2005.11.19 Arka Gdynia - Wisła Kraków 1:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:46, 10 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Arka Gdynia - Wisła Kraków 1:0

• Mecz piłki nożnej trwa 90 minut - ale ta najprostsza z możliwych dewiz widać nie dociera do piłkarzy krakowskiej Wisły. Po pierwszej połowie meczu w Gdyni, która była "do przyjęcia" w połowie drugiej skończyła się gra wiślaków. Zasłużenie wykorzystała to Arka, strzelając w 76. minucie ładnego gola. Po stracie bramki o wykonywaniu obowiązków piłkarzy przypomnieli sobie nagle wiślacy, ale wyrównać już nie potrafili. Skończyło się więc zasłużoną porażką - na własne życzenie! Wstyd "mistrzowie Polski"... Wstyd!

XIV kolejka ligi polskiej, sezon 2005/2006

Gdynia, ul. Olimpijska, 19. listopada 2005 r., godz. 18:15

Widzów: 10 000, sędziował: Mirosław Ryszka (Warszawa)

Arka Gdynia - Wisła Kraków 1:0

Bramki:

1:0 Pilch (76.)


Składy:

Witkowski

Kowalski

Jawny

Jakosz

Majda

Gorząd

Bartoszewicz (89. Sobieraj)

Ulanowski

Moskalewicz

Gryszczenko (73. Wróblewski)

Niciński

(71. Pilch)


Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki (12. Stolarczyk)

Dudka (82. Piotr Brożek)

Błaszczykowski (73. Penksa)

Cantoro

Sobolewski

Zieńczuk

Kuźba

Paweł Brożek


Piłkarz meczu:

nikt!


Wisła gra katastrofalnie słabo. Jest nieskuteczna, a co może jeszcze bardziej martwić, nie stwarza sytuacji podbramkowych. Jak długo ma trwać jeszcze trenerska prowizorka? Prawdopodobnie narażę się klakierom Bogusława Cupiała, ale brak długofalowej polityki szkolenia młodzieży, brak trenera, brak prezesa to są symptomy „olewania” - mówiąc kolokwialnie - Wisły przez jej właściciela. Co się musi stać, żeby wreszcie w Wiśle dostrzeżono problem pozbawienia drużyny możliwości trenowania pod okiem prawdziwego fachowca. Tomasz Kulawik to bardzo ambitny młody trener, ale brakuje mu tego, co często decyduje w 75% o znakomitości trenera - autorytetu. Potwierdził to w wywiadzie dla Canal Plus Marcin Baszczyński mówiąc, że brak im twardej ręki. Chciałoby się sparafrazować cytat ze starego polskiego filmu: Panie Cupiał, Pan tu sobie na wakacje jeździsz, a Wisła gore!

Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami trenera Arki, Wojciecha Wąsikiewicza, jego podopieczni ruszyli ostro do ataku, i już w 1. minucie mogli zdobyć gola, a dokładniej Olgierd Moskalewicz. Były wiślak minimalnie jednak spudłował.

Po atakach na hura gospodarzy do głosu zaczęła dochodzić Wisła, która w I połowie przeważała na boisku. Cóż z tego skoro skuteczność wiślaków pozostawia wiele do życzenia, a obecność (?!) Marcina Kuźby można było odczuć jedynie „dzięki” żółtej kartce, którą otrzymał za krytykowanie orzeczeń sędziego.

Gdyby nie wspomniana anty-skuteczność mogło być w Gdyni o wiele lepiej. Pierwszy w polu karnym gospodarzy zaszalał Dariusz Dudka w 5. min., ale jego uderzenie zostało zablokowane. W 7. minucie powinno być jednak 1-0 dla „Białej Gwiazdy”! Sam na sam z Witkowskim znalazł się Paweł Brożek strzelił jednak wprost w dobrze wychodzącego z bramki golkipera i szansę diabli wzięli. Skończyło się tylko na rzucie rożnym. I to też ciekawy przypadek, wszak nasi piłkarze bili tych rogów dzisiaj nieskończenie wręcz wiele, cóż z tego skoro poza zamieszaniem pod bramką rywala, nic nam to nie dawało.

Co nie udało się w minucie 7. Brożkowi jeszcze bardziej nie udało się Kubie Błaszczykowskiemu, który w pechowej dla siebie minucie 13. był podobnie jak jego kolega oko w oko z Witkowskim, szkoda tylko, że z takim samym efektem, a więc strzałem wprost w świetnie interweniującego bramkarza, co zaowocowało kolejnym tylko rzutem rożnym.

Jak się później okazało – sytuacje Brożka i Błaszczykowskiego były jedynymi naprawdę groźnymi okazjami Wisły w tym meczu, zakończonymi celnymi uderzeniami… Czy można się więc dziwić, że bramek nie strzelamy? No i że nie wygrywamy meczów?

Między akcjami wiślaków kontuzji doznaje Arkadiusz Głowacki (nadciągnięcie mięśnia) i musi opuścić plac gry, zastępuje go Maciej Stolarczyk. I to właśnie „Stolar” chwilę po wejściu popełnia błąd, na nasze szczęście niewykorzystany przez rywali.

Groźnie jest pod bramką Majdana w minucie 25., Jakosz nie trafia jednak strzałem głową w bramkę. W 34. min. kapitalną okazję ma Marek Zieńczuk, który ogrywa dwóch obrońców, tyle że jego uderzenie jest już zablokowane i znów kończy się tylko na bezproduktywnym rzucie rożnym! Dwie minuty później z dobrej strony pokazuje się Błaszczykowski, który dogrywa w pole karne do Brożka, ten powstrzymywany jest jednak przez obrońcę, który w ostatniej chwili wybija piłkę.

Więcej akcji w I połowie nie było, jednak liczyć można było, że po przerwie „coś jednak wpadnie”. No i owszem, wpadło…

Wisła wychodzi na tą część meczu rozkojarzona, to Arka przejmuje inicjatywę, wiślacy zaczynają zaś snuć się po boisku. Brakuje choćby jednego piłkarzy, który pociągnąłby grę Wisły!

Już w pierwszej minucie po przerwie dziękować możemy… sędziemu Ryszce, który mógł podyktować jedenastkę po zagraniu ręką przez Mauro Cantoro. Argentyńczyk ręką zagrał całkiem przypadkowo, ale nie takie „wapna” sędziowie gwiżdżą…

Jako, że wiślacy nie kwapili się do zdecydowanych ataków, a mimo wszystko Arka – choć atakowała – niewiele mogła zdziałać, aż do 60. minuty z boiska wiało nudą. Wtedy jednak gospodarzom akcja się udała i tylko udanej interwencji Radka Sobolewskiego, który wybił piłkę na róg, zawdzięczamy, że nie skończyło się na stracie bramki… Pierwsze ostrzeżenie…

Wiślacy odpowiadają strzałem Tomasza Kłosa z rzutu wolnego, z którym bramkarz Arki nie miał kłopotów… Te mogła mieć jednak dwie minuty później Wisła, nikt nie wie jednak dlaczego Olgierd Moskalewicz, mając piłkę przy nodze i będąc w polu karnym, nie próbował pokonać Radosława Majdana… Co się odwlecze…

76. min. akcja Arki, pierwszy strzał Majdan broni, do odbitej przez niego piłki dochodzi jednak wprowadzony kilka minut wcześniej Pilch i pewnym uderzeniem pod poprzeczkę daje swojej drużynie zwycięską bramkę…

Wisła wprawdzie (wreszcie!) rusza do ataków, ale nie da się wygrać lub nawet zremisować meczu, gdy ma się ochotę do gry jedynie w kawałku I połowy i w II, ale dopiero gdy się gola straci!!! Tym bardziej jeżeli solidnie zmobilizowany rywal gra ambitnie i walczy jak o życie…

Co udało się jeszcze wiślakom? Proszę bardzo:

79. min. z wolnego próbuje Zieńczuk – strzela jednak nad poprzeczką…

86. min. Pawła Brożka uprzedza obrońca…

88. min. kolejny rzut wolny bije Tomasz Kłos, trafia w mur, do piłki dopada Marek Zieńczuk, jednak jego bardzo ładne uderzenie odbija Witkowski, próbuje jeszcze dogrywać Marek Penksa, ale kończy się na kolejnym rzucie rożnym…

Doliczony czas gry i kolejny rzut wolny dla Wisły… tyle tylko, co dziwne, ze sędzia zakończył mecz… podczas gdy wstrzelona z 20 metra piłka, w pole karne gości, była w powietrzu. Dopadł do niej Sobol, ale i tak nie pokonał Witkowskiego…

Pokonać za to mogli… sędziego wiślacy, którzy rzucili się w jego kierunku, mając olbrzymie pretensje.

Arbitra Ryszkę zasłonili ochroniarze, którzy wbiegli na murawę… wiślacy nie powinni mieć jednak pretensji o porażkę do sędziego, lecz wyłącznie do siebie! Przegrali na własne życzenie, bo z całym szacunkiem, ale Arka Gdynia to nie jest drużyna, z którą zespół marzący o mistrzostwie kraju powinien przegrywać…

Przed derbami i spotkaniem z Legią (która jest właśnie od wczoraj samodzielnym liderem ligi!) wiślacki sztab trenerski, piłkarze, a także kibice mają o czym myśleć… • Dodał: Matys (2005-11-19 19:31:47)