2005.09.29 Wisła Kraków - Vitória SC Guimarães 0:1

Z Historia Wisły

2005.09.29, Puchar UEFA, I runda - rewanż, Kraków, Stadion Wisły, 20:30
Wisła Kraków 0:1 (0:0) Vitória SC Guimarães
widzów: 15.500
sędzia: Anton Genow z Gabrowa (Bułgaria)
Bramki
0:1 82' Marek Saganowski
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Grafika:Zk.jpg Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Arkadiusz Głowacki
Dariusz Dudka grafika: Zmiana.PNG (85’ Maciej Stolarczyk)
Marek Penksa grafika: Zmiana.PNG (12’ Jean Paulista)
Radosław Sobolewski
Mauro Cantoro
Marek Zieńczuk
Paweł Brożek
Paweł Kryszałowicz grafika: Zmiana.PNG (50’ Marcin Kuźba)

trener: Jerzy Engel
Vitória SC Guimarães
Paiva
Mário Sérgio
Medeiros Grafika:Zk.jpg
Attila Dragóner
Rogério Matias
Sebastian Steve Qvacoe Cann-Svärd
Selim Benachour Grafika:Zk.jpg
Neca Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (57’ Pintassilgo)
Moreno
Marek Saganowski Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (84’ Zézinho)
Targino grafika: Zmiana.PNG (68’ Emanuel Benito Rivas)

trener: Jaime Pacheco

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje meczowe

Lekcja biegania

Przedziera się Kryszałowicz
Przedziera się Kryszałowicz
Kibice gości
Kibice gości
Kibice gości
Kibice gości

Lekcji pressingu, biegania i wygrywania udzielili piłkarzom Wisły zawodnicy obecnego outsidera portugalskiej ligi - Vitorii Guimaraes. Po bramce Marka Saganowskiego goście wygrali z Wisłą 1:0 i wybili Puchar UEFA naszym graczom.

Bohaterami meczu byli zdecydowanie kibice Wisły, których nie mógł się nachwalić m.in. trener gości Jaime Pacheco. Komplet widzów do ostatniej minuty wspomagał swój zespół, co niestety na nic się nie zdało. Znów potwierdziło się, że kibice Wisły wstydu swojej drużynie nie przynoszą.

Mimo bardzo niekorzystnego wyniku w pierwszym meczu (3:0 dla Vitorii) nie brakowało głosów, że Wisła jest w stanie odrobić straty. Portugalczycy w pierwszym meczu mimo iż wygrali wysoko, to nie zaprezentowali wielkich umiejętności piłkarskich a mecz z "Białą Gwiazdą" najzwyczajniej wybiegali. Wydawało się, że na obcym terenie goście z Guimaraes nie będą już tak pewni siebie.

Ale już początek meczu zadał kłam takim teoriom. Vitoria od początku znakomicie wybijała z uderzenia podopiecznych Jerzego Engela, stawiając agresywnie atakujące dwie linie przeciwko posiadającym piłkę Wiślakom. Naszym graczom ciężko było rozwinąć skrzydła, wszelkie akcje rozbijane były już w zarodku.

Jedynie pierwsze 20 minut przyniosło kilka szans, które mogły zakończyć się bramką. Już w 3 minucie głową z bliska strzelał Marek Penksa. Słowak miał swoją szansę w 14 minucie, chwilę po tym jak zasygnalizował trenerom, że odniósł kontuzję nogi. Penksie nie udało się solidniej przyjąć piłki po podaniu od Cantoro i Rogerio Matias wybił mu futbolówkę w sytuacji "sam na sam" z bramkarzem Paivą. Chwilę później słowacki napastnik, występujący z konieczności na prawym skrzydle musiał zostać zastępiony przez Paulistę.

Właściwie przedostatnią szansą Wisły w tej części gry był strzał głową Pawła Brożka w 15 minucie, który zamknął dośrodkowanie z rzutu rożnego, tyle że z dość ostrego kąta posłał piłkę po koźle nad bramką. Natomiast w 36 minucie Marek Zieńczuk uderzył z rzutu wolnego mocno, pod poprzeczkę, a Vitorię uratował jej bramkarz.

W drugiej połowie za mało ruchliwego Pawła Kryszałowicza wszedł Marcin Kuźba. Niestety, napastnik ten również nie zdołał stworzyć sobie szansy strzeleckiej, jego koledzy z zespołu mieli też olbrzymie kłopoty by choćby zbliżyć się do pola karnego rywala. W 55 minucie natomiast po kontrze Vitorii sam przez Majdanem znalazł się Marek Saganowski, który na nasze szczęście posłał piłkę obok prawego słupka bramki Wisły.

Końcówka meczu to już prawdziwe bicie głową w mur gospodarzy. Na nic zdały się strzały z dystansu Zieńczuka czy Cantoro, jak też szarża Jeana Paulisty, która przyniosła... żółtą kartkę dla Marcina Baszczyńskiego. Arbiter niesłusznie ukarał "Baszcza" za próbę wymuszenia rzutu karnego. Im bliżej końca tym bezradniej wyglądały te ataki gospodarzy. Tym razem było chociaż widać, że nasi walczyli, ale byli po prostu wolniejsi, mniej zdecydowani, posyłali wolniejsze podania, a gdy piłkę zagrali mocniej - ich partnerzy nie byli w stanie właściwie przyjąć swojego narzędzia pracy.

Co innego Vitoria, która mimo osłabienia brakiem Clebera, Manoela czy Claytona, imponowała zdecydowaniem i szybkością. Gracze z Guimares w końcówce meczu wypracowali sytuację Markowi Saganowskiemu, który stanął "oko w oko" z Kłosem, w jego sąsiedztwie przestawił piłkę na prawą nogę i uderzył technicznie, skutecznie lobując Radosława Majdana.

Vitoria wygrała więc zasłużenie eliminując nas wynikiem 4:0 w dwumeczu. Na grę w europejskich pucharach znów musimy czekać rok, ale jakoś tak z coraz mniejszą tęsknotą...

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła Kraków - Vitória Guimarăes 0:1

Niestety nie udało się piłkarzom Wisły Kraków odrobić strat z Portugalii i tym samym awansować do fazy grupowej Pucharu UEFA. Co gorsze, "Biała Gwiazda" została ostatecznie pogrążona przez Marka Saganowskiego w 82. minucie spotkania. Nie dla nas europejskie puchary! Jeszcze nie tak dawno temu byliśmy sześć minut od piłkarskiego raju. Dziś jesteśmy całe 4 bramki, które wbiła nam absolutnie przeciętna drużyna, za bramami piekieł.

