2005.11.19 Arka Gdynia - Wisła Kraków 1:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:01, 1 sie 2011; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
2005.11.19, Orange Ekstraklasa, 14. kolejka, Gdynia, Stadion Arki, 18:15
Arka Gdynia 1:0 (0:0) Wisła Kraków
widzów: 12.500
sędzia: Mirosław Ryszka z Warszawy
Bramki
Grzegorz Pilch 76’ 1:0
Arka Gdynia
Norbert Witkowski
Łukasz Kowalski
Piotr Jawny
Grzegorz Jakosz
Krzysztof Majda
Sebastian Gorząd
Dariusz Ulanowski
Radosław Bartoszewicz grafika: Zmiana.PNG (89’ Krzysztof Sobieraj)
Grafika:Zk.jpg Olgierd Moskalewicz
Grafika:Zk.jpg Andrij Hryszczenko grafika: Zmiana.PNG (73’ Radosław Wróblewski)
Grzegorz Niciński grafika: Zmiana.PNG (71’ Grzegorz Pilch)

trener: Wojciech Wąsikiewicz
Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Tomasz Kłos
Arkadiusz Głowacki grafika: Zmiana.PNG (12’ Maciej Stolarczyk Grafika:Zk.jpg)
Dariusz Dudka grafika: Zmiana.PNG (82’ Piotr Brożek)
Jakub Błaszczykowski grafika: Zmiana.PNG (73’ Marek Penksa)
Mauro Cantoro
Radosław Sobolewski
Marek Zieńczuk
Marcin Kuźba Grafika:Zk.jpg
Paweł Brożek

trener: Tomasz Kulawik

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Arka na początek trudnego serialu

Takiego komfortu, jak przed meczem z Arką Gdynia, Tomasz Kulawik jeszcze nie miał. Kadrę meczową wybierał spośród 24 zawodników. Do zdrowia wracają ważne ogniwa drużyny w postaci Mauro Cantoro i Jakuba Błaszczykowskiego. Świetna okazja, by udanie rozpocząć trudny ligowy serial.

Mecz w Gdyni rozpoczyna ciężki trójmecz. Poza Arką, wiślacy zmierzą się z Cracovią i Legią, a wszystko w ciągu jednego tygodnia. Praca nad odpowiednim przygotowaniem do tego serialu trwała od dziesięciu dni. - Przygotowujemy zawodników do gry na zmęczeniu - tak w środę opisywał swoją pracę Kulawik. - Jak jeden mecz gramy w sobotę, a drugi we wtorek, nie ma mowy, by organizm zdołał się w pełni zregenerować. Arka to łatwiejszy rywal niż Cracovia, czy Legia. Jest więc ogromna szansa, by udanie zapoczątkować serię meczów, od której będzie zależała atmosfera i sytuacja w jakiej drużyna spędzi przerwę zimową. W tych trzech meczach można odbudować przewagę nad grupą pościgową, ale można też sporo stracić...

O to, by tak się nie stało zatroszczą się m.in. wspomnieni Cantoro i Błaszczykowski. Argentyńczyk już od dawna palił się do gry, jednak sztab lekarski zdecycował, że nie warto ryzykować pogłębienia kłopotów z kontuzjowanym kolanem i zaordynował dłuższą przerwę w grze. Teraz Argentyńczyk jest już w pełni gotów. Zawsze całkowicie angażuje się w grę, a tym razem możemy liczyć na jeszcze więcej, bo przecież Cantoro jest w trakcie rozmów na temat nowego kontraktu. Udany występ ułatwiłby mu trudne rozmowy z zarządem Wisły.

Jakub wraca do gry po trzymiesięcznej przerwie, choć Jerzy Engel zapewniał, że w tym roku już nie zagra (któreż to już zapewnienie byłego trenera Wisły, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością?). W trakcie środowej gierki wewnętrznej widać było, że brakuje mu jeszcze ogrania i wyczucia piłki. Jednak w związku z problemami z obsadą prawego skrzydła, "Błaszczu" ma "pewny plac".

Szeroka lista zawodników gotowych do gry sprawiła, że Kulawik musiał dokonać kilku wyborów. Przede wszystkim zostawił w Krakowie Pawła Kryszałowicza. "Garbusek" zmaga się z drobnym problemem z Achillesem, lecz poza tym prezentuje ostanio żenującą dyspozycję. Do Gdyni nie pojechał także były piłkarz Lechii Gdańsk Tomasz Dawidowski, który wciąż nie jest w pełni sił. Z obserwacji treningów Wisły jak na dłoni widać jednak, że "Dawid" z dnia na dzień czyni postępy, które zbliżają go do normalnej ligowej dyspozycji. Poza kadrą znaleźli się także Jacek Paszulewicz, który nadspodziewanie szybko wraca do zdrowia oraz mający kolejne kłopoty zdrowotne Jacek Kowalczyk.

Z drużyną pojechał oczywiście inny piłkarz Wisły, który ma za sobą występy w gdańskiej Lechii, Marek Zieńczuk. Dla niego spotkanie z Arką to przypomnienie derbów Trójmiasta. - Bardzo emocjonalnie podchodzę do tego meczu - zapewniał "Zieniek" w piątek przed wyjazdem z Krakowa. - W derbach Trójmiasta grałem tylko raz. Wspominam ten mecz dobrze. Wygraliśmy 1:0, jednak wynik zweryfikowano jako walkower dla nas, bowiem na boisko wbiegli kibice Arki i mecz został przerwany. Było gorąco. Wierzę, że dziś, choć na innym stadionie, zwyciężę po raz drugi. Wracam w rodzinne strony, z trybun będą mnie oglądać brat i tata, więc dwóch kibiców będą miał na pewno.

Na większe wsparcie Zieńczuk nie ma co liczyć, gdyż do Gdyni nie pojadą kibice Wisły. PZPN nałożył na nich zakaz wyjazdowy, jednak już wcześniej zarząd Arki zapewniał, że nie ma zamiaru wpuścić ich na swój stadion. Z takiego obrotu sprawy zadowolony jest prezes gdyńskiego klubu Jacek Milewski. - Cieszymy się, że mecz obejrzą przede wszystkim kibice z Gdyni. To święto dla całego miasta. Gdyby na trybunach pojawili się goście, na stadionie mogłoby dojść do zamieszek. Nie po to pracowaliśmy pięć lat nad wizerunkiem bezpiecznego stadionu, żeby to zepsuć jednym meczem. Na stadionie będzie komplet, bo wizyta mistrzów Polski wywołała w Gdyni zrozumiałe zainteresowanie.

