2005.10.02 Wisła Płock - Wisła Kraków 1:2

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:35, 10 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Płock - Wisła Kraków 1:2

• Mimo kolejnego meczu, który ciężko nazwać "wielkim", Wisła odnosi szóste zwycięstwo w lidze. Spotkanie ustawiła bardzo problematyczna "jedenastka", którą w 37. min. podyktował dla "Białej Gwiazdy" sędzia Małek z Katowic. Dzięki niej, po celnym trafieniu Marka Zieńczuka, prowadziliśmy 1:0. Zaraz na początku II połowy Radek Majdan popełnia błąd, przepuszczając strzał w środek bramki, i jest 1:1. W 65. min. Marcin Kuźba wykorzystuje ładne dośrodkowanie Paulisty, dając Wiśle wygraną, precyzyjnym uderzeniem głową. Teraz czas na kadrę i oby spokojne przygotowywanie się do dalszych występów w rundzie jesiennej.

IX kolejka ligi polskiej, sezon 2005/2006

Płock, stadion im. K. Górskiego, ul. Łukasiewicza, 2. października 2005 r., godz. 19:15

Widzów: 2000 (!), sędziował: Robert Małek (Katowice)

Wisła Płock - Wisła Kraków 1:2

Bramki:

0:1 Zieńczuk (38. k.)

1:1 Kazimierczak (52.)

1:2 Kuźba (65.)


Składy:

Wierzchowski

Živković

Belada

Peković

Kazimierczak

Gevorgyan

Gęsior

Rachwał

Vujović (86. Mierzejewski)

Peszko (69. Zilić)

Jeleń


Majdan

Baszczyńsk i Kłos

Stolarczyk

Dudka

Paulista

Gołoś

Sobolewski

Zieńczuk

Kuźba

Paweł Brożek (88. Kryszałowicz)


Piłkarz meczu:

Marcin Kuźba


Trzynasty mecz Wisły pod wodzą Jerzego Engela okazał się dla niej szczęśliwy. Wisła wygrała na trudnym terenie mecz, który równie dobrze mogła... przegrać. Wprawdzie spotkanie przebiegało pod dyktando mistrza Polski, ale kilka kontrataków gospodarzy mogło zakończyć się bramkami dla nich. W Wiśle Kraków nieskutecznością wykazywał się dzisiaj Marek Zieńczuk. Całe szczęście, że trafił z rzutu karnego...

„Biała Gwiazda”, rozbita po meczu z Vitórią, przyjechała do Płocka mocno osłabiona. Ostatecznie w Krakowie zostali nie tylko Marek Penksa i Piotr Brożek, ale także Mauro Cantoro. Na ławce rezerwowych Jerzy Engel zostawił innego poobijanego w czwartek piłkarza, Arkadiusza Głowackiego, a także Pawła Kryszałowicza, który został na niej zapewne, głównie „dzięki” ostatnim swoim występom.

Pierwsze groźne akcje w dzisiejszym meczu to dzieło Pawła Brożka, który dwukrotnie zamieszał w polu karnym gospodarzy. Było to w 6. min. spotkania.

Po kolejnych siedmiu minutach ładnie przymierzył Marcin Kuźba, ale Kuba Wierzchowski był dobrze ustawiony i strzał wiślaka pewnie złapał.

Po raz pierwszy bramce krakowian gospodarze zagrozili w 16. min. Strzał Jelenia był jednak niecelny. Na tą akcję mistrz Polski odpowiada trzema innymi. W min. 17. dośrodkowania Marka Zieńczuka na gola nie zamienił Brożek, strzelając obok słupka, chwilę później świetnie w pole karne wpadł Paulista, ale jego uderznie było już o wiele niższej jakości, od całej akcji. I w końcu w min. 26. wiślacy z Krakowa zamykają rywala w jego polu karnym, kilka ładnych zagrań, w końcu futbolówka trafiła pod nogi Marcina Kuźby, który wrzucił „na piątkę”, a tam – mimo że bliżej był obrońca – najlepiej wyskoczył Jean Paulista, jednak jego główka wylądowala na słupku! A mogła być pierwsza bramka dla Wisły!

