2009.07.15 Wisła Kraków - Levadia Tallin 1:1

Z Historia Wisły

2009.07.15, Liga Mistrzów, II runda kwalifikacyjna, Sosnowiec, Stadion Ludowy, 20:30
Wisła Kraków 1:1 (0:1) Levadia Tallin
widzów: 3.500
sędzia: Tommy Skjerven (Norwegia)
Bramki

Piotr Ćwielong 93'
0:1
1:1
40' Nikita Andriejew

Wisła Kraków
4-5-1
Mariusz Pawełek
Wojciech Łobodziński grafika:Zmiana.PNG (46' Piotr Ćwielong)
Mariusz Jop
Marcelo
Piotr Brożek
Patryk Małecki
Radosław Sobolewski
Júnior Díaz
Tomáš Jirsák grafika:Zmiana.PNG (73' Mauro Cantoro)
Andraž Kirm
Paweł Brożek

trener: Maciej Skorża
Levadia Tallin
4-4-2
Martin Kaalma
Kristian Marmor grafika:Zmiana.PNG (46' Tihhon Šišov)
Andrei Kalimullin
Igor Morozov
Taijo Teniste
Deniss Malov
Konstantin Nahk grafika:zk.jpg
Władisław Iwanow grafika:Zmiana.PNG (85' Eino Puri)
Sander Puri grafika:zk.jpg
Nikita Andriejew grafika:Zmiana.PNG (83' Indrek Zelinski)
Vitali Gussev

trener: Igor Prins

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy
Kibice Wisły
Kibice Wisły
Kibice Wisły
Kibice Wisły

Spis treści

Przed pierwszym gwizdkiem

Levadia bez tajemnic

Data publikacji: 11-07-2009 17:10


W miniony weekend Levadia Tallin rozgromiła w meczu ligowym FC Kuressaare aż 7:1. Na spotkaniu tym obecny był wysłannik Wisły Kraków – Rafał Janas. Oto, co powiedział drugi trener Białej Gwiazdy po przyjeździe z Estonii. Fot. Maks MichalczakFot. Maks Michalczak

Ten nateriał ukazał się w 85.. numerze newslettera Wisły Kraków.

„Ktoś, kto nie śledzi ligi estońskiej, może uznać ten wynik za imponujący. Ale jeśli prześledzi się wyniki Levadii w meczach z tymi zespołami, to taki pojawia się mniej więcej co dwie, trzy kolejki. Ta liga jest taka niewyrównana. Połowa zespołów to półzawodowcy, grają tam ludzie, którzy pracują i przy okazji grają w piłkę. Właśnie z takim zespołem Levadia się spotkała w ostatniej kolejce. Był to beniaminek, który odstaje dosyć mocno od poziomu prezentowanego przez Levadię. Takich zespołów, z tego co udało mi się zorientować, jest kilka w tej lidze, jak nie więcej. Właśnie trafiłem na taki mecz, który odbywał się do jednej bramki. Zespół Kuressaare ograniczał się praktycznie do wybijania piłki, ciężko im było przeprowadzić jakąś składną akcję. Tak wyglądają te mecze, niestety. Trzy, czy cztery zespoły są w miarę wyrównane, natomiast pozostałe prezentują dużo niższy poziom” – podsumował mecz środowego przeciwnika Wisły Rafał Janas.

Zdaniem asystenta trenera Skorży, Levadia prezentuje poziom zespołu ze środka tabeli Ekstraklasy. „Ciężko mi się w ten sposób wypowiadać, bo tak naprawdę widziałem tylko jeden w miarę wyrównany mecz Levadii - derby z Florą Tallin, które wygrała 3:2. Ale myślę, że Levadia w polskiej lidze plasowała się gdzieś w środku tabeli” – stwierdził.

Silną stroną Levadii jest formacja ofensywna, zwłaszcza skrzydłowi oraz napastnicy: Sander Puri, Indrek Zelinski, Nikita Andriejew i Władimir Gusjew. „Prawy pomocnik, Sander Puri, to reprezentant Estonii. To młody, ciekawy piłkarz, dobrze wyszkolony technicznie. Jest jeszcze Indrek Zelinski, który rozegrał ponad 100 meczów w reprezentacji Estonii. No i Andriejew i Gusjew – napastnicy. Nikita Andriejew był swego czasu na testach w Legii, nie wzięła go wówczas. Ale jest to ciekawy zawodnik, który niedługo na pewno opuści Levadię i przejdzie do innego klubu, bo umiejętności ma dosyć duże. Niedawno zagrał w reprezentacji młodzieżowej Rosji. Na tych czterech zawodników - dwaj skrzydłowi i dwaj napastnicy - na nich musimy zwrócić uwagę, bo są wyróżniającymi się piłkarzami tej drużyny” – mówił Rafał Janas.

Levadia imponuje swoją postawą w Meistrilidze, ale zdaniem trenera Janasa, Wisła powinna poradzić sobie z Estończykami. „Porównanie ofensywy wychodzi zdecydowanie na naszą korzyść. Doszedł do nas Andraž Kirm, to duże wzmocnienie. Mamy faktycznie jakieś problemy w obronie, ale różne warianty wchodzą w grę, kogoś przesuniemy, liczymy też na transfer prawego obrońcy. Jeśli zagramy odpowiedzialnie, na swoim poziomie, to powinniśmy sprostać tym czterem dobrym zawodnikom. Myślę, że nasza defensywa sobie z nimi poradzi. Ten obraz jest trochę nie do końca prawdziwy, z tego względu, że ci obrońcy z ligi estońskiej, którzy grają przeciwko ofensywie Levadii, prezentują taki dosyć średni poziom. Chciałbym zobaczyć Levadię w meczu z mocniejszą drużyną, żeby mieć lepsze porównanie” – powiedział asystent trenera Skorży.

A co będzie kluczem do zwycięstwa Białej Gwiazdy? „Przede wszystkim nasza dobra organizacja, odpowiedzialna gra, przestrzeganie zasad taktycznych, które wpajamy zawodnikom. Musimy zapomnieć, że gramy z teoretycznie słabszym rywalem, bo Levadia potrafiła sprawiać niespodzianki, wygrywając z dużo notowanymi rywalami w europejskich pucharach. Ta sfera psychologiczna jest bardzo ważna. Nie możemy zlekceważyć rywala, musimy grać swoją piłkę, narzucić przede wszystkim swój styl gry i nie dać się zaskoczyć ofensywie Levadii” – podsumował Rafał Janas.

Ania M.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Skorża: Nie zlekceważymy Levadii

Data publikacji: 13-07-2009 18:34


Trener Maciej Skorża na konferencji prasowej przed meczem z Levadią powiedział o Estończykach: "Nie zlekceważymy tej drużyny. Chcemy być mocno zmobilizowani, by w tym pierwszym meczu wyrobić sobie przewagę".

W środę Wisła będzie musiała zagrać bez kontuzjowanego Arkadiusza Głowackiego. "Wszystko wskazuje na to, że w środę zagramy bez Arka Głowackiego, który nie może uczestniczyć w treningach. Jego występ jest wykluczony. Kapitan być może zagra w rewanżu. Jednak teraz nie chcemy ryzykować pogłębienia się tego urazu. Radek Sobolewski będzie dziś z nami trenował" – powiedział szkoleniowiec.

Jaka jest recepta na zwycięstwo środę? "O recepcie trudno mówić. Wiemy, jak zagrać z Levadią. Widzimy pewne możliwości wykorzystania ich słabszych punktów. Ten pierwszy mecz jest niewiadomą. Jednak jestem optymistą po okresie przygotowawczym i sparingach" – mówił trener.

"Jop jest dużym wzmocnieniem wobec kontuzji Arka. Wczoraj miał pierwszy trening, dzisiaj kolejny. Mam nadzieję, że to wystarczy, by dobrze współpracował z całym blokiem defensywnym" - powiedział Skorża o Mariuszu Jopie, który przed kilkoma dniami dołączył do zespołu. Trener przyznał, że na mecz z Levadią widzi nowego obrońcę w roli stopera. "Mariusz bardziej potrzebny jest na środku obrony. W tym momencie może zastąpić Arka. Łobodziński świetnie spisuje się w roli prawego obrońcy. Te efekty mnie pozytywnie zaskakują. Przypomnę tylko, że kiedyś z przymusu Piotrek Brożek został przesunięty na lewą obronę i gra tam do dziś" - powiedział. Czy Jop jest gotowy na grę przez 90. minut? "Ostatni tydzień Mariusza to podróże na treningi. Wierzę, że te treningi pozwolą mu na występ od pierwszej minuty na dobrym poziomie" - podkreślił szkoleniowiec.

Trener na konferencji przyznał, że dawno nie pamięta, aby na 48 godzin przed meczem miał taki dylemat, jeśli chodzi o ustawienie drużyny. "Wierzę, że uda się to wszystko dobrze poukładać, by efekt były zadawalające. Mam na to jeszcze dwa treningi" – dodał.

Jak trener ocenia Levadię? „Jest to drużyna, która w polskiej Ekstraklasie by sobie poradziła i mogłaby być w środku tabeli. Ciekawi mnie natomiast, jak oni grają na wyjeździe. To jest dla mnie znak zapytania, jak oni reagują przy dużej publiczności. Co do organizacji gry, to zasługują na uznanie. Niewątpliwie jest to słabsza drużyna niż Wisła, ale nie zlekceważymy tej drużyny. Chcemy mocno być zmobilizowani, by w tym pierwszym meczu wyrobić sobie przewagę" – podsumował Maciej Skorża.

M. Strączek

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Dodaj do:

Źródło: wisla.krakow.pl

Wisła Kraków rozpoczyna walkę o Ligę Mistrzów

Bartosz Karcz

2009-07-15 08:03:43, aktualizacja: 2009-07-15 08:04:54

Wisła podejmuje dzisiaj o 20.30 Levadię Tallin. To będzie pierwszy mecz o wymarzoną LM.

Liga Mistrzów dla wielu klubów, szczególnie z naszej części Europy, jest prawdziwym piłkarskim rajem, który daje nie tylko sportową satysfakcję gry z najlepszymi drużynami Starego Kontynentu, ale przede wszystkim ogromny zastrzyk gotówki (ok. 7 mln euro już za sam awans do fazy grupowej).

Dzisiaj piłkarze Wisły Kraków postarają się zrobić pierwszy krok na drodze do tych, wymarzonych od wielu lat, największych klubowych rozgrywek świata. O godz. 20.30 na Stadionie Ludowym w Sosnowcu podejmą mistrza Estonii, Levadię Tallin.

Krakowianie udali się do Sosnowca już wczoraj wczesnym rankiem. O godzinie 11 na głównej płycie obiektu Zagłębia przeprowadzili ostatni trening. Ich sytuacja kadrowa jest jasna praktycznie od poniedziałku.

Wiadomo, że nie będą mogli zagrać kontuzjowani Peter Singlar i Arkadiusz Głowacki (o urazach Rafała Boguskiego i Łukasza Garguły wiadomo było dużo wcześniej), a do dyspozycji trenera Macieja Skorży będzie Mariusz Jop, którego certyfikat dotarł w poniedziałek z Rosji do Krakowa.

Skorża nie kryje, że wystawi Jopa od początku spotkania. Nie kryje też, że dla nowego piłkarza widzi miejsce w środku obrony obok Marcelo, choć jeszcze w piątek zastanawiał się czy nie wystawić go na prawej flance defensywy.

Znak zapytania odnośnie do wyjściowej jedenastki na dzisiejsze spotkanie jest w zasadzie jeden. Czy w ataku zagra obok Pawła Brożka, Piotr Ćwielong, czy też szkoleniowiec mistrzów Polski zdecyduje się na ustawienie z pięcioma pomocnikami i w ten sposób znajdzie miejsce w drugiej linii dla Tomasa Jirsaka.

Nam wydaje się, że bardziej prawdopodobny jest ofensywny wariant. Levadia jest przecież niżej notowanym od Wisły zespołem, a ta ma w planach wypracowanie sobie zaliczki przed rewanżem, który zaplanowano na przyszły tydzień.

Kibice Wisły liczyć dzisiaj będą oczywiście na bramki Pawła Brożka. Ten w sparingach zaliczył co prawda tylko jedno trafienie, ale...

- Już miałem takie okresy przygotowawcze, że nie strzelałem bramek, a później zostawałem królem strzelców - mówi "Brozio". - Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby w tym sezonie było podobnie.

Ciekawe też jak zaprezentuje się w oficjalnym meczu nowy nabytek "Białej Gwiazdy", Andraż Kirm. Słoweniec zdaje się szybko łapać kontakt z zespołem, a nie dzieje się to bez przyczyny. Stara to bowiem piłkarska prawda, że dobrzy zawodnicy są szybko akceptowani przez zespół.

Kirm dał zresztą już w sparingach próbkę swoich umiejętności. Zaliczył asystę, a w piątek strzelił pierwszego gola w barwach Wisły. Wszyscy w zespole bardzo chwalą Słoweńca i oby te pozytywne opinie znalazły potwierdzenie, gdy przyjdzie grać o konkretną stawkę.

Wisła jest zdecydowanym faworytem tej konfrontacji, ale pod warunkiem, że nie zlekceważy przeciwnika. Takie podejście do sprawy w nie tak odległej historii "Białej Gwiazdy" srodze się mściło. Dlatego warto przed pierwszym gwizdkiem przypomnieć nazwy takich klubów jak Vaalerenga Oslo czy Dinamo Tbilisi - tak ku przestrodze.

Dodajmy, że do Sosnowca wybiera się dzisiaj ok. 3000 kibiców Wisły. To znacznie mniej niż oglądnęłoby mecz w Krakowie. Do takich liczb trzeba się jednak w najbliższym czasie przyzwyczaić, bo wiślacy cały sezon rozegrają przecież poza ul. Reymonta.

Wczoraj natomiast pojawiła się pomyślna wiadomość dla tych fanów, którzy nie pojadą do Sosnowca. Będą mogli zobaczyć nie tylko dzisiejsze spotkanie, ale również rewanż. Niemal w ostatniej chwili prawa do transmisji tej fazy eliminacji Ligi Mistrzów, a także w razie awansu [do] kolejnej rundy, wykupił Polsat. Dzisiejszy mecz będzie można oglądać w Polsacie Sport i TV4. Źródło: Gazeta Krakowska


Opis meczu

Dzięki bramce Piotra Ćwielonga w doliczonym czasie gry, Wisła zremisowała 1:1 w pierwszym meczu drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów z mistrzem Estonii Levadią Tallin. Krakowianie zagrali bardzo słabe spotkanie i dopiero przyszłotygodniowy rewanż na wyjeździe rozstrzygał będzie o losach awansu.