W Gdyni panuje ostrożny optymizm. - Musimy czuć respekt przed Wisłą, ale nie możemy się jej bać. Co prawda to Wisła musi wygrać, a my tylko chcemy, ale zagramy dokładnie tak, jak w poprzednich meczach, czyli odważnie. Przede wszystkim chcemy strzelić bramkę - deklaruje Wąsikiewicz. Jego drużyna zajmuje obecnie 13. miejsce w tabeli.

Po raz ostatni Wisła rozgrywała mecz ligowy z Arką jedenaście lat temu. Na wyjeździe Krakowianie wygrali 2:0, w rewanżu w Krakowie spuścili gdynianom łomot 9:0. W obu tych meczach grał obecny trener Wisły Tomasz Kulawik. Walnie przyczynił się do zwycięstwa pod Wawelem strzelając gościom dwie bramki. Z drugiej strony barykady czasy te pamięta Grzegorz Niciński, który w między czasie zaliczył pobyt w Wiśle. Inny byłym wiślakiem w kadrze Arki jest Olgierd Moskalewicz, który miesiąc temu podpisał kontrakt z gdyńskim klubem.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Bez punktów w Gdyni

Gdy Wisła traci punkty mówi się o sensacji. Tak jest i po sobotniej porażce z Arką, choć patrząc na ostatnie wyniki naszego zespołu zaskoczenie jest jakby nieco mniejsze...

W pięciu ostatnich meczach ligowych "Biała Gwiazda" zdobyła zaledwie pięć punktów, z czego z trzech wyjazdów przywiozła zaledwie trzy "oczka" - po skromnym zwycięstwie w Zabrzu nad Górnikiem. - Może źle, że to mówię, ale brakuje nam twardej ręki - przyznał po meczu Marcin Baszczyński. Prawy obrońca Wisły pełnił w sobotę na boisku rolę "trzeciego trenera", nie szczędząc partnerom z zespołu ostrych uwag podczas gry.

Wisła już dawno nie rozpoczęła w tak mocnym, nominalnie, składzie. Pamiętać jednak trzeba, że tacy gracze jak Cantoro czy Błaszczykowski wrócili do gry po kontuzjach i nie są w szczytowej formie. Na domiar złego już w 12 minucie z powodu urazu mięśnia czworogłowy uda lewej nogi boisko musiał opuścić Arkadiusz Głowacki. Reprezentacyjny obrońca doznał kontuzji bez winy rywala, a prawdopodobnie już w tym roku nie wystąpi.

Mimo iż gospodarzy żywiołowo wspomagało 12 tys. fanów Arki, temperatura powietrza oscylowała wokół zera. Sprawiło to, że gracze obu drużyn wykazywali dużą chęć do biegania. Mecz był szybki, zacięty i mimo tylko jednej bramki mógł się podobać, szczególnie w pierwszej połowie. Gospodarze rozpoczęli od mocnego uderzenia już w 1. minucie, gdyż po "wycieczce" Majdana przed szansą stanął Moskalewicz, którego strzał minął lewy słupek bramki Wisły.

Ta sytuacja podziałała mobilizująco na nasz zespół. W 3 minucie nad bramką z rzutu wolnego strzelał Tomasz Kłos a po chwili piłkę na róg wybijali gdynianie po ataku Brożka. Po 7 minutach meczu Paweł Brożek znalazł się w sytuacji "sam na sam" z bramkarzem Witkowskim, który poradził sobie ze strzałem wiślaka w krótki róg bramki. Golkiper gospodarzy uratował swój zespół po raz drugi broniąc uderzenie z podobnego miejsca w wykonaniu Kuby Błaszczykowskiego, któremu asystował Zieńczuk. W 15 minucie strzał Brożka przyniósł tylko jeden z wielu niegroźnych rzutów rożnych dla Wisły.

Goście odgryźli się kilkoma wrzutkami w pole karne Radosława Majdana. Ich ataki przeprowadzane były głównie prawą stroną, Dariusz Dudka i Maciej Stolarczyk mieli sporo pracy. W 19 minucie było groźnie pod bramką Wisły, gdy strzelał Niciński, ale jego uderzenie zablokował Stolarczyk. Więcej sytuacji bramkowych w tej połowie nie było, bo za taką trudno uznać bardzo niecelny strzał Ulanowskiego z 42 minuty. Nie brakowało natomiast podań, wrzutek i prób dryblingów w polach karnych obu drużyn. Ta część gry ze wskazaniem na Wisłę, której brakło skuteczności, szczególnie w pierwszym kwadransie. Najaktywniejszy na boisku - Marek Zieńczuk.

Po przerwie Wisła zapomniała jak się atakuje. Goście zachowywali się zupełnie tak, jakby bezbramkowy remis był im na rękę. Arka miała optyczną przewagę, jednak nie potrafiła stworzyć sobie sytuacji bramkowej. Mecz zmienił się wraz z wejściem na boisko Grzegorza Pilcha, który zmienił Grzegorza Nicińskiego. Wprawdzie w 71 minucie Tomasz Kłos postraszył Witkowskiego z rzutu wolnego, ale po dwóch minutach Pilch ograł na prawej stronie Stolarczyka, zagrał do środka do Moskalewicza, który wyłożył piłkę Bartoszewiczowi - jego uderzenie zablokował Kłos.

Decydujące trafienie padło w 77 minucie. Gorząd oddał strzał sprzed pola karnego, Majdan "wypluł" piłkę do boku, ale tam znajdował się Pilch, który ograł rozpaczliwie interweniującego Dudkę i mocnym strzałem z bliska zdobył jedynego gola meczu. Dopiero wtedy wiślacy rzucili się do odrabiania strat. Najlepsze sytuacje nasz zespół miał po rzutach wolnych. W 88 minucie Kłos trafił w mur, a dobitkę Zieńczuka z woleja wybronił bramkarz. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry piłkę wrzucał Zieńczuk, zgrywał ją głową Kłos, a strzelający z trzech metrów Sobolewski został zablokowany przez bramkarza i arbitra kończącego mecz.

O porażce Wisły zadecydowały przede wszystkim: brak chęci do ataku w drugiej połowie do utraty gola i nieskuteczność. Dobrze pamiętamy wyjazdowe mecze za "starych, dobrych czasów", gdy gospodarze nadawali ton grze, a Wisła kilkoma kontrami zapewniała sobie wygraną. Niestety, obecni napastnicy Wisły nie potrafią wykorzystać częstszego posiadania piłki (55% wobec 45% Arki) i ośmiu sytuacji podbramkowych (wobec sześciu Arki). Dla dopełnienia tej informacji statystycznej: strzały na bramkę - 8 Arka, 16 Wisła; strzały w światło bramki - 3 Arka, 6 Wisła. Napastnik potrzebny od zaraz!

