość strat.. Wiślacy tracili piłkę non stop – a to w siermiężnych dryblingach (zwłaszcza Gołoś, Kryszałowicz), beznadziejnych podaniach (Dudka, „Baszcz”, Brożek), czy prostych, technicznych błędach. To musiało zrodzić wynik 0-3.

2 Gra bez piłki.. Jak zwykle była czystym koszmarem. Brak ruchu, korelacji formacji, wychodzenia na pozycję, były obecne wszędzie. A po złym zagraniu – tradycyjne kłótnie między sobą i rozkładanie rąk tudzież spuszczanie głowy na pierś, zamiast ponawiania ataku na piłkę. W tym ostatnim prawdziwym profesorem mógłby być Brożek.

3 Fatalna konstrukcja, dysfunkcja drugiej linii i brak kreatywnych pomocników. Jak mogliśmy tworzyć zagrożenie, skoro ani jeden pomocnik Wisły nie grał „do przodu”? Ani jeden! Momentami tylko Cantoro próbował coś zorganizować w ofensywie, ale to stanowczo za mało. Zresztą, Mauro to pomocnik specjalizujący się w zastawianiu piłki i grze tyłem do bramki rywala, więc trudno mieć pretensje, że nie rzucał prostopadłych podań i nie prowadził gry. Pozostała trójka pomocników w konstrukcji wypadała koszmarnie, nie dając żadnych dokładnych podań, nie gubiąc krycia. Każdy poza Argentyńczykiem potwierdził, że jednak nie nadaje się do europejskich pucharów.

4 Złe krycie. Portugalczycy mieli mnóstwo swobody i miejsca na operowanie piłka. Nasi zawodnicy ustawiali się zbyt daleko i reagowali na ich ruchy niesamowicie pasywnie.

5 Słabe akcje oskrzydlające. Znów zupełnie ich nie było. Boczni obrońcy nie włączali się - a jeśli już, to najwyżej budząc salwy gorzkiego śmiechu za nieporadność - natomiast skrajni pomocnicy robili wszystko chaotycznie i niedokładnie, „szwendając się” głownie w środku pola. Nie wracali za bocznymi obrońcami rywali, którzy mogli bezkarnie wchodzić w naszą strefę obronną.

6. Brak prostopadłych podań. Musi zostać zaakcentowany osobnym punktem.

7. Błędy Engela. Miały ogromny wpływ na przebieg meczu. Przede wszystkim, uporczywe trzymanie na placu gry bezużytecznego Gołosia, czy jeszcze gorszego Kryszalowicza. Nasz trener nie wprowadzał też żadnych korekt w ustawieniu w trakcie meczu, nie potrafił odpowiednio nastawić zespołu. A już skrajną nieodpowiedzialnością i nielogicznym posunięciem było uparte trzymanie się schematu budowania akcji poprzez długi wykop Majdana, po którym niemal każda piłka trafiała do gospodarzy. Wszak Engel powinien być pierwszą osobą, która zauważy, że w drugiej linii nie było ani jednego zawodnika mogącego wygrać „główkę” z rywalem. Ten model automatycznie przestał być aktualny z chwilą odejścia skocznego Uche – niestety, nie dla Engela i reszty drużyny.

8. Współpraca między formacjami.

9. Wolne tempo operowania piłką .

10. Brak akcji kombinacyjnych i ataku pozycyjnego. Przerażająca była zwłaszcza niezdolność do dłuższego utrzymania się przy piłce, zbudowania akcji „od tyłu”.

11. Błędy w ustawieniu obrońców.. Tworzyły luki, źle skracały pole, uniemożliwiały prawidłową asekurację.

12. Koszmarna gra 1 na 1. Wszelkie jej próby kończyły się stratą. A w obronie, nasi piłkarze w pojedynkach indywidualnych najczęściej oglądali plecy rywali.