Strzał Brazylijczyka podrażnił gospodarzy, którzy od 29. min. sami powinni prowadzić! Szybka kontra kończy się wyjściem sam na sam z Majdanem Gęsiora, który w stylu... Tomasza Frankowskiego podciął piłkę nad naszym bramkarzem... Ta przeleciała o centymetry od słupka. Gęsior mógł sprawić sobie prezent na urodziny, które obchodzi za tydzień, ale złapał się jedynie za głowę. Po kolejnej minucie ładnie strzelał Jeleń, tyle że znów nie trafił w bramkę, udowadniając iż może i jest szybki i dynamiczny, ale na pewno ma problem ze skutecznością. Zresztą w Płocku znane jest powiedzenie, że z formą snajperską Jelenia jest jak z Yeti, wszyscy niby wiedzą, że istnieje, ale nikt jej jeszcze nie widział. W kontekście częstego przywoływania Jelenia, jako kandydata do gry w naszej drużynie (?), dobrze się było dzisiaj temu napastnikowi przyjrzeć...

Wróćmy jednak do meczu... Po dwóch akcjach gospodarzy, w 34. min. wielkie zamieszanie w ich polu karnym, szkoda że nikt z wiślaków tego nie wykorzystał, tym bardziej, że z kolejną kontrą wychodzą rywale. Dośrodkowanie z prawego skrzydła łapie wprawdzie Majdan, ale gospodarze słusznie domagają się odgwizdania rzutu wolnego za – przypadkowe, ale jednak – zagranie ręką przez Dudkę przed linią pola karnego.

Sędzia wyraźnie się pogubił? Skądże! Za chwilę pogubił się bowiem jeszcze bardziej! W 37. min. wrzutka w pole karne gospodarzy kończy się... przewróceniem się w nim Kuźby... Ku zdziwieniu wszystkich, sędzia Małek dyktuje „jedenastkę”! Gospodarze ostro protestują, ale decyzja arbitra jest nieodwracalna. Marek Zieńczuk myli Wierzchowskiego i „Biała Gwiazda” prowadzi 1:0!

W II połowie z większym zdecydowaniem zaczynają gospodarze, ale Jeleń znów przestrzelił. W 49. min. kolejna za to akcja Paulisty, który oddaje do Kuźby, ale strzał Marcina na rzut rożny wybija nogami Wierzchowski. Po nim golkipera gospodarzy próbował pokonać jeszcze Kłos, ale wynik nie uległ zmianie.

W 51. min. pierwsze poważniejsze ostrzeżenie dla „Białej Gwiazdy”, sam na sam z Majdanem jest Vujović, ale Serba w ostatniej chwili kapitalnym wślizgiem powstrzymuje Maciej Stolarczyk. Kończy się na rzucie rożnym.

Minutę później nie jest już tak dobrze. Gospodarze rozgrywają piłkę na 30. metrze od naszej bramki, ta trafia do Kazimierczaka, który bez zastanowienia strzela... futbolówka nabiera rotacji i wpada pod poprzeczkę! Ładny gol, tyle tylko, że piłka leciała w sam środek, a tak klasowy bramkarz jak Majdan nie powinien aż tak „zaspać”! Zrobiło się więc 1:1. Pięć minut po stracie gola ładnie zapowiadającą się akcję Wisły psuje Zieńczuk, fatalnie dośrodkowując.

Co się odwlecze... Nie udało się wiślakom z lewej strony, spróbowali z prawej. Jean Paulista precyzyjnie dośrodkował, Kuba Wierzchowski został w bramce, a Marcin Kuźba uderzył głową dokładnie tam, gdzie bramkarza nie było. 2:1 dla „Białej Gwiazdy” i wreszcie gol Marcina w polskiej lidze! Po ponownym objęciu prowadzenia, Wisła spokojnie rozgrywa piłkę, gra uważnie w obronie i to do tego stopnia, że gospodarze nie stwarzają już ani jednej okazji, która mogłaby dać jej bramkę. Goli co niemiara mógł natomiast nastrzelać jubilat Marek Zieńczuk, który założył dzisiaj koszulkę Wisły po raz 50. Niestety Zieniu, poza trafieniem z „jedenastki”, miał koszmarnie rozregulowany celownik. Przypomniał się więc jego „koszmar z Aten”.

69., 74., 76. – to minuty, w których Zieńczuk nie potrafił wstrzelić się w bramkę gospodarzy. Strzały naszego lewoskrzydłowego przerwał tylko raz Paulista, który w bramkę wprawdzie trafił, ale Wierzchowski spokojnie uderznie złapał.

Najlepsza – jak się okazało – okazja Marka Zieńczyka miała miejsce w min. 78. Wiślak znalazł się sam na sam z Wierzchowskim, ale i tym razem nie pokonał bramkarza gospodarzy, który odbił piłkę nogą.

Na tym skończyły się emocje w tym meczu, choć w końcówce Gevorgyan próbował wymusić rzut karny, tyle że sędzia Małek drugi raz nabrać się nie dał...

Wygrana i trzy punkty cieszą i może więcej o tym meczu nie mówić, bo i niewiele więcej jest tutaj do mówienia. • Dodał: Piotr (2005-10-02 21:27:10)

Komentarz pomeczowy

Trzy punkty, pierwszy od dawna gol w lidze Marcina Kuźby, przyzwoity występ bardzo zawodzącego ostatnio Jeana Paulisty... Niestety, lista pozytywów po spotkaniu z Wisłą Płock jest bardzo krótka. Co prawda, biorąc pod uwagę, z jakimi obawami wielu kibiców czekało na ten mecz, zwycięstwo jest w sumie miłym zaskoczeniem, ale sama jakość gry wiślaków z Krakowa znacznie odbiegała od tego, co pokazali tydzień temu w potyczce z Lechem Poznań.

Najlepszemu zespołowi w Polsce można postawić wymaganie, żeby takie występy, jak z Lechem, były normą, zaś takie, jak w Płocku, jedynie wypadkiem przy pracy. Na razie w tej rundzie jest dokładnie odwrotnie... Nie inaczej było zresztą też wiosną. Gdzie więc jest ta Wielka Wisła z ligi sprzed roku czy dwóch? Odpowiedź jest banalnie prosta: częściowo w Szkocji, częściowo w Hiszpanii, częściowo w Turcji, a częściowo w sądzie polubownym...

