2006.09.17 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 1:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 05:46, 11 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

W naszej Wiśle bez zmian. Górnik Łęczna - Wisła Kraków 1-1

Po kolejnym kiepskim meczu krakowska Wisła tylko remisuje w Łęcznej z Górnikiem 1-1. Nadal więc podopieczni Dana Petrescu nie są w stanie wygrać meczu wyjazdowego! W perspektywie czekającego nas niebawem wyjazdu do Salonik nie jest to wizja pocieszająca, tym bardziej, że po raz kolejny coś takiego jak "wiślacki atak" nie istniał. "Biała Gwiazda" traci więc kolejne punkty w walce o mistrzostwo kraju, a dzisiaj szkoda ich tym bardziej, że słaba drużyna z Łęcznej nie tylko kończyła mecz w "10-tkę" (czerwona kartka dla Nikitovicia w 78. min.), ale i z rezerwowym bramkarzem!



Łęczna, al. Jana Pawła II

17.09.2006 r., godz. 18.00

VII kolejka Orange Ekstraklasy, sezon 2006/07

Widzów: 6 000

Sędzia: Robert Werder (Warszawa)


GÓRNIK ŁĘCZNA 1:1 WISŁA KRAKÓW

1:0 Kubica (19.)

1:1 Dudka (33.)



Tytoń

(67. Leciejewski)

Kulig

Nikitović

Golem

Lisowski

Andruszczak

Bronowicki

(74. Pawelec)

Topolski

Manevski

Grzybowski

(58. Rogowski)

Kubica


Pawełek

Dudka

Głowacki

Cléber

Mijailović

Penksa

Burns

(83. Cantoro)

Sobolewski

(79. Radovanović)

Zieńczuk

Paulista

Paweł Brożek

(67. Kryszałowicz)


Antypiłkarz meczu: Paweł Brożek


Znów ciężko powiedzieć cokolwiek dobrego o grze podopiecznych Dana Petrescu. Ze słabeuszami ligi, drużyna z naszymi aspiracjami wygrywać powinna, zwłaszcza mając okazje do zdobycia goli. Prawdziwym jednak antybohaterem Wisły był Paweł Brożek, który nie potrafił trafić nawet do niemal pustej bramki!

Choć Łęczna nieźle rozpoczęła to spotkanie, to już w pierwszym kwadransie Wisła mogła śmiało prowadzić. Najpierw jednak obrońca w dziecinny sposób powstrzymał Pawła Brożka (5. min.), a po chwili minimalnie niecelnie z dystansu przymierzył Burns. W 10. min., z kolei, Brożek tak podał do Marka Penksy, że ten nie miał prawa dojść do piłki i znaleźć się sam na sam z Tytoniem. Sytuacje Wisły mnożyły się, a kolejna miała miejsce już w minucie 12. Po lekkim uderzeniu Arka Głowackiego piłki nie udało się przedłużyć Brożkowi.

W 19. minucie kapitalnie w polu karnym Golema wyprzedził Penksa, ale nikt nie doszedł do dośrodkowania Słowaka. Ewidentnie w tej sytuacji obrońcy gospodarzy przytrzymali w polu karnym Paulistę. Zresztą w tej sytuacji niedużo brakowało, a obrońca Górnika, na spółkę z bramkarzem, sami strzeliliby sobie gola. Tego - już w tej samej minucie - zdobyli niespodziewanie gospodarze. Andruszczak uciekł Mijailoviciowi (niech żyje krycie na radar) i ładnie dośrodkował w pole karne. Najlepiej do piłki wyskoczył Kubica - i mimo asysty Głowackiego i Clébera zdobył gola! 1-0 dla gospodarzy!

Wiślacy ruszają do odrabiania strat, ale sędzia Werder nie zna przepisu o przywileju korzyści. Przewrócony Paulista wstał i mógł pobiec sam na sam z bramkarzem, sędzia wcześniej jednak zagwizdał. Nieudolności Pawła Brożka cd. mieliśmy w minucie 26. kiedy świetnie wprawdzie piłkę przyjął, dzięki czemu znalazł się sam na sam z Tytoniem, cóż z tego... zamiast go lobować, strzelił wprost w niego. W min. 30. ładnie zza pola karnego przymierzył Sobolewski, ale znów na posterunku był Tytoń. Nic nie był jednak w stanie zrobić trzy minuty później. Po faulu na Pauliście z lewego skrzydła piłkę w pole karne wrzucił Marek Zieńczuk, a Darek Dudka tylko dostawił nogę i było 1-1. Jeszcze w 40. minucie szansę na gola, po kolejnej akcji Marka Penksy miał Zieńczuk, ale skończyło się tylko na rzucie rożnym, po nim Głowacki uderzył minimalnie obok słupka! W doliczonym czasie gry Penksa zderzył się w naszym polu karnym z piłkarzem Górnika, ale sędzia nie dopatrzył się przewinienia Słowaka.

Wiślacy szybko wyszli na II połowę, szybko też mieli "piłkę meczową". W 47. min. ładnie futbolówkę z Markiem Penksą rozegrał Marek Zieńczuk, a Słowak tak podał do Pawła Brożka, że do niedawna najlepszy strzelec Wisły miał tylko dokończyć dzieła uderzeniem niemal na pustą bramkę. Brożek tak jednak dołożył nogę, że piłka zamiast do bramki, uderzyła o jego drugą nogę i szansa przepadła - a Brożek zasłużył na miano antybohatera meczu. Wisła - choć miała przewagę aż do końca - już tak dobrej okazji sobie nie stworzyła.

Gospodarze ograniczyli się do obrony i kontrataków, Wisła zaś "nauczona" sytuacją z meczu z Iraklísem kilka razy nie kwapiła się wybijać piłkę, gdy leżeli gracze gospodarzy. A działo się to dość często. Sędzia jednak "dbał" o piłkarzy gospodarzy i często sam przerywał grę.

Tak naprawdę na większą uwagę w II połowie zasłużyły jeszcze cztery sytuacje. W 67. min. kontuzjowany bramkarz Górnika, Przemysła Tytoń (w I połowie zderzył się z Penksą) musiał opuścić boisko. W jego miejsce wszedł Piotr Leciejewski, który debiutował w I lidze. W 71. min. w polu karnym Golem sfaulował Paulistę, gwizdek sędziego jednak milczał! W 78. min. po faulu na wprowadzonym za Brożka Pawle Kryszałowiczu czerwoną kartkę - po dwóch żółtych - ujrzał Nikitović i gospodarze kończyli mecz w "10-tkę". Ostatnią szansę na wywiezienie z Łęcznej trzech punktów miał - w 81. min. - Marek Zieńczuk, jednak po podaniu "Kryszała" "Zieniu" strzelił po ziemi wprost w bramkarza, szkoda bo do bramki było zaledwie 14-15 m!

Końcówki meczu nie wytrzymał Dan Petrescu, który ze zdenerwowania pobiegł do szatni. Po chwili wprawdzie wrócił, ale który to już raz Rumun zachowuje się... nieodpowiedzialnie?! Zresztą po samym już meczu publicznie skrytykował sędziego, za co spodziewać się może teraz kary finansowej. Fakt, że arbiter nie był może dzisiaj najlepiej dysponowany, ale to nie on grał słabo i to nie on nie trafiał do siatki z najprawdę świetnych sytuacji... • Dodał: Piotr (2006-09-17 18:00:18)

Komentarz pomeczowy

Choć Wisła Kraków pozostaje jedynym zespołem w lidze bez porażki, a drugie miejsce w tabeli nie jest oczywistym dowodem kryzysu, to jej ostatnie występy wołają o pomstę do nieba. Po bardzo złym meczu z Iraklísem, przyszedł czas na nieudaną wyprawę do Łęcznej, gdzie na własne życzenie wiślacy stracili dwa punkty... A że był to już trzeci remis z rzędu w lidze, i czwarty na 7 spotkań rozegranych w tym sezonie, można już zasadnie mówić o frajerskim rozdawnictwie punktów.

Wiosną na 13 meczów zespół Dana Petrescu przegrał dwa, jedno zremisował, zaś w dziesięciu odniósł zwycięstwo. Znakomita passa Legii Warszawa spowodowała, że takie wyniki nie wystarczyły do obrony Mistrzostwa Polski, ale generalny bilans rundy był dobry. Teraz można mówić o dużym regresie. Co prawda Wisła jest wciąż niepokonana, ale w 7 meczach straciła już tyle punktów, ile wiosną przez cała rundę, i tylko temu, że poza Bełchatowem inne zespoły także mają rozchwianą formę, wiślacy zawdzięczają, iż ciągle są na drugim miejscu w tabeli… Ale rywale są tuż tuż i jeśli Wisła ciągle będzie tak nieporadna w meczach wyjazdowych, spadek na dawno zapomniane miejsca poza czołową trójką wcale nie jest nieprawdopodobny… Taka sytuacja irytuje z dwóch powodów. Po pierwsze, Wisła zremisowała trzy mecze z zespołami, które należą do zdecydowanie najsłabszych w lidze – Arką, Górnikiem Łęczną i Pogonią. Po drugie, uczyniła to na własne życzenie, marnując wiele sytuacji i nie wykazując należytej determinacji, aby wygrać. Mecz w Łęcznej jest klasycznym tego przykładem. Brak słów zwłaszcza dla opisania indolencji Pawła Brożka. A właściwie słowa te same cisną się na usta, ale ich niecenzuralność powstrzymuje przed użyciem w pomeczowym komentarzu… Po zmarnowanych sytuacjach w meczach z Lechem i Pogonią, przyszedł czas na kolejne dwie, z których jedna woła już o pomstę do nieba. Kiksy zdarzają się każdemu piłkarzowi, nawet największym gwiazdom. Tyle tylko, że Brożek nie pokazuje ostatnio niemal nic poza nimi. Nie dość, że partaczy nawet najlepsze sytuacje, marnując wysiłek kolegów, to w dodatku ogólnie prezentuje się bardzo słabo. Być może Dan Petrescu liczy, że Brożek w końcu się przełamie. Na razie jednak zasługuje raczej na zesłanie do rezerw, a przynajmniej na ławkę rezerwowych, by spokojnie odbudował formę. Kłopot w tym, że na ławce – przynajmniej według wszelkich znaków na niebie i ziemi – nie czeka na szansę żaden piłkarz, który mógłby przełamać strzelecką niemoc. Z całą pewnością napastników w strzelaniu bramek nie jest w stanie zastąpić Marek Zieńczuk, który w Łęcznej zmarnował jedną stuprocentową i jedną niewiele gorszą sytuację. Stało się już swoistą tradycją – zapoczątkowaną już wiosną – że wiślacy marnują w kolejnych meczach zdecydowanie więcej sytuacji niż rywale. W niedzielę Górnik na dobrą sprawę raz zagroził Wiśle… i od razu strzelił gola. Wisła miała kilka świetnych okazji – i zdołała jedynie wyrównać. Trudno nad tym przejść do porządku dziennego.

Niestety, wiele pretensji można mieć nie tylko z powodu nieskuteczności. Wiślacy co prawda zdominowali grę, spychając Górnika do głębokiej defensywy, ale ich akcje zbyt często były wolne i schematyczne, z udziałem zbyt małej liczby, zbyt pasywnych zawodników. Brakowało i determinacji, by w końcu przełamać opór łęcznian, i pomysłu jak rozmontować ich szyki obronne, i dynamiki, bez której trudno o sukces w meczu z tak uważnie broniącym się rywalem. Nie funkcjonował kolejny raz pressing. Akcje Górnika nasi obrońcy i pomocnicy zwykle łatwo powstrzymywali, ale działo się to raczej „dzięki” ułomności łęcznian, a nie świetnej organizacji gry „Białej Gwiazdy”. To bardzo niepokojący objaw, nie pierwszy już raz w tym sezonie zabrakło bowiem tego, co wydawało się być potencjalnie największą siłą Wisły Dana Petrescu. Pod względem jakości gry – pomijając mecz z Lechem – daje się zaobserwować duży regres w porównaniu do rundy wiosennej. Nie ma szybkiego przejścia do ataku, bo nie ma dobrego odbioru, a tego nie ma, bo pressing nie działa i wiślacy nie wykazują należytej agresji w grze. Być może częściowo wynika to z nienajlepszej motoryki. Czyżby Petrescu i jego sztab nie do końca trafnie dozuje obciążenia treningowe? Trudno rozstrzygnąć. W każdym razie po wielu zawodnikach widać, że nie mają optymalnej szybkości, nawet w porównaniu do meczu w Poznaniu (najbardziej jaskrawym przykładem – Jean Paulista).

Stare mankamenty w ataku pozycyjnym niestety coraz częściej idą w parze z błędami w obronie. Co prawda faktem jest, że w meczu z Górnikiem szczęście (jak zwykle zresztą…) nas nie rozpieściło, skoro gospodarze strzelili bramkę po jedynym swoim dobrym ataku, ale zarazem nie sposób nie zauważyć, że w tej sytuacji bardzo źle się zachowali Nikola Mijailović (krycie na radar) i Arkadiusz Głowacki (złe ustawienie i brak odpowiedniej – zdecydowanej – reakcji na wyskok Kubicy). Klasowi piłkarze powinni takich błędów się strzec (choć „wyczyny” Fabio Cannavaro w ostatniej kolejce LM są jednym z gigantycznie długiej listy dowodów, że każdy ma prawo słabszy dzień…) – zwłaszcza Głowacki, który „uparł” się, by w każdym niemal meczu mieć na koncie poważną wpadkę. Tak więc, choć jeszcze cztery tygodnie temu wiślacką obronę można było zasłużenie bardzo chwalić, tak po ostatnich meczach niestety widać, że hymny pochwalne, także autorstwa piszącego te słowa, były przedwczesne. Wisła straciła jak dotąd najmniej bramek w lidze – ale te, które straciła, kosztowały ją stratę cennych punktów.

Wciąż budzi kontrowersje polityka personalna Dana Petrescu. Po meczach z Iraklísem i z Pogonią wątpliwości dotyczyły trzech pozycji. Niejeden ekspert i kibic zapytywał, dlaczego grają Paweł Brożek, Radosław Sobolewski i Dariusz Dudka, skoro są w słabej formie? W przypadku trzeciego z nich, na szczęście mecz z Łęczną był na tyle udany, że krytykę można nieco złagodzić. Mimo to intrygujące jest rozstrzygnięcie kwestii, kiedy Marcin Baszczyński doczeka się w tej rundzie szansy na występy… Radosław Sobolewski zaliczył kolejny bezbarwny występ i jego rywalizacja z Mauro Cantoro z pewnością w oczach kibiców może wyglądać inaczej niż w oczach trenera. Kłopot jednak w tym, że i Mauro – zwłaszcza w obecnej formie - nie rozwiązuje naszych głównych problemów – zbyt wolnego i mało kreatywnego rozgrywania i braku wykończenia akcji. Przypadek Pawła Brożka był już omówiony. Czy powrót po kontuzji Pawła Kryszyłowicza będzie oznaczać „ławę” dla najlepszego w zeszłym sezonie strzelca Wisły? Trudno powiedzieć, choć forma Brożka absolutnie kwalifikuje go do utraty miejsca w wyjściowej jedenastce. Chyba że lekarstwem na jego problemy faktycznie będzie przełamanie się – strzelenie jednej bramki, po której posypią się jak z rogu obfitości kolejne. Nie da się jednak ukryć, że coraz mniej kibiców w to przełamanie wierzy… Niemoc całego zespołu – której wyrazem trzy remisy z rzędu w lidze i porażka z Iraklísem – nie nastraja optymistycznie. Przy całym szacunku dla Dana Petrescu, najwyraźniej nie zawsze radzi sobie z oporem materii i własnym brakiem doświadczenia. Nie należy stąd wysnuwać wniosku, iż jego czas w Krakowie powinien dobiec końca już tej zimy. Ale z całą pewnością, nie jest tak dobrze, jak na to liczyliśmy – wszyscy, którym dobro Wisły leży na sercu, wliczając w to samego trenera. Biorąc pod uwagę wizję – niestety realną – odpadnięcia z Pucharu UEFA, jest nawet nieciekawie… Wiadomo bowiem, co niepowodzenie pucharowe może oznaczać… Zmiany, zmiany, zmiany, a te na ogół nie wychodziły ostatnio Wiśle na dobre. Choć jedno jest bezsporne – lepszy, mimo niewątpliwych mankamentów, dla Wisły trener Petrescu, niż trenerzy Lička czy Engel.