13. Brak dobrze wyuczonych automatyzmów i prawidłowych reakcji Z tego płynęło przykładowo ustawianie się za rywalem, zamiast przed nim na linii potencjalnego podania, odpuszczanie krycia, wpadki w komunikacji, „umieranie” po stracie, czy cała masa prostych i niewymuszonych błędów technicznych. Wiślacy nie umieli prawidłowo zareagować na pressing oponentów, odpowiednio się przemieszczać, zachowywać w wymienionej wyżej grze 1 na 1. Przez złe reakcje obrońców straciliśmy też dwie bramki – najpierw Głowacki pozwolił się wprowadzić niemal w „piątkę”, a przy ostatnim golu trójka naszych defensorów zamiast iść na rywala, cofała się, robiąc mu miejsce na strzał z dystansu. To zachowanie typowe dla realiów naszej ligi, gdzie nikt z tej pozycji nie strzela, bo nie umie, więc nasi mają we krwi pasywne czekanie na przeciwnika, aż jeszcze trochę „poholuje” piłkę. Niestety ten rywal nie reagował i nie postąpił w polski ligowy sposób. Natomiast gola na 2-0 zawdzięczamy bierności w defensywie Zieńczuka, który nie podążył za wchodzącym na szybkości Portugalczykiem - bo w naszej lidze też się tego zwykle nie robi.

14. Brak dużej agresji w grze. Przygotowanie mentalne również zawiodło. Wiślacy gdy zobaczyli, że rywale są szybsi i lepiej wyszkoleni technicznie, po prostu się poddali. Zamiast obudzić w sobie pasję i wściekłość, ulegli zniechęceniu i fali depresji, nie wytrzymali ciśnienia. Zostali przytłoczeni własną słabością. W ten sposób nie wyzwolili wszystkich sił, którymi mogliby powalczyć o trochę lepszy wynik. Tu „zasługi” oddał też brak lidera, zawodnika, który w ciężkich chwilach mógłby poderwać zespół, indywidualną akcja natchnąć go nową wiarą w owocny sens walki.

15. Niedokładność w grze . Dotyczyła niemal wszystkich elementów boiskowych zmagań.

16. Słaby odbiór . Stanowił pochodną braku odpowiedniego krycia, agresywności i niestosowania pressingu.

17. Brak strzałów z dystansu

18. Przejście z obrony do ataku i na odwrót.

19. Nie tworzenie okazji bramkowych . Wisła praktycznie tylko raz zagroziła bramce Portugalczyków. A jak nie ma sytuacji do strzelania goli, nie ma bramek.

20. Nieudolna gra na 1-2 kontakty .

21. Wynik, praktycznie pozbawiający Wisłę szans na awans do fazy grupowej i wywalczenie rozstawienia w kw. do LM w przyszłym roku . O prawdopodobnych reakcjach Cupiała, które zapewne teraz nastąpią, już nie wspominam.

Pozytywy

1 Postawa Cantoro, jedynego zawodnika, który zaprezentował się na miarę „grupowych” aspiracji Wisły.

PIŁKARZE :

Radosław Majdan - Mógł lepiej zachować się przy stracie drugiego gola. Potwierdził dobrze znane wady (marna gra na przedpolu, gra nogami i obrona strzałów z dystansu) i zalety (refleks, szybkość, gra na linii) . Gra na linii (wszędzie skala od 0-5) : 4

Gra na przedpolu: 2. Tradycyjnie był tu pasywny, nie wychodził do dośrodkowań .

Błedy: popełnił kilka w ustawaniu się, zbyt mocno cofał się w „piątkę”.

Skuteczność pozycyjna: Przeciętna.

Ogólna ocena gry (skala 0-10) : 4

Marcin Baszczyński – Tragiczny występ. Raził indolencją w ofensywie i prostymi błędami technicznym (z prawidłowym wyrzutem piłki z autu włącznie).

Postawa w defensywie : 1. Źle krył, pasywnie reagował, „puszczał” wiele akcji, mizernie blokując dośrodkowania, dawał rywalom sporo miejsca i czasu.

Postawa w ofensywie: 0 Każda jego akcja kończyła się kompromitującą stratą.

Błedy i niewymuszone straty : Mnóstwo. Popełniał je zarówno w kryciu, asekuracji, komunikacji, wyprowadzaniu piłki, grze 1 na 1 (w defensywie i ofensywie), ustawieniu, podaniach, itd.

Skuteczność pozycyjna: Fatalna. Nie wywiązał się dobrze z obowiązków bocznego obrońcy, nie zabezpieczył należycie drużyny w tyłach i nie pomagał jej odpowiednio w przedzie

Ogólna ocena gry: 0,5

Arkadiusz Głowacki – Kolejny „antybohater” meczu, miał współudział przynajmniej przy stracie dwóch goli.