Niestety nic dwa razy się nie zdarza - wiślacy nie powtórzyli meczu sprzed pięciu lat i całkowicie... zasłużenie odpadli z rozgrywek Pucharu UEFA. Jeżeli jeden ze słabszych zespołów - przynajmniej jak na razie - ligi portugalskiej ogrywa mistrza Polski - w dwumeczu aż 0:4 - to jest to naprawdę smutny obraz całej polskiej piłki klubowej. I nie jest to porażka tylko i wyłącznie Wisły, ale i każdego klubu naszej ligi z kolei...

Jaka czeka przyszłość Wisłę w jej jubileuszowym roku? Czy Bogusław Cupiał myśli jeszcze poważnie o budowie silnej i liczącej się w Europie drużyny? Czy Jerzy Engel utrzyma posadę szkoleniowca Wisły? Na te i inne pytania odpowiedź poznamy zapewne w najbliższych dniach.

I runda Pucharu UEFA, sezon 2005/2006

Kraków, ul. Reymonta, 29. września 2005 r., godz. 20:30

Widzów: 15 500, sędziował: Anton Genow (Bułgaria)

Wisła Kraków - Vitória Guimarăes 0:1

Bramki:

0:1 Saganowski (82.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Dudka (84. Stolarczyk)

Penksa (15. Paulista)

Sobolewski

Cantoro

Zieńczuk

Paweł Brożek

Kryszałowicz (50. Kuźba)


Paiva

Mário Sérgio

Medeiros

Dragóner

Rogério Matias

Svärd Benachour

Neca (57. de Sousa)

Moreno

Saganowski (84. Zézinho)

Targino (68. Rivas)


Piłkarz meczu:

Mauro Cantoro


Wisła aby odrobić stratę z pierwszego meczu, musiałaby wykazać się stuprocentową skutecznością… tyle że w dwumeczu!

Nasi piłkarze tylko dwukrotnie (!) trafiali dzisiaj swoimi strzałami w bramkę strzeżoną przez Paivę. To i tak o jeden raz więcej niż w pierwszym meczu obydwu drużyn, ale nawet najmniejsze dziecko wie, że trzema celnymi (!) strzałami, w dwóch meczach, nie wygrywa się batalii w europejskich pucharach. Tym bardziej jeżeli samemu traci się cztery gole.

I tutaj trzeba niestety przyznać, że największym rozczarowaniem Wisły jest Paweł Kryszałowicz. Koszmarnie zagrał w Guimarăes, chyba nawet gorzej dzisiaj, głównym jego zajęciem było bowiem potykanie się, nawet i o własne nogi.

Co ciekawe pod koniec meczu wiślacka publiczność dziękowała piłkarzom za walkę… Cóż… można powiedzieć, że nasi pupile walczyli, ale na pewno nie była to taka walka, jaką oczekiwaliśmy, nie była też taka, jaka mogłaby dać dzisiaj efekty.

To Vitória była drużyną lepiej poukładaną, która od pierwszej do ostatniej minuty dążyła do celu, który w końcu osiągnęła. Mecz ten bardzo przypominał zresztą nasze pucharowe spotkanie z Anderlechtem Bruksela, w Krakowie. Nie tylko pod względem wyniku.

Już początek pokazał, że podopieczni Jaime Pacheco nie zamierzają tylko i wyłącznie kurczowo się bronić, albo grać jak Wisła w Guimarăes – wybijając piłki na oślep. Twarda gra Portugalczyków, którzy zdecydowanie więcej biegali – pokazała szybko, że strzelenie każdej z ewentualnych bramek będzie bardzo ciężkie. Jak się okazało – nie strzeliliśmy żadnej.

Mimo to – okazje ku temu były. Już w 3. minucie przed szansą stanął Marek Penksa, ale jego strzał głową minął bramkę Vitórii.

Na naszą akcję szybko odpowiedzieli goście, a dokładniej Targino. Z jego dośrodkowaniem minął się Radosław Majdan, ale na nasze szczęście skończyło się tylko na strachu.

Ostra gra Vitórii często kończyła się faulami, ale były one „mądre”, gdyż zdarzały się z dala od bramki. W 8. min. po takim faulu i rzucie wolnym z ponad 30 metrów, uderzył Arek Głowacki, ale solidnie przestrzelił.

W 14. minucie do ładnie rzuconej piłki wystartował Marek Penksa, ale masywniejszy obrońca zablokował Słowaka, skończyło się więc tylko na rzucie rożnym. Jak się okazało Marek doznał chwilę wcześniej kontuzji, stąd kłopot z tym dojściem do piłki. Miał zresztą solidny problem nawet z opuszczeniem murawy. W jego miejsce wszedł Jean Paulista.

Wisła ma teraz dwa kolejne rzuty rożne i po drugim z nich ładnie głową, po koźle, uderza Paweł Brożek – piłka leci jednak nad poprzeczką. Szkoda.

Niestety z upływem czasu... Wisła ma coraz mniej okazji do przemieszczenia się pod bramkę rywala, z czym nie ma kłopotów Vitória. Po ładnej, kombinacyjnej akcji, tylko ofiarności Radka Sobolewskiego, zawdzięczamy, że nie pada gol dla gości. "Sobol" kapitalnie blokuje bowiem uderzenie rywala.

Po chwili rozpędzonego Saganowskiego ładnie powstrzymał Marcin Baszczyński. Prawy obrońca Wisły ruszył do przodu dwie minuty później, strzelił nawet z narożnika pola karnego, ale piłka minęła bramkę gości.

Wreszcie mamy 36. minutę. Rzut wolny dla Wisły, do piłki podchodzi Marek Zieńczuk i strzela świetnie pod poprzeczkę. Paiva jeszcze jednak lepiej wybija piłkę na rzut rożny! Był to pierwszy celny strzał na bramkę Vitórii… Jeżeli mieliśmy odrabiać straty, to zdecydowanie za późno zaczęliśmy ustawiać swoje celowniki…

Niewiele brakowało, aby bohaterem Wisły został chwilę później Paulista. W 39. min. ładnie wpadł w pole karne Vitórii, zamieszał dwoma obrońcami, ale miast strzelać, zatrzymał się na trzecim. Do odbitej piłki dopadł Dariusz Dudka, ale jego uderzenie powędrowało aż za... trybunę od ul. Reymonta… W doliczonym czasie gry sam na sam z Paivą wyszedł Zieńczuk, ale nie dość, że nie trafił do siatki, to jeszcze sędzia odgwizdał spalonego.

