2006.07.29 Wisła Kraków – Górnik Zabrze 1:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 14:00, 10 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Cieszą tylko 3 punkty. Wisła Kraków - Górnik Zabrze 1-0

• Bardzo kiepsko wypadła inauguracja sezonu 2006/2007 przy Reymonta. Kibice "Białej Gwiazdy" spodziewali się efektownego zwycięstwa, skończyło się zaś na skromnym 1-0. Zresztą gdyby nie dobra gra w bramce Mariusza Pawełka oraz skuteczna postawa w wielu sytuacjach Clébera zabrzanie mogli pokusić się nawet o wywiezienie z Krakowa punktu. Najjaśniejszymi piłkarzami Wisły byli Brazylijczycy. Wspomniany Cléber oraz Jean Paulista. To właśnie ta dwójka dała Wiśle dzisiaj zwycięskiego gola. Po faulu na Pauliście sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę pewnym strzałem zamienił Cléber.

I kolejka Orange Ekstraklasy, sezon 2006/2007

Kraków, ul. Reymonta, 29. lipca 2006 r., godz. 19:00

Widzów: 8 000, sędziował: Adam Kajzer (Rzeszów)

Wisła Kraków - Górnik Zabrze 1:0

Bramki:

1:0 Cléber (22. k)


Składy:

Pawełek

Błaszczykowski

Dudka

Cléber

Mijailović

Chiacu (46. Penksa)

Burns

Sobolewski

Zieńczuk (62. Piotr Brożek)

Paulista

Kryszałowicz (88. Głowacki)


Mańka

Radler (80. Andraszak)

Cios

Jarczyk

Prasnal

Seweryn

Juszkiewicz

Bukalski

Prokop (70. Aleksander)

Łuczywek (62. Stachowiak)

Moskal


Piłkarze meczu:

Cléber, Paulista

• Niepodziewanie pierwszy kwadrans gry należał do gości. Niesieni głośnym dopingiem 400-osobowej grupy swoich kibiców zagrali w ogóle cały mecz bez żadnych kompleksów, odważnie i zdecydowanie. Choć w kilku okazjach zabrakło im szczęścia, to pod Wawelem Górnik zostawił dobre wrażenie. Swoją dobrą grę goście udowodnili w 12. minucie, kiedy to prawym skrzydłem w nasze pole karne przedarł się Prokop, ogrywając przy tym Clébera (a to należało dziś do rzadkości!), wyłożył do nadbiegającego Łuczywka, który kropnął z pierwszej piłki. Pawełek z trudem sparował piłkę na słupek, a tę z lini bramkowej wybić musiał jeszcze Jacob Burns. Chwilę wcześniej wiślacy przeprowadzili szybką kontrę, ale fatalnie dziś grający... Sobolewski (czyżby pomundialowy kac?) równie fatalnie podał do dobrze wybiegającego Paulisty. To właśnie ten ostatni był jedynym... "biegającym" dzisiaj wiślakiem i słusznie zauważył po meczu jeden z dziennikarzy, że "Jasiek" był też jedynym wiślakiem, który poruszał się na boisku szybciej od zabrzan...

W 17. min. ponownie akcję Wisły inicjuje Sobolewski, ale zamiast podać do Kryszałowicza (bez "wiosennego" błysku) strzela źle, bo za słabo, aby pokonać debiutanta w bramce zabrzan Mańkę. To Górnik pokazał natomiast "Sobolowi" jak należy strzelić. Uderzenie Moskala Mariusz Pawełek nawet nie próbował bronić, od razu piąstkował.