Postawa w defensywie : 1. Zupełnie nie radził sobie z takim rzemieślnikiem jak Saganowski. Próbował go kryć krotko, ale za sprawą koszmarnego braku zwrotności i przyspieszenia przegrywał większość pojedynków. Marnie ustawiał się również w grze blokiem, asekuracji i kryciu strefowym.

Postawa w ofensywie: 0. Nie istniała, poza paroma podaniami do najbliższego kolegi.

Błedy i niewymuszone straty : Mnóstwo.

Skuteczność pozycyjna: Beznadziejna. Nie wywiązał się należycie z roli, którą mu powierzono.

Ogólna ocena gry: 0,5

Maciej Stolarczyk – Tym razem zagrał w roli środkowego obrońcy i wypadł najlepiej ze wszystkich defensorów.

Postawa w defensywie : 2,5. Jak wszyscy Wiślacy reagował pasywnie, krył na radar, ale przynajmniej w miarę czujnie się ustawiał, pilnował własnej pozycji. Nie przegrywał pojedynków indywidualnych równie często jak koledzy.

Postawa w ofensywie:0. Praktycznie nie istniała.

Błedy i niewymuszone straty : Częste. Wpadki były obecne w jego grze, zwłaszcza w dokładności podań..

Skuteczność pozycyjna: Słaba. Kolejny raz mogę napisać formułkę „nie wywiązał się należycie z roli, którą mu powierzono”. Mógł zareagować dużo lepiej również przy trzeciej bramce.

Ogólna ocena gry: 2,5

Dariusz Dudka – Całkowicie wtopił się w mizerię gry naszej drużyny.

Postawa w defensywie : 1,5. Podobnie jak reszta Wiślaków prezentował dużą pasywność, popełniał sporo gaf w ustawieniu i przegrywał większość pojedynków 1 na 1. Bardzo źle blokował dośrodkowania.

Postawa w ofensywie:0,5. Nie wspierał należycie Zieńczuka, nie brał odpowiedniego udziału w akcjach ofensywnych.

Błedy i niewymuszone straty : Liczne. Zwłaszcza w kryciu i grze 1 na 1.

Skuteczność pozycyjna: Fatalna. Nie zabezpieczył należycie lewej strony naszego zespołu.

Ogólna ocena gry: 1

Jean Paulista – próbował walczyć, biegał, ale niewiele z tego nie wynikało. Pokazał dlaczego grał do tej pory w II lidze – ma ogromne problemy z efektywnością własnych akcji, nie obsługuje partnerów dobrymi dograniami, nie oddaje tez groźnych strzałów. Poza przyjęciem piłki, szybkością i skłonnością do efekciarskich, indywidualnych popisów, na razie nic sobą nie prezentuje.

Postawa w defensywie : 0,5. Opornie wracał za rywalami, najczęściej ich odpuszczając. Nie pomagał Baszczyńskiemu.

Postawa w ofensywie: 0,5. Szarpał, biegał i notował horrendalne ilości strat. Ani jedną akcją nie stworzył prawdziwego zagrożenia.

Błedy : Potwornie dużo

Skutecznośćz pozycyjna: Beznadziejna.

Ogólna ocena gry: 1

Konrad Gołoś – Zupełnie zawiódł, potwierdzając, że na dzień dzisiejszy absolutnie nie zasługuje na grę w Wiśle. Nie sprostał roli prowadzącego grę.

Postawa w defensywie : 0. Był chaotyczny i nieefektywny zarówno w odbiorze, jak i asekuracji. Wadliwym ustawianiem się wykładał całe krycie strefowe..

Postawa w ofensywie:0,5. Jedyne co potrafił, to spróbować dryblingu i szybko podać piłkę do tyłu lub w bok. Zwykle niedokładnie.

Błedy i niewymuszone straty : Potwornie dużo.

Skuteczność pozycyjna: Beznadziejna

Ogólna ocena gry: 0

Mauro Cantoro – Jedyny piłkarz w podstawowym składzie Wisły, o którym można powiedzieć coś pozytywnego

Postawa w defensywie : 3,5 Robił tyle, ile mógł, próbując łatać wszystkie dziury w drugiej linii. Ale był całkowicie osamotniony, żaden inny pomocnik bowiem nie bronił (!). Zanotował kilka ważnych odbiorów, starał się asekurować kolegów.

Postawa w ofensywie:3. Jak na sytuację totalnego braku wsparcia, radził sobie całkiem przyzwoicie, umiał utrzymać się przy piłce, a nawet przedryblować kilku rywali. Nic więcej w pojedynkę nie mógł osiągnąć.

