2009.11.06 Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 13:08, 27 paź 2014; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
2009.11.06, Ekstraklasa, 13. kolejka, Sosnowiec, Stadion Ludowy, 20:00
Wisła Kraków 0:1 (0:1) Legia Warszawa
widzów: 4.000
sędzia: Hubert Siejewicz z Białegostoku
Bramki
0:1 34' Miroslav Radović
Wisła Kraków
4-4-2
Mariusz Pawełek
Pablo Alvarez
Marcelo
Mariusz Jop
Piotr Brożek
Wojciech Łobodziński grafika:Zmiana.PNG (62' Piotr Ćwielong)
grafika:zk.jpg Mauro Cantoro grafika:Zmiana.PNG (46' Tomas Jirsak)
Junior Diaz
Andraż Kirm
Patryk Małecki grafika:Zmiana.PNG (79' Łukasz Garguła)
Paweł Brożek

trener: Maciej Skorża
Legia Warszawa
4-5-1
Jan Mucha grafika:zk.jpg
Jakub Rzeźniczak grafika:zk.jpg
Dickson Choto grafika:zk.jpg
Inaki Astiz
Marcin Komorowski
Sebastian Szałachowski grafika:Zmiana.PNG (33' Miroslav Radović)
Piotr Giza
Marcin Smoliński grafika:Zmiana.PNG (89' Ariel Borysiuk)
Maciej Iwański
Maciej Rybus
Takesure Chinyama

trener: Jan Urban
50. mecz Wojciecha Łobodzińskiego w Wiśle.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Przed meczem

Starcie gigantów: Wisła gra z Legią

Bartosz Karcz, Rafał Romaniuk

2009-11-06 01:00:05, aktualizacja: 2009-11-06 22:08:27

Dzisiaj na Sosnowiec będzie patrzyła cała piłkarska Polska. O godz. 20 rozpocznie się hit ligowej jesieni, czyli starcie dwóch odwiecznych rywali - Wisły Kraków i Legii Warszawa.

Jeśli wygra "Biała Gwiazda", to ucieknie warszawiakom na dziesięć punktów w tabeli i wybije im z głów marzenia o mistrzostwie Polski. Wygrana Legii oznaczać będzie, że walka o tytuł zacznie się od nowa.

W Wiśle nikt nie ukrywa, że mecze z Legią to coś innego, ważniejszego od każdego innego spotkania w lidze. Krakowianie z dużym szacunkiem wypowiadają się o rywalu z Warszawy.

Praktycznie wszyscy wymieniają zalety legionistów, ale jednocześnie zapowiadają dzisiaj walkę do upadłego o wygraną.

O tym, jak podchodzą do siebie wielcy rywale, świadczy choćby wczorajsza wypowiedź trenera Macieja Skorży. Poświęcił on kilka minut, by wymienić zalety szkoleniowca Legii, Jana Urbana. - Bardzo szanuję Janka - mówił Skorża. - Mógłbym o jego zaletach opowiadać bardzo długo. Jeśli miałbym ująć rzecz najkrócej jak się da, to powiem tak: klasa człowiek, klasa trener.

Skorża nie kryje jednak, że szacunek dla rywala to jedno, a to, co będzie działo się na boisku, to co innego. - Bardzo nie chciałbym po meczu z Legią usłyszeć takich opinii, jak po spotkaniu z Lechem, że rywalowi bardziej zależało na zwycięstwie. Wiemy, że Legia ma nóż na gardle, ale my też chcemy wyjść na boisko z ogromną determinacją, chcemy usiąść na rywalach i zmusić ich do skomasowanej obrony. Choć powszechnie uważa się, że Legia ma bardzo mocną obronę, to ja paradoksalnie twierdzę, że warszawianie mają największe problemy z zespołową grą defensywną. Postaramy się to wykorzystać.

Wisła do meczu z Legią przystępuje osłabiona brakiem przede wszystkim Arkadiusza Głowackiego i Radosława Sobolewskiego. Co ciekawe, mimo iż już po spotkaniu z Koroną Kielce Maciej Skorża twierdził, że "Główka" nie zagra do końca roku, wczoraj nieco inaczej przedstawił sprawę. - Teraz mogę to już powiedzieć - stwierdził szkoleniowiec "Białej Gwiazdy". - Przez cały tydzień robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby jednak postawić Arka na nogi. Nie udało się i dzisiaj wiemy, że w przyszłym tygodniu nasz kapitan będzie musiał jednak poddać się zabiegowi. To dla nas ogromna strata i nie chodzi nawet o duże umiejętności Arka, ale o to, kim jest dla tej drużyny w szatni i na boisku.

Pod nieobecność Głowackiego i Sobolewskiego, w rolę lidera drużyny będzie musiał wcielić się trzeci w kolejce do kapitańskiej opaski, Paweł Brożek. Dzisiaj na pewno nie zobaczymy na boisku również Rafała Boguskiego. Piłkarz, który z problemami zdrowotnymi zmaga się akurat od wiosennego meczu z Legią, gdy został brutalnie wycięty przez Ariela Borysiuka, tym razem ma kłopoty akurat z drugą nogą. "Boguś" będzie musiał kilka dni odpocząć od treningów.

Nie należy się dzisiaj spodziewać wielkich zmian w składzie Wisły, w stosunku do ostatniego meczu z Koroną, choć Skorża wczoraj stwierdził: - Być może kilka korekt w wyjściowym składzie wprowadzimy. Chodzi o specyfikę piłkarzy, którzy grają na poszczególnych pozycjach w Legii. Pod tym kątem też musimy patrzeć, by zatrzymać warszawian.

Wisła będzie miała dzisiaj za sobą jeszcze jeden atut. Pierwszy raz w tym sezonie w Krakowie sprzedano komplet biletów na mecz w Sosnowcu. Do tej pory najwięcej widzów (3500) śledziło mecz z Levadią Tallin. Dzisiaj będzie ich więcej. Dwoma specjalnymi pociągami spod Wawelu przyjedzie do Zagłębia 5000 fanów, którzy mają pomóc swoim piłkarzom.

- Czy to dla nas mecz o wszystko? Tak, zresztą od jakiegoś czasu każde kolejne spotkanie możemy tak określać - komentował Jakub Rzeźniczak, prawy obrońca Legii, powołany przez Franciszka Smudę na dwa najbliższe mecze reprezentacji

- Oczywiście, że odczuwam presję, ale ona zawsze będzie. Przecież właściciela nie interesuje mój styl pracy, ale wyniki i miejsce w tabeli - komentował Urban, który stwierdził, że na dzisiejszy mecz przygotuje rywalom niespodziankę. Pole manewru ma mocno ograniczone. Nie będzie mógł skorzystać z Marcina Mięciela, który akurat w dwóch ostatnich meczach wrócił do formy. Kontuzja wykluczyła też Bartłomieja Grzelaka.

Z urazami uporali się Takesure Chinyama, Maciej Rybus i Sebastian Szałachowski. W tej sytuacji Urban wystawi najpewniej jednego napastnika, bo wciąż nie ma przekonania do Adriana Paluchowskiego.

Przypuszczalne składy:

Wisła: Mariusz Pawełek - Pablo Alvares, Mariusz Jop, Marcelo, Piotr Brożek - Wojciech Łobodziński, Tomas Jirsak, Junior Diaz, Andras Krim - Paweł Brożek, Patryk Małecki. �Trener: Maciej Skorża

Legia: Jan Mucha - Jakub Rzeźniczak, Inaki Astiz, Dickson Choto, Marcin Komorowski - Sebastian Szałachowski, Maciej Iwański, Marcin Smoliński, Piotr Giza, Maciej Rybus - Takesure Chinyama. Trener: Jan Urban.

Paweł Brożek: Nie będzie kunktatorstwa

4. listopada 2009, 13:42

- Jeśli pokonamy Legię, to 10 punktów przewagi będzie ogromnym kapitałem. Jeśli wygra Legia, to nasza przewaga stopnieje do 4 punktów. Już z tych wyliczeń widać o jak dużą stawkę będzie toczyć się to spotkanie - mówi napastnik mistrzów Polski w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej". W konfrontacji z Legią "Brozio" znów będzie pełnił obowiązki kapitańskie.

Bartosz Karcz: Odczuwa Pan większy dreszczyk emocji przed meczem z Legią niż przed innymi spotkaniami w lidze?

Paweł Brożek: - Oczywiście. Legia to w końcu od lat nasz największy konkurent w walce o mistrzostwo Polski.

Piłkarze Legii z szacunkiem wypowiadają się o Panu. Jan Mucha w jednym z wywiadów stwierdził ostatnio, że jest Pan piłkarzem kompletnym.

- Bardzo miło mi słyszeć takie słowa z ust najlepszego bramkarza ekstraklasy. Faktem jest, że z Jankiem toczyliśmy już wiele pojedynków. Raz on był górą, raz ja. Tak jak choćby w pamiętnym meczu sprzed roku w Warszawie, gdy strzeliłem mu bramkę, a jednak później w kapitalny sposób obronił kilka moich strzałów i praktycznie zapewnił zwycięstwo Legii.

Legia to nie tylko Mucha. Jakie inne mocne strony waszego rywala Pan widzi?

- Można długo wymieniać. Choćby Marcin Mięciel, który ostatnio jest w wysokiej formie i będziemy musieli na niego bardzo uważać. Jest też Maciek Iwański, bez którego nie wyobrażam sobie drugiej linii Legii. Podoba mi się również gra Rybusa. Warszawianie mają bardzo silny zespół i zdajemy sobie sprawę jak trudne zadanie czeka nas w piątek.

Prawda jest jednak taka, że Legia nie wygrała w lidze z Wisłą na jej terenie od 1997 roku.

- Tak, tylko że wszystkie te mecze rozgrywane były w Krakowie, a teraz zagramy w Sosnowcu. Nie ma zatem co patrzeć na statystyki, tylko trzeba wyjść z mocnym postanowieniem wygranej.

Macie poczucie, że wygrywając praktycznie zapewnicie sobie mistrzostwo Polski?

- Do mistrzostwa droga jeszcze daleka, ale faktycznie, jeśli pokonamy Legię, to dziesięć punktów przewagi będzie ogromnym kapitałem. Tak dużym, że szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli roztrwonić taką przewagę. Jest jednak i druga strona medalu. Jeśli wygra Legia, to nasza przewaga stopnieje do czterech punktów. Już z tych wyliczeń widać o jak dużą stawkę będzie toczyć się to spotkanie.

Wasz dorobek w tym sezonie budzi szacunek, ale też w większości spotkań mieliście okresy zarówno bardzo dobrej gry, jak i mocno przeciętnej. W takim meczu, jak ten z Legią, będziecie w stanie utrzymać koncentrację na najwyższym poziomie przez pełne 90 minut?

- Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Zresztą choćby w meczu z Lechem, choć przegranym, pokazaliśmy, że stać nas na bardzo dobrą grę przez całe spotkanie. Liczę, że tak samo będzie w piątek, choć oczywiście z lepszym dla nas skutkiem jeśli chodzi o wynik. W ogóle spodziewam się bardzo dobrego meczu, bo jestem pewien, że obie drużyny postawią na atak. Nie będzie kunktatorstwa, tylko otwarte spotkanie z dużą liczbą sytuacji podbramkowych.

Ostatnio zalicza Pan więcej asyst niż strzela bramek. Gole zostawia Pan sobie na tak prestiżowe mecze jak ten z Legią?

- Pewnie, że chciałbym strzelać bramki, ale też trochę zmieniła się moja rola. Najważniejsze jest dobro drużyny, więc jeśli widzę kolegę lepiej ustawionego ode mnie, to noga nie drży mi przed podaniem.

Zagracie osłabieni. Jaki to może mieć wpływ na waszą grę i wynik?

- Nie muszę tłumaczyć jakimi postaciami są w drużynie Arek Głowacki i Radek Sobolewski. I nie chodzi tylko o umiejętności, ale również charyzmę. Cóż, skoro ich nie ma, ciężar odpowiedzialności za grę i wynik muszą na swoje barki wziąć inni. Ja na pewno się nie uchylę od tej odpowiedzialności.

Gazeta Krakowska / wislakrakow.com (nikol)

Źródło: Gazeta Krakowska

Marcin Mięciel: Nóż na gardle przed każdym meczem

Data publikacji: 04-11-2009 11:38


„Praktycznie przed każdym meczem mamy teraz nóż na gardle, bo potraciliśmy tyle punktów od początku rundy, że teraz nie możemy ich już tracić. Teraz jest mecz z Wisłą i niby łatwo odrobić stratę, bo gra się z bezpośrednim rywalem, ale to też rywal najtrudniejszy” – mówi przed spotkaniem z Wisłą najskuteczniejszy zawodnik Legii Warszawa, Marcin Mięciel.

Gdy wyjeżdżał pan z Polski Wisła dopiero stawała się ligową siłą. Czy w związku z tym atmosfera przed meczem z Białą Gwiazdą sprzed pana wyjazdu i obecna różni się?