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Arka Gdynia - Wisła Kraków 1:0

Mecz piłki nożnej trwa 90 minut - ale ta najprostsza z możliwych dewiz widać nie dociera do piłkarzy krakowskiej Wisły. Po pierwszej połowie meczu w Gdyni, która była "do przyjęcia" w połowie drugiej skończyła się gra wiślaków. Zasłużenie wykorzystała to Arka, strzelając w 76. minucie ładnego gola. Po stracie bramki o wykonywaniu obowiązków piłkarzy przypomnieli sobie nagle wiślacy, ale wyrównać już nie potrafili. Skończyło się więc zasłużoną porażką - na własne życzenie! Wstyd "mistrzowie Polski"... Wstyd!

XIV kolejka ligi polskiej, sezon 2005/2006

Gdynia, ul. Olimpijska, 19. listopada 2005 r., godz. 18:15

Widzów: 10 000, sędziował: Mirosław Ryszka (Warszawa)

Arka Gdynia - Wisła Kraków 1:0

Bramki:

1:0 Pilch (76.)


Składy:

Witkowski

Kowalski

Jawny

Jakosz

Majda

Gorząd

Bartoszewicz (89. Sobieraj)

Ulanowski

Moskalewicz

Gryszczenko (73. Wróblewski)

Niciński

(71. Pilch)


Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki (12. Stolarczyk)

Dudka (82. Piotr Brożek)

Błaszczykowski (73. Penksa)

Cantoro

Sobolewski

Zieńczuk

Kuźba

Paweł Brożek


Piłkarz meczu:

nikt!


Wisła gra katastrofalnie słabo. Jest nieskuteczna, a co może jeszcze bardziej martwić, nie stwarza sytuacji podbramkowych. Jak długo ma trwać jeszcze trenerska prowizorka? Prawdopodobnie narażę się klakierom Bogusława Cupiała, ale brak długofalowej polityki szkolenia młodzieży, brak trenera, brak prezesa to są symptomy „olewania” - mówiąc kolokwialnie - Wisły przez jej właściciela. Co się musi stać, żeby wreszcie w Wiśle dostrzeżono problem pozbawienia drużyny możliwości trenowania pod okiem prawdziwego fachowca. Tomasz Kulawik to bardzo ambitny młody trener, ale brakuje mu tego, co często decyduje w 75% o znakomitości trenera - autorytetu. Potwierdził to w wywiadzie dla Canal Plus Marcin Baszczyński mówiąc, że brak im twardej ręki. Chciałoby się sparafrazować cytat ze starego polskiego filmu: Panie Cupiał, Pan tu sobie na wakacje jeździsz, a Wisła gore!

Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami trenera Arki, Wojciecha Wąsikiewicza, jego podopieczni ruszyli ostro do ataku, i już w 1. minucie mogli zdobyć gola, a dokładniej Olgierd Moskalewicz. Były wiślak minimalnie jednak spudłował.

Po atakach na hura gospodarzy do głosu zaczęła dochodzić Wisła, która w I połowie przeważała na boisku. Cóż z tego skoro skuteczność wiślaków pozostawia wiele do życzenia, a obecność (?!) Marcina Kuźby można było odczuć jedynie „dzięki” żółtej kartce, którą otrzymał za krytykowanie orzeczeń sędziego.

Gdyby nie wspomniana anty-skuteczność mogło być w Gdyni o wiele lepiej. Pierwszy w polu karnym gospodarzy zaszalał Dariusz Dudka w 5. min., ale jego uderzenie zostało zablokowane.

W 7. minucie powinno być jednak 1-0 dla „Białej Gwiazdy”! Sam na sam z Witkowskim znalazł się Paweł Brożek strzelił jednak wprost w dobrze wychodzącego z bramki golkipera i szansę diabli wzięli. Skończyło się tylko na rzucie rożnym. I to też ciekawy przypadek, wszak nasi piłkarze bili tych rogów dzisiaj nieskończenie wręcz wiele, cóż z tego skoro poza zamieszaniem pod bramką rywala, nic nam to nie dawało.

Co nie udało się w minucie 7. Brożkowi jeszcze bardziej nie udało się Kubie Błaszczykowskiemu, który w pechowej dla siebie minucie 13. był podobnie jak jego kolega oko w oko z Witkowskim, szkoda tylko, że z takim samym efektem, a więc strzałem wprost w świetnie interweniującego bramkarza, co zaowocowało kolejnym tylko rzutem rożnym.

Jak się później okazało – sytuacje Brożka i Błaszczykowskiego były jedynymi naprawdę groźnymi okazjami Wisły w tym meczu, zakończonymi celnymi uderzeniami… Czy można się więc dziwić, że bramek nie strzelamy? No i że nie wygrywamy meczów?

Między akcjami wiślaków kontuzji doznaje Arkadiusz Głowacki (nadciągnięcie mięśnia) i musi opuścić plac gry, zastępuje go Maciej Stolarczyk. I to właśnie „Stolar” chwilę po wejściu popełnia błąd, na nasze szczęście niewykorzystany przez rywali.

Groźnie jest pod bramką Majdana w minucie 25., Jakosz nie trafia jednak strzałem głową w bramkę.

W 34. min. kapitalną okazję ma Marek Zieńczuk, który ogrywa dwóch obrońców, tyle że jego uderzenie jest już zablokowane i znów kończy się tylko na bezproduktywnym rzucie rożnym!

Dwie minuty później z dobrej strony pokazuje się Błaszczykowski, który dogrywa w pole karne do Brożka, ten powstrzymywany jest jednak przez obrońcę, który w ostatniej chwili wybija piłkę.

Więcej akcji w I połowie nie było, jednak liczyć można było, że po przerwie „coś jednak wpadnie”. No i owszem, wpadło…

Wisła wychodzi na tą część meczu rozkojarzona, to Arka przejmuje inicjatywę, wiślacy zaczynają zaś snuć się po boisku. Brakuje choćby jednego piłkarzy, który pociągnąłby grę Wisły!