Błedy i niewymuszone straty : Nieliczne, zwykle wynikłe z sytuacji („opadnięcie” przez kilku rywali), lub błędów kolegów (nie pokazujących się do podań itd.)

Skuteczność pozycyjna: Spora

Ogólna ocena gry: 6,5

Marek Zieńczuk – Następne duże rozczarowanie. Znów udowodnił, że jest zawodnikiem dobrym tylko na ligę, nie nadaje się do gry w europejskich pucharach.

Postawa w defensywie :0. Odpuścił ją zupełnie. Gol na 2-0 najlepszym przykładem..

Postawa w ofensywie:1. Poza jednym celnym, choć zbyt lekkim strzałem i paroma próbami ucieczki spod krycia, nie odznaczył się niczym pozytywnym.

Błedy i niewymuszone straty : Mnóstwo

Skuteczność pozycyjna: Fatalna

Ogólna ocena gry: 1

Paweł Kryszalowicz – Najwolniejszy i najmniej produktywny piłkarz na murawie. Był osłabieniem naszego zespołu, bo każdą akcję psuł.

Postawa w defensywie : 0. Nie angażował się w nią.

Postawa w ofensywie:0 Nie stwarzał żadnego realnego zagrożenia dla rywali.

Błedy i niewymuszone straty : Niemal ciągłe.

Skuteczność pozycyjna: Beznadziejna

Ogólna ocena gry: 0

Paweł Brożek – Uraczył nas 45 minutami, w których nic nie robił poza biernym czekaniem na podania z głębi pola. A gdy już je jakimś cudem dostawał, marnował za sprawą niedokładności jak przy dośrodkowaniu z 38 minuty do...no właśnie, wie tylko on sam.

Postawa w defensywie : 0. Nie angażował się w nią.

Postawa w ofensywie:1. Wyglądało, że jest gotowy wyłącznie do biegu w stronę podań rzucanych za linę obrony. Problem w tym, że ich w najmniejszym stopniu nie prowokował ruchem bez piłki. O innych elementach gry zapomniał.

Błedy i niewymuszone straty : Liczne

Skuteczność pozycyjna: Fatalna

Ogólna ocena gry: 1

I rezerwowi:

Marek Penksa – Walczył. I nic więcej dobrego nie można o nim powiedzieć, bo w tej walce był zupełnie nieefektywny.

Postawa w defensywie : 1. Starał się pomagać kolegom, ale nie notował odbiorów.

Postawa w ofensywie:2 Szukał gry, pokazywał się do podań, próbował utrzymać się przy piłce. To niestety stanowczo za mało.

Błedy i niewymuszone straty : Liczne.

Skuteczność pozycyjna: Słaba

Ogólna ocena gry: 2

Andre Barreto – Wisły nie zbawił, ale trudno było tego oczekiwać po zawodniku, który pierwszy raz dostał okazję gry w drużynie, a wcześniej miał długą przerwę. Na mnie zrobił jednak pozytywne wrażenie – widać, że pod względem ustawiania się i stylu reakcji prezentuje wyższą od wielu innych Wiślaków kulturę gry. Oby to pierwsze wrażenie nie okazało się mylne.

Postawa w defensywie : 1. Walczył w odbiorze i pilnował asekuracji.. O efektywności na razie zamilczmy.

Postawa w ofensywie:0,5. Pokazywał się do podań, ale nie wygrywał żadnych pojedynków. Nie stwarzał zagrożenia dla rywali.

Błedy i niewymuszone straty : Nieliczne, ale grał krótko.

Skuteczność pozycyjna: Słaba

Ogólna ocena gry: 1

Marcin Kuźba – Znów nic nie wniósł do zespołu. Ale był przynajmniej odrobinę szybszy od Kryszałowicza...

Postawa w defensywie : 0.

Postawa w ofensywie:0 Raz dobrze zastawił piłkę. Nie stwarzał żadnego realnego zagrożenia dla rywali.

Błedy i niewymuszone straty : nieliczne, ale grał krótko.

