2009.05.10 Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0

Z Historia Wisły

2009.05.10, Ekstraklasa, 27. kolejka, Kraków, Stadion miejski im. Henryka Reymana, 17:00
Wisła Kraków 1:0 (1:0) Legia Warszawa
widzów: 15.600
sędzia: Robert Małek z Zabrza
Bramki
Marcelo 35' 1:0
Wisła Kraków
4-4-2
Mariusz Pawełek
Peter Šinglár
Arkadiusz Głowacki
Marcelo grafika:zmiana.PNG (78' Tomáš Jirsák)
Piotr Brożek
Patryk Małecki
Radosław Sobolewski grafika:zmiana.PNG (70' Mauro Cantoro)
Júnior Enrique Díaz Campbell
Marek Zieńczuk
Rafał Boguski grafika:zmiana.PNG (66' Piotr Ćwielong)
Paweł Brożek

trener: Maciej Skorża
Legia Warszawa
4-5-1
Ján Mucha
Iñaki Descarga Retegui grafika:zk.jpg grafika:zmiana.PNG (46' Marcin Komorowski)
Iñaki Astiz Ventura grafika:zk.jpg
Dickson Choto
Tomasz Kiełbowicz grafika:zmiana.PNG (61' Tomasz Jarzębowski)
Piotr Giza grafika:zk.jpg
Ariel Borysiuk grafika:zmiana.PNG (73' Miroslav Radović)
Maciej Iwański
Roger Guerreiro grafika:zk.jpg
Maciej Rybus
Takesure Chinyama

trener: Jan Urban

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy
Plakat zapowiadający Piłkarski spektakl wiosny
Plakat zapowiadający Piłkarski spektakl wiosny


Spis treści

Przed pierwszym gwizdkiem

Tak gra Legia Warszawa

Data publikacji: 07-05-2009 20:27


Spotkanie Wisły z Legią to nie tylko arcyciekawy mecz zespołów walczących o tytuł Mistrza Polski, ale także świetna okazja, aby podpatrzeć sposób gry i taktykę lidera tabeli Ekstraklasy. Pomimo tego, że warszawianie nie powalają na kolana wysoką formą, to prezentują kawałek ciekawego futbolu, który warty jest chwili uwagi Młodego Taktyka.


Trener Jan Urban stosuje popularny w ostatnich czasach popularny system 1-4-5-1, zmodyfikowany oczywiście pod graczy warszawskiej Legii. Zapewnia to wyważenie sił, patrząc pod kątem defensywy i ofensywy. Linia obrony składająca się z czterech obrońców wspomagana jest dodatkową dwoma defensywnymi pomocnikami. Siła ataku zyskuje z kolei na wartości dzięki grze szybkich skrzydłowych, a także ofensywnie usposobionych obrońców.


Prawdopodobny skład Legii Warszawa (ustawienie 1-4-5-1):

BRAMKARZ: Niepodważalne miejsce w bramce legionistów na Jan Mucha. Reprezentant Słowacji jest w tym sezonie bardzo mocnym punktem Legii, to m.in. dzięki jego postawie piłkarze z Warszawy piastują pierwsze miejsce w tabeli. Słowak wyróżnia się refleksem, zwłaszcza na linii bramkowej. Dobrze też wypada w grze w powietrzu, ale nie jest nieomylny. Ostatnio zdarzają się mu niepewne i niezdecydowane interwencje. Jego forma może okazać się kluczowa w niedzielnym hicie Ekstraklasy.

OBRONA: Na prawej stronie bloku defensywnego powinien pojawić się Inaki Descarga. Hiszpański zawodnik wydaje się być jedynym kandydatem na obsadzenie tej pozycji, zwłaszcza w sytuacji kontuzji Wojciecha Szali i kartkowej absencji Jakuba Rzeźniczaka. Descarga może okazać się najsłabszym punktem całego zespołu. Nie grzeszy szybkością, co w konsekwencji odbija się w jego zaangażowaniu w grę ofensywną. Jako środkowi obrońcy z pewnością wystąpią Dickson Choto i Inaki Astiz. Obaj tworzą mur, który jest ciężki do sforsowania. Świetne warunki fizyczne, bardzo dobra gra głową to walory obu zawodników, które mogą okazać się bardzo ważne w konfrontacji z Wisłą. Choto potrafi dobrze się ustawić i wykorzystywać swoją siłę, ale jest wolny i nie zawsze zdąży za szybkim napastnikiem. Rekompensuje to z kolei Astiz, który na dodatek posiada dość dobre wyszkolenie techniczne. Po odejściu Jakuba Wawrzyniaka miejsce na lewej stronie defensywy zajął Tomasz Kiełbowicz. Bardzo doświadczony zawodnik z ogromnym sercem do gry. Sporo pracuje w czasie meczu, ale wiek daje o sobie znać. Nie biega już tak szybko, jak kiedyś. Trzeba jednak uważać na jego celne dośrodkowania z lewej nogi.

POMOC: Do występu na pozycji prawego skrzydłowego w Legii pretenduje dwóch zawodników. Miroslav Radovic nie ma ostatnio wysokich notowań u Jana Urbana, tak więc z Wisłą od pierwszych minut może zagrać Piotr Rocki. Popularny „Rocky” lata świetności ma już za sobą, ale nadal jego mocnymi stronami są drybling i dynamiczne wejścia w pole karne przeciwnika. Schodzi często z prawej strony do środka pola, próbuje strzałów z dystansu. Ciekawie zestawiony jest środek pola. Na papierze duet defensywnych pomocników tworzą Maciej Iwański i Piotr Giza, a najbardziej ofensywnym graczem w tej formacji jest Roger. To ustawienie jest jednak dość płynne. W czasie meczu można zauważyć rotację na pozycjach między wyżej wymienionymi graczami. Każdy z nich może pracować w defensywie, rozbijać ataki rywala i asekurować linię obrony. Posiadają też predyspozycje do kierowania grą ofensywną. Sporo widzą na boisku, potrafią obsłużyć rywala dokładnym i celnym zagraniem. Roger może błysnąć techniką i niekonwencjonalnym zagraniem. Mocnym punktem Gizy jest strzał z dystansu. Iwański ma świetny przegląd pola i mocno angażuje się w grę. Ostatnim graczem w linii pomocy jest Maciej Rybus. Młody, utalentowany zawodnik, dobrze czuje się w roli lewego skrzydłowego. Warto zwrócić uwagę u niego na wyszkolenie techniczne, a także na częste dryblingi. Rybus może celnie dośrodkować, ale i sam spróbować strzału z lewej nogi.

ATAK: Jedynym wysuniętym napastnikiem jest Takesure Chinyama. Pochodzący z Zimbabawe zawodnik jest na czele klasyfikacji strzelców Ekstraklasy i z pewnością jest jednym z najważniejszych ogniw zespołu Jana Urbana. Cechuje go spora dynamika, szuka gry, wychodzi na pozycje. Dobrze czuje się w grze fizycznej, potrafi rozpychać się w polu karnym. Gra głową nie należy do jego najmocniejszych stron, ale w kilku sytuacjach pokazał, że potrafi w ten sposób pokonać bramkarza rywali. Chinyama gra jednak nierówno, marnuje dogodne okazje strzeleckie i często nie zauważa lepiej ustawionego partnera.

Rafał Młyński

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Skorża: Gdybym miał czarodziejską różdżkę...

Data publikacji: 05-05-2009 13:37


"Gdybym miał czarodziejską różdżkę i mógł coś zmienić w grze Wisły, to byłaby to skuteczność" - mówi przed meczem z Legią trener Skorża. Szkoleniowiec Białej Gwiazdy zapowiada też, że jego drużyna w niedzielę od pierwszej minuty zaatakuje gości z Warszawy.

To właśnie na skuteczność szkoleniowiec Białej Gwiazdy narzeka najbardziej przed potyczką z Legią. Szczególnie dotkliwy brak zimnej krwi pod bramką przeciwnika jest w meczach wyjazdowych. „Wygrać 4 mecze na wyjeździe i dalej liczyć się w walce o mistrzostwo to też jest sztuka” – zauważa Skorża. „Z drugiej strony Legia przegrała więcej pojedynków na wyjeździe niż my – oni 4 spotkania, a my 3. Taka więc przewrotna jest ta matematyka” – dodaje trener Wisły.

Dobrze więc, że Biała Gwiazda tym razem z Legią zagra u siebie. To też wpłynie na styl gry, który zaprezentują Wiślacy. Trener krakowskiego zespołu już teraz odkrywa karty i zapowiada: „My będziemy sobą, gramy u siebie, od pierwszej minuty zamierzamy atakować i stwarzać jak najwięcej sytuacji.” Co więcej, Maciej Skorża uważa, że podobnie zagra i Legia. „Legia nie jest tego typu drużyną, która by przyjechała do Krakowa i tylko się broniła. Oni na pewno będą chcieli pokazać dobrą piłkę. Mają do tego pełne predyspozycje i wykonawców, żeby grać dobry mecz. Właśnie dlatego uważam, że będzie to otwarty mecz” – przekonuje trener. Choć Legię w tym meczu urządza remis, bo przy takim wyniku nadal pozostałaby na pierwszym miejscu, to jednak szkoleniowiec Wisły nie wierzy w powtórkę sprzed kilku lat, kiedy warszawianie pod wodzą trenera Wdowczyka przyjechała do Krakowa po rezultat 0:0. „Myślę, że to jest pewna filozofia gry. Jan Urban prezentuje otwartą, ofensywną grę, która może się podobać. Co ważniejsze, ma do tego wykonawców, którzy lubią grać w ten sposób. Myślę, że gdyby kazać im stanąć w jedenastu w swoim polu karnym, to mogłoby wcale nie przynieść pożądanego rezultatu” – twierdzi Skorża i dodaje, że ten mecz drużyn z czuba tabeli będzie się różnił od wielu wcześniejszych takich spotkań i tym razem zamiast szachów zobaczymy atak za atak.

A czy mecz z Legią zadecyduje o mistrzostwie Polski? „Nie wyobrażam sobie nic więcej poza niedzielą i meczem z Legią. Życie niech pisze scenariusze dalej – my na razie robimy wszystko, żeby przygotować się do spotkania z Legią i zdobyć w nim trzy punkty. Później zostaną trzy kolejki. Jak pokazuje ten sezon, to jest 9 punktów do zdobycia, ale i 9 do stracenia” – podkreśla trener.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl

Już w niedzielę "Piłkarski spektakl wiosny"

5. maja 2009, 16:46

Od poniedziałku piłkarze Wisły w niepełnym składzie osobowym, bez kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego, przygotowują się do niedzielnego spotkania z Legią, które w Krakowie reklamowane jest jako "piłkarski spektakl wiosny".

Rezultat tego pojedynku może okazać się kluczowy w walce o mistrzowski tytuł. Zwycięstwo Wisły pozwoli jej wyprzedzić w tabeli "Wojskowych" i zająć uprzywilejowaną pozycję przed pozostającymi do końca trzema ligowymi kolejkami. Ewentualne zwycięstwo gości sprawi tymczasem, że Legia będzie już tylko o krok od ostatecznego sukcesu. W poprzednim sezonie podopieczni Jana Urbana znaleźli patent na Wisłę, ale przegrali jedno kluczowe spotkanie. - Odkąd jestem trenerem Wisły, wygraliśmy z Legią ten najważniejszy mecz, który poprowadził nas do mistrzostwa. Oby było tak i tym razem - mówi trener Maciej Skorża.

Remis będzie rezultatem korzystniejszym dla przyjezdnych, jednak szkoleniowiec Wisły nie zakłada scenariusza, w którym warszawianie mogliby przyjechać do Krakowa usposobieni defensywnie. - Legia nie jest tego typu drużyną. Liczę, że będzie to ładne, otwarte spotkanie. Dotychczasowe mecze między zespołami z czołówki ligowej taktycznie rozgrywane były na dobrym poziomie, ale dla kibiców mogły być zwyczajnie nudne - mówi.

W jednym z programów telewizyjnych, trener Śląska Wrocław Ryszard Tarasiewicz przekonywał, że mistrzem Polski będzie Wisła, bo jako jedyna drużyna w kraju, bez względu na czas i miejsce z każdym zespołem ligi stara się grać "swoją" piłkę. Tak też ma być w niedziele. Wiślacy będą chcieli narzucić przeciwnikowi swój styl i atakować, stwarzając dużą liczbę okazji bramkowych. - Będziemy sobą od pierwszej minuty, chcemy stwarzać sytuacje, bo jak życie pokazuje, potrzebujemy czasem 15 sytuacji, by strzelić jedną bramkę, nie możemy więc tracić czasu - nie traci dobrego humoru Maciej Skorża.

Na ligowym finiszu sen z powiek spędzać mu może nierówna forma, jaką Wisła często prezentuje na wyjazdach. - To w naszym wykonaniu norma, że nie potrafimy zagrać na dwóch dobrych połów jednego spotkania. W Gliwicach zagraliśmy niezłą drugą, ale na początku chyba za bardzo uwierzyliśmy, że Piast się przed nami położy - wraca pamięcią do ostatniego meczu Skorża. - Mniej martwi styl gry, bo widać, że, mamy koncepcję, ale wciąż szwankuje skuteczność. Mając czarodziejską różdżkę i mogąc zmienić coś w grze drużyny, poprawiłbym właśnie ten element - dodaje.

Bez względu na sytuację Wisły w tabeli, nieco niepokoić może fakt, że w polskiej lidze nie ma zespołu, który byłby w stanie zagrać cały sezon na wysokich obrotach, nie tracąc przypadkowych punktów z niżej notowanymi rywalami. - Każdy zespół traci tyle punktów z zespołami z dołu tabeli, że trudno oczekiwać z optymizmem, że niebawem pokaże coś dobrego w europejskich pucharach. To nie wróży dobrze na przyszłość - stwierdza szczerze Skorża. Ostatnie okno transferowe było o tyle specyficzne, że kupował dół tabeli, nie kupowała góra. Wszyscy właściciele klubów mówią o chęci gry w Lidze Mistrzów, pytanie tylko czy mamy zespoły, które w Europie mogą odgrywać choćby taką rolę, jak zespoły ukraińskie.

wislakrakow.com (PM

Źródło: wislakrakow.com

Pojedynek snajperów - Brożek vs. Chinyama

6. maja 2009, 22:25

Pojedynek Wisły z Legią to nie tylko jeden z meczów decydujących o mistrzostwie Polski, ale również bezpośrednie starcie dwóch bezwzględnie najlepszych snajperów naszej ligi. Naprzeciw siebie staną w niedzielę Paweł Brożek i Takesure Chinyama. Obaj świetną dyspozycję pokazali już w poprzednim sezonie. Napastnik Wisły bez problemów sięgnął po tytuł króla strzelców z 23. trafieniami na koncie, reprezentant Zimbabwe również nie zawiódł swoich kibiców, zdobywając w lidze 15 goli.

Paweł Brożek przeszedł w Wiśle długą drogę, by zasłużyć na miano prawdziwego snajpera. Przez wiele miesięcy występował w ataku krakowskiej drużyny, zdobywając bramki, jednak regularnie marnując bardzo dużą ilość sytuacji. Wyraźnie dojrzał piłkarsko i może mienić się obecnie najlepszym zawodnikiem występującym na boiskach ekstraklasy. Chinyama również nie od początku był chwalony za swoje poczynania. Zarzucano mu samolubność, często bezmyślność przy podejmowaniu boiskowych decyzji czy brak współpracy z resztą zawodników drużyny.