Na pewno ta atmosfera się różni, bo Wisła jest dużo mocniejszym zespołem. Te mecze, które rozgrywaliśmy naście lat temu też stały na wysokim poziomie, bo Wisła zawsze się liczyła w Polsce i miała dobry zespół. To były fajne, zacięte mecze, w których padało sporo bramek. Różnica jest taka, że Wisła jest teraz mocniejszym zespołem i co roku faworytem ligi, bo najczęściej zdobywa Mistrzostwo Polski.

Czy ta przedmeczowa atmosfera wpływa bezpośrednio na zawodników?

Lepiej gra się taki mecz, gdzie jest większa oglądalność, lepsza atmosfera niż spotkanie ze słabszym zespołem, gdzie nie ma ludzi, nie ma tego smaczku przedmeczowego. Po to gra się w piłkę, żeby w takich meczach występować.


Zagracie w Sosnowcu, a nie w Krakowie. Czy to będzie dla Legii ułatwienie?

Ułatwienia nie będzie, bo Wisła zarówno na swoim stadionie jak i w Sosnowcu gra dobrze, czuje się jak u siebie. Będzie praktycznie cały stadion ich kibiców. Dla piłkarza na pewno lepiej by było grać na typowo piłkarskim stadionie, jakim jest stadion Wisły, a nie na obiekcie Zagłębia Sosnowiec, który jest bardziej dożynkowy.

Porównując sytuację Legii i Wisły - czy wolelibyście grać na stadionie poza Warszawą, ale takim, który nie jest placem budowy, czy też wolicie grać przy Łazienkowskiej nawet, gdy jest tam jedna trybuna?

Wolimy grać tutaj, nawet jeśli sytuacja nie jest dobra, bo kibice nie dopingują. Gramy na swoim boisku, znamy tą płytę, bo na niej trenujemy i gramy, więc dużo łatwiej się nam gra, co widać po wynikach.


Ostatnie mecze wskazują na to, że Legia się rozpędza. Czy w drużynie też panuje takie przekonanie? Ostatnie mecze graliśmy u siebie i wygraliśmy. Teraz znowu czeka nas mecz na wyjeździe i to będzie dla nas sprawdzian. Na wyjazdach nam nie do końca idzie. Druga strona medalu jest taka, że w meczach z dobrymi zespołami gramy lepiej. Mamy nadzieję, że ta druga strona medalu będzie właściwa i wygramy na Wiśle.

Czy to bardziej drużyna swoją dobrą formę w ostatnich spotkaniach zawdzięcza Marcinowi Mięcielowi, czy może Marcin Mięciel swoje ostatnie dokonania strzeleckie zawdzięcza zwyżce formy zespołu?

I to, i to. Indywidualnie nic nie da się zrobić. Tylko jako kolektyw możemy coś osiągnąć. Jeżeli drużyna gra dobrze, to każdy zawodnik indywidualnie się też wyróżnia. To było widać po mojej formie – miałem więcej sytuacji, a i koledzy zagrali lepiej.

Czy można powiedzieć, że przed tym meczem macie nóż na gardle? Czy w związku z tym można się spodziewać, że zagracie z taką samą pasją jak Lech Poznań z Wisłą?

Praktycznie przed każdym meczem mamy teraz nóż na gardle, bo potraciliśmy tyle punktów od początku rundy, że teraz nie możemy ich już tracić. Teraz jest mecz z Wisłą i niby łatwo odrobić stratę, bo gra się z bezpośrednim rywalem, ale to też rywal najtrudniejszy. Wisła to na pewno ciężki przeciwnik, ale jedziemy na ten mecz, żeby odrobić trzy punkty straty.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Skorża: Determinacja po pierwsze

Data publikacji: 05-11-2009 16:17


„Dla mnie to jest największym wyzwaniem, żeby determinacja Wisły była przynajmniej tak wysoka jak Legii, żeby było widać, że my też gramy mecz o życie” – podkreślał przed meczem z Legią trener Skorża.

„Sytuacja w tabeli jest taka, że musimy dokonać dużych rzeczy, żeby wyjść tak samo zmotywowani jak Legia. Oni wiedzą, że porażka może dla nich mieć poważne konsekwencje, więc zawodnicy na wzniosą się wyżyny swoich umiejętności i determinacji. Nie chciałbym słyszeć takich opinii jak po meczu z Lechem, że to Lechowi bardziej zależało na zwycięstwie. Z tym nie mógłbym się pogodzić” – zaznaczył trener Białej Gwiazdy.

Motywacja przed spotkaniem z Legią była jednym z głównych tematów konferencji z trenerem Skorżą. Szkoleniowiec Wisły podkreślił, że jego zdaniem jest za dużo meczów do końca sezonu, żeby jakakolwiek przewaga uprawniała do mówienia o zespole jako o mistrzu Polski. „Nawet 10 punktów po 13 kolejce to za wcześnie, żeby mówić o tym, że będziemy mistrzem – nie takie przewagi się traciło. Takie określenia są fajne na użytek mediów. Żaden zawodnik Wisły, nawet jeśli jutro wygramy, na pewno tak nie pomyśli” – podkreślił szkoleniowiec.

Trener Skorża przed meczem z Legią


Maciej Skorża uważa, że w piątek kibiców czeka wyrównane spotkanie. „Odkąd jestem trenerem Wisły, mecze tych dwóch drużyn rozstrzygały się jedną bramką, nigdy jedna z nich nie była znacznie słabsza od drugiej, wszystko się decydowało do ostatnich minut. Myślę, że tak będzie i tym razem”. Jedna rzecz budzi optymizm szkoleniowca Białej Gwiazdy, jeśli chodzi o statystyki. „Nie ukrywam, że moją wyobraźnię pobudza statystyka wyjazdowa Legii, która tylko raz na pięć meczów zwyciężyła. Liczę więc, że Legia tej statystyki nie poprawi” – powiedział Skorża.

A jakie są słabe i mocne strony warszawian? „Legia to drużyna, która nie ma stałych słabych punktów. Co mecz jednak gdzie indziej jej słabości się ujawniają. Nie ukrywam, że nasz cel na najbliższy mecz jest prosty – odnieść zwycięstwo za wszelką cenę i za wszelką cenę zepchnąć Legię do defensywy, bo jest to drużyna, która gorzej czuje się w obronie niż w ataku. Słabszy punkt to Legii jej gra defensywna, choć przewrotnie to Legia straciła najmniej goli. Siła Legii natomiast to drużyna, drużyna złożona z wielu indywidualności. Dużo w Legii zależy od umiejętności indywidualnych zawodników. Te indywidualności są bardzo niebezpieczne, wymykają się spoza schematów gry” – opowiadał Skorża.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl ===Tak gra Legia Warszawa

=

Data publikacji: 06-11-2009 09:07


Piątkowa konfrontacja Wisły Kraków i Legii Warszawa zapowiada się na wyjątkowo ciekawą i emocjonującą. Wiślacy mają sporą szansę na znaczące powiększenie przodownictwa w tabeli, natomiast Legia potrzebuje zwycięstwa jak ryba wody. Czy podopieczni trenera Jana Urbana zaskoczą czymś ekipę Macieja Skorży?


Ten materiał ukazał się w 93. numerze newslettera Wisły Kraków. Aby go otrzymywać, wystarczy wypełnić formularz.

Trener Andrzej Bahr uważa, że Legia ostatnimi występami wróciła na dobre tory. „Wygrane z Koroną i Ruchem pokazują, że legioniści są w dobrej dyspozycji. Pamiętajmy także o ich potencjale ofensywnym. Mięciel, Grzelak i Chinyama to atuty Legii w przedzie, przez co my musimy zagrać ze zdwojoną koncentracją” – podsumowuje trener Bahr.


Prawdopodobne ustawienie Legii Warszawa (1-4-5-1):


BRAMKARZ: Niepodważalne miejsce w bramce Legii Warszawa ma Jan Mucha. Świeżo upieczony finalista MŚ prezentuje się bardzo dobrze i jest pewnym punktem swojego zespołu. Interweniuje spokojnie, dobrze spisuje się na linii bramkowej i co najważniejsze dla warszawian – nie popełnia błędów.


OBRONA: W meczu z Wisłą z dobrej strony będzie chciał pokazać się Jakub Rzeźniczak. Spotkanie na szczycie to świetna okazja potwierdzenia dobrej formy, zwłaszcza w kontekście gry w reprezentacji Polski. Rzeźniczak dobrze prezentuje się w grze ofensywnej, śmiało podłącza się do ataków, ale nie zapomina też o defensywie. Parę stoperów tworzy duet, z którym mają problemy chyba wszyscy napastnicy w naszej lidze. Dickson Choto i Inaki Astiz to dwa filary obrony Legii, które tworzą trudną do przejścia zaporę. Jeden i drugi świetnie uzupełniają się. Choto – wysoki, silny fizycznie, często grający na pograniczu faulu. Astiz – szybki, dynamiczny, dobrze czuje się w walce powietrznej. Najsłabiej z tego grona wypada Marcin Komorowski, który jeszcze musi się sporo uczyć, jak efektywnie grać na pozycji bocznego obrońcy. Były defensor Polonii Bytom dobrze czuje się w grze do przodu, często widzimy go pod polem karnym przeciwnika, co pozwala sądzić, że Komorowski może szybko stać się następcą Tomasza Kiełbowicza.

POMOC: Trener Jan Urban preferuje grę piątką zawodników w tej formacji. Bardzo liczy na dobrą postawę swoich skrzydłowych, którzy mają być motorem napędowym ataków Legii. Sebastian Szałachowski i Maciej Rybus to piłkarze, którzy są podobni do siebie. Szybcy, dobrze wyszkoleni technicznie, z niesamowitym ciągiem na bramkę. Obaj mają jednak problem z ustabilizowaniem formy na dobrym, równym poziomie. Nie mniej jednak, pojedynki Pablo Alvareza i Piotra Brożka z wyżej wymienionymi zawodnikami będą ozdobą piątkowego hitu. W środku pola Urban ustawia trzech zawodników, którzy nie są ściśle przywiązani do swojej pozycji. Nieco bardziej z tyłu prawdopodobnie zagrają Ariel Borysiuk i Maciej Iwański. Młody Borysiuk dobrze prezentuje się w grze defensywnej, kiedy może przerywać ataki rywali, przechwytywać piłki i inicjować ataki. Podobne zadania będzie miał Maciej Iwański, który dodatkowo ma zmysł do gry technicznej i kombinacyjnej. Warto też zwrócić uwagę na jego dobry przegląd pola i uderzenie z rzutów wolnych. Najbardziej wysuniętym pomocnikiem może być Piotr Giza. Dobry technicznie, sporo widzi na boisku, potrafi obsłużyć partnera dokładnym podaniem a także samemu strzelić na bramkę. Cała trójka może z powodzeniem zmieniać się pozycjami w trakcie meczu.

ATAK: Wskutek kontuzji Marcina Mięciela w piątkowy wieczór w linii ataku zobaczymy Takesure Chinyamę. Reprezentant Zimbabwe wraca do zdrowia po kontuzji kolana i nie da się ukryć, że trener Urban liczy na tego zawodnika. Sporą niewiadomą pozostaje dyspozycja Chinyamy, ale nie można zapomnieć, że to groźny napastnik, ktory potrafi umieścić piłkę w zasadzie z każdej pozycji na boisku.

Rafał Młyński

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Relacje z meczu

Porażka z Legią

W szlagierowym spotkaniu 13. kolejki Ekstraklasy Wisła uległa warszawskiej Legii 0:1. Powtórzył się scenariusz sprzed trzech tygodni z meczu z Lechem. Obie ekipy miały swoje sytuacje, po przerwie Wisła nie schodziła prawie z połowy rywala, co nie pomogło w zdobyciu choćby jednego punktu. Jedyną bramkę zdobył w 34. minucie Miroslav Radović.

Maciej Skorża nie zaskoczył zestawieniem pierwszej jedenastki. Na ławce rezerwowych posadził Tomasa Jirsaka, wprowadzając w jego miejsce Mauro Cantoro. W pełni sił był już Piotr Brożek, a więc do środka pola mógł wrócić Junior Diaz. Legia przyjechała do Sosnowca osłabiona brakiem dwójki napastników – Bartłomieja Grzelaka i Marcina Mięciela. Do zdrowia wrócił za to Takesure Chinyama, którego Jan Urban desygnował do gry w wyjściowym składzie.

Oba zespoły zaczęły z animuszem. Pierwszy sygnał ostrzegawczy Janowi Musze wysłał w 5 minucie. Patryk Małecki, choć jego uderzenie minęło bramkę. W polu karnym Legii mocno zakotłowało się za to kilkadziesiąt sekund później. Łobodziński uruchomił ze środka pola Kirma, ten dograł do wbiegającego Brożka, któremu zabrakło nieco szczęścia, by otworzyć wynik. Piłka zatrzymała się na słupku. Legioniści postraszyli w 17. minucie, choć pomógł im w tym brak zrozumienia w obronie wiślaków. Mariusz Pawełek długo nie łapał sparowanej przez samego siebie piłki, a gdy już do niej ruszył, jeden z obrońców postanowił wybić ją na róg.