Skuteczność pozycyjna: Beznadziejna Ogólna ocena gry: 0


Zważywszy na wynik, dramatyczną jakość gry zespołu i dużo lepsze wyszkolenie indywidualne Portugalczyków, trudno mieć nadzieję, że Wisła odrobi stratę w rewanżu. Nie mamy obecnie żadnych atutów, którymi moglibyśmy zmusić rywali do błędów. Wszyscy najbardziej wartościowi piłkarze zostali sprzedani, drużyna jest rozbita i podzielona przez Engela na równych i równiejszych. W tej sytuacji nie ma z czego sklecić ekipy, która mogłaby spróbować powtórzyć wyczyn Liverpoolu z ubiegłosezonowego finału LM. Teoretycznie w piłce wszystko jest możliwe, ale teorii trzeba umieć pomóc, a Wisła to niestety nie „The Reds”. Bo mówiąc obrazowo różnica jest taka, że dysponujący wysokim wyszkoleniem S.Gerrard grając na 100% jest groźny dla każdego klubu świata i może odrobić trzybramkową stratę w 45 minut, a Kryszałowicz czy Zieńczuk nawet jeśli całkowicie zmieni swoje oblicze i zagra na 300%, będzie groźny najwyżej dla teściowej, a nie choćby tylko przeciętnego zespołu europejskiego. Niemniej wierzyć trzeba, mimo, że to wiara w cuda. Cóż innego nam teraz pozostaje?

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Jeszcze kilka godzin temu wierzyłem, że Wisłę Kraków w obecnym składzie personalnym stać na dobre występy w europejskich pucharach. Nic z tej wiary nie zostało. Co więcej, być może już tylko tygodnie dzielą nas od definitywnego końca "Wielkiej Wisły" także w polskiej lidze. Szanse na odrobienie strat z Portugalii są marne, a brak awansu będzie zapewne oznaczać kolejne transfery czołowych piłkarzy zimą. I tylko gorzka myśl tłucze się po głowie. Tak niedawno byliśmy raptem o 5 minut od Ligi Mistrzów i dostatniej przyszłości. Teraz może się okazać, że po zespole zostaną strzępy, a na kolejne sukcesy trzeba będzie czekać lata...

Być może to przedwczesne rozdzieranie szat. Być może w rewanżu wiślacy zagrają zawody, które przejdą do historii jak niegdyś potyczka z Saragossą. Być może nawet jeśli odpadniemy, nie czeka nas wysprzedaż. Ale trudno o optymizm. Wczoraj Wisła skompromitowała się. Zagrała głupio i bez ambicji. Niektórzy piłkarze snuli się po boisku, zamiast walczyć jak przystało w meczu, o którym przecież wiedzieli, że może mieć kolosalne znaczenie dla przyszłości klubu. Jak rok temu z Tbilisi, jak dwa lata temu z Vålerengą, niektóre nasze asy pokazały, iż absolutnie nie można na nich polegać. Są dobrzy na ligę, nawet na reprezentację, nawet w porywach na eliminacje LM (wszak z Panatą w Krakowie zagrali bardzo dobrze!). Ale Puchar UEFA to od trzech lat ich jedna wielka kompromitacja. Kibic wierzy zwykle, że piłkarze uczą się na błędach. Dziś gotowy jestem stwierdzić z całą mocą, że nasi nie.

Oczywiście, Wiśle nie pomogło to, że wypadli ze składu Radosław Sobolewski i Tomasz Kłos. Oczywiście, bardzo widoczne są skutki letnich osłabień. Oczywiście, nowi piłkarze nie zgrali się jeszcze należycie z kolegami. Ale nawet biorąc poprawkę na te kłopoty, Wisła nie powinna była przegrać w takim stylu. Nawet gdy brakuje zrozumienia, nawet gdy niższa jest niż do niedawna suma piłkarskich umiejętności w zespole, nic nie zwalnia zawodników od podjęcia walki. Twardej, bezkompromisowej, pełnej ambicji walki. W meczu z Vitórią jej zabrakło. Rzecz jasna, są wyjątki, ale trudno, może poza Mauro Cantoro, wymienić piłkarza, który zasłużyłby na "rozgrzeszenie". Większość nawet jeśli się starała, to popełniała katastrofalne błędy, czy to w grze defensywnej, czy to w grze ofensywnej, jeśli o tej drugiej w ogóle można mówić inaczej niż pro forma. Tym większe me rozczarowanie, ma złość, że wiem, iż ten zespół stać było mimo wszystko na lepszy występ. Ale nie w sytuacji, gdy zabrakło determinacji a część piłkarzy zdawała się chcieć udowodnić, iż bezmyślność jest ich wiodącą cechą... Gorzkie słowa, ale czy można zdobyć się na inne po tak koszmarnym występie, który może mieć opłakane skutki dla klubu? Zwłaszcza, że rywal to zespół przeciętny, bez gwiazd, bez wyrafinowanej taktyki. Ale przynajmniej zespół. Wisła była zlepkiem piłkarzy, których nie połączyła żadna myśl, ani taktyczna, ani bardziej wzniosła: że trzeba walczyć o honor i przyszłość. Gdy w dodatku ci piłkarze, każdy co do jednego, zagrali znacznie poniżej możliwości (nawet rozgrzeszony przeze mnie Cantoro), klęska stała się sromotna.