Teraz ma na swym koncie 17 goli i może stać się pierwszym od czasów Stanko Svitlicy zagranicznym królem strzelców naszej ligi. Przeszkodzić w tym może mu jedynie Brożek. - Takesure jest w formie. Potrafi znaleźć się w sytuacjach podbramkowych i przede wszystkim je wykorzystać. To bardzo groźny napastnik i sztuką będzie go powstrzymać przy Reymonta. Mam jednak nadzieję, że mamy na tyle dobrych obrońców, jak Arek Głowacki czy Marcelo, że będą potrafili uprzykrzyć mu życie – mówi napastnik „Białej Gwiazdy”.

Jak on sam zapatruje się na temat walki o koronę króla strzelców? - Od dawna mówię, że królem strzelców będzie albo Chinyama albo Brożek, trzeciej opcji nie ma. Nie sądzę, żeby Robert Lewandowski był w stanie nas dogonić. Chociaż jest to bardzo dobry napastnik i w każdej chwili może ustrzelić hat-tricka. Na co dzień nie myślę o rywalizacji z Takesurem, ale nie ukrywam, że oglądam mecze Legii, patrząc na to, kto strzela bramki – mówi Brożek, który w trzech ostatnich sezonach aż pięciokrotnie pokonywał bramkarzy warszawskiego zespołu.

Chinyama natomiast aż dziewięc razy w tym sezonie trafiał do siatki po uderzeniach głową. Pojedynki powietrzne z rosłym i niezwykle skocznym Marcelo mogą być więc w niedzielę ozdobą spotkania.

Statystyki strzeleckie Pawła Brożka:


Ilość rozegranych spotkań w sezonie...................................................32

Liczba zdobytych bramek w sezonie....................................................21

Liczba spotkań w lidze.......................................................................23

Liczba bramek w lidze........................................................................16

Łączny czas gry w lidze (w min)..........................................................1961

Liczba zdobytych bramek w poprzednim sezonie ligowym......................23

Statystyki strzeleckie Takesure Chinyamy:


Ilość rozegranych spotkań w sezonie...................................................30

Liczba zdobytych bramek w sezonie.....................................................18

Liczba spotkań w lidze........................................................................24

Liczba bramek w lidze........................................................................17

Łączny czas gry w lidze ( w min).........................................................1980

Liczba zdobytych bramek w poprzednim sezonie ligowym.......................15

wislakrakow.com (PM)

Źródło: wislakrakow.com

Patryk Małecki: Musimy wygrać

7. maja 2009, 19:09

- Jeśli wygramy mecz z Legią to będziemy bardzo mocno podbudowani i będziemy jeszcze bardziej wierzyć w nasze umiejętności, bo jeśli wygrywa się z taką drużyną, to później idzie już z górki. Mamy nadzieję, że wygramy to spotkanie. Jeśli później wygramy trzy ostatnie mecze, to będziemy mieli mistrza - mówi przed niedzielnym meczem sezonu Patryk Małecki.

Ostatnią konfrontację, z Piastem w Gliwicach, Małecki rozpoczął na ławce rezerwowych. Nie była to jednak degradacja młodego piłkarza. - Rozmawiałem z trenerem przed meczem i już wtedy powiedział, że posadzi mnie na ławkę, bo mam trzy żółte kartki, a woli abym mógł zagrać z Legią Warszawa. Ale powiedział też, że jeśli drużyna będzie przegrywała to wejdę na boisko i tak się stało.

Po takich słowach szkoleniowca można spodziewać się, że w niedzielę przeciw Legii "Mały" wybiegnie w podstawowej jedenastce. - Jeśli trener rozmawia ze mną, abym dziś usiadł na ławce i nie zarobił żółtej kartki, a ważniejszy jest mecz z Legią Warszawa, no to chyba trzeba zaufać trenerowi. Wierzę w to, że będę grał. Chcę wyjść na boisko skoncentrowany i pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstwa.

W niedzielę Patryk Małecki po raz czwarty zmierzy się z Legią. Warto tu zauważyć, że jest on ostatnim zawodnikiem Wisły, który pokonał zespół z Łazienkowskiej. - Gdy grałem w Zagłębiu Sosnowiec zeszłej wiosny pokonaliśmy Legię 2:1. Później, w barwach Wisły, była porażka w Superpucharze 2:1 i ten sam wynik jesienią w Warszawie.

Co wcześniej decydowało o porażce, a teraz zadecyduje o zwycięstwie Białej Gwiazdy? - Może to, że graliśmy na obcych stadionach. Wydaje mi się, że u siebie gramy najlepszą piłkę w Polsce, stwarzamy sobie dużo sytuacji. Wierzę głęboko, że jeśli w tym meczu poprawimy skuteczność, to trzy punkty pozostaną w Krakowie.

W ostatnich meczach Wisła stwarzała ogrom sytuacji, ale tylko nieliczne zamieniała na bramki. Ile okazji trzeba będzie stworzyć pod bramką Legii, aby ograć zespół Jana Urbana? - Trudno mi powiedzieć, jak będzie wyglądał przebieg tego meczu. Ale jeśli będziemy mieć jedną czy dwie dogodne sytuacje, to trzeba zachować zimną krew i zdobyć bramkę. Musimy wygrać ten mecz jeżeli chcemy walczyć o mistrza Polski.

Aby to osiągnąć Wisła będzie musiała zachować czujność aż do ostatniego gwizdka sędziego. Przypomnijmy, że w poprzedniej kolejce Legia uratowała trzy punkty w doliczonym czasie gry, kiedy samobójcze trafienie zanotował zawodnik ŁKS-u. - W każdym meczu gramy do końca i staramy się być skoncentrowani. Może czasem to nie wychodzi i dostajemy głupią bramkę, ale taka bywa piłka. W niedzielę będziemy musieli być skoncentrowani przez cały mecz, zostawić całe swoje serca, aby Wisła wygrała.

Jeśli Małecki zdobędzie gola przeciw legionistom, nie będzie manifestował swej radości ściąganiem koszulki. - Mam już trzy żółte kartki, więc nie mogę tego zrobić. Chcę zagrać we wszystkich meczach i będę robił wszystko, aby nie dostać czwartego upomnienia. Ale zobaczymy jak będzie się toczyło wszystko na boisku, nie wykluczam, że sfauluję dla dobra drużyny i wówczas będę musiał pauzować. Ale tym się nie interesuję, bo najważniejsza jest dobra gra całego zespołu i zwycięstwo.

Przeciwko Małeckiemu w barwach Legii zagrają najpewniej Tomasz Kiełbowicz oraz Maciej Rybus. - Kiełbowicz to bardzo dobry, doświadczony zawodnik. Wiele meczów rozegrał w lidze, ale z każdym można podjąć walkę, ja takiej walki się nie boję. Na pewno podchodzę do niego z wielkim szacunkiem, bo jest o 10-12 lat starszy ode mnie. Podwójnie się zmobilizuję, aby ta strona, na której będę grał była aktywna. Z Rybusem natomiast znam się dobrze, bo gramy razem w reprezentacji. Myślę, że będzie to dobry mecz tak z jego strony, jak i z mojej. Małecki unika jednak porównywania go do siebie. - Gra w podstawowym składzie Legii, więc na pewno potrafi dobrze grać w piłkę. Wydaje mi się, że ma bardzo dobrą lewą nogę, umie grać 1 na 1 i jest bardzo szybkim zawodnikiem.

20-letniemu pomocnikowi Legii po piętach depczą warszawskie media, które towarzyszą mu w wyprawach na miasto. Pod tym względem Małecki w Krakowie ma spokój. - Bo ja siedzę w domu cały czas. Nigdzie nie chodzę - mówi z poważną miną.

W wiślackiej defensywie zabraknie bardzo doświadczonego obrońcy, Marcina Baszczyńskiego, który doznał kontuzji kolana w meczu z Piastem. - Wielka szkoda, bo zawsze czułem się dobrze kiedy Marcin był na boisku. Ale Peter Singlar też jest dobrym zawodnikiem, grałem z nim w wielu meczach i dobrze nam się gra.

Na twarzach zawodników schodzących z dzisiejszego treningu widać było dużą koncentrację. W szeregach Wisły wiedzą jak duże znaczenie ma niedzielny pojedynek. - Każdy wie o co gra. Gdybyśmy, nie daj Boże, przegrali czy zremisowali, to zrobi się nieciekawie. Wiemy z kim gramy, jest to bardzo dobra drużyna. Będzie cały stadion kibiców i przede wszystkim im chcemy się pokazać. Jeśli wygramy ten mecz, to my będziemy liderem i wszystko będzie zależało od nas. Zostaną trzy mecze i jeśli je wygramy to zdobędziemy mistrza. Ale na razie skupiamy się na Legii. Bardzo chcemy wygrać ten mecz.

wislakrakow.com (nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Marcelo przed Legią: Mecz życia

7. maja 2009, 10:42

Błyskawicznie stał się jednym z filarów Wisły. Prawdziwy egzamin Brazylijczyk Marcelo będzie jednak zdawał w niedzielę. On sam nie ma wątpliwości, że go zda.


Grałeś już kiedyś w tak ważnym meczu?

- Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, czym w Polsce są mecze Wisły z Legią. A w tym sezonie to spotkanie może dodatkowo rozstrzygnąć o mistrzostwie. Dlatego nie mam wątpliwości - w swojej karierze czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem. To będzie mecz mojego życia.

Nie zje cię trema?

- Trema musi być. Jeśli przed ważnym meczem piłkarz nie odczuwa takiego przyjemnego mrowienia w żołądku, to powinien zmienić zawód. Ale ta trema tylko mnie mobilizuje.

Wisła wygra?

- Wierzę, że tak. Mamy wielu doświadczonych piłkarzy, no i gramy u siebie.

Ten kto wygra, będzie mistrzem?

- Lech też jest ciągle w grze, ale myślę, że zwycięzca niedzielnego spotkania będzie już o krok od tytułu.

Ciebie czeka wyjątkowo ciężka przeprawa z Chinyamą.

- Jesienny mecz z Legią spędziłem na ławce, ale widziałem Chinyamę w akcji. To bardzo silny napastnik. No, ale cóż... trzeba będzie go zatrzymać.

Skupisz się tylko na tym? Ostatnio polubiłeś sam strzelać bramki...

- Dla stopera każdy gol to niesamowita frajda. Uwielbiam to. I Legii też chcę strzelić! Okazje powinny być, bo trener zachęca mnie, żebym przy stałych fragmentach szedł pod bramkę rywala.

Na kogo poza Chinyamą zwrócicie szczególną uwagę?

- W Legii jest wielu dobrych zawodników, a najlepszy jest Roger. Pamiętam go jeszcze, jak grał we Flamengo. Nie bez powodu wzięliście go do kadry.

Ty też czujesz się w Polsce coraz pewniej. A tuż po przyjeździe mówiłeś, że będziesz potrzebował czasu, by nauczyć się europejskiej piłki.

- Kłamałem (śmiech). Sam nie spodziewałem się, że już pierwszy sezon będzie tak udany. Bardzo pomogli mi trenerzy i koledzy z drużyny, a najbardziej Cleber. Tłumaczył mi, jak się ustawiać, jak grać w tym systemie.

Poza boiskiem też czujesz się już w Polsce jak u siebie?

- Tak. I to coraz bardziej! Staramy się z Tatiane sporo zwiedzać. Zimą byliśmy na przykład w Zakopanem. Nie wiem, dlaczego niektórzy Brazylijczycy narzekają na mróz i śnieg. Mi się podobało. W codziennym życiu też sobie radzę. W restauracji czy w sklepie dogadam się po polsku. Z głodu już nie zginę.

To może zostaniesz tu dłużej? Sporo mówi się o twoim transferze już latem.

- Kontrakt mam ważny pięć lat i to jedyne, czego jestem pewien. W Krakowie mi dobrze. Zresztą chciałbym jeszcze zagrać z Wisłą w pucharach, najlepiej oczywiście w Lidze Mistrzów!

Super Express / wislakrakow.com (redakcja)

Źródło: wislakrakow.com

Już tylko godziny...

10. maja 2009, 00:05

Już dziś, punktualnie o godzinie 17:00, na stadionie przy Reymonta w Krakowie piłkarze Wisły zmierzą się w hitowym spotkaniu 27. kolejki ekstraklasy z warszawską Legią. Będzie to ostatni w tym sezonie bezpośredni pojedynek pomiędzy zespołami pierwszej trójki naszej ligi.

Chciałoby się powiedzieć "zwycięzca zgarnia wszystko". Dzisiejszy triumfator na trzy kolejki przed końcem rozgrywek plasował się będzie na pozycji lidera, a więc sprawa mistrzowskiego tytułu zostanie tylko i wyłącznie w jego rękach. Jest o co walczyć!

Legioniści ostatnie dni spędzili na Śląsku, gdzie najpierw odpadli z rozgrywek Pucharu Polski, później tylko i wyłącznie przygotowywali się już do meczu z Wisłą. Meczu, na który komplet 15 tysięcy wejściówek rozszedł się w zaledwie kilka godzin. W mieście spotkanie reklamowane jest wizerunkiem Rafała Boguskiego, jako "Piłkarski spektakl wiosny". Chęć obejrzenia go na żywo wyraziło wielu wysłanników klubów zagranicznych. Nie zabraknie również selekcjonera reprezentacji Polski, Leo Beenhakkera.

Trener Skorża przekonuje, że jego drużyna czuje się silna i wyjdzie na boisko - jak zwykle - ofensywnie usposobiona, by walczyć o komplet punktów. W obu zespołach zabraknie nominalnych prawych obrońców. Marcina Baszczyńskiego zastąpić będzie musiał Peter Singlar, Jan Urban spróbuje znaleźć dublera dla Jakuba Rzeźniczaka, który pauzuje za kartki.

W poprzednim sezonie warszawianie znaleźli patent na Wisłę. Stołeczni fani mieli powody do radości także w rundzie jesiennej bieżącego sezonu. W nieco bardziej odległej przeszłości, na stadionie przy ul Reymonta, to jednak Wisła zwykle dominowała. Od sezonu 1998/1999 aż do poprzedniego roku warszawianie ani raz nie wracali z Krakowa z kompletem punktów. Jak będzie tym razem? Przekonamy się już w niedzielny wieczór.

Wszystkich nieobecnych przy Reymonta gorąco zapraszamy do śledzenia naszej relacji tekstowej, która znajduje się tutaj >>

wislakrakow.com (PM)

Źródło: wislakrakow.com

Relacja z meczu

Zwycięski dreszczowiec! Legia pokonana, Wisła liderem!

Zwycięski dreszczowiec! Legia pokonana, Wisła liderem!

Kto zwycięży piłkarski spektakl wiosny? Kto na trzy kolejki przed końcem sezonu zasiądzie na fotelu lidera - zastanawiali się obserwatorzy rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy. Już to wiemy, Wisła pokonała przy Reymonta Legię 1:0 po golu Marcelo i znacząco zbliżyła się do mistrzowskiego tytułu. Jak na prawdziwy piłkarski spektakl przystało, emocji było masę!

Wiślacki Smok
Wiślacki Smok

Obie drużyny rozpoczęły grę w optymalnych składach, Wisła jedynie bez kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego, Legia bez pauzującego za kartki Jakuba Rzeźniczaka. Doniesienia o urazie Inakiego Descargi nie znalazły swego potwierdzenia, Hiszpan wybiegł w wyjściowej jedenastce "wojskowych".