Przed pierwszym gwizdkiem największy znak zapytania stanowiło zestawienie wiślackiej linii obrony, zdziesiątkowanej kontuzjami. Ostatecznie Maciej Skorża zdecydował się na wystawienie na prawej stronie Wojciecha Łobodzińskiego, zaś w środku wracającego do Wisły po pięciu latach Mariusza Jopa. Pewną niespodzianką był również brak w wyjściowej jedenastce Piotra Ćwielonga, którego zastąpił „podwieszony” pod Pawłem Brożkiem Tomas Jirsak.

Najlepszy wiślak na boisku - debiutant Andraż Kirm
Najlepszy wiślak na boisku - debiutant Andraż Kirm

Wisła zaczęła nerwowo i to przyjezdni w pierwszych minutach częściej pojawiali się pod naszym polem karnym. Wysoko ustawiona Levadia mądrze uprzykrzała wiślakom ofensywne poczynania. Pierwszą okazję bramkową krakowianie stworzyli sobie dopiero w 17. minucie i to dzięki nieporozumieniu dwójki obrońców drużyny przeciwnej. Przed bramkarza wyszedł Andraż Kirm, próbował dograć do wbiegającego Pawła Brożka, ale Estończyk przeciął podanie, wybijając piłkę na róg. Pięć minut później z dwójką rywali poradził sobie ponownie Kirm, zagrał na skrzydło do Małeckiego, który dostrzegł w środku Pawła Brożka, ale tym razem najlepszy strzelec ekstraklasy zbyt długo zwlekał z uderzeniem na bramkę.

Mistrzowie Polski z biegiem czasu przejęli inicjatywę i raz po raz konstruowali kolejne akcje ofensywne. Brakowało jednak wykończenia i dokładności pod polem karnym. Po dwóch kwadransach gry przyjezdni odpowiedzieli niecelnym strzałem Sandera Puri i jak się później okazało, było to tylko pierwsze ostrzeżenie. W 33. minucie zgromadzeni na trybunach stadionu w Sosnowcu kibice powstali z miejsc po tym, jak Paweł Brożek wypuścił na wolne pole Andraża Kirma, jednak po technicznym, efektownym strzale Słoweńca, gości uratowała poprzeczka (zobacz tą sytuację - video). Na pięć minut przed zakończeniem pierwszej części spotkania pierwszy raz celnie na bramkę Mariusza Pawełka uderzył Nikita Andriejew. Wcześniej ograł Mariusza Jopa, przymierzył przy słupku i pokonał golkipera Wisły. Krakowianie od razu rzucili się do ataku, ale na niewiele się to zdało. Do przerwy rezultat nie uległ zmianie.

W przerwie trener Skorża zdecydował się na przeprowadzenie jednej zmiany. Boisko opuścił Wojciech Łobodziński, zastąpił go Piotr Ćwielong. Nad Sosnowcem od początku spotkania zbierały się ciemne, burzowe chmury. Dokładnie z pierwszym gwizdkiem oznajmiającym początek drugiej połowy, zaczął padać rzęsisty deszcz. Wiślacy rzucili się do natarcia, ale grali nerwowo i niefrasobliwie. W 56. minucie gracze Levadii po raz drugi tego dnia uratowała poprzeczka. Tym razem po rzucie rożnym główkował Junior Diaz. Strzałów z dystansu dwukrotnie próbował jeszcze Jirsak, ale najpierw nie trafił, później już tak, ale wprost w bramkarza.

O grze Wisły w kolejnych minutach trudno powiedzieć coś dobrego, poza tym, że znacznie dłużej od Estończyków utrzymywała się przy piłce. Nie wynikało jednak z tego kompletnie nic. Levadia kilkakrotnie wyszła z groźną kontrą, ale nie potrafiła zakończyć swej akcji celnym strzałem. Z każdą kolejną minutą zarówno na boisku, jak i na trybunach sytuacja wyglądała coraz gorzej. Wiślacy w strugach deszczu bili głową w mur i to niekoniecznie goście tak skutecznie się bronili, a raczej nasz zespół napierał bez pomysłu i wyraźnej koncepcji.

Dopiero w ostatniej minucie doliczonego czasu gry krakowianie przeprowadzili jedyną tego dnia bramkową akcję. Po kiksie obrońcy, Paweł Brożek zgrał piłkę do Piotra Ćwielonga, a ten z pięciu metrów trafił do pustej bramki. Zaraz po tym norweski arbiter zakończył grę. Wisła po bardzo słabym spotkaniu tylko zremisowała u siebie z mistrzem Estonii 1:1, a więc losy awansu do III rundy eliminacji Ligi Mistrzów ważyć się będą za tydzień w Tallinie.


wislakrakow.com
(redakcja)

W Sosnowcu Wisła w ostatniej chwili uratowała remis z Levadią

Wojciech Batko, Sosnowiec

2009-07-15 22:23:41, aktualizacja: 2009-07-16 10:23:58

W pierwszym meczu II rundy eliminacji Ligi Mistrzów Wisła Kraków zremisowała z Levadią Tallin 1:1. Rewanż za tydzień w stolicy Estonii. Sosnowiecki, pucharowy debiut piłkarska Wisła ma za sobą. Niestety, w mieście nad Brynicą "Biała Gwiazda" walcząca o wymarzoną Ligę Mistrzów, mocno rozczarowała. Czy zrehabilituje się w rewanżowym spotkaniu?

Zaskoczeniem było ustawienie wiślaków - z jednym tylko napastnikiem i pięcioma pomocnikami. Jeszcze większym zaskoczeniem była postawa tej drugiej linii. Po pierwszym kwadransie była wyraźnie "poza grą". Ponadto na prawej obronie błąkał się Łobodziński. I tak - w skrócie - wyglądało "wejście" krakowian w ten mecz.

Około 20. minuty na prawą obronę przeszedł Piotr Brożek, na lewą Diaz, Łobodziński wrócił do pomocy, a Małecki dostał zadanie wspomagania w ataku Pawła Brożka. Radykalnie jednak nie zmienił się sposób gry mistrzów Polski.

Owszem, w 22. minucie Paweł Brożek zmarnował "setkę" (źle przyjął piłkę po akcji Kirma z Małeckim na lewym skrzydle), a w 33. min - w sytuacji sam na sam - Słoweniec wycelował w poprzeczkę. Jednak krakowianie głównie... denerwowali. Nieporadnością, niedokładnością, chaosem.

Estończycy natomiast próbowali grać spokojnie, w miarę możliwości dokładnie, nieźle taktycznie (m.in. kwestie krycia i inicjowania kontr).

I w 40. min doczekali się! W polu karnym piłkę otrzymał Andriejew, dryblingiem okpił Jopa i z lewej nogi skutecznie przymierzył w lewy, tzw. krótki róg. Konsternacja? Zdecydowanie, gdyż goli - jak najbardziej - spodziewano się, ale po przeciwnej stronie murawy.

Wraz z początkiem drugiej odsłony nad Sosnowcem rozpętała się burza. Na szczęście pioruny starały się omijać stadion. Do gry wprowadzono za Łobodzińskiego Ćwielonga. Próbował mijać rywali, nie bardzo mu to jednak wychodziło, gdyż cały zespół męczył się grą. Trochę więc niespodziewanie (!) krakowianie mogli wyrównać - w 56. min. Po kornerze (z prawej strony) Diaz "główkował" w poprzeczkę, a poprawkę Jopa wyłapał Kaalma. Mniej więcej w tym samym czasie przestało padać, co jeden z kibiców skomentował: - Przynajmniej "Małemu" zroszono murawę, żeby mu piłka lepiej chodziła.

Ale jakoś nie chciała... Natomiast w 67. min., po kontrze, Andriejew z kilku metrów miast skierować piłkę do siatki, posłał ją daleko obok bramki. Wtedy też burza przypomniała sobie o wiślakach, a raczej o ich boiskowej szamotaninie. Ta trwała w sumie do 93. minuty, kiedy to Paweł Brożek zdołał dograć do Ćwielonga. Ten strzelił do pustej bramki i przynajmniej Wisła nie przegrała. Z niepokojem czekamy teraz na rewanż.

Wisła Kraków - Levadia Tallin 1:1 (0:1)


Bramki: Ćwielong 90+3 - Andreev 40.

Żółte kartki: Nahk, Puri.

Sędziował: Tommy Skjerven (Norwegia)

Wisła: Pawełek - Łobodziński (46 Ćwielong), Jop, Marcelo, Piotr Brożek - Małecki, Sobolewski, Diaz, Kirm - Jirak (72 Jirsak) - Paweł Brożek.

Levadia: Kaalma - Marmor (Sziszov), Morozov, Kalimullin, Teniste - Malov, Ivanov, Nahk, Pun - Gussev, Andreev (83 Zelinski). Źródło: Gazeta Krakowska


Pomeczowe wypowiedzi

Maciej Skorża, trener Wisły

Maciej Skorża
Maciej Skorża

- Spodziewaliśmy się, że ten mecz nie będzie z naszej strony super widowiskiem, natomiast liczyłem, że będziemy skuteczniejsi i stworzymy więcej sytuacji pod bramką przeciwnika, a tak do ostatniej minuty walczyliśmy by zremisować - stwierdził po zremisowanym pojedynku z Levadią trener Maciej Skorża.

- Jestem przekonany, że jesteśmy lepszą drużyną i w rewanżu zagramy skuteczniej. Dziś grając słabo stworzyliśmy kilka sytuacji, mam nadzieję, że zagramy w rewanżu i lepiej, i skuteczniej - dodał szkoleniowiec Białej Gwiazdy. - W przeciwieństwie do przeciwników brak nam rytmu meczowego. Mimo wszystko będąc w środku okresu przygotowawczego powinniśmy sobie poradzić, naszym celem jest więc zdobycie przynajmniej jednej bramki więcej na wyjeździe.

W drugiej połowie zmieniony został Wojciech Łobodziński, zmuszony grać od początku na prawej obronie. - Wojtek miał grać bardzo ofensywnie i nie funkcjonowało to tak jak zakładałem. Patryk miał schodzić do środka, a "Łobo" miał być fałszywym skrzydłowym, ale grając na tej pozycji nie potrafił dośrodkować, stąd decyzja o przestawieniu drużyny. Powodem nie było ustawienie drużyny, powodem była generalnie słabszy mecz w wykonaniu całego zespołu.

- Obrazek po meczu jest wymowny, piłkarze Levadii schodzili "na ostatnich nogach". Nam może zabrakło trochę koncentracji od początku. Nie zlekceważyliśmy przeciwnika, ale może za bardzo wierzyliśmy że i tak te bramki padną, bez względu na naszą determinację. Sami sobie zawiesiliśmy wysoko poprzeczkę stratą bramki jako pierwsi.

- Kontuzje? Jest jak jest, musimy awansować takim składem jakim obecnie dysponujemy.

wislakrakow.com

Marko Kristal, drugi trener Levadii

- Przed meczem remis braliśmy w ciemno. Mamy remis, byliśmy już pewnie zwycięstwa, ale remis jest dobrym wynikiem - powiedział drugi trener Levadii Marko Kristal.

- Nie było łatwo sięgnąć po ten wynik. Odrobiliśmy zadanie domowe, rozpracowaliśmy Wisłę i byliśmy blisko zwycięstwa. Wisła wciąż jest faworytem. Mamy przewagę własnego boiska w rewanżu, ale do Wisła wciąż zachowuje większe szanse - dodał asystent szkoleniowca mistrza Estonii.

wislakrakow.com

Andraž Kirm, zawodnik Wisły

Andraž Kirm
Andraž Kirm

Zremisowane spotkanie pucharowe Wisły z Levadią Tallin było oficjalnym debiutem Andraża Kirma w naszej drużynie. Słoweniec, szczególnie w pierwszej połowie, na tle słabo grających kolegów, zaprezentował się pozytywnie i był bliski strzelenia bramki. W 33. minucie po jego precyzyjnym, technicznym uderzeniu, piłkarzy Levadii uratowała poprzeczka.

- Nie możemy być zadowoleni z rezultatu. Wisła powinna takie mecze wygrywać i zagrać znacznie, znacznie lepiej. Wierzę, że w rewanżu na wyjeździe pokażemy więcej swoich dobrych strony - skomentował postawę swojej drużyny po końcowym gwizdku.

- Druga połowa była toczona w bardzo ciężkich warunkach. Być może nam było nieco trudniej, bo atakowaliśmy, a Levadia się broniła. Mimo tego, powinniśmy się zaprezentować znacznie lepiej. Mamy tydzień na przeanalizowanie swoich błędów, poprawę naszej gry i pokonanie Levadii na jej boisku - dodał.

Słoweniec nie chciał konkretnie omawiać występu "Białej Gwiazdy" oraz błędów, jakie popełniła w starciu z mistrzami Estonii. - Musimy po prostu usiąść i porozmawiać na temat naszej gry oraz tego, co powinniśmy zmienić przed drugim spotkaniem. Myślę, że przede wszystkim wszyscy musimy w rewanżu wznieść się o poziom wyżej - powiedział.

wislakrakow.com

Piotr Ćwielong, piłkarz Wisły

Piotr Ćwielong
Piotr Ćwielong

Piotr Ćwielong zdobył pierwszą bramkę dla Wisły w meczu otwierającym sezon 2009/2010. "Pepe" uratował Białej Gwieździe remis w pierwszym meczu drugiej rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów. - Trochę się łudziliśmy, bo zegar zatrzymał się na 85. minucie, a my myśleliśmy, że mamy jeszcze pięć minut i że możemy jeszcze wygrać ten mecz - przyznał napastnik po spotkaniu.

Rzeczywiście, zegar na stadionie przy ul. Kresowej w Sosnowcu zatrzymał się w 85. minucie i do końca meczu widniała na nim właśnie ta liczba. Doprowadziwszy do remisu, podopieczni Macieja Skorży myśleli, że mają jeszcze minimum pięć minut czasu gry... - Sędzia skończył pojedynek wcześniej niż się spodziewaliśmy, więc nasze szanse na zwycięstwo w tym meczu zniknęły - powiedział "Pepe".

Okazało się więc, że Piotr Ćwielong doprowadził do wyrównania w ostatniej akcji meczu. Szansę na uniknięcie porażki stworzył Wiśle defensor Levadii, po którego błędzie piłka trafiła do Pawła Brożka. - To była instynktowna sytuacja. Ktoś wybił piłkę, Paweł wyszedł do niej, myślałem, że sam będzie strzelał, ale podał do mnie. Nie czuję się bohaterem tej akcji, całą drużyną gramy i całą drużyną remisujemy. Wykorzystaliśmy tę sytuację, ale szkoda, że zabrakło czasu na więcej - mówił po meczu wyraźnie strapiony Piotr Ćwielong.

Wisła zremisowała jednak nie dlatego, że nie wystarczyło jej czasu w końcówce gry, a dlatego, że na początku pojedynku pozwoliła gościom dojść do głosu, później pierwsza straciła bramkę, a sama nie wykorzystała wcześniejszych sytuacji. - Nie wiem dlaczego tak zaczęliśmy ten mecz. Ja wszedłem po przerwie, chciałem zagrać jak najlepiej i pomóc drużynie. Spodziewaliśmy się, że Levadia będzie walczyć, nie zaskoczyło nas to, ale mecz niestety tak się ułożył, że przegrywaliśmy i musieliśmy gonić wynik. Szkoda, że udało nam się tylko zremisować, spodziewaliśmy się więcej po tym meczu, ale na więcej musimy poczekać do konfrontacji rewanżowej. Myślę, że w rewanżu zagramy zdecydowanie lepiej.

wislakrakow.com
(nikol)

Remis w ostatniej sekundzie

Data publikacji: 15-07-2009 22:58


Levadia przyjechała po bramkę i korzystny wynik - i to udało się jej osiągnąć. W pierwszym meczu II rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów Wisła Kraków zremisowała z Levadią Tallin 1:1.

Około trzech tysięcy widzów przyjechało do Sosnowca, aby obejrzeć pierwszy występ Wisły Kraków w tym sezonie - spotkanie w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów przeciwko mistrzowi Estonii, Levadii Tallin. Dla Wiślaków był to też pierwszy mecz o stawkę rozegrany na Stadionie Ludowym w roli gospodarza.

Biała Gwiazda miała sporo problemów kadrowych i trener Skorża musiał na prawej obronie wystawić nominalnego pomocnika, Wojciecha Łobodzińskiego. W składzie Wisły od pierwszej minuty grali nowi zawodnicy krakowskiej drużyny - Mariusz Jop i Andraż Kirm.

Zapraszamy do oglądania galerii!

Na początku spotkania dosyć niespodziewanie przewagę wypracowali sobie podopieczni Igora Prinsa. W miarę upływu kolejnych minut Wisła grała coraz śmielej, ale brakowało skutecznego wykończenia akcji.

Najlepszą okazję do zdobycia bramki dla gospodarzy miał w 33. minucie świetnie spisujący się Andraż Kirm, ale piłka po jego strzale trafiła w poprzeczkę.

W 40. minucie goście sprawili nie lada sensację. Nikita Andriejew, najskuteczniejszy strzelec Levadii, ominął Mariusza Jopa i strzelił tuż przy słupku. Mariusz Pawełek nie zdołał wyciągnąć tej piłki i Levadia prowadziła na Stadionie Ludowym 1:0.

W drugiej części spotkania Wiślacy próbowali odrobić stratę, ale piłkarze Levadii skutecznie bronili dostępu do swojej bramki. Gospodarzom brakowało też szczęścia - w 49. minucie Martin Kaalama piąstkował piłkę tak, że ta uderzyła w twarz zawodnika Estonii, ale futbolówka do bramki nie wpadła. W 56. minucie piłka po strzale Juniora Diaza znowu uderzyła w poprzeczkę, a dobitkę Mariusza Jopa obronił bramkarz gości.

Gry obu drużynom nie ułatwiała burza, która w trakcie meczu rozpętała się nad Sosnowcem. Mimo padającego deszczu w końcówce spotkania doskonałą okazję do wyrównania miał Radosław Sobolewski, ale piłka po jego strzale tylko minęła spojenie słupka z poprzeczką. Już w doliczonym czasie gry futbolówkę mógł do własnej bramki skierować piłkarz Levadii, ale i tym razem szczęście sprzyjało gościom. Jednak już w doliczonym czasie gry kibiców na stadionie w euforię wprawił Piotr Ćwielong, który strzelił gola, wykorzystując podanie Pawła Brożka.

Wiślacy mimo wszystko są w trudnej sytuacji przed rewanżem. Na wyjeździe muszą strzelić Levadii bramkę, a okazuje się to bardzo, bardzo trudne.

Wisła Kraków - Levadia Tallin 1:1 (0:1)

0:1 Andriejew 40'

1:1 Ćwielong 90'

Wisła Kraków: Pawełek – Łobodziński (46' Ćwielong), Jop, Marcelo, Piotr Brożek – Małecki, Sobolewski, Diaz, Kirm – Jirsak (73' Cantoro), Paweł Brożek

Levadia Tallin: Kaalma – Marmor (46' Šišov), Morozow, Kalimullin, Teniste – Malow, Iwanov (84' E. Puri), Nahk, S. Puri – Andriejew, Gussiejew (82' Zelinski)

Żółte kartki: Puri, Nahk (Levadia)

Sędziował: Tommy Skjerven (Norwegia)

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Minuta po minucie

  • Koniec meczu. Wraca transmisja w tv.
  • 92' GOOOL! Kiks obrońcy, Paweł Brożek zgrał piłkę do Ćwielonga, który z pięciu metrów trafia do pustej bramki.
  • 90' Kartka dla Nakha.
  • 90' Bramkarz Levadii symuluje, goście cały czas grają na czas.
  • 90' Sędzia dolicza trzy minuty.
  • 85' Diaz w polu karnym z bliska nad bramką. I tak na spalonym. Piorun 300 metrów od stadionu.
  • 83' Iwanow zmieniony przez Eino Puriego.
  • 81' Zelinski za Andrejewa.
  • 81' Wisła wciąż nieporadna, a my coraz bardziej zmoczeni. Pod znakiem zapytania staje zakończenie tej transmisji.
  • 79' Uhh, jak coś się nie wydarzy, to już widzimy te tytuły ogólnopolskiej prasy. W dodatku prasy, która nie widziała tego meczu, bo transmisji telewizyjnej nadal brak.
  • 78' Dośrodkowanie Kirma, niepewne piąstkowanie, ale nie ma kto dobić.
  • 77' Strzał w mur.
  • 76' Faul na Małeckim, 22 metry od bramki Levadii. "Gola, gola..."
  • 74' "My chcemy gola, Wisełko..."
  • 74' Podanie za plecy do Ćwielonga, ale w polu karnym powinien zachować się znacznie lepiej!
  • 72' Mało-ofensywna zmiana. Za Jirsaka - Cantoro.
  • 71' Na spalonym Andrejew, gdyby nie to, byłby już przed naszym bramkarzem.
  • 70' I znów ryzykujemy zmoczenie laptopów...
  • 70' Nie przedostała sie piłka do Kirma, ktory tym razem przeszedł na prawą stronę. Chyba wejdzie Mauro Cantoro.
  • 69' Tiger podniesiony. Power is back... ;)
  • 68' Kontra Levadii, piłka latała po naszym polu karnym. Koniec końców wylądowała za naszą bramką.
  • 68' Przewróciła się ogromna puszka/balon Tigera.
  • 68' Ciekawe zagranie Ćwielonga do zamykającego z lewej strony Kirma, nieudany wolej z niełatwej pozycji.*
  • 66' Szansa Levadii i kiks. Podobno z Katowic, od strony zachodniej idzie druga burzowa nawałnica. U nas znów zaczęło lekko padać.
  • 64' Za faul na Małeckim ukarany Sander Puri.
  • 64' Małecki jako ostatni obrońca... Wisła w ataku.
  • 63' Niepewnie Puri po przerzuceniu piłki do Sobolewskiego na prawą stronę. Puri zamiast do bramkarza główkował na róg.
  • 63' Po rzucie wolnym piłka w rękach Mariusza Pawełka. To była bardziej centra niż strzał, ale mogła zaskoczyć.
  • 62' Drugi celny strzał na bramkę Levadii. Z 25 metrów próbował Tomas Jirsak, piłka lekkim po rykoszecie wpada do rąk bramkarza.
  • 61' "Niepokonana, nasza Wisełka kochana" - przypominają piłkarzom kibice!
  • 59' Rozegranie w narożniku pola karnego między Ćwielongiem a Pawłem Brożkiem, ten ostatni wystawia na szesnastkę do Jirsaka, niecelny jego strzał z pierwszej piłki.
  • 59' Wywrócony Paweł Brożek tuż przed polem karny. Choć w sumie sam sie poślizgnął. Szkoda, bo dostał niezłe prostopadłe podanie.
  • 57' Warto dodać, że uderzenie Jopa sprzed minuty to chyba pierwszy celny strzał na bramkę Levadii. A tymczasem kontra, Gussew obok bramki.
  • 57' Telewizja podobno nadal milczy, a deszczu już prawie nie ma. Za chwilę powinna zostać wznowiona relacja. Część naszych serwerów też padła...
  • 56' Poprzeczka znów! Róg, Diaz główkuje w poprzeczkę, piłka do Jopa, uderzenie, broni bramkarz Levadii!
  • 55' Nie udało się dograć do Pawła Brożka w polu karnym Levadii. Róg dla Wisły. Deszcz mniejszy, nadal jest gęsty, ale krople znacznie mniejsze.
  • 53' Gra toczy się na połowie Levadii, ale w takich warunkach ciężko o dokładność.
  • 49' Niepewne piąstkowanie Kaalmy, mógł nabić bodajże Pawła Brożka.
  • 48' Transmisja na Polsacie już padła...
  • 48' Zacina tak, ze aż mokną nasze laptopy... Fajnie bawią się tylko już przemoknięci kibice na trybunie odkrytej.
  • 46' I ulewa...
  • 46' Rozpoczęta druga połowa. Bardzo blisko kolejny piorun. Wczoraj w Austrii piorun poraził 21 osób na boisku...
  • Efektowny piorun na wejście piłkarzy Wisły. Wejdzie Piotr Ćwielong (za Łobo), zmiana też w Levadii.
  • Statystyka pierwszej połowy: Sytuacje 12-5, strzały 9-7, strzały celne 0-1, strzały zablokowane 2-0, spalone 2-1, rzuty rożne 4-1, faule 9-6. Cóż, jeśli nie oddaje się jednego celnego strzału, to nie może być dobrze.
  • Nic z tego nie wyszło. Koniec pierwszej połowy. Niespodziewany i fatalny dla Wisły wynik. 1:0 prowadzi Levadia po golu Andrejewa.
  • 45+2' Ostatnia szansa w pierwszej połowie. Rzut wolny z boku po faulu na Kirmie.
  • 45+1' Piłka do Pawła Brożka, do której ten nie mógł dojść.
  • 44' Dośrodkowanie Jirsaka z rzutu rożnego, niecelna główka Marcelo.
  • 43' Uderzenie nad bramką Levadii.
  • 43' Wisła od razu ciśnie, na razie dużo z tego zamieszania i prób wywarcia presji na arbitrze.
  • 40' Gol dla Levadii!!! Andrejew minął Jopa przed polem karnym Wisły, precyzyjne uderzenie w lewy róg po ziemi i goście prowadzą. Pobudka!!!
  • 39' Kirm nie zdołał "zgasić" półgórnej piłki zagranej do niego.
  • 38' Mariusz Jop, do imiennika Pawełka, wybicie do przodu...
  • 37' Centra, pozostawiony sam Marcelo na 12 metrze i... kiks. Szkoda.
  • 37' Rzut rożny dla Wisły.
  • 37' Kibice Levadii: "LE-VA-DI-JA". Kibice Wisły: "Le-wa-ty-wa" ;)
  • 36' Bezpańska piłka przed polem karnym Wisły dopadnięta przez Andrejewa, błyskawiczny strzał obok bramki.
  • 34' Daleki wykop od Mariusza Pawełka, starał się wywalczyć piłkę Paweł Brożek, ale przegrał "stykówkę" z bramkarzem.
  • 33' Poprzeczka! A taka ładna akcja! Małecki do Pawła Brożka, ten ze środka technicznie do Kirma. Słoweniec też chciał technicznie i efektownie, przymierzył w okienko, ale trafił w poprzeczkę!
  • 30' W Wiśle od paru minut Diaz gra na lewej obronie a Piotr Brożek na prawej. W środku ataku Małecki z Pawłem Brożkiem.
  • 30' Kirm zdołal opanować zagraną do niego górną piłkę i strzelić z powietrza. Niecelnie.
  • 29' Niecelny strzał Andrejewa z lewej strony.
  • 27' Kopnięcie w kierunku Pawła Brożka nie mogło dojść celu. Piłka w rękach Kaalmy.
  • 26' Dośrodkowanie z prawej strony na dobrej wysokości, najwyżej wyskoczył Kirm, lecz główkował nieprecyzyjnie.
  • 25' Patryk Małecki leży w polu karnym Levadii, odgrywał mu piłkę Kirm. Faul...? Raczej nie...
  • 24' Nieco groźniejsza Wisła. Dośrodkowanie Łobodzińskiego, piłka u Małeckiego, zablokowany strzał. Nie wiadomo czy ustawiony z tyłu, ale przed piłką Kirm nie zrobiłby lepszego użytku z tej sytuacji. Zbiera się większy wiatr, to zapowiedź burzy...
  • 22' Odważne piąstkowanie Pawełka tuż przed linią pola karnego.
  • 22' Ładne zagranie bokiem stopy Diaza do Małeckiego, ten zacentrował do środka, gdzie piłka odskoczyła Pawłowi Brożkowi.
  • 21' Błąd Diaza przy wyrzucie piłki z autu...
  • 19' Paweł Brożek wymienia piłkę z Kirmem 25-30 metrów od pola karnego Levadii, brakuje im wsparcia partnerów.
  • 18' Niecelna główka z ostrego kąta Marcelo. Zagrożenie niewielkie, strzał dość lekki, bo z trudnej pozycji, bramkarz asekurował lot piłki.
  • 17' Błąd obrony Levadii, Kirm z piłką w polu karnym, próba zagrania do Patryka Małeckiego zablokowana wślizgiem przez obrońcę. Tylko róg.
  • 15' Drobiazgowy sędzia, odgwizduje faul Jopa w środku boiska. Co do Mariusza - na razie gra bardzo dobrze, ale martwi nas, że ma aż tyle pracy. Zwłaszcza, że raczej nie jest gotów na 90 minut gry...
  • 14' Marmor ratuje się wybiciem na aut. Ale Wisła szybko traci piłkę przez swoją niedokładność.
  • 12' Krótkie rozegranie rogu. Jirsak do Brożka, oddanie, Jirsak miał centrować, ale zobaczył sporo miejsca więc zdecydował się na strzał. Fatalny, kompromitujący, po aucie...
  • 12' Od strony północnej, czyli od trybuny odkrytej nadchodzą spore chmury. Może nieźle lać. Pierwsze pioruny na horyzoncie...
  • 11' Ależ niedokładnie Wisła w środku. A Levadia nadal agresywnie. Wytrzymają to tempo?
  • 10' Dłuższe podanie w kierunku Kirma, lepiej ustawiony Martin Kaalma.
  • 8' Kirm do Diaza, 20 metr, uderzenie baaardzo wysokie, z podbitej piłki. Skwitowane żałosnym dźwiękiem wydanym przez dziwną trąbkę kibica Levadii.
  • 7' Levadia wysoko ustawiona, szybko uniemożliwia jakieś sensowne rozegranie jej przez Wisłę.
  • 6' Błąd Łobodzińskiego i strata piłki, którą podciągnął bodajże Andrejew, ale wyjechał z nią poza boisko.
  • 4' Strzał z daleka i bardzo wysoko nad bramką. Nad naszą bramką!
  • 3' Małecki przejął piłkę w połowie boiska, centra na 20 metr, tu jednak nie było wiślaków. W końcu piłką przejął odwrócony tyłem do bramki Kirm, podał do tyłu, ale nie doczekał się precyzyjnego odegrania.
  • 3' Po centrze z rzutu rożnego do przodu wybił piłkę Mariusz Jop.
  • 2' Daleeeka wrzutka w nasze pole karne. Dziwne, że nasz bramkarz nie wyszedł do tej piłki. Róg.
  • 2' "LE VA DI JA" - to kilkunastu fanów z Estonii krzyknęło z miejsc zajmowanych kilka rzędów pod nami.
  • 1' Pierwszy strzał na bramkę Wisły. Chwyta Pawełek, w dodatku spalony.
  • Starsza wersja hymnu dziś, ta nagrana przez kibiców, z fragmentem "do Gdańska płynie stąd". Za chwilę rozpocznie Levadia.
  • "Jazda, jazda, jazda - BIAŁA GWIAZDA". Obie ekipy wychodzą na boisko. Wisła w tradycyjnych strojach, goście na zielono.

Pomeczowe wypowiedzi trenerów

Skorża: Zagraliśmy słabo

Data publikacji: 15-07-2009 23:58


„Dziś nie udało nam się wygrać, ale przyczyną tego nie było ustawienie drużyny. Powodem było to, że zagraliśmy słabszy mecz”- powiedział na pomeczowej konferencji trener Maciej Skorża.

Po remisie w pierwszym meczu w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów trener Białej Gwiazdy, Maciej Skorża, przyznał, że mecz nie był ładnym widowiskiem. „Spodziewaliśmy się, że ten mecz z naszej strony nie będzie cudownym widowiskiem, bo po okresie przygotowawczym z reguły to nie są wielkie mecze. Jednak liczyłem, że będziemy skuteczniejsi i będziemy potrafili wykorzystać więcej sytuacji pod bramką przeciwnika. A w zaistniałej sytuacji do ostatniej minuty walczyliśmy, żeby ten mecz choćby zremisować” – przyznał Skorża.

Trener mistrzów Polski, mimo remisu jest przekonany, że to Wisła jest lepszą drużyną. „Jestem przekonany, że jesteśmy lepszą drużyną. Mamy tydzień na to, by polepszyć swoją grę. Myślę, że w rewanżu zagramy o wiele skuteczniej. Dzisiaj grając słabo potrafiliśmy stworzyć kilka dogodnych sytuacji. Mam nadzieje, że za tydzień będziemy wyglądali o wiele lepiej i nasza skuteczność będzie lepsza”- podsumował.


Po kilkunastu minutach gry trener zmienił ustawienie. Skąd to wynikało? „Wojtek Łobodziński miał grać bardzo ofensywnie i nie wychodziło mu to. Nie funkcjonowało to tak jak zakładałem. Myślałem, że Patryk Małecki będzie częściej schodził do środka, że będzie robił miejsce dla Wojtka i że będziemy mieli takiego fałszywego skrzydłowego w osobie Wojtka Łobodzińskiego. On jednak grając na tej pozycji nie potrafił tego zrealizować, stąd moja decyzja o przestawieniu drużyny. Dziś nie udało nam się wygrać, ale przyczyną tego nie było ustawienie drużyny. Powodem było to, że zagraliśmy słabszy mecz. Widać u nas brak takiego rytmu meczowego, ale z tym przeciwnikiem powinniśmy nawet będąc w środku okresu przygotowawczego sobie poradzić u siebie. Będziemy walczyć na wyjeździe” – dodał szkoleniowiec Wisły.

Trener przyznał, że nie planuje wprowadzać żadnych zmian w przygotowaniu drużyny. „Nie zamierzam panikować. Jeżeli weźmiemy pod uwagę jakie Levadia odnosiła wyniki w meczach pucharowych, to jest to drużyna, która nie przegrywała dwoma bramkami. Jest to dobrze zorganizowany zespół i tu na pewno należą im się słowa uznania. Naszym celem na wyjeździe będzie zdobycie o jedną bramkę więcej i pokonanie tej przeszkody”- zaznaczył.

„Obrazek po meczu jest dość wymowny. Piłkarze Levadii praktycznie padli, skurcze ich łapały. Widać, że tych chłopaków mnóstwo sił kosztował ten mecz. Nam może zabrakło koncentracji. Ja nie powiem, że zlekceważyliśmy rywala. Wierzyliśmy, że te bramki tak czy inaczej padną, bez względu na to, jak mocno będziemy zdeterminowani. To nas zgubiło. Szkoda tych sytuacji z pierwszej połowy. Gdybyśmy pierwsi zdobyli bramkę myślę, że ten mecz ułożyłby się po naszej myśli, a tak poprzeczkę sami sobie podnieśliśmy wysoko”- zakończył Maciej Skorża.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Kristal: Wisła faworytem

Data publikacji: 16-07-2009 00:03


Asystent Trenera Levadii przyznał, że mimo remisu w Sosnowcu, faworytem dwumeczu pozostaje Wisła Kraków.

„ Przed tym spotkaniem remis bralibyśmy w ciemno. Mamy remis i jesteśmy z niego zadowoleni” – podsumował Marko Kristal, który jednak dodał, że stracony w doliczonym czsie gry gol mąci radość z dobrego wyniku.

„Remis nie był łatwy do osiągnięcia” - podkreślił asystent trenera Levadii. „Wykonaliśmy wiele pracy i dobrze odrobiliśmy zadanie domowe. Wyeliminowaliśmy mocne strony Wisły i byliśmy bliscy zwycięstwa w tym meczu” - dodał. „Wisła cały czas jest faworytem. To ona jest lepszą drużyną. Teraz jednak to my mamy przewagę własnego boiska. Nie zmienia to faktu, że to Wisła nadal zostaje faworytem” – zakończył Marko Kristal.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl

Pomeczowe wypowiedzi zawodników

Pawełek: Nie możemy się załamywać

Data publikacji: 16-07-2009 00:34


Mariusz Pawełek nie zachował czystego konta w meczu z Levadią. W 40. minucie pokonał go Nikita Andriejew. "Nie możemy się załamywać" - mówił po meczu bramkarz Białej Gwiazdy.

"To jest pierwszy mecz, ale nie będziemy się tłumaczyli, bo zagraliśmy słabo. Musimy lepiej zagrać w rewanżu" - powiedział Pawełek. Jego zdanie Levadia, mimo że rozegrała już w lidze kilka spotkań, pozwoliła Wiśle na prowadzenie gry. "To my mieliśmy sytuacje, ale dla nas to był pierwszy mecz. Wydaje mi się, że wszystko jest jeszcze do odrobienia. Czujemy niedosyt, jesteśmy źli i niezadowoleni. Jest to taka sportowa złość. Myślę, że w rewanżu będzie to inaczej wyglądało" - dodał.

Pytany o to, czy wpływ na grę Wiślaków miała fatalna pogoda, odpowiedział: "Warunki były takie same. Nieważna jest pogoda. Był to słaby mecz w naszym wykonaniu".

"Oni oddali tylko jeden strzał na bramkę. Z gry mieliśmy więcej, tylko każdy bał się wziąć odpowiedzialność. Pierwsze mecze tak wyglądają. Trener nas na to uczulał. W zeszłym sezonie też tak było. Nie możemy się załamywać i robić tragedii. Jest jeszcze rewanż" - zakończył Pawełek.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl

Kirm: Jestem niezadowolony

Data publikacji: 16-07-2009 00:37


Andraż Kirm zaliczył swój pierwszy oficjalny mecz w barwach Wisły. Mimo że był wyróżniającym się zawodnikiem na boisku, był niezadowolony ze swojego debiutu.

"Oczywiście, że nie jestem usatysfakcjonowany, bo Wisła nie wygrała. Umiemy grać lepiej i wierzę, że pokażemy to w drugim meczu" - powiedział Kirm, pytany o ocenę swojego występu. "To pierwszy nasz mecz, pierwsza połowa więc czekamy na rewanż" - dodał.

"W drugiej połowie pogoda nam nie sprzyjała, bo to my byliśmy stroną atakującą. Może lepiej się broni w takich warunkach, ale to nie jest usprawiedliwienie. Musimy sobie wyjaśnić, dlaczego tak zagraliśmy. Jestem pewien, że umiemy grać lepiej, musimy to tylko pokazać w drugim meczu" - stwierdził pomocnik.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Ćwielong: Robić wszystko, żeby awansować

Data publikacji: 16-07-2009 00:40


„Teraz jedziemy na rewanż i będziemy musieli robić wszystko, żeby awansować” – powiedział zaraz po zremisowanym meczu z Levadią, napastnik Wisły, Piotr Ćwielong.

Przypomnijmy. Wiślacy w pierwszym oficjalnym spotkaniu w nowym sezonie tylko zremisowali z estońską Levadią Tallin 1:1 w ramach drugiej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Długo jednak na tablicy wyników utrzymywał się niekorzystny rezultat 0:1. Wyrównanie padło w samej końcówce właśnie po trafieniu popularnego Pepe. Gdyby jednak Wisła miała polec już w tej fazie rozgrywek Ligi Mistrzów, byłaby to wręcz kompromitacja. „Każdy zdaje sobie z tego sprawę. Myślę, że jesteśmy na tyle doświadczoną drużyną i na tyle ograną, że nikt raczej takiego scenariusza nie przyjmuje do siebie” – mówił Ćwielong. „Wydaje mi się, że jeśli chcemy awansować to powinniśmy ogrywać takich przeciwników. Świat się nie kończy, to był dopiero pierwszy mecz. Na rewanż wyjdziemy jako inna drużyna i myślę, że lepiej to będzie wyglądało” – dodawał.

Gra podopiecznych trenera Skorży nie układała się najlepiej. Sporo było niedokładnych podań, brakowało skutecznego wykończenia akcji i w konsekwencji korzystniejszego rezultatu po 90. minutach. „Czuliśmy się dobrze, a jednak nie wszystkie akcje nam wychodziły. Może to akurat przez pogodę, że tak lało i podania nie były tak celne jak by się chciało. Mamy jeszcze tydzień, więc będziemy robić wszystko jak najlepiej i trenować te rzeczy, które dzisiaj nam nie wychodziły, aby w rewanżu lepiej to funkcjonowało” – wyjaśniał napastnik Wisły.

Rewanż w Tallinie nie będzie niestety formalnością. Wiślacy mają teraz czas na analizę swoich błędów i wyciągnięcie niezbędnych wniosków. Historii meczu nikt już nie zmieni.

„Może to jest też nauczka dla nas. Przed meczem myśleliśmy, że pokusimy się o więcej bramek i tym samym o spokojny wyjazd do Tallina, ale niestety tak nie jest. Takie jest życie. Będziemy walczyć w rewanżu” – zapowiadał.

Wiślak wszedł w drugiej połowie spotkania i to on strzelił wyrównującego gola. Czy jednak radość po bramce była pełna? „Strzeliłem bramkę, ale ona nie cieszy mnie tak, jakby to była bramka zwycięska” – tłumaczył. „Liczyliśmy na więcej a tylko zremisowaliśmy, nie ma co ukrywać, ze słabszą drużyną niż my. Pokazali ambicję i charakter na boisku, więc nie zawsze jest tak, że drużyna lepsza zwycięża” – zakończył Ćwielong.

Daniel

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Paweł Brożek: Pierwszy mecz jest niewiadomą

Data publikacji: 16-07-2009 03:59


Paweł Brożek nie ukrywał żalu z postawy drużyny w meczu z estońską Levadią. "Tego się nie spodziewaliśmy po tym spotkaniu. Zagraliśmy bardzo słabo" - stwierdził.

„Mieliśmy kilka dobrych sytuacji, które powinniśmy zamienić na bramki. Prawdopodobnie, gdybyśmy pierwsi strzelili bramkę, to ten mecz by się inaczej ułożył” – analizował napastnik. „Z drugiej strony pierwszy mecz zawsze jest niewiadomą. Powinniśmy wygrać z Levadią, natomiast ledwo co zremisowaliśmy. Pozostało nam tylko wierzyć w to, że jesteśmy w stanie ich pokonać i oby tak było za tydzień” – kontynuował.

W tym spotkaniu optymistyczny scenariusz gry Wiślaków spalił na panewce. Zamiast szybko strzelonej bramki i umożliwieniu sobie kontroli nad przebiegiem meczu przyszedł dopiero gol wyrównujący i to w samej końcówce. „Myślałem, że to będzie kwestia minut, że szybko strzelimy bramkę i ułożymy sobie mecz. Tak się niestety nie stało. Mieliśmy ze cztery sytuacje stuprocentowe w pierwszej połowie i nie zamieniliśmy tego na bramkę. Z drugiej strony to nas troszeczkę przybiło i w drugiej połowie wydaje mi się, że 'usiedliśmy' pod kątem psychicznym i nie potrafiliśmy nic dogodnego zrobić” – tłumaczył postawę zespołu popularny Brozio.

„Ten rezultat to wynik naszej słabszej postawy. Jesteśmy zespołem lepszym, ale niestety nie udowodniliśmy tego” – krytycznie ocenił piłkarz.

Daniel

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl

Pomeczowy mix newsowy

  • Wisła cudem uratowała remis Piłka przeskakująca nad bezradnym Łobodzińskim, męczarnie pod bramką rywala i tradycyjne partaczenie nielicznych sytuacji - tak zaprezentowała się Wisła w pierwszej połowie. Druga zaczęła się od potężnego grzmotu. Ale i szalejąca burza nie obudziła krakowian. Nie mogła ich obudzić, wiślacy są najzwyczajniej w kiepskiej formie, a na dodatek na ławce trener Maciej Skorża nie miał kim straszyć. Oprócz Ćwielonga i Cantoro miał tam samych żółtodziobów (vide 17-letni Michał Czekaj). [interia.pl]
  • Droga od początku wyboista Remis to jednak i tak porażka Wisły. Od razu wracają jak koszmary pojedynki z Valerengą Oslo i Dynamo Tbilisi, które zakończyły przygodę krakowian z europejskimi pucharami. Mecz z mistrzem Estonii (252. miejsce w rankingu klubowym UEFA; Wisła 157.) pokazał, że budowanie drużyny na podstawie graczy sprowadzanych za darmo może dać efekty jedynie w polskiej lidze. [sport.pl]
  • Na drodze wstydu Piłkarze Levadii jechali z Tallina do Sosnowca autokarem. To 1400 kilometrów. Dzień przed meczem trochę narzekali na zmęczenie, a Paweł Brożek powiedział, że na miejscu rywali byłby zdenerwowany. Prawo do zdenerwowania miał jednak po meczu on sam. Po reformie kwalifikacji Ligi Mistrzów droga Wisły do fazy grupowej miała być dłuższa, ale dużo łatwiejsza, a mecze z mistrzami Estonii okazją do sprawdzenia formy – głównie napastników. Wydłużona droga może okazać się jednak drogą wstydu, bo jeśli za tydzień w Tallinie Wiśle nie uda się wygrać, polska piłka dotknie dna, od którego trudno się już będzie odbić. [Rzeczpospolita]
  • Blamaż był bliski. Ćwielong uratował Wisłę Mistrz Polski, Wisła Kraków była bliska kompletnej kompromitacji już w swym pierwszym meczu na drodze do Ligi Mistrzów. Drodze którą miała przejść spacerkiem. Wisłę uratował Piotr Ćwielong, który w strugach ulewy doprowadził do remisu już w doliczonym czasie gry. [sport.pl]
  • O krok od totalnej kompromitacji... Zanosiło się na największą kompromitację Wisły spośród wszystkich jej występów w europejskich pucharach. Porażka u siebie z drużyną grającą w pół amatorskiej lidze byłaby zdecydowanie bardziej bolesna niż odpadnięcie z rywalizacji z Valerengą Oslo czy zespołem gruzińskim. W ostatniej akcji meczu jednak Paweł Brożek zagrał do Piotra Ćwielonga, a ten w końcu znalazł sposób na bramkarza rywali i Wisła uratowała się przed porażką. Bramkowy remis nie jest jednak wynikiem, który oczekiwano i można go uznać za spore rozczarowanie. Bramka w ostatniej chwili znacząco poprawia jednak sytuację Wisły przed rewanżem - meczem, który miał być już tylko formalnością. [goool.pl]
  • Niemiła niespodzianka w Sosnowcu. Ćwielong uchronił Wisłę przed wstydem Zamiast efektownego zwycięstwa - uratowany rzutem na taśmę remis. Tak niespodziwanie, piekielnie rozczarowująco rozpoczęli piłkarze Wisły walkę o Ligę Mistrzów. W pierwszym meczu II rundy kwalifikacyjnej nie potrafili wykazać wyższości nad ekipą mistrza Estonii, która na mecz jechała przez dwa dni autokarem. Jasne, że w rewanżu 22 lipca w Tallinie wiślacy mogą zapewnić sobie awans do III rundy, ale wrażenia, które pozostały po wczorajszej grze ciężko będzie zatrzeć. [Dziennik Polski]
  • Czarne chmury nad Wisłą Na papierze przepaść między polską a estońską piłką jest taka jak między naszymi piłkarzami a Brazylijczykami. Podobnie jest w sprawach organizacyjnych. Do Sosnowca z powodu oszczędności Levadia 1300 km przebyła autokarem. To jednak mistrzowie Polski dopiero ostatnim (!) kopnięciem piłki trafili do siatki rywali. A wcześniej oddali jeden celny strzał. (...) Skorża wychodził z siebie. Zarzucił tylko przeciwdeszczową kurtkę i w szalejącej ulewie (wiatr zrywał reklamy i przewracał banery) dyrygował drużyną. Najczęściej jednak rozkładał ręce, bo mistrzowie Polski, zamiast atakować, oddawali piłkę do swojego bramkarza. Krzyki trenera słychać było już na trybunach. [Gazeta Wyborcza Kraków]
  • Wisła zremisowała z Levadią Krakowska Wisła przez II rundę el. do fazy grupowej Ligi Mistrzów miała przemaszerować dziarsko. Tymczasem potknęła się na Levadii Tallin, remisując szczęśliwie w Sosnowcu 1:1. Teraz cała nadzieja w rewanżu. Czy mistrz Polski uratuje się przed upadkiem? [futbol.pl]
  • Wymęczony remis Wisły Chyba mało kto spodziewał się, że mistrz Estonii postawi Wiśle aż tak trudne warunki. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1 (0:1), a od porażki "Białą Gwiazdę" uratował Piotr Ćwielong, strzelając bramkę w doliczonym czasie gry. Marne to pocieszenie, bo aby awansować do III rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów wiślacy muszą zagrać zdecydowanie lepiej. Czasu na poprawę jest niewiele, bo rewanż już za tydzień. [sportowefakty.pl]
  • Kompromitacja Wisły Mistrzowie Estonii po dwudniowej podróży autobusem omal nie pokonali "Białej Gwiazdy" w pierwszym meczu o awans do Ligi Mistrzów. Honor uratował Piotr Ćwielong, który w doliczonym czasie gry trafił do pustej siatki. [Fakt]
  • W Sosnowcu Wisła w ostatniej chwili uratowała remis z Levadią Sosnowiecki, pucharowy debiut piłkarska Wisła ma za sobą. Niestety, w mieście nad Brynicą "Biała Gwiazda" walcząca o wymarzoną Ligę Mistrzów, mocno rozczarowała. Czy zrehabilituje się w rewanżowym spotkaniu? Zaskoczeniem było ustawienie wiślaków - z jednym tylko napastnikiem i pięcioma pomocnikami. Jeszcze większym zaskoczeniem była postawa tej drugiej linii. Po pierwszym kwadransie była wyraźnie "poza grą". Ponadto na prawej obronie błąkał się Łobodziński. I tak - w skrócie - wyglądało "wejście" krakowian w ten mecz. [Gazeta Krakowska]


wislakrakow.com

Analiza gry Wisły w meczu z Levadią

Po dosyć krótkiej przerwie wakacyjnej Wisła w środowy wieczór zainaugurowała sezon 2009/2010. Sezon z wielu powodów trudny. Przede wszystkim jest to sezon „domowych wyjazdów”, ponieważ nasz stadion jest aktualnie w przebudowie. Ale jest to również sezon wielkich oczekiwań. Wszyscy liczą na obronę tytułu mistrzowskiego, ale bardzo głośno mówi się również o Lidze Mistrzów, która za sprawą zmian w zasadach kwalifikacji wydaje się bliższa niż kiedykolwiek. Choć zmiany te znacząco zwiększyły nasze szanse na awans, to również spowodowały pewne komplikacje.

Wisła odbyła wyjątkowo krótki obóz i tak naprawdę pierwsze spotkania są dla niej kontynuacją okresu przygotowawczego. Kolejną trudnością jest plaga kontuzji, która dotknęła naszą drużynę. Boguski i Garguła są dopiero w trakcie rehabilitacji po poważnych urazach, Singlar i Gołoś prawdopodobnie nie zagrają do końca roku. Nawet kontuzja Głowackiego, choć nie jest poważna, eliminuje naszego kapitana z treningów w bardzo ważnym okresie. Ponadto Biała Gwiazda wciąż nie zamknęła swojej kadry i potrzebuje nowych zawodników na kilku pozycjach.

Wszystkie te sprawy przyćmiły środowy mecz, sprowadzając go do rangi oficjalnego sparingu, w którym Wisła będzie mogła sobie postrzelać. Nasz rywal w mediach pojawiał się jedynie jako bohater dwóch przypowieści: „O Legii, która nie chciała Rusa” i „Podróż za jeden uśmiech, czyli 1400 km autokarem”.

Od czasu do czasu ktoś się zająknął, że Levadia gromi ligowych rywali nawet 7-1, ale kto by się tym przejmował. W końcu to tylko mistrz Estonii, kogo ogrywać, jak nie ich? Nikt nie traktował przybyszy z północy poważnie, a tymczasem środowy mecz pokazał, że... faktycznie nie ma się kogo bać. Rywale zaprezentowali poziom co najwyżej Odry Wodzisław. Problem w tym, że Wiślacy, nawet biorąc poprawkę na różnicę w przygotowaniu fizycznym, zaprezentowali się bardzo słabo.

Przebieg spotkania

Wisła wyszła na boisko w eksperymentalnym zestawieniu. Z Łobodzińskim jako prawym obrońcą z dużą dozą zadań ofensywnych. Z Jirsakiem jako najbardziej wysuniętym zawodnikiem po Brożku. Z Jopem na stoperze, zawodnikiem, który z drużyną trenował od trzech dni. Czas pokazał, że nie były to do końca fortunne decyzje, sam trener niejako to przyznał, zmieniając ustawienie po kwadransie gry. I choć w wypadku Łobodzińskiego i Jirsaka można było przewidzieć, że eksperyment się nie powiedzie, to jednak trzeba podkreślić dwie kwestie.

Po pierwsze - to nie wina trenera, że nie ma prawego obrońcy, że ma jednego napastnika i dwóch stoperów (i to przysłowiowym rzutem na taśmę), a wymieniłem tylko te najbardziej palące niedostatki kadrowe. Po drugie - nawet w takim zestawieniu personalnym Wisła miała obowiązek jeśli nie wygrać, to grać o wiele lepiej, bo zarówno na poziomie indywidualnym, jak i zespołowym były popełniane elementarne błędy.

Pierwszy kwadrans to koszmar w wykonaniu podopiecznych trenera Skorży. Wiem, że dla defensywy był to pierwszy mecz w takim zestawieniu, ale niepewność tej formacji była momentami przerażająca. Na dodatek linia pomocy nie stanowiła praktycznie żadnej zapory dla Estończyków, którzy małym nakładem sił i umiejętności przedostawali się pod nasze pole karne. Co gorsza, ofensywa Wisły wyglądała jeszcze gorzej, długie podania bite do nikogo i zero ruchu bez piłki sprawiały, że nawet sprzedawca butów z Brazylii przy odrobinie zaangażowania mógłby się dobrze zaprezentować na naszym tle. Strzały Diaza i Jirsaka tylko dopełniały obrazu rozpaczy.

Po piętnastu minutach męki doszło do roszady boiskowego ustawienia. Piotr Brożek powędrował na prawą stronę defensywy, Diaz zajął jego miejsce na lewej flance, Jirsak został wycofany do drugiej linii, a Łobodziński przeszedł na swoją nominalną pozycję prawoskrzydłowego, wypychając Małeckiego do ataku.

Jednakże kluczowe dla polepszenia obrazu gry Wisły okazało się odkrycie na miarę Kolumba - ten nowy z siedemnastką umie grać i nawet mu się chce. Po jednej obiecującej akcji Wisła przerzuciła cały ciężar gry na Kirma. Słoweniec raz za razem był kluczową postacią, wokół której budowane były kolejne ataki Wisły. Biegał, walczył, podawał, strzelał. Po jego akcji i podaniu Małeckiego Brożek był o dobre przyjęcie od strzelenia bramki. Kilka minut później zryw Brożka zakończony prostopadłym podaniem do Kirma i strzałem tego ostatniego w poprzeczkę zamknął okres przewagi Wisły.

Trudno powiedzieć, czy udana akcja uśpiła Wiślaków, czy rozjuszyła Estończyków, faktem jest, że przez kolejne minuty Levadia zaczęła dochodzić do głosu. Wisła łatwo traciła piłkę, popełniała błędy i to niestety również pod własną bramką. Atakowała, ale już nie tak groźnie. Regres w obrazie gry był widoczny, a warto podkreślić, że wcześniejszy kwadrans, choć pod dyktando Wisły, nadal pozostawiał wiele do życzenia. W czterdziestej minucie nieporadność gospodarzy została skarcona. Andriejew dostał futbolówkę na osiemnastym metrze od naszej bramki. Kryjący go Jop interweniował zbyt miękko, starając się nie sfaulować rywala, jednocześnie wszedł na raz i tym samym umożliwił Rosjaninowi obrócenie się twarzą do bramki i wyłożenie piłki na strzał. Jako że o asekuracji w szeregach Wisły nie było mowy, napastnik Levadii znalazł się w świetnej sytuacji strzeleckiej. Uderzył mocno i precyzyjnie po krótkim rogu. Nie najlepiej ustawiony Pawełek nie miał szans na udaną paradę. Po straconej bramce teoretycznie Wisła zaatakowała z większym zaangażowaniem, ale nadal miało się nieodparte wrażenie, że nasza drużyna gra na stojąco. Do przerwy wynik nie uległ zmianie.

W przerwie doszło do trzech zmian. Ćwielong zastąpił bezbarwnego Łobodzińskiego, choć tak naprawdę na zmianę w Wiśle nie zasłużył tylko Kirm. W drużynie estońskiej zmieniony został obrońca, który wyraźnie nie radził sobie właśnie ze Słoweńcem. Jednak najważniejszą zmianą była zmiana pogody. Nad stadion w Sosnowcu nadciągnęła burza, zaczął padać rzęsisty deszcz i zerwał się silny wiatr. Dla gości, których plan był jasny - bronić prowadzenia, a jak się uda skontrować, pogoda była sprzymierzeńcem. Dla Wisły, która musiała atakować i na dodatek nadal hołdowała „taktyce” długich piłek, załamanie pogody dodatkowo pogarszało już nieciekawą sytuację.

Niestety, choć Ćwielong nie grał źle, to jego wejście nie przyniosło wyraźnej poprawy w grze. Wisła przeważała, ale działo się tak dlatego, że Estończycy oddali nam pole nastawiając się na grę z kontry i tak naprawdę do dziewięćdziesiątej trzeciej minuty w dużym stopniu kontrolowali przebieg spotkania. Wisła była w stanie oddać kilka niezbyt groźnych strzałów z dystansu, po rzucie rożnym Diaz trafił w poprzeczkę, ale sytuacji bramkowej z akcji nie udało się wypracować. Wisła atakowała zbyt wolno, zbyt przewidywalnie, brakowało ruchu bez piłki, nie mówiąc o sprawnym przenoszeniu ciężaru gry. Na dodatek Wisła popełniła kilka karygodnych błędów w obronie, które zakończyły się bardzo groźnymi kontratakami Levadii. Wyrównanie przyniósł wykop rozpaczy Piotra Brożka, po którym skiksował jeden z estońskich obrońców. Piłka po koźle przeszła do Pawła Brożka, który będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem zachował się bardzo przytomnie wystawiając piłkę Ćwielongowi, który dopełnił formalności strzałem z dziesięciu metrów. W ostatniej minucie gry Wiślakom udało się doprowadzić do remisu, ale to jedyny pozytyw wynikający z tego spotkania.

Gra ofensywna

Problemy z ofensywą Wisły zaczynały się już w obronie. Nie mam pojęcia z czego to wynikało, ale najprostsze podanie Wiślacy przyjmowali na trzy, nawet cztery razy. Przykładowa sytuacja- zawodnik dostaje podanie w poprzek boiska, a zamierza ruszyć z nią do przodu. W praktyce wygląda to tak. Zawodnik ustawiony jest twarzą do kierunku, z którego idzie podanie. Pierwsze dotknięcie to przyjęcie piłki. Jeżeli jest złe to trzeba nadgonić krok i poprawić przyjęcie. Następnie mamy lekkie kopnięcie piłki w kierunku, w którym zawodnik zamierza ruszyć, piłkarz obraca się za piłką i jeszcze raz ją sobie poprawia, po czym dopiero następuje właściwe zagranie. W ten sposób rozegranie akcji zostaje spowolnione o sekundę lub więcej na jednego zawodnika. W sztuce tej przodowali Marcelo i Diaz. Widywaliśmy już takie cuda w minionym sezonie, ale chyba jeszcze w żadnym spotkaniu te zachowania nie były tak nagminne i tak rażące. W obronie tylko Jop potrafił sprawnie operować piłką przyjmując ją na jeden kontakt, jednocześnie układając sobie futbolówkę pod następne zagranie. A sprawne rozprowadzenie piłki w defensywie to klucz do dobrego wyprowadzenia akcji z własnej połowy. Jeżeli obrońcy rozgrywają zbyt wolno, to rywale nadążają z kasowaniem otwierających się możliwości podań.

Drugi problem to znowu zdarta płyta z zeszłego sezonu. Druga linia była niesamowicie statyczna, pomocnicy niezwykle rzadko pokazywali się obrońcom do gry, nie mówiąc o wracaniu się po piłkę. Właściwie do wczesnego zaangażowania się w rozegranie zmusić naszych pomocników potrafił tylko pressing rywali na obrońcach. W przeciwnym razie nasi pomocnicy stali i patrzyli się co też ich koledzy z obrony wymyślą. Czas potrzebny obrońcom na opanowanie piłki, a potem wybranie wariantu rozegrania, przy całkowicie statycznej linii pomocy właściwie zmuszał nas do gry długimi podaniami. Przy rosłych stoperach, przewadze wydolnościowej rywali, którzy są w sezonie i wyniku, który pozwalał Estończykom koncentrować się na defensywie, gra na długie podania oczywiście nie miała żadnej racji bytu.

Trzeci problem to podejście zawodników do gry. Najwięcej biegali ci, którzy byli przy piłce. Reszta się patrzyła. Najbardziej dołujące było to, że zawodnik, który przed chwilą prowadził piłkę i nie mógł doprosić się żadnego z partnerów o pokazanie się na pozycję, po oddaniu futbolówki natychmiast sam stawał i dołączał do grona gapiów. Momentami wyglądało to tak jakby nasi piłkarze sami robili sobie nawzajem na złość. Jedyne próby gry zespołowej, to próby wymiany bardzo prostej klepki na skrzydle. Próby przeprowadzane w zdecydowanie zbyt wolnym tempie, sygnalizowane, a co za tym idzie bez większych szans na powodzenie.

Na plus w naszej drugiej linii wyróżniał się jedynie Kirm, reszta grała gorzej niż w najgorszym swoim meczu z zeszłego sezonu. Boguski możliwe, że wróci do gry dopiero we wrześniu, Garguła być może jeszcze później. Na dodatek nikt nie zagwarantuje, że po tak długich przerwach będą w stanie szybko dojść do wysokiej dyspozycji. Zawodnikiem, który jest w stanie ożywić nasze poczynania w środku jest Paweł Brożek, ale przecież jeśli będzie się wracał, to będzie go brakowało w polu karnym, a my innego napastnika nie mamy. Jest Ćwielong, ale to zupełnie inny typ zawodnika, na dodatek brak mu doświadczenia. Levadia, Levadią, ale bardzo zasadne jest pytanie, czy my z tak mało kreatywną linią pomocy i bez napastników mamy w ogóle czego szukać w europejskich pucharach?

Gra defensywna

Niestety również nasza gra defensywna pozostawiała wiele do życzenia. Ospałość, która cechowała nasze poczynania ofensywne wkradała się również do obrony powodując spóźnione interwencje. Sytuacje w których wiślaccy defensorzy asekurowali się można policzyć na palcach jednej ręki. Do tego dochodziły zwyczajne „błędy w sztuce” takie jak krycie na radar, krycie nie od tej strony, wybicia na oślep, brak komunikacji i tym podobne przyjemności, które już niejednego trenera wysłały na L4. Warto podkreślić, że Estończycy nie przeprowadzili żadnej akcji, w której nasi defensorzy nie maczaliby swoich palców.

Oceny zawodników

Dla przypomnienia zamieszczam sposób oceniania. Skala ocen jest dziesięciostopniowa. Pięć jest oceną wyjściową i oznacza występ przeciętny, w którym zawodnik nie wyróżniał się ani na plus ani na minus. Punktem odniesienia jest przeciętny poziom europejski.

  • Mariusz Pawełek - 4

Tak naprawdę nie miał dużo pracy. Poza golem piłka tylko raz leciała w światło naszej bramki i było to bardziej dośrodkowanie niż strzał. Również na przedpolu Pawełek nie miał zbyt wielu okazji do popisu, ale ze swoich obowiązków wywiązywał się poprawnie. Wyłapywał dośrodkowania, raz piąstkował na granicy pola karnego. Z wprowadzaniem piłki do gry bywało różnie. Raz ładnym podaniem uruchamiał Brożka, innym razem po jego zagraniu piłka lądowała pod nogami rywala. Trudno powiedzieć, czy Pawełek ponosi część odpowiedzialności za utratę bramki. Faktem jest, że piłka poszła w krótki róg i że w momencie strzału nasz bramkarz nie był optymalnie ustawiony by obronić ten strzał. Inna sprawa, że Andriejew bardzo łatwo zwiódł Jopa, zabrakło jakiejkolwiek asekuracji i brakowało czasu by skorygować ustawienie. Samej interwencji nie można nic zarzucić, bo strzał był mocny i precyzyjny, przy takim ustawieniu Pawełek potrzebował cudu by obronić to uderzenie.

  • Wojciech Łobodziński - 2

Według słów trenera Łobodziński według pierwotnych założeń miał być „fałszywym skrzydłowym”. Przez piętnaście minut Łobodzinski bodajże raz zapuścił się pod bramkę rywala i na dodatek nie dostał podania od Małeckiego, więc trudno zweryfikować, jak miała wyglądać jego gra w ofensywie. Mogę się jedynie domyślać, że miał być kimś na kształt Sorina w reprezentacji Argentyny na mundialu 2006. Ale sama idea wmawiania Łobodzińskiemu, że jest Sorinem tylko z drugiej strony, przywodzi mi na myśl rycerzy Jedi i nie wiem, czy nawet mistrz Yoda podołałby takiej manipulacji.

Mówiąc już całkowicie poważnie, Łobodziński umie dobrze dośrodkować, w formie potrafi też strzelić, minąć rywala. Jest typem zawodnika, który raczej trzyma się linii bocznej, ale defensywa zawsze była jego słabszą stroną. Z odbiorem bywa u niego różnie, brakuje mu zwrotności, co już kilkukrotnie przypłacał piłkarskimi „wiatraczkami”. Na krótką metę można go w trybie awaryjnym przysposobić do gry na prawej obronie. Z przeciwnikiem klasy Levadii, czy nawet słabszymi zespołami ekstraklasy pewne braki można nadrobić zaangażowaniem. Ale na dłuższą metę taki plan nie wypali i mam nadzieję, że wszyscy w klubie zdają sobie z tego sprawę.

Środowe spotkanie Łobodzińskiemu na pewno nie wyszło. Przez pierwszy kwadrans wyróżnił się jedynie fatalną stratą pod własnym polem karnym i trudno rozgrzeszać go brakiem doświadczenia na obronie. Łobodziński popełnił prosty błąd techniczny w przyjęciu piłki. Po zmianie pozycji Łobodziński grał nieco lepiej, kilkukrotnie próbował dośrodkowań, choć bez większych sukcesów. Nawet na tle słabo dysponowanych partnerów nie wyróżniał się, w porównaniu do Kirma wypadł blado, ale niestety nie on jeden.

  • Marcelo - 3

Rozczarował mnie występ tego zawodnika. W defensywie nie był pewny. W pierwszych minutach miał kilka zbyt krótkich wybić głową. Potem poprawił ten element gry, ale nadal słabo wyglądała jego współpraca z partnerami z defensywy. Interweniował zdecydowanie rzadziej niż Jop, a w kluczowych momentach nie potrafił zaasekurować partnera. Do tego popełniał liczne drobne błędy takie jak złe wyczucie odległości od rywala, co np. kończyło się groźnym dośrodkowaniem. W dwóch czy trzech sytuacjach bardziej drobiazgowy sędzia mógł odgwizdać faule Brazylijczyka i to w groźnych pozycjach, dodajmy że faule zupełnie nieuzasadnione. Do tego wspomniane już wcześniej zbyt długie przetrzymywanie piłki i brak umiejętności skutecznego wprowadzenia futbolówki do gry. Niestety Marcelo dostosował się poziomem do partnerów.

  • Mariusz Jop - 3

Gdyby nie błędy indywidualne, które momentami były rażące, byłbym pod sporym wrażeniem jego występu. Z dużą swobodą operował piłką, potrafił mądrze rozpocząć akcję drużyny. Na dodatek w defensywie skasował dużą liczbę ataków rywali. Niestety ciężar ofensywy Levadii skupił się właśnie na wracającym do Wisły zawodniku, przez co błędy w ustawieniu lub przesunięciu popełniane przez całą formację ogniskowały się wokół naszego stopera. Przykładem może być kontra Levadii z drugiej połowy, po której Andrejew był bliski podwyższenia na 0-2. Kontra poszła naszą lewą flanką, gdzie brakowało Diaza. Nastąpiło przesunięcie w lewą stronę. Przesunięcie nieskuteczne, bo rywalom udało się dośrodkować. Niestety zabrakło konsekwencji, bo za Jopem nikt nie przesunął się do asekuracji. W efekcie nasz stoper musiał jednocześnie biec w stronę własnej bramki i asekurować prawie ćwierć powierzchni boiska. Na takiej przestrzeni naprawdę łatwo zgubić krycie. Podobnie w pierwszej połowie przez ospałość Brożka Jop znalazł się między dwoma rywalami i musiał doskoczyć do zawodnika z piłką odpuszczając rywala wbiegającego w pole karne. Niestety przy bramce winę ponosi przede wszystkim Jop, który popełnił indywidualny błąd dając rywalowi obrócić się z piłką w stronę bramki i oddać strzał.

  • Piotr Brożek - 4

W defensywie przynajmniej trzykrotnie zaspał. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce w jeszcze przed przerwą. Brożek zostawił Jopa między dwoma zawodnikami rywali, jednak dalszy ciąg tej akcji sporo mówi o podejściu drużyny do całego spotkania. Piotr nie śpieszył się z naprawieniem swojego błędu, na co miał szanse, dopiero kiedy poszło zagranie do niekrytego Andriejewa Wiślak ruszył „z kopyta” i zabrakło mu ułamków sekund aby zablokować wślizgiem uderzenie. Gdyby ruszył wcześniej akcja zostałaby skasowana. O drugiej sytuacji również już wspominałem, przy jednej z kontr Brożek powinien zaasekurować Jopa, czego nie zrobił i Andrejew ponownie znalazł się w sytuacji strzeleckiej. Kolejny błąd to kolejna groźna kontra. Brożek krył rywala od niewłaściwej strony i gdyby nie niefortunne strącenie piłki przez drugiego napastnika, „podopieczny” Brożka dostałby piłkę pięć metrów przed bramką.

Z drugiej strony Brożek zaliczył sporo udanych interwencji. Ponadto cały czas starał się wprowadzać piłkę do gry nie długimi podaniami lecz poprzez rozegranie na skrzydle. Do tego zaliczył kilka dośrodkowań. Chyba jako jedyny Wiślak potrafił celnym krosowym podaniem szybko zmienić stronę rozgrywania akcji, a tego elementu Wiśle bardzo brakowało.

  • Patryk Małecki - 2

Kolejny zawodnik, który mocno rozczarował. Jedno dobre podanie i jeden dobry indywidualny zryw to mało jak na dziewięćdziesiąt minut gry, szczególnie z takim rywalem. W pierwszej połowie długimi okresami niewidoczny. Chwilową poprawę przyniosło przesunięcie z pomocy do ataku. Najpierw wyłożył „patelnię” Brożkowi, potem zainicjował akcję, po której Kirm trafił w poprzeczkę. Ale i w ataku z czasem Małecki zgasł. Po przerwie Wisła napierała, ale poza stałymi fragmentami gry i jednym przebojowym rajdem środkiem boiska( minął dwóch rywali, trzeci go faulował) nasz zawodnik nie wyróżnił się. Raziło przede wszystkim to, że Małecki bez piłki nie był aktywny, nie szukał gry, podobnie jak koledzy czekał, co zrobi zawodnik przy piłce. Do tego w kilku sytuacjach nie był piłkarzem, którego znamy z poprzedniego sezonu- zamiast bezkompromisowo walczyć do końca próbował się kłaść , szukać faulu tam gdzie nie było o nim mowy.

  • Radosław Sobolewski - 3

Przez większość spotkania wpisywał się w konwencję gry na stojąco. Na dodatek na początku spotkania miał spore kłopoty z grą piłką. Notował odbiory, akcje przechodziły przez niego, ale miał problem z dobrym przyjęciem i precyzyjnym odegraniem piłki do partnera. Miał jednak zrywy dobrej gry, kilkukrotnie starał się pociągnąć grę drużyny, szczególnie w końcówce meczu było widać, że zależy mu na wyniku, czego niestety nie można powiedzieć o wszystkich Wiślakach. Warto również zaznaczyć, że akurat Sobolewski ma prawo być w słabszej dyspozycji. Z powodu urazu miał przerwę w treningach, co w trakcie okresu przygotowawczego może szczególnie rzutować na formę zawodnika.

  • Junior Diaz - 2

Jedno z najsłabszych ogniw w naszej drużynie. Jako pomocnik nie był szczególnie produktywny w ofensywie, choć w defensywie przerwał kilka akcji. Po zmianie pozycji miał niepewne momenty, ale wraz z upływającymi minutami grał solidniej w defensywie. W ofensywie było zdecydowanie gorzej. Diaz notował dużo nieprzygotowanych zagrań, które kończyły się stratami. Na dodatek bardzo spowalniał rozgrywanie akcji. Bardzo rzadko uczestniczył w akcjach pod polem karnym rywali. Niestety w drugiej połowie w krótkim odstępie czasu popełnił dwa podobne, karygodne błędy, które zakończyły się dwiema bardzo groźnymi sytuacjami( obie były już omawiane przy okazji oceny Piotra Brożka i Mariusza Jopa). W obydwu sytuacjach reprezentant Kostaryki wykazał się skrajną nieodpowiedzialnością pozostawiając lewą flankę zupełnie odkrytą podczas gdy on sam zupełnie niepotrzebnie zapędzał się w gąszcz zawodników w środku pola. Piłki nie dostawał, partnerom ograniczał możliwość rozegrania poprzez sztuczne zawężenie pola gry, a w wypadku straty zostawiał rywalom otwarty korytarz wiodący pod naszą bramkę.

  • Andraż Kirm - 7

Pomimo słabszej drugiej połowy zdecydowanie najjaśniejszy punkt Białej Gwiazdy. Przed przerwą niemalże każda udana akcja Wisły musiała przejść przez Słoweńca. Potwierdzają się wszystkie doniesienia ze sparingów. Dynamiczny, waleczny zawodnik obdarzony dobrą techniką i wizją gry. Czuje się w grze kombinacyjnej, pokazuje się partnerom, ale także potrafi samemu ich odnaleźć. To, co najbardziej spodobało mi się w grze naszego nowego lewoskrzydłowego, to moment przyjęcia piłki. Kirm już wtedy wie, co chce zrobić i umie przyjąć futbolówkę ze zwodem zwiększając szanse na minięcie rywala. Jest to cecha u piłkarza ofensywnego bardziej pożądana niż drybling, bo na drybling nie zawsze jest miejsce. Po zmianie połów defensorzy Levadii poświęcili więcej uwagi naszemu nabytkowi, jednocześnie sam zawodnik miał prawo opaść z sil, przez co miał mniej okazji do wykazania się. Mimo to nadal był jednym z aktywniejszych zawodników.

  • Tomas Jirsak - 2

Czech rozpoczął środowe spotkanie jako ofensywny pomocnik lub podwieszony napastnik, ale wyraźnie nie jest to jego pozycja. To nie jest zawodnik w stylu Stilića czy Iwańskiego, nie lubi mieć piłki przy nodze, nie lubi brać na siebie ciężaru gry, a na tej pozycji te cechy to podstawa. Do tego przydałaby się szybkość lub drybling, a to również nie są mocne strony Jirsaka. Wiślak zdecydowanie najlepiej czuje się jako klasyczny środkowy pomocnik, kiedy może rozgrywać piłkę w środku pola. Niestety meczem z Levadią tego nie potwierdził. W pierwszym kwadransie był zupełnie niewidoczny, po cofnięciu wgłąb pola częściej znajdował się przy piłce, ale niewiele jego zagrań było błyskotliwych, czy nawet wyróżniających się. Bardzo często Czech wybierał najbliższego partnera. Przez przeszło siedemdziesiąt minut popisał się zaledwie jednym dobrym prostopadłym podaniem, dobrych rozciągnięć gry było niewiele więcej. Nawet grając w środkowej strefie boiska Jirsak często nie potrafił znaleźć sobie miejsca na murawie. Strzały z dystansu, przy rywalu murującym dostęp do własnej bramki, są ważnym elementem zmuszającym przeciwnika do wyjścia z własnego pola karnego. Szkoda, że poza tą funkcją strzały Jirsaka nie stwarzały realnego zagrożenia pod bramką Estończyków.

  • Paweł Brożek - 4

Król strzelców minionych dwóch sezonów ekstraklasy w meczu z Levadią z całą pewnością nie zaimponował, ale też nie zszedł poniżej pewnego poziomu. Kiedy mógł starał się brać aktywny udział w akcjach drużyny, szczególnie dobrze wyglądała jego współpraca z Kirmem. To Brożek asystował Słoweńcowi gdy ten trafił w poprzeczkę, to Brożek przytomnie odegrał do Ćwielonga w ostatnich sekundach meczu. Niestety to również Brożek źle przyjął wyśmienite podanie od Małeckiego i to Brożek w niektórych sytuacjach nadużywał wyszukanych zagrań. Niestety fizycznie również Paweł wyglądał nienajlepiej. Nie podejmował walki kontaktowej z estońskimi obrońcami. Trzeba też podkreślić jedną ważną kwestię. Napastnik żyje z podań, Brożek w środowy wieczór otrzymywał niewiele dobrych, wypracowanych piłek. Większość zagrań do Brożka było podaniami „na aferę”, bo Wisła nie potrafiła szybko i składnie rozegrać piłki w drugiej linii.

  • Piotr Ćwielong- 4

Wniósł nieco ożywienia w poczynania Wisły, choć jego występ jedynie ocierał się o poprawność. Ćwielong starał się często być pod grą pokazywać się do podań, pomagał zawiązywać i rozgrywać ataki. Niestety pomimo sporej aktywności z gry byłego zawodnika Ruchu wynikało niewiele konkretów. Zawodnik ani nie dochodził do sytuacji strzeleckich, ani nie wypracowywał pozycji kolegom, a tego przecież wymaga się od napastnika. Mimo to w decydującym momencie był tam gdzie być powinien, zdobył bardzo ważną bramkę i dał sygnał, że warto na niego stawiać.

  • Mauro Cantoro

Pojawił się na boisku na ostatnie dwadzieścia minut. Swoim występem na tle pozostałych Wiślaków nie wyróżnił się. Jedyne zagranie, którym mógł zapisać się w pamięci to wykonywany przez niego rzut wolny, zresztą średnio udany. Poza tym starał się rozgrywać, choć bez spektakularnych sukcesów. Z pozytywów trzeba zauważyć, że Cantoro nadal techniką użytkową przewyższa większość kolegów z zespołu, jednakże trudno na podstawie tak krótkie fragmentu gry dokonywać szerszej analizy gry piłkarza. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że rywal koncentrował się głównie na defensywie.

Grał zbyt krótko aby podlegać ocenie.

Podsumowanie

Remis na własnym boisku poważnie komplikuje plany Wisły, bo powoduje, że do rewanżu trzeba podejść bardzo poważnie. Co więcej, z taką grą jaką Wisła zaprezentowała w środę awans jest poważnie zagrożony. Rywal jest słaby, jego głównym atutem jest rytm meczowy, ale dyspozycja Wisły była na tyle zła by poważnie zmartwić wszystkich sympatyków klubu i polskiej piłki. Na pewno jednym z problemów Wisły jest dyspozycja fizyczna, ale kwestią o wiele poważniejszą jest podejście drużyny do tego spotkania. Jeśli Wiślacy podejdą do spotkania w pełni skoncentrowani, to awans nie powinien być problemem. Jednakże chociażby chwilowy brak koncentracji może kosztować Białą Gwiazdę europejskie puchary. W tej chwili mamy mały margines błędu, strata bramki może bardzo skomplikować kwestię awansu, dlatego Wisła będzie musiała szybko narzucić swoje warunki gry i dążyć do szybkiego objęcia prowadzenia.

Osobną kwestią jest sytuacja kadrowa Wisły. Na dzień dzisiejszy mamy dwunastu piłkarzy z pola, być może Głowacki będzie trzynastym. Jeżeli awansujemy do następnej fazy pozostanie nam bardzo mało czasu na wzmocnienia. Na dodatek przy planowym starcie ekstraklasy nasz terminarz stanie się wyjątkowo napięty. W następnej rundzie czekać na nas (miejmy nadzieję) będzie mistrz Węgier lub Szwecji, a więc rywal przynajmniej teoretycznie bardziej wymagający.


Jeszcze raz zapiszę to cyframi - na dzień dzisiejszy w najlepszym wypadku mamy w kadrze 13 piłkarzy z pola. Ani jednego prawego obrońcy, jednego napastnika. Wstrzymywanie się z transferami do przejścia Levadii jest dla nas sportowym samobójstwem.


wislakrakow.com (Uran235)

Pomeczowy komentarz

Wisłę czeka nerwowy tydzień do rewanżu


Paweł Brożek twierdzi, że gorzej Wisła już grać nie może (© Wojciech Matusik)

Bartosz Karcz

2009-07-17 10:47:27, aktualizacja: 2009-07-17 10:49:35

W Sosnowcu był wstyd, jak będzie w Tallinie? Czy rzeczywiście gorzej już nie można zagrać? Miał być spacerek, dobra zaliczka i spokojny tydzień przed rewanżem w Tallinie. Jest wstyd, kompromitacja i nerwowe dni, jakie czekają piłkarzy Wisły przed spotkaniem z Levadią. Jeśli w najbliższą środę mistrzowie Polski ostatecznie przebrną estońską przeszkodę, to wszyscy szybko zapomną o deszczowym meczu w Sosnowcu.

Jeśli stanie się inaczej, to nazwa Levadii będzie wymieniana w jednym szeregu razem z Vaalerengą Oslo i Dinamem Tbilisi. A te drużyny to przy ul. Reymonta synonim piłkarskiej klęski.

Dlaczego Wisła tak blado wypadła na Stadionie Ludowym? Przyczyn jest kilka. Najważniejsze to jednak: słaba skuteczność, lekceważenie rywala i brak pomysłu, jak sobie poradzić ze skomasowaną obroną przeciwnika.

Można by jeszcze do tego dorzucić prowadzoną w ostatnim czasie przez klub politykę transferową, ale nie oszukujmy się - z tej klasy przeciwnikiem jak Levadia, mistrz Polski powinien wygrywać w cuglach, nawet w tym składzie, którym trener Maciej Skorża dysponuje obecnie.

Szkoleniowiec Wisły nie chciał się w środę zgodzić z tezą, że jego podopieczni zlekceważyli rywali. Tylko skoro przyznał jednocześnie, że zawodnicy nie byli odpowiednio skoncentrowani od pierwszej minuty, to czy nie jest to właśnie lekceważenie, jeśli już nie rywala, to przynajmniej własnych obowiązków? Czy piłkarz grający o Ligę Mistrzów ma prawo wyjść na boisko bez odpowiedniej koncentracji? Odpowiedź jest oczywista.

Znając wiślackie realia, najbliższy tydzień będzie gorący w klubie. Bogusław Cupiał nie znosi porażek, a za taką trzeba uznać środowy remis. Humor szefa Wisły może poprawić tylko awans w dobrym stylu, wywalczony w Tallinie.

Wisła zagra tam zresztą nie tylko o przepustki do III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Zagra również o swoją przyszłość finansową. Odpadnięcie z europejskich pucharów na tak wczesnym szczeblu oznaczałoby ogromny cios dla klubowych finansów.

Dlatego o transferach w tym tygodniu można zapomnieć. Trudno bowiem spodziewać się podpisywania kontraktów w sytuacji, gdy klub za chwilę może stracić kilka milionów złotych.

Przewidzieć skutki takiej klęski jednak łatwo. Polecą głowy, z trenerem Maciejem Skorżą na czele. Bo o ile jakoś można było żyć ze świadomością porażki z Barceloną czy Tottenhamem, to po wyrzuceniu za burtę pucharów przez Levadię litości nie będzie.

Pozostaje mieć nadzieję, że piłkarze Wisły mają świadomość, o co zagrają za pięć dni i że w stolicy Estonii zobaczymy już zupełnie inną drużynę od tej, która bez składu i ładu biegała w sosnowieckim deszczu. Paweł Brożek powiedział, że gorzej już grać się nie da. Oby miał rację i oby udowodnił, że również jego kiepski występ był jedynie wypadkiem przy pracy. Źródło: Gazeta Krakowska

Kibicowsko

Wisła-Levadia - z perspektywy stadionowego krzesełka.
Autor: Adam76

Więc stało się. Dla wszystkich fanów Białej Gwiazdy sezon 2009/2010 stał się faktem.

Na dwa tygodnie przed startem „nie wiadomo w jakim składzie” Ekstraklasy piłkarze Wisły zmierzyli się z mistrzem Estonii - Levadią Tallin. Stawką dwumeczu jest dalsza gra w ramach europejskiej Ligi Mistrzów.

Dla nas wszystkich był to dość nietypowy mecz. Mecz, który tak nietypowo może wyglądać przez najbliższe „12 miesięcy”. Chodzi oczywiście o rozgrywanie meczów „domowych” przez naszą Trójkolorową Drużynę na stadionie w ...Sosnowcu. Niestety tak to jest, kiedy władze Grodu Kraka nie są w stanie stworzyć jakiś warunków drużynie aktualnych Mistrzów Polski do rozgrywania meczów w Krakowie. Tak to jest, według mnie, gdy wiedząc, że problem braku stadionu z powodu przebudowy będzie istniał przez rok, nikt z kompetentnych osób w Magistracie nie podjął się działań mających na celu zapobieżeniu „emigracji” Wiślaków z Krakowa... Zwłaszcza, że ten „problem” był znany dużo, dużo wcześniej...

Tym samym wszystko, jak na razie wskazuje na to, że swoje mecze, w roli gospodarza, będziemy rozgrywać w Zagłębiu Dąbrowskim.

Mecz z Levadią, jak to w pucharach, przypadł na środek tygodnia - tym razem na środę. Ponieważ obecnie są wakacje, tym samym wszyscy uczęszczający do szkół nie mieli „wymówki by nie jechać;)”. Gorzej z pracującymi do 16.00-tej. Niekiedy, zapewne, musieli się dość mocno „nagimnastykować” by urwać się z roboty aby zdążyć na pociąg.

Deszczowa piosenka
Deszczowa piosenka

Bo to, że mimo „trudności” należy się tam udać – każdy szanujący się fan Białej Gwiazdy doskonale powinien rozumieć.

Dodatkowym ułatwieniem w dotarciu na te zawody były pociągi specjalne organizowane, jak zwykle, przez SKWK.

Ostatecznie kolejowym środkiem transportu, na stadion, dotarło około 1,5 – 2 tysiące kibiców Wisełki. Z powodów organizacyjnych (czyt.- wymysłu stróżów prawa) w Sosnowcu musieliśmy się pojawić około godziny 17.00 – na 3,5 godziny przed meczem. Dlaczego? Któż by to wiedział.... Przychodząc na Dworzec Główny w Krakowie nawet nie trzeba było specjalnie „szukać” właściwego peronu. Charakterystyczny tłum ludzi w czerwonych, Wiślackich, koszulkach widoczny był już praktycznie z dworcowego placu;).

Wtedy też można było naocznie przekonać się, że te półtora miesiąca „przerwy” od, jak szczęśliwego, zakończenia poprzedniego sezonu definitywnie minęły;). Zwłaszcza, że kolejne osoby będące na Dworcu były „znajomymi twarzami” z kibicowskiego i nie tylko szlaku;).

Jak minęła podróż? Wesoło, ale i spokojnie. Jak zwykle, w tego typu przypadkach, nie zabrakło licznych rozmów, śmiesznych opowiadań czy zwykłego „co słychać?”. Każdy podróżujący fan mógłby napisać na moim miejscu „własne wrażenia” z pociągu. Dlatego też nie będę wdawał się w szczegóły mojej podróży;).

Na docelowym dworcu w Sosnowcu zostaliśmy „przejęci” przez „wiadomo kogo;)”. Stamtąd, pieszo, udaliśmy się na stadion. Oczywiście pod czujnym okiem służb „wiadomo jakich;)”. Idąc ulicami największego miasta Zagłębia Dąbrowskiego nie wydarzyło się nic szczególnego. Miejscowi, niekiedy, przyglądali się nam z zaciekawieniem, ale generalnie na ulicach było pusto. Nasza cała Wiślacka kolumna, co zrozumiałe, nie szła w ciszy i skupieniu;). Co chwilę oznajmiane było, dość głośno, że w mieście pojawiła się „Wiślacka Brać”. Szkoda tylko, że niektórzy nie mogli się powstrzymać, żeby niepotrzebnie moim zdaniem, okazać jak bardzo nie lubi się niektórych drużyn w Polsce. Co ma mecz z Estończykami do tego? Nie wiem. Naprawdę swoją niechęć do kogoś można okazać w bezpośrednim pojedynku z takim przeciwnikiem, a nie przy każdej okazji. Takie jest moje zdanie.

Ostatecznie całą kolumną, bez problemowo, docieramy pod stadion Zagłębia właśnie około godziny 17.00. Jedną z komicznych sytuacji, podczas przemarszu, był ta - jak na jeden z balkonów budynku znajdującego się wzdłuż naszej trasy przemarszu wyszedł lekko podchmielony fan z Sosnowca, który „strasznie;)” chciał nam coś udowodnić.

Nie zdążył - bowiem dostał „plaskacza” w twarz od podstarzałej kobiety, znajdującej się również na owym balkonie, która dodatkowo z równą łatwością wepchnęła owego delikwenta do środka mieszkania;)

Pod kasami stadionu generalnym zaskoczeniem „na plus” było sprawne wchodzenie na obiekt. Ochrona nie robiła zbytnich problemów, tym samym cała grupa naszych kibiców dość szybko weszła na trybuny. A właściwie na jedną trybunę. Jedną, bo tylko na odkrytej części stadionu mogli się pojawić kibice kupujący normalne wejściówki na mecz. Na przeciwległej trybunie „pod dachem” z biegiem czasu pojawiali się również kibice. Byli to na pewno Wiślacy, ale nie wiem jakie były kryteria dostania się tam. Swoje miejsce pod dachem znalazła również niewielka grupa kibiców Levadii.

Kibice Wisły w Sosnowcu
Kibice Wisły w Sosnowcu

Do rozpoczęcia spotkania każdy robił „prawie;)” to co chciał. Na przykład mógł kupić sobie najnowszy numer jedynej Wiślackiej gazety – Forza Wisła;).

Suma sumarum w tym dniu piłkarzy z Krakowa wpierało około 3 tysięcy kibiców Wisły.

Cześć dotarła tutaj innymi środkami transportu nie zważając na to, że jednak nie jest to dla nas przychylny teren. Z tego co można było „usłyszeć” niektórzy mieli z tego powodu dość „duże problemy”. Widać kilka osób zapomniało, że to nie mecz przy Reymonta 22 w Krakowie gdzie można bez problemu pojawić się w naszych barwach, czy chodzić w dniu meczu po ulicach Krakowa w szaliku Wisły. Niech to co napisałem przemyślą wszyscy, którzy nadal chcą tak beztrosko jeździć do Sosnowca - indywidualnie...

„Nasz” sektor w tym dniu ozdobiły płótna: Armia Białej Gwiazdy, Bronowice, Jaworzno, Myślenice.

Na powitanie piłkarzy, wchodzących, przed spotkaniem na rozgrzewkę, rozległo się gromkie – „Wisełko – jesteśmy z Wami!”.

Na początku meczu, co zrozumiałe, wszyscy odśpiewali wszyscy hymn Białej Gwiazdy – Jak długo na Wawelu...

Później, pierwszy gwizdek sędziego, oznajmił początek zmagań piłkarzy. W pierwszej połowie mogliśmy usłyszeć dość dobry doping – oczywiście jak na zaistniałe warunki. Zwłaszcza, że drygowali nim „starzy znajomi;)” z gniazda przy R22;). Dało się słyszeć – „My chłopcy z Reymonta”, „Jazda, jazda, jazda – Biała Gwiazda”, „Jesteśmy Dumą tego miasta!”, czy „Wisełko wygraj mecz...”. Nie zabrakło również nabierających obecnie szczególnego znaczenia – „Gdziekolwiek nasza Wisła gra”, lub „Czy wygrywasz czy nie...”. Były także pozdrowienia dla naszych zgodowiczów z Lechii Gdańsk oraz Unii Tarnów i Śląska.


A jaki był sam mecz? Każdy widział w pierwszej połowie. Zarówno ten, który był na stadionie jak i ten, który włączył odbiornik telewizyjny. Dlaczego tylko w pierwszej? O tym później... Wracając do meczu – przewagę Wisły było widać od początku. Tylko co z tego, skoro Estończycy, cofnięci na swoją połowa boiska, starali bronić się jak najskuteczniej. A Wiślacy? A Wiślacy klepali piłkę od jednego do drugiego tylko nie wiele z tego wynikało. Owszem Biała Gwiazda miała swoje sytuacje. Ale niestety nie wykorzystane. Choćby po strzale Krima w 33 minucie kiedy to futbolówka wylądowała zamiast w siatce gości na poprzeczce ich bramki... Kolejne minuty potwierdzały obraz z początku – niemrawe ataki Wiślaków i skuteczne obrona gości. Aż do 40 minuty kiedy to jedna z nielicznych akcji Levadii przyniosła im powodzenie. Strzał Andriejewa tuż przy słupku dał im prowadzenie. I tak było do przerwy. A po przerwie? A po przerwie do Sosnowca dotarła przeogromna ulewa z burzą, która nie tylko strasznie utrudniała piłkarzom grę. Przerwała nie tylko oglądanie meczu w telewizji „kibicom w kapciach”, ale również strasznie dała się we znaki kibicom zgromadzonym na stadionie. Choć nie do końca. Bowiem im bardziej intensywna była ulewa, im więcej piorunów „pojawiało się” w okolicach stadionu, im bardziej piłkarzom nie układał się gra tym więcej osób włączało się w doping. Nikt się nie przejmował coraz bardziej nienormalnymi warunkami atmosferycznymi. Co prawda niekiedy słychać również było przybyszów ze stolicy Estonii – umiejętnie „wstrzeliwali się” w nasze dopingowe przerwy – ale to nie sztuka będąc pod dachem.

Przez pewien czas intensywność deszczu i wiatru była tak duża, że praktycznie nie dało się oglądać meczu. Z informacji jakie docierały do nas burza przerwała cała transmisję drugiej połowy. Tym samym okazało się paradoksalnie, że jednak lepiej było być na stadionie;). Nieważne, że burza, pioruny, a niekiedy silny wiatr przeszkadzał w oglądaniu zmagań piłkarzy. Ważne, że można było „coś tam zobaczyć;)”.

Przy okazji pokazując swoje przywiązanie do Trójkolorowych barw – min. poprzez nie opuszczanie trybuny czy też staranie się by dopingować do końca meczu. Dla wielu te anormalne warunki pogodowe były tylko pretekstem do jeszcze głośniejszego zagrzewania naszych piłkarzy do zmiany niekorzystnego wyniku. Zwłaszcza, że gracze z Krakowa mieli kolejne sytuacje do strzelenia gola. Min. w 56 minucie kiedy to po strzale Diaza piłka, ponownie w tym dniu, odbiła się od poprzeczki bramki strzeżonej przez bramkarza gości. Wisła cały czas „gniotła” przeciwników, zaś gracze z Talina starali się od czasu do czasu groźnie kontratakować.

Ostatecznie w doliczonym czasie gry padło wyrównanie – podawał Paweł Brożek, a bramkę strzelił „Pepe” Ćwielong. Tym samym mecz zakończył się remisem 1-1. Z jednej strony nastała radość, że nie doszło do blamażu, z drugiej trzeba jasno powiedzieć – tak nie miało być i tak być nie powinno.


Gdy piłkarze po podziękowaniu kibicom za wsparcie udali się do szatni, dla nas nastał czas powrotu do Krakowa. W strugach deszczu, częstokroć brodząc w wodzie, bowiem dość szybko drogi w Sosnowcu zamieniły się w „rzeki płynących ulicami”... Ale bynajmniej dobry humor mimo wszystko nie opuszczał chyba nikogo. Nawet gdy piorun uderzył w ziemię w niewielkiej odległości od nas;). Ostatecznie doszczętnie przemoczeni docieramy na dworzec. Tam pod dachem można było wykręcić przemoczone koszulki, wylać wodę z butów, oglądnąć czy cokolwiek suchego pozostało w plecaku itp. Ilość zalanych komórek, przemoczonych dokumentów na pewno szła w setki. Ten wyjazdowy „mecz u siebie” zostanie przez wielu zapamiętany na długo;).

Z powodu burzy odjazd pociągów mocno się opóźnił. Ostatecznie gdy ruszamy w drogę powrotną do Krakowa bez większych kłopotów znajdujemy miejsca siedzące. Podróż będąc w większość przypadków doszczętnie przemoczonym rodzi dwie postawy – albo siedzi się bardzo spokojnie, albo wymyśla „przeróżne rzeczy”. Każdy podróżował w stylu jaki mu odpowiada;).

Dla niektórych opóźnienie pociągu skutkowało tym, że po raz kolejny „z powodu Wisły” mocno spóźniają się do pracy...No ale kiedy pracuje się na nocną zmianę w piekarni to...;)

Ja sam docieram do domu przed 3.00 nad ranem – po „specyficznym;)” przemoczonym spacerze;). Po to tylko by nie wiele później wstać do pracy, kupując wcześniej energy drinka – Biała Gwiazda;).

Oby ten mecz i wszystko co się wydarzyło w ten środowy wieczór i noc było tylko przykładem potwierdzającym powiedzenie - „pierwsze śliwki robaczywki”.

Oby w rewanżu drużyna Białej Gwiazdy pokazała, że pewnych granic piłkarskiej „przyzwoitości” się dochowuje – bowiem awans do dalszych rozgrywek pucharowych to dla Wiślaków wręcz obowiązek!


Do zobaczenia na kibicowskim szlaku!
źródło: KibiceWisly.pl

Wideo

Bramka Ćwielonga na 1:1:

http://www.youtube.com/watch?v=du0HEftFNDk


Debiut Armii Białej Gwiazdy w Sosnowcu:

http://www.youtube.com/watch?v=eM8BAqcrA7s