Na II połowę Wisła wyszła nastawiona bojowo, podobnie jak i arbiter z Bułgarii, który totalnie pogubił się zaraz na jej początku. Faul przy linii bocznej zakwalifikował na żółtą kartkę i pokazał ją jako drugą w tym meczu Nece… Po niej oczywiście wyciągnał kartkę czerwoną, tyle że to nie Neca faulował, a Medeiros. Na murawę wpadła niemal cała ławka rezerwowa Vitórii, a Bułgar zaraz potem anulował karę dla długowłosego Portugalczyka. Vitória nie grała więc w "dziesiątkę".

Bojowe nastawienie wiślaków skończyć się jednak mogło… golem dla gości. Dobrej okazji nie wykorzystał – w 55. min. – Saganowski, który nie trafił w bramkę.

Chwile później z boiska schodzi… żegnany gwizdami Kryszałowicz. Jego zmiennik – Marcin Kuźba spróbował umiejętności Paivy już chwilę później, ale zbyt lekki strzał, bramkarz bez trudu złapał. Była to 61. minuta, drugi celny strzał wiślaków… i zarazem ostatni!

Wisła próbuje jeszcze wprawdzie w 68. min., kiedy po dośrodkowaniu niepewnie interweniuje Paiva, ale kończy się tylko na rzucie rożnym. Próbujemy także minutę później, tyle że bramkarz Vitórii był szybszy przy piłce od rozpędzonego Pawła Brożka. Świetnym podaniem popisał się przy tym Marek Zieńczuk, ale mimo tego on także dzisiaj rozczarował. Czy rzeczywiście można o nim mówić, że to dobry piłkarz, ale tylko na polską ligę? Po naszych grach w pucharach, na razie wygląda to właśnie tak...

Od momentu akcji Zieńczuk-Brożek mamy już tylko kiepską kopaninę. Wisła przestaje wierzyć w odniesienie choćby zwycięstwa, choć próbują jeszcze i Cantoro (71. min. z dystansu obok) i Baszczyński (75. min. - akcja w polu karnym, zderzenie z obrońcą - czy był karny? zdaniem sędziego nie, więc Baszczu ogląda żółta kartkę), i Zieńczuk (81. z wolnego, również obok bramki).

Nie dziwi, więc, że to co nie udało się wiślakom, udało się Vitórii.. W 82. minucie błąd popełnia Dudka, który traci piłkę. Ta trafia do Marka Saganowskiego, a ten prostym zwodem oszukuje Kłosa i strzałem w długi róg nie daje Majdanowi żadnych szans! 0-1 i koniec jakichkolwiek nadziei nie tyle na złudny awans, ale też na osiągnięcie honorowego rezultatu.

Wisła – niestety – zasłużenie odpada z pucharów. Ta drużyna potrzebuje dużych zmian. Oczywiście pod warunkiem, że nie chcemy być wyłącznie mistrzem własnego podwórka. I jak wspomniałem na wstępie. Szyderstwa fanów innych drużyn są tym razem totalnie nie na miejscu. Za dwa lata tylko trzy drużyny z polskiej ligi zagrają w europejskich pucharach! I nie jest to wina wyłącznie Wisły i Groclinu, który dzisiaj także odpadł z europejskich rozgrywek.

Nasza liga – na tle Europy – robi kolejne kroki w tył. Kilku najlepszych graczy, którzy prezentowali określony poziom, z Wisły już wyjechało, a Ci, którzy jeszcze "coś" grają - wyjechać zamierzają. W Polsce i tak nie mamy zbytniej konkurencji i to także świadczy o poziomie polskich drużyn.

16-zespołowa liga, po dzisiejszym spotkaniu mistrza Polski z niedawnym outsiderem w Portugalii – jawi się jak najśmieszniejszy kabaret.

Przed tym dwumeczem przekonywano nas, że to Wisła jest piłkarsko lepsza od Vitórii... Przykro mi - nie jest! To także świadczy o naszym miejscu w szeregu. Wyśmiewany Saganowski pokazał, że Polak potrafi, to właśnie on "załatwił" nas przede wszystkim. Nie do końca wierzyliśmy, gdy mówił, że przeszedł do lepszej drużyny niż Legia. Dzisiaj okazało się, że jest nie tyle w lepszej ekipie od drużyny stołecznej, ale i lepszej od krakowskiej Wisły... Brutalna to prawda.

Mówimy więc pucharom - do zobaczenia...

PS. Ostatnia porażka, jakiej doznaliśmy na stadionie przy ulicy Reymonta, to był nasz pojedynek z... Realem Madryt. Było to 10.08.2004 r., a więc rok, miesiąc i 19 dni... temu.

Od tego czasu Wisła to juz jednak nie ta sama drużyna...

Dodał: Matys (2005-09-29 22:44:40)

Źródło:wislaportal.pl

Trenerzy po meczu

Trener Pacheco pod wrażeniem kibiców Wisły

Po zwycięskim dwumeczu nad Wisłą Kraków trener Vitorii Guimaraes nie mógł nachwalić się kibiców Wisły. - Dopingowali wspaniale, mogą być wzorem dla innych fanów. Dzięki nim ten mecz był prawdziwym świętem, wspaniale wspierali swój zespół. Należą im się szczególne gratulacje - powiedział Jaime Pacheco.

- Zależało nam na awansie do dalszej fazy rozgrywek, ale cieszę się że wygraliśmy ten mecz, gdyż w naszym składzie zagrało kilku reprezentantów "młodzieżówki" portugalskiej - dodał Pacheco. - Graliśmy dobrze technicznie. Liczy się zespół jako całość, jego zgranie i porozumienie między całą drużyną w ofensywie i defensywie. Nie chcę nikogo wyróżniać. Szczegółowo analizowaliśmy grę Wisły, wiedzieliśmy że jej atutem jest kontratak i stałe fragmenty gry. Jej porażka nie wynika z braku motywacji czy umiejętności. Pod koniec meczu byli rzeczywiscie wyczerpani, dali z siebie wszystko. Vitoria była dziś bardzo dobrze przygotowana do tego meczu. Zgadzam się, że początki pierwszej i drugiej połowy były najważniejszymi momentami meczu. Trzeba było pokazać dyspozycję naszej drużyny.