Niewykorzystane szanse zabrzan mszczą się. Wtedy to Wisła zadaje bowiem decydujący - jak się później okazało - cios. Piłkę z naszej połowy ładnie wyprowadził Chiacu, odgrywa na skrzydło do Paulisty, a ten wygrywa biegowy pojedynek z Jarczykiem. Oborńca Górnika dogonił jednak Brazylijczyka w polu karnym, odebrał mu nawet piłkę, ale upadając złapał go ręką za nogi. Słuszna decyzja sędziego - "jedenastka". Pewnym wykonawcą tego elementu gry jest teraz w Wiśle Cléber, który w debiucie strzela dla "Białej Gwiazdy" gola. Na wagę trzech punktów.

W I połowie warto zanotować jeszcze jedną akcję Sobolewskiego, który tym razem próbowal odnaleźć podaniem Kryszałowicza, ale akcja zakończyła sie na obrońcach gości.

Na II połowę Dan Petrescu zostawił w szatni Chiacu, który trochę spalił się psychicznie, ale też pokazał kilka ciekawych zagrań, choćby wyprowadzając piłkę przed rzutem karnym. Dobrą zmianę dał jednak Penksa i to właśnie po jego akcji - już w 46. min. - na 2-0 mógł podwyższyć Paulista. Po jego lobie futbolówka spadła na siatkę, zamiast do niej.

II połowa była na szczęście ciut lepszym widowiskiem, ale i tak kibice opuszczający stadion mogli być rozczarowani. Akcji było bowiem jak na lekarstwo, a w II części gry Wisła... grała momentami na... czas (!). Stąd też żółta kartka dla Pawełka. Dodajmy, że jak na taki mecz wiślacy zebrali zdecydowanie za dużo żółtych kartek.

Zabrzanie starali się zmienić losy tego meczu, ale po stracie gola zabrakło im pewności siebie. Tak jak Moskalowi, który próbował pokonać Pawełka lekkim strzałem głową zza pola karnego, co od razu skazane było na niepowodzenie.

Lepsze okazje miała Wisła, jak choćby ta z 67. min. kiedy to w polu karnym Sobolewskiego wypatrzył Penksa, tyle tylko, że wiślacki kapitan skiksował, nie trafiając w bramkę. W nią nie trafił także Paulista, który uciekł obrońcom po ładnym, prostopadłym, podaniu "Kryszała". Najbliższy podwyższenia wyniku był, w 76. min., Piotr Brożek. Po wrzutce Paulisty wyskoczył on zza pleców obrońcy, jednak jego uderznie głową trafiło w słupek!

W 78. min. najgroźniejsza z kolei akcja gości, ale strzał w którki róg Aleksandra świetnie broni Pawełek.

Końcówka meczu należy już do Wisły, szkoda tylko, że Kuba Błaszczykowski zamiast kropnąć ile sił w nogach, podał piłkę bramkarzowi. Po chwili Penksa z dystansu strzelił minimalnie obok słupka, a już w doliczonym czasie gry podania Penksy nie wykorzystuje Paulista, trafiając w obrońcę, co kończy się tylko rzutem rożnym, zamiast drugim golem.

Po końcowym gwizdku sędziego kibice oddychają z ulgą. Nie tyle dlatego, że Wisła sięgnęła po 3 punkty, bardziej z tego powodu, że ten mecz się wreszcie skończył.

Na pomeczowej konferencji prasowej trener Petrescu nie krył zresztą swojego rozczarowania. Nie tylko postawą zespołu, ale też klubu, który nie pozwolił mu wzmocnić drużyny tak, jakby sam chciał. Czy jego praca w Krakowie, bez odpowiednich wzmocnień, ma dalszy sens? To chyba najczęściej stawiane pytanie po dzisiejszym meczu przez krakowskich fanów.

Poza debiutami w Wiśle Clébera i Chiacu warto podkreślić powrót do składu Arka Głowackiego, który w końcówce zastąpił Kryszałowicza. "Głowa" pauzował z powodu kontuzji od listopada 2005 roku, kiedy to doznał kontuzji w wyjazdowym meczu z Arką w Gdyni.

Na koniec warto zwrócić uwagę na obecność kibiców gości na naszym stadionie. Ci zachowywali się w miarę spokojnie, choć w przeciwieństwie do fanów Wisły starali się przyśpiewkami prowokować i obrażać nasz klub.

Przy Reymonta twierdzą, że zabezpieczenie jakie zastosowano jest wystarczające, ale dwie niewysokie pleksy (po jednej dla każdej ze stron) oraz strefa buforowa to może być za mało. Kibice z Zabrza, ani Ci wiślacy, którzy zasiedli dzisiaj na sektorze E, nie próbowali sforsować ogrodzenia, ale następna grupa kibiców przyjezdnych może tego spróbować. Śmiem twierdzić, że nie byłby to dla pomysłowych pseudokibiców żaden problem. A tych już dość mieliśmy na naszym stadionie! Sprawę naprawdę niskiego płotu w zbliżającym się tygodniu postaramy się wyjaśnić... • ***

• Dodał: wosen (2006-07-29 19:57:58)

Komentarz pomeczowy

• Od paru sezonów pierwszy mecz w rundzie zwykle wiślakom się nie udaje. Zazwyczaj co prawda udaje się go wygrać, ale recenzje gry bywają na ogół słabe. Co ciekawe, bez znaczenia jest to, kto akurat trenuje Wisłę, kto w niej gra, przeciwko komu, czy na wyjeździe, czy u siebie, jakie były przygotowania, wyniki sparingów etc.

Dość wspomnieć męki z Górnikiem Polkowice za Kasperczaka, cierpienia z GKS Katowice za Lički, czy udręki z Górnikiem Łęczną za Engela. Sezon 2006/07 Wisła rozpoczęła w równie marnym stylu. Czy można się było tego spodziewać? Zdania są podzielone.

Nie chodzi nawet o wspomnianą prawidłowość kiepskich (stylem) otwarć sezonu czy poszczególnych rund, choć daje ona do myślenia. W znacznie większym stopniu na opinie w tym względzie wpływają wyniki sparingów i stan kadrowy zespołu, a więc kontuzje i bilans (dotychczasowy) transferów. Pesymiści nie spodziewali się imponującej inauguracji, zwracając uwagę, że poza zwycięstwami ze słabiutkim na ówczesnym etapie przygotowań Celtikiem, polskim drugoligowcem i amatorami z Niemiec, Wisła w sparingach wypadała słabo, zwłaszcza w ofensywie. Część z nich powątpiewa w warsztat Dana Petrescu, wskazując na zbyt duże obciążenia, jakim poddawani byli na obozach wiślacy, przez które – przynajmniej na razie – nie ma co liczyć na odpowiednią dynamikę, nieodzowną, gdy trzeba szybkimi akcjami rozmontować obronę skupionego na defensywie rywala. Inni podkreślają głównie marne efekty działań klubu na rynku transferowym. Nie pojawił się w Krakowie żaden gracz przednich formacji, który swoim dotychczasowym dorobkiem zasłużyłby na miano faktycznego wzmocnienia, a właśnie w słabości ataku upatruje się – słusznie zresztą – główny powód straty MP na rzecz Legii. Do tego doszła kontuzja strzelca nr 1. – Pawła Brożka – i dla pesymistycznie nastawionych kibiców jakość gry wiślaków w meczu z Górnikiem wielkim zaskoczeniem nie była.

Optymiści – na ogół nie różniąc się wiele w ocenie powyżej przedstawionych okoliczności – liczyli jednak na „hard work” Dana Petrescu. I mieli ku temu racjonalne podstawy. Wszak bardzo podobny pod względem potencjału skład w drugiej części rundy wiosennej prezentował się na ogół bardzo dobrze. Owszem, obawiano się, że kluczowym mankamentem zespołu będzie wciąż słaba skuteczność, ale pressing i wybieganie wiślaków miały im zapewnić znaczną przewagę nad rywalami, tym bardziej, że do Krakowa przybył bardzo przeciętny przeciwnik, z którym od kilku lat Wisła radziła sobie bez większych problemów.

Niestety, jeśli w sobotę można było dostrzec jakieś ślady „hard work”, to głównie w tym, iż wiele wskazuje na to, że większość wiślaków ma wciąż w nogach trudy przygotowań. Pod każdym istotnym dla oceny gry względem, jakość ich poczynań odbiegała znacząco na minus w porównaniu z dobrymi meczami z wiosny. Szwankował zwłaszcza pressing, który miał być naszą mocną stroną. Większość wiślaków źle przemieszczała się po boisku, współpraca między formacjami szwankowała i z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że część piłkarzy nie zrealizowała przedmeczowych wytycznych taktycznych trenera. Mimo, że trudno im odmówić waleczności, to jednak w wielu starciach brakowało kropki nad i, by dopaść rywala i zmusić do błędu. Jakby brakowało zdecydowania, co można tłumaczyć i pewnym rozkojarzeniem, i wspomnianą nienajlepszą dynamiką.

Kuriozum, zważywszy na historię meczów Wisły u siebie w ostatnich latach, była gra na czas Mariusza Pawełka. Złośliwie można ją skwitować przyzwyczajeniami z Odry Wodzisław. Poza tym na szczęście większych zastrzeżeń do bramkarza nie ma: bronił szczęśliwie, ale skutecznie.

Obrona, choć generalnie spisywała się dobrze, nie ustrzegła się paru błędów, po których Górnik był bliski zdobycia gola. Jakub Błaszczykowski i Nikola Mijailović w grze obronnej spisywali się poprawnie, choć nie uniknęli niepotrzebnych fauli. Za to kompletnie niemal zawiedli jako ci, którzy mieli wspomagać Zieńczuka i Chiacu. Błaszczykowski mógł co prawda strzelić gola, ale w bardzo dobrej sytuacji zachował się fatalnie. Dariusz Dudka parę razy zagrał zbyt nonszalancko, choć za najgroźniejsze sytuacje dla Górnika nie odpowiada indywidualnie. Maczał w nich palce natomiast Cléber. Na szczęście gole wówczas nie padły, a w 90% interwencji Brazylijczyk pokazał się z bardzo dobrej strony. Potrafi też dobrym długim podaniem uruchomić atak, no i dobrze strzela karne. To będzie, jak się zdaje, duże wzmocnienie. Cieszy także powrót Arkadiusza Głowackiego. Choć symboliczny, to daje nadzieję na przyszłość. I tylko można zżymać się (na FIFA? Naţional Bukareszt? Naszych działaczy? Wszystkich po trochu?), że nie mógł wystąpić Michael Thwaite… Ta sprawa to niemały skandal. Można bowiem założyć, że gdyby dotyczyła piłkarza z lig zachodnich, wątpliwości dotyczące jego kontraktu z rumuńskim klubem zostałyby już dawno rozstrzygnięte…

Powiedzieć, że w sobotę szczególnie szwankowała gra drugiej linii, to zdecydowanie za mało. Ona była chwilami wręcz fatalna, zwłaszcza do przerwy. Całe szczęście, że rywal był przeciętny, bo strach pomyśleć, jak skończyłaby się potyczka z lepszym przeciwnikiem (no chyba, że wówczas wiślacy byliby bardziej zmobilizowani). Marek Zieńczuk i Hristu Chiacu mieli rozrywać szyki obronne zabrzan i stwarzać sytuacje napastnikom. Próżne nadzieje – obaj wypadli blado. Ciągle więc czekamy na przebudzenie naszego lewoskrzydłowego, trwa to już jednak za długo. Chiacu nie wypadł aż tak katastrofalnie, jak twierdzą niektórzy obserwatorzy, ale poza paroma nieźle pomyślanymi podaniami, nie pokazał nic, co by mogło mu gwarantować miejsce w wyjściowej „11” na kolejny mecz, zwłaszcza, że jego zmiennik – Marek Penksa – wypadł nieźle, będąc obok Jeana Paulisty najbardziej aktywnym wiślakiem. Niemniej nie należy skreślać Rumuna po jednym meczu. Piotr Brożek był bardzo bliski strzelenia efektownej bramki, ale poza tym niewiele wniósł do gry ofensywnej Wisły. Bardzo słabo zagrał Radosław Sobolewski. Kiepskie podania, kiepskie strzały, kiepska gra bez piłki – to nie jest "Sobol", jakiego chcielibyśmy oglądać. A że Jacob Burns wypadł niewiele lepiej, środek pola kulał i w destrukcji i w konstrukcji. Biorąc pod uwagą kiepską dyspozycję pary "Sobol" – Burns, bardzo zasadnym staje się pytanie o brak na boisku Mauro Cantoro. Czyżby był jeszcze słabszy? Wielu kibiców wolałoby znaleźć odpowiedź na tę wątpliwość boisku, a nie spekulować czy Petrescu jest uprzedzony wobec Argentyńczyka… Niewątpliwie styl gry Cantoro, a właściwie głównie jeden jego element - częste i długie holowanie piłki – nie mieści się w wizji taktycznej Petrescu, ale czy rzeczywiście nawet spowalniający akcje Argentyńczyk byłby gorszym rozwiązaniem niż zwłaszcza wybitnie słaby Sobolewski? To niewątpliwie największa personalna zagadka i potencjalnie najbardziej newralgiczna decyzja Petrescu także z uwagi na atmosferę w zespole i wokół niego.

Wiślacki atak nie miał wsparcia ze strony pomocników (pomijając po przerwie Penksę), dlatego i Jean Paulista i Paweł Kryszałowicz byli zdani głównie na swe indywidualne akcje. "Kryszałowi" one zupełnie nie wychodziły. Wiosenna wysoka forma jest wspomnieniem – pytanie tylko, czy to głębszy problem czy chwilowa zapaść. Paulista – dla odmiany – doskonale nawiązał do bardzo dobrego w swoim wykonaniu finiszu rundy wiosennej. Imponował dynamiką i to po jego indywidualnych akcjach było najwięcej zamieszania pod bramką Górnika. Ocena ta dotyczy – trzeba uczciwie przyznać – głównie drugiej połowy, bo w pierwszej zbyt często był niewidoczny. Szkoda też, że zmarnował w samej końcówce świetną sytuację – gol byłby zwieńczeniem udanego występu.

Oceny gry poszczególnych piłkarzy, na ogół niskie lub jedynie poprawne, dobrze oddają to, co działo się w sobotę przy Reymonta. Wisła zawiodła. Grała bez wyrazu, za wolno i za mało konsekwentnie. Co prawda, mogła i powinna była wygrać różnicą dwóch czy trzech bramek, bo sytuacje ku temu były, ale niewiele zmieniłoby to w ocenie całokształtu poczynań zespołu. Najsurowszą recenzję dał mu chyba sam trener. Mocne słowa Petrescu być może będą wstrząsem dla niektórych graczy. Czy i dla działaczy, a tak naprawdę dla Bogusława Cupiała, bo to on ostatecznie decyduje o znaczących transferach gotówkowych, o które po raz kolejny zaapelował (słowo „zażądał” byłoby zresztą chyba bardziej adekwatne…) rumuński szkoleniowiec – to dopiero się okaże. Trzeba jednak zauważyć, że nie w samym braku napastnika za np. 1,5 miliona euro tkwi problem. Mając w pamięci mecze Wisły Petrescu z wiosny, i od obecnego składu można i trzeba wymagać znacznie więcej. A zatem i od samego trenera. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko podtrzymanie kiepskiej passy słabych inauguracji, zaś w kolejnych meczach Wisła rozwinie skrzydła i zacznie grać na miarę oczekiwań. Zwykle – mimo wszystko – tak bywało.