Już w pierwszej minucie po przerwie dziękować możemy… sędziemu Ryszce, który mógł podyktować jedenastkę po zagraniu ręką przez Mauro Cantoro. Argentyńczyk ręką zagrał całkiem przypadkowo, ale nie takie „wapna” sędziowie gwiżdżą…

Jako, że wiślacy nie kwapili się do zdecydowanych ataków, a mimo wszystko Arka – choć atakowała – niewiele mogła zdziałać, aż do 60. minuty z boiska wiało nudą. Wtedy jednak gospodarzom akcja się udała i tylko udanej interwencji Radka Sobolewskiego, który wybił piłkę na róg, zawdzięczamy, że nie skończyło się na stracie bramki… Pierwsze ostrzeżenie…

Wiślacy odpowiadają strzałem Tomasza Kłosa z rzutu wolnego, z którym bramkarz Arki nie miał kłopotów… Te mogła mieć jednak dwie minuty później Wisła, nikt nie wie jednak dlaczego Olgierd Moskalewicz, mając piłkę przy nodze i będąc w polu karnym, nie próbował pokonać Radosława Majdana… Co się odwlecze…

76. min. akcja Arki, pierwszy strzał Majdan broni, do odbitej przez niego piłki dochodzi jednak wprowadzony kilka minut wcześniej Pilch i pewnym uderzeniem pod poprzeczkę daje swojej drużynie zwycięską bramkę…

Wisła wprawdzie (wreszcie!) rusza do ataków, ale nie da się wygrać lub nawet zremisować meczu, gdy ma się ochotę do gry jedynie w kawałku I połowy i w II, ale dopiero gdy się gola straci!!! Tym bardziej jeżeli solidnie zmobilizowany rywal gra ambitnie i walczy jak o życie…

Co udało się jeszcze wiślakom? Proszę bardzo:

79. min. z wolnego próbuje Zieńczuk – strzela jednak nad poprzeczką…

86. min. Pawła Brożka uprzedza obrońca…

88. min. kolejny rzut wolny bije Tomasz Kłos, trafia w mur, do piłki dopada Marek Zieńczuk, jednak jego bardzo ładne uderzenie odbija Witkowski, próbuje jeszcze dogrywać Marek Penksa, ale kończy się na kolejnym rzucie rożnym…

Doliczony czas gry i kolejny rzut wolny dla Wisły… tyle tylko, co dziwne, ze sędzia zakończył mecz… podczas gdy wstrzelona z 20 metra piłka, w pole karne gości, była w powietrzu. Dopadł do niej Sobol, ale i tak nie pokonał Witkowskiego…

Pokonać za to mogli… sędziego wiślacy, którzy rzucili się w jego kierunku, mając olbrzymie pretensje.

Arbitra Ryszkę zasłonili ochroniarze, którzy wbiegli na murawę… wiślacy nie powinni mieć jednak pretensji o porażkę do sędziego, lecz wyłącznie do siebie! Przegrali na własne życzenie, bo z całym szacunkiem, ale Arka Gdynia to nie jest drużyna, z którą zespół marzący o mistrzostwie kraju powinien przegrywać…

Przed derbami i spotkaniem z Legią (która jest właśnie od wczoraj samodzielnym liderem ligi!) wiślacki sztab trenerski, piłkarze, a także kibice mają o czym myśleć…

Matys

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja po meczu w Gdyni

Po meczu Arka - Wisła w szatni gospodarzy panowały śpiewy i radosne święto, u wiślaków było cicho i smutno. Nie dziwne więc, że obaj trenerzy na konferencji prasowej pojawili się w odmiennych nastrojach.

Tomasz Kulawik:

- Gratuluje trenerowi Wąsikiewiczowi zwycięstwa. Mecz od początku ułożył nam się nie tak jak sobie zaplanowaliśmy, bo Arek już w pierwszej połowie doznał kontuzji i trzeba było korygować naszą grę. Problem numer dwa to indolencja strzelecka. Mieliśmy sytuacje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać.

Kuba Błaszczykowski przez pierwszą godzinę wyglądał dobrze, robił przewagę po prawej stronie, później brakło mu sił. Cantoro grał na swoim poziomie, dość dobrze łatał dziury w środku pola, starał się też rozgrywać. Widać, że jeszcze mu trochę brakuje, ale ogólnie było nieźle.

Dlaczego po końcowym gwizdku zawodnicy ostro protestowali u sędziego? Radek Sobolewski uderzył piłkę, ta odbiła się od bramkarza, później obrońcy i Stolarczyk dochodził do główki, a sędzia w tym momencie zakończył mecz.

Nie miałem dużego wyboru jeśli chodzi o zmiany, bo nie mogłem skorzystać na przykład z Jeana, który przesiedział całą noc na telefonie czekając na wieści od żony, która spodziewa się dziecka. Nie miałem więc ofensywnej osoby, która mogłaby wejść. Paweł Kryszałowicz został w Krakowie z powodu urazu. Z tego powodu chciałem, by Kuba pociągnął jak najdłużej. Poza tym plan taktyczny zespóła nam nieco kontuzja Arka Głowackiego, bo w planie miałem inne zmiany, a już w pierwszej połowie musiałem wpuścić Maćka Stolarczyka.

Wojciech Wąsikiewicz (trener Arki):

- Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że bardzo fajnie jest odgrywać rolę trenera zespołu, który wygrywa z mistrzem Polski. W tej chwili w Gdyni jest wielu szczęśliwych ludzi, ja jeszcze nie potrafię tego okazać. Chłopcy jako zespół i indywidualnie wznieśli się na wyżyny, ponieważ uważam, że Wisła ustawiła nam dzisiaj poprzeczkę bardzo wysoko. Cieszy mnie, że pokonaliśmy taką Wisłę.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Radosław Majdan: Wszyscy gramy źle

W Gdyni Radosław Majdan został przywitany bardzo "gorąco". Wiemy już, że z docinkami ze strony kibiców drużyny przeciwnej radzi sobie bardzo dobrze. Dziś mieliśmy dla niego poważniejsze pytania. Staraliśmy się znaleźć przyczyny słabej gry Wisły.

Mateusz Miga: Co się dzieje z Wisłą? Rywal może być dużo słabszy piłkarsko, ale wystarczy, by był odpowiednio umotywowany, a nie potraficie zdobyć nawet punktu...

Radosław Majdan: - Nie wiem, co się dzieje. Nie możemy sobie tego wytłumaczyć. Gramy poniżej oczekiwań, gramy słabiej jako zespół. Wszyscy. Ciężko szukać przyczyny, bo robimy to co do nas należy, na treningach nikt się nie obija. Każdy z nas ma zniżkę formy... Z przodu nie potrafimy wykorzystać sytuacji, a w obronie zagrać agresywniej.

Dzisiejsza porażka to nie najlepszy wstęp do trudnego ligowego serialu. Cracovia i Legia to rywale dużo trudniejsi od Arki.