Oczywiście, ten sam zlepek piłkarzy może w kolejnym meczu ligowym zdobyć 3 punkty, strzelić parę bramek i przeprowadzić kilka pięknych akcji. Tyle że mam nieodparte wrażenie, że już za późno na rehabilitację. Że zimą zostaną tylko zgliszcza. Rzecz jasna, czy Wisła jest silna czy słaba, to wciąż Wisła. Zwłaszcza na parę miesięcy przed stuleciem klubu nie wolno się od niego odwrócić. Niemniej, oglądając czwartkową degrengoladę, jakoś trudno wykrzesać z siebie entuzjazm dla tych konkretnych piłkarzy, którzy w jej barwach aktualnie występują. Tym bardziej, że już trzeci rok z rzędu gotują nam taką koszmarną niespodziankę. Czy gra tu Żurawski, czy Frankowski, czy Gorawski, czy Dudka, czy Baszczyński, czy Kryszałowicz, stało się już, o ironio a raczej o zgrozo, tradycją, że kompromitujemy się w Pucharze UEFA. Niby w tej edycji jest cień szansy na spektakularny powrót. Ale czy ktoś jeszcze w to wierzy?

Wielkim rozczarowaniem jest także Jerzy Engel. Ewidentnie nie poradził sobie z zadaniem przebudowy zespołu. Zadanie miał trudne, to prawda. Ale choćby przykład czwartkowego rywala pokazuje, że można w ważnych meczach doprowadzić do ładu i składu nawet bardzo przebudowany zespół. Dla Wisły potyczka z klubem z Portugalii miała kluczowe znaczenie, może nawet większe niż rywalizacja z Panatą. Dlaczego więc trener nie potrafił odpowiednio zmotywować zespołu? Popełnił ten sam błąd co rok temu Henryk Kasperczak. Można dowodzić, że zawiedli go piłkarze. Ale nie kto inny, jak właśnie trener, wybiera skład, w jakim należy rozpocząć mecz i jakie potem przeprowadzać zmiany. Odpowiada on także w znacznej mierze za podejście piłkarzy do spotkania. Engel miał ograniczone pole manewru, gdyż kartki, kontuzje i niedawne transfery przetrzebiły kadrę na mecz w Portugalii. Jednak czy aż tak wielką sztuką jest przekonanie piłkarzy, że trzeba wyjść na boisko i - za przeproszeniem - zapiep...ać przez 90, a jeśli trzeba i więcej, minut?! Engel miał być na tle Kasperczaka wybitnym motywatorem. Ten mit runął i to z hukiem. Być może, gdyby mógł z tym składem popracować jeszcze parę miesięcy, wyeliminowałby część jego mankamentów czysto sportowych. Tyle że wielkim i podstawowym zadaniem Jerzego Engela było wprowadzenie Wisły przynajmniej do fazy grupowej Pucharu UEFA. Jeśli nie jest to w tej chwili misja niewykonalna, to przynajmniej bardzo, ale to bardzo mało prawdopodobna.

Mimo wszystko, mimo złości i rozgoryczenia, jedynym rozsądnym rozwiązaniem z punktu widzenia kibica jest spokój. Trzeba kibicować Wiśle w kolejnych meczach ligowych i liczyć, że może jednak zimą nie dojdzie do drastycznych ruchów personalnych. A jeśli dojdzie, to do takich, dzięki którym słabe mentalnie i piłkarsko ogniwa zostaną wymienione na lepsze. Nie piszę tego co prawda z wielką wiarą, ale cóż innego pozostało, jak czekać na ligę i potem na kluczowe decyzje o przyszłości klubu?

Źródło:wislaportal.pl