Źródło: wislakrakow.com

Program meczowy cz.I
Program meczowy cz.I
Program meczowy cz.II
Program meczowy cz.II

Zapis konferencji prasowej

Długo musieliśmy czekać na pojawienie się Jerzego Engela na konferencji prasowej. Pojawił się w towarzystwie dwóch piłkarzy - Mauro Cantoro i Macieja Stolarczyka oraz dyrektora sportowego Grzegorza Mielcarskiego. Niemal do północy dyskutowano o porażce z Vitorią.

Jerzy Engel:

- Przegraliśmy z zespołem lepszym od nas - to nie ulega wątpliwości. W obu meczach byliśmy zespołem, który nie potrafił stworzyć takich sytuacji bramkowych, by obronną ręką wyjść chociaż z jednego z tych spotkań. Po pierwszym meczu można było marzyć, że gdyby się mecz ułożył, będziemy mogli nawiązać równorzędną walkę. Niestety dwie niewykorzystane sytuacje na początku meczu - jedna Marka Penksy, druga Pawła Brożka - spowodowały, że nie otworzyliśmy wyniku i mecz nie układał się po naszej myśli. Później było niestety coraz trudniej, przeciwnik cofnął się na własną połowę i stworzyć sytuację podbramkową było nam bardzo, bardzo ciężko. W końcówce straciliśmy bramkę, która zmieniła obraz porażki w tym dwumeczu w klęskę. Przegraliśmy 4:0 w dwumeczu. Trzeba pogratulować Vitorii, że potrafiła zdecydowanie nas ograć. Życzymy im sukcesów w dalszych rozgrywkach pucharowych.

- Naszą szansą pucharową w tym roku przegraliśmy w Grecji. Tam byliśmy najbliżej awansu pucharowego. Praktycznie od czasu porażki w Grecji staramy się ten zespół skleić na nowo i po tych transferach, jakie nastąpiły, uratować to wszystko co jeszcze się da. Okazuje się, że jeśli chodzi o ligę - wyglądamy bardzo dobrze. Jeśli chodzi o puchary europejskie - niestety jest to za mało i nie potrafiliśmy sprostać takiemu zespołowi jak Vitoria.

- Prawda w futbolu jest taka, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. W obu meczach Vitoria nie pozwoliła nam na wiele. Dzisiaj stworzyliśmy trzy sytuacje stuprocentowe, wszystkie po dośrodkowaniach, po uderzeniach głową.

- Z napastników tylko Paweł Brożek doszedł dzisiaj do sytuacji strzelckich. W drugiej połowie uprzedził go bramkarz, a szkoda, bo Paweł mógł tą sytuację rozwiązać nieco inaczej. W pierwszej połowie, jak już mówiłem, uderzał głową. Ani Kuźba ani Kryszałowicz nie potrafili stworzyć nic ciekawego i na tle takiego przeciwnika jak Vitoria w ataku wypadliśmy bardzo blado.

- Dwumecz z Guimaraes był zupełnie inny niż ten z Panathinaikosem. To pokazuje jaka jest róznica między obecną Wisłą, a tą całkiem niedawną. Obecna drużyna dopiero się tworzy. Wierzę w to, że w przerwie zimowej pozyskamy kilku zawodników i wzmocnimy jeszcze tą drużynę.

- Potrzebujemy wzmocnień w ataku i na bokach. Dzisiaj Paulista znów zupełnie nie rozumiał się z Marcinem Baszczyńskim. Brazylijczyk wciąż potrzebuje czasu, jak z resztą cała drużyna, która musi się zgrać.

- Awans do Ligi Mistrzów niewiele by zmienił. Przegrywalibyśmy tam w taki sposób, jak dziś z Vitorią. Niedawno do grupowych rozgrywek Pucharu UEFA awansowała Amica. Wszyscy pamiętamy jak to się skończyło. Potrzebujemy więcej pokory.

- Klubowy futbol jest w tej chwili bardzo słaby. Na arenie międzynarodowej niewiele możemy zdziałać. Teraz wszystko zależy od właścicieli klubów, czy zdecydują się przebudować i wzmocnić skład. Europa powoli nam ucieka.

- Od meczów z Panathinaikosem wiele się zmieniło w Wiśle. Mówi się, że Uche „przeszedł” obok tych spotkań, ale przecież on zdobył dla nas bramkę w Krakowie. Na Nigeryjczyku opieraliśmy wiele wariantów taktycznych. Budowaliśmy zespół na europejskie puchary w okresie przygotowawczym. Nagle z zespołu odeszli nam Frankowski i Uche. Mamy sporo problemów, ale teraz musimy się pozbierać i zdobywać punkty w lidze.

Maciej Stolarczyk także próbował szukać przyczyn porażki, lecz tylko się "zamotał". Ostro zareagował natomiast na pytanie jednego z dzienniarzy, dlaczego w Guimaraes piłkarze Wisły nie walczyli: - Puchary rządzą się własnymi prawami, to jest tylko dwumecz. Vitoria okazała się lepsza i tyle mogę powiedzieć.

- Zabrakło walki? A co znaczy walka? Gra się tak jak przeciwnik pozwala, a Vitoria okazała się lepsza. Gra się tak jak przeciwnik pozwala, a Vitoria w tym dwumeczu okazała się przeciwnikiem lepszym. Nie można wysuwać zbyt daleko idących wniosków, bo w meczu z Lechem, czy w spotkaniu z Panathinaikosem prezentowaliśmy dobry futbol i wszyscy piali z zachwytu. To był dwumecz i przegraliśmy z zespołem, który okazał się lepszy. Wydaje mi się, że każdy z nas jest, jak myślę, zawodowcem w pełnym tego słowa znaczeniu. Wychodzimy na boisko po to, by wygrać. Nikt nie chce odpaść z pucharów świadomie, bo wiemy jakie cele stawia sobie klub. Wygrał zespół lepszy w tym dwumeczu. Puchary rządzą się swoimi prawami.

