2016.05.04 Wisła Can-Pack Kraków - Artego Bydgoszcz 53:48

Z Historia Wisły

Koszykarki Wisły Can-Pack Kraków zdobywają po raz 25 w historii klubu mistrzostwo Polski.

2016.05.04, Ekstraklasa, finał, III mecz,
Kraków, Hala Wisły, 18:00, środa
Wisła Can-Pack Kraków 53:48 Artego Bydgoszcz
I: 12:16
II: 16:12
III: 14:7
IV: 11:13
Sędziowie:
Marek Maliszewski, Marcin Koralewski, Cezary Nowicki
Komisarz:
Eugeniusz Kuglarz
Widzów:
Wisła Can-Pack Kraków:
Yvonne Turner 19, Justyna Żurowska-Cegielska 14, DeNesha Stallworth 10,
Magdalena Ziętara 4, Laura Nicholls 3, Agnieszka Szott-Hejmej 3, Cristina Ouviña 0
Trener:
José Ignacio Hernández

Artego Bydgoszcz:
Amisha Carter 13, Elżbieta Międzik 10, Maurita Reid 9, Martyna Koc 6, Julie McBride 4, Darxia Morris 4, Aleksandra Pawlak 2
Trener:
Tomasz Herkt


Spis treści

Przed meczem

Ograć Artègo po raz trzeci!

Przed nami ogromne koszykarskie emocje, bo w środę - 4 maja - w hali przy ulicy Reymonta czeka nas mamy nadzieję decydujące o mistrzostwie Polski spotkanie finałowe fazy play-off Tauron Basket Ligi Kobiet! Wisła Can-Pack zmierzy się w nim z bydgoskim Artègo, a przypomnijmy, że po pierwszych dwóch potyczkach "Biała Gwiazda" prowadzi 2-0 i aby wywalczyć tytuł - wiślaczki potrzebują jeszcze tylko jednego zwycięstwa! Jeśli w środę wygramy - będziemy mistrzem. Jeśli jednak przegramy, wtedy w czwartek, 5 maja, ponownie czekałby nas mecz przy Reymonta.

Dość dziwnie grają przeciwko sobie w bieżącym sezonie obydwa zespoły. Zmierzyły się bowiem ze sobą dotychczas czterokrotnie i za każdym razem, gdy spotkanie rozegrane było w Bydgoszczy - a co miało miejsce trzy razy - wygrywała Wisła, gdy zaś doszło do meczu w Krakowie... wygrało Artègo.

I nasze rywalki właśnie na tej prawidłowości budują swoją nadzieję na powrót do gry o tytuł. Artègo po dwóch finałowych porażkach u siebie - jest jednak pod przysłowiową "ścianą". Bydgoszczanki musiałyby bowiem nie tylko ograć wiślaczki w środę, ale również pokonać naszą drużynę w kolejnym spotkaniu - w czwartek. Wtedy doszłoby do finałowej potyczki numer pięć, która ponownie rozegrana zostałaby w Bydgoszczy...

Takiego scenariusza kibice Wisły na pewno jednak by sobie nie życzyli i cóż - liczymy na to, że do takowego nie dojdzie. Spora w tym jednak rola samych fanów, którzy mocno szykują się do zapełnienia hali do ostatniego miejsca, aby znów stworzyć fenomenalne widowisko, także na trybunach! Tym bardziej warto więc do grona obecnych na tym spotkaniu dołączyć! I wierzymy, że już bez dodatkowych nerwów i gier - wiślaczki już w środowym spotkaniu zapewnią sobie mistrzostwo, z którego cieszyć będziemy się wspólnie!

Warto jednocześnie w tym miejscu wspomnieć, że ewentualna wygrana wiślaczek da nam już 25. koszykarski złoty medal w historii naszego klubu! W roku jubileuszowym - nic lepszego nie mogłoby nas spotkać!

Źródło: wislaportal.pl


Koronacja już w środę?

4 maja 2016 roku może zapisać się w historii Wisły Kraków jako dzień, w którym koszykarki sięgnęły przed własną publicznością po dwudziesty piąty tytuł mistrzowski, a zarazem trzeci z rzędu. Nie będzie to jednak wcale taka formalność i oczywistość, jakby wydawało się wielu kibicom po spojrzeniu na suche fakty.

Te w największym skrócie przedstawiają się następująco - w rywalizacji finałowej toczącej się do trzech zwycięstw obrończynie trofeum dwukrotnie pokonały na wyjeździe startujące do play-off z pierwszej pozycji Artego Bydgoszcz, a kolejne spotkanie odbędzie się w hali przy ul. Reymonta 22. Jeśli jednakże ktoś oczekuje pewnego i bezdyskusyjnego triumfu niesionych dopingiem fanów wiślaczek, podobnego do decydującego starcia półfinałowego ze Ślęzą Wrocław, to może poczuć się zawiedziony.

Podopieczne trenera Jose Hernandeza wykonały w Bydgoszczy więcej niż przypuszczano - większość fachowców twierdziła bowiem, że jeśli już wygrają w Artego Arenie, to nie więcej niż raz. Wydarzenia potoczyły się inaczej - team spod Wawelu po sobotniej wiktorii nazajutrz poszedł za ciosem i w stojącym na niezbyt wysokim poziomie, ale pełnym walki o każdą piłkę boju okazał się o dwa "oczka" lepszy. Tym samym seria zwycięstw krakowianek w Bydgoszczy, o której pisaliśmy przed rozpoczęciem finału, wzrosła do dziewięciu.

Tytuł jest na wyciągnięcie ręki - to oczywiste. Wbrew pozorom, nie oznacza to, że bydgoszczanki już się poddały i przyjądą do Krakowa tylko po to, aby rozegrać mecz, po którym odbiorą srebrne medale. Można się spodziewać, że będą desperacko szukać swojej szansy na przedłużenie rywalizacji. Przypomnijmy, że w przypadku wygranej zespołu znad Brdy, czwarte spotkanie odbędzie się w czwartek, również w hali TS Wisła. Takiego scenariusza raczej nikt spośród zawodniczek i trenera Hernandeza nie zakłada, lecz - jak wskazują wypowiedzi po drugim zwycięstwie w Bydgoszczy - mają świadomość, że czeka ich jeszcze wiele wysiłku, aby również na własnym parkiecie wykazać swoją wyższość.

Wiadomo, że sytuacja jest najkorzystniejsza z możliwych - znacznie lepsza niż gdyby w tej chwili obie drużyny miały na koncie po jednym sukcesie, gdyż wówczas to na wiślaczkach spoczywałaby presja pokonania podopiecznych terenra Tomasza Herkta dzień po dniu, aby nie wracać na decydującą konfrontację do Artego Areny. Patrząc realistycznie - obrończynie mistrzowskiego tytułu powinny jutro postawić kropkę nad "i". Trzeba wszakże podejść do potyczki, która rozpocznie się o godz. 18.00, z dużą ostrożnością.