- Są to mecze, które zadecydują o tym, jak będzie się kształtowała tabela po pierwszej rundzie. Mecze kluczowe i ważne, w które trzeba będzie włożyć dużo walki. Będziemy musieli zebrać się do wtorku i zagrać tak jak Arka dzisiaj w defensywie. Każdy z nas musi maksymalnie zaangażować się w te spotkania w defensywie, a w ataku trzeba wreszcie zacząć wykorzystywać wypracowane okazje.

Legia już jest pierwsza i teraz trzeba gonić, a nie uciekać...

- Z roku na rok coraz ciężej broni się mistrza, tym bardziej, że najlepsi zawodnicy odchodzą. W tym nie ma żadnego tłumaczenia. Po prostu, gdy odeszli Tomek i Maciek, którzy zdobywali 90 procent bramek, w pewnym momencie musiało ich zabraknąć. Staramy się jakoś to nadrabiać, ale niestety nie wychodzi to nam.

A może po prostu brakuje wam trenera z autorytetem, z dużym trenerskim nazwiskiem?

- To, że teraz gramy tak jak gramy, to nie jest efekt treningów w ciągu ostatnich pięciu dni. Formę buduje przez dwa miesiące w trakcie okresu przygotowawczego. To, że teraz tak wyglądamy to nie jest wina tego, że nie mamy trenera. Błąd został popełniony gdzieś wcześniej. Powtórzę, że nie jest to słabsza postawa jednego, czy dwóch zawodników, ale całego zespołu.

Źródło: wislakrakow.com

Co dalej...

Drużyna Wisły pogrąża się w kryzysie, dwa najbliższe mecze mogą zepchnąć zespół "Białej Gwiazdy" na trzecie miejsce w tabeli. Tak słabej serii wiślacy nie zanotowali od trzech i pół roku. Tak słabe wyniki zawsze kończyły się zmianami trenera. Porażka w Gdyni jest z rodzaju tych, których Bogusław Cupiał przełknąć nie potrafi.

Po meczu z Arką tłumaczenia Tomasza Kulawika przypominały te Jerzego Engela z końcowego okresu kadencji byłego selekcjonera w Wiśle. Co rusz wracał do niewykorzystanych okazji. - Nie mieliśmy pomocy w przednich formacjach. Napastnicy nie potrafili wykorzystać sytuacji, do tego nie umieli przytrzymać piłki z przodu. De facto cała gra ciążyła więc na pomocnikach i obrońcach - mówił Kulawik po zakończeniu konferencji prasowej. Musiał dostrzec fakt, że co chwilę zdarzała się sytuacja, w której zawodnik z piłką rozkładał bezradnie ręce, bo nie miał do kogo dograć. - Faktycznie zawodnicy z ataku nie wychodzili na pozycję. Z przodu szybko traciliśmy piłkę, środkowi pomocnicy biegali niepotrzebnie w tą i z powrotem. Trener doskonale wie, że nie ma dobrej drużyny, w której jeden z elementów poważnie szwankuje. Cóż warta jest drużyna, która w pięciu meczach traci dwie bramki, skoro nie potrafi wykorzystać ponad połowy dogodnych sytuacji? Czym byłby zespół, który co mecz strzelałby po pięć bramek, ale tracił po sześć? I tak dalej...

- Ze zmianami czekałem tak długo, bo już w pierwszej połowie zostałem zmuszony, by wprowadzić Maćka Stolarczyka. Obawiałem się, że może przydarzyć się drugi uraz, przecież Mauro i Kuba dopiero co wrócili do gry. Trzeba było odczekać, by później mieć argument w grze ofensywnej. W końcówce zaryzykowaliśmy - zagraliśmy na trzech obrońców i trzech napastników. Penksika przesunąłem do ataku, niestety nie udało się, mimo, że w końcówce były sytuacje - żałował "Kula" po zakończeniu spotkania. Przed kamerami Canal+ Marcinowi Baszczyńskiemu wymsknęło się, że może wiślakom brakuje twardej ręki. Czy "Kula" obawia się co zrobi Bogusław Cupiał? - Każda porażka boli, tym bardziej po takim meczu, w którym mieliśmy tyle okazji...

Ważne, by pochopnymi decyzjami nie powtórzyć jakże nieudanego sezonu 1999/2000. Jesienią z posadą pożegnał się Franciszek Smuda, a przez następne miesiące drużyna przechodziła z rąk do rąk tracąc szansę na bronę tytułu mistrzowskiego. Jednego rozwiązania tymczasowego, nie warto zastępować innym rozwiązaniem tymczasowym.

W sobotę wiślacy nie tylko nie potrafili zrozumieć się na boisku, ale też często wymieniali między sobą argumenty, by nie napisać, że się sprzeczali. - To ty tak mówisz, może tak to wyglądało z trybun - mówi zagadnięty przez nas Tomasz Kłos, który często uczestniczył w tych dysputach. - To nie ma nic wspólnego z kłótniami. Gdy jest głośny doping trudno, by do kolegi ustawionego po drugiej stronie boiska, mruczeć pod nosem. Chodziło o korygowanie ustawienia, podchodzenia do zawodników, czy cofnięcia w stronę bramki. Ja często krzyczałem, bo z tyłu lepiej widać takie rzeczy. Reprezentacyjny stoper zna przepis na sukces w najbliższych dwóch spotkaniach. - Każda porażka boli i niepokoi. Teraz trzeba szybko wziąć się w garść i w obu meczach biegać przez 90 minut, bo już nie będzie łatwych zwycięstw po 3:0 czy 4:0. Piłkarze Wisły powoli, lecz bardzo boleśnie uświadamiają sobie fakt, że ligowi przeciwnicy nie będą już padać przed nimi na kolana. A przecież zawsze zapewniają, że za każdym razem, bez wyjątku walczą przez całe spotkanie. Po takich meczach jak ten w Gdyni możemy mieć uzasadnione wątpliwości. - Oprócz złości, jest w nas też pewna pozytywna energia - zapewnia Kłos. Przy okazji wszyscy zapewniają, że w sobotę wiślacy nie byli już myślami przy derbach.

W Gdyni radość po zwycięstwie nad Wisłą jest oczywiście ogromna. W trakcie meczu publika często skandowała "Kto nie skacze, ten za Wisłą". Wśród kilku tysięcy ochoczo skaczących był między innymi... Bogdan Basałaj.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu Arka - Wisła

Od dawna wiadomo, że źle się dzieje w „państwie Wiślackim”. Drużyna nie ma trenera, „stałego” prezesa, klasowych piłkarzy w ofensywie, wyraźnego konstruktywnego planu na przyszłość, jest sukcesywnie osłabiana. Teraz straciła pozycję lidera. Mamy za to patologiczny „stan zawieszenia” konserwujący regres.

Konsekwencją są bolesne ciosy i porażki - kolejna dokonała się w Gdyni, gdzie „Biała Gwiazda” po żenująco słabej postawie zostawiła kolejne bezcenne punkty.

Zapraszam do analizy ostatniego meczu naszej drużyny.

1. faza meczu (od 1 do 15 minuty):

Spotkanie rozpoczęły falowe ataki Arki, która od razu rzuciła się na nasz zespół, słusznie pamiętając, że zdarza się mu przespać początkowe minuty. Gospodarze chcieli to wykorzystać, zaskakując „Białą Gwiazdę”. Byli blisko, bo Wisła faktycznie zaczęła pasywnie i nonszalancko, kryjąc bardzo biernie i na radar. W pierwszej minucie mieliśmy dwa groźne akcje Gdynian – jedną zakończyło uderzenie szarżującego Moskalewicza, które mogło przynieść prowadzenie. Wystarczyło dokładne podanie na wolne pole, by wolni Wiślacy nie nadążyli z asekuracją i kryciem.

Najbardziej zaskakiwała taktyką „trenera” Kulawika, który niczym dawniej Werner Liczka postanowił wyraźnie zagrać na remis i zero z tyłu, licząc, że może po drodze coś wpadnie. „Biała Gwiazda” od początku skoncentrowała się na obronie, oddając inicjatywę rywalom, by po odbiorze i kontraatakować. Innych rozwiązań w ofensywie, opartych np.: na ataku pozycyjnym nie było. Jednocześnie w akcje ofensywną angażowało się maksymalnie 2-3 zawodników, reszta zachowawczo pilnowała defensywy.

Powyższa, realizowana dość chaotycznie taktyka zadziałała tylko dwukrotnie, kiedy podczas kontr najaktywniejszy w drużynie Zieńczuk wypuścił prostopadłymi podaniami w 7 i 14 minucie Brożka oraz Błaszczykowskiego. Niestety, żaden z nich nie potrafił strzelić inaczej, niż w bramkarza Arki, szukając „krótkiego rogu”. Więcej bramkowych okazji nie stworzyliśmy, bo zawodziła gra bez piłki, napastnicy nie pokazywali się do podań, nie było pomysłu, szybkiego rozegrania, dokładności, udanej gry 1 na 1.

Zieńczuk szybko zaczął być bliżej pilnowany i podwajany, co wymuszało jego błędy, a reszta pomocników nie kreowała gry. Próby ataków oskrzydlających kończyły się stratą lub niewykorzystanymi rzutami wolnymi. Natomiast kilka wywalczonych kornerów zostało zmarnowanych albo zbyt niskimi dośrodkowaniami, albo przegraniem pojedynków główkowych.

Trzeba jeszcze nadmienić, że w tym okresie meczu tracimy kontuzjowanego Glowackiego, którego zastępuje Stolarczyk.

2. faza meczu (od 15 do 30 minuty):

W postawie Wisły nie obserwujemy żadnych zmian, nadal brakuje dokładności, pomysłu, mnożą się błędy. Nasi zawodnicy reagują zbyt pasywnie, brakuje agresywności w bezpośrednich pojedynkach. Słabo gra Sobolewski, koncentrujący się niemal wyłącznie na asekuracji obrońców i nie biorący udziału w ustawianiu ataku pozycyjnego oraz w akcjach kombinacyjnych. Podania są sygnalizowane, a tempo operowania piłką na tyle wolne, że obrona gospodarzy nadąża. Fatalnie spisuje się Kuźba, który rusza się jakby miał buty z ołowiu – ciężko, bez cienia dynamiki i przyspieszenia. Nie potrafi utrzymać się przy piłce, każdorazowo jest wyprzedzany. W ogóle nie gubi krycia, nie absorbuje prawidłowo rywali. Dlatego mamy coraz więcej strat. Podobnie Brożek, który gaśnie jak wypalona świeczka. Mimo, że teoretycznie dysponuje większą szybkością niż wszyscy obrońcy Arki razem wzięci, przegrywa starty do piłki, często jest odcinany i wyprzedzany przez doskakującego obrońcę. Powód? Statyczna gra, zbyt długo czeka na piłkę, w przeciwieństwie do rywali nie jest w ruchu przed momentem zagrania od kolegów, reaguje wolniej. Dlatego obrońcy, kryjący go aktywnie mają na starcie przewagę szybkości i zdecydowania, której jego opóźniona reakcja nie jest w stanie zniwelować.

Wisła nie rzuca już prostopadłych podań ze strefy 25-35 metra od bramki Arki, bo gospodarze ciaśniej kryją, a nasi pomocnicy nie potrafią zwieść ich grą 1 na 1, by np.: po dryblingu, zwodzie, złamaniu akcji na drugą nogę w bezpośrednim pojedynku wypracować sobie miejsce i czas do podobnego podania. Po lewej stronie w ataki zupełnie nie angażuje się Dudka, który nie wykorzystuje wolnego miejsca stwarzanego przez schodzącego do środka Zieńczuka. Gaśnie tez Błaszczykowski, nie ma jego współpracy z Baszczyńskim – prawe skrzydło, podobnie jak lewe zostaje całkowicie odcięte. Wisła jest przerażająco bezradna i nieskuteczna w ofensywie.

3. faza meczu (od 30 minuty, do końca I połowy):

Stoi pod znakiem niewymuszonych indywidualnych błędów naszych piłkarzy, atakujących coraz bardziej chaotycznie i bezsilnie. Najlepsze przykłady to 37 minuta i akcja Zieńczuka, który po lewej stronie, mając mnóstwo miejsca i czasu (kryjący go Kowalski w końcu się pogubił), bez presji obrońcy dośrodkowuje lewa nogą... kilka metrów za bramkę Witkowskiego. Skandal. Albo sytuacja z 39 minuty – obrońcy wycofują piłkę na wybicie nogą do Majdana, a ten zupełnie nie atakowany, puszcza „balona” vel „zawiesinkę” w aut. Takie kompromitujące i powodowane nonszalancją oraz brakiem dokładności zagrania nawarstwiają się, psując wszystko.

Wreszcie odrobinę uaktywnia się Kuźba, który dwukrotnie zdołał konstruktywnie rozprowadzić piłkę w strefie ataku, ale to stanowczo za mało. Nadal jest ciężki i wolny. Swoją szansę bramkową ma Zieńczuk – w 32 minucie ładnie „nawija” w polu karnym dwóch obrońców, ale za długo układa sobie piłkę na strzał z prawej nogi i zostaje zablokowany przez wchodzącego rozpaczliwym wślizgiem trzeciego. Kończy się tylko na rzucie rożnym, jak zwykle nieskutecznym. Przedziwne, że trenerzy Wisły od wielu miesięcy nie potrafią tak ułożyć i wytrenować schematu wykonywania kornerów, by odpowiednio wykorzystać tutaj duże umiejętności Kłosa. To kompromitujący dramat, że przez wiele ostatnich meczy żaden z Wiślaków ani razu nie potrafi wrzucić mu dokładnie piłki na głowę (!), a inny zrobić odpowiedniego „wybloku”, by mógł spokojnie uderzyć. Co oni robią na treningach, że tak banalnej sprawy nie potrafią wyćwiczyć?

W ofensywie wciąż panuje chaos i bezsilność, natomiast w obronie nasi zawodnicy dają radę utrzymywać Arkę poza naszym polem karnym, ale więcej tu „zasługi” słabości rywali, niż siły naszej gry defensywnej. Sposób krycia Stolarczyka i Dudki momentami przyprawiał o palpitację serca – „na radar”, daleko, bez dynamicznego doskoku, wyczekująco. Nic dziwnego, że Niciński bardzo często potrafił dojść do piłki i wycofać ją do kolegów. Podobnie Gorząd po lewej stronie.

4. faza meczu (od 46 do 60 minuty):

Arka znów rozpoczyna od zdecydowanej ofensywy. Gospodarze próbują grać pressingiem, wymuszając straty i paraliżując nasze rozegranie. Wisła adekwatnego pressingu nie stosuje. Nasi napastnicy nadal są odcięci, ale nie robią nic, aby to zmienić, nie pokazują się do podań, nie szukają wolnego pola, wciąż są regularnie wyprzedzani przez obrońców. Kuźba odreagowuje bezradność kłócąc się z arbitrem o aut, za co dostaje żółtą kartkę. Brożek o sportowej złości w ogóle nie pamięta. Żaden z naszych pomocników nie potrafi skonstruować efektywnej akcji, utrzymać się przy futbolówce na połowie rywali, by rzucać prostopadłe podania. Cantoro próbuje, ale nie znajduje się w optymalnej dyspozycji fizycznej, a Zieńczuk tradycyjnie ginie pod pressingiem jak zesłańcy w syberyjskiej głuszy. W grze tyłem do bramki Arki albo traci piłkę, albo podaje do tyłu. Żadna jego centra nie należy do dokładnych (!). Błaszczykowski jest całkowicie niewidoczny jak indiański zwiadowca na czatach, natomiast Sobolewski wciąż koncentruje się na defensywie.

Ruchliwość Wiślaków spada jeszcze bardziej. Wejścia gospodarzy na szybkości są coraz groźniejsze, atakują większą liczbą zawodników. Zaczynamy mieć poważne problemy z utrzymaniem Arki z dala od pola karnego. W 59 minucie Sobolewski w ostatniej chwili zdejmuje piłkę z nogi Moskalewicza, a siedem minut wcześniej Niciński obrócił się z futbolówką na dziewiątym metrze od naszej bramki. Jeszcze bez efektu. Mamy więc bezsilny środek, bezradne skrzydła, papierowy atak i z każdą minutą rozpaczliwiej broniące się „tyły”.

5. faza meczu (od 60 do 75 minuty):

Najgorsza w całym spotkaniu w wykonaniu Wisły. Nasza drużyna nie potrafi przejąć inicjatywy, utrzymać rywali z dala od pola karnego, rozegrać i utrzymać się przy piłce. Dominuje chaotyczna, typowo ligowa „kopanina” przeplatana stratami i niewymuszonymi błędami indywidualnymi, nie tworzymy żadnego zagrożenia dla gospodarzy. W ofensywie trwa dramat dzięki nieudolności w pojedynkach 1 na 1, wolnemu operowaniu futbolówką, zaniku gry na jeden kontakt i fatalnej postawy boków. Nie mamy drugiej linii i ataku. Dudka w ogóle się nie włącza po lewej stronie w akcje zaczepne, a z prawej strony nadal nie ma współpracy między „Baszczem” a „Błaszczem”. Atakujemy zbyt małą ilością zawodników, w dodatku napastnicy snują się po murawie tracąc prawie wszystkie podania (jeśli już sporadycznie do nich dochodzą). Nie ma dynamicznego ataku pozycyjnego i gry kombinacyjnej, bardzo brakuje „podwieszonego” za napastnikami zawodnika, który mógłby wykorzystać lukę między formacjami gospodarzy na rozegranie piłki i prostopadłe podania.

Szwankuje przejście z obrony do ataku, krycie, odbiór, skracanie pola, nie obserwujemy wejść bez piłki naszych zawodników z głębi pola w strefę obronną Arki, momentami całkowicie kontrolującej mecz. Gospodarze nie grają nic rewelacyjnego – po prostu blisko i agresywnie kryją, dużo biegając, co wystarcza na pasywnych Wiślaków. A po przejęciu piłki wstrzeliwują ją w stronę Nicińskiego, lub wprowadzonego później do gry Pilcha, który ma za zadanie utrzymać się przy niej jak najdłużej i w miarę możliwości odegrać do wchodzących Moskalewicza, Gorząda i Griszczenki (zluzowanego przez Wroblewskiego) lub strzelić. Banalne prawda? Na rozbitą, ociężałą, nie radzącą sobie z pressingiem i pozbawioną koncepcji gry ofensywnej Wisłę wystarczyło.

6. faza meczu (od 75 do ostatniej minuty):

Szybko przynosi rozstrzygnięcie pojedynku. Tracimy bramkę w 77 minucie, kiedy rezerwowy Pilch dopada do odbitej przez Majdana piłki, pięknie „puszcza” obok wchodzącego wślizgiem Dudkę przekładając futbolówkę na lewą nogę i trafia do siatki.

Wiślacy nie potrafią odpowiedzieć, nie reagują. Nadal, aż do 85 minuty powielają wszystkie wcześniejsze błędy i mankamenty, których nie będę kolejny raz wyliczał. I dopiero tuż przed końcem spotkania przyspieszają. Pod pole karne Arki przechodzą w większej liczbie, co sprawia, że słabi piłkarsko gospodarze wreszcie zaczynają się gubić. Dopiero teraz nasi wywierają na nich autentyczną presję, atakują, szybciej grają piłką. Daje to efekt w postaci dwóch okazji bramkowych. Najpierw po rzucie wolnym groźnie z dystansu dobija Zieńczuk, a Witkowski wybija piłkę pod nogi Penksy. Niestety, Słowak zachowuje się fatalnie – ani nie strzela na bramkę, ani nie dogrywa dokładnie piłki przed nią, gdzie przez chwilę zupełnie bez krycia było aż trzech Wiślaków. W efekcie tracimy szansę.