Wydawało się, że obie drużyny rozpoczną grę zachowawczo, by nie popędzić błędu w pierwszych minutach. O "piłkarskich szachach" nie było jednak mowy. Wiślacy przejęli inicjatywę, dłużej operowali piłką, ale rywale potrafili groźnie kontrować, szybko przenosząc grę na drugą połowę boiska. Na pierwszy strzał na bramkę Jana Muchy musieliśmy czekać do 12. minuty, kiedy Sobolewski wyłożył futbolówkę Boguskiemu, który przestrzelił nad poprzeczką. Kilkadziesiąt sekund później licznie zgromadzeni przy Reymonta kibice domagali się rzutu karnego po faulu Descargi na Pawle Brożku, ale sędzia Robert Małek pozostał niewzruszony.

Po kwadransie szybkiej, pełnej walki rywalizacji, tempo spotkania mocno spadło. Wisła nie pozwalała stołecznym zbliżyć się pod pole karne Mariusza Pawełka, ale na groźną sytuację podbramkową naszego zespołu, będącą zresztą dziełem przypadku, musieliśmy czekać do 29. minuty. Nie zrozumiało się dwóch legionistów w wyniku czego w sytuacji "sam na sam" znalazł się Paweł Brożek, ten jednak źle przyjął piłkę i ze skuteczną interwencją zdążył Astiz.

W 36. minucie 15 tysięcy fanów Białej Gwiazdy oszalało z radości. Wiślacy podręcznikowo "rozklepali" Legię pod jej polem karnym, a piłkę do bramki Jana Muchy, niczym rasowy napastnik, wbił Brazylijczyk Marcelo. Krakowianie chcieli pójść za ciosem. Jeszcze przed przerwą bardzo bliski szczęścia był Patryk Małecki, który najpierw założył "siatkę" Inakiemu Descardze, później oddał strzał z dużego kąta, ale futbolówka dosłownie o centymetry minęła słupek. Do końca pierwszej części spotkania rezultat nie uległ już zmianie. Wisła była w tym okresie bezdyskusyjnie lepsza i zasłużenie prowadziła, Legia w pierwszych 45 minutach nie oddała ani jednego strzału.

W przerwie w obu zespołach nastąpiła tylko jedna zmiana. Plac gry opuścił Inaki Descarga, zmienił go Marcin Komorowski. Wisła nie narzuciła po przerwie szaleńczego tempa, ale mądrze grała w destrukcji i raz na jakiś czas nękała defensorów rywala. Z czasem przewagę zaczęli zyskiwać "wojskowi", którzy musieli "gonić wynik". Bardzo groźnie pod bramką Wisły zrobiło się w 66. minucie. Pierwszy raz w tym meczu z dobrej strony pokazał się Takesure Chinyama, po podaniu Iwańskiego huknął bez zastanowienia, ale piłka minimalnie minęła słupek bramki Pawełka. By nieco uspokoić grę w środku pola, Maciej Skorża zdecydował się wprowadzić rezerwowego Cantoro.

Na dwadzieścia minut przed końcem Mariusz Pawełek wraz z obrońcami uratował swój zespół przed utratą gola. Była to doskonała, bez wątpienia najlepsza w tym meczu, okazja do wyrównania. Zaraz po tym urazu doznał Marcelo, strzelec jedynej bramki. Trener Skorża musiał przeprowadzić wymuszoną zmianę, wpuszczając na boisko Tomasa Jirsaka, który zastąpił cofniętego do defensywy Diaza. Legia nabierała wiatru w żagle, a ostatnie minuty były prawdziwym horrorem dla krakowskich kibiców. Wisła stwarzała już znacznie mniej sytuacji do podwyższenia rezultatu. W końcówce z rzutu wolnego wprost w Jana Muchę trafił jeszcze Junior Diaz, kilka razy zabrakło dokładności i ostatniego podania.

Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie. Wisła pokonała Legię 1:0 i objęła prowadzenie w ligowej tabeli!


Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0 (1:0)
1:0 Marcelo 35 min

Żółte kartki: Giza, Astiz, Roger, Descarga (Legia)

Widzów: 15 600
Sędzia: Robert Małek (Zabrze)

Wisła: Mariusz Pawełek - Peter Singlar, Marcelo (78. Tomas Jirsak), Arkadiusz Głowacki, Piotr Brożek - Patryk Małecki, Radosław Sobolewski (70. Mauro Cantoro), Junior Diaz, Marek Zieńczuk - Rafał Boguski (66. Piotr Ćwielong), Paweł Brożek

Legia: Jan Mucha - Inaki Descarga (46. Marcin Komorowski), Dickson Choto, Inaki Astiz, Tomasz Kiełbowicz (62. Tomasz Jarzębowski) - Piotr Giza, Maciej Iwański, Ariel Borysiuk (73. Miroslav Radović), Roger, Maciej Rybus - Takesure Chinyama


Tabela Ekstraklasy sezonu 2008/2009
(pozycja - klub - liczba rozegranych meczów - punkty - bramki zdobyte - bramki stracone)

1 - Wisła Kraków - 27 - 55 - 43 - 19
2 - Lech Poznań - 27 - 54 - 45 - 19
3 - Legia Warszawa - 27 - 54 - 44 - 14
4 - Polonia Warszawa - 27 - 50 - 35 - 18
5 - GKS Bełchatów - 27 - 50 - 37 - 26
6 - Śląsk Wrocław - 27 - 41 - 38 - 31
7 - ŁKS Łódź - 27 - 32 - 25 - 37
8 - Odra Wodzisław - 27 - 32 - 22 - 34
9 - Polonia Bytom - 27 - 32 - 28 - 41
10 - Jagiellonia Białystok - 27 - 31 - 26 - 30
11 - Piast Gliwice - 27 - 30 - 15 - 23
12 - Lechia Gdańsk - 27 - 29 - 26 - 39
13 - Ruch Chorzów - 27 - 28 - 17 - 27
14 - Arka Gdynia - 27 - 26 - 23 - 35
15 - Cracovia - 27 - 25 - 21 - 38
16 - Górnik Zabrze - 27 - 25 - 18 - 32


Źródło: wislakrakow.com

90 procent mistrzostwa

Data publikacji: 10-05-2009 22:32


W sobotę Marek Zieńczuk powiedział nam, że zwycięzca tego spotkania w 90 procentach zapewni sobie mistrzostwo. Wisła więc po wygranej z Legią jest w tych 90 procentach mistrzem i teraz trzeba dołożyć do tego jeszcze tylko 10 procent. Tylko, a raczej aż, bo trzeba wygrać trzy ostatnie mecze, w tym dwa na wyjeździe.

Dla wielu dziennikarzy, ekspertów i kibiców zwycięstwo Legii lub nawet remis w niedzielnym szlagierze niemal zapewniało jej tytuł mistrzowski. Aby do tego nie dopuścić, to Wisła musiała wygrać. Po pierwszych 45 minutach wydawało się, że Biała Gwiazda plan wykona z łatwością. Podopieczni trenera Jana Urbana nawet nie zagrozili bramce strzeżonej przez Mariusza Pawełka, a statystyki strzałów wykazywały miażdżącą przewagę gospodarzy. Wisła oddała 9 strzałów, w tym jeden zakończony bramką, a Legia - zaledwie jeden, i to taki, który nawet nie dotarł do bramki.

Od początku spotkania Wiślacy zaatakowali bramkę Legii. Goście tylko się bronili przed naporem piłkarzy z grodu Kraka i tylko własnej nieskuteczności gospodarze mogli zawdzięczać to, że w pierwszej połowie strzelili tylko jedną bramkę. W 28. minucie meczu Paweł Brożek nie zdołał wykorzystać błędu Macieja Rybusa, który podał mu piłkę. Minutę później Patryk Małecki trafił w boczną siatkę bramki Legii. W 35. minucie to samo zrobił Piotr Brożek.


Wisła wyszła na prowadzenie w 36. minucie pierwszej połowy. Po rzucie rożnym, wykonywanym przez piłkarzy Białej Gwiazdy, piłkę przejęli legioniści. Chwilę później odebrali ją zawodnicy Wisły. Rafał Boguski zagrał szybko do Marcelo, który pozostał jeszcze na połowie Legii po wcześniejszym kornerze, a ten precyzyjnym strzałem z ok. 12 metrów umieścił piłkę w siatce, wprawiając w szał radości 16 000 kibiców, zgromadzonych na stadionie przy ul Reymonta.

W drugiej części meczu gra się wyrównała i tym razem to Legia może żałować niewykorzystanych okazji. W 61. minucie spotkania piłka po atomowym strzale Takesure'a Chinyamy przeszła tuż obok słupka bramki Wisły. Gospodarze grali w tym momencie w osłabieniu, bo za linią boczną opatrywany był Rafał Boguski, który już jednak na boisko nie wrócił.

Na 17 minut przed końcem meczu mogło być 1:1, ale Mariusz Pawełek wybronił w wyborny sposób dobitkę Macieja Rybusa z kilku metrów. Kilkadziesiąt sekund później Chinyama nie trafił do pustej bramki.

Mimo naporu Legii, w 80. minucie Wiślacy mogli dobić rywali, ale Paweł Brożek, po podaniu od Marka Zieńczuka, o centymetry minął się z piłką w polu karnym gości. Warszawska Legia w doliczonym już czasie gry mogła odpowiedzieć trafieniem, ale w zamieszaniu pod bramką Pawełka jeden z piłkarzy drużyny Jana Urbana posłał piłkę nad bramką.

Wojnę nerwów wygrali Wiślacy i to oni zasiedli z powrotem na fotel lidera. Radość po wygranej mąci jednak problem z kontuzjami. Nie tylko Rafał Boguski musiał zejść w trakcie meczu z boiska z powodu urazu, ale również Marcelo i Radosław Sobolewski. Urazy tej dwójki są jednak mniejsze niż kontuzja Boguskiego.

Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0 (1:0)

1:0 Marcelo 36'

Wisła Kraków: Pawełek - Singlar, Marcelo (79' Jirsak), Głowacki, Piotr Brożek - Małecki, Sobolewski (70' Cantoro), Diaz, Zieńczuk - Boguski (66' Ćwielong), Paweł Brożek

Legia Warszawa: Mucha - Descarga (46' Komorowski), Choto, Astiz, Kiełbowicz (61' Jarzębowski)- Giza, Iwański, Borysiuk (73' Radovic), Rybus - Roger - Chinyama

Żółte kartki: Giza, Descarga, Astiz, Roger (Legia)

Sędziował: Robert Małek (Zabrze)