Co może być kluczem do jutrzejszego triumfu, decydującego o złotym medalu "Białej Gwiazdy"? Wydaje się, że podobnie jak w dwóch pierwszych starciach, o powodzeniu mogą decydować niuanse, koncentracja, lepsze rozłożenie sił na przestrzeni 40 minut, mniejsze problemy z faulami, a zapewne głównym aspektem będzie szczelniejsza defensywa. Trudno oczekiwać koszykarskich fajerwerków, gdy zapewne kolejny raz rozgorzeje zacięta walka o każdy metr parkietu. Wydaje się, że w końcu powinna odblokować się Yvonne Turner. Liderka punktowa Wisły Can-Pack (16,3 pkt. w całym sezonie ligowym, 18,6 pkt. w półfinałowej serii) była w obu bydgoskich meczach starannie pilnowana przez rywalki, wobec czego dwukrotnie zdobyła "tylko" po 10 pkt. - notabene zwiększając ten dorobek głównie w drugiej połowie zawodów, przy skuteczności z gry ledwie przekraczającej 30% (łącznie 5/16). To właśnie Amerykanka niejednokrotnie "ciągnęła" zespół punktowo, zatem dobrze byłoby, aby przypomniała sobie o tym zadaniu w ostatnim (oby!) występie w tym sezonie. W sobotę w roli egzekutorki znakomicie zastąpiła ją Cristina Ouvina, która trafiając 8 na 12 rzutów z gry (w tym trzy "trójki"), wyrównała swój rekord punktowy w tym sezonie - 21. W niedzielę hiszpańska rozgrywająca nie wzniosła już tak wiele do zdobyczy swojego teamu (7 pkt., 3/8 z gry). Najlepsza była jej rodaczka - Laura Nicholls, która zanotowała double-double, będąc najlepszym strzelcem przyjezdnych (13 pkt. 4/6 z gry) i najaktywniejszą w walce na "deskach", dorównując Amishy Carter (11 zbiórek). Laura wykonała też ogromną pracę w defensywie, co wyraźnie odróżnia ją od słabszej w tym elemencie koszykarskiego rzemiosła DeNeshy Stallworth. Na plus amerykańskiej podkoszowej należy tym razem zapisać dobrą postawę w ataku (4/5 z gry, 2/2 z wolnych). Wydaje się, że Nicholls jest jedną z najważniejszych postaci w finałowej batalii i powinna potwierdzić to w kolejnej potyczce. Podobnie można powiedzieć o Ouvinie, dla której - jak już kilka razy pisaliśmy - ten sezon był bezdyskusyjnie najlepszy spośród czterech rozegranych w koszulce z Białą Gwiazdą. Stallworth ma do odegrania znacznie skromniejszą rolę. Oczywiście, oprócz zagranicznego kwartetu ważną rolę do odegrania będzie mieć Justyna Żurowska-Cegielska. Jej wola walki jest trudna do przecenienia, a jeśli jeszcze "wejdzie" dobrze w mecz, punktując z półdystansu, wówczas może stać się jedną z głównych autorek wygranej. W obu dotychczasowych bojach o mistrzostwo pokazała się z dobrej strony - zwłaszcza w sobotę, gdy w drugiej połowie grała pomimo grymasu bólu. Dodać do tego trzeba rzecz jasna Magdalenę Ziętarę, która - podobnie jak Nicholls - wykonuje bardzo istotne zadania w obronie, a niekiedy potrafi "porazić" rywalki rzutem z dystansu czy udaną penetracją. Ważne, aby złapała szybko fauli, jak miało to miejsce w niedzielę, gdy trener Hernandez stosunkowo szybko z tego powodu posadził ją na ławkę. Przydatne powinno być również spore doświadczenie Agnieszki Szott-Hejmej, która może nie znajduje się w ostatnich tygodniach w optymalnej formie, lecz w sobotę pokazała się z dość korzystnej strony, zdobywając ważne punkty w czwartej kwarcie.


Tak w skrócie wyglądają aktywa krakowianek w obliczu - miejmy nadzieję - ostatniego spotkania w sezonie 2015/2016. Artego może przeciwstawić przede wszystkim swój wywodzący się zza Oceanu kwartet, z niesamowicie waleczną Carter na czele. Amerykańska środkowa jest najsilniejszym punktem Artego, co pokazują jej statystyki zarówno z całego sezonu, jak i bydgoskiego etapu walki o mistrzostwo (19 pkt. 14 zb. w sobotę, 20 pkt. 11 zb. w niedzielę). Pozostałe w mniejszym czy większym stopniu zawodzą. Posiadająca polski paszport Julie McBride nie jest już koszykarką grającą na tak samo wysokim poziomie jak trzy sezony temu, Maurita Reid gra dość żywiołowo, ale często bez większej myśli przewodniej, zaś Darxia Morris nie potrafi ustabilizować swojej formy (22 pkt. i 9/14 z gry w sobotę, zaledwie 5 pkt i 2/16 z gry w niedzielę). Martyna Koc, Elżbieta Międzik i Aleksandra Pawlak prezentują wyraźnie niższy poziom, jedynie od czasu do czasu potrafiąc zaskoczyć w ofensywie. Trener Herkt liczy na te koszykarki głównie w kontekście poczynań defensywnych.

Jak będzie? Przekonamy się jutro przed godz. 20.00, gdy powinien już być znany końcowy rezultat. Z pewnością w hali przy ul. Reymonta 22 pojawi się nadkomplet publiczności, który będzie żywiołowo dopingować swoje pupilki. Oby do końcowego sukcesu i złota!

Transmisję live przeprowadzi TVP Sport, jak również będzie ona dostępna na stronie internetowej tej stacji - www.sport.tvp.pl. Ponadto przebieg zawodów już tradycyjnie będzie relacjonować Wisła TV.

Źródło: wislalive.pl

Relacje

We are the Champions!!!