Drugą okazją bramkową jest rzut wolny w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, gdzie wreszcie naszym piłkarzom udaje się celnie „zagłówkować” na bramkę, niestety sędzia Ryszka przerywa akcję jeszcze przed jej finałem. Nie będę komentować tej skandalicznej decyzji, bo wszyscy wiemy, jaki „bezstronny, sprawiedliwy i przyjazny Wiśle” jest PZPN i Ryszka, a warto na moment wrócić do innego absurdu taktycznego w grze naszej drużyny. Otóż nie wiem kto wymyślił paranoję, że nasz najlepiej grający w powietrzu zawodnik, Kłos, zamiast przy wrzutkach z rzutów wolnych walczyć o piłkę w „szesnastce”, występuje w roli podającego. To jakiś absurd, wystawiający fatalne świadectwo taktyce trenerów, którym sami pozbywamy się swoich atutów.

PIŁKARZE :

Radosław Majdan

Gra na linii (wszędzie skala od 0-10) : 5
Gra na przedpolu: 3
Gra nogami: 1
Zaangażowanie i waleczność: 6
Błędy: Liczne, zwłaszcza przy wykopach piłki
Skuteczność pozycyjna: przeciętna
Ogólna ocena gry : 5

Marcin Baszczyńśki

Postawa w defensywie : 8
Postawa w ofensywie:3,5
Błedy i niewymuszone straty : Sporo
Zaangażowanie i waleczność:6
Skuteczność pozycyjna: Przyzwoita
Ogólna ocena gry: 5,5

Tomasz Kłos

Postawa w defensywie : 6
Postawa w ofensywie: 2
Zaangażowanie i waleczność: 4
Błędy i niewymuszone straty : Sporo
Skuteczność pozycyjna: Przeciętna
Ogólna ocena gry: 4,5

Arkadiusz Głowacki - grał zbyt krotko, aby go oceniać

Dariusz Dudka

Postawa w defensywie :1,5
Postawa w ofensywie:0
Zaangażowanie i waleczność: 1,5
Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo
Skuteczność pozycyjna: Zła
Ogólna ocena gry: 1,5

Jakub Błaszczykowski

Postawa w defensywie : 3
Postawa w ofensywie:3.
Zaangażowanie i waleczność: 8
Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo
Skuteczność pozycyjna: Zła
Ogólna ocena gry: 2,5

Radosław Sobolewski

Postawa w defensywie : 5,5
Postawa w ofensywie:2,5.
Zaangażowanie i waleczność: 3
Błedy i niewymuszone straty : Dużo
Skuteczność pozycyjna: Słaba
Ogólna ocena gry: 3,5

Mauro Cantoro

Postawa w defensywie : 5
Postawa w ofensywie:4,5
Zaangażowanie i waleczność: 7
Błedy i niewymuszone straty : Kilka
Skuteczność pozycyjna: Przeciętna
Ogólna ocena gry: 5

Marek Zieńczuk

Postawa w defensywie : 0,5
Postawa w ofensywie: 5,5
Zaangażowanie i waleczność: 8
Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo
Skuteczność pozycyjna: Słaba
Ogólna ocena gry: 3,5

Marcin Kuźba

Postawa w defensywie : 0
Postawa w ofensywie:1.
Zaangażowanie i waleczność: 2
Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo
Skuteczność pozycyjna: Zła
Ogólna ocena gry: 1

Paweł Brożek

Postawa w defensywie :0
Postawa w ofensywie:1.
Zaangażowanie i waleczność: 2
Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo
Skuteczność pozycyjna: Zła
Ogólna ocena gry: 1

I rezerwowi:

Maciej Stolarczyk

Postawa w defensywie :2
Postawa w ofensywie:0
Zaangażowanie i waleczność: 2
Błedy i niewymuszone straty : Bardzo dużo
Skuteczność pozycyjna: Zła
Ogólna ocena gry:2

Marek Penska

Postawa w defensywie : 0
Postawa w ofensywie: 1.
Zaangażowanie i waleczność: 6
Błedy i niewymuszone straty : Dużo
Skuteczność pozycyjna: Zła
Ogólna ocena gry: 1,5

Piotr Brożek - grał za krotko, bym go oceniał.

Z wielkim smutkiem i goryczą trzeba zauważyć, że Wisła coraz wyraźniej tonie. Przegrywa z beniaminkiem, który w sezonie odniósł do tej pory zaledwie 2 zwycięstwa, gra bez pomysłu, dynamiki, prawidłowych reakcji i automatyzmów. Mamy drużynę bez skrzydeł, bez kreatywnych i zdolnych do prostopadłych podań pomocników, źle zachowującą się na murawie, bez trenera za to z „kumplem piłkarzy”, bez skutecznych napastników. Przegrywanie meczów i zero po stronie zdobytych bramek nie jest w tej sytuacji żadnym zaskoczeniem, lecz smutną konsekwencją postępującego regresu. Najgorsze, że jesteśmy w arcyważnym czasie, w którym być może decydują się losy mistrzostwa. Jeśli nie daj Boże, stracimy w najbliższych bardzo trudnych meczach dystans do Legii, wiosną ciężko będzie ją gonić. Dlatego pilnie potrzebny jest Wiśle wstrząs i zdecydowana reakcja Bogusława Cupiała – tylko on może przerwać coraz bardziej przyspieszający regres, rozwiązując sprawę braku trenera jedną trudną, ale niezbędną decyzją, a zimą wzmacniając osłabiony zespół. Pytanie tylko, czy się na to zdecyduje, czy też będzie kontynuował tegoroczną politykę nie służącą rozwojowi klubu. Wisła dziś Pana bardzo potrzebuje, panie Bogusławie. Mam nadzieję, że nie zawiedzie Pan nadziei ani jednego człowieka ufającego w Pańską mądrość, rozwagę, konsekwencję i przywiązanie do „Białej Gwiazdy” - w której udało się Panu nie tak dawno zbudować coś niezwykłego - i odszuka Pan w sobie tą iskrę, która rozpaliła Wiślackie serca, dając 7 wspaniałych lat w historii klubu. Żar „złotej ery” może płonąć nadal, wciąż będąc chlubą dla Krakowa i zazdrością dla wielu, z bliska i daleka. Nie warto się go wyrzekać, bo czyż do najpiękniejszych momentów życia nie należy zapisywanie się na kartach historii przełomowymi sukcesami? Pan tworzy historię i od Pana zależy, jaka nadal będzie. Kibice wciąż w Pana wierzą.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com