W pierwszej części spotkania swoją szansę miał też „Łobo”, który wychodząc na „sam na sam”, piłkę zagrywaną przez Brożka przyjął tak, że Astiz zdążył go zablokować. Wisła była w tej części gry stroną dłużej utrzymująca się przy piłce i mającą lekką optyczną przewagę. Legioniści potrafili jednak kilkoma podaniami przenieść się pod bramkę Wisły, co przyniosło efekt w 34. minucie. Pojedynek z Pawełkiem i Marcelo wygrał wprowadzony minutę wcześniej na plac gry Miroslav Radović, który czubkiem buta wtrącił piłkę do siatki. Legia prowadziła w Sosnowcu 1:0. Taki rezultat utrzymał się już do końca pierwszej odsłony.

W przerwie Maciej Skorża zdecydował się wprowadzić Tomasa Jirsaka w miejsce Mauro Cantoro, który przed przerwą ujrzał żółty kartonik. W 54. minucie po raz drugi w tym meczu piłka balansowała na linii bramkowej Legii, ale w ostatniej chwili wybili ją na raty obrońcy drużyny gości. Wisła rzuciła się do zmasowanych ataków i w ciągu kilku minut stworzyła trzy groźne sytuacje. Nie wykorzystała żadnej.

Już po kwadransie gry na murawie pojawił się Piotr Ćwielong, zmieniając Wojciecha Łobodzińskiego. Legioniści nie kwapili się do ataków, ale skutecznie powstrzymywali ofensywne zapędy Wisły. „Piłkę meczową” w 66. minucie miał Chinyama, który łatwo odebrał piłkę Jopowi i mając przed sobą już tylko Pawełka, uderzył minimalnie niecelnie. Cztery minuty późnej wyrównać powinien Małecki. Mucha sparował piłkę przed siebie po uderzeniu Jirsaka, a nadbiegający „Mały” fatalnie przestrzelił.

Na dziesięć minut przed końcem trener Skorża postanowił wprowadzić Łukasza Gargułę. Boisko opuścił Patryk Małecki. Mecz cały czas toczył się według tego samego scenariusza. Gospodarze bezskutecznie dążyli do wyrównania, goście skupiali się głównie na rozbijaniu akcji Wisły. Do końcowego gwizdka niestety sytuacja nie uległa już zmianie. Wiślacy przegrali w Sosnowcu z Legią 0:1.

Marcelo
Marcelo

Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1 (0:1)
0:1 Miroslav Radović 34 min

Żółte kartki: Cantoro (Wisła) - Choto, Mucha, Rzeźniczak (Legia)
Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok)

Wisła: Mariusz Pawełek - Pablo Alvarez, Marcelo, Mariusz Jop, Piotr Brożek - Wojciech Łobodziński (62 min - Piotr Ćwielong), Mauro Cantoro (46 min - Tomas Jirsak), Junior Diaz, Andraż Kirm - Patryk Małecki (79 min - Łukasz Garguła), Paweł Brożek

Legia: Jan Mucha - Jakub Rzeźniczak, Dickson Choto, Inaki Astiz, Marcin Komorowski - Sebastian Szałachowski (33 min - Miroslav Radović), Piotr Giza, Marcin Smoliński (89 min - Ariel Borysiuk), Maciej Iwański, Maciej Rybus - Takesure Chinyama

Źródło: wislakrakow.com

Wisła przegrała z Legią

Bartosz Karcz

2009-11-06 19:54:45, aktualizacja: 2009-11-07 01:18:10

Wisła Kraków przegrała z Legią Warszawa 0:1 i jej przewaga w tabeli nad rywalem ze stolicy stopniała do zaledwie czterech punktów. Przed meczem trener Maciej Skorża stwierdził, że nie chciałby po ostatnim gwizdku słyszeć opinii, że jego podopieczni zaprezentowali mniej determinacji w dążeniu do celu. Niestety, właśnie taką opinię podobnie zresztą jak po meczu z Lechem trzeba na temat wiślaków wygłosić. To Legia bardziej chciała wygrać i choć również nie zagrała jakiegoś wielkiego meczu, to po trzy punkty sięgnęła jak najbardziej zasłużenie.

Mecz Wisły z Legią wreszcie zgromadził na trybunach Stadionu Ludowego liczną widownię. W zasadzie pierwszy raz od spotkania z Levadią można było mówić o prawdziwie piłkarskiej atmosferze. Oczywiście daleko jej było do tej, która panuje na ul. Reymonta, ale przynajmniej można było poczuć, że ogląda się mecz ligowy, a nie sparing.

Maciej Skorża nie zaskoczył specjalnie składem, choć wprowadził jedną zmianę w środku pola. Szkoleniowiec Wisły zdecydował się na wystawienie w środku pola dwóch defensywnych pomocników, Juniora Diaza i Mauro Cantoro. Na ławkę powędrował natomiast Tomas Jirsak.

Legia zgodnie z oczekiwaniami zagrała pięcioma zawodnikami w pomocy, pozostawiając na szpicy jedynie, wracającego po kontuzji, Takesure Chinyamę.

Ci, którzy ostrzyli sobie apetyty na szybkie akcje, sytuacje podbramkowe czy mocne strzały, musieli czuć się rozczarowani pierwszą połową. Więcej było bowiem szamotaniny, niż składnej gry. Legia zagęściła środek pola, a Wisła nie potrafiła sobie z taką grą warszawian poradzić. Goście górowali też nad wiślakami agresywnością w grze. Interweniowali ostro i zdecydowanie, z zarodku przerywając akcje "Białej Gwiazdy". Wiślacy tymczasem zamiast przyjąć te twarde warunki gry, woleli rozkładać ręce w geście bezradności... Irytować mógł przede wszystkim Junior Diaz, który co drugie podanie kierował do... rywali.

Co z tego zatem, że krakowianie dłużej utrzymywali się przy piłce, skoro niewiele z tego wynikało. Ot, raptem trzy akcje w pierwszej połowie, godne odnotowania. Najpierw strzelał Patryk Małecki z 18 metrów obok bramki. W 9 min miała Wisła natomiast najlepszą okazję na strzelenie bramki przed przerwą. Andraż Kirm uciekł prawym skrzydłem, dośrodkował w pole karne, a tutaj w dobrej pozycji do strzału zdawał się być Paweł Brożek.

Niestety, napastnik Wisły nie trafił czysto w piłkę i ta zamiast w siatce, wylądowała na słupku.

W 22 min praktycznie sam przed Janem Muchą znalazł się Wojciech Łobodziński. Gdyby zdecydował się od razu strzelać, być może byłoby 1:0. "Łobo" postanowił jednak poprawić piłkę i został zatrzymany przez wracających obrońców.

ataku. Krakowianie mieli problemy z oszukaniem prawie bezbłędnie grającej dwójki stoperów Legii, Inaki Astiza i Dicksona Choto. Legia nie atakowała specjalnie, ale cały czas szukała swojej szansy na jedną skuteczną akcję. I doczekała się, choć raczej należałoby powiedzieć, że dostała prezent od obrony Wisły. Krakowscy defensorzy plus Mariusz Pawełek tak długo bowiem zastanawiali się kto ma wybić piłkę, że dopadł do niej, wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Miroslav Radović i wpakował ją do siatki. Konsternacja? Niekoniecznie, biorąc pod uwagę przebieg gry do tego momentu.

Druga połowa nie przyniosła zmiany obrazu gry. Wisła nadal była mało konkretna w swoich poczynaniach. Niewiele dało wejście na boisko Tomasa Jirsaka, który zastąpił bardzo przeciętnie grającego Mauro Cantoro. Legia jakby bardziej była przekonana o tym, w jaki sposób ma grać. Schowani za podwójną gardą warszawianie, bronili wyniku, tylko sporadycznie atakując.

Mimo takiego przebiegu meczu zrodziły się jednak dwie sytuacje, po których Wisła nie tyle mogła, co powinna wyrównać. Najpierw jednak w 54 min Andraż Kirm strzelił za słabo i piłkę z linii bramkowej zdołali wybić warszawscy obrońcy. W 70 min natomiast na strzał z dystansu zdecydował się Tomas Jirsak. Mucha odbił piłkę, ale wprost pod nogi Patryka Małeckiego. "Mały" miał przed sobą praktycznie pustą bramkę. Strzelił jednak wysoko nad poprzeczką.

Końcówka meczu to były już chaotyczne próby wstrzelenia piłki w pole karne Legii, z których totalnie nic nie wynikało, bo rośli obrońcy kasowali każdą taką próbę. Tym samym Wisła przegrała kolejny prestiżowy mecz w tym sezonie. Sposób na krakowian znaleźli piłkarze Levadii, Lecha, a wczoraj Legii. I choć "Biała Gwiazda" pozostaje ciągle liderem ekstraklasy, to od wczoraj jest sytuacja jest już daleka od komfortowej. Trzeba jednak powiedzieć sobie szczerze, że stało się tak niejako na własne życzenie. I jeszcze jedno Legia wygrał z Wisłą ligowy mecz "w gościach" pierwszy raz od wiosny 1997 roku.

Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1 (0:1)

Bramka: Radović 34.

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).

Widzów: 5000.

Wisła: Pawełek 3 - Alvarez 3, Jop 2, Marcelo 3, Piotr Brożek 3 - Łobodziński 3 (62 Ćwielong), Diaz 2, CantoroŻ 3 (46 Jirsak 3), Kirm 3 - Małecki 3 (79 Garguła), Paweł Brożek 3. Trener: Maciej Skorża.

Legia: MuchaŻ 4 - RzeźniczakŻ 3, ChotoŻ 4, Astiz 4, Komorowski 3 - Szałachowski (33 Radović 3), Giza 3, Iwański 4, Rybus 3 - Smoliński 3 (89 Borysiuk) - Chinyama 2. Trener: Jan Urban.

Źródło: Gazeta Krakowska

Porażka w hicie kolejki

Data publikacji: 06-11-2009 22:06


Ostatni raz Wisła na swoim stadionie z Legią przegrała w 1997 roku. Trzeba było dwunastu lat i przeprowadzki Białej Gwiazdy do Sosnowca, żeby warszawska drużyna przełamała to fatum. Najszczęśliwszym człowiekiem na boisku był Miroslav Radović, który gola zdobył w dwie minuty po wejściu na boisko.

Pierwsze minuty spotkania pokazały, że podopieczni trenera Jana Urbana nie przyjechali do Sosnowca tylko po remis. Łatwo podchodzili pod pole karne Wisły, czego dowodem były na szczęście pozycje spalone Chinyamy i Gizy. Wiślacy nie pozostawali jednak dłużni. Już w 5. minucie dobrą okazję na gola miał Patryk Małecki, ale jego strzał z około 17 metrów o centymetry minął słupek bramki Jana Muchy. Mecz powoli stawał się niczym bokserska wymiana ciosów. W 7. minucie środkiem pola piłkę nieźle poholował Piotr Giza, zauważył wbiegającego w pole karne Szałachowskigo, ale jak się w końcu okazało, warszawski pomocnik był na spalonym. Na to odpowiedzieli podopieczni Macieja Skorży, a dokładniej Andraż Kirm i Paweł Brożek. Reprezentant Słowenii świetnie pociągnął akcję prawym skrzydłem i płasko dośrodkował piłkę w pole karne. W dobrej pozycji do strzału okazał się być Paweł Brożek, który delikatnie musnął futbolówkę, ale ta zamiast wpaść do bramki, odbiła się od Muchy i słupka, po czym wyekspediowano ją poza pole karne. Wiślacy nadal nie dawali za wygraną i wciąż szukali swojej okazji. W 21. minucie dobrym, prostopadłym podaniem do Wojciecha Łobodzińskiego popisał się Paweł Brożek, ale „Łobo” w ostatniej chwili ubiegł Dickson Choto, rozpaczliwie wybijając mu piłkę spod nóg. 32. minuta starcia na szczycie Ekstraklasy przyniosła nieoczekiwaną zmianę Radovicia za Szałachowskiego. Jan Urban wykazał się trenerską intuicją, bo 2 minuty później Serb strzelił pierwszą bramkę piątkowego wieczoru. Radović uderzył głową piłkę w kierunku bramki i dość szczęśliwie posłał ją tuż obok bramkarskich rękawic Mariusza Pawełka. Sytuację próbował ratować jeszcze Marcelo, ale prowadzenie Legii stało się faktem.