Na szczęście klęska w Pucharze UEFA nie wpłynęła demobilizująco na wiślaków. W odróżnieniu od np. występu w Wodzisławiu, tym razem nie zabrakło im waleczności. Szkoda, że zarazem nie dopisała forma czysto sportowa. Jak to niestety stało się regułą w meczach wyjazdowych, przez długie fragmenty meczu Wisła grała niedokładnie i bez pomysłu. Zwłaszcza do przerwy indywidualne akcje kończyły się przeważnie niecelnymi podaniami lub prostymi stratami. Chwilami wyglądało to tak, jakby poszczególni wiślacy ćwiczyli na treningach różne schematy, które nijak się na siebie nie nakładają. Piłkarz X podaje do piłkarza Y w lewo, a ten biegnie w prawo itp. Po dawnej finezji ataku pozycyjnego pozostały jedynie nostalgiczne wspomnienia, czego na razie nie zmieniają nieliczne dobre występy jak ten z Lechem. W Płocku wystarczyło trochę powalczyć, aby bez żadnych fajerwerków wygrać. Rywal był słaby i w dodatku nie miał szczęścia do sędziego. Bo trzeba uczciwie przyznać, że faul, po którym został podyktowany rzut karny, był łagodnie mówiąc problematyczny. Z drugiej strony, mając w pamięci, jak arbiter potraktował wiślaków w Płocku na wiosnę, trudno wykrzesać z siebie wiele współczucia dla zespołu jednak w niedzielę pokrzywdzonego... Sędziowie mylą się w każdą stronę. Przed golem Marka Zieńczuka to raczej Wisła z Krakowa miała więcej groźnych sytuacji, choć trzeba przyznać, że sytuacja sam na sam Dariusza Gęsiora mogła zupełnie inaczej ustawić mecz. Do przerwy Wiślacy najgroźniej uderzali głową. Najpierw Paweł Brożek, potem Jean Paulista nie potrafili jednak wykorzystać dogodnych sytuacji, przedłużając tym samym serię zmarnowanych "główek" do czterech. W odróżnieniu jednak od meczu z Vitórią, gdy nie potrafili celnie strzelić głową Marek Penksa i Paweł Brożek, tym razem wreszcie udało się przełamać niemoc. Uczynił to Marcin Kuźba, piłkarz, który bramki bardzo potrzebował. Wydaje się, że niedzielnym występem powinien na dłużej posadzić na ławce Pawła Kryszałowicza. To ciągle nie jest Kuźba sprzed trzech lat, ale są już przebłyski dobrej formy. Przede wszystkim, znowu potrafi utrzymać się przy piłce, dobrze ją rozegrać, a co najważniejsze, realnie zagrozić bramce rywali. Strzelił bardzo ważnego gola i oby to było to przełamanie, na jakie długo czekał. Przy golu Kuźby dużą zasługę może sobie przypisać Jean Paulista. Brazylijczyk miał ponoć w spotkaniu nie zagrać. Jerzy Engel, jak twierdzili reporterzy C+, nosił się z zamiarem wystawienia na prawej pomocy Dariusza Dudki i tylko uraz Arkadiusza Głowackiego odwiódł go od tego planu. Na całe szczęście, bo Paulista należał do najaktywniejszych wiślaków, a trudno przypuszczać, żeby z Dudki był duży pożytek jako z prawoskrzydłowego. Co prawda, większość szarż Paulisty do przerwy kończyło się niecelnym podaniem, ale po przerwie wykonał sporo dobrej roboty na skrzydle, z asystą na czele. Zwracała na siebie uwagę także jego ambicja. Nie był to wielki występ, niemniej cieszy, że Paulista poprawił formę, bo ostatnio miał ją koszmarną. Jeśli chodzi o formę, niestety ciągle jej szuka Konrad Gołoś. Był nieco bardziej aktywny od nad wyraz pasywnego Radosława Sobolewskiego, ale z wysiłków byłego Polonisty wciąż niemal nic nie wynika. Sobolewski nawet w słabszym występie, sporo pracuje w destrukcji. Bardziej wysunięty do przodu Gołoś niewiele proponuje w ofensywnie. Więcej pożytku tradycyjnie było z Marka Zieńczuka, choć niewykorzystane sytuacje i parę fatalnych podań nie świadczą bynajmniej o specjalnie dobrym występie. Paweł Brożek był bezbarwny, ale pamiętając o jego problemach zdrowotnych, ten jeden raz można zastosować wobec niego taryfę ulgową. Na tle kiepsko grającego rywala obrona wypadła przyzwoicie, choć nie ustrzegła się jednego bardzo poważnego błędu, po którym do wspomnianej znakomitej sytuacji doszedł Gęsior. Gdyby wówczas nestor płockiej drużyny, a co ciekawe, ciągle jej najlepszy gracz, strzelił gola, obrońcy mogliby śmiało zapisać sobie jego trafienie na swoje konto. A tak, jak się okazało po przerwie, największym i najbardziej brzemiennym w skutkach okazał się fatalny kiks Radosława Majdana. Kiks, bo inaczej trudno nazwać kuriozalną interwencję przy strzale Kazimierzczaka. Gol ten absolutnie obciąża naszego bramkarza i nawet siła uderzenia nie jest żadnym usprawiedliwieniem. W tym sezonie Majdan ma zdecydowanie więcej wpadek niż w poprzednim. Trudno mówić o wielkim kryzysie formy, ale z pewnością powinien wystrzegać się podobnych błędów.

Jest znamienne, że zawodząc właściwie w co drugim meczu (Łęczna, Odra, Polonia, jednak Płock), Wisła lideruje w tabeli z przewagą trzech punktów nad wiceliderem i aż siedmiu nad Groclinem i Legią, i to mając zaległe spotkanie w zapasie. Strach pomyśleć, co by było, gdyby Wisła wreszcie formę "złapała". Strach jednak też myśleć, jaki jest realnie poziom naszej ligii, skoro tabela układa się aż tak po naszej myśli. Oczywiście, słabość rywali nie jest zjawiskiem, z którego powodu należy załamywać ręce, podobnie jak nie sposób gniewać się na to, że już w połowie rundy mamy szansę wysforować się znacznie przed konkurencję. Niemniej, patrząc perspektywicznie, taki poziom ligowej rywalizacji nie ułatwia potem zadania, gdy przychodzi grać, jak już się okazało, z dowolnym europejskim średniakiem, czy wręcz przeciętniakiem. Z jednej strony cieszy, że nawet bez błysku, Wisła potrafi wygrywać. Z drugiej, o ile bardziej radosne byłyby nastroje, gdyby triumfowała w lidze dzięki swej świetnej dyspozycji, a nie słabości rywali. W każdym razie, liczmy na to, że już niebawem normą staną się występy wiślaków zbliżone do tego z Lechem, zaś takie mało efektowne potyczki jak w Płocku będą jedynie wspomnieniem z bardzo niemrawego w ich wykonaniu, acz obfitującego w punkty początku sezonu.