Koszykarki Wisły Can-Pack Kraków po raz dwudziesty piąty zostały mistrzyniami Polski!!! Dziś pokonały we własnej hali Artego Bydgoszcz 53:48, dzięki czemu zwyciężyły rywalizację finałową 3-0. Najbardziej wartościową zawodniczką finałowej serii (MVP) wybrano Yvonne Turner, która zdobywając 19 pkt. poprowadziła swój zespół do rozstrzygającej wygranej. Trener Jose Hernandez desygnował do gry identyczną piątkę, jak w Bydgoszczy. Na parkiecie do rzutu sędziowskiego ustawiły się zatem: Cristina Ouvina, Yvonne Turner, Magdalena Ziętara, Justyna Żurowska-Cegielska, Laura Nicholls. Jako pierwsza drogę do kosza znalazła Martyna Koc, wkrótce „trójką” odpowiedziała Turner. Kolejne akcje ofensywne miejscowych były jednak nieudane, zaś przyjezdne wyrobiły sobie po czterech minutach 4-punktową przewagę (3:7). Później zawodniczki spod Wawelu nieco zmniejszyły straty i mogły przejąć inicjatywę, lecz marnowały dogodne okazje do łatwych punktów z kontrataków i nadal na prowadzeniu utrzymywały się podopieczne trenera Tomasza Herkta. Podobnie jak w dwóch pierwszych konfrontacjach, oba zespoły mocno skupiały się na defensywie. W 8 min. wynik brzmiał 8:13. Deficyt do minimum zniwelowały rezerwowe – DeNesha Stallworth i Agnieszka Szott-Hejmej. W końcówce pierwszej kwarty skuteczniejsze były wicemistrzynie Polski. Krakowianki znów nie potrafiły przedrzeć się przez ich szczelną obronę, wobec czego po upływie 10 minut notowano rezultat 12:16. Na otwarcie drugiej ćwiartki celnie ze skrzydła przymierzyła Żurowska-Cegielska. Później próbkę swoich umiejętności dała Turner – najpierw trafiła z półdystansu, a po wybronionej akcji przez jej drużynę, mimo że była dobrze pilnowana, popisała się celnym rzutem zza linii 675 cm, ponownie wyprowadzając w 12 min. „Białą Gwiazdę” na prowadzenie. Wkrótce zapunktowała Stallworth i było 21:18. W 16 min. amerykańska podkoszowa wykończyła zespołową akcję i przewaga wzrosła do pięciu „oczek” - 25:20. Wystarczyło jednak zaledwie kilkadziesiąt sekund i dwie błędne decyzje w ofensywie mistrzyń Polski, by Artego, po szybkiej kontrze Darxii Morris, znów znajdowało się w nieznacznie lepszym położeniu (25:26). Podenerwowany takim obrotem sprawy trener Hernandez wziął już drugi time-out. Tuż po wznowieniu trzeci swój faul popełniła Julie McBride, co zapewne zmartwiło szkoleniowca ekipy znad Brdy. W ostatnich akcjach pierwszej połowy w dalszym ciągu toczyła się niezwykle zacięta walka, ale bez efektów punktowych. Ostatecznie oba teamy zeszły na przerwę przy wyniku nierozstrzygniętym – 28:28. Jako pierwsza po zmianie stron trafiła Morris, ale niezwykle skoncentrowane i dobrze broniące podopieczne trenera Hernandeza przez kilka minut nie pozwoliły bydgoszczankom na więcej zdobyczy. W 24 min. handicap dla gospodyń przywróciła Nicholls. Chwilę później za ciosem poszła Żurowska-Cegielska, a gdy trzeci raz w tych zawodach z dystansu „ukąsiła” Turner, wiślaczki posiadały nienotowaną dotąd siedmiopunktową zaliczkę, którą po czasie dla przyjezdnych podwyższyła jeszcze Stallworth – 39:30. Rywalki nie radziły sobie z szybką Turner, która w całym meczu kilka razy mijała je jak slalomowe tyczki, będąc nawet szybszq z piłką od swoich partnerek. W ostatniej minucie trzeciej kwarty, po celnym wolnym Szott-Hejmej, tablica pokazywała rezultat 42:32. Rywalki stać było jedynie na akcję „2+1” w wykonaniu Amishy Carter, wobec czego przed decydującą fazą potyczki krakowianki prowadziły 42:35. 10 minut to w koszykówce sporo. Nic dziwnego, że kibice „Białej Gwiazdy” w niepewności czekali na rozwój wydarzeń w tych rozstrzygających chwilach. Niepokój spotęgowała sytuacja z pierwszej minuty ostatniej ćwiartki, gdy na parkiet padła Turner, która nie była w stanie kontynuować gry, ale na szczęście powróciła po kilkuminutowych zabiegach i niedługo kolejnym trafieniem zza łuku zrewanżowała się Mauricie Reid, dzięki czemu w 35 min. było 47:40. Gdy na zegarze pozostawały cztery minuty do końca, z półdystansu nie pomyliła się Żurowska-Cegielska i znów przewaga sięgnęła 10 pkt. - 50:40. Niespełna 90 sek. później bydgoszczanki odrobiły jednak połowę tej różnicy, doprowadzając do stanu 50:45. W szeregi teamu spod Wawelu wkradła się nerwowość – kilka akcji było nieudanych i jeszcze wszystko mogło się zdarzyć. 60 sek. przed końcową syreną Turner dodała tylko jeden punkt z wolnych. Trener Herkt wziął czas, po którym jego koszykarki dzięki agresywnej obronie wiślaczek szybko straciły piłkę. Grana przez 24 sek. akcja Wisły Can-Pack nie przyniosła powodzenia, a w odpowiedzi na 12 sek. przed końcem Reid trafiła z rogu za 3 pkt. 51:48 i czas dla Hernandeza. Po naradzie szybko sfaulowana została Żurowska-Cegielska. W tym niezwykle ważnym momencie skrzydłowej mistrzyń Polski nie zadrżała ręka i - jak się później okazało – ustaliła końcowy rezultat. Rozpaczliwe próby koszykarek Artego nie mogły już nic zmienić i po końcowej syrenie wybuchł na trybunach szał radości. Dwudziesty piąty tytuł mistrzowski dla „Białej Gwiazdy” stał się faktem! Gratulacje, radosne śpiewy, w tym słynnego przeboju grupy Queen „We are the Champions”, fetowanie sukcesu koszykarek i sztabu trenerskiego razem z kibicami trwało jeszcze przez blisko godzinę. Jak wspomnieliśmy na wstępie – MVP finałowej rywalizacji została wybrana Turner. Amerykanka nieco zawiodła w dwóch pierwszych potyczkach, lecz w ostatniej znakomicie wywiązała się z roli egzekutorki. Dziś rzucała ze skutecznością z gry na poziomie 50% (6/12). Biorąc pod uwagę, że cały team „uzbierał” zaledwie 36% (20/55), to wynik ponadprzeciętny. Szczególnie dziś zawiodły kluczowe w bydgoskich konfrontacjach Hiszpanki – Nicholls i Ouvina trafiły łącznie zaledwie jeden rzut z trzynastu oddanych. Ponadto Turner zanotowała aż 10 zbiórek (więcej w drużynie miała tylko Nicholls - 12), 4 asysty i 3 przechwyty. Na plus należy zapisać ponownie występ w ataku Stallworth – 5/6 z gry, „swoje” rzuciła również Żurowska-Cegielska. Wśród przegranych zawiodła szczególnie McBride, która trafiła tylko 2 na 9 rzutów z gry, mając przy okazji aż 6 strat. Sporo wolnych spudłowała Carter (zaledwie 3/9), która jak zwykle była najlepsza na „deskach” (14 zb.). Ogólnie podopieczne trenera Herkta rzucały z gry na jeszcze niższym procencie - niespełna 32% (20/63). Poza skutecznością, wiślaczki wygrały walkę na tablicach (42-35), okazały się również wyraźnie lepsze w asystach (17-9).

Źródło: wislalive.pl

Wisła Can-Pack mistrzem Polski! Artègo pokonane po raz trzeci!