Drugą część spotkania Wiślacy rozpoczęli ze sporym animuszem. Bardzo dobrą okazję stworzyli sobie w 53. minucie, kiedy Andraż Kirm ograł z lewej strony defensywę warszawian, ale piłkę po jego strzale szczęśliwie, bo końcówką nogi wybił z linii bramkowej Inaki Astiz. Nie zniechęciło to piłkarzy Wisły, którzy wciąż nacierali na bramkę Jana Muchy. Uderzeniem z główki próbował go pokonać Junior Diaz, ale piłka minimalnie przeszła obok słupka. Kapitalną okazję do wyrównania stanu meczu miał Patryk Małecki, który z 7. metrów przestrzelił tuż nad poprzeczką. Legioniści w drugiej połowie skupili się głównie na obronie korzystnego wyniku, ale szukali też swojej kolejnej szansy. Miał ją Takesure Chinyama, któremu udało się ograć Mariusza Jopa, ale jego silny strzał z lewej nogi minął bramkę Pawełka. Końcówka meczu była pełna chęci ze strony Wisły, ale brakowało szczęścia, dokładności i zrozumienia pod bramką Jana Muchy. Brakło też czasu na wyrównanie i druga porażka w sezonie stała się faktem.

Wisła Kraków – Legia Warszawa 0:1 (0:1)

0:1 Radović 35’

Wisła Kraków: Pawełek – Alvarez, Jop, Marcelo, Piotr Brożek – Łobodziński (62’ Ćwielong), Cantoro (46’ Jirsak), Diaz, Kirm – Małecki (79’ Garguła), Paweł Brożek

Legia Warszawa: Mucha – Rzeźniczak, Choto, Astiz, Komorowski – Szałachowski (33’ Radović), Giza, Iwański, Rybus – Smoliński (89’ Borysiuk) – Chinyama

Żółte kartki: Cantoro (Wisła) – Choto, Mucha, Rzeźniczak (Legia)

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok)

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Minuta po minucie

Witamy i zapraszamy na naszą relację LIVE z hitu jesieni: Wisła Kraków - Legia Warszawa. Piotr Gumulec, Michał Wieczorek i Marek Iwaniszyn. Dobry wieczór!

Mecz rozegranie zostanie w Sosnowcu, do czego fani Wisły Kraków zdążyli się już przyzwyczaić. Stadion Zagłębia powoli się zapełnia widzami, wśród nich Marek i Michał, którzy wprost z trybun będą relacjonować dla Was to spotkanie. A Piotrek za karę został w domu. Na szczęście ma telewizor.

Mecz Wisła - Legia rozpocznie się za ok. 110 minut. Ale 13.kolejka już się rozpoczęła meczem w Wodzisławiu Śląskim - Odra gra z Zagłębiem Lubin. Gospodarze prowadzą 1:0 po bramce Adama Mójta. Tutaj trwa nasza relacja na żywo.

Żeby zakończyć opowieść o dzisiejszych meczach Ekstraklasy należy wspomnieć, że o tej samej godzinie co zawodnicy Wisły i Legii, na boisko wybiegną piłkarze Lechii Gdańsk i Korony Kielce.

Nie znamy jeszcze składów obu drużyn, ale wiemy kogo na pewno zabraknie. Maciej Skorża nie może dziś skorzystać z Radosława Sobolewskiego oraz Arkadiusza Głowackiego, którzy leczą kontuzje. Żeby równowaga pozostała w naturze, skoro trener Wisły ma problem z defensywą, to Jan Urban największe problemy ma z atakiem - z powodu kontuzji nie zagrają dziś Marcin Mięciel i Bartłomiej Grzelak.

Kto wygra? I dlaczego? To pytanie do Was! Komentujcie, obstawiajcie wynik, argumentujcie na forum pod relacją. Jeśli jeszcze nie wiecie, może podpowie wam kibic Wisły Marcin Daniec, fan Legii Muniek Staszczyk, czy jak zawsze obiektywny do bólu Jerzy Engel - tutaj przeczytacie ich prognozy.

A tymczasem, koniec pierwszej połowy w Wodzisławiu Śląskim. Do przerwy 1:1. Kto wyrównał? Przeczytacie tutaj.

Natomiast w ciągu ostatniej dekady pojedynki Wisły z Legią były spotkaniami dwóch drużyn bijących się o mistrzostwo Polski. Wiele meczów decydowało o tytule, ale my pamiętamy zabawny w skutkach strzał z rzutu karnego Pawła Brożka sprzed roku.

Wisła z Legią zagra dziś po raz 145. W dotychczasowych spotkaniach Biała Gwiazda była lepsza 56 razy, Legia wygrała 48 meczów, a 40 razy padł remis. Największe zwycięstwo (8:0) Wisła odniosła w 1948 roku. Legia zrewanżowała się 8 lat później, wygrywając 12:0. Bliżej naszych czasów najwięcej emocji wzbudził słynny już mecz z 1993 roku, kiedy Legia wygrała z Wisłą w Krakowie 6:0, po czym odebrano jej zdobyte w tym meczu mistrzostwo. Czy słusznie czy nie rozstrzygać nie będziemy, bo chyba łatwiej odpowiedzieć na pytanie co było pierwsze: jajko czy kura.

Do rozpoczęcia spotkania pozostała jedna piłkarska połowa - 45 minut - czas więc zacząć dmuchać balonik, znaczy mówić jaki to dziś ważny mecz. Jeśli Legia wygra, zacznie pościg za Wisłą i będzie tracić do krakowian tylko cztery punkty. Jeżeli przegra,szanse na tytuł będą minimalne. Jeśli zwycięży Wisła będzie miała już 10 punktów przewagi nad Legią, a kiedy Ruch Chorzów przegra z Jagiellonią, Biała Gwiazda wpadnie na wielką, szybką, trzypasmową autostradę prowadzącą prosto do mistrzostwa Polski i raczej nikt jej już nie dogoni, tak jak dwa lata temu.

Czego najbardziej w drużynie Legii boi się Maciej Skorża? Na co narzeka trener Urban? Kto dziś zagra, a kto nie, i dlaczego? Przeczytacie w naszej zapowiedzi.

Są już składy obydwu drużyn. W Legii niespodziewanie zagra Smoliński. W Wiśle w pierwszej jedenastce Mauro Cantoro, a nie typowany wcześniej Tomas Jirsak. Na ławce Białej Gwiazdy jest Łukasz Garguła.

Nie będzie kunktatorstwa, tylko otwarte spotkanie z dużą liczbą sytuacji podbramkowych - zapowiadał Paweł Brożek przed meczem. Tutaj przeczytacie cały wywiad

Drużyny Wisły i Legii to najsilniejsze kadrowo drużyny polskiej Ekstraklasy, według naszego przedmeczowego przeglądu armie obu drużyn wypadły na remis 3:3.

Do meczu 10 minut! Spiker na stadionie przedstawia już zawodników obu drużyn.

Straszny ścisk dziś na stadionie w Sosnowcu. Ciężko było dojechać na obiekt Zagłębia. Kibiców - niecałe 5 tysięcy.

Przed trybuną dla gości wielkie studio Canal+. Kibiców z Warszawy nie ma.

Piłkarze obu drużyn już wychodzą na murawę spotkania

Goście w białych koszulkach i czarnych spodenkach, "Biała Gwiazda" tradycyjnie w czerwonych koszulkach i białych spodenkach

Mecz poprzedzi minuta ciszy

Minuta ciszy ku czci byłego piłkarza Wisły Stanisława Flanka.

Dobra wrzutka w pole karne. Strzelał Chinyama, niepewna interwencja Pawełka. Obrońcy wybili piłkę na rzut rożny

"Walka, nic więcej. Taka mała kopaninka" - szczerze ocenił pierwszą połowę Piotr Giza.


(1') Spotkanie rozpoczynają "gospodarze".

(2') Próba pierwszej akcji Legii. Chinyama na spalonym

(3') Głośnym dopingiem 4 tysiące kibiców Wisły wspomaga swoich zawodników. Ci na razie bez okazji. Tymczasem pierwszy rożny dla Legii

(5') Kapitalne zgranie piętką Iwańskiego do Szałachowskiego, jednak ten drugi na spalonym

(6') Pierwszy strzał "Białej Gwiazdy". Brożek - póki co - niecelnie

(8') Ładna akcja Legii. Wbiegający w pole karne Szałachowski nie opanował jednak piłki i nic z tego nie wyszło

(8') Akcja Kirma z Brożkiem. Część kibiców już widziała piłkę w bramce. Nic z tego

(12') Trenerzy obu drużyn tuż przy linii boiska udzielają swoim piłkarzom wskazówek

(14') Wisła gra dzisiaj w nietypowym ustawieniu. Łobodziński na lewej, a Kirm na prawej

(16') Dobra akcja. Brożek zgrywa prostopadle do Małeckiego ale uprzedzają go obrońcy

(16') Kolejna niepewna interwencja Pawełka. Szczęśliwie dla Wisły bez konsekwencji

(21') Zapowiadało się na niezłą akcję Legii - Iwański do Chinyamy ale ten się pogubił

(22') Prostopadłe podanie otrzymał Łobodziński, znalazł się sam przed Muchą ale się pogubił i obrońcy /Legii zdążyli ze skuteczną interwencją

(30') Legia wychodzi z kontrą czterech na czterech. Giza podawał ale za długo czekał i partnerzy byli już na spalonym

(31') Po ciekawym pierwszym kwadransie gry jesteśmy teraz świadkami niezbyt pasjonującego pojedynku

(32') Chyba kolejka kontuzja Szałachowskiego, bo do gry gotowy już Radovic

(32') I sygnalizowana przez nas zmiana. Szałachowskiego zmienia Radovic

(33') GOL! Wejście smoka Radovica! Ledwo wszedł i GOL! KApitalne zagranie Chinyamy i Radovic sam na sam z Pawełkiem. 0:1!

(34') To był pierwszy kontakt Radovica z piłką. Z pewnością pomoże to widowisku

(35') Przy bramce zawinił Piotr Brożek, który nie utrzymał linii spalonego. Nie popisał się także Mariusz Pawełek, który niepewnie wyszedł do Radovica.

(39') Z dystansu próbował uderzać Marcelo, ale w co chciał trafić? Trudno stwierdzić. Bardzo mocno, bardzo wysoko, bardzo niecelnie...

(40') Mauro Cantoro ukarany żółtą kartką. I słusznie, bo ewidentnie symulował faul tuż przed linią pola karnego

(40') Selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda dotarł już na stadion w Sosnowcu. Godzinę temu prowadził jeszcze Zagłębie Lubin w meczu z Odrą w niedalekim Wodzisławiu.

(45') Sędzia Siejewicz nie doliczył ani minuty i za nami pierwsza połowa. Legia zasłużenie prowadzi

(45') "Walka, nic więcej" - szczerze ocenił pierwszą połowę Piotr Giza.

(46') Goście rozpoczynają drugą połowę.

(47') Stary Arkowiec obstawia w komentarzach remis 1:1, ze wskazaniem na Wisłę. Jego wynik może się jeszcze sprawdzić. Ale póki co to skazanie na Wisłę raczej mylne. Boisko tego nie potwierdza

(49') Łobodzińśki pokiwał na prawej stronie boiska, a w końcu dośrodkował, a raczej wywaliłl piłkę za boisko.

(54') Legia drugi raz w tym meczu cudem uchroniła się przed stratą gola. Kirm w polu karnym uderzył z ostrego kąta, a piłka przeleciała pod brzuchem Muchy. Piłkę z linii bramkowej wybili obrońcy!

(55') Znów gorąco pod bramką Wisły. Ale Małecki źle przyjął piłkę i cała akcja spaliła na panewce,

(56') Nawet Mariusz Jop mógł teraz zdobyć gola. Jego "główka" mija jednak bramkę Muchy o kilka metrów.

(60') Ambitna walka "Wojskowych" daje im rzut rożny

(60') A do zmiany gotowy już Ćwielong

(60') Tymczasem kolejny korner dla Legii. Nic z tego

(60') Zobacz zdjęcia na żywo z Sosnowca! Wisła-Legia

(62') I zmiana w Wiśle. Za Łobodzińskiego Piotr Ćwielong

(63') Kartka dla Choto

(64') Alvarez przewraca się w polu karnym Legii. Kibice Wisły widzieli rzut karny. Sędzia nie

(66') Strzał Chinyamy o milimetry mija bramkę Pawełka. No, mogło być już prawie po meczu

(70') Mocny strzał z dystansu wybija przed siebie Mucha. Do piłki dopadł Małecki. Powinien być gol i był tylko głośny jęk zawodu kibiców Wisły. Nad bramką.

(72') Upadł na murawę Maciej Iwański. Sędzia Siejewicz przerywa mecz. Czyżby legioniści grali już na czas?

(79') Na boisku Łukasz Garguła. Czy powracający po kontuzji pomocnik Wisły coś zmieni w jej grze?

(89') Od 10 minut Wisła gra już bardzo wolno i rzadko dochodzi do pola karnego Jana Muchy. Kibice się niecierpliwią.

(89') Jan Mucha ukarany kartonikiem za grę na czas.

(90') 4 minuty doliczył aż Hubert Siejewicz.

(90') Jakub Rzeźniczak ukarany za niesportowe zachowanie.

(90') Bawi się Legia w narożniku boiska. 3 rzuty rożne z rzędu! A czas mija...

Źródło: Gazeta Krakowska


Trenerzy po meczu

Maciej Skorża, trener Wisły

- Mecz wyglądał mniej więcej tak jak się tego spodziewaliśmy. Stworzenie dwóch - trzech sytuacji bramkowych to zdecydowanie za mało. Nasza skuteczność nigdy nie była stuprocentowa i tak też było i dziś. Cóż... liga będzie ciekawsza - powiedział trener Maciej Skorża po przegranym meczu z Legią.

Wisła jesienią nie wygrała żadnego prestiżowego meczu. Szybko odpadliśmy z pucharów, przegraliśmy z Lechem a dziś z Legią. - Jest jest mi przykro przed kibicami, że przegrywamy prestiżowe mecze. Boli to mnie i całą drużynę. To nie była normalna porażka, nie była to tylko strata trzech punktów. Muszę jednak pamiętać o celu głównym - mistrzostwie Polski. Zbliżające się derby nie będą łatwe, ale będziemy w nich grali o zwycięstwo - zapewnił trener.

- Kontrolowaliśmy przebieg gry, jednak nie stwarzając sobie sytuacji - opisywał przebieg meczu trener Wisły. - Bramka Radovicia padła w momencie, w którym nie zanosiło się na to, bo wydawało się że to my coraz bardziej przejmujemy inicjatywę i stworzymy sobie sytuację. Nastąpił błąd w defensywie i nieszczęście dla nas gotowe. W meczu z Legią często decyduje jedna bramka. W drugiej połowie próbowaliśmy zagrać ofensywniej. Legia cofnęła się broniąc przewagę bramkową i swój cel osiągnęła.

Kluczem do wygranej miała dziś być determinacja i zaangażowanie w grę. Czy pod tym kątem drużyna nie zawiodła? - Irytuje mnie, że mieliśmy fragmenty, gdy brakowało kogoś, kto porwał by drużynę i poprowadził do złapania przeciwnika za gardło. Patrzyliśmy na siebie i w tym czasie brakowało agresji, podejścia bliżej, zmobilizowania. Za dużo było takich momentów w tak ważnym meczu. Daje mi to dużo do myślenia. Takie mecze wygrywa się charakterem i mam niedosyt jeśli chodzi o tej aspekt. Może ta przewaga w tabeli trochę tępi naszą ostrość, ale musimy szybko wziąć się do roboty, bo 4 punkty przewagi to bardzo niewiele i musimy dalej wygrywać z kolejnymi przeciwnikami, a do wiosny trzeba czekać na rewanż na Legii. Bardzo żałuję, że mecze takie jak z Legią czy Lechem rozgrywamy raz na pół roku. Gdybyśmy częściej grali tak prestiżowe mecze czynilibyśmy większy postęp.

Trener bronił swojej decyzji o wystawieniu w wyjściowym składzie Cantoro i Diaza. - Miałem pomysł na grę, choć celu nie osiągnąłem i teraz można to krytykować. Moją intencją było oszczędzenie Tomasa Jirsaka na drugą połowę, w której było więcej miejsca. To był mój plan. Niestety, Tomkowi nie udało się odmienić losów meczu. Na pytanie, czy gdyby zagrał od początku wygralibyśmy nie dostaniemy odpowiedzi.

Irytować dziś mogła zbyt duża ilość niecelnych podań. Trener Skorża powiedział, że na ten aspekt zwracał uwagę swoim zawodnikom, dając za przykład niedawny mecz w Lidze Mistrzów pomiędzy Milanem a Realem Madryt. - Zwracałem uwagę, jak mało te drużyny popełniają indywidualnych błędów. Te podania w aut to zwyczajny brak umiejętności spokoju w rozegraniu piłki. Były też niedokładne podania przy braku presji ze strony przeciwnika. Ciśnienie dzisiejszego spotkania i jego atmosfera to tylko jeden z elementów, z którymi musi sobie radzić zawodowy piłkarz. Nie wszyscy zdali dziś egzamin.

Szkoleniowiec Wisły nie chciał dokonywać analizy sytuacji, po której Wisła straciła gola. - Nie widziałem jeszcze powtórki tej sytuacji. W pierwszej chwili miałem przede wszystkim pretensje do Piotrka Brożka, że ten nie kontynuował gry i z podniesionymi rekami szukał sedziego. Miał obowiązek kontynuować grę - zwrócił uwagę Maciej Skorża.

Źródło: wislakrakow.com

Jan Urban, trener Legii

- Obawialiśmy się przed tym meczem, że jeśli przegramy, to powtórzy się sytuacja sprzed dwóch sezonów, gdzie Wisła stworzy sobie 10 punktów przewagi po pierwszej rundzie i byłaby to dla nas bardzo trudna sytuacja. Po tej wygranej za bardzo się nie podniecam, bo przed nami jeszcze daleka droga - stwierdził po wygranej nad Wisłą trener Legii Jan Urban.

- Mamy troszeczkę spokoju do najbliższego meczu. Najważniejsze, że skróciliśmy dystans do Wisły, bo nawet przy remisie jej przewaga byłaby duża, a oglądając Wisłę z innymi drużynami można stwierdzić, że wygrywają te mecze dość pewnie - dodał opiekun warszawian. - Wiem na co nas stać. Mówiłem w szatni, że taka jest piłka, dziś wygrywamy a "wczoraj" przegrywamy z Odrą Wodzisław. Byliśmy dziś w trudniejszej sytuacji niż Wisła, która nie miała takiego obciążenia psychicznego. Dla nas to spotkanie było niezmiernie ważne. Dlatego nie mogę mieć pretensji, że nie graliśmy dziś widowiskowo, bo ciążyła na nas większa presja wyniku.

- Na początku meczu bardzo dobrą okazję stworzyła sobie Wisła, potem Piotr Giza strzelał głową. Z jednej i z drugiej strony widzieliśmy dziś dużo niedokładności. Piłka uciekała zawodnikom, stąd oglądaliśmy więcej walki niż ładnej gry. Najważniejsze dla nas było dziś nie przegrać, a zwycięstwo pozwala włączyć się do walki o tytuł - powiedział trener Urban, a zapytany czy jego zdaniem jakość gry obu drużyn zasługiwała na miano hitu rundy jesiennej odpowiedział krótko, acz wyczerpująco: - Nie.

Szkoleniowiec Legii trafił ze zmianą w pierwszej połowie. Wchodzący na boisko Miroslav Radović zdobył zwycięskiego gola. - Gdybym zgodził się, że była to najszczęśliwsza zmiana w życiu to nie szanowalibyśmy kontuzjowanego Szałachowskiego. Faktycznie pierwszy kontakt z piłką Rado zakończył się golem. Tak się złożyło.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Patryk Małecki, piłkarz Wisły

Bardzo samokrytycznie w stosunku do samego siebie wypowiadał się po meczu z Legią Patryk Małecki, który w kolejnym spotkaniu nie zdołał wykorzystać niemal stuprocentowej sytuacji do zdobycia gola. - Nie ma się co oszukiwać, to był mój najsłabszy mecz w tej rundzie - przyznał po końcowym gwizdku „Mały”.

Małecki
Małecki

- Nie wiem jak ta piłka nie wpadła do siatki. Czułem, że Mucha ją „wypluje”, a mimo to nie trafiłem – analizował zmarnowaną okazję. - Sam mecz był dość dziwny. Legia stworzyła dwie sytuacje, strzeliła jednego gola. My próbowaliśmy coś konstruować, ale wszystko nam wybijali. Zabrakło nam chyba trochę zadziorności - dodał.

Wisła potwierdziła spotkaniem z Legią, że nie potrafi z zimną krwią rozstrzygać na swoją korzyść najważniejszych, szlagierowych spotkań, nawet na poziomie Ekstraklasy. - Możliwe, że tak jest. Przegraliśmy dwa ważne mecze, najpierw z Lechem i teraz z Legią. Na własnym boisku nie powinniśmy dziś stracić punktów. Całe szczęście mistrzostwa Polski wygrywa się przez cały sezon, także grając ze słabszymi drużynami – pociesza się napastnik Wisły.

Jego grę z trybun oglądał selekcjoner reprezentacji Polski, Franciszek Smuda, choć sam „Mały” stwierdził, że nie zwraca uwagi na to, kto przygląda mu się z trybun. – Co najważniejsze, zagrałem poniżej swoich oczekiwań. Muszę się wziąć w garść, zastanowić dlaczego w ostatnich tygodniach gram słabiej. Przede wszystkim nie wykorzystuję sytuacji, do których dochodzę - składał samokrytykę.

Mimo to, już w najbliższych dniach stanie przed szansą debiutu w dorosłej reprezentacji. Zaraz po powrocie ze zgrupowania Wisłę czeka zaś kolejne prestiżowe spotkanie, tym razem derbowe z Cracovią. - Jeśli tego byśmy nie wygrali, byłoby już bardzo źle. Nikt nie odstawi nogi, bo każdy ma świadomość, jaki to jest mecz. Musimy do tego czasu wszystko poukładać sobie w głowach – powiedział Patryk Małecki.

wislakrakow.com
(PM)

Źródło: wislakrakow.com

Mariusz Pawełek: w takim meczu w ruch powinny iść nawet łokcie

rozmawia Łukasz Madej

2009-11-08 21:38:39, aktualizacja: 2009-11-09 08:36:51

Wisła Kraków przegrała w tym sezonie wszystkie prestiżowe spotkania. Za tydzień mistrzowie Polski zmierzą się w derbach z Cracovią. - Ten mecz na pewno wygramy - mówi w rozmowie z Gazetą Krakowską bramkarz Wisły, Mariusz Pawełek. Levadia, Lech, Legia - przegraliście w tym sezonie wszystkie prestiżowe spotkania. Dlaczego?

Przegraliśmy je na własne życzenie.

Bardzo zawiedliście kibiców.

Zawiedliśmy kibiców i siebie. Wygrywa ten, kto strzela bramki. Akurat w tym meczu Legia o jedną była lepsza i zwyciężyła.

W takim razie czego zabrakło w starciu z Legią?

Będę musiał się powtórzyć. Zabrakło przede wszystkim skuteczności. Mieliśmy kilka sytuacji. Chociażby ta Patryka Małeckiego. Nie ma oczywiście sensu patrzeć tylko w jego stronę. Każdy może się pomylić. W pierwszej połowie też mieliśmy sytuacje. Byliśmy nieskuteczni, więc przegraliśmy. Poza tym nie uderzaliśmy z dystansu. Piłka na takim boisku wykonywała różne dziwne rotacje. W spotkaniu z Legią na pewno mieliśmy mniej sytuacji niż wcześniej w pojedynku z Lechem, ale nie zasłużyliśmy na porażkę.

Trener Maciej Skorża obwinił za stratę bramki przede wszystkim Piotra Brożka, który zamiast walczyć, czekał na gwizdek sędziego. Jak wygląda gol dla Legii z Pańskiej perspektywy?

Wydaje mi się, że Piotrek w tamtej sytuacji był ciągnięty za koszulkę. Zresztą, sam tak mówił. Sędzia chyba tego nie zauważył. Akcja nie powinna tak się zakończyć. Sami sobie tę bramkę strzeliliśmy. Chcieliśmy jeszcze z Marcelo ratować sytuację. Straciliśmy bramkę przez naszą niefrasobliwość. Popełniliśmy błąd w defensywie. Niepotrzebnie kłóciliśmy się z arbitrem.

Legia sprawiała wrażenie jakby jej bardziej zależało na wygranej. W całym spotkaniu faulowaliście tylko siedem razy. To o czymś świadczy.

O to trzeba pytać wszystkich z osobna. Każdy podchodzi do meczu indywidualnie. Legia grała na pograniczu faulu. W ruch szły łokcie. Powinniśmy tym samym odpowiedzieć.

Co teraz?

Gramy dalej. Mamy dwa tygodnie na przemyślenie sytuacji. Musimy na pewno poprawić grę w obronie.

A za dwa tygodnie kolejne ważne spotkanie - derby...

Ten mecz na pewno wygramy.

Źródło: Gazeta Krakowska

Maciej Iwański, piłkarz Legii

- Przyjechaliśmy po trzy punkty i cel osiągnęliśmy. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać taktyką, zaangażowaniem, determinacją i przede wszystkim pomaganiem sobie w każdej strefie boiska - powiedział po piątkowej konfrontacji pomocnik Legii, Maciej Iwański.

Dobrze ustawiona, agresywnie grająca i szczelnie kryjąca defensywa Legii nie pozwoliła Wiśle na jakiekolwiek rozwinięcie skrzydeł na Stadionie Ludowym w Sosnowcu. - Wiedzieliśmy, że Wisła nie ma zbyt wielu argumentów w środku pola, gra długą piłkę, ma bardzo szybkich bocznych pomocników i bardzo dobrze grających napastników, więc zagęściliśmy środek, troszeczkę się cofnęliśmy i zakładaliśmy pressing przy każdym niedokładnym podaniu w strefie obronnej Wisły. To przyniosło nam efekt - podsumował Iwański.

- Taktyka była dzisiaj bardzo cenna, bo Wisła nie zrobiła praktycznie nic. Miała przewagę, ale nic nie mogła zrobić. Wiedzieliśmy, że może tak być, jeśli będziemy realizować naszą taktykę. Po strzeleniu bramki, wycofaliśmy się i dalej realizowaliśmy taktykę, co przyniosło efekt. Wywozimy stąd zasłużone trzy punkty - uważa pomocnik.

Szumnie zapowiadany w mediach mecz okazał się przeciętnym widowiskiem. Legia wygrała 1:0, ale nie stwarzała sobie dogodnych sytuacji, bramkę zdobyła po fatalnym błędzie naszego zespołu. - Na pewno ten mecz nie był najładniejszy, było dużo walki. Ale i takie mecze się zdarzają.

wislakrakow.com
(nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Radović: Pomogłem drużynie

Data publikacji: 07-11-2009 01:06


Miroslav Radovic po spotkaniu nie kryl zadowolenia. To dzięki jego bramce Legia Warszawa pokonała Wisłę Kraków 1:0. „Dzisiaj udało mi się strzelić bramkę dla nas, i to bardzo ważną. sezon jest długi a Wisła nam ucieka na cztery punkty. Ale z pewnością będziemy walczyć do końca i na pewno nie odpuścimy” – mówił zaraz po meczu serbski pomocnik.

Radović zanotował dziś wejście smoka. Mecz z Wisłą Kraków rozpoczął na ławce rezerwowych, ale na skutek kontuzji Sebastiana Szałachowskiego pojawił się na boisku, by po kilku minutach strzelić bramkę. „Udało mi się dzisiaj i bardzo się z tego cieszę, że pomogłem drużynie i że zdobyliśmy trzy punkty” – komentował „Rado”.

Jedyna, i jak się później okazało, zwycięska bramka serbskiego skrzydłowego padła w nieco dziwnych okolicznościach. Jak to wyglądało z perspektywy Radovicia? „To był chyba błąd Marcelo i ja to wykorzystałem. Powiem szczerze, że zastanawiałem się co zrobić, bo Pawełek wyszedł, ale udało się posłać piłkę obok niego. Szczęśliwie, ale to było ważne dla nas” – podsumował.

Spotkanie Wisły i Legii było pełne walki i twardych, piłkarskich starć. Oba zespoły nie przebierały w środkach, aby osiągnąć swój cel. „Tak, zgadzam się, że dziś ze strony Legii nie było efektownej gry, ale publiczność zobaczyła sporo walki z obu stron” – powiedział Radović.

Czy serbskiego pomocnika Wisła Kraków czymś zaskoczyła? „Od Wisły spodziewałem się więcej w ataku, bo dziś mieli niewiele sytuacji” – podsumował na koniec Miroslav Radović.

Rafał Młyński

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Łobodziński: Mam żal do siebie

Data publikacji: 07-11-2009 01:08


Wojciech Łobodziński po spotkaniu z Legią Warszawa nie krył żalu. „Mam do siebie pretensje za sytuację z pierwszej połowy. Mogłem zachować się inaczej” – powiedział popularny „Łobo”.

Dzisiejsza konfrontacja na szczycie nie ułożyła się według pomyślnego dla Was scenariusza…

Niestety, to nie tak miało wyglądać. Mam żal do siebie za sytuację z pierwszej części spotkania, bo mogłem inaczej wtedy zachować się inaczej. To mogła być przełomowa sytuacja, bo jeszcze przy stanie 0:0.

Czy nie uspokoiła Was zbytnio siedmiopunktowa przewaga nad Legią?

W takich sytuacjach swego rodzaju pewność siebie jest wskazana. Przed spotkaniem z warszawianami byliśmy liderem, teraz nadal nim jesteśmy, ale było widać, że byliśmy od początku skoncentrowani. O my kontrolowaliśmy sytuację na boisku, ale Legii udał się ten jeden, nieszczęsny kontratak, który ustawił mecz.

Nie martwi Pana fakt, że Wisła stworzyła sobie mało klarownych sytuacji podbramkowych?

Sądzę, że z jednej, jak i z drugiej strony, tych sytuacji było bardzo mało. Mogliśmy się spodziewać, że ten mecz może tak wyglądać. Legia strzeliła bramkę, a później zrobiła to, co mogła zrobić w takiej sytuacji, czyli skutecznie się broniła.

Czy wygrana Legii w Sosnowcu może być takim sygnałem dla innych drużyn, że walka o tytuł mistrza jesieni jeszcze się nie skończyła i może być w tej kwestii bardzo ciekawie?

Nikt nie mówił, że to mistrzostwo rundy jest już pewne, ale pierwsza runda jeszcze się nie skończyła. Trzeba odpocząć po tym meczu, wziąć się ostro do roboty, wyciągnąć wnioski, bo to niezwykle dla nas ważne, żeby zwyciężać w następnych meczach.

Teraz przed Wami przerwa reprezentacyjna. Czy to ważne dla Was, żeby teraz odpocząc i spokojnie poukładac się?

Z jednej strony tak, a z drugiej, gdybyśmy grali za tydzień mecz, to nadarzyłaby się okazja do rewanżu i myślę, że też odpowiedzi na to, co się dziś stało.

Trener Skorża na pomeczowej konferencji przyznał, że żałuje, że Wisła z takimi przeciwnikami jak Legia nie gra częściej, bo wtedy może poznać prawdziwy charakter swojej drużyny.

Te wcześniejsze wyniki mówią same za siebie, ale my musimy myśleć o tym, żeby na samym końcu w tabeli to Wisla była pierwsza Spotkania z Lechem czy z Legią są oczywiście prestiżowe, bo dziś widziałem smutek i załamanie w szatni po spotkaniu. Boli to nas strasznie. Musimy się pozbierać, będzie jeszcze rewanż z Legią i z Lechem. Nie ma co teraz rozpamiętywać, trzeba brać się do roboty.

Rafał Młyński

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl

13. kolejka ekstraklasy - siedem goli na zakończenie

6. listopada 2009, 05:30 (aktual. 8. listopada 2009, 16:50)

W pierwszym dniu 13. kolejki ekstraklasy miało miejsce zapowiadane jako hitowe spotkanie Wisła - Legia, zakończone zwycięstwem gości. Mecz, szumnie nazywany "szlagierem" lub "derbami Polski", rozczarował poziomem. Jedyna bramka rezerwowego Mirosława Radovicia pozwoliła warszawianom awansować na jeden dzień na drugie miejsce w tabeli i zmniejszyć dystans do liderującej Wisły do czterech punktów.

Wcześniej zakończył się mecz w Wodzisławiu, gdzie Odra zagrała z Zagłębiem Lubin. Mimo że to gospodarze jako pierwsi zdobyli gola za sprawą Adama Mójty w 13. minucie, komplet punktów wywieźli goście dzięki skuteczności Mouhamadou Traore, który zaliczył dwa trafienia. Zagłębie opuściło strefę spadkową, spychając do niej dzisiejszego rywala.

Rozbita Korona udała się do Gdańska na spotkanie z Lechią, która jako faworyt pierwsza objęła prowadzenie - po golu Marcina Kaczmarka w 27. minucie. Kielczanie zdołali jednak wywalczyć jeden punkt dzięki bramce Cezarego Wilka z 79. minuty meczu.

W sobotę odbyły się cztery spotkania. Śląsk Wrocław ograł u siebie Piasta Gliwice 2:1. Mimo że to goście wydawali się prowadzić grę, z trzech punktów cieszą się gospodarze dzięki błyskowi Vuka Sotirovicia, który zdobył dwie ekspresowe bramki w trzy minuty pod koniec pierwszej połowy meczu. Piast zdołał odpowiedzieć jednym trafieniem - na listę strzelców wpisał się Łukasz Krzycki w 70. minucie.

W Bełchatowie GKS pokonał 1:0 Arkę Gdynia, dzięki bramce Dawida Nowaka. Było to szóste kolejne zwycięstwo podopiecznych Rafała Ulatowskiego. Po słabym początku sezonu bełchatowianie zadomowili się w ścisłej czołówce, potwierdzając aspiracje do tytułu.

Mecz Polonia Bytom - Lech Poznań zakończył się podziałem punktów. W spotkaniu padły dwie bramki - Robert Lewandowski wyprowadził gości na prowadzenie w 63 minucie, ambitnie grająca Polonia wyrównała po ośmiu minutach za sprawą Marcina Radzewicza.

Na zakończenie dnia Polonia Warszawa przegrała u siebie z Cracovią. Gola o wartości trzech punktów zdobył dla "Pasów" Mariusz Sacha. Dzięki zwycięstwu Cracovia opuściła strefę spadkową, spychając do niej zaprzyjaźnione "Czarne Koszule", którym najwyraźniej nie pomogła kolejna zmiana trenera.

Kolejkę zakończył niedzielny mecz w Chorzowie, gdzie Ruch podejmował Jagiellonię. Spotkanie, prowadzone w bardzo szybkim tempie, pełne emocji, pięknych akcji, strzałów i wreszcie bramek zakończyło się wynikiem 5:2 dla gospodarzy. Gole dla "Niebieskich" zdobywali Andrzej Niedzielan i Artur Sobiech (po dwa) oraz Łukasz Janoszka. Dla "Jagi" trafiali Remigiusz Jezierski i Marco Reich. Ruch utrzymał drugie miejsce, trzy punkty za prowadzącą Wisłą.


Kalendarz spotkań i wyniki 13. kolejki ekstraklasy:

6 listopada 2009, piątek

17.45 Odra Wodzisław - Zagłębie Lubin 1:2

20.00 Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1

20.00 Lechia Gdańsk - Korona Kielce 1:1

7 listopada 2009, sobota

14.45 Śląsk Wrocław - Piast Gliwice 2:1

17.00 GKS Bełchatów - Arka Gdynia 1:0

18.15 Polonia Bytom - Lech Poznań 1:1

19.15 Polonia Warszawa - Cracovia 0:1

8 listopada 2009, niedziela

14.45 Ruch Chorzów - Jagiellonia Białystok 5:2

Tabela Ekstraklasy sezonu 2009/2010
(pozycja - klub - liczba rozegranych meczów - punkty - bramki zdobyte:bramki stracone)
1 Wisła Kraków 13 - 31 - 24:10
2 Ruch Chorzów 13 - 28 - 19:9
3 Legia Warszawa 13 - 27 - 19:6
4 GKS Bełchatów 13 - 24 - 15:10
5 Lech Poznań 13 - 22 - 20:14
6 Polonia Bytom 13 - 21 - 16:11
7 Lechia Gdańsk 13 - 19 - 15:12
8 Śląsk Wrocław 13 - 16 - 13:15
9 Piast Gliwice 13 - 14 - 15:21
10 Arka Gdynia 13 - 13 - 10:12
11 Korona Kielce 13 - 12 - 17:24
12 Zagłębie Lubin 13 - 12 - 9:21
13 Cracovia Kraków 13 - 11 - 8:17
14 Jagiellonia Białystok 13 - 10 - 15:12
15 Polonia Warszawa 13 - 10 - 10:22
16 Odra Wodzisław 13 - 9 - 9:18
Jagiellonia została ukarana -10 punktami na starcie sezonu

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Mecz prestiżowy, silny rywal, czyli od razu w Wiśle jest kłopot

Bartosz Karcz

2009-11-09 12:01:00, aktualizacja: 2009-11-09 14:20:19

Piątkowa porażka z Legią jak na dłoni pokazała problemy, z którymi boryka się Wisła. Wbrew aktualnemu dorobkowi "Białej Gwiazdy" w tabeli, mankamentów jest sporo, a seryjne zwycięstwa z niżej notowanymi rywalami tylko zaciemniły obraz. Podstawową sprawą jest to, że Wisła w tym sezonie nie potrafi wygrywać w najważniejszych meczach. Poległa z Levadią, musiała uznać wyższość Lecha i Legii w lidze. Gdyby taka wpadka zdarzyła się raz, to można by mówić o przypadku. Problem w tym, że biorąc pod uwagę również poprzedni sezon, podopieczni Macieja Skorży jeden raz to akurat wygrali. Fakt, że w najważniejszym spotkaniu, z Legią, które w praktyce przesądziło o tytule mistrzowskim. Nie zmienia to jednak opinii , że Wisła ma duży problem z wygrywaniem kluczowych meczów.

Pół biedy, kiedy drużyna podejmuje walkę, tak jak w niedawnym meczu z Lechem. Jeśli jednak wygląda to tak jak w piątek, to jest coś nie tak. Skoro w meczu jesieni piłkarze Wisły raptem siedem razy faulowali, to brutalnie świadczy to o tym, że przeszli obok spotkania.

Czy taki stan jednak musi aż tak bardzo dziwić? Przecież w tym sezonie na palcach jednej ręki można policzyć mecze, z których jako całości w wykonaniu Wisły można było być zadowolonym. A w pozostałych wyglądało to tak, że krakowianie szybko strzelali dwie, trzy bramki, by następnie grać w chodzonego. Przykłady? Proszę bardzo. Wystarczy wymienić spotkania choćby z Ruchem, Bełchatowem, Jagiellonią czy Polonią Warszawa.

Wygląda zatem na to, że trener Maciej Skorża ma poważny problem z motywowaniem drużyny. Teoretycznie przed takim spotkaniem jak z Legią nic nie powinien mówić. Sam rywal powinien być wystarczającym motywatorem. Jak się jednak okazuje, dla sowicie opłacanych gwiazdek sam fakt, że prowadzą w tabeli, wystarczy. Umiejętności mają na tyle wysokie, że przy słabszym rywalu i tak pewnie wygrywają. Jeżeli jednak przeciwnik ma zbliżone umiejętności, to zaczyna się problem, z którym na razie wiślacy poradzić sobie nie są w stanie, co fatalnie wróży w kontekście kolejnego startu w europejskich pucharach.

Kolejnym problemem jest brak skuteczności. Powoli już nudne staje się tłumaczenie w stylu: - Gdybyśmy wykorzystali 30 procent naszych okazji to... itd., itp.

Tylko że takie słowa słychać w Wiśle już od długich miesięcy, a niewiele w tej materii się zmienia. To już rola trenera, by wreszcie wymyślił sposób na wyeliminowanie tego mankamentu, który w większości ligowych meczów pozostaje bez konsekwencji, bo Wisła ma tyle sytuacji, że i tak zawsze coś strzeli. Jednakże, gdy przychodzi do takich spotkań jak z Lechem czy Legią, to kosztuje to bardzo drogo.

Wiśle w piątek zabrakło lidera. Nie było człowieka, który - mówiąc brutalnie - wziąłby towarzystwo za twarz i wymusił większe zaangażowanie. Paweł Brożek - przy całym szacunku dla jego dokonań - nie ma cech przywódczych. Pozostaje zatem z utęsknieniem czekać na powrót do gry Arkadiusza Głowackiego i Radosława Sobolewskiego, bo w obecnej kadrze chyba tylko tych dwóch piłkarzy jest w stanie wstrząsnąć całym towarzystwem.

Z podobnym utęsknieniem trzeba czekać na powrót do wysokiej formy Rafała Boguskiego i Łukasza Garguły. Piłkarzy kreatywnych, których stać na niekonwencjonalne zagrania. Coś czego w piątkowy wieczór w Sosnowcu również Wiśle zabrakło. Jakże irytować musiały seryjne dośrodkowania w pole karne, w dodatku najczęściej za słabe lub takie, z którymi bez problemu radzili sobie Choto z Astizem. Składne akcje Wisły w tym meczu policzyć można było przecież na palcach jednej ręki.

Pracy przed trenerem Skorżą i jego zespołem jest zatem mnóstwo. A na najbliższe tygodnie plan może być tylko jeden - cztery zwycięstwa w dobrym stylu w pozostałych do końca roku meczach. Tylko one mogą choć w małym stopniu zatrzeć fatalne wrażenie po piątkowej potyczce z Legią.

Źródło: Gazeta Krakowska

"Jaka liga, taki hit" - pomeczowy mix newsowy

  • Mistrzowie Polski nie potrafią wygrywać ważnych meczów Przed meczem podkreślano, że zwycięstwo da Wiśle 10 punktów przewagi nad Legią i tym może zrobić wielki krok w kierunku kolejnego mistrzostwa. Legioniści sprowadzili zespół "Białej Gwiazdy" na ziemię. Po słabym meczu pokonali krakowian, których przewaga nad warszawianami stopniała do 4 punktów i liga zrobi się ciekawsza. Powodów do zadowolenia nie miał właściciel Wisły Bogusław Cupiał, który opuścił trybunę przed ostatnim gwizdkiem sędziego. W ważnych meczach, które oglądał w tym sezonie, wiślacy zawiedli. [Dziennik Polski]
Garguła
Garguła
  • Błąd, strata, strata, błąd - słaba Wisła przegrała z kiepską Legią Niedokładne przyjęcia, fatalne podania, niemrawe uderzenia, a sytuacji jak na lekarstwo. Szlagier ligi rozczarowała na całej linii. - Nic nam nie wychodziło i po kolejnej porażce na szczycie straciliśmy prestiż. Trudno, ale dzięki temu liga będzie ciekawsza - przyznał Maciej Skorża, trener mistrzów Polski. Przewaga jego zespołu stopniała do czterech punktów. Wisła bije wszystkich jak leci, ale gdy przychodzi mecz z mocnym zespołem, schodzi z boiska z nosem zwieszonym na kwintę. Zupełnie inną regularność prezentują warszawianie. [sport.pl]
  • Hit dla Legii. Bezbarwna Wisła Legia nie pozwoliła Wiśle odskoczyć na 10 puntków. W meczu 13. kolejki ekstraklasy pokonała w Sosnowcu lidera 1:0, po golu Miroslava Radovica. Hit piłkarskiej jesieni nie był porywającym widowiskiem. Legia wygrała zasłużenie, Wisła rozegrała bardzo słabe spotkanie. Wiślacy nie wypracowali dobrej okazji bramkowej i schodzili do szatni z opuszczonymi głowami. A Legia radowała się z pierwszego od 12 lat wyjazdowego zwycięstwa z Wisłą. [interia.pl]
  • Wisła przegrała z Legią Wisła Kraków przegrała z Legią Warszawa 0:1 i jej przewaga w tabeli nad rywalem ze stolicy stopniała do zaledwie czterech punktów. Przed meczem trener Maciej Skorża stwierdził, że nie chciałby po ostatnim gwizdku słyszeć opinii, że jego podopieczni zaprezentowali mniej determinacji w dążeniu do celu. Niestety, właśnie taką opinię podobnie zresztą jak po meczu z Lechem trzeba na temat wiślaków wygłosić. To Legia bardziej chciała wygrać i choć również nie zagrała jakiegoś wielkiego meczu, to po trzy punkty sięgnęła jak najbardziej zasłużenie. [Gazeta Krakowska]
  • Wisła na kolanach Hit ekstraklasy dla Legii Warszawa! Podopieczni Jana Urbana po bramce Miroslava Radovicia pokonali Wisłę Kraków 1:0 [sports.pl]
  • Legia przywraca nadzieje Drużyna Jana Urbana wygrała z Wisłą 1:0 po bramce Miroslava Radovicia i zmniejszyła dystans do lidera do czterech punktów. W Sosnowcu miejsce, po którym w trakcie meczu mogą poruszać się trenerzy, jest największe w całej lidze. Maciej Skorża zaczął swój taniec przy linii bocznej od pierwszej minuty. Powodów do zdenerwowania miał tyle samo co Urban, bo piątkowy mecz był meczem błędów. [Życie Warszawy]
  • Smutek w Krakowie. Legioniści triumfują To był nie tylko szlagier, ale i ważny mecz, i to dla obu drużyn. Wiślacy walczyli o 10-punktową przewagę nad drużyną ze stolicy. Ale to Legia strzeliła zwycięskiego gola i wywozi trzy punkty z Krakowa. A przy tym zostaje w walce o tytuł mistrza Polski i drogę do Ligi Mistrzów. [Dziennik]
  • Wejście smoka Radovicia Wisła Kraków po raz pierwszy od 1997 roku przegrała na własnym terenie z Legią Warszawa. Spotkanie Wisły z Legią określano jako kolejne z tych, które mogą definitywnie przesądzić o tytule mistrzowskim, choć do końca sezonu dalej niż bliżej. Tym razem w tonie takim wypowiadali się nie tylko dziennikarze, ale i sami zawodnicy Wisły. Ich przewaga nad rywalem w przypadku zwycięstwa mogła zwiększyć się do dziesięciu punktów. Mogła, ale skończyło się na skurczeniu do zaledwie czterech. Lider Ekstraklasy przegrał drugie spotkanie w tym sezonie i znów okazał się gorszy od głównego kontrkandydata do tytułu. Mecz w Sosnowcu stał na bardzo słabym poziomie, a spora liczba piłkarzy zagrała zdecydowanie poniżej swoich możliwości. [goool.pl]
  • Obaj królowie nadzy Liderująca Wisła kontra goniąca Legia, strzelający i asystujący Brożek kontra testujący zoperowane kolano Chinyama. A w tle niewyrównany rachunek z ubiegłego sezonu, w którym obaj zawodnicy sprawiedliwie podzielili się koroną króla strzelców. (...) Pojedynek snajperów w meczu na szczycie ponownie zakończył się bez jednego wystrzału. Bijąca głową w mur Wisła przegrała z bezbarwną Legią, która właściwie pół akcji przekuła w komplet punktów. Krakowianie, zamiast wybiec na ostatnią prostą w wyścigu o mistrzostwo Polski, dopiero teraz poczują na plecach oddech przeciwników. [Gazeta Wyborcza Kraków]
  • Legia wróciła do gry! Ten mecz był niezwykle ważny dla obu zespołów. Wisła, w przypadku zwycięstwa mogła odskoczyć Legii i spokojnie kroczyć po mistrzowski tytuł. Piłkarze z Warszawy pokrzyżowali szyki mistrzom Polski. Gola na wagę trzech punktów strzelił Miroslav Radović. Legia wciąż pozostaje w grze! [futbol.pl]
  • Zwycięstwo nad Wisłą i co dalej Legia pokonała w Sosnowcu Wisłę Kraków 1:0. Legia ma wciąż cztery punkty straty do Wisły. W Krakowie nie była wcale lepsza od rywali. Bez wzmocnień zimą pokonanie krakowian nic Legii nie da. [Gazeta Wyborcza Warszawa]
  • Hit drugiej świeżości – Przewaga w tabeli tępi naszą ostrość w grze. Mecze z Legią wygrywa się ambicją i agresją – mówił po meczu trener Wisły Maciej Skorża. Jego piłkarze mieli w Sosnowcu kolejną piłkę meczową w drodze do mistrzostwa. Nie wykorzystali jej, tak jak i poprzedniej, w meczu z Lechem. Legia traci do nich już tylko cztery punkty, a w czołówce ekstraklasy znów robi się gorąco. Ale te emocje muszą kibicom wystarczyć, bo jeśli chodzi o styl, to ani lider, ani zbliżająca się do niego Legia wiele dziś widzom zaproponować nie mogą. Jeśli ktoś w meczu nazwanym hitem jesieni chciał oprócz walki zobaczyć też np. serie dokładnych podań, to źle trafił. (...) Legia wygrała z Wisłą na wyjeździe pierwszy raz od 1997 roku. Drużyna Urbana ciągle walczy o mistrzostwo, nikt już teraz nie będzie rozważał, czy trenera zwalniać, czy nie. Gdyby Legia umiała skutecznie walczyć ze słabszymi, byłaby liderem. Wisła ma za to kompleks wielkich – nie dała rady ani Lechowi, ani Wiśle. Wczorajszy mecz z trybun oglądał prezes Bogusław Cupiał, a z wysokości boiska, stojąc między jedną a drugą ławką rezerwowych – Franciszek Smuda. Przyjechał po półgodzinie gry, mimo że dopiero co skończył się mecz jego Zagłębia Lubin. Wywołał skandal, nie przychodząc na konferencję po zwycięstwie 2:1 nad Odrą w Wodzisławiu [Rzeczpospolita]
  • Hit to był naaaaasz ostatni. Przynajmniej w tej rundzie. Cóż, jaka liga, taki hit. Legia wygrała, bo popełniła o jeden błąd mniej. Dokładniej rzecz biorąc - jako bramkarza zatrudniła Jana Muchę, a nie Mariusza Pawełka. Poza tym obejrzeliśmy wyrównany mecz, w którym każdy mógł wygrać, przegrać i zanudzić/zremisować. Jedyna jego zaleta jest taka, że jeszcze nie skończyły nam się w lidze emocje, a walka o mistrzostwo Polski jeszcze potrwa. Dobranoc. [zczuba.pl]
  • W meczu słabych ze słabymi wygrali słabi... Teraz już z pełną odpowiedzialnością możemy napisać - jaka ekstraklasa, taki hit. Po spotkaniu na poziomie czwartej ligi gruzińskiej i osiemnastej ligi estońskiej, meczu okręgówki z Burkina Faso i starcia żeńskiej kadry Malawi z reprezentacją zairskich misjonarzy, Wisła przegrała z Legią 0:1. Tak, takie było to spotkanie - tragiczne pod każdym względem. Tempo żółwie? To byłaby obraza dla żółwi. 22 facetów (plus rezerwowi) przez długie 90 minut stało sobie i w razie czego, kopało byle gdzie. Gol padł tylko dlatego, że wśród tych nieporadnych gości był między innymi Mariusz Pawełek. Moglibyśmy napisać, że chwała pokonanym, szacunek dla zwycięzców i inne tego typu bzdury. Moglibyśmy stwierdzić, że oglądaliśmy bardzo wyrównane starcie dwóch dobrze ustawionych drużyn, a o wyniku - jak to zwykle bywa - zdecydował jeden jedyny błąd. Ale przestańmy się wreszcie czarować. W Anglii po dziesięciu minutach taką transmisję by przerwano i puszczono odcinek "Mody na sukces", z szacunku dla widza. Ktokolwiek będzie mistrzem Polski, baty w europejskich pucharach murowane (oczywiście wówczas zostaną odebrano jako kompletny szok). Dałoby się odsprzedać miejsce w pucharach jakiemuś innemu krajowi? Na przykład za sto piłek? [weszlo.com]

Źródło: wislakrakow.com

Trener Skorża pogorszył swój bilans

Maciej Skorża po raz piętnasty mierzył się z Legią. Szkoleniowiec jedynie pogorszył, i tak przeciętną, statystykę pomiędzy Legią i drużynami, które prowadził.

W latach 2004-2007, jako trener Amiki Wronki i Dyskoboli Grodzisk Wlkp, Maciej Skorża odniósł jedno zwycięstwo nad zespołem ze stolicy, trzy razy remisował, doznał dwóch porażek.

Po przyjściu do Wisły rozpoczął od ligowego zwycięstwa 1:0 w październiku 2007, wiosną zremisował w Pucharze Ekstraklasy, potem przyszła seria pięciu porażek - wiosną w PE, w lidze na wyjeździe oraz finale Pucharu Polski (po rzutach karnych), jesienią zeszłego sezonu w Superpucharze oraz lidze. Na szczęście w majowym rewanżu Wisła odgryzła się Legii, wygrywając przy Reymonta, ale zwycięska seria nie trwała długo i została przerwana w piątek w Sosnowcu.

Warto zauważyć, że po raz ostatni Legia wygrała w lidze na wyjeździe z Wisłą 17 maja 1997 roku. Co prawda trudno przyrównywać atmosferę z Reymonta do tego co dzieje się na Stadionie Ludowym w Sosnowcu, jednak to nie trybuny grają na boisku...

Wyniki odnoszone przez Wisłę pod dowództwem trenera Skorży w meczach z Legią:
1:0, 28.10.2007, liga, gol Marka Zieńczuka
1:1, 19.03.2008, PE, gol Rafała Boguskiego
0:1, 15.04.2008, PE
1:2, 27.04.2008, liga, gol Pawła Brożka
0:0, w karnych 3:4, 13.05.2008, finał Pucharu Polski
1:2, 20.07.2008, Superpuchar, gol Grzegorza Kmiecika
1:2, 26.10.2008, liga, gol Pawła Brożka
1:0, 10.05.2009, liga, gol Marcelo
0:1, 6.11.2009, liga


wislakrakow.com
(nikol)

Źródło: wislakrakow.com

Wisła-Legia-z perspektywy kibica

Autor: Adam76

To miał być hit kolejki pod względem piłkarskim. Świetnie też miało być na trybunach.

O tym, że będzie to rekord frekwencji kibiców Wisły na stadionie w Sosnowcu wiadomo już było po pierwszych dniach sprzedaży biletów. Wiele osób, które do tej pory sporadycznie gościły na Stadionie Ludowym nagle „przypomniało” sobie gdzie Biała Gwiazda rozgrywa mecze jako gospodarz...Ilu takich było, którzy byli tam pierwszy raz trudno powiedzieć...

Niemniej wszyscy, którym Wisła bliska jest sercu mogli liczyć na to, że wszyscy Trójkolorowi fani dadzą z siebie wszystko i doping będzie pomagał naszym graczom w zmaganiach na boisku.

Jak zwykle przy tego typu meczach Stowarzyszenie Kibiców Wisły zorganizowało transport na mecz – tym razem zamiast jednego – z Krakowa wyjechały dwa pociągi z kibicami. Tradycyjnie także w drodze do Sosnowca jak i z powrotem z każdym pociągu zorganizowany był catering. Dzięki czemu każdy chętny mógł zaopatrzeć się w coś do jedzenia i picia. Oczywiście ci, którzy z jakiś powodów nie skorzystali z tego środka transportu mogli dotrzeć do Sosnowca na swój sposób – czy to samochodem czy innymi środkami komunikacji.

Dla grupy pociągowej przejście z dworca kolejowego na stadion przebiegło bez problemu. Zarówno z pierwszego pociągu jak i drugiego. Podobnie było pod bramami stadionu – generalnie nie zauważyłem by wejście na stadion było opóźniane czy utrudniane. Niestety później okazało się, że niektórzy, nie są godni do noszenia, naszych, Wiślackich barw, ponieważ swoim zachowaniem przynoszą tylko wstyd fanom Białej Gwiazdy.

Jeśli ktoś mecz Wisły traktuje jako świetną okazję do schlania się niech następnym razem zostanie w domu. Nie potrzebujemy takich kibiców.

Niestety nie zabrakło również wśród nas „papierowych napinaczy”, którzy mocni w gębie są w dużej grupie znajdującej się pod czujnym okiem tych co zwykle, zaś gdy przychodzi propagować Wisłę na własnym osiedlu czy we własnej miejscowości już tacy hardzi nie są....

Kolejny raz nasuwa się refleksja byśmy wszyscy, w końcu, zaczęli się ogarniać bo przynależność do Armii Białej Gwiazdy to coś więcej niż założenie szalika raz na dwa tygodnie....

Ostatecznie na stadionie Zagłębia pojawiło się około 4500 kibiców Wisły.

Nim piłkarze pojawili się na boisku na jego płycie odbyła się miła uroczystość, która wieńczyła koniec licytacji złotego medalu trenera Macieja Skorży za Mistrzostwo Polski, z której dochód przeznaczony był na pomoc dla potrzebującego, niepełnosprawnego, kibica Wisły.

Przed rozpoczęciem samego spotkania wszyscy kibice jak i zawodnicy oraz sędziowie uczcili minutą ciszy cześć zmarłego przed kilkoma dniami zasłużonego gracza Wisły – Stanisława Flanka, który zmarł w wieku 90 lat.

Później wszyscy fani odśpiewali Hymn Białej Gwiazdy – Jak długo na Wawelu....

Wraz z rozpoczęciem zmagań na boisku Wiślaccy kibice zaprezentowali oprawę przygotowaną przez UltraWisłę. Na płocie okalającym trybuny pojawił się wielki transparent w barwach Wisły - gdzie na niebieskim tle znajdowało się hasło Patriots (trzy pierwsze litery były białe, pięć pozostałych czerwone), zaś kibice rozpostarli sektorówkę przedstawiającą białego orła, którą uzupełniały niebieskie i czerwone sreberka trzymane na sąsiednich sektorach..

W tym dniu na płocie stadionu pojawiły się flagi Wisły - Bronowice, Nieobliczalni, Skawina, Bieżanów, Kleparz, Niepołomice oraz mała flaga w barwach Wisły. W drugiej połowie spotkania swoje miejsce znalazły również flagi mające swój debiut w Kielcach – Towarzystwo Sportowe oraz Wisła – Sharks. Nie zabrakło też transparentu z pozdrowieniami do konkretnych osób, które mają obecnie „swoje kłopoty”.

A jak wyglądał doping? Można by się spodziewać, iż przy rekordowej frekwencji wszyscy będą się starali pomóc naszym piłkarzom. Niestety tak nie było. Owszem można ocenić, że doping w pierwszej połowie był przyzwoity, ale druga połowa to już coraz słabsza postawa naszych kibiców.

Z perspektywy trybuny krytej widać było, iż w dopingu na przeciwległej trybunie uczestniczą głównie osoby w sektorach znajdujących się najbliżej środka trybuny i gniazda. Boczne sektory jedynie „patrzyły na boisko”. Owszem gdy trzeba było ryknąć „Legia to stara k...” albo „J...PZPN” to nagle wszyscy się ożywiali. Ale gdy trzeba było zaśpiewać coś o Wiśle to nie było już tylu chętnych, a szkoda.

Tak jak napisałem w pierwszej połowie doping prowadzony przez naszych gniazdowych był przyzwoity. Można było usłyszeć wiele Wiślackich pieśni jak zagrzewające do walki – Do boju Wisełka...; Jazda,jazda, jazda – Biała Gwiazda!; Bo moja jedyna miłość to Wisełka...; Nie dla nas jest porażki smak...; Bo w Krakowie gdzie najlepsi kibice w Polsce są....; Wczoraj obiecałaś mi na pewno....; Bo moja jedyna miłość to Wisełka...; Nie dla nas jest porażki smak.... Nie zabrakło także znanych pieśni jak np. - Jesteśmy Dumą tego miasta!; Tylko Wisła – TS; HSV, Parma czy My chłopcy z Reymonta. Trojkolorowy fani pamiętali również o naszych zgodowiczach – pozdrawiając Lechię Gdańsk, Śląsk i Unię Tarnów.

Z wszystkich piosenek najdłużej i najczęściej śpiewano Parmę, ale nie zapominano, jak widać, o pozostałej części naszego repertuaru. Udało się również w tym dniu zaśpiewać na dwie trybuny min. Tylko Wisła – TS; Kto dziś wygra? - Wisła!

Tak jak napisałem w pierwszej połowie doping wyglądał przyzwoicie, niestety w drugiej odsłonie mocno siadł. Choć po strzeleniu gola przez legionistów w 34 minucie kibice Wisły starli się pomóc naszym piłkarzom śpiewając choćby – Czy wygrywasz czy nie...; lub Do boju Wisełka! to wynik się nie uległ zmianie.

Podobnie było z grą naszych piłkarzy. Dobry początek z czasem coraz słabiej i nieskutecznie. Niestety dla dla wszystkich krakowskich fanów od początku meczu widać było, która drużyna gra o życie, a która w głowach ma mityczną „bezpieczna przewagę punktową”. Generalnie mecz stał na słabym poziomie. Zarówno z jednej jak i drugiej strony sporo było niedokładności i strat. Wiślacy zagrali bardzo źle i nie może być dla nich wytłumaczeniem powiedzenie w stylu „bo mecz nam nie wyszedł”. Piłkarze naszego Klubu po raz kolejny w tym sezonie przegrali bardzo ważne i prestiżowe zawody – po Levadii i Lechu teraz Legia obnażyła słabość naszego zespołu. A tą główną słabością obecnie jest marnotrastwo doskonałych okazji na zdobycie bramki. Można by tu wymieniać poszczególne minuty spotkania i nazwiska piłkarzy, którzy powinni zdobyć bramki dla Białej Gwiazdy..Tylko po co? Nasi gracze doskonale wiedza o kogo chodzi – pytanie tylko czy wyciągną wnioski na przyszłość. Jedno nie ulega wątpliwości – przed naszym trenerem Maciejem Skorżą jeszcze mnóstwo pracy by skompletować zespół na miarę ambicji Właściciela i kibiców Wisły.

Koniec spotkania oznaczał dla nas świadomość porażki. Stratę punktów w tym prestiżowym spotkaniu. Mimo to nastrój powrotny na dworzec był w miarę spokojny. Mimo przegranej u sporej części kibiców nastrój był pozytywny. Widać liderowanie w tabeli Ekstraklasy oraz przewaga punktowa jaka ma Wisła nie wzbudza u krakowskich kibiców stanu trwogi. Bo faktem jest to, że nadal wszystko zależy od postawy naszego zespołu w lidze, a nie od wyników konkurentów.

Powrót do Grodu Kraka przebiegł spokojnie. Przynajmniej w pierwszym pociągu, którym podróżowałem. Każdy potrzebujący mógł skorzystać z cateringu, dzięki czemu można było zaopatrzeć się w coś do jedzenia i picia. Powrót do Krakowa nastąpił w godzinach nocnych tym samym każdy później musiał zatroszczyć się o zagospodarowanie swoje czasu – czy to powrotem do domu, czy tez zasmakowaniem nocnego życia w Krakowie gdzie „nie ma czasu na sen;)”

Do zobaczenia na kibicowskim szlaku!

PS. Najbliższym meczem Wisły będą derby z „pasiastymi damami”. I niech już teraz WSZYSCY w drużynie Wisły uzmysłowią sobie, że w tym spotkaniu nie będą mieli marginesu błędu – nie będzie żadnego wytłumaczenia iż boisko było krzywe czy piłka źle się odbiła. JEDYNYM akceptowalnym wynikiem w tym meczu jest bezapelacyjne zwycięstwo Białej Gwiazdy! Piszę te słowa teraz, po to, by później zawodnicy Wisły nie musieli się „martwić” o konsekwencje swojej ewentualnej słabej gry...


źródło: KibiceWisly.pl

Relacja kibicowska z meczu:

Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2009/2010

Wideo

Kibice: