2009.05.10 Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0

Z Historia Wisły

2009.05.10, 27. kolejka Ekstraklasy 2008/09, stadion Wisły im. Henryka Reymana, 17:00
[[Grafika:|150px]] Wisła Kraków 1:0 (1:0) Legia Warszawa [[Grafika:|150px]]
widzów: 15.600
sędzia:
Bramki
Wisła Kraków

Legia Warszawa

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Spis treści

Opis meczu

Zwycięski dreszczowiec! Legia pokonana, Wisła liderem!

Kto zwycięży piłkarski spektakl wiosny? Kto na trzy kolejki przed końcem sezonu zasiądzie na fotelu lidera - zastanawiali się obserwatorzy rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy. Już to wiemy, Wisła pokonała przy Reymonta Legię 1:0 po golu Marcelo i znacząco zbliżyła się do mistrzowskiego tytułu. Jak na prawdziwy piłkarski spektakl przystało, emocji było masę!


Obie drużyny rozpoczęły grę w optymalnych składach, Wisła jedynie bez kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego, Legia bez pauzującego za kartki Jakuba Rzeźniczaka. Doniesienia o urazie Inakiego Descargi nie znalazły swego potwierdzenia, Hiszpan wybiegł w wyjściowej jedenastce "wojskowych".

Wydawało się, że obie drużyny rozpoczną grę zachowawczo, by nie popędzić błędu w pierwszych minutach. O "piłkarskich szachach" nie było jednak mowy. Wiślacy przejęli inicjatywę, dłużej operowali piłką, ale rywale potrafili groźnie kontrować, szybko przenosząc grę na drugą połowę boiska. Na pierwszy strzał na bramkę Jana Muchy musieliśmy czekać do 12. minuty, kiedy Sobolewski wyłożył futbolówkę Boguskiemu, który przestrzelił nad poprzeczką. Kilkadziesiąt sekund później licznie zgromadzeni przy Reymonta kibice domagali się rzutu karnego po faulu Descargi na Pawle Brożku, ale sędzia Robert Małek pozostał niewzruszony.

Po kwadransie szybkiej, pełnej walki rywalizacji, tempo spotkania mocno spadło. Wisła nie pozwalała stołecznym zbliżyć się pod pole karne Mariusza Pawełka, ale na groźną sytuację podbramkową naszego zespołu, będącą zresztą dziełem przypadku, musieliśmy czekać do 29. minuty. Nie zrozumiało się dwóch legionistów w wyniku czego w sytuacji "sam na sam" znalazł się Paweł Brożek, ten jednak źle przyjął piłkę i ze skuteczną interwencją zdążył Astiz.

W 36. minucie 15 tysięcy fanów Białej Gwiazdy oszalało z radości. Wiślacy podręcznikowo "rozklepali" Legię pod jej polem karnym, a piłkę do bramki Jana Muchy, niczym rasowy napastnik, wbił Brazylijczyk Marcelo. Krakowianie chcieli pójść za ciosem. Jeszcze przed przerwą bardzo bliski szczęścia był Patryk Małecki, który najpierw założył "siatkę" Inakiemu Descardze, później oddał strzał z dużego kąta, ale futbolówka dosłownie o centymetry minęła słupek. Do końca pierwszej części spotkania rezultat nie uległ już zmianie. Wisła była w tym okresie bezdyskusyjnie lepsza i zasłużenie prowadziła, Legia w pierwszych 45 minutach nie oddała ani jednego strzału.

W przerwie w obu zespołach nastąpiła tylko jedna zmiana. Plac gry opuścił Inaki Descarga, zmienił go Marcin Komorowski. Wisła nie narzuciła po przerwie szaleńczego tempa, ale mądrze grała w destrukcji i raz na jakiś czas nękała defensorów rywala. Z czasem przewagę zaczęli zyskiwać "wojskowi", którzy musieli "gonić wynik". Bardzo groźnie pod bramką Wisły zrobiło się w 66. minucie. Pierwszy raz w tym meczu z dobrej strony pokazał się Takesure Chinyama, po podaniu Iwańskiego huknął bez zastanowienia, ale piłka minimalnie minęła słupek bramki Pawełka. By nieco uspokoić grę w środku pola, Maciej Skorża zdecydował się wprowadzić rezerwowego Cantoro.

Na dwadzieścia minut przed końcem Mariusz Pawełek wraz z obrońcami uratował swój zespół przed utratą gola. Była to doskonała, bez wątpienia najlepsza w tym meczu, okazja do wyrównania. Zaraz po tym urazu doznał Marcelo, strzelec jedynej bramki. Trener Skorża musiał przeprowadzić wymuszoną zmianę, wpuszczając na boisko Tomasa Jirsaka, który zastąpił cofniętego do defensywy Diaza. Legia nabierała wiatru w żagle, a ostatnie minuty były prawdziwym horrorem dla krakowskich kibiców. Wisła stwarzała już znacznie mniej sytuacji do podwyższenia rezultatu. W końcówce z rzutu wolnego wprost w Jana Muchę trafił jeszcze Junior Diaz, kilka razy zabrakło dokładności i ostatniego podania.

Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie. Wisła pokonała Legię 1:0 i objęła prowadzenie w ligowej tabeli!


Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0 (1:0)
1:0 Marcelo 35 min

Żółte kartki: Giza, Astiz, Roger (Legia)

Widzów: 15 600
Sędzia: Robert Małek (Zabrze)

Wisła: Mariusz Pawełek - Peter Singlar, Marcelo (78. Tomas Jirsak), Arkadiusz Głowacki, Piotr Brożek - Patryk Małecki, Radosław Sobolewski (70. Mauro Cantoro), Junior Diaz, Marek Zieńczuk - Rafał Boguski (66. Piotr Ćwielong), Paweł Brożek

Legia: Jan Mucha - Inaki Descarga (46. Marcin Komorowski), Dickson Choto, Inaki Astiz, Tomasz Kiełbowicz (62. Tomasz Jarzębowski) - Piotr Giza, Maciej Iwański, Ariel Borysiuk (73. Miroslav Radović), Roger, Maciej Rybus - Takesure Chinyama


wislakrakow.com
(PM)

Pomeczowe wywiady

Mariusz Pawełek, piłkarz Wisły

Mariusz Pawełek: Wszystko w naszych głowach i nogach 10. May 2009, 22:25 skomentuj komentarze (4) drukuj wyślij


Mariusz Pawełek z synkiem (Michał Dudek)

- Był to fajny mecz, było trochę walki i sytuacji, choć tempo nie było równe przez cały czas. W drugiej połowie za bardzo oddaliśmy pole gry Legii i niewiele brakło by zakończyło się to bramką. Na szczęście Chinyama nie wykorzystał tych dogodnych sytuacji i cieszymy się ze zwycięstwa - mówi z uśmiechem Mariusz Pawełek po pokonaniu głównego rywala z Warszawy.

W sporym stopniu przyczyniłeś się do tego zwycięstwa. Obroniłeś wszystko, co miałeś obronić, nawet w doliczonym czasie gry

- W pierwszej połowie nie miałem nic do bronienia, bo to my mieliśmy więcej z gry i stwarzaliśmy wiele sytuacji. W drugiej były sytuacje na przedpolu. W akcji Rybusa byłem zasłonięty, ale stałem do końca i piłka trafiła we mnie. Gdybym tam nie stał, wpadłaby do bramki. Wydaje mi się, że ta sytuacja w doliczonym czasie gry wynikła z mojego nieporozumienia z Juniorem. Wytrąciło mnie to trochę z gry, ale jeszcze próbowałem obronić nogami, następna dobitka przeszła nad poprzeczką i na szczęście nie straciliśmy bramki.

Dobrze się zaprezentowałeś, z każdym kolejnym meczem jesteś coraz pewniejszy

- Z meczu na mecz czuję się coraz lepiej. Oby ta forma jeszcze zwyżkowała, bo stać mnie na lepszą grę. Czym mniej będziemy rozmawiać o sprowadzaniu bramkarzy i będę dostawał więcej możliwości gry na obozach, to nie będę musiał przygotowywać się do meczów w trakcie sezonu.

Rozgrzewaliście się w koszulkach dedykowanych Marcinowi Baszczyńskiemu. Czyj to pomysł?

- Była to nasza inicjatywa. Jesteśmy z Baszczem, bo ta kontuzja przydarzyła mu się w trudnym momencie. Chcemy, aby jak najszybciej doszedł do siebie. Lekarze i rehabilitanci na pewno zrobią wszystko, aby jak najszybciej stanął na nogi.

A komu dedykujesz dzisiejszą wygraną?

- Zwycięstwo dedykuję mojemu ojcu, który jest w szpitalu. Życzę mu i sobie, aby szybko wrócił do zdrowia i do domu.

Pokonanie Legii znacząco przybliżyło was do mistrzostwa, wreszcie jesteście samodzielnym liderem i od was zależy czy obronicie tytuł

- Trener powtarza nam, że musimy wygrywać wszystkie mecze i wówczas na koniec możemy świętować mistrzostwo. Walka będzie do końca, w każdym meczu trzeba będzie oddać serce i wykazać zaangażowanie na boisku. Stać nas na to, aby grać konsekwentnie i wykorzystywać sytuacje, które mamy. Nie boję się o ostateczny wynik.

Przed wami dwa z rzędu wyjazdowe spotkania. Nie da się ukryć, że wyjazdy nie są waszą najmocniejszą stroną w tym sezonie

- Musimy wreszcie pokazać się na wyjeździe i strzelić tam kilka bramek. Mam nadzieję, że po meczu z Legią wstąpi w nas sportowa złość. Wszystko teraz zależy tylko i wyłącznie od nas, naszych głów i nóg.

wislakrakow.com (nikol)

Patryk Małecki, piłkarz Wisły

Patryk Małecki: Zabrakło centymetrów 10. May 2009, 21:28 skomentuj komentarze (5) drukuj wyślij

poprzednie

1/2 następne


Patryk Małecki (Daniel Gołda)

W rozmowach prowadzonych w trakcie tygodnia Patryk Małecki zapowiadał, że o zwycięstwie w meczu z Legią może zadecydować jedna bramka. Prognozował, że Wisła może mieć jedną groźną sytuację i trzeba będzie ją wykorzystać. Sytuacji podbramkowych nie było tyle co w meczu z Górnikiem czy Piastem, ale Biała Gwiazda zdołała objąć prowadzenie i utrzymać je nawet w doliczonym czasie gry. Kibice z Reymonta odczuli wyraźną ulgę.

- Te punkty były nam bardzo potrzebne. Rozegraliśmy dwie różne połowy - w pierwszej zdominowaliśmy Legię, w drugiej podświadomie troszkę się cofnęliśmy. Ale zostawiliśmy całe serce na boisku. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji i szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy, ale najważniejsze, że ta jedna jedyna bramka padła - podsumowuje Patryk Małecki.

Początek meczu nie powalił na kolana, wkradło się trochę nerwowości. - Ciężko powiedzieć z czego to wynikało. Może obie drużyny chciały jak najszybciej strzelić bramkę, aby potem móc spokojnie grać. Stworzyliśmy kilka sytuacji w pierwszej połowie, ale najważniejsze, że padł gol i 3 punkty zostały w Krakowie.

Wisła przyjęła Legię solidnym pressingiem od początku zawodów. W drugiej połowie widać było, że niektórym zawodnikom zabrakło sił. - Pogoda nas nie rozpieszczała, było bardzo duszno, ciężko się biegało. W pierwszej połowie się wypruliśmy i po przerwie troszkę zabrakło sił, ale najważniejsze są punkty - wyjaśnia "Mały".

Patryk zaczął spotkanie na prawej pomocy, z biegiem czasu zamieniał się skrzydłami z Markiem Zieńczukiem. Wygrał wiele indywidualnych pojedynków, ale przy kilku podaniach raził brakiem dokładności. - Wydaje mi się, że pierwsza wrzutka, ta na Zienia, była dobra. W drugiej niepotrzebnie się zakiwałem, bo jak już nawinąłem Descargę, to mogłem od razu wrzucać z prawej nogi, a jeszcze przerzuciłem ją na lewo - tłumaczy się "Mały". - Szkoda mojej sytuacji, bo zabrakło centymetrów - żałuje. Przypomnijmy, że Patryk był autorem pierwszego celnego strzału w tym meczu (w 8.minucie uderzał z rzutu wolnego), ponadto w 42. minucie popisał się indywidualną akcją, w której nawet założył siatkę Descardze, przebojowo pognał dalej, strzelił ładnie po długim rogu, ale minimalnie niecelnie.

Po przerwie Legia sprawiała lepsze wrażenie, wreszcie zaczęła sama tworzyć coś w ofensywie. Momentami była nawet bliska wyrównania. - Tak, cofnęliśmy się trochę, ale też stworzyliśmy sobie sytuacje, więc myślę, że zasłużenie wygraliśmy ten mecz - uważa Małecki. Zawodnik przyznaje jednak, że Wisła nie powinna pozwalać rywalowi na tak groźne sytuacje na 5. metrze, jak miało to miejsce w końcówce spotkania. - Nie możemy do tego dopuszczać. Czasem tak jednak bywa w meczu, że jeśli stracimy piłkę będąc w ataku pozycyjnym, to Legia wyprowadza kontrę. Dzięki Bogu Chinyama miał dzisiaj słabszy dzień.

wislakrakow.com (nikol)

Paweł Brożek, piłkarz Wisły

Paweł Brożek: Na razie jadę do Łodzi 10. May 2009, 19:56 skomentuj komentarze (7) drukuj wyślij


Paweł Brożek (nikol)

Słabszy niż zwykle występ zaliczył przeciwko Legii Paweł Brożek. Praktycznie nie stworzył sobie klarownej sytuacji. - Dziś nie wyglądałem za dobrze, dlatego tym bardziej cieszę się ze zwycięstwa. Nie miałem dziś klarownej sytuacji, ciężko mi się grało przeciwko Astizowi, podobnie jak przeciw Choto. Nie miałem zbyt wiele miejsca, szczególnie w drugiej połowie - powiedział po meczu napastnik Wisły.

- W drugiej połowie miałem taką sytuację, gdzie chciałem od razu zagrać do Patryka, który wchodził środkiem. Piłka przeszła jakoś mi pod nogą, trudno... Od strony fizycznej w miarę okej było w pierwszej połowie - kontynuował wątek swojego występu Paweł. - W niej staraliśmy się grać agresywnie, atakowaliśmy wysoko i odczuliśmy to w drugiej części. Rywale mieli trzy dogodne sytuacje. Dwie miał Chinyama, nie trafił w piłkę z pięciu metrów. My dominowaliśmy w pierwszej połowie i stworzyliśmy sobie sytuacje - gdyby wtedy wpadła druga bramka, to byłoby po meczu i gralibyśmy spokojniej. Szczęście dopisało nam dzisiaj, czego brakowało nam w poprzednich meczach.

Do końca sezonu pozostały trzy kolejki. Recepta na mistrzostwo jest prosta - nie oglądając się na rywali trzeba odnieść trzy zwycięstwa. - Nie ma co ukrywać, że wszystko teraz zależy od nas i z tego się bardzo cieszymy. Czekają nas bardzo trudne wyjazdy, ale jeśli je wygramy, to jestem spokojny o mistrzostwo. Z takim przeświadczeniem jedziemy za tydzień do Łodzi.

Mecz obserwowało sporo wysłanników zagranicznych klubów, ale Paweł Brożek nie otrzymał żadnych sygnałów, z których wynikałoby, że po sezonie przeniesie się gdzieś z Krakowa. - Na razie wybieram się do Łodzi - uciął z uśmiechem spekulacje.

wislakrakow.com (rav)