Mauro Cantoro:

- Nie uważam, że Vitoria Guimaraes jest drużyną dużo lepszą od Wisły. W tym dwumeczu popełniła po prostu mniej błędów i potrafiła wykorzystać nasze słabości. Nie rozumiem pytań dziennikarzy, którzy sugerują, że piłkarzom Wisły nie chce się grać. Nie gramy tylko dla pieniędzy, nie brakuje nam ambicji. Wszystko wynika z popełnianych błędów.

Grzegorz Mielcarski:

- W dwumeczu byliśmy słabszym zespołem, do każdego zawodnika możnaby się o coś przyczepić. Nie będziemy teraz stawiać nikogo przed gilotyną i scinać głowy. Wszyscy widzieliśmy ile nam teraz brakuje do przeciętnego zespołu w Europie. Nawet gdyby Wisła awansowała do Ligi Mistrzów, to cały czas musiałaby być wzmacniana. Musielibyśmy szukać jeszcze lepszych piłkarzy, być może jeszcze droższych.

Źródło: wislakrakow.com

Analiza rewanżowego meczu z Vitorią

Znów się nie udało. Wisła nie odrobiła straty z Portugalii, wyraźnie przegrywając w dumeczu z Vitorią Guimaraes i odpadając z dalszych gier w PUEFA. Wspaniale dopingującym zespół kibicom raz wtóry pozostały tylko łzy goryczy i poczucie wielkiej klęski.

Zapraszam do lektury analizy gry naszego zespołu.

Największe negatywy w grze Wisły (skala „europejska”, numeracja pełni jedynie rolę porządkową)

TAKTYKA

1. Niedostateczne przygotowanie fizyczne Tym razem zaczynam od niego, bo oba mecze z Vitorią ujawniły dużą dysproporcję między wydolnością i kondycją Wiślaków, a przygotowaniem fizycznym rywali. Również w rewanżu Portugalczycy byli wyraźnie szybsi i lepiej znosili trudy agresywnego pressingu i walki na całym boisku. Wiśle nie udało się ich skutecznie zmęczyć, by zaczęli popełniać poważne błędy.

2 Brak kreatywnych piłkarzy w drugiej linii, a zwłaszcza typowego środkowego ofensywnego pomocnika Ta sprawa zawsze wychodzi w meczach Wisły na międzynarodowej arenie. Brakuje umiejętności. Nie ma piłkarza (ostatni został sprzedany zimą), który poradziłby sobie z pressingiem rywali i w jego realiach potrafił zorganizować akcje zaczepną, szybko rozegrać piłkę. Dlatego konstrukcja Wisły raz wtóry leżała i nie mogliśmy w żaden sposób stworzyć płynnej akcji kombinacyjnej, zgubić krycia. Napastnicy byli odcięci. Słabość drugiej linii znów przesądziła o klęsce, bo bez dobrej konstrukcji, pozostaje jedynie liczenie na „prezenty” od rywali (które w lidze zdarzają się często i regularnie, ale nie w pucharach) – i nie ma bramek.

3. Duża ilość strat.. Większość podań padała łupem przeciwników lub lądowała poza boiskiem, Wiślacy tradycyjnie popełniali też mnóstwo banalnych błędów technicznych (np.: kiksy, czy wpadki w przyjęciu i opanowaniu piłki, prowadzeniu jej przy nodze, wyrzutach z autu). Niszczyło to wszelkie próby ataków w zalążku i narażało nas na błyskawiczne kontrakcje Vitori.

4 Gra bez piłki.. Najsmutniejsze, że jak na Wisłę i standard polskiej ligi wcale nie była bardzo zła, lecz dużo lepsza niż zwykle. Wiślacy starali się absorbować wolne pole, pokazywać do podań (zwłaszcza Brożek), nie unikali biegania, walczyli. Niestety wszystko było za wolne i zbyt pasywne jak na poziom europejski, w złym rytmie. Tu korelacja zawodników i formacji musi być jeszcze dynamiczniejsza, reakcje szybsze, tempo wyższe. Drużyna w każdej sekundzie musi stanowić jeden organizm, a wszystkie pozycje muszą żyć. Przeskok z ligowej rzeczywistości - gdzie w danym momencie „pod grą” jest ledwie 2-3 zawodników - do takiego stanu okazał się niestety niewykonalny, choć i tak „żyło” bez piłki w danym momencie przynajmniej 50% naszego zespołu. To jak na normę ligową ogromnie dużo, ale na puchary śmiesznie mało.

5. Za słaby pressing. Sytuacja podobna do punktu 4 – znów jak na standard ligowy pressing Wisły był dobry i aktywny, ale tu ów standard już nie obowiązywał. Dlatego w zderzeniu z normą europejską, czy nawet tylko portugalską, do której Vitoria jest przyzwyczajona, nie był w stanie zrobić przeciwnikom wielkiej krzywdy.

6 Słabe akcje oskrzydlające. Kolejny raz nie dawały dośrodkowań i nie gubiły krycia. Ale kto miał to zmienić? Zieńczuk, o którym od dawna wiadomo, że przy ostrym pressingu ginie i nie potrafi „pociągnąć” drużyny, urwać się rywalom? Paulista, który ma możliwości, ale kompletnie nie umie ich pożytkować i pracować dla całego zespołu, zamiast tylko dla siebie? W dodatku żaden nie miał należytego wsparcie ze strony skrajnych obrońców. To musiało dać koszmarny efekt.

7. Brak dobrych prostopadłych podań. Sporadycznie próbowali jedynie Cantoro i Zieńczuk, niestety zwykle niedokładnie i w sygnalizowany sposób.

8 Zawężenie modelu gry w ofensywie do długiego wykopu od obrońców do napastników. Brak kreatywnych piłkarzy i głębokie ustawienie pary Cantoro–Sobolewski, która często cofała się aż na własną połowę, powodował, że często oglądaliśmy długie wykopy od obrońców „na aferę” w pobliże napastników. Nic innego Wisła nie potrafiła stworzyć i zorganizować. Przy silnych fizycznie Portugalczykach, to nie mogło przynieść żadnego efektu. Znów mocno dał o sobie znać brak rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia i klasowych bocznych pomocników.

9 Wolne tempo gry Wisły i operowania piłką . „Holowaliśmy” ją niemiłosiernie, nawet przy nadarzających się okazjach na szybsze podanie, nie było gry na 1-2 kontakty, tylko ciągłe zwlekanie. Zanim następowało odegranie, nasz piłkarz musiał sobie piłkę dokładnie przyjąć, rozejrzeć się „w godzinę”, zastawić ciałem rywala, często zrobić małe kółeczko i dopiero wtedy podawał. Oczywiście dawało to oponentom mnóstwo czasu na odpowiednie ustawienie, przesunięcie krycia i poprawę asekuracji.

10. Brak akcji kombinacyjnych i skutecznego ataku pozycyjnego. Ponownie przerażała zwłaszcza niezdolność do dłuższego utrzymania się przy piłce, zbudowania akcji „od tyłu”.

11. Słaba gra 1 na 1. Zwykle wszelkie jej próby kończyły się stratą.

12. Brak dobrze wyuczonych automatyzmów i prawidłowych reakcji w „europejskim” rytmie. Myślę, że musi zostać podkreślony osobnym punktem.

13. Brak strzałów z dystansu

14. Przejście z obrony do ataku i na odwrót.

15. Gra Paulisty . Nie dziwię się, że Engel woli trzymać go na ławce rezerwowych – Brazylijczyk nie gra zespołowo, nie rzuca ani dokładnych podań, ani nie oddaje groźnych strzałów. Zwykle po prostu traci piłkę. A w obronie kompletnie się nie angażuje. Marnuje wszelkie okazje, zamiast je tworzyć. Tak nie można.

16. Gra Dudki . Podanie wprost na nogę rywala, po którym poszła akcja na 0-1 wystawia jej najlepsze świadectwo. Słabiutko w obronie, beznadziejnie w ofensywie.

17. Występ Kryszałowicza . Kolejny raz niewiele wnosił do ofensywy, był łatwy do zablokowania i zneutralizowania, nie pomagał wydatnie Brożkowi.

18. Fatalna ofensywna postawa bocznych obrońców. Także należy ją podkreślić osobnym punktem.

19. Nieskuteczne stałe fragmenty gry .

20. Wynik, oznaczający kolejną sportową tragedię naszego klubu.

Pozytywy

1. Skracanie pola gry. Te element jako jeden z nielicznych funkcjonował poprawnie, przynosząc kilkanaście udanych pułapek ofsaidowych..

2. Rosnąca forma Głowackiego.

3. Starania Brożka Na pewno zasługują na pochwałę, bo Paweł mimo kontuzji był naszym najlepszym piłkarzem w ofensywie, jedynym, który potrafił konstruktywnie atakować rywali. Stwarzał ciągłe zagrożenie, niestety osamotniony niewiele mógł zdziałać.

4. Zaangażowanie zawodników . Nasi piłkarze na pewno się starali, walczyli i wkładali w mecz sporo wysiłku. Tym razem nie można mieć do nich pretensji, iż przechodzili obok spotkania. Przegrali, bo jako zespół byli dużo słabsi od rywala, nie mieli umiejętności wystarczających do zniwelowania jego atutów i zagrania na odpowiednim jakościowo poziomie. Dzisiejszą, sukcesywnie osłabianą ostatnio Wisłę, w konfrontacji z przeciwnikiem spoza polskiej ligi stać po prostu dokładnie na tyle, ile pokazała w czwartek. Przykre to, ale obawiam się, że prawdziwe.

PIŁKARZE :

Radosław Majdan

Gra na linii (wszędzie skala od 0-10) : 8. Nie popełnił błędów.

Gra na przedpolu: 5. Również nie zanotował poważnych wpadek, ale nie był wystawiany na poważne próby.

Błędy: śladowe

Skuteczność pozycyjna: Duża.

Ogólna ocena gry : 6

Marcin Baszczyński

Postawa w defensywie : 7. Rywale nie tworzyli dużego zagrożenia po atakach jego stroną.

Postawa w ofensywie: 0,5 Źle współpracował ze skrajnym pomocnikiem, za rzadko wychodził do przodu, nie dawał dobrych podań ze skrzydła.

Błedy i niewymuszone straty : Dużo. Głównie w wyprowadzaniu piłki i podaniach.

Skuteczność pozycyjna: Słaba.

Ogólna ocena gry: 3

Arkadiusz Głowacki

Postawa w defensywie : 8. W czwartek był najpewniejszym obrońcą Wisły.

Postawa w ofensywie: 0,5. Charakteryzowały ją głownie niedokładne podania.

Błedy i niewymuszone straty : Zbyt wiele.

Skuteczność pozycyjna: Duża.

Ogólna ocena gry: 6,5

Tomasz Kłos

Postawa w defensywie : 4,5. Zanotował dwie bardzo poważne wpadki – fatalny kiks w pierwszej połowie i krycie Saganowskiego przy bramce. Miał dużo niedokładnych podań.

Postawa w ofensywie:0,5. Nie odznaczył się niczym pozytywnym.

Błedy i niewymuszone straty : Liczne.

Skuteczność pozycyjna: Słaba.

Ogólna ocena gry: 2

Dariusz Dudka

Postawa w defensywie : 1,5. Fatalnie krył, a największy popis dał kompromitującą stratą na własnej połowie rozpoczynającą akcje na 0-1.

Postawa w ofensywie:0.

Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo.

Skuteczność pozycyjna: Zła

Ogólna ocena gry: 1

Marek Penksa – grał zbyt krotko, aby go oceniać. Miał jedną bardzo dogodną okazje bramkową – w 3 minucie powinien zdobyć gola głową po centrze Zieńczuka. Niestety, fatalnie spudłował.

Radosław Sobolewski

Postawa w defensywie : 7. Miał kilka udanych odbiorów, dobrze asekurował kolegów.

Postawa w ofensywie:3. Słabo rozgrywał, próbował atakować jedynie po własnych odbiorach, źle się ustawiał.

Błedy i niewymuszone straty : Sporo.

Skuteczność pozycyjna: Przeciętna

Ogólna ocena gry: 5,5

Mauro Cantoro

Postawa w defensywie : 7,5 Walczył bardzo ambitnie i dość skutecznie w odbiorze. Z poświęceniem sięgął po wślizgi, naciskał rywali.

Postawa w ofensywie:3,5. Stanowczo zbyt wolno rozgrywał.

Błedy i niewymuszone straty : Sporo

Skuteczność pozycyjna: Przeciętna

Ogólna ocena gry: 6

Marek Zieńczuk

Postawa w defensywie :2

Postawa w ofensywie:6. Bardzo się starał, ale nie jest zawodnikiem, który potrafi skutecznie walczyć pod krótkim kryciem rywali.

Błedy i niewymuszone straty : Dużo

Skuteczność pozycyjna: Słaba

Ogólna ocena gry: 5,5

Paweł Kryszalowicz

Postawa w defensywie : 1.

Postawa w ofensywie:2,5. W pierwszej połowie momentami jeszcze był umiarkowanie przydatny, w drugiej notował same straty. Znów zawiódł.

Błedy i niewymuszone straty : Liczne.

Skuteczność pozycyjna: Zła

Ogólna ocena gry: 1,5

Paweł Brożek

Postawa w defensywie : 2

Postawa w ofensywie:7,5.

Błedy i niewymuszone straty : Nieliczne

Skuteczność pozycyjna: Przeciętna

Ogólna ocena gry: 7

I rezerwowi:

Jean Paulista

Postawa w defensywie : 0.

Postawa w ofensywie: 1

Błędy i niewymuszone straty: Bardzo dużo

Skutecznośćz pozycyjna: Fatalna.

Ogólna ocena gry: 0,5

Marcin Kuźba

Postawa w defensywie : 1.

Postawa w ofensywie:4

Błedy i niewymuszone straty : Sporo.

Skuteczność pozycyjna: Słaba

Ogólna ocena gry: 2

Maciej Stolarczyk – grał zbyt krotko, aby go oceniać...

To już jest koniec nadziei. W obu meczach z Vitorią oglądaliśmy obraz dramatycznie słabej Wisły, bezsilnej wobec agresywnego pressingu i konsekwentnej obrony rywali, pozbawionej atutów, z ogromnymi brakami personalnymi w każdej formacji. Portugalczycy pokonali nas nie tylko lepszym przygotowaniem kondycyjnym, ale i większym indywidualnym wyszkoleniem technicznym, oraz dużo doskonalszymi reakcjami, zahartowanymi w grze w lepszej lidze niż polska – gdzie zarówno tempo meczu, jak i operowania piłką jest znacznie wyższe niż u nas. Piłkarze Vitori może i nie potrafią popisywać się efektownymi zagraniami w realiach dynamicznego rytmu gry, pozostając przeciętnym zespołem – dlatego zajmują końcowe, a nie pierwsze miejsce w Portugalii - ale dużo lepiej od Wiślaków wiedzą, jak się wówczas zachowywać, mają lepsze automatyzmy w przesuwaniu formacji, grze 1 na 1, współpracy, asekuracji iid. Umieją po prostu na boisku myśleć i działać w odrobinę szybszym rytmie od Wiślaków. „Biała Gwiazda” adekwatnego przygotowania i umiejętności nie miała, dlatego w żadnym momencie ponad 180 minut rywalizacji, nie potrafiła poradzić sobie z kluczowym elementem dwumeczu – pressingiem Vitori. On nas zniszczył, sprawiając, że nawet głupi wyrzut piłki z autu stał się ogromnym problemem. Było to możliwe, bo Wiśle brakło indywidualności, zawodników, potrafiących w realiach krótkiego krycia sprawnie operować piłką, podawać, strzelać, gubić rywali. Piłkarzy, których pressing nie sparaliżowałby całkowicie, czyniąc zupełnie niegroźnymi. Dawniej w drugiej linii mieliśmy 3 takich graczy – Kosowskiego, Szymkowiaka i Uche, dlatego w sezonie 2002/2003 to nie my baliśmy się rywali, a oni nas. Wtedy byli w składzie zawodnicy, którzy umieli zaistnieć w każdych warunkach, wymieniać podania, SKONSTRUOWAĆ AKCJĘ i utrzymać się przy piłce. Dziś nie ma już nikogo, kto to potrafiłby, nie licząc defensywnego Cantoro. Wszystkie atuty już sprzedaliśmy. Zostało za mało, by myśleć o czymkolwiek na pucharowej arenie.

Dlatego obecna Wisła jest jeszcze słabsza niż ta z okresu Valenregi. Bo nawet jeszcze wówczas mieliśmy przynajmniej 3 piłkarzy, potrafiących grać „do przodu” i tworzyć oraz finalizować akcje ofensywne – Szymkowiaka, Zurawskiego i „Franka”. Teraz w ofensywie jest pustka, której nie zapełni ambitnie walczący Paweł Brożek, mimo postępów nadal odległy od klasy Zurawskiego. Takie pokłosie zebrała polityka personalna klubu w okresie ostatniego roku, polegająca na sprzedaży najlepszych piłkarzy i sprowadzaniu, przepraszam za wyrażenie, miernot lub „darmowych emerytów” w ich miejsce. To właśnie ona zafundowała nam dramat przeraźliwie słabego zespołu i kolejnej kompromitacji.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Przedmeczowe nadzieje na odrobienie strat z pierwszego meczu z Vitórią Guimarăes w kontekście tego, co oglądaliśmy w czwartkowym spotkaniu, wydają się teraz łagodnie mówiąc naiwne. Wisła Kraków niestety po raz trzeci z rzędu skompromitowała się w Pucharze UEFA. Podobnie jak dwa lata temu w meczach Vålerengą, raz jeszcze odpadliśmy nawet nie strzelając w dwumeczu gola. Trudno o bardziej kompromitujący występ. Sięgnęliśmy dna, choć przecież ledwie parę tygodni temu raptem kilka minut dzieliło nas od historycznego sukcesu. Czy to tylko nieprzewidywalność sportu? Chyba jednak coś więcej…

Gdy w ostatniej kolejce ligowej Wisła rozbiła Lecha Poznań, wydawało się, że dołek formy jest już za nią. Tymczasem w czwartek powróciły niemal wszystkie grzechy z pierwszej potyczki z Portugalczykami. Znowu zabrakło ruchliwości, znowu zabrakło pomysłu, znowu mnożyły się proste straty, niedokładne podania i złe przyjęcia. Zadziwiające i niezrozumiałe jest, dlaczego z Lechem wiślacy prezentowali bardzo dobrą dynamikę, a w o wiele ważniejszym meczu pucharowym wyglądali, jakby brakowało im sił i szybkości. Zresztą podobne wnioski można było wyciągnąć rok temu po meczach z Tbilisi, zwłaszcza wyjazdowym. Wiślaków zdaje się paraliżować stawka meczu ostatniej szansy w pucharach, w którym porażka niechybnie oznacza trzęsienie ziemi w klubie. Skoro jednak aż tak bardzo zawodzi ich psychika, to czy na tych piłkarzach można w ogóle budować przyszłość?

Co gorsza, oglądając wczorajsze spotkanie, trudno było uwierzyć, że nie dałoby się włożyć w mecz więcej wysiłku. Owszem, z całą pewnością wiślacy nie przeszli obok meczu - jak to zrobili w Portugalii. Właściwie można powiedzieć, że raczej się starali. Ale jak na mecz o takiej stawce, powinni byli jednak zagrać znacznie agresywniej, przede wszystkim dużo więcej biegać. Portugalski zespół po raz kolejny nie pokazał niczego wielkiego. Zagrał co najwyżej poprawnie. Jednak jego solidność w obronie i konsekwencja w grze zupełnie zneutralizowała zapędy wiślaków. To smutne, że tak niewiele trzeba, żeby z sobotniej sprawnie funkcjonującej maszynki do strzelania goli, Wisła nagle przeistoczyła się w niemal kompletnie niegroźny, grający bez ładu i składu zespolik. Owszem, w pierwszej połowie Marek Penksa i Paweł Brożek mogli, a może nawet powinni, strzelić gola, ale trudno teraz gdybać, czy byłaby to bramka przełomowa, stwarzająca realne szanse na odrobienie strat. Wydaje się raczej, że w takim stanie ducha i sił, wiślacy absolutnie nie byli w stanie zbliżyć się do rywala.

Trudno chwalić poszczególnych piłkarzy, gdy zespół jako całość tak bardzo zawodzi. Niczego w tym meczu nie zawalił Radosław Majdan, ale też nie miał wiele pracy. Dość długo wydawało się, że może wreszcie obrona uniknie poważniejszych wpadek, ale niestety i ona ostatecznie wypełniła normę. Stracona bramka to pokłosie katastrofalnych błędów Dariusza Dudki i Tomasza Kłosa. Pewniej grał Arkadiusz Głowacki, ale my mieliśmy odrobić trzy gole straty a nie tylko zagrać na zero w tyłach (co się zresztą nie udało…), więc to raczej marna pociecha (acz cieszy, że Głowa powoli wraca do wysokiej formy). Marcin Baszczyński nie rozumiał się kompletnie z Jeanem Paulistą, i nie było z niego żadnego pożytku w akcjach ofensywnych. Nieco aktywniej poczynał sobie Dariusz Dudka, ale na razie dobra skłonność do włączania się do ataków flankami rzadko przekłada się na wynikające z tego realne zagrożenie dla rywali. No i do tego ten wspomniany błąd przed golem Saganowskiego... Rozczarował Radosław Sobolewski, który w ostatnich meczach ligowych nie tylko dobrze wywiązywał się z zadań defensywnych, ale i zaliczył dwie asysty. Tym razem był dziwnie pasywny i niewidoczny. Więcej przy piłce utrzymywał się jak zwykle waleczny Mauro Cantoro, ale niewiele z tego wynikało. Skrzydłowi wypadli bardzo słabo. Co prawda, Marek Zieńczuk zanotował parę niezłych strzałów i podań, ale to stanowczo zbyt mało, jak na piłkarza, który aspiruje do kadry. Potwierdziło się to, co właściwie od dłuższego czasu jest jasne: w pucharach, gdy Wiśle nie idzie, Zieńczuk nie potrafi poderwać jej do walki. Pod tym względem daleko mu do Kamila Kosowskiego. Jean Paulista irytował wieloma nieudanymi zagraniami, ale jednego nie można mu odmówić: zaangażowania. Tyle że to zdecydowanie za mało. Z trójki napastników najlepiej wypadł Paweł Brożek, który przynajmniej zbliżył się do dobrych sytuacji strzeleckich. Paweł Kryszałowicz i Marcin Kuźba nie zdobyli się nawet na to. Inna sprawa, że przy tak słabo grającej drugiej linii, niewiele by pomógł nawet Tomasz Frankowski. I tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii. Jerzy Engel podkreśla, że zespół jest w przebudowie. Racja. Niemniej nawet od przebudowywanej Wisły należy oczekiwać znacznie lepszej postawy. Są nowi piłkarze, owszem, ale przecież np. druga linia i obrona w ¾ występuje w podobnym składzie jak wiosną, nie można więc wszystkiego zwalać na brak zgrania. Grając z Panatą w Krakowie, i Cantoro, i Sobolewski, i Zieńczuk (ten ostatni najmniej) potrafili wnieść znacznie więcej do poczynań zespołu. Dlaczego z boju z Vitórią zabrakło np. pressingu, który tak dobrze sprawdzał się w krakowskiej potyczce z Grekami? Odejście Frankowskiego i Kalu Uche przecież akurat w niczym nie przeszkadza temu, żeby Wisła w kolejnych meczach przynajmniej agresywnie neutralizowała drugą linię rywali, jak to czyniła w pierwszym meczu eliminacji LM (także w 1. połowie drugiego meczu). Gdzie tkwi błąd, że forma waha się aż tak bardzo? Czy to kwestia psychiki, czy przygotowania fizycznego? Na to pytanie trudno dać jednoznaczną odpowiedź, nie znając kulisów codziennej pracy w klubie. Niemniej ten brak wyrobionych podstawowych właściwych zachowań boiskowych i rażąca niekonsekwencja taktyczna obciąża w znacznej mierze trenera.

Posada Jerzego Engela wisi na włosku. Muszę przyznać, że jego odejścia nie traktowałbym jako dużej straty, choć nie chcę czynić go jedynym winowajcą. Główny wszakże powód, dla którego warto zatrzymać go w Krakowie, to ewentualny brak rozsądnej alternatywy. Miał być wybitnym motywatorem, a właśnie motywacji zdecydowanie wiślakom w rywalizacji z Vitórią zabrakło. Drugi mecz był pod tym względem o niebo lepszy niż pierwszy, ale co z tego, skoro efekt w postaci wyniku był tylko niewiele lepszy. A czy przegraliśmy 0-3 czy 0-1, to niewielka różnica. Dość, że suma sumarum, skompromitowaliśmy się. Tyle, że stało się to już pucharową normą… Czy za rok będzie szansa na rehabilitację?

Źródło:wislaportal.pl