Koszykarki Wisły Can-Pack po raz trzeci z rzędu i po raz 25. w historii naszego klubu zdobywają tytuł mistrzyń Polski! W finałowej rywalizacji ekipa "Białej Gwiazdy" trzykrotnie pokonała Artègo Bydgoszcz - najpierw dwa razy na parkiecie naszego rywala 72-68 oraz 52-50, a dziś w Krakowie 53-48!

Bardzo wyrównane były wszystkie trzy mecze finałowe TBLK, ale dla nas najważniejsze jest to, że w każdym lepszą drużyną była "Biała Gwiazda", która zasłużenie sięgnęła po mistrzostwo Polski! Byliśmy bowiem zdecydowanie dojrzalszym zespołem i widać to było na parkiecie. Zwłaszcza w decydujących momentach spotkań.

A w tym trzecim finałów Artègo Bydgoszcz było zdecydowanie "pod ścianą", bo nasz rywal wiedział, że nie może się już potknąć. Wiślaczki zaś miały ten komfort, że po dwóch zwycięstwach w Bydgoszczy - miały w ostateczności dwa spotkania w Krakowie. Jak się jednak okazało - skończyło się tylko na jednym.

Już początek był, zgodnie z przewidywaniami wyrównany, bo na punkty Martyny Koc - "trójką" odpowiedziała Yvonne Turner i wiślaczki miały na swoim koncie pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie (3-2). Potem jednak, już niejako standardowo w tej rywalizacji, skuteczniejszy początek miały wprawdzie bydgoszczanki, które uciekły na 8-13, ale dystans zmniejszyły po ładnych akcjach DeNesha Stallworth i Agnieszka Szott-Hejmej, więc zrobiło się już tylko 12-13. I choć ostatecznie pierwsza kwarta padła łupem przyjezdnych (12-16), to początek drugiej był zdecydowanie pod dyktando wiślaczek. Pierwsze punkty drugiej ćwiartki to trafienie Justyny Żurowskiej-Cegielskiej, a po kolejnych udanych akcjach na prowadzenie 19-18 wyprowadziła nas celną "trójką" Turner.

Wiślaczki solidnie nakręciły w tym fragmencie spotkania tempo gry i przynosiło to efekty. Ładnie pod koszem trafiła Stallworth, świetny szybki atak Turner kończy się punktami Żurowskiej-Cegielskiej i choć bydgoszczanki także starały się coś zdziałać, to po kolejnym udanym rzucie Stallworth prowadziliśmy 25-20. Trudno powiedzieć, czy to kilkupunktowe prowadzenie podziałało rozluźniająco na wiślaczki, czy podrażniło Artègo, ale nasze rywalki także nie miały zamiaru się poddawać. Bydgoszczanki zaliczyły bowiem teraz trzy udane akcje z rzędu i zrobiło się 25-26, więc nasi trenerzy musieli poprosić o czas. Po nim do remisu celnym osobistym doprowadziła Laura Nicholls i choć dla gości trafiła Elżbieta Międzik, to znów skutecznie zagrała Stallworth i do przerwy mieliśmy remis 28-28.

Wszystko rozstrzygnąć miało się więc w drugiej połowie i tę obydwa zespoły rozpoczęły bardzo nerwowo i nieskutecznie. Wprawdzie dla Artègo trafiła Darxia Morris (30-32), ale kolejne sytuacji to głównie "pudła". Po naszej stronie dwóch czystych wydawałoby się akcji nie wykończyła Żurowska-Cegielska, ale wiślaczka, po prawie trzech minutach naszej niemocy, trafiła i mieliśmy kolejny remis 30-30. Najważniejsze było jednak to, że intensywność gry wciąż była po stronie wiślaczek. To one były na parkiecie aktywniejsze i nic dziwnego, że trafiła dla nas Nicholls (32-30), a Turner z kolei była szybsza nie tylko dla rywalek, ale też dla sędziów. Amerykanka w jednej akcji faulowana była aż dwa razy, czego rozjemcy nie raczyli zauważyć. Zauważyła za to Cristina Ouviña Żurowską-Cegielską, która po kolejnym naszym wyjściu podwyższyła na 34-30. Artègo w tym fragmencie spotkania było kompletnie bezradne. "Trójką" na 37-30 poprawiła więc nasz wynik Turner, a na trzynaście minut do końca meczu na 39-30 kolejne dla nas punkty zdobyła Stallworth.

Artègo bardzo długo grało więc trzecią kwartę z ledwo dwupunktową zdobyczą i dopiero na niespełna trzy minuty przed końcem tej ćwiartki dla przyjezdnych trafiła Amisha Carter. Wiślaczki odpowiedziały na to punktami z linii rzutów Turner oraz Szott, co dało nam aż dziesięciopunktową przewagę (42-32)! Ostatni akord tej kwarty należał jednak do Carter. Ta zalicza bowiem akcję "2+1" i po 30. minutach było 42-35.

Wiślaczki bardzo mądrze zaczęły ostatnią i decydującą odsłonę tego meczu. Zwalniały już tempo gry, mocno stanęły w defensywie i co zrozumiałe grały długie akcje. I nawet jeśli skuteczność to nie była mocna strona obydwu ekip, to najważniejsze było to, że pierwsze punkty w czwartej kwarcie zdobyła Magdalena Ziętara i było 44-35. Szybko odpowiedziała na to Carter (44-37), a kolejne akcje po obydwu stronach były nieskuteczne, ale wszystko to było na korzyść prowadzącej w tym spotkaniu Wisły Can-Pack.

Na niespełna siedem minut przed końcem cień nadziei przyjezdnym daje wprawdzie po "trójce" Maurita Reid (44-40), ale po przerwie na życzenie - rzutem o identycznej wartości popisuje się Turner! Na sześć minut przed końcem było więc 47-40! Nerwowo grające Artègo nie ma pomysłu na odrobienie tej straty, którą wiślaczki powiększają po punktach faulowanej Ziętary oraz po ładnym trafieniu Żurowskiej-Cegielskiej. Ta na cztery minuty przed końcem daje nam prowadzenie 50-40! Artègo wciąż wprawdzie walczyło, ale choć Koc oraz "trójką" Międzik zmniejszyły na dwie minuty i czterdzieści sekund przed końcem dystans do pięciu punktów (50-45), to wiślaczki nie dały się doścignąć. Turner trafiła bowiem jeden rzut osobisty (51-45), a kolejne "trzypunktowe" próby Międzik i Aleksandry Pawlak nie znalazły drogi do kosza. Wprawdzie w końcu z dystansu trafiła Reid (51-48), ale stało się to dopiero wtedy, gdy do końca spotkania zostało zaledwie 12 sekund. I choć w koszykówce mogą one dać jeszcze kilka dróg wyboru, to zawodniczki Artègo wybrały do faulowania Żurowską-Cegielską, a ta jak się okazało z linii rzutów nie pomyliła się ani razu i zmieniła wynik na 53-48. Wprawdzie bydgoszczanki miały jeszcze piłkę, ale Julie McBride zamiast rzucać z daleka - podała niecelnie pod kosz i było to już wszystko, co mogliśmy oglądać przy Reymonta.

Przynajmniej jeśli chodzi o sam mecz, bo po ostatniej syrenie wiślaczki zatańczyły mistrzowskie rytmy i cieszyły się z trzeciego kolejnego mistrzostwa dla "Białej Gwiazdy"! Dodajmy, że najlepszą koszykarką finałów wybrano Turner, ale też trudno się dziwić, bo Amerykanka decydujące spotkanie zakończyła z 19 punktami oraz z 10 zbiórkami.

Źródło: wislaportal.pl

MISTRZ, MISTRZ NASZ TS! Wisła Can-Pack Kraków Mistrzem Polski!

4 maja 2016

Wisła Can-Pack po raz trzeci z rzędu sięga po złote medale mistrzostw Polski! W trzecim meczu finałowym krakowianki pokonały Artego Bydgoszcz – tym razem 53-48! Jest to 25-te mistrzostwo Polski krakowskiej Wisły!

Yvonne Turner MVP finałów! Mistrzowska galeria!

Cóż to były za finały! Po sezonie zasadniczym wyżej rozstawiony był zespół Artego, co zapowiadało jeszcze większe emocje niż w poprzednich latach. Wisła Can-Pack tymczasem wygrała pierwszy mecz w Bydgoszczy, ale przewaga była nieznaczna – zaledwie 72-68. Za to starcie można było wyróżnić reprezentantkę Hiszpanii – Cristinę Ouvinę, która na swoim koncie zanotowała 21 punktów.

Drugie spotkanie było podobne – ponownie niezwykle zacięte. Wynik był sprawą otwartą do samego końca, ale w najważniejszych momentach nie zawodziła Laura Nicholls – zdobyła łącznie 13 punktów i 11 zbiórek. To dało ekipie trenera Jose Hernandeza zwycięstwo 52-50.

Mecz nr 3 również nie odbiegał poziomem od wcześniejszych. Rywalizacja przeniosła się do Krakowa, a tam od drugiej kwarty tempo gry narzuciły gospodynie. Świetna w ich wykonaniu trzecia część spotkania okazała się kluczowa dla całej rywalizacji. Wisła Can-Pack mogła liczyć na Yvonne Turner, która zdobyła 19 punktów, 10 zbiórek i cztery asysty, prowadząc swój zespół do wygranej 53-48.

To oznaczało, że krakowianki wygrały serię finałową 3-0 i mogły cieszyć się z trzeciego z rzędu i aż 25. w całej historii klubu mistrzostwa Polski! Za Najbardziej Wartościową Zawodniczkę (MVP) finałów została uznana Yvonne Turner. Srebrne medale, tak jak przed rokiem, zostały odebrane przez zawodniczki Artego Bydgoszcz.

W rywalizacji o brąz walczyły ze sobą Ślęza Wrocław i MKS Polkowice. Te spotkania również były bardzo wyrównane, a zwycięzcę poznawaliśmy dopiero w ostatnich minutach. W obydwu meczach lepsza okazała się jednak Ślęza, która osiągnęła swój największy sukces od 14 lat. Sezon 2001/2002 wrocławianki również zakończyły na trzecim miejscu.


Źródło: wislacanpack.pl

Wypowiedzi

José Ignacio Hernández: - Wspólnie zapracowaliśmy na ten sukces

- To był bardzo trudny sezon, bo mieliśmy dużo problemów, chociażby z kontuzjami. Po tylu rozegranych meczach wiedzieliśmy, że w finałach nie będzie łatwo. Kluczem do zwycięstwa była gra defensywna, a po półfinałowych grach ze Ślęzą wiedzieliśmy, że nasze zawodniczki będą bardzo zmęczone. Defensywa wyglądała jednak, w tych kluczowych momentach, bardzo dobrze. A trzeba też dodać, że przeciwko bardzo dobrym zawodniczkom - powiedział po ostatnim meczu sezonu ligowego, który dał nam mistrzostwo Polski, trener naszych koszykarek, Jose Hernández.

- Mieliśmy tylko siedem zawodniczek gotowych do gry. Było bardzo ciężko, nie tylko w meczach, ale przede wszystkim na treningach. Przed meczem z Toruniem prawie w ogóle nie trenowaliśmy. Brakowało nam zawodniczek. Ostatecznie jednak to my wygrywamy rozgrywki i to jeszcze w takich okolicznościach, jestem z tego powodu podwójnie szczęśliwy. Ciężko po takim sezonie wyróżnić jedną zawodniczkę, każda na swój sposób była dla nas ważna i wykonywała swoją pracę dla drużyny - dodał hiszpański trener wiślaczek.

- Czy to było najtrudniejsze mistrzostwo jakie zdobyłem? Wydaje mi się, że tak. Z Rivas też było bardzo ciężko, ale w tym roku mieliśmy o wiele więcej problemów. Chociażby wtedy, gdy z powodu kontuzji ręki wypadła nam Nicholls. Myśleliśmy, że wszystko jest stracone. Nie mieliśmy zawodniczki, która mogłaby ją zastąpić. Było bardzo ciężko, ale wspólnie zapracowaliśmy na ten sukces, trenerzy, zawodniczki, prezesi, kibice. Bez nich nie moglibyśmy zdobyć tego mistrzostwa - zakończył Hernández.

Źródło: wislaportal.pl


Agnieszka Szott-Hejmej: - Mistrzostwo Polski wygrałyśmy charakterem

Po trzecim meczu finałowym fazy play-off Tauron Basket Ligi Kobiet, który przesądził o tytule mistrzowskim dla Wisły Can-Pack Kraków, rozmawialiśmy z Agnieszką Szott-Hejmej, kapitanem "Białej Gwiazdy", której przypadło w udziale wznieść puchar za zdobyty przez nasz klub, po raz trzeci z rzędu, tytuł.


To złoto smakuje chyba wyjątkowo, po tak trudnym sezonie?

Agnieszka Szott-Hejmej (kapitan mistrza Polski, Wisły Can-Pack): - Ten sezon był dla nas zdecydowanie bardzo trudny. Miałyśmy tego pecha, że cały czas w zespole były kontuzje i jak tylko któraś po niej wracała i już cieszyłyśmy się, że będziemy mogły grać na treningach "5 na 5" to za chwilę znów ktoś wypadał. A to nieszczęśliwie Cristina kostka, a to Gosia i tak po kolei, ale cały czas miałyśmy "żelazną siódemkę" i na pewno było ciężko, zwłaszcza wtedy, gdy grałyśmy Euroligę, a potem mecze ligowe. Wtedy musiałyśmy szukać regeneracji i jak najszybciej do siebie dojść, ale cieszę się, że pomimo tego byłyśmy twarde. Nikt nie narzekał i walczyłyśmy do końca. I chyba tym charakterem wygrałyśmy mistrzostwo Polski.


Nie można też zapominać, że wywalczyłyście nie tylko mistrzostwo Polski, ale także "ósemkę" w Eurolidze, a to także był nie lada wyczyn, bo jako jedyny zespół w tym gronie nie mieliśmy zawodniczek z WNBA!

- Tak zgadzam się, że to był bardzo duży sukces. Ja gdzieś tam jeszcze wierzyłam, bo jestem optymistką, że uda nam się przejść "Fener", bo w Turcji prawie je miałyśmy. W tym drugim meczu zabrakło nam Laury Nicholls, bo do połowy walczyłyśmy, ale po przerwie już było widać, że byłyśmy zmęczone i padłyśmy. Ale to także był niesamowity sukces, bo nikt na nas nie stawiał! Na to, że w ogóle wyjdziemy z grupy. Założeniem było natomiast awansować do rozgrywek EuroCup, a tutaj nagle taki sukces, więc brawo dla całej drużyny oraz dla trenerów, a także fizjoterapeutów, którzy o nas dbają - dmuchają i chuchają. Także dla doktora Zająca, który gdy tylko coś się działo, to od razu organizował nam opiekę. Naprawdę to był ciężki sezon, ale został bardzo fajnie zakończony.


A jakby Pani oceniła w tym sezonie postawę... Agnieszki Szott-Hejmej?

- Na pewno miałam mniejsze zaufanie u trenera, ale to także przez moją kontuzję. W tym sezonie miałam całkowicie inną rolę, czyli dawania dobrych zmian. Jak coś wpadnie to super, a jak nie, to także nie jest źle. Miałam dobrze bronić i cieszę się przede wszystkim z tego, że w końcu od powrotu zagrałam bez żadnej kontuzji. Brałam udział w każdym treningu i mam nadzieję, że w kolejnym sezonie wywalczę sobie większe zaufanie i będę mogła też więcej grać. Myślę także, że dużo wspierałam dziewczyny. Takie było też moje zadanie, przez doświadczenie, żeby trzymać tę całą drużynę. Cieszę się, że zdrowo zakończyłam ten sezon, może nie był on najlepszy, ale wierzę mocno, że jak przepracuję mocno najbliższe miesiące, to jeszcze pokażę "starą Agę", która była sprzed kontuzji.


No właśnie, a gdzie ta "Aga" będzie grała? Czy to już jest wiadomo?

- Jeszcze nie jest wiadomo, ale mam nadzieję, że zostanę tutaj! Jestem kapitanem, dobrze się tutaj czuję. Znam się z trenerami, więc tak naprawdę nie będę zmieniać najlepszej drużyny w Polsce! Jesteśmy najlepsze i to jest zaszczyt grać dla Wisły, dla mistrza Polski. Każda zawodniczka chciałaby tutaj grać!


W takim razie serdecznie życzymy kolejnego mistrzostwa Polski z Wisłą!

- Dziękuję bardzo!

Źródło: wislaportal.pl


Piotr Dunin-Suligostowski: - Dla mnie oraz dla wszystkich wiślaków był to wspaniały sezon

Po wczorajszym meczu koszykarek Wisły Can-Pack Kraków z zespołem bydgoskiego Artègo - zdobywamy po raz trzeci z rzędu oraz po raz 25. w historii naszego klubu tytuł mistrza Polski. Sezon nasza drużyna kończy więc z ogromnym sukcesem, o którym rozmawialiśmy z prezesem "Białej Gwiazdy", Piotrem Dunin-Suligostowskim.


Na wstępie serdeczne gratulacje - 25. tytuł mistrza Polski na 110-lecie naszego klubu. Chyba trudno byłoby sobie to lepiej wymarzyć?

Piotr Dunin-Suligostowski (prezes TS Wisła Kraków): - To prawda, że trudno byłoby sobie to lepiej wymarzyć. To jest taka "magia cyfr". 110-lecie klubu, 25. tytuł mistrza Polski i jest on ósmym tytułem umownie mówiąc tzw. "ery Can-Packu". Jest to więc ósmy tytuł od momentu kiedy sprawuję pieczę nad tą drużyną. Jestem z tego bardzo dumny, jak i z tego, że to właśnie drużyna Wisły ustanowiła taki rekord - 25 tytułów. Mimo iż wielu skazywało nas w tym sezonie na utratę tego mistrzostwa, to zostało ono zdobyte! Zostało utrzymane w Krakowie, aczkolwiek po latach być może ten wynik 3-0 może kogoś zmylić, bo to było bardzo trudne 3-0. Przy wszystkich meczach szalenie wyrównanych i przy drużynach - co trzeba także uczciwie powiedzieć - o zbliżonym poziomie sportowym. Mieliśmy jednak te atuty, których nie posiadała Bydgoszcz, a nad czym zastanawiałem się na początku sezonu - a mianowicie nad celowością gry w Eurolidze. Ale dało nam to jednak "ogranie" na europejskich parkietach z drużynami o wiele bardziej wymagającymi, niż w kraju. I nieskromnie chcę się tutaj, dotykając tej Euroligi pochwalić, bo przeszło to bez większego echa przez szerokie media i może większość kibiców też sobie tego nie uświadomiło, że znaleźliśmy się w najlepszej ósemce zespołów Euroligi sezonu 2015/2016. A więc dla mnie oraz dla wszystkich wiślaków był to wspaniały sezon, sezon z tytułem mistrza Polski i z kwalifikacją do ósemki najlepszych drużyn Europy i to na 110-lecie klubu!


Istotne jest też to, że ten nasz budżet był w tym sezonie skromniejszy, jak i skromniejsza była nasza "ławka", więc tym bardziej trudno było te sukcesy osiągnąć.

- Tak i może przypomnę, że ten sukces wykluwał się w bólach. Początek Euroligi to były przegrane mecze i to także te, które z przebiegu mieliśmy prawo, czy też powinniśmy wygrać. To był zresztą powód do drwin, które się pojawiały, że mamy słabą drużynę i jak to źle została zbudowana. A została ona stworzona na miarę możliwości finansowych i z podjęciem tego ryzyka - krótkiej ławki, żeby jednak mieć ten "bazowy skład" jak najmocniejszy. Można równocześnie powiedzieć, jak to zawsze bywa, był tutaj także pewien łut szczęścia. Gdy przed sezonem rozmawiałem w Madrycie z trenerem Hernándezem o jego przyjściu do Wisły - i tutaj dobra wiadomość, bo José Hernández zostaje z nami na kolejny sezon - ale wracając - wtedy też podejmowaliśmy pewne decyzje i ryzyko tej krótszej ławki, ale staraliśmy się zbudować tę drużynę z punktu widzenia charakterologicznego zawodniczek tak, żeby mogła stanowić całość, żeby mogła stanowić kolektyw. W sportach zespołowych przecież to jest ta największa wartość. No i udało się i jesteśmy z tego bardzo, bardzo szczęśliwi.


Bardzo ważna w tym całym sukcesie jest właśnie praca wspomnianego przez Pana Prezesa trenera Hernándeza. To jest jego drugie podejście do Wisły, trochę czasu minęło od poprzedniego momentu, gdy tutaj pracował, ale widać, że jego wkład przyniósł bardzo duże efekty.

- Zacznę może od tego, że José Hernández to przede wszystkim wspaniała osobowość, bardzo barwna. To człowiek, który od przyjścia do Wisły - pierwszego u nas startu - związał się bardzo emocjonalnie z naszym klubem. Można powiedzieć, że jest to "wiślak z krwi i kości". Jest to też trener o bardzo dużym doświadczeniu. Przypadkowo nie prowadzi się reprezentacji narodowej Hiszpanii, a więc jednej z potęg w koszykówce. A do tego jest to trener - jak to się mówi - o "szczęśliwej ręce". I to w wielu meczach się potwierdziło. Do tego potrafił znaleźć wspólny język z drużyną, potrafił stworzyć taki team, który ze sobą współpracował w trakcie sezonu i to był jeden z głównych czynników, który zadecydował o mistrzostwie.


Przez limit Polek na parkietach w meczach naszej ligi i przy kontuzji Małgorzaty Misiuk, co ograniczyło trenerowi pole manewru, wydawało się że może być problem z obroną mistrzostwa. A jednak się udało. Co Pana zdaniem zadecydowało jeszcze o tym, że tytuł został w Krakowie?

- Staraliśmy się zbudować tę drużynę tak, aby ściągnąć do naszego zespołu jak najlepsze Polki, które były w naszym zasięgu. Nie ukrywaliśmy, że priorytetem na ten sezon było ponowne wywalczenie mistrzostwa Polski. Specjalnie przed meczami półfinałowymi i finałowymi w wywiadach nie próbowałem szukać żadnej asekuracji przed ewentualną porażką i wyciąganiem faktów związanych z kontuzjami. Nie mieliśmy tutaj natomiast - co trzeba przyznać - szczęścia. Zostaliśmy z krótką ławką i de facto byliśmy skazani na granie półfinałów i finałów, przy ich bardzo dużej intensywności terminarza, siódemką zawodniczek. Do tego z bardzo trudną rotacją, gdyż wypadła nam Misiuk, czyli Polka. A ciągle musimy pamiętać o tym przepisie, który mówi, że muszą być dwie polskie zawodniczki na parkiecie. A mimo to udało się i za to chwała tym polskim zawodniczkom, które grały. Grały ze zmiennym szczęściem - to trzeba powiedzieć. Były i lepsze i gorsze mecze i to w wykonaniu każdej z zawodniczek, ale szczęście polegało na tym, że może tylko raz pojawił się taki nieszczęsny mecz z Artègo na koniec rundy zasadniczej i po bardzo trudnym spotkaniu euroligowym, w którym więcej zawodniczek niż jedna, dwie miały gorszy dzień. I wtedy mówiąc kolokwialnie - Artègo nas w końcówce "rozjechało". Natomiast ta dyspozycja nie była może u wszystkich zawodniczek zawsze szczytowa, ale poniżej pewnego oczekiwanego poziomu rzadko nasze koszykarki schodziły. I to jest także jeden z tych powodów, że to my sięgnęliśmy po mistrzostwo. Trzeba tutaj powiedzieć, że polska liga jest ligą trudną - szczególnie dla tych klubów, które grają w rozgrywkach europejskich, bo wtedy od października do kwietnia gra się praktycznie co trzy dni. W jednym z wywiadów pozwoliłem sobie na taką trochę gorzką dygresję w stosunku do Artègo w momencie gdy niespodziewanie dla wszystkich, dla PZKosz, dla FIBA, dla mnie - klub ten postanowił nie wystartować w Eurolidze. Jeśli było to podparte kalkulacją, że łatwiej będzie zdobyć mistrzostwo - bo wtedy bardziej wypoczęty zespół z Bydgoszczy, pracujący w cyklach tygodniowych, gdy dopadnie tą zmęczoną grą w ośmiozespołowej grupie Euroligi - Wisłę, która zagrała aż o 16 spotkań więcej i to spotkań bardzo trudnych z trudnymi przeciwnikami, bo w Eurolidze nie ma słabych zespołów, a tutaj, o ironio, okazało się, że ten cykl nasze dziewczyny zahartował bardziej! One były bardziej odporne na zmęczenie i były mocniejsze psychicznie.


Mistrzostwo Polski jest już z nami, więc nie może zabraknąć pytania o przyszłość tej drużyny. Czy zostaje sponsor, firma Can-Pack? Czy są już prowadzone jakieś rozmowy, poza trenerem Hernándezem, o którym wiemy już, że w Krakowie zostaje. A może już wiadomo kto poza Cristiną Ouviñą z Wisły odejdzie?

- Cieszę się, że Pan wspomniał o "Cris", bo z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować jej za te lata gry u nas. Za to, że zawsze była z Wisłą związana nie tylko kontraktem, ale także emocjonalnie. Niezapomniana dla nas zawodniczka, niezapomniana dla kibiców, ale tak jak już kiedyś powiedziałem - zwycięstwo ma także gorzki smak. Szczególnie tego rodzaju zwycięstwo, bo wejście do ósemki Euroligi traktuję jako zwycięstwo. Prezentując się bowiem bardzo dobrze w Eurolidzie - trafia się na celowniki tych najpotężniejszych. Zawodniczki trafiają do notesów menadżerów najbogatszych klubów i najczęściej pojawia się oferta, z którą drużyny pokroju Wisły nie są w stanie konkurować. Również z punktu widzenia zawodniczek trzeba powiedzieć, że są to oferty "nie do odrzucenia". I z taką ofertą - wszystko na to wskazuje - mamy w tym przypadku do czynienia. Zagra ona w kolejnym sezonie w bardzo mocnej lidze rosyjskiej, w bardzo mocnym zespole. Jeszcze raz bardzo "Cris" dziękuję za to co tutaj zostawiła. Za radość, którą przyniosła kibicom, bo jest to zawodniczka, która ze wszech miar na to zasługuje. Jeśli zaś chodzi o budowę składu, to nie od dziś różnego rodzaju przymiarki i rozmowy się toczą. W jednym z wywiadów mówiłem, że nie jestem zwolennikiem rewolucji w budowaniu drużyny, tylko raczej ewolucji. Myślę, że tym razem będziemy mieli coś pośredniego. Nie będzie rewolucji, ale będzie trochę więcej niż ewolucja, natomiast będziemy chcieli wszystkie najlepsze polskie zawodniczki w drużynie utrzymać. Myślę też, że będą również niespodzianki, o których nie mogę jednak jeszcze mówić. I dotyczyć może to zarówno zawodniczek polskich, jak i zagranicznych. Jeśli uda się oczywiście zrealizować pomyślnie nasze plany. Z tego też chyba jasno wynika, że firma Can-Pack nadal pozostaje z nami, jako główny sponsor naszej drużyny, na kolejny sezon.


Kibice na pewno zastanawiają się już, czy MVP finałów, czyli Yvonne Turner zostanie w Krakowie?

- My oczywiście to planujemy, ale w tej chwili nie jestem w stanie na 100% odpowiedzieć czy te nasze zamiary uda się zrealizować. Sprawa nie jest na dziś ostatecznie rozstrzygnięta. Zresztą choćby z formalnego punktu widzenia taka być nie może, bo funkcjonuje przepis zabraniający prowadzenia i finalizowania rozmów kontraktowych w trakcie trwania sezonu. Spotkanie z Yvonne jest więc jeszcze przede mną i zobaczymy jak to będzie się toczyć. Nie wiem czy też nie otrzymała podobnego typu oferty, wobec której będziemy bezradni, ale takie jest życie. Mamy z tym do czynienia nie tylko w zawodowej koszykówce, ale także w zawodowej piłce nożnej - taka jest zresztą kariera gwiazd, które występują w najlepszych drużynach koszykarskich. Wypływając na szersze wody w teoretycznie słabszych drużynach - torują sobie drogę poprzez coraz to lepsze i bogatsze zespoły na sam top. Ja wszystkim, którzy odchodzą życzę sukcesów. Ale też wszystkie dziewczyny, które ewentualnie nie zostaną, odejdą stąd jako te, które wniosły swój udział w ten 25. tytuł i wniosły tym samym swój udział w historię Wisły Kraków i życzę im powodzenia w nowych klubach.


W takim razie w imieniu kibiców chcemy podziękować zarządowi, trenerom, zawodniczkom za emocje oraz za sukcesy, które zostały w tym roku osiągnięte. A także dziękujemy za rozmowę.

- Bardzo dziękuję, a z tego miejsca też chciałbym w swoim imieniu, a także w imieniu drużyny, całego sztabu, trenerów i zarządu klubu podziękować tym wszystkim kibicom, którzy nas wspierali w tym sezonie. Szczególne podziękowania za ten ostatni mecz finałowy. Publiczność była naszą "szóstą zawodniczką" na parkiecie. W najtrudniejszych momentach, a były takie w tym meczu, kibice pomogli nam się przełamać i pomogli odnieść to historyczne zwycięstwo. Wszystkim bardzo dziękuję i zapraszam do hali już w kolejnym sezonie 2016/2017. Dziękuję bardzo Państwu!

Źródło: wislaportal.pl



Magdalena Ziętara dla KK.pl: Jednak pokazałyśmy, że drzemie w nas spory potencjał

Magdalena Zietara po dołączeniu do „Białej Gwazdy” w połowie poprzedniego sezonu, wkomponowała się w zespół i po raz drugi na jej szyi zawisnął złoty medal. Jak ocenia cały, trudny sezon dla zespołu oraz rywalizację finałową?


KoszykowkaKobiet.pl: Twój drugi sezon w Wiśle Can-Pack i drugi złoty medal…, który lepiej „smakuje”?

Magdalena Ziętara: W zeszłym sezonie byłyśmy zdecydowanym faworytem do zdobycia złota, w trakcie sezonu regularnego Wisła Can-Pack nie odniosła żadnej porażki i dopiero w starciu finałowym przytrafiło nam się pierwsze potknięcie. Był to tez dla mnie pierwszy zloty medal Mistrzostw Polski. W tym roku natomiast liga się wyrównała, a my nie miałyśmy takiej siły rażenia jak to bywało w latach poprzednich. Sporo było głosów, że Wisła utraci mistrzostwo, jednak pokazałyśmy, że drzemie w nas spory potencjał. Jeśli miałabym wybierać, które złoto smakuje lepiej, to chyba ze wskazaniem na to drugie, bo raz że rozegrałam cały sezon, a dwa udowodniłyśmy, że nie należy lekceważyć „serca mistrza”.


W tym sezonie od samego początku borykałyście się z problemami kadrowymi, jednak suma summarum w „7” pokazałyście na koniec serce i wolę walki Mistrza… Zgadza się, był to naprawdę wyczerpujący sezon, od samego początku przytrafiały nam się mniejsze i większe problemy zdrowotne, część dziewczyn grała z urazami przez dłuższy czas bo za wszelka cenę chciała pomoc drużynie. Mimo, że na boisku walczyłyśmy w „7” to wielkie podziękowania dla tych "kontuzjowanych" gdyż robiły naprawdę dobra atmosferę, a także dla juniorek, które pomimo swoich rozgrywek przychodziły i pomagały nam w treningach. Cała drużyna zapracowała na ten sukces, nie tylko te grające.


Dużą rolę w zespole odegrała MVP finałów Yvonne Turner, która momentami ciągnęła sama cały zespół…

Yvonne miała dosyć trudny początek sezonu, jednak z miesiąca na miesiąc rozkręcała się coraz bardziej. W pierwszych spotkaniach czasem traciła kontrolę, brakowało jej spokoju, jednak tak jak każdy wiele nauczyła się przez ten sezon i w play-offach można było zobaczyć ,że dojrzała i gdy trzeba było uspokoić grę to nie przyspieszała, jak trzeba było jej punktów to można było na nią liczyć. Cieszę się, że została MVP. W przekroju całego sezonu zasłużyła na to wyróżnienie.


Zgodzisz się z tym, że Artego przegrało finał w pierwszym meczu? Wasze znakomite drugie 20 minut spotkania w Bydgoszczy pozwoliło Wam uwierzyć, iż w jubileuszowym roku – 110 lat, złote medale mogą wisieć na Waszych szyjach?

Pierwsze spotkanie przebiegało pod dyktando Bydgoszczy, jednak w drugiej połowie poprawiłyśmy obronę, odrobiłyśmy straty i cieszyłyśmy się ze zwycięstwa, które na pewno było bardzo ważne mając na uwadze, że w tych play-offach na drugi dzień z reguły grałyśmy gorzej i przy porażce w pierwszym meczu nasza sytuacja mogła się mocno skomplikować. Przed wyjazdem liczyłyśmy po cichu na 1-1, skończyło się 2-0, chciałyśmy pójść za ciosem i zakończyć cala serie do zera. I mimo, że było 3-0 to każde spotkanie było wyrównane do samego końca.


Niesamowita atmosfera w hali przy ulicy Reymonta 22 niosła Was dopingiem do samego końca i była waszym „6” zawodnikiem?

Nie ukrywam, że po słabszej frekwencji na meczach polskiej ligi bardzo liczyłyśmy na doping naszych kibiców, którzy w sezonie euroligowym pokazali na co ich stać. Nie zawiedli nas i tym razem, przez cały mecz głośno dopingując. To zawsze pomaga. Dlatego wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy pojawili się tego dnia w hali żeby nas wspierać w walce o 25 tytuł.


Z zespołu odchodzi Christina Ouvina, zostaje Jose Hernandez, a co będzie z Tobą?

Myślę, że moja przyszłość wyjaśni się w ciągu najbliższych dni. Sezon dopiero się skończył i teraz zaczynają się rozmowy na temat przyszłorocznych rozgrywek.

Źródło: koszykowkakobiet.pl

Galeria