Widzów: 15 500

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Minuta po minucie

  • KONIEC MECZU!!! LIDERA MAMY!!!
  • 90+3' Teraz Pawełek pewnie łapie piłkę.
  • 90+3' Iwański centruje, wypuszcza piłkę Pawełek (czy nie było faulu!?) strzał na naszą bramkę, nad poprzeczką. Uderzał Roger. Róg.
  • 90+2' Jakiś wirtualny faul wiślaków, będzie wrzutka w nasze pole karne.
  • 90+2' "Wisła to jest potęga" na trybunach.
  • 90+1' Pokazalibyśmy Wam video z oprawy, ale nie możemy go przesłać....
  • 90+1' Pawełek szybszy od Chinyamy, poza tym spalony.
  • 90+1' Doliczono trzy minuty.
  • 90' "Zawiesinka" posłana w pole karne Wisły pada łupem Pawełka.
  • 89' Komorowski z Rybusem na lewym skrzydle tracą piłkę.
  • 88' Junior Diaz uderza z 28 metrów z rzutu wolnego, piłka odbija się przed Muchą, ale pewny chwyt Słowaka.
  • 87' Strata Rogera na rzecz Ćwielonga i taktyczny faul Brazylijczyka. Kartka dla niego.
  • 86' Paweł Brożek miał wywalczyć róg, ale sędzia uważa inaczej. Od brakmi Legia.
    Rafał Boguski rusza na bramkę Legii
    Rafał Boguski rusza na bramkę Legii
  • 85' Podobno Paweł Brożek na spalonym...
  • 84' Przypadkowo dobre wybicie Juniora, do Małeckiego. Mały sunie, wywalczył aut.
  • 83' Niezła wrzutka Jirsaka z rzutu wolnego, nie udało się wywalczyć rogu. Faulowany Mucha.
  • 82' Znów mógł strzelać Marek Zieńczuk po zagraniu tym razem Małego, znów odgrywał. Wisła nie schodzi z połowy Legii.
  • 81' Odzyskał piłkę pod bramką Legii Ćwielong, wycofanie do Marka Zieńczuka, już mógł strzelać, ale szukał jeszcze Pawła Brożka. Niestety, podanie za plecy i nic z tej doskonałej szansy nie wyszło.
  • 80' Kolejna kontra Legii, na szczęście dwóch gości na spalonym. Przede wszystkim był na takiej pozycji Piotr Giza.
  • 78' Jirsak na boisku. Na środek obrony cofnięto Juniora Diaza.
  • 78' Marcelo już chyba nie wróci na boisko. Przygotowany do wejścia Jirsak.
  • 77' Głowacki wrócił chwilę temu na boisku, a teraz leży Marcelo. I znów wygląda to niepokojąco.
  • 76' Koszmarna gra Wisły w środku pola i znów kontra Wisły. Centra z lewej strony, Chinyama nie trafia do pustej bramki!!!
  • 75' Uderzenie Marka Zieńczuka tuż obok prawego slupka bramki Legii.
  • 74' Może jednak nie będzie zmiana, Arek o własnych siłach opuszcza boisko.
  • 73' Zmiana natomiast w Legii, za Borysiuka Radović.
  • 73' Ale leży na boisku Arek Głowacki, sędzia pokazuje, że będzie niezbędna zmiana. Trzy zmiany w Wiśle z powodu kontuzji!
  • 73' Ależ sytuacja Legii, Pawełek ratuje Wisły, był strzał Rybusa, strzelał chyba Iwański, to ostatnie uderzenie zablokował Chinyama.
  • 71' Ciężko będzie się grało bez "Sobola" w ostatnich 20 minutach. Do tej pory Wisła imponowała odbiorem piłki w środku pola. Zobaczymy natomiast co pokaże Piotrek Ćwielong.
  • 71' Na zbyt wiele pozwoliła teraz Wisła. Giza dwukrotnie centrował w kierunku Chinyamy, nie udało mu się oddać strzału, ale Legia zaatakowała kilkoma zawodnikami.
  • 71' "Marcin Baszczyński" - śpiewają kibice imię i nazwisko kontuzjowanego obrońcy Wisły.
  • 70' Zmiana w Wiśle. Za Radosława Sobolewskiego wejść musi Mauro Cantoro. Owacja na stojąco.
  • 66' Ćwielong za Boguskiego.
  • 66' Pierwsza sytuacja Legii. Chinyama do Iwańskiego, oddanie piłki, uderzenie po krótkim rogu tuż obok bramki!
  • 65' Niestety, Rafał Boguski będzie zmieniony...
  • 65' Głowacki i Diaz zbierali się do uderzenia. Strzelił Głowacki, potężnie, ale tylko w mur.
  • 62' Sfaulowany 25 metrów od bramki Legii Rafał Boguski. Trzyma się za staw skokowy lewej nogi, nie podnosi się. Dobra pozycja do podwyższenia prowadzenia, ale trochę nas sytuacja Rafała niepokoi.
  • 62' Zmiana w Legii. Jarzębowski za Kiełbowicza
  • 61' Przytomnie Pawełek wychodzi poza pole karne i wybija piłkę na aut, powstrzymując atak Chinyamy.
  • 59' Rzut wolny dla Wisły, centra Małeckiego, po której piłka wychodzi na róg, gdyż wybił ją tam jeden z legionistów.
  • 58' Małecki na spalonym.
  • 55' Niedobry strzał Pawła Brożka. Uderzył zza pola karnego po długim rogu, ale piłka wolno mijała bramkę Legii.
  • 52' Doskonały odbiór piłki w wykonaniu Piotra Brożka. Ograny Roger. Chwilę wcześniej Piotr zablokował strzał Gizy.
  • 47' Centra do Małeckiego, zapasy na polu bramkowym, bez efektu w postaci strzału.
  • 47' Boguski nie zauważył, że dostał podanie od partnera... Szkoda.
  • 46' Trochę makabryczna oprawa na rozpoczęcie drugiej połowy. Ale efektowna. "Gdzie diabeł mówi dobranoc, tam Wisła mówi dzień dobry".
  • 46' Komorowski za Descargę. Legia zaczyna drugą połowę.
  • Statystyka pierwszej połowy meczu Wisła - Legia: sytuacje 14-2, strzały 9-1, strzały celne 3-0, zablokowane 4-1, spalone 2-2, rożne 4-0, faule 6-5
  • Koniec pierwszej połowy.
  • 45+1' Mucha ratuje Legię. Znów!!! Zieńczuk zostawiony sam przez obronę Legii, szybki strzał po krótkim rogu obroniony przez słowackiego golkipera.
  • 45' Znów szybki atak Wisły. Sobolewski do Marka Zieńczuka, ten na prawo do Singlara, szybka centra w pole bramkowe, gdzie Paweł Brożek uprzedzony przez Astiza. Róg.
  • 42' Wszyscy trzymamy się za głowy!!!! Co za akcja Małeckiego. Założył siatkę Descardze, popędził na bramkę Muchy, strzał w dlugi róg po ziemi... centymetry obok bramki!!!
    bramka Marcelo
    bramka Marcelo
  • 41' Chyba kartka dla Descargi. Jakieś dyskusje z sędzią.
  • 39' Małecki o jeden zwód za dużo. Ale pierwszym posadził na tyłek Descargę.
  • 38' Iwański uderza z pierwszej piłki z 25 metrów, uderzenie zablokowane. Kibice domagają się dobicia Legii, ale to goście są teraz przy piłce.
  • 37' "Maciek, Skorża" - skandują kibice!
  • 35' Gooooooooooool, Marcelo!!!!!!!!!! Legia rozklepana, Brazylijczyk z najbliżej odległości niczym napastnik, podcinka nad Janem Muchą. Piłka jak po sznurku, Paweł Brożek do Boguskiego, Boguski do Marcelo i 1:0!!!!!!
  • 35' Zieńczuk przed szansą, jest Boguski.. wszystko zablokowane. Atakujemy dalej!
  • 35' Po rogu mija się z piłką Mucha, Marcelo... nie, Mucha trąca piłkę!
  • 34' Atak Piotrka Brożka i efektowny strzał pod poprzeczkę z ostrego kąta! Świetna interwencja Muchy ratuje Legię.
  • 34' Boguski piętką do Zieńczuka, piłka mu odskakuje.
  • 34' Zbyt mocne zagranie w kierunku Pawła Brożka, nie miał szans by dojść do piłki.
  • 32' A my już teraz mamy dla Was szybką fotogalerię. Stadion przed meczem, trybuny i wspaniałe oprawy na wyjście zawodników. Kliknij tutaj!
  • 32' Giza ostro fauluje Diaza i ostrzymuje żółtą kartkę.
  • 30' Ale ulga w szeregach warszawian! Techniczny strzał Małeckiego i piłka o pół metra mija spojenie słupka z poprzeczką bramki gości!!!
  • 30' Rajd Boguskiego, wymiana piłek z Brożkiem, Boguś nie opanował piłki, ale dopadł ją przed linią końcową, wycofanie... nie, nic już nie będzie z tej akcji.
  • 29' Paweł Brożek dostał piłkę od rywala i był sam przed Muchą! Ale ta odskoczyła mu za bardzo i Astiz zdążył wybić na róg!
  • 28' Marcelo łatwo przejął piłkę na lewej stronie obrony, mimo ataku rodaka - Rogera.
  • 26' Wrzutka w nasze pole karne z prawej strony, bez problemu Pawełek.
  • 24' Singlar włączył się do ataku Wisły prawą stroną, podanie do Pawła Brożka, odegranie w kierunku Małeckiego, ale niedokładne. Kolejna akcja rozbita.
  • 24' Nieudane dośrodkowanie do Marka Zieńczuka po dobrym dryblingu Małeckiego.
  • 22' Na minimalnym spalonym Chinyama. Gra Wiśle się nie klei.
  • 19' Coś nie tak z Radosławem Sobolewskim. "Sobol" przechadza się po boisku, ale wyraźnie utyka na prawą nogę, usiłuje rozbiegać uraz.
  • 15' Ewidentny rzut karny dla Wisły, ale nie dla pana Małka. Super prędkość Rafała Boguskiego, rajd do linii końcowej, wycofanie piłki na najlepsze, ale do turlającej się piłki biegł Paweł Brożek. Został sfaulowany przez legionistę, nam pozostało tylko rozłożenie rąk.
  • 14' Niegroźna centra z rzutu wolnego w pole karne Wisły, piłkę jeszcze sprzed szesnastki wybija Małecki.
  • 12' Sobolewski z lewej strony podaje do Boguskiego, ten na 25 metrze, uderzenie z prawej nogi nad bramką Muchy. Rzęsiste oklaski dla strzelca.
  • 11' Niedokładnie Małecki do Zieńczuka, co spowodowało starcie z Descargą.
  • 10' Podanie do Chinyamy, ale za mocne, zawodnik z Zimbabwe i tak na spalonym.
  • 10' "Kopanina" w środku pola. Wisła stara się zepchnąć Legię do obrony, z mozołem rozgrywa piłkę.
  • 8' Ostra centra Małeckiego, Mucha postanowił mocno piąstkować, nie myli się.
  • 6' Na spalonym Maciej Iwański.
  • 5' Wisła nie daje wyprowadzić piłki Legii z jej połowy.
  • 4' Groźna kontra Legii, lecz bez strzału na bramkę Wisły.
  • 4' Przebicie piłki do Pawła Brożka, jego strzał zablokowany, ale i tak napastnik Wisły na spalonym.
  • 3' Bramkarz Legii w wyjątkowo "oczojebnym", fluorescencyjnym stroju.
  • 2' Boguski mija Choto, trochę za daleko wypuścił sobie piłkę, wycofał do tyłu, centra po której piłkę wyłapał Jan Mucha.
  • 2' "Ten mecz musimy wygrać" - śpiewają kibice.
  • 1' Głowacki odbiera piłkę Rybusowi, ale nie wyprowadził kontry.
  • 1' Wisla w jednolitych czerwonych strojach, Legia na bialo - czarno. Zaczynamy!
  • Na trybunie D i E efektowna kartoniada w barwach Wisły
  • Sędzia Robert Małek wyprowadza obie jedenastki, brzmi hymn Białej Gwiazdy!

Źródło: wislakrakow.com

Trenerzy po meczu

Maciej Skorża

Maciej Skorża
Maciej Skorża
Miało być bardziej efektownie

- Wygraliśmy dziś niezwykle istotny mecz dla układu tabeli w tym sezonie. Ile nas to kosztowało sił, nerwów i zdrowia wszyscy widzieliśmy. Oceniając przebieg gry, cel zrealizowaliśmy w połowie, ale chcieliśmy zagrać bardziej efektownie. Przeliczyłem się, miałem nadzieję, że uda się zepchnąć Legię do większej obrony. Pressing kosztował nas więcej sił, co odbiło się na przebiegu drugiej połowy. Myślałem, ze drużyna, która rzadko się broni będzie miała problemy, ale tak się nie stało.

- Oprócz bramki stworzyliśmy sobie ze dwie sytuacje, które nie były stuprocentowe. Legia również miała problemy ze skonstruowaniem sytuacji. W drugiej połowie zaczęły się problemy zdrowotne, to zwycięstwo okupione zostało trzema, kto wie czy nie poważnymi kontuzjami. Legia miała więcej sytuacji, to do nas uśmiechnęło się szczęście. Dzięki doświadczeniu udało się dowieść zwycięstwo. Gratuluję swojej drużynie postawy. Poza jednym meczem w Wodzisławiu do tej pory nam ono nie dopisywało. Myślę, że dziś Janek Urban i Legia czuje to samo co my wracając z Warszawy w rundzie jesiennej.

- Dlaczego cofnęliśmy się w drugiej połowie? Ludzka, piłkarska podświadomość. Prowadząc, cofneliśmy się i to była zła decyzja. Ale to też wynikało z przemeblowania drużyny, trochę czasu zajęło nam przestawienie się po zmianach. Kontuzje przyszły w bardzo złych momentach. Czekam na lekarskie diagnozy, bo gdybyśmy tych trzech zawodników stracili przed najbliższymi trzema meczami to byłoby to bardzo duże osłabienie.

Oceniając szanse Wisły na mistrzostwo Polski trener powiedział: - O mistrzostwo należy się bić w każdym kolejnym meczu. Nie zamierzam procentowo tego oceniać, szczególnie gdy tylu zawodników doznało kontuzje. Naszym celem jest wygrać każdy mecz do końca.

wislakrakow.com

Trener Skorża po meczu:

Źródło: wislakrakow.com

Jan Urban

Zasłużyliśmy na remis
- Pierwszą połowę do bramki kontrolowaliśmy bardzo dobrze. Wisła nie mogła znaleźć sposobu na stworzenie sytuacji bramkowej - uważa trener Jan Urban po przegranym meczu w Krakowie. - Po bramce końcówka pierwszej połowy dla Wisły, ale później nasza gra wyglądała dużo lepiej. W pewnym momencie drugiej połowy pomyślałem sobie, że gdybyśmy tu grali trzy dni to i tak nie strzelilibyśmy bramki. Cztery mecze i bez strzelonej bramki. Zasłużyliśmy na remis, bo mieliśmy kilka dogodnych sytuacji na zdobycie gola.

- Nie miałem zbyt dużo ruchu, aby formację defensywną inaczej zestawić przed meczem. Grali Astiz i Choto - nasi nominalni stoperzy, Kiełbowicz zawsze grał w ostatnim czasie. Z Małeckim miał problemy, ale to bardzo dobry piłkarz i trudno go upilnować. Z prawej strony był Inaki Descarga, który dość długo nie grał i być może było to widać. Komorowski wszedł, bo to zawodnik dużo szybszy od Jarzębowskiego, a z tamtej strony mieliśmy duże problemy. Jarzębowski wszedł z powodu kontuzji kolegi, a sam też odniósł kontuzję i grał właściwie na pół gwizdka..

- Początek pierwszej połowy z naszej strony wyglądał tak jak sobie złożyliśmy. Wisła gra dużo długich piłek na Pawła Brożka i Rafała Boguskiego. Wiele tych podań było albo niecelnych, albo przechwytywanych przez nas. Nasze założenia taktyczne były odpowiednie do przeciwnika i dobrze realizowane. Gola straciliśmy po naszym niedokładnym rozegraniu piłki, to Wisła złapała nas na kontrach. Poza tymi momentami było bardzo dużo emocji, sytuacji i mnie osobiście ten mecz podobał, oglądając go z ławki rezerwowych.

- Naszym problemem naprawdę nie jest Roger. Jest nim skuteczność. Tych sytuacji w czterech spotkaniach było bardzo dużo. O tym problemie rozmawiamy przez całą rundę. Jeśli "Tekjszi" nie strzela bramki, to reszta ma duże problemy.

- Każda z trzech drużyn ma szanse na mistrzostwo, liga się nie skończyła. Franek Smuda mówił, że po tej kolejce się rozstrzygnie, a ja mówię , że wszystko będzie jasne po 29. kolejce. W ostatniej nic się już nie zmieni. Wisła ma trudne wyjazdy, do drużyn grających o utrzymanie. Wpadek czołówki na wyjazdach było bardzo dużo. Lech Poznań jedzie do Polonii Warszawa, my mamy dwa mecze do siebie i trudny wyjazd do Śląska Wrocław. To Wisła rozdaje karty i jest zależna tylko od siebie, ale to wiedzieliśmy przed meczem. Liga nie jest jeszcze zakończona.


Trener Urban po meczu:

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Mariusz Pawełek, piłkarz Wisły

Mariusz Pawełek
Mariusz Pawełek
Wszystko w naszych głowach i nogach

- Był to fajny mecz, było trochę walki i sytuacji, choć tempo nie było równe przez cały czas. W drugiej połowie za bardzo oddaliśmy pole gry Legii i niewiele brakło by zakończyło się to bramką. Na szczęście Chinyama nie wykorzystał tych dogodnych sytuacji i cieszymy się ze zwycięstwa - mówi z uśmiechem Mariusz Pawełek po pokonaniu głównego rywala z Warszawy.

W sporym stopniu przyczyniłeś się do tego zwycięstwa. Obroniłeś wszystko, co miałeś obronić, nawet w doliczonym czasie gry
- W pierwszej połowie nie miałem nic do bronienia, bo to my mieliśmy więcej z gry i stwarzaliśmy wiele sytuacji. W drugiej były sytuacje na przedpolu. W akcji Rybusa byłem zasłonięty, ale stałem do końca i piłka trafiła we mnie. Gdybym tam nie stał, wpadłaby do bramki. Wydaje mi się, że ta sytuacja w doliczonym czasie gry wynikła z mojego nieporozumienia z Juniorem. Wytrąciło mnie to trochę z gry, ale jeszcze próbowałem obronić nogami, następna dobitka przeszła nad poprzeczką i na szczęście nie straciliśmy bramki.

Dobrze się zaprezentowałeś, z każdym kolejnym meczem jesteś coraz pewniejszy
- Z meczu na mecz czuję się coraz lepiej. Oby ta forma jeszcze zwyżkowała, bo stać mnie na lepszą grę. Czym mniej będziemy rozmawiać o sprowadzaniu bramkarzy i będę dostawał więcej możliwości gry na obozach, to nie będę musiał przygotowywać się do meczów w trakcie sezonu.

Rozgrzewaliście się w koszulkach dedykowanych Marcinowi Baszczyńskiemu. Czyj to pomysł?
- Była to nasza inicjatywa. Jesteśmy z Baszczem, bo ta kontuzja przydarzyła mu się w trudnym momencie. Chcemy, aby jak najszybciej doszedł do siebie. Lekarze i rehabilitanci na pewno zrobią wszystko, aby jak najszybciej stanął na nogi.

A komu dedykujesz dzisiejszą wygraną?
- Zwycięstwo dedykuję mojemu ojcu, który jest w szpitalu. Życzę mu i sobie, aby szybko wrócił do zdrowia i do domu.

Pokonanie Legii znacząco przybliżyło was do mistrzostwa, wreszcie jesteście samodzielnym liderem i od was zależy czy obronicie tytuł
- Trener powtarza nam, że musimy wygrywać wszystkie mecze i wówczas na koniec możemy świętować mistrzostwo. Walka będzie do końca, w każdym meczu trzeba będzie oddać serce i wykazać zaangażowanie na boisku. Stać nas na to, aby grać konsekwentnie i wykorzystywać sytuacje, które mamy. Nie boję się o ostateczny wynik.

Przed wami dwa z rzędu wyjazdowe spotkania. Nie da się ukryć, że wyjazdy nie są waszą najmocniejszą stroną w tym sezonie
- Musimy wreszcie pokazać się na wyjeździe i strzelić tam kilka bramek. Mam nadzieję, że po meczu z Legią wstąpi w nas sportowa złość. Wszystko teraz zależy tylko i wyłącznie od nas, naszych głów i nóg.

wislakrakow.com
(nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Patryk Małecki, piłkarz Wisły

Patryk Małecki
Patryk Małecki
Zabrakło centymetrów

W rozmowach prowadzonych w trakcie tygodnia Patryk Małecki zapowiadał, że o zwycięstwie w meczu z Legią może zadecydować jedna bramka. Prognozował, że Wisła może mieć jedną groźną sytuację i trzeba będzie ją wykorzystać. Sytuacji podbramkowych nie było tyle co w meczu z Górnikiem czy Piastem, ale Biała Gwiazda zdołała objąć prowadzenie i utrzymać je nawet w doliczonym czasie gry. Kibice z Reymonta odczuli wyraźną ulgę.

- Te punkty były nam bardzo potrzebne. Rozegraliśmy dwie różne połowy - w pierwszej zdominowaliśmy Legię, w drugiej podświadomie troszkę się cofnęliśmy. Ale zostawiliśmy całe serce na boisku. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji i szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy, ale najważniejsze, że ta jedna jedyna bramka padła - podsumowuje Patryk Małecki.

Początek meczu nie powalił na kolana, wkradło się trochę nerwowości. - Ciężko powiedzieć z czego to wynikało. Może obie drużyny chciały jak najszybciej strzelić bramkę, aby potem móc spokojnie grać. Stworzyliśmy kilka sytuacji w pierwszej połowie, ale najważniejsze, że padł gol i 3 punkty zostały w Krakowie.

Wisła przyjęła Legię solidnym pressingiem od początku zawodów. W drugiej połowie widać było, że niektórym zawodnikom zabrakło sił. - Pogoda nas nie rozpieszczała, było bardzo duszno, ciężko się biegało. W pierwszej połowie się wypruliśmy i po przerwie troszkę zabrakło sił, ale najważniejsze są punkty - wyjaśnia "Mały".

Patryk zaczął spotkanie na prawej pomocy, z biegiem czasu zamieniał się skrzydłami z Markiem Zieńczukiem. Wygrał wiele indywidualnych pojedynków, ale przy kilku podaniach raził brakiem dokładności. - Wydaje mi się, że pierwsza wrzutka, ta na Zienia, była dobra. W drugiej niepotrzebnie się zakiwałem, bo jak już nawinąłem Descargę, to mogłem od razu wrzucać z prawej nogi, a jeszcze przerzuciłem ją na lewo - tłumaczy się "Mały". - Szkoda mojej sytuacji, bo zabrakło centymetrów - żałuje. Przypomnijmy, że Patryk był autorem pierwszego celnego strzału w tym meczu (w 8.minucie uderzał z rzutu wolnego), ponadto w 42. minucie popisał się indywidualną akcją, w której nawet założył siatkę Descardze, przebojowo pognał dalej, strzelił ładnie po długim rogu, ale minimalnie niecelnie.

Po przerwie Legia sprawiała lepsze wrażenie, wreszcie zaczęła sama tworzyć coś w ofensywie. Momentami była nawet bliska wyrównania. - Tak, cofnęliśmy się trochę, ale też stworzyliśmy sobie sytuacje, więc myślę, że zasłużenie wygraliśmy ten mecz - uważa Małecki. Zawodnik przyznaje jednak, że Wisła nie powinna pozwalać rywalowi na tak groźne sytuacje na 5. metrze, jak miało to miejsce w końcówce spotkania. - Nie możemy do tego dopuszczać. Czasem tak jednak bywa w meczu, że jeśli stracimy piłkę będąc w ataku pozycyjnym, to Legia wyprowadza kontrę. Dzięki Bogu Chinyama miał dzisiaj słabszy dzień.

wislakrakow.com
(nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Paweł Brożek, piłkarz Wisły

Paweł Brożek
Paweł Brożek

Słabszy niż zwykle występ zaliczył przeciwko Legii Paweł Brożek. Praktycznie nie stworzył sobie klarownej sytuacji. - Dziś nie wyglądałem za dobrze, dlatego tym bardziej cieszę się ze zwycięstwa. Nie miałem dziś klarownej sytuacji, ciężko mi się grało przeciwko Astizowi, podobnie jak przeciw Choto. Nie miałem zbyt wiele miejsca, szczególnie w drugiej połowie - powiedział po meczu napastnik Wisły.

- W drugiej połowie miałem taką sytuację, gdzie chciałem od razu zagrać do Patryka, który wchodził środkiem. Piłka przeszła jakoś mi pod nogą, trudno... Od strony fizycznej w miarę okej było w pierwszej połowie - kontynuował wątek swojego występu Paweł. - W niej staraliśmy się grać agresywnie, atakowaliśmy wysoko i odczuliśmy to w drugiej części. Rywale mieli trzy dogodne sytuacje. Dwie miał Chinyama, nie trafił w piłkę z pięciu metrów. My dominowaliśmy w pierwszej połowie i stworzyliśmy sobie sytuacje - gdyby wtedy wpadła druga bramka, to byłoby po meczu i gralibyśmy spokojniej. Szczęście dopisało nam dzisiaj, czego brakowało nam w poprzednich meczach.

Do końca sezonu pozostały trzy kolejki. Recepta na mistrzostwo jest prosta - nie oglądając się na rywali trzeba odnieść trzy zwycięstwa. - Nie ma co ukrywać, że wszystko teraz zależy od nas i z tego się bardzo cieszymy. Czekają nas bardzo trudne wyjazdy, ale jeśli je wygramy, to jestem spokojny o mistrzostwo. Z takim przeświadczeniem jedziemy za tydzień do Łodzi.

Mecz obserwowało sporo wysłanników zagranicznych klubów, ale Paweł Brożek nie otrzymał żadnych sygnałów, z których wynikałoby, że po sezonie przeniesie się gdzieś z Krakowa. - Na razie wybieram się do Łodzi - uciął z uśmiechem spekulacje.

wislakrakow.com
(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Głowacki: Sytuacja wymykała się spod kontroli

10. maja 2009, 19:59

Wisła pokonała przy Reymonta warszawską Legię 1:0, ale druga połowa miała przebieg niczym z dobrego horroru. Przed przerwą krakowianie całkowicie zdominowali rywali, ale niewiele brakowało, by w drugiej części gry zaprzepaścić wypracowaną zaliczkę. Oto, jak pojedynek z "wojskowymi" oceniał kapitan zespołu, Arkadiusz Głowacki.

Udało się zrealizować przedmeczowe założenia, nie bez problemów, ale pokonać Legię i na trzy kolejki przed końcem sezonu objąć przewodnictwo w tabeli.

Arkadiusz Głowacki: - Dokładnie tak, mecz ułożył się tak, jakbyśmy tego chcieli, choć mieliśmy świadomość, że póki piłka w grze rywal może nam pokrzyżować plany. Teraz przed nami ciężkie mecze i sporo pracy. Musimy zdobywać punkty na wyjazdach, na trudnych terenach. Plus jest taki, że będąc liderem, to my rozdajemy karty i sami przed sobą będziemy odpowiadać za naszą pozycję na koniec sezonu.

W pierwszej połowie mocno zdominowaliście Legię, końcówka spotkania przerodziła się jednak w prawdziwy horror.

- Mieliśmy w drugiej połowie trudne momenty, kiedy sytuacja nieco wymykała nam się spod kontroli, gdy co chwilę boisko z powodu kontuzji opuszczali podstawowi zawodnicy. Zanim to wszystko na nowo zaczęło funkcjonować była już 80. minuta gry. Był taki moment, w którym to Legia wyraźnie przejęła inicjatywę i zrobiło się groźnie. Dobrze, że przetrwaliśmy ten kryzys.

W pewnym momencie wydawało się, że będzie musiał pan opuścić plac gry, interweniowali lekarze.

- Uderzyłem głową w ziemię i na moment "zgasło mi światło" przed oczami. Na szczęście byłem w stanie się z tego podnieść.

Chwilę później nie udało się to strzelcowi jedynej bramki, Marcelo.

- No tak, to są te smutniejsze aspekty dzisiejszej walki, której w każdej minucie gry i w każdym sektorze boiska nie brakowało. W tym upatruję naszych tarapatów. Legia poczuła, że może jeszcze odwrócić losy spotkania, bo przecież do 65. minuty Legia nawet poważniej nie zbliżyła się pod naszą bramkę.

Wręcz odwrotnie, były momenty, że to pan, środkowy obrońca, zapędzał się pod pole karne rywali. To od pana zaczęła się bramkowa akcja Wisły.

- Zanim piłka wpadła do siatki, sporo się jeszcze wydarzyło. Rozegraliśmy niezłą akcję, Rafał Boguski zachował zimną krew odgrywając do Marcelo, który zachował się jak rasowy snajper i spokojnie wykończył tę akcję.

wislakrakow.com (PM)

Źródło: wislakrakow.com

Rafał Boguski: Nadal nie mogę na nią stanąć

10. maja 2009, 20:31

W 63. minucie dzisiejszego pojedynku Ariel Borysiuk agresywnie sfaulował Rafała Boguskiego. Paweł Brożek od razu zaczął sygnalizować konieczność zmiany filigranowego napastnika. Rafał opuszczał murawę utykając. Po meczu schodził do szatni o kulach, a staw skokowy w jego lewej nodze był szczelnie obłożony lodem.

- Psychicznie czuję się bardzo dobrze, ale noga niestety boli - powiedział nam po meczu. - Dostałem w podstawną nogę, na której miałem cały ciężar ciała, w dodatku ona jeszcze się skręciła. Zabolało mnie. Nie mogłem stanąć na tą nogę, w dalszym ciągu nie mogę. Nie wiem co będzie.

Boguski prawdopodobnie skręcił staw skokowy w lewej nodze. - Czuję też ból kości strzałkowej, doktor mówił też coś o więzozrostach. Trzeba zrobić dokładne badania, aby określić co to jest - wytłumaczył zawodnik. Niezbędne badania zostaną przeprowadzone w dniu jutrzejszym, wówczas można spodziewać się przynajmniej wstępnej diagnozy.

Rafał cierpi bez dwóch zdań. Jednak sam przyznaje, że po końcowym gwizdku oznajmiającym zwycięstwo Wisły, noga boli nieco mniej. - Pokonaliśmy Legię, mamy 3 punkty i lidera. To na pewno osładza mi ten uraz. Walczyłem, tak się stało, można mówić o pechu, ale mamy cenne punkty i to jest dla nas bardzo ważne. W końcu, po kilku miesiącach, jesteśmy liderem i wszystko zależy od nas.

Na spotkanie Wisły z Legią kibice ostrzyli sobie apetyty od kilku tygodni. W mediach pompowano ciśnienie przed tym meczem. U piłkarzy wzrosło obciążenie psychiczne. - Nie był to mecz jak każdy inny, bo spotkały się drużyny, które w ostatnich latach wiodą prym w lidze. Dlatego każdy taki mecz, czy to w Warszawie, czy w Krakowie jest wielkim wydarzeniem. Towarzyszy mu wielu kibiców, dziennikarzy, obserwatorów, dlatego obciążenie jest większe niż w innym spotkaniu.

Komplet punktów Wisła zapewniła sobie jednym golem Marcelo, który padł po bardzo ładnej, zespołowej akcji. Nim piłka dotarła do egzekutora, przeszła od Zieńczuka, właśnie do Boguskiego. Rafał zanotował asystę przy bramce w piłkarskim spektaklu wiosny. - Rzeczywiście była to ładna akcja, Marcelo wszedł dobrze, uniknął spalonego, jak rasowy napastnik - pochwalił kolegę "Boguś".

wislakrakow.com (nikol)

Piotr Brożek: Musieliśmy wygrać

Data publikacji: 10-05-2009 14:31


"Musieliśmy wygrać z Legią i ten cel osiągnęliśmy" – powiedział po meczu obrońca Wisły Kraków, Piotr Brożek.

Po zwycięskim spektaklu obrońca Wisły nie krył radości z wygranej nad Legią Warszawa. "Cieszy ta wygrana. Zostały trzy mecze do końca i musimy je wygrać żeby cieszyć się z kolejnego mistrzostwa Polski" – powiedział po meczu "Pietia".

Do końca sezonu pozostały tylko trzy spotkania i teraz tylko od zawodników Białej Gwiazdy zależy, czy 30 maja będą się cieszyć z kolejnego mistrzostwa Polski. "Od nas zależy, jak się ta liga skończy. Czy wygramy te mecze czy potkniemy się. Na pewno Lech i Legia mają ciężkie wyjazdy i mogą jeszcze potracić punkty" - mówił Piotr Brożek. Jednak piłkarz Wisły pamiętał o tym, że i Biała Gwiazda ma przed sobą ciężkie wyjazdy. "O ile mnie pamięć nie myli, straciliśmy dużo punktów z drużynami, które się bronią przed spadkiem. Jednak myślę, że trener tak nas zmotywuje, że nie spieprzymy, tylko wygramy" – dodał Piotrek Brożek.

W meczu wiosny bramkę dającą trzy punkty zapewnił obrońca Wisły. "Dzięki bramce Marcelo prowadziliśmy. Niepotrzebnie w drugiej połowie. Cofnęliśmy się. Legia stworzyła sobie dwie czy trzy sytuacje, z których mogła strzelić gole, ale dzisiaj nie była skuteczni. W podświadomości mieliśmy wynik 1:0 i Legia umiała to wykorzystać. Legia ma bardzo dobrych piłkarzy, którzy każdy błąd potrafią wykorzystać, akurat w tym meczu im się nie udało" – zaznaczył.

Przed meczem z Legią wiadomo było, że jeśli Wiślacy chcą walczyć o mistrzostwo, to mecz z Legią musieli wygrać. "Ja spokojnie podszedłem do tego wyniku. My musieliśmy na siebie patrzeć. Musieliśmy wygrać z Legią i ten cel osiągnęliśmy" – zakończył Brożek.

M. Strączek

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Ćwielong: Wiemy, o co gramy

Data publikacji: 10-05-2009 21:02


Piotr Ćwielong pojawił się dziś na boisku w drugiej połowie. W tej części meczu to Legia przeważała. "W podświadomości mieliśmy wtedy naszą wygraną i szybko chcieliśmy skończyć mecz" - powiedział napastnik Wisły.

Dzisiaj szczęście było po waszej stronie, biorąc pod uwagę sytuacje, do jakich doszła Legia Warszawa.

Trener powiedział, że w drugiej połowie mamy grać tak samo jak w pierwszej. Nie wiem, dlaczego w końcówce graliśmy nieco słabiej, może dlatego, że w podświadomości mieliśmy prowadzenie 1:0 i chcieliśmy szybko skończyć ten mecz.

Jest wygrana, jest pierwsze miejsce w tabeli. Do końca sezonu zostały trzy kolejki i byłaby wielka szkoda, żeby nie wykorzystać sytuacji i nie zdobyć mistrzostwa.

Wiedzieliśmy, że jeśli wygramy z Legią, to sprawa tytułu jest w naszych rękach. Mam nadzieję, że zdobędziemy 9 punktów i na koniec wszyscy będziemy się cieszyć.

Ponieśliście w ciągu meczu trzy straty – urazy Radosława Sobolewskiego, Marcelo i Rafała Boguskiego wykluczyły ich z gry.

Nie są chyba na tyle poważne, żeby nie zagrali z ŁKS-em.

Mecze wyjazdowe nie należą w Waszym wykonaniu do najlepszych, a teraz jak na złość przed Wami spotkania w Łodzi i Gdańsku.

Ten sezon jest dla nas ciężki, bo w każdym meczu musimy wydzierać zwycięstwo. Zapominamy o tym, zresztą każdy wie o co gramy.

Trener Skorża przed meczem mówił, że w meczu z Legią nie styl, ale skuteczność będzie ważna. Dziś w kilku sytuacjach brakło zimnej krwi i nie udało się umieścić piłki w bramce Jana Muchy.

Nie wiem, dlaczego wszyscy mówią tylko o braku skuteczności. Wygraliśmy 1:0. Jeśli okażemy się zwycięzcami w końcowym rozrachunku, nikt nie będzie pamiętał, ile bramek strzeliliśmy rywalowi. Najważniejsze dla nas jest to, żeby wygrać mecz, a ile, to już sprawa drugorzędna.

Rafał Młyński

Biuro Prasowe Wisły SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Z bloga Ilie: Legła, legła Warszawa!!!

12. maja 2009, 17:00


Dziś w nocy, po powrocie z Warszawy, gdzie zagrał w drużynie Młodej Wisły, Ilie Cebanu napisał nowy tekst na swym blogu. Tym razem golkiper opisuje atmosferę przed niedzielnym meczem, radość ze zwycięstwa i oba boiskowe pojedynki. Nie zabrakło też akapitu dla fanów hokeja. Zapraszamy!

Notka z bloga Ilie Cebanu:


Legła, legła Warszawa!!!

Pozdrawiam wszystkich kibiców, wszystkich ludzi dobrze życzących Wiśle Kraków i rodziny wszystkich piłkarzy z okazji zwycięstwa nad warszawską Legią!!! Dołożyłem starań, do końca wierząc w wygraną, z ogromną dozą szczęścia wygraliśmy w bardzo ważnym momencie z Legią. Wygraliśmy bez błysku i miażdżącej przewagi, wygraliśmy ten mecz dosłownie na „żyłach”. Wymuszone zmiany potwierdzają, że zapłaciliśmy wysoką cenę za to zwycięstwo. Rafał Boguski po końcowym gwizdku sędziego o kulach udał się na badania, z podejrzeniem złamania nogi. Marcelo, już siedząc na ławce rezerwowych, walczył ze skurczami nóg. A Radek Sobolewski ledwo doszedł do szatni, bo otrzymał cios w mięsień w okolicy biodra i nie mógł zgiąć nogi. Chcieliśmy wygrać, walczyliśmy o zwycięstwo i wygraliśmy, ale najważniejsze i najciekawsze jeszcze przed nami! :)))

Przed meczem nie wyczuwałem silnego napięcia wewnątrz drużyny. Podczas jedzenia przy stole jak zawsze było wiele żartów, znów związanych z artykułami prasowymi. W jednym z takich artykułów napisano: „na meczu będzie obecnych wielu zagranicznych skautów i selekcjonerów”. Odpowiedź naszego stołu: „… z Tadżykistanu, Uzbekistanu i najważniejszy skaut: Borat z Kazachstanu :)))”. Albo odpowiedź nr 2: „trzeba poprosić pracowników stadionu, żeby obrócili naszą ławkę rezerwowych w stronę trybuny VIP, aby ci skauci mogli nas zobaczyć (przy naszym stole siedziało 4 graczy rozpoczynających mecz na ławce):)))”. Później w pokoju hotelowym razem z Mariem śmialiśmy się oglądając materiał video o wesołych studentach z ulic Krakowa, którzy typowali wynik meczu i strzelców bramek. Niektóre warianty, jak na przykład: „1:0 dla Wisły, a gola zdobędzie Pawełek”, wzbudzały śmiech. A ja powiedziałem Mariuszowi: „Mario, powiedz trenerowi na odprawie, że będziesz podłączał się na stałe fragmenty, w końcu przepowiedziano ci zdobycie gola! :)))”.

Inna atmosfera była w szatni naszej drużyny bezpośrednio przed meczem. Wszyscy skupieni na grze, przygotowani do egzaminu i nastawieni tylko na zwycięstwo. Ktoś się modli, ktoś całuje fotografię swoich dzieci i bliskich, ktoś omawia z partnerem ten czy inny moment gry, ktoś spokojnie przygotowuje obuwie na mecz, a przede wszystkim: wszyscy dodają sobie nawzajem otuchy i życzą sukcesu!

Na rozgrzewkę wyszliśmy w wyjątkowych koszulkach z dużą cyfrą „4”, pod którą widniało słowo „legenda”. To znak wdzięczności i wsparcia dla naszego kolegi, Marcina Baszczyńskiego. Nie ma wątpliwości, że ten chłopak, który przez 10 lat grał w koszulce z numerem 4 na plecach, został legendą Wisły! No a cała drużyna bardzo ceni „Baszcza” i w takim momencie jesteśmy razem z nim! No i oczywiście on jest razem z nami :)!

Komu jak komu, ale mi osobiście ciężko oglądać z ławki rezerwowych tak ważne mecze, zdecydowanie wolę znajdować się na boisku, niż przeżywać z boku. Przed meczem byłem spokojny o wynik, byłem przekonany i pewny, że wygramy. Powiem więcej, byłem przekonany, że wprost „wyniesiemy” z boiska warszawską drużynę. Po prostu widziałem jak bardzo zmotywowani byli moi koledzy i właśnie dlatego miałem takie odczucia. Ale mecz pokazał, że się pomyliłem. Może nawet mieliśmy małą przewagę, ale grało nam się ciężko. A w drugiej połowie my dosłownie „odskoczyliśmy”. Koniec meczu w ogóle był bardzo nerwowy. W naszym polu karnym działo się wszystko: rykoszety, błędy zawodników Legii, heroizm naszych piłkarzy… I wsparcie naszych KIBICÓW!!! W doliczonym czasie cały stadion na stojąco ryknął „Legła, legła Warszawa!”. Końcowy gwizdek arbitra i ktoś skacze w górę, ktoś pada na kolana, ktoś biegnie objąć swego kolegę. Na Reymonta radość, na Reymonta święto. Później całą drużyną świętujemy zwycięstwo razem z kibicami. Razem z nimi śpiewaliśmy piosenki, najważniejszą była: „Lidera mamy, za ch… go nie oddamy!!!!”. Śpiewała nawet trybuna VIP, śpiewały żony i dzieci naszych chłopaków. Daj Boże, aby 30 maja to wszystko się powtórzyło!!!!!

Cieszyliśmy się dalej w szatni, a ja wziąłem torbę i razem z kierownikiem Młodej Wisły wybrałem się do Warszawy na mecz z drugą drużyną Legii. Nasz młodszy zespół wyjechał już rano, a kierownik został w Krakowie, aby poczekać na chłopaków z pierwszej drużyny. Okazało się, że czekał tylko na mnie :). A nasz trener bramkarzy nie przegapił okazji, by zażartować: „widać, że jesteś bardzo ważnym zawodnikiem tej drużyny, skoro wożą cię na mecz osobistym samochodem…:)))”. Żarty żartami, ale do Warszawy jechałem z wielką ochotą, aby zagrać, zagrać dobrze i oczywiście wygrać.

W czasie, gdy my jechaliśmy do stolicy, w Szwajcarii rozpoczął się finał Mistrzostw Świata w hokeju między Kanadą i Rosją. W zasadzie zawsze kibicowałem hokejowej reprezentacji Rosji. Ale po tym jak w 2005 roku w Wiedniu udało mi się obejrzeć na żywo półfinał MŚ między tymi drużynami, jeszcze bardziej zacząłem kibicować reprezentacji. Ponieważ w tamtym roku w NHL był lokaut, w składzie obu drużyn znalazły się wszystkie gwiazdy. W składzie Rosjan błyszczeli Owieczkin, Małkin, Afinogenow, no i może Kowaliow. Kowalczuk i Jaszyn byli cieniem samych siebie. W reprezentacji Kanady grali Heatley i Nash, a bramkarz Brodeur w pojedynkę ograł Rosję. 3:4 i szczęścia Rosji nie przyniosłem :). Tak się zbiegło, że od tamtego czasu nie widziałem ani jednego meczu między tymi drużynami, ani na żywo, ani w telewizji. Ale co najważniejsze, Rosja wygrała wszystkie te pojedynki, włączając nawet ćwierćfinał olimpijski w Turynie i finał MŚ w Quebeku. W ciągu dnia Czech i Słowak, także wielbiciele hokeja, „docinali” mi: „dzisiaj Rosjanie nie mają żadnych szans!...”. Tomek Jirsak zaprosił nas do siebie na hokejowy finał po meczu z Legią. Do Czecha nie pojechałem, w samochodzie dzwoni do mnie ojciec i radośnie mówi: „Zwycięstwo!!!”. Przypomniało mi się jak przed rokiem, gdy wylądowaliśmy w Chicago (dokąd polecieliśmy z Wisłą na turniej) włączyłem telefon i od razu zadzwonił tata. Wówczas w słuchawce telefonu usłyszałem: „Kowalczuk!”. Jak wtedy w samolocie, teraz także cieszyłem się, ale już w samochodzie. Ale wtedy, uwierzcie, obudziłem cały hotel oglądając powtórkę tego finału :))). Ciekawe co będzie tym razem?! :))) Brawo Rosja! Brawo Bykow! Brawo Ilja… (i Bryzgałow i Kowalczuk)!!!

Do Warszawy dojechaliśmy bez problemów, ale dosyć późno. Wziąłem klucz od pokoju i od razu poszedłem spać, mecz rozpoczynał się w południe, więc nie zostało dużo czasu na sen:). Rano spotkałem wszystkich chłopaków i trenerów na śniadaniu, wszyscy cieszyli się ze zwycięstwa pierwszej drużyny i pałali pragnieniem zdobycia podwójnej wygranej. Niestety, z Warszawy udało nam się wywieźć tylko jeden punkt. Remis 1:1 to w zasadzie sprawiedliwy rezultat. W pierwszej połowie lepiej zagraliśmy my i na przerwę schodziliśmy prowadząc 1:0. W drugiej połowie dominowała już Legia. Zaraz po przerwie przeciwnik doprowadził do wyrównania, a późnej parę razy nam „darował”. Miałem sporo pracy, więc cieszę się, że udało mi się zagrać w takim meczu.

Weekend się skończył. Dla mnie był on bardzo pozytywny. Udało mi się doświadczyć wiele pozytywnych emocji. Dobrze, że w Krakowie padał deszcz, może przyciszy powstającą euforię i pomoże nam z chłodnymi głowami przygotowywać się do meczu z ŁKS-em Łódź. No a teraz pójdę spać…


Tłumaczenie: Nikoletta Kula

na podstawie: cebanuilie.blogspot.com

wislakrakow.com (nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Analiza gry Wisły w meczu z Legią. Oceny piłkarzy

14. maja 2009, 11:38

Skromne, choć zasłużone zwycięstwo nad Legią Warszawa i fotel lidera przyniosła 27. kolejka Ekstraklasy. Mało brakowało jednak, by kwadrans zrywu Legii połączony z problemami w organizacji gry spowodowane trzema kontuzjami przerodziłyby się w remis bądź porażkę. Ostatecznie to jednak Wisła wyszła z niedzielnej próby zwycięsko, stwarzając sobie ogromną szansę na obronę tytułu mistrzowskiego.

Przebieg spotkania

Mecz rozpoczął się bardzo obiecująco, od dosyć otwartej gry z obydwu stron, toczonej w przyzwoitym tempie. Z minuty na minutę jednak mecz tracił na tempie. Legia cofnęła się do obrony wyczekując na ruch Wisły, dobrym ustawianiem się wymuszając na Wiślakach granie długiej piłki. Przy czym od razu należy podkreślić, że trener Urban swoimi słowami o kontrolowaniu przebiegu spotkania zwyczajnie wystawił się na pośmiewisko. Po takim meczu podobną wypowiedź można by, co najwyżej, uznać za kiepski żart i tylko gdyby padła z ust trenera drużyny z dołu tabeli.

Legia prezentowała się jak wystraszony beniaminek, który do Krakowa przyjechał po najmniejszy wymiar kary. W pierwszej połowie Legia murowała dostęp do własnej bramki, a każda próba zrobienia czegoś konstruktywnego z piłką, kończyła się dla przyjezdnych stratą. Trzeba też podkreślić, że duża w tym zasługa agresywnie grających Wiślaków, którzy wykorzystywali każdą niedokładność warszawiaków w środku pola. To co działo się po przechwytach Wisły to już niestety kwintesencja polskiej ligi. Legia strasznie wolno przechodziła do obrony, popełniała fatalne błędy indywidualne w defensywie i przed hokejowym wynikiem do przerwy uratował ich brak precyzji ze strony piłkarzy Białej Gwiazdy.

Wisła miała miażdżącą przewagę jeśli idzie o obraz gry i tylko proste błędy techniczne przy podawaniu i przyjmowaniu piłki sprawiały, że Wiśle trudno było stworzyć klarowną sytuację. Jednakże wystarczyła jedna akcja, w której piłka krążyła sprawnie i celnie między Wiślakami, by gospodarze mogli cieszyć się z prowadzenia. Wisła rozgrywała stały fragment, który nie przyniósł nam korzyści. Legia ruszyła z kontrą, ale po raz kolejny została z łatwością powstrzymana, a piłka szybko wróciła pod pole karne Muchy. Zieńczuk zagrał do Boguskiego, ten odegrał w tempo do wbiegającego Marcelo( Brazylijczyk został z przodu po stałym fragmencie), który pomimo dobrej interwencji bramkarza, pewnie umieścił piłkę w siatce. Warto również podkreślić udział Małeckiego, który w dobrym tempie podprowadził piłkę pod szesnastkę rywali i mądrze rozegrał akcję do środka.

Po zdobyciu bramki w trzydziestej piątej minucie, wydawało się, że Wisła nieco osiadła na laurach, Legia zaatakowała nieco odważniej. Mimo to do ostatnich minut pierwszej połowy mecz był pod naszą kontrolą. Warszawiacy nie byli w stanie realnie zagrozić naszej bramce, natomiast Wiślacy cały czas nie dawali spokoju Musze. Najlepszą sytuację w ostatnich minutach pierwszej połowy po solowym rajdzie wypracował sobie Małecki, jednakże jego strzał minimalnie chybił celu.

Pierwszy kwadrans po przerwie to kontynuacja wydarzeń z końca pierwszej połowy. Choć z minuty na minutę Wiśle coraz trudniej przychodziło kontrolowanie środka pola, to nadal byliśmy stroną przeważającą, konstruującą składne akcje, podczas gdy Legia nadal grała zupełnie bez pomysłu. Niestety agresywna gra w środku pola kosztowała Wiślaków wiele sił i z czasem zaczęły pojawiać się błędy, które wykorzystać próbowali Legioniści. Z początku asekuracja pewnie kasowała wszystkie ich ofensywne zapędy, ale gdy na Wisłę spadła plaga urazów, pod bramką Pawełka zrobiło się gorąco. Kolejno z gry eliminowani byli Boguski, Sobolewski i Marcelo - postaci wyróżniające się w tym spotkaniu. Uraz na chwilę wyeliminował z gry także Głowackiego. Niepełny skład osobowy, nowe twarze na boisku i dające się we znaki zmęczenie sprawiły, że w nasze poczynania wkradł się chaos. Legia zyskała swobodę rozgrywania piłki w środku pola, co szybko wykorzystała umiejętnie przedostając się pod nasze pole karne i stwarzając zagrożenie z bocznych sektorów boiska.

Na szczęście po zejściu Descargi obowiązki naszego człowieka w obozie wroga przejął Chinyama, który dwukrotnie spudłował w wyśmienitych sytuacjach. Przed dobitką Rybusa uratował nas Pawełek i to wystarczyło by zachować czyste konto w tym spotkaniu. Wisła wyszła z kryzysu i ponownie przejęła inicjatywę, na powrót zostając stroną przeważającą w ostatnich dziesięciu minutach. W doliczonym czasie gry do ostatniego zrywu poderwała się Legia, jednak pomimo zamieszania podbramkowego w jednej z sytuacji, tak naprawdę nie stworzyła sobie kolejnej klarownej okazji do zdobycia gola i w efekcie musiała pogodzić się z porażką.

Gra ofensywna

Tak naprawdę trudno jednoznacznie ocenić niedzielny występ Wisły pod kątem gry ofensywnej. Wszyscy piłkarze wywiązywali się z założeń taktycznych, co najmniej poprawnie poruszali się po boisku. Widać było, że Wisła nie atakuje bezmyślnie, że stara się przenieść ciężar gry na skrzydła, podczas gdy środek ma odpowiadać za asekurację, destrukcję i przechwyty. Boczni obrońcy wychodzili wysoko by zaasekurować partnerów, ale również by wspomóc ich w konstruowaniu ataków. Skrzydłowi wycofywali się głęboko by pomóc we wprowadzeniu piłki do gry. Również Paweł Brożek cofał się pod linię środkową by pomóc w inicjowaniu akcji, podczas gdy Boguski szukał gry na skrzydłach. Wiślacy starali się szanować futbolówkę, wymieniać dużo podań.

Mimo to gra Wisły pozostawiała jednak sporo do życzenia. Niestety zdarzały się sytuacje, kiedy brak ruchu partnerów i dobre ustawienie rywali wymuszały zagrywanie długich piłek. Ponadto napastnicy w polu karnym stwarzali małe zagrożenie. Jednak największym problemem Wisły była olbrzymia ilość niedokładności przy rozgrywaniu piłki. Często proste podania kończyły się stratami lub spowolnieniem akcji, bo futbolówka mijała partnera o kilka metrów. Również przyjęcie piłki było dalekie od doskonałości. Ze względu na te podstawowe problemy Wisła nie doprowadzała akcji do końca i nie przekuwała swojej przewagi i błędów Legii na klarowne sytuacje bramkowe.

Gra defensywna

Przez pierwsze sześćdziesiąt minut gra defensywna Wisły była niemalże bezbłędna. Wiślacy byli bardzo dobrze zorganizowani, płynnie przechodzili z ataku do obrony, dobrze wzajemnie się asekurowali. Do tego pozostawiali Legionistom bardzo mało miejsca, cały czas grali blisko rywali, co owocowało olbrzymią liczbą przechwytów i nieustannym zamykaniem przeciwników na ich połowie. Niestety taki sposób gry był bardzo wyczerpujący i po pierwszym kwadransie drugiej połowy nasi piłkarze wyraźnie opadli z sił. Nim złapali drugi oddech, Legia stworzyła sobie kilka bardzo groźnych sytuacji. Na nasze szczęście części z nich nie była nawet zakończyć strzałem. Ten kilkunastominutowy okres słabości mógł nas bardzo drogo kosztować. Sęk w tym, że grając z pełnym zaangażowaniem, w późnej fazie sezonu, nawet kilkunastominutowe okresy przestoju są rzeczą naturalną. Prawdziwym problemem Wisły jest niestwarzanie sobie dostatecznej przewagi bramkowej w okresie swojej dobrej gry.

Oceny zawodników

Dla przypomnienia zamieszczam sposób oceniania. Skala ocen jest dziesięciostopniowa. Pięć jest oceną wyjściową i oznacza występ przeciętny, w którym zawodnik nie wyróżniał się ani na plus ani na minus. Punktem odniesienia jest przeciętny poziom europejski.

Mariusz Pawełek - 8

Pewny punkt drużyny. Poza sytuacją z samej końcówki spotkania bardzo pewnie wychwytywał dośrodkowania. Był czujny w bramce, popisywał się dobrym przeglądem i wyczuciem sytuacji, co pozwalało mu uprzedzać rywali. Do dobrej gry na przedpolu Pawełek dodał jedną bardzo dobrą interwencję na linii. Przy dobitce Rybusa z niewielkiej odległości wykazał się wyśmienitym refleksem i uchronił Wisłę przed utratą bramki. Jedyne zastrzeżenia do naszego golkipera można mieć o sytuację z doliczonego czasu gry. Skoro zdecydował się na tak dalekie wyjście, to powinien złapać futbolówkę. Niestety doszło do zderzenia, z jednym z zawodników (trudno jednoznacznie stwierdzić czy z rywalem, czy z kolegą z drużyny) i Pawełek nie utrzymał piłki. Jednocześnie trudno doszukiwać się faulu, ponieważ do sytuacji doszło w tłoku na obrzeżach pola karnego, czyli w sytuacji, w której bramkarza nie chronią specjalne względy.

Peter Singlar - 8

Dobry mecz naszego prawego obrońcy. W pierwszej połowie spisywał się bardzo pewnie w defensywie, zaliczał wiele przechwytów, mądrze i spokojnie operował piłką. Dobrze asekurował skrzydłowego. Był też bardzo pożyteczny w ofensywie. Umiejętnie wprowadzał piłkę do gry, wspierał rozegranie, często również włączał się w rozegranie pod polem karnym rywali, szukał okazji do dośrodkowań. W drugiej połowie prezentował podobną dyspozycję, choć przy słabszej postawie drugiej linii w defensywie, Singlar zaczął mieć problemy z bardzo dynamicznym Rybusem. Kilkukrotnie nie nadążył za rywalem, co umożliwiło Legii stworzenie sobie groźnych sytuacji.

Arkadiusz Głowacki - 9

Bardzo dobry mecz naszego stopera. Był filarem nie tylko naszej defensywy, ale i całej drużyny. Pewny w swoich interwencjach, wygrywał zdecydowaną większość pojedynków. Rywale nie mieli z nim szans w starciach fizycznych. Koncentracja i determinacja zawodnika powodowały, że z powodzeniem przerywał atak za atakiem rywali. Co więcej, często nie było to zwykłe przerwanie akcji, kończące się wybiciem piłki, ale przechwyt, po którym Wisła utrzymywała się w posiadaniu futbolówki. Warto również odnotować fenomenalny rajd prawym skrzydłem w wykonaniu naszego stopera. Mijał rywali jak tyczki, w ekstraklasie rzadko kiedy mamy okazję oglądać takie solowe popisy w wykonaniu skrzydłowych, a Głowacki to przecież środkowy obrońca.

Marcelo - 9

Kolejny pewny punkt Wisły. Wygrywał dużą liczbę pojedynków, warto podkreślić, że nie tylko powietrznych. Kilkukrotnie wykazał się dobrym czytaniem gry uprzedzając rywali do futbolówki. Choć parę razy zdarzyły mu się nieporozumienia z Piotrkiem Brożkiem owocujące zbyt dużą luką pomiędzy zawodnikami, to prawie zawsze Marcelo potrafił naprawić taki błąd. Oczywiście nie można zapomnieć o zdobytej przez Brazylijczyka zwycięskiej bramce. W sytuacji z trzydziestej piątej minuty Marcelo zachował się jak prawdziwy snajper. Najpierw dobrze się ustawił, zajmując pozycję szeroko z prawej strony pola karnego, poza kryciem rywali i unikając pozycji spalonej. Potem w tempo wbiegł w pole karne, dobrze nabiegł na piłkę i popisał się bardzo precyzyjnym i silnym wykończeniem nieprostej sytuacji.

Piotr Brożek - 9

Dla mnie cichy bohater tego spotkania. Wielu dziennikarzy po niedzielnym spotkaniu zadawało sobie pytanie kto trafił do notesów skautów przybyłych na Reymonta. Jak dla mnie kandydatem numer jeden jest właśnie Piotr Brożek. Grał bardzo pewnie, nie bał się trudnych zagrań. Bardzo intensywnie angażował się w poczynania naszej ofensywy popisując się akcjami lewym skrzydłem. Dobrze asekurował partnerów, zaliczał wysokie przechwyty i liczne przerwania akcji rywali. Do tego bardzo mądrze operował piłką utrzymując ją w grze. Wykazał się kilkoma nietuzinkowymi zagraniami jak choćby podaniem „krzyżakiem”. Prezentował się bardzo dobrze zarówno pod względem drużynowym (dobrze realizował założenia taktyczne) jak i indywidualnym (był w wysokiej dyspozycji). Oczywiście popełniał błędy, ale były one nieliczne, a sam zawodnik nie pozwalał by wybiły go z dobrego rytmu gry.

Patryk Małecki - 6

Chyba najbardziej wyróżniający się piłkarz tego meczu, niestety tak na plus jak i na minus. Bardzo często był pod grą. Bez względu na skrzydło, na którym operował, intensywnie szukał piłki. Był bardzo ruchliwy i świetnie się ustawiał, przez co partnerzy często wybierali zagranie właśnie do niego. Strzelał, dryblował, dośrodkowywał i rozgrywał, z różnym skutkiem. Zdecydowanie najlepszym elementem w grze tego piłkarza było prowadzenie futbolówki. Małecki jak zwykle był bardzo dynamiczny, a przy tym krótko trzymał piłkę, co bardzo utrudniało Legionistom odbiór. Do tego warto podkreślić, że Wiślak nie tylko wiedział jak biec, ale również gdzie biec, by wymanewrować defensywę rywali. Względnie obojętnym elementem gry Patryka był strzał. Wiślak uderzał kilkukrotnie i to całkiem groźnie, choć z drugiej strony nie na tyle precyzyjnie by pokonać bramkarza, a okazje po temu miał całkiem przyzwoite.

Zdecydowanie najsłabiej Małecki prezentował się pod względem podań i dośrodkowań. Choć miał np. bardzo udane zagranie na obieg do Singlara, czy też całkiem przyzwoite wrzutki ze stałych fragmentów gry, to jednak w zdecydowanej większości sytuacji brakowało mu precyzji. W samej pierwszej połowie co najmniej sześciokrotnie zaprzepaścił dobrze zapowiadający się atak Wisły. Trudno tu usprawiedliwiać młodego Wiślaka wagą spotkania, bo tego typu błędy zdarzały mu się już we wcześniejszych potyczkach ligowych. Problemem jest raczej brak odpowiedniej koncentracji przy zagraniach, które wydają się prostsze. Nad tym aspektem swojej gry Małecki musi wyraźnie popracować.

Radosław Sobolewski - 7

Kolejny dobry występ. Wiślak przyzwyczaił nas już, że w tej rundzie nie schodzi poniżej pewnego wysokiego poziomu. W meczu z Legią Sobolewski miał przede wszystkim zadania defensywne i wywiązywał się z nich bez zarzutu. Świetnie asekurował partnerów, raz za razem spowalniał lub rozbijał akcje rywali. Zaliczył bardzo dużo przechwytów. Jego dobra postawa w dużej mierze umożliwiała Wiśle zamykanie Legii na jej połowie. W ofensywie nie był już tak widoczny, ponieważ w niedzielnym spotkaniu środek pomocy Wisły przez większość czasu był wyłączony z rozegrania. Mimo to Sobol zaliczył jedno bardzo efektowne wyjście do przodu na początku pierwszej połowy, zakończone dobrym podaniem do Boguskiego. Warto również podkreślić, że Wiślak od wczesnych minut spotkania musiał zmagać się z kontuzją. Mimo to zdołał dokończyć pierwszą połowę i zaliczyć jeszcze kilkanaście minut w drugiej części gry. Jak ważnym ogniwem Wisły był w tym meczu może świadczyć gra naszej drużyny tuż przed i po zejściu Sobolewskiego z boiska, kiedy to skuteczność gry defensywnej Wisły wyraźnie spadła.

Junior Diaz - 7

Dobry występ Kostarykanina. Podobnie jak Sobolewski, miał on w głównej mierze zadania defensywne, z których wywiązywał się bardzo sumiennie. Jednym z jego zadań było eliminowanie z gry Rogera i faktycznie, wyjąwszy dwie, czy trzy sytuacje, w niedzielę Roger sobie nie pograł. Ponadto Diaz dobrze asekurował partnerów, przerywał akcje rywali. Warto również zaznaczyć, że pod koniec drugiej połowy z konieczności został przesunięty na pozycję stopera. Ważne jest, że Junior potrafił bardzo szybko przestawić się na grę w innej formacji i nadal być pewnym punktem zespołu. Na pewno jest to pewien komfort dla trenera, gdy ma świadomość, że dany zawodnik potrafi w trakcie meczu płynnie przestawić się na grę na bardzo odpowiedzialnej pozycji.

Marek Zieńczuk - 6

Solidny występ Wiślaka, który angażował się w naszą grę zarówno w ofensywie jak i w defensywie. Uczestniczył w rozegraniu bramkowej akcji. Miał swoją okazję do zdobycia gola, ale dobrze interweniował Mucha. Miał kilka dośrodkowań, wkładał sporo pracy w konstruowanie ataków Wisły. Często wracał się pod linię środkową, by wspomóc wprowadzenie piłki do gry. Niestety miał też momenty przestoju, kiedy był zdecydowanie mniej widoczny, szczególnie gdy grał na prawej flance. Również w samej końcówce spotkania podjął kilka chyba błędnych decyzji. Przez to, choć odbiór jego występu jest jak najbardziej pozytywny, to pozostał pewien niedosyt, że zawodnik mógł jednak zrobić nieco więcej.

Rafał Boguski - 7

Dobry występ reprezentanta Polski. Boguski od pierwszych minut był jednym najaktywniejszych piłkarzy na boisku, dużo biegał, notował wiele przechwytów. Często zaraz po stracie naszej drużyny Wiślak przechwytywał niedokładnie zagrane piłki i powodował, że ciśnienie utrzymywało się na rywalach, którzy nie mogli wyjść z własnej połowy. Do tego Boguski szukał gry kombinacyjnej z partnerami na skrzydłach, co zaowocowało kilkoma niezłymi akcjami. Warto również podkreślić asystę Boguskiego przy zwycięskiej bramce. Nasz napastnik podjął optymalną w tej sytuacji decyzję i, co ważne, potrafił dokładnie dograć piłkę do partnera, minimalny brak precyzji w tej sytuacji zapewne uniemożliwiłby zdobycie bramki. Mimo to w grze Boguskiego widać było dwa mankamenty. Po pierwsze popełniał błędy indywidualne niedokładnie podając lub przyjmując piłkę. Nie działo się to nagminnie, ale na tym poziomie zdecydowanie zbyt często. Po drugie, poza okazją z początku pierwszej połowy, Boguski miał olbrzymie problemy z dojściem do sytuacji strzeleckich. Jako napastnik musi częściej decydować się na uderzenia podobne temu po podaniu Sobolewskiego, bo nie w każdym meczu można wbiec z piłką do bramki.

Paweł Brożek - 4

Choć indywidualnie nieco zawiódł, to taktycznie dobrze wywiązywał się ze swoich zadań. Często wycofywał się w drugą linię by wspomóc rozegranie (nasi środkowi pomocnicy koncentrowali się na destrukcji, więc taki zabieg był konieczny). Czasami schodził również do lewej flanki, by wykorzystać swoją kreatywność do stwarzania sytuacji partnerom. Niestety często dobre zagrania Pawła nie były wykorzystywane przez kolegów. Co więcej sam Brożek również nie prezentował najwyższej dyspozycji. W wielu sytuacjach bardzo źle przyjmował piłkę, co niejednokrotnie zaprzepaszczało nasze szanse na doprowadzenie akcji do końca. Ponadto w drugiej połowie Brożek kilkukrotnie próbował mniej sztampowych zagrań różnych przepuszczeń i podań zewnętrzną częścią stopy, jednakże bez żadnego pożytku dla drużyny. Przeważnie w sektorze, w którego stronę zmierzała futbolówka nie było żadnego Wiślaka, lub nie miał on szans na dojście do piłki.

Piotr Ćwielong - 5

Zaliczył bardzo przeciętny występ. Choć był dynamiczny i starał się szukać gry, notował odbiory, to niestety popełniał zbyt wiele błędów indywidualnych. Zbyt często źle przyjmował piłkę lub gubił się we własnym dryblingu. Nie był również zbyt produktywny jeśli idzie o strzały, dośrodkowania, czy kluczowe podania, choć był aktywny przy rozgrywaniu akcji przez Wisłę. Ponadto wywalczył dla naszej drużyny aż sześć rzutów wolnych na połowie przeciwnika, co, w sytuacji gdy Wisła znajdowała się w kryzysie i miała problemy z płynnym konstruowaniem akcji, było bardzo cenne.

Mauro Cantoro - 5

Również przeciętny występ. Dużo walczył, zaliczał odbiory, jak zwykle często zastawiał piłkę w środku pola. Argentyńczyk nie zagrał źle, ale nieco słabiej od Sobolewskiego. To co najbardziej drażniło w jego grze to fakt, że nie wyglądał na świeżego zawodnika wprowadzonego z ławki. W wielu sytuacjach na tle zmęczonych kolegów i rywali prezentował się dosyć kiepsko, tak pod względem szybkości jak i zwrotności. Ponadto zaliczył kilka błędów przy prostych podaniach, choć kosztowały nas one jedynie np. oddanie rywalom autu, to jednak były to niepotrzebne, niewymuszone straty.

Tomas Jirsak

Choć Czech nie wyróżnił się niczym szczególnym na boisku, to jednak jego pojawienie się na murawie wniosło powiew świeżości w poczynania Wisły, która na nowo zaczęła dominować. Ze względu na plan taktyczny Wisły Jirsak nie mógł zbytnio angażować się w poczynania ofensywne, bo do jego głównych obowiązków należała obrona i asekuracja ofensywnie grających partnerów, stąd bardzo ograniczone pole do popisu naszego zawodnika. Trzeba też podkreślić, że choć defensywny pomocnik to raczej „nie jego bajka”, to Jirsak ze swoich zadań wywiązywał się sumiennie. Grał zbyt krótko, by podlegać ocenie.

Podsumowanie

Choć mecz z pewnością nikogo nie olśnił swoim tempem, czy szczególnie wysokim poziomem, to jednak Wisła zdecydowanie nie powinna wstydzić się swojego występu. Z taktycznego punktu widzenia zagrała bardzo dobrze, dominowała i odniosła zasłużone zwycięstwo. Zwycięstwo z pewnością byłoby okazalsze gdyby ofensywni zawodnicy zaprezentowali więcej precyzji w swoich zagraniach. Jednakże, choć każde zwycięstwo nad Legią cieszy, to należy o nim jak najszybciej zapomnieć.

Naszym celem jest nie pokonanie Legii, ale zdobycie mistrzostwa, a od tego celu nadal dzielą nas trzy nieproste spotkania. ŁKS i Lechia to drużyny wciąż zagrożone spadkiem więc walczące z pełnym zaangażowaniem. Co więcej, obie drużyny od czasu zmiany trenerów prezentują zdecydowanie lepszy futbol i także pod względem czysto piłkarskich umiejętności nie powinni być lekceważeni. Na dodatek oba spotkania odbędą się na wyjeździe gdzie Wisła w tym sezonie ma spore problemy przede wszystkim z wygrywaniem spotkań. Absolutnym minimum na ostatnie kolejki jest zdobycie siedmiu punktów, ale tak naprawdę tylko komplet oczek da nam absolutną pewność, że mistrz pozostanie w Krakowie.

wislakrakow.com (Uran235)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła – Legia okiem kibica.

Autor: Adam76

Ten mecz zapowiadał się nie tylko na hit 27 kolejki Ekstraklasy, ale również na spotkanie od którego w dużej mierze zależeć będzie Mistrzostwo Polski. Obie drużyny dzielił w tabeli punkt różnicy i zwycięzca tej konfrontacji uczyniłby duży krok w walce o końcowy triumf. Dlatego od dłuższego czasu wszyscy przygotowywali się na ten jak to nazwano – piłkarskie spektakl wiosny.

Dzięki staraniom osób z UW udało się „zorganizować” ok. 6 tysięcy czerwony koszulek, które rozdawano wszystkim udającym się kibicom na trybunę D. W ostatecznym rozrachunku dało to super efekt – w tym dniu cała trybuna D mieniła się w kolorze soczystej czerwieni jednakowych koszulek z Białą Gwiazdą na piersi.

Spotkanie Wisły z „wojskowymi” cieszył się ogromnym zainteresowaniem ze strony kibiców. Jak podawały media chętnych do obejrzenia zawodów było ponad 30 tysięcy... Pojawia się pytanie gdzie „oni” wszyscy są gdy do Krakowa zawita (nie urażając tych klubów) Polonia Bytom czy GKS Bełchatów?

Nie mniej wracając do meritum: komplet - 15 tysięcy kibiców zasiadł w niedzielne popołudnie na stadionie im. H. Reymana by na żywo zobaczyć zmagania piłkarzy. Łady gest wobec swojego kolegi z drużyny – kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego – wykonali krakowscy piłkarze. Na rozgrzewkę wszyscy wybiegli w czerwonych koszulkach, na których widniała liczba 4 oraz napis „Legenda”. Brawo.

Przy wejściu piłkarzy na zieloną murawę Wiślaccy Ultrasi zaprezentowali dwie oprawy – na obu trybunach za bramkami. Na trybunie D z kartoników w barwach Wisły ułożono napis ABG, co było " głównym motywem" dla znajdującego się poniżej wielkiego transparentu stylizowanego na flagę Armia Białej Gwiazdy o treści – „Jesteśmy Dumą tego miasta!!!” Na przeciwległej trybunie E transparent „Właściwy adres Euro 2012” był uzupełnieniem dla kartoniada także w Trójkolorowych barwach - „R22”. Oprawy te trzymano cały czas podczas odśpiewania hymnu Białej Gwiazdy – „Jak długo na Wawelu....”

To nie wszystkie atrakcje w tym dniu ze strony osób z UW. Bowiem gdy piłkarze pojawili się na murawie przed drugą połową na trybunie D zaprezentowano kolejną oprawę pod tytułem „Gdzie diabeł mówi dobranoc – tam Wisła mów dzień dobry” uzupełnioną przez odpowiedni „rysunek” z rozciągniętych pasów materiału na całej trybunie. Tym samym każdy mógł ujrzeć na tym meczu aż trzy oprawy zrobione przez ludzi z Ultra Wisły.

Na Wiślackim stadionie w tym dniu zaprezentowano następujące trójkolorowe flagi : White Star Power, Nieobliczalni, Myślenice, Olkusz, Kleparz, Bieżanów, Wieliczka, Bochnia, Wisła, Beer Boys, zaś na centralnym miejscu pod sektorem D3 swoje miejsce miały dwie flagi Lechii Gdańsk – Pruszcz Gdański oraz Nowy Targ. Były również flagi Unii Tarnów oraz Śląska Wrocław.

Wiele można powiedzieć o dopingu ale na pewno też i to, że niestety nie był on najlepszy. Kilka razy w tym roku słyszałem dużo głośniejszy doping na Reymonta 22. Oczywiście było głośno – na boisku piłkarze na pewno „czuli” to wsparcie, ale dla mnie zabrakło takiego „fanatyzmu” w tym śpiewie. Owszem podczas spotkania śpiewało wiele osób - również na trybunach E, A i B. Ale nie wszyscy – a powinni. Tak to jest gdy na mecz o takim ciężarze gatunkowym pojawia się liczne grono przypadkowych osób, które nie umie albo i nie chce włączać się do wspierania swojej drużyny.

Tradycyjnie prym w dopingowaniu wiodła trybuna D. Kierowany przez naszych „Gniazdowych” doping był urozmaicany przez wiele piosenek. Mogliśmy usłyszeć min. „HSV”, „Jesteśmy Dumą tego miasta!”, „Niepokonana”, „My chłopcy z Reymonta”, „Ole, super Wisełka” i inne. Udało się również dopingować na dwie trybuny – zaśpiewano min. „Jazda, jazda, jazda – Biała Gwiazda!”, czy przeciągłe „Wisłaaaaa”. Również kila razy przypomniano kto jest naszą zgodą – tak więc nie zabrakło min. sławnego „A my swoje – Lechia Gdańsk!” czy pozdrowień dla kibiców z Tarnowa i Dolnego Śląska.

Przy tego typu spotkaniach kibice nie zapominają również o „pozdrowieniach;)” dla stołecznej drużyny np. - piosenką „Jestem kibicem Wisełki Kraków...”;)

Wokalne wspieranie naszych piłkarzy na pewno im pomogło bowiem z perspektywy miejsca z którego obserwowałem zmagania zawodników mecz należał do wyrównanych. Widać było iż warszawiacy, którzy byli przed tymi zawodami w lepszej sytuacji w tabeli przyjechali tutaj przede wszystkim nie przegrać. I udawało się im to do 35 minuty, kiedy to bardzo składną akcję przeprowadzili Wiślacy. Rafał Boguski w tempo zagrał do Marcelo, a ten z 12 metrów huknął tak, że bramkarzowi Legii nie pozostało nic innego jak wyjąć piłkę z siatki.

Radość wszystkich, co oczywiste, była bardzo duża, ale też panował pogląd, że dla „spokoju na boisku” trzeba podwyższyć na 2-0;).

Do szatni piłkarze schodzili przy prowadzeniu Białej Gwiazdy 1-0. Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Zawodnicy obydwu drużyn cały czas dążyli do zmiany wyniku. Nikt nogi nie odstawiał, efektem tego były przedwczesne zejścia z murawy min. Boguskiego, Sobolewskiego i strzelca bramki Marcelo.

Pod koniec meczu Wiślacy trochę nie potrzebnie cofnęli się pod własną bramkę pilnując skromnego prowadzenia. Przez to kilka razy zakotłowało się pod bramka krakowian. Na szczęście albo dobrze bronił Pawełek, albo legioniści fatalnie pudłowali. Oczywiście Wiślacy też mieli swoje sytuacje i nie raz bardzo groźnie było w polu karnym gości. Ostatecznie wynik nie uległ zmianie zaś ostatni gwizdek sędziego oznaczał jedno – Wisła wygrała mecz 1-0 i została samodzielnym liderem Ekstraklasy. Teraz wszystko zależy od naszych piłkarzy – czy uda im się obronić mistrzowski tytuł? Zobaczymy, ja wierzę, że tak!

Po zakończonych zawodach gracze Białej Gwiazdy podeszli pod poszczególne trybuny dziękując za wsparcie. Wspólnie z kibicami zaśpiewali „Lidera mamy!”, „Niepokonana nasza Wisełka kochana!”. Po raz kolejny pamiętali też o popularnym „Baszczu” wspólnie z fanami z trybuny D zaintonowali – „Baszczu z nami, z kibicami!”

PS. Po raz kolejny niestety okazało się, że część osób nie dorosło by nazwać ich kibicami Wisły. Przy rozdawaniu darmowych czerwonych koszulek, niektórzy zachowywali się jakby to były czasy PRL i „rzucili mięso do sklepu”. Drugą sprawą to zachowanie osób, które nie dość, że na Reymonta 22 pokazują się „raz na sezon” to jeszcze przesadziwszy z procentami reprezentują soba postawę wręcz skandaliczną.


źródło: KibiceWisly.pl

Tam Wisła mówi dzień dobry

11. maja 2009, 02:27

Imponujące wrażenie robiła trybuna D na wszystkich, którzy dziś zjawili się na Reymonta. Niemal sześć tysięcy czerwonych koszulek wprawiało w doskonały nastrój już na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. W trakcie meczu do dopingu włączały się wszystkie sektory, szczególnie "Ole Super Wisełka" wyszło na naszym stadionie w niedzielę wybornie.

Rozpoczęciu boiskowej konfrontacji towarzyszyły bardzo piękne kartoniady zaprezentowane na obu trybunach krytych. Na D białe litery tworzyły napis ABG na niebiesko-czerwonym tle, na płocie wisiał transparent "Jesteśmy Dumą tego miasta". Na E płótno z hasłem "Właściwy adres Euro 2012", a z kartonów czerwony napis R22 z białą obwódką na niebieskim tle. Spójność kolorystyczna i prostota, a zarazem misterność wykonania tych kartoniad są nie do przecenienia.

W trakcie spotkania na miażdżąco czerwonym D pojawiały się flagi na kijach, które możecie obejrzeć w naszej galerii. Radość po bramce Marcelo była tak ogromna i żywiołowa, że kibice nie usłyszeli spikera tradycyjnie skandującego z nimi nazwisko strzelca :) Przy okazji warto wspomnieć, że Marcelo znów ucałował nasz herb po zdobyciu gola :)

Drugą połowę meczu trybuny rozpoczęły od prezentacji składającej się ze szczelnie rozciągniętych szarf oraz transparentów z hasłem "Gdzie diabeł mówi dobranoc, tam Wisła mówi dzień dobry".

Wziąwszy pod uwagę, że na Reymonta mieliśmy do czynienia z kompletem widzów, doping mógł być lepszy. Należy jednak pamiętać, że na stadionie znalazła się całkiem liczna grupa osób przypadkowych, typowych widzów meczu na szczycie polskiej ekstraklasy, nie koniecznie interesujących się wypełnianiem roli dwunastego zawodnika. W moim odczuciu nie było źle.

Na płocie trybuny południowej zawisły dzisiaj m.in. flagi BB'98, Wisła, Bieżanów i Fanatycy.

Podczas niedzielnego spotkania wiślackie trybuny wyrażały poparcie m.in. dla kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego, trenera Macieja Skorży, Radosława Sobolewskiego (hasłem "Kibiców wola: Zostawcie w klubie Sobola), Pawła Brożka czy Patryka Małeckiego. W doliczonym czasie gry pięknie niosło się "Wisła to jest potęga". Na koniec nie zabrakło naturalnie pytania o berło i koronę.

Po meczu piłkarze długo cieszyli się razem z kibicami. Wraz z trybuną D krzyczeli "Baszczu z nami!", by podobnie jak specjalnie przygotowanymi na rozgrzewkę koszulkami wyrazić swe wsparcie dla uszkodzonego filara wiślackiej defensywy.

wislakrakow.com (nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Galeria kibicowska:

Wideo

Skrót meczu:


Kibice podczas meczu Wisła - Legia cz.1:


Kibice podczas meczu Wisła - Legia cz.2: