2016.09.23 Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 07:49, 3 sie 2017; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
2016.09.23, Ekstraklasa, 10. kolejka, Kraków, Stadion miejski im. Henryka Reymana, 20:30, piątek, 11°C
Wisła Kraków 0:0 Legia Warszawa
widzów: 19.477
sędzia: Paweł Gil z Lublina.
Bramki
Wisła Kraków
Michał Miśkiewicz
grafika:zk.jpg 85' Boban Jović
Richárd Guzmics
Maciej Sadlok
grafika:zk.jpg 84' Adam Mójta
Rafał Boguski
Krzysztof Mączyński
grafika:zk.jpg 17' Denis Popovič
Zdeněk Ondrášek
Patryk Małecki
Mateusz Zachara

Trener: Dariusz Wdowczyk
Legia Warszawa
Arkadiusz Malarz
Łukasz Broź grafika:zk.jpg 80'
Jakub Czerwiński grafika:zk.jpg 75'
Michał Pazdan grafika:zk.jpg 17' grafika:kontuzja.png grafika:zmiana.PNG (78' Jakub Rzeźniczak)
Adam Hloušek
Guilherme grafika:zk.jpg 60'
Tomasz Jodłowiec
Thibault Moulin
Aleksandar Prijović
Miroslav Radović grafika:zmiana.PNG (64' Kasper Hämäläinen)
Nemanja Nikolić grafika:zmiana.PNG (82' Michaił Aleksandrow)

Trener: Aleksandar Vuković
W 83 minucie Denis Popovič nie wykorzystał rzutu karnego, Arkadiusz Malarz obronił.


Ławka rezerwowych: Łukasz Załuska, Rafał Pietrzak, Alan Uryga, Krzysztof Drzazga, Tomasz Cywka, Mateusz Zachara, Petar Brlek
Kapitan: Rafał Boguski

Bramki: 0-0
Posiadanie (w %): 48-52 (46-54)
Strzały: 16-8 (6-0)
Strzały celne: 3-4 (2-0)
Strzały niecelne: 6-3 (1-0)
Strzały zablokowane: 7-1 (3-0)
Rzuty rożne 9-8 (4-1)
Faule: 16-22 (10-11)
Żółte kartki: 3-4 (1-0)
Czerwone kartki: 0-0

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Oficjalna odznaka.
Oficjalna odznaka.
Bilet meczowy.
Bilet meczowy.
Unikatowy proporzec.
Unikatowy proporzec.

Spis treści

Przed meczem

Przed nami szlagier jesieni! Wisła znów zagra z Legią!

Koszykarki Wisły zapraszały na mecz z Legią.Na plakacie Małgorzata Misiuk, Magdalena Ziętara, Agnieszka Szott-Hejmej, Ewelina Kobryn.
Koszykarki Wisły zapraszały na mecz z Legią.
Na plakacie Małgorzata Misiuk, Magdalena Ziętara, Agnieszka Szott-Hejmej, Ewelina Kobryn.

Są mecze, które zawsze elektryzują kibiców. Do nich zaliczyć trzeba te derbowe i one dostarczają wszystkim dodatkowych emocji. Dla fanów spod znaku "Białej Gwiazdy" spotkaniami ze zdecydowanie większą adrenaliną są też te z warszawską Legią. I taka potyczka właśnie przed nami. Nieobecność na niej, to nie jest powód do dumy, nic więc dziwnego, że tak jak nie trzeba na takie mecze specjalnie motywować piłkarzy, tak nie trzeba również motywować kibiców. Wysoka frekwencja będzie tutaj pewna!

I to nawet jeśli czekający nas mecz będzie bez wątpienia szczególny.

W ostatnich latach zarówno Legia, jak i Wisła, przyzwyczaiły swoich fanów do tego, że obydwa kluby walczą o najwyższe laury w kraju. Niestety od 2011 roku nie jest to dane "Białej Gwieździe", ale nawet w sytuacji, gdy nasz zespół był daleko od walki o mistrzostwo - mecze z Legią zawsze są emocjonujące, a kibiców z ulicy Reymonta podwójnie cieszy ewentualne utarcie nosa warszawiakom. Tak było choćby niemalże równo przed trzema laty, gdy Wisła w obecności blisko 32,5-tysięcznej widowni pokonała Legię 1-0. I co ciekawe - właśnie od tego czasu czekamy na kolejną wygraną nad warszawiakami, bo choć obydwie ekipy zmierzyły się już od tego spotkania siedmiokrotnie, to wiślacy tylko trzy razy z Legią zremisowali, ale też aż cztery spotkania to wygrane naszego rywala.

Teraz ten przyjeżdża pod Wawel mocno podrażniony. Wprawdzie kilka tygodni temu Legia świętowała awans do upragnionej Ligi Mistrzów i choć to niewątpliwie "wisienka na torcie", to sam "tort" nie wygląda zbyt okazale. Do sukcesu w rundach kwalifikacyjnych europejskich pucharów Legia nic bowiem więcej nie dorzuciła, a bieżący sezon jawi się jak na razie raczej w czarnych barwach. Rzut oka na tabelę? Legia na 14. miejscu i po dziewięciu kolejkach już aż cztery porażki na koncie. W tym z zespołami, z których fani stołecznego zespołu najczęściej co najwyżej szydzą, by wymienić Górnika Łęczna, Bruk-Bet Termalikę Nieciecza, czy beniaminka - Arkę Gdynia. Jakby tego było mało - zawstydzająco legioniści zagrali też w Pucharze Polski, odpadając w Zabrzu z aktualnie I-ligowym Górnikiem! Czary goryczy dołożyła też klęska na inaugurację Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. Na własnym stadionie aż 0-6, przy czym niemiecka ekipa już po 17 minutach prowadzili 3-0. I gdyby w tamtym meczu "potrzebowała" zdobyć więcej bramek - zapewne bez większego trudu by to zrobiła. Nic więc dziwnego, że pogoniono z Łazienkowskiej trenera Besnika Hasiego, który wprowadził wprawdzie Legię do Ligi Mistrzów, ale po naprawdę mocno szczęśliwym losowaniu - zrobiłby to bez wątpienia każdy warszawski kibic. Nic więc dziwnego, że w stolicy nikt za Albańczykiem nie tęskni. Liczą za to wszyscy, że w meczu z Wisłą szczęśliwą rękę do składu i zespołu będzie miał dotychczasowy asystent, Aleksandar Vuković, który jest wprawdzie tylko opcją tymczasową, ale natchnąć ma legionistów nową wiarą.

Tak więc jak Legia potrzebuje punktów, tak i potrzebuje ich również Wisła, która bynajmniej nie jest faworytem piątkowego meczu. Wiadomo bowiem z jakim nastawieniem przyjedzie na Reymonta zespół ze stolicy, wiadomo też jakie kłopoty mają za sobą wiślacy. Siedem kolejnych porażek sprawiło, że Wisła zakopała się na dnie tabeli i nawet wygrana przed tygodniem z Piastem nie poprawiła pozycji "Białej Gwiazdy". Staną więc na przeciw siebie zespoły ze sporymi problemami i raczej ciężko spodziewać się będzie tutaj "fajerwerków". Na pewno liczymy natomiast na ogromną wolę walki, którą pokażą przede wszystkim wiślacy, bo nie ma się co oszukiwać - bez tego nie ma nawet po co wychodzić na murawę.

Trzymając więc kciuki za nasz zespół zapraszamy wszystkich na to spotkanie. Można być bowiem pewnym, że emocji nie powinno w nim zabraknąć!

Do zobaczenia na Reymonta!


Źródło: wislaportal.pl


Wykorzystać słabość mistrza

W wiślackim kalendarzu jest kilka dat, które pobudzają wyobraźnię kibiców. Od zawsze takim dniem był ten, w którym odbywa się mecz z warszawską Legią. Tym razem obie drużyny spotykają się w trochę odmiennych nastrojach i okolicznościach. Przez długie lata mecze pomiędzy tymi ekipami decydowały o końcowym układzie tabeli. Dziś zarówno Wisła, jak i Legia nie mogą uznać startu rozgrywek ligowych za udany. Jednak bez względu na okoliczności, naszym piłkarzom potrzebne jest Wasze wsparcie. Pokażmy po raz kolejny, jak wielka jest siła Białej Gwiazdy i wygrajmy ten mecz!

Do tej pory Wisła i Legia grały ze sobą w Ekstraklasie 147 razy. Warszawianie są więc tym zespołem, z którym nasza drużyna mierzyła się w lidze najczęściej. Lepszy bilans tych spotkań ciągle należy do Białej Gwiazdy, która wygrała 56 razy, 39 meczów zremisowała i 52 przegrała.

Patent na Legię

Niespełna trzy lata temu Wisła po raz ostatni wygrała z Wojskowymi na własnym boisku. Przy wypełnionych po brzegi trybunach stadionu przy ulicy Reymonta nasi zawodnicy pokonali gości 1:0. Gola na wagę trzech punktów w 82. minucie zdobył niezawodny Paweł Brożek. Nasz napastnik jest graczem, o którym mówi się, że ma patent na Legię. Do tej pory Brozio strzelił Legionistom 12 bramek, co jest najlepszym wynikiem wśród wszystkich Wiślaków.

W zeszłym sezonie oba kluby zmierzyły się dwa razy. W pierwszym spotkaniu, rozegranym na początku sierpnia 2015 roku, Biała Gwiazda zremisowała w Warszawie 1:1. Prowadzenie gospodarzom dał Dominik Furman, a po przerwie wyrównał Donald Guerrier. Wiślacy mogli wygrać, ale w drugiej połowie rzutu karnego nie wykorzystał Rafał Boguski. Cztery miesiące później, dokładnie 6 grudnia, Legia przyjechała do Krakowa i przy R22 pokonała Wisłę 2:0. Gole w końcówce zdobyli Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović.

Ponad cztery setki

W 147 ligowych spotkaniach pomiędzy Wisła i Legią niemal zawsze padały bramki. Oba zespoły zdobyły ich łącznie 402. W tej statystyce lepiej wypadają nasi dzisiejsi rywale, którzy trafiali do siatki 205 razy. Biała Gwiazda natomiast strzeliła Legii 197 goli.

W poprzedniej kolejce Wojskowi przegrali przed własną publicznością z Zagłębiem Lubin 2:3. Wisła z kolei pokonała przy R22 Piasta Gliwice 1:0.

Mecz Wisła Kraków - Legia Warszawa rozpocznie się o godzinie 20:30.

Pokaż, że jesteś Wiślakiem! Pomóż naszym piłkarzom pokonać Legię!

MH
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl


Klasyk na dnie. Wisła vs Legia

Przy R22 zobaczymy starcie dwóch gigantów, którzy ewidentnie zgubili się ekstraklasowej tabeli.

Trener na jeden mecz

W piątkowy wieczór przy R22 spotkają się dwa zespoły, które po 9 kolejkach zajmują miejsca zupełnie im nieprzystojące. Do Krakowa przyjeżdża aktualny mistrz Polski, który pogrążony jest w totalnym kryzysie. To samo można powiedzieć o Wiśle. Na szczęście dla krakowskiego zespołu zaświeciło ostatnio światełko w tunelu w postaci wygranej z Piastem. Stołeczna drużyna pod Wawelem stawi się z tymczasowym trenerem Aleksndarem Vukoviciem, który zastępuje zwolnionego w tygodniu Besnika Hasiego. W sobotę najprawdopodobniej nowym szkoleniowcem Legii zostanie natomiast Jacek Magiera, który w czwartek rozstał się z dotychczasowym klubem Zagłębiem Sosnowiec.

Historyczny awans w cieniu kompromitującej formy

Wisła w ubiegłym tygodniu przerwała passę przegranych meczów, inkasując 3 oczka w spotkaniu z Piastem. Nie zmieniło to jednak pozycji BG w tabeli. Z 6 punktami nadal zamykamy stawkę. Nasi piątkowi rywale do tej pory skompletowali 3 punkty więcej, co pozwoliło im zająć ledwie 14 lokatę. Mistrzowie Polski podobnie jak Wisła w lidze zanotowali dopiero 2 zwycięstwa, oba wyjazdowe, w Płocku 3:2 i w Chorzowie 2:0. Dwie inne delegacje nie przyniosły więcej punktów. W Niecieczy i w Lublinie (z Górnikiem) Warszawiacy przegrali. Fatalna postawa w lidze przeniosła się także na wynik w krajowym pucharze. W 1/16 finału Legia zagrała w Zabrzu z 1-ligowym Górnikiem, któremu uległa po dogrywce 2:3. Mimo katastrofalnej dyspozycji od początku sezonu Legioniści dokonali historycznego wyczynu, kwalifikując się po 21 latach przerwy do Ligi Mistrzów. W eliminacjach zawodnikom z Warszawy udało się wyeliminować kolejno: Zrinjski, Trencin i Dundalk. W pierwszej kolejce grupowych zmagań starcie z europejskim gigantem nie pozostawiło już złudzeń. Na Łazienkowską jak po swoje przyjechała Borussia Dortmund i bez większych problemów wpakowała gospodarzom 6 bramek, nie tracąc przy tym żadnej. We wtorek Legia zagra w Lizbonie ze Sportingiem, a stawkę grupowych rywali uzupełnia Real Madryt.

Roszada w linii defensywnej

Trener Wdowczyk nie będzie mógł skorzystać jedynie z zawieszonego z powodu nadmiaru żółtych kartek Arka Głowackiego. Kapitana zastąpi zapewne, wracający po analogicznej karze, Maciej Sadlok. Wygląda na to, że do dyspozycji menadżera będzie również, narzekający na uraz stawu skokowego po meczu z Piastem, Petar Brlek.

Na papierze Legia imponuje

Razem ze swoją nową drużyną pod Wawel wraca Radosław Cierzniak. Bramkarz, który w styczniu zdecydował się zamienić Kraków na Warszawę, okazał się za słaby na grę w Legii i musi pogodzić się z rolą zaledwie rezerwowego. Nie inaczej zapewne będzie w piątek. Zdecydowanie najgroźniejszym zawodnikiem naszych rywali jest król strzelców poprzednich rozgrywek Nemanja Nikolic. Węgier w obecnym sezonie, podobnie jak cała drużyna, zdecydowanie obniżył loty i po 9 kolejkach na koncie ma zaledwie 3 trafienia. Na boisku, w barwach „Wojskowych” możemy spodziewać się także dwóch zawodników, którzy reprezentowali Biało-Czerwonych na francuskim Euro – Michała Pazdana i Tomasza Jodłowca. Sporym problemem Legionistów w tym sezonie są stałe fragmenty gry, po których we wszystkich rozgrywkach stołeczna drużyna straciła już 17 bramek.

Starcie dwóch wielkich marek

Pojedynki między Wisłą, a Legią od lat uznawane są za klasyki polskiego futbolu, a ich historia sięga roku 1920. Pierwszy raz na poziomie ligowym oba kluby zmierzyły się natomiast w roku 1927. Od tamtej pory doszło aż do 146 takich starć. Wisła wygrała 56 z nich, w 38 padał remis, a Legia triumfowała 52 razy. Więcej bramek zdobył za to stołeczny zespół – 206, przy 195 trafieniach BG. W ubiegłym sezonie w Warszawie oba kluby zdobyły po 1 bramce, w Krakowie przyszło nam przegrać 0:2. W sumie na zwycięstwo w starciu z Legią czekamy już od 3 lat. Najlepszym strzelcem Wisły w meczach z Warszawiakami jest Paweł Brożek, który zanotował 12 trafień. Z obecnej kadry poza Broziem, bramką przeciwko Legionistom pochwalić się może jedynie Patryk Małecki.

Weteran polskich boisk z gwizdkiem

Arbitrem piątkowego starcia będzie doświadczony Paweł Gil. Sędzia z Lublina w obecnym sezonie prowadził 8 meczów, w których pokazał 33 żółte kartki, 2 czerwone i podyktował 1 rzut karny. Obu zespołom gwizdał po jednym razie. 40 latek wziął udział w wygranym przez Wisłę starciu z Pogonią, a także zremisowanym przez Legię 0:0 meczu z Piastem. W ubiegłym sezonie spotkaliśmy się z tym arbitrem dwukrotnie. W obu przypadkach padły remisy: 1:1 w Zabrzu i 2:2 z Termalicą w Krakowie. Łącznie Gil poprowadził 30 spotkań BG. 12 z nich wygraliśmy, 8 zremisowaliśmy i 10 przegraliśmy, podyktował w nich 10 jedenastek, w tym 7 przeciwko Wiśle. Jeszcze więcej razy Lublinianin spotykał się na murawie z Legionistami. Takich spotkań do tej pory mięliśmy aż 50. Zdecydowana większość z nich to zwycięstwa Legii – 37, zaledwie 5 to remisy i 8 porażki, 12 razy zawodnicy ustawiali piłkę na 11-stym metrze, z czego 10 razy byli to zawodnicy z Łazienkowskiej. Gil poprowadził 3 mecze między piątkowymi rywalami. W 2010 roku Wiślacy wygrali 3:0, a hat-trikiem popisał się Paweł Brożek. W tamtym meczu udział wzięli także inni zawodnicy z obecnej kadry: Głowacki, Małecki, Boguski i Mączyński, a także asystent trenera Sobolewski, natomiast w barwach Legii Rzeźniczak. Dwa inne spotkania miały miejsce w 2011 roku i oba zakończyły się porażkami BG 0:2. Gil od 2011r. regularnie prowadzi mecze grupowe Ligi Europy, w 2012 r. wziął także udział w 2 spotkaniach Ligi Mistrzów.

„Do boju Wisełka!”

Mecz z Piastem pokazał, że Wiślacy wcale nie zapomnieli jak się gra w piłkę i jak się wygrywa spotkania. Miejmy nadzieję, że to był ten impuls na który wszyscy czekaliśmy i w spotkaniu z Legią zawodnikom będzie grało się dużo lżej. Ewentualna wygrana pozwoli nam przynajmniej na chwilę odbić się od dna i zrównać punktami z mistrzami polski. Długo wyczekiwane zwycięstwo, a także mimo kryzysu, nadal bardzo atrakcyjny rywal, pozwala nam spodziewać się rekordu frekwencji w obecnym sezonie przy R22. W tym prestiżowym starciu obie drużyny będą walczyć o 3 punkty, a z Warszawy zapewne do Krakowa przybędzie liczna delegacja, wobec czego naszym zawodnikom potrzebne będzie solidne wsparcie trybun. Nie zwlekajcie z kupnem biletu do ostatniej chwili, kolejka do kas może być wyjątkowo długa. Pierwszy gwizdek arbitra o 20:30!


NORF
Źródło: wislalive.pl

Jutro Wisła-Legia

Wpisany przez Bogdan

czwartek, 22 września 2016 17:01


W 10. kolejce Lotto Ekstraklasy Wisła Kraków zmierzy się z Legią Warszawa. Pojedynki te często nazywane są Derbami Polski, jednak pozycje na których obecnie plasują się te dwie największe w XXI wieku firmy piłkarskie w naszym kraju, nie satysfakcjonują fanów ze stolicy i Królewskiego Miasta. - To elektryzuje kibiców, to są mecze, na które kibice czekają, również w Krakowie, ale też w Warszawie – mówił Dariusz Wdowczyk na przedmeczowej konferencji.

Obie drużyny spisują się poniżej oczekiwań. „Biała Gwiazda” zamyka ligową tabelę, przy Reymonta od dawna nie było tak źle. Światełko pojawiło się w ostatniej kolejce, gdy krakowianie wreszcie zainkasowali trzy punkty, jednak seria siedmiu porażek sprawiła, że z realizacją zapowiedzi o grze w grupie mistrzowskiej będziemy musieli poczekać do przyszłego sezonu. W poprzednim, na całym dystansie 37. kolejek, Wisła przegrała 10 razy.

Teraz jednak powinno być już tylko lepiej. Gra pod wodzą Wdowczyka, choć nie taka efektowna jak w zeszłym sezonie, mogła cieszyć oko. Do zdobywania punktów brakowało szczęścia, zimnej głowy, a piłkarzom nie można było odmówić ambicji i woli walki. Być może gol Patryka Małeckiego pozwoli wiślakom się odblokować, sami zresztą potwierdzili to po meczu z Piastem mówiąc jak wielki kamień spadł im z serca. Teraz na drodze po kolejne zwycięstwo stanie mistrz Polski – Legia Warszawa, która również zmaga się z wieloma problemami.

Piłkarze Wisły mogą upatrywać swoich szans w zawirowaniach jakie obecnie towarzyszą warszawianom. Zwolniony został trener Besnik Hasi, a w Krakowie legionistów poprowadzi Aleksandar Vuković, jednak w najbliższym czasie na Łazienkowskiej zameldować ma się Jacek Magiera, a więc tzw. „efekt nowej miotły” może ominąć wiślaków.

Serb ma tylko kilka dni na zgranie poszczególnych formacji. Hasi wychodził z założenia, że piłkarze zgrywać powinni się na treningach, dlatego… w różnych rozgrywkach desygnował do gry zawodników, którzy jeszcze ze sobą nie grali. Kadra Wisły, choć wąska, trenuje ze sobą już bardzo długo i to również powinno zadziałać na korzyść krakowian.

Legia znajduje się tuż nad strefą spadkową, jednak co ciekawe lepiej radzi sobie na wyjazdach. Do tej pory była bezkompromisowa – dwukrotnie wygrała i przegrała. Dokładnie takim samym bilansem meczów u siebie legitymuje się Wisła, trudno więc wskazać faworyta, jednak kibice zgromadzeni przy Reymonta będą oglądać pasjonujące widowisko, które nie powinno się skończyć podziałem punktów.

Wiślacy będą chcieli odwrócić kartę, pora na serię zwycięstw. - Nie ma znaczenia na jakiej pozycji jesteśmy, my i Legia, nasza pozycja może tylko się zmienić na lepsze. Nie mogę się doczekać na to spotkanie. Liczymy na więcej niż 20 tysięcy ludzi na trybunach oraz na zwycięstwo – powiedział obecny na przedmeczowej konferencji Zdenek Ondrasek.

Spotkania nie mógł doczekać się również wiślacki szkoleniowiec, dziennikarzom przekazał również ważne informacje, które mogą napawać optymizmem kibiców „Białej Gwiazdy”. - Wszyscy są zdrowi. Nie ma oczywiście Głowackiego, który wypada za czwartą żółtą kartkę, pozostali są przygotowani. Po ostatnim meczu morale zespołu wzrosło, to jest jeden mecz, a my dalej potrzebujemy punktów.

Jak zapewnił szkoleniowiec, jego piłkarze są gotowi do topowego meczu. Kibicom Wisły pozostaje wierzyć w zwycięstwo i wspierać wiślaków głośnym dopingiem od pierwszej do ostatniej minuty.

Źródło: skwk.pl

Dariusz Wdowczyk przed meczem z Legią: - Cieszę się, że jest wiara w zawodnikach

⁃ Wszyscy są zdrowi. Nie ma oczywiście Arka Głowackiego, który wypada za czwartą żółtą kartkę, pozostali są przygotowani. Po ostatnim meczu morale zespołu wzrosło, to jest jeden mecz, a my dalej potrzebujemy punktów - mówił przed czekającym nas już jutro spotkaniu z warszawską Legią trener krakowskiej Wisły, Dariusz Wdowczyk.

- Nasz mecz z Piastem pokazał, że wierzymy do końca i ta bramka była nagrodą za to, że wierzyliśmy do końca w sukces. Przyznam, że nawet ja miałem chwilę zwątpienia, szczególnie po tej sytuacji Rafała Pietrzaka. Okazało się jednak, że nie piękne strzały, a piękne rykoszety dały nam bramkę. Musimy iść za ciosem, być pewnym na boisku. Ze zwycięstwa można się tylko cieszyć - dodał Wdowczyk.

Teraz czeka nas jednak zupełnie inne zadanie, tym bardziej, że naprzeciwko Wisły stanie mocno podrażniona ostatnimi niepowodzeniami warszawska Legia. Zespół aktualnego mistrza Polski poprowadzi - po zwolnieniu Besnika Hasiego - tymczasowo Aleksandar Vuković. Co ciekawe - trenując go Wdowczyk zdobył z Legią jeden z jej tytułów mistrzowskich.

⁃ To są dla mnie miłe wspomnienia kiedy zdobywałem mistrzostwo. "Vuko" był ważnym punktem drużyny. Kariera się kończy i trzeba stawiać sobie nowe wyzwania, został trenerem, nie wiem na jak długo, bo nie ma licencji. Jest trenerem tymczasowym. Inaczej być jednak piłkarzem, a inaczej odpowiadać za cały zespół, będąc trenerem. Ja jednak patrzę na nasze problemy, nie interesuje się tym, co się dzieje w warszawskim klubie - powiedział opiekun wiślaków.

⁃ Mecz meczowi nie jest równy, ja wierzę, że po dobrym spotkaniu z Piastem, po walce przez 90 minut, osiągnęliśmy to co chcieliśmy. Przeszkoda w postaci Szmatuły była ciężka do przejścia. Cieszę się, że jest wiara w zawodnikach, że do końca wierzyli, że uda im się coś strzelić. Pokazali, że potrafią grać w piłkę, że fizycznie nie odstajemy, a nawet przeważamy i jesteśmy przeważającą stroną. Kolejne mecze przed nami i przyjeżdża do nas mistrz. Na Legię nikogo nie trzeba mobilizować. Mam nadzieję, że kibice będą nas wspierali przez całe spotkanie, a my dostarczymy to czego chcą, czyli zwycięstwa - mówił trener.

⁃ Oczywiście, że teraz przed nami topowy mecz. Tak jakby Wisła grała z Lechem, Lechią… Są mecze ważne i ważniejsze. Niezależnie od miejsca, na którym znajdują się oba zespoły, walka trwa od dawien dawna. To elektryzuje kibiców, to są mecze, na które kibice czekają, również w Krakowie, ale też w Warszawie. Dostarcza to wiele emocji i również dziennikarze na to czekają - dodał Wdowczyk.

⁃ To jest mecz o trzy punkty. Odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo po siedmiu porażkach. Teraz może być tylko lepiej. Nie będę się zajmował problemami Legii, to są ich problemy i niech sobie sami je rozwiązują. Wisła jest na ostatnim miejscu, a Legia na trzecim miejscu od końca. To dla kibiców w Polsce duże zaskoczenie. Przed nami mecz i musimy skupić się żeby opuścić to ostatnie miejsce - zakończył trener Wisły.


Źródło: wislaportal.pl

Ondrasek: Nie mogę się doczekać pierwszego gwizdka!

Data publikacji: 22-09-2016 16:24


„Jestem bardzo szczęśliwy, że wróciłem do gry, bo to był dla mnie bardzo długi miesiąc. Kontuzja nie była niczym przyjemnym, ale wróciłem, czuję się mocny i nie mogę się doczekać nadchodzącego spotkania” - zapewnia przed jutrzejszym meczem z Legią przy Reymonta Zdenek „Kobra” Ondrasek, który po przerwie spowodowanej urazem ostatnio dał dobrą zmianę, stwarzając sporo problemów defensywie rywali. Fot. Przemek MarczewskiFot. Przemek Marczewski

„Wiemy, gdzie jesteśmy w tabeli, ale w ostatnich tygodniach wykonaliśmy wszyscy kawał dobrej roboty i to wreszcie zaprocentowało. Teraz zapominamy już o Piaście, bo przed nami Legia. Już niecierpliwimy się przed jutrzejszym spotkaniem, liczymy na wsparcie co najmniej dwudziestu tysięcy kibiców i wspólnie walczymy o kolejne trzy punkty” - zapowiada napastnik Białej Gwiazdy.

Zdrowy i gotowy

Czy mecze takie jak ten z mistrzami kraju, wywołują w zawodnikach dodatkowe emocje? „Jedyne, co mogę zrobić to jak najlepiej się przygotować i czekać na mecz. Dokładnie tak zrobiłem. Mamy dość ostatniego miejsca w tabeli i chcemy coś z tym zrobić, zaczynając od jutra. Czekam już na pierwszy gwizdek!”.

„Wspólnie z doktorem Jurką szybko poradziliśmy sobie z moim urazem. W międzyczasie miałem też konsultację w Pradze, lecz było to tylko po to, by skonfrontować wzajemne opinie. Jestem zdrowy nie na sto, ale nawet na sto procent. Zdrowy i gotowy do gry!”.

Damian Juszczyk

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl

O rywalu

Pod lupą - Arkadiusz Malarz

O słabej postawie Legii Warszawa w tym sezonie niech najlepiej świadczy fakt, że jej najjaśniejszym punktem w ostatnich tygodniach jest bramkarz - Arkadiusz Malarz. Zawodnik z olbrzymią charyzmą, bezpośredni, ale przede wszystkim mający naprawdę duże umiejętności bramkarskie.

Jeszcze niedawno krzyczał do swoich kolegów: „k***, obudźmy się”. Po meczu z Borussią Dortmund mówił, że jest mu wstyd. Jak widać - golkiper Legii nie bawi się w dyplomatę i nie zamierza przebierać w słowach. Jednak wybuchowy charakter w połączeniu z wysokimi umiejętnościami pozwoliły mu osiągnąć w futbolu naprawdę dużo. Choć z drugiej strony, może gdyby nie buntownicza postawa w Panathinaikosie, dziś miałby na swoim koncie nieco więcej występów w Lidze Mistrzów i grałby w silniejszej lidze?

Ale po kolei. W Polsce Malarz długo nie mógł zrobić oszałamiającej kariery. Wychowanek Nadnarwianki Pułtusk próbował swoich sił między innymi w Polonii Warszawa, ale w stołecznym klubie zdołał rozegrać zaledwie siedem spotkań. Tam jednak spotkał Krzysztofa Dowhania - trenera bramkarzy, który teraz pomógł mu osiągnąć świetną formę w Legii.

Wracając do kariery - dopiero transfer do Świtu Nowy Dwór Mazowiecki sprawił, że młody bramkarz mógł zrobić mały kroczek naprzód. Mały, bo tam też nic nie zapowiadało, że będzie to zawodnik o wyjątkowym talencie, a w dodatku jego zespół został zdegradowany już po roku występów w elicie. No i sama postawa piłkarza - czytaj hulaszczy tryb życia - na pewno nie pomogła mu ustabilizować formy. Mimo wszystko golkiper z Pułtuska wreszcie otrzymał szansę w pierwszej lidze - przez rok mógł się odpowiednio reklamować i napsuć trochę krwi na boisku ewentualnemu przyszłemu pracodawcy. Dzięki dobrej postawie trafił do Amiki Wronki, która wówczas miała naprawdę silny zespół. Wystarczy podać takie nazwiska jak: Bieniuk, Micanski, Wasilewski, czy Murawski, żeby zobaczyć, że byle kto do Wronek nie mógł wtedy zawitać. 10 występów to jednak wynik przeciętny, a dodatkowo losy Malarza mocno skomplikowała… fuzja Amiki z Lechem Poznań.

Malarz znowu musiał więc szukać nowego klubu. Znalazł go w Grecji, która wówczas kojarzyła się kibicom w Polsce głównie z morderczymi pojedynkami na linii Panathinaikos Ateny - Olympiakos Pireus. Okazało się jednak, że i mniejszy klub może być tam trampoliną do sukcesu. Były bramkarz Amiki występował w Skodzie Xanthi tylko rok. Kto jednak myśli, że to kolejna seria pecha Arkadiusza Malarza, jest w błędzie. Kibice z Grecji szybko pokochali Polaka, a ten odwdzięczył się wieloma fantastycznymi paradami. Filmiki z jego interwencjami długo krążyły po greckich portalach sportowych. Co więcej, Malarz do dziś jest absolutnym rekordzistą jeśli chodzi o mecze z czystym kontem w jednym sezonie. Golkiper Skody skapitulował dopiero w ósmym kolejnym spotkaniu!

Za długi język?

Nic dziwnego, że wielki Panathinaikos wyłożył za niego aż pół miliona euro. W dodatku po kolejnych dobrych występach miejscowi fani i inni piłkarze chcieli nawet, aby reprezentował barwy Grecji. Cudowny sen skończył się, gdy Koniczynki objął Henk Ten Cate. Do dziś nie wiadomo, dlaczego trener był aż tak wrogo nastawiony do Malarza. Być może postanowił go odsunąć za niewyparzony język, może bał się buntu w szatni po ewentualnym słabszym okresie, a może po prostu nie lubił graczy z irokezem na głowie. Fakty były jednak takie, że Polak ponownie musiał sobie szukać nowego domu. Włodarze Panathinaikosu na tyle jednak cenili umiejętności tego zawodnika, że postanowili go nie sprzedawać, a jedynie wypożyczyć. Padło na OFI Kretę, która do hegemonów nie należała, lecz była gwarantem regularnych występów. Ale tam też obecny gracz Legii nie zagrzał miejsca, a w dodatku już nigdy nie powrócił do Aten. Potem były jeszcze: Larissa, AEL Limassol, Panachaiki, Ethnikos, ale nigdzie Malarz nie cieszył się już takim uznaniem, jak w Skodzie i Panathinaikosie.

Postanowił wrócić do Polski i to nawet nie do Ekstraklasy, a do pierwszoligowego Bełchatowa. Ponownie okazało się jednak, że czasem niepozorna, może nie do końca popularna, oczywista decyzja jest najlepsza. Po fantastycznej rundzie Michał Żewłakow, dyrektor sportowy Legii Warszawa, postanowił dać doświadczonemu bramkarzowi jeszcze jedną szansę na zabłyśnięcie w wielkim futbolu. Początki Malarza przy Łazienkowskiej nie były łatwe. Ba, pisano, że dostał tę robotę tylko dzięki układom z Żewłakowem i że jest na tak duży klub po prostu za słaby. W dodatku jego rywalem do miejsca w składzie był Dusan Kuciak.

Mocny w bramce i na plakatach

Słowak wyjechał jednak z Polski, a w klubie postanowiono dać szansę właśnie Malarzowi. Okazało się, że to świetna decyzja, bo dziś były gracz Skody, czy Panathinaikosu jest nie tylko fachowcem między słupkami, ale też niezwykle wyrazistą i ważną postacią w szatni. To on powiedział kiedyś, że pieniądze nigdy nie były dla niego ważne w piłce. To on krzyczy na kolegów po przegranych spotkaniach, po klęskach nie boi się wyjść do dziennikarzy i inteligentnie spuentować występ zespołu. W dodatku stał się też wspaniałym magnesem marketingowym - to plakat z jego zdjęciem zapraszał na starcie z Borussią w Lidze Mistrzów. Nawiasem mówiąc, grając przeciwko Piszczkowi i spółce, spełnił jedno ze swoich największych marzeń - zagrał w Lidze Mistrzów.

Przede wszystkim jednak to fantastyczny bramkarz, który po przyjściu do Legii jeszcze się rozwinął - mimo ponad trzydziestki na karku. W poprzednim sezonie na 19 występów aż 11 zakończył z czystym kontem. Jego największym atutem jest gra na linii i niesamowity refleks. Często podejmuje ryzyko, co sprawia, że kompilacje z jego interwencjami robią naprawdę spore wrażenie.

W tym sezonie już trzy razy uniknął straty bramki. Oczywiście to też zasługa dobrej postawy linii obrony, ale każda defensywa musi mieć swojego generała.

Michał Hardek
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl


Tak gra Legia

Już w piątek mecz, na który czekają chyba wszyscy prawdziwi kibice Białej Gwiazdy. Naładowana zwycięstwem w starciu z Piastem Wisła zmierzy się z Legią Warszawa, dla której będzie to pierwsze spotkanie po odsunięciu od prowadzenia zespołu Besnika Hasiego. Rywalizacja ta zapowiada się niezwykle elektryzująco i nie zmienia tego fakt, że w piątek zmierzą się ze sobą 16. z 14. ekipą Ekstraklasy.

Legia, podobnie jak i Wisła, początek ligowego sezonu może zaliczyć do bardzo nieudanych. Gracze ze stolicy co prawda osłodzili sobie gorycz ligowych porażek awansem do Ligi Mistrzów, lecz pierwsze spotkanie w tych jakże elitarnych rozgrywkach pokazało Legionistom miejsce w europejskim szeregu - warszawianie przegrali aż 0:6 z Borussią Dortmund. W związku z tak słabymi wynikami prezes klubu za pośrednictwem Twittera odsunął albańskiego szkoleniowca od pierwszej drużyny. Wisła, której morale zdecydowanie poszło w górę, chce wykorzystać zamieszanie wokół klubu z Łazienkowskiej. Na kogo może postawić pełniący rolę tymczasowego opiekuna Aleksandar Vuković? Zapraszamy na analizę taktyczną Legii Warszawa.


Bramkarz: Arkadiusz Malarz

Rutynowany golkiper bez wątpienia jest najjaśniejszą postacią w składzie Legii na początku sezonu. 36-latek, który w przeszłości występował m.in. w Panathinaikosie czy w Skodzie Xanthi swoimi interwencjami umożliwił Legionistom awans do Ligi Mistrzów. Również w Ekstraklasie Malarz rozgrywa swoją najlepszą rundę. Problemem Legii jest jednak fakt, iż zupełnie poniżej oczekiwań spisuje się klubowa defensywa.

Obrońcy: Łukasz Broź, Michał Pazdan, Jakub Czerwiński, Adam Hlousek

„Formacja łysych” - tak bez wątpienia można powiedzieć o linii obrony Legii. Wyjątkiem potwierdzającym tę regułę jest Łukasz Broź - najprawdopodobniej zastąpi on Bartosza Bereszyńskiego, który był jednym ze słabszych aktorów widowiska w Lidze Mistrzów. Po przeciwnej stronie jedynym nominalnym graczem jest Adam Hlousek. Czech wygryzł ze składu Tomasza Brzyskiego, który ostatniego dnia okienka transferowego zamienił stolicę na Kraków, wybierając ofertę Cracovii. Byłemu graczowi Stuttgartu brakuje wartościowego zmiennika. Zupełnie inaczej jest na środku defensywy. Legia dysponuje czterema zawodnikami, których w swym składzie chciałby mieć pewnie każdy trener w polskiej lidze. Nazwiska same jednak nie grają. Obecnie wszyscy czterej stoperzy (Pazdan, Czerwiński, Dąbrowski i Rzeźniczak) spisują się znacznie poniżej oczekiwań. Wydaje się, że trener Vuković postawi na dwóch pierwszych piłkarzy, by ci zgrali się przed meczem Ligi Mistrzów ze Sportingiem Lizbona.

Pomocnicy: Steeven Langil, Thibault Moulin, Tomasz Jodłowiec, Miroslav Radović, Guilherme

W środku pola w trakcie sezonu doszło do największych przetasowań. Ściągnięci na Łazienkowską zostali m.in.: Thibault Moulin, Steeven Langil, Valeri Kazanaszwili czy Vadis Odjidja-Ofoe. Jak dotąd na miarę oczekiwań spisuje się tylko pierwszy z nich - 26-letni Francuz. Do jego formy stara się dorównać dwa lata starszy reprezentant Martyniki - Langil, do którego po meczu z Borussią kibice mieli najmniej pretensji. Dwójka ta powinna znaleźć się w pierwszym składzie na mecz z Wisłą. Wydaje się także, że z powodu zmiany trenera najbardziej ucierpi pozyskany z Norwich Odjidja-Ofoe, który dotychczas na polskich boiskach spisuje się bardzo słabo. Najlepiej zarabiający w historii Ekstraklasy piłkarz miał być receptą na grę w środku pola, jak dotąd jednak więcej asyst od niego ma nawet odpowiedzialny głównie za destrukcję Tomasz Jodłowiec. W przeciwieństwie do Belga 49-krotny reprezentant Polski powinien zagrać przy Reymonta od pierwszej minuty. Na prawej flance najprawdopodobniej wystąpi Guilherme. Brazylijczyk charakteryzuje się doskonałą techniką, lecz ma też swoje wady. Główną jest chyba uleganie boiskowym prowokacjom. W ostatniej kolejce 25-latek w brzydki sposób „odwdzięczył się” Krzysztofowi Janusowi za faul, za co powinien był zostać wyrzucony z boiska. Najbardziej wysuniętym pomocnikiem najpewniej będzie powracający do Legii Miroslav Radović. Dla Serba jest to dziesiąty sezon z „elką” na piersi.

Napastnik: Nemanja Nikolić

28-letniego napastnika mistrzów Polski nie trzeba przedstawiać szerszemu gronu publiczności. Węgier serbskiego pochodzenia to król strzelców poprzednich rozgrywek i najlepszy zawodnik Ekstraklasy sezonu 2015/2016. Nikolić to typowy lis pola karnego, na którego obrońcy muszą zwracać uwagę przez pełne 90 minut. Spuszczony z oka Madziar jest postrachem wszystkich bramkarzy. Dość powiedzieć, że nie ma drużyny, której w swoim premierowym sezonie na boiskach Ekstraklasy nie strzeliłby gola!

Kibice Białej Gwiazdy, którzy głośno wspierali swoją ukochaną drużynę w meczu z Piastem liczą na to, że zła seria zniknęła na dobre. Najlepiej będzie to podkreślić zwycięstwem nad Legią. W starciu zespołów, które w sumie zdobyły 24 mistrzostwa kraju nie ma faworyta, a remis nie zadowoli żadnej ze stron. Przy Reymonta zapowiada się więc wielkie widowisko!

Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl


Relacje

Szacunek dla wiślaków! Wisła - Legia 0-0

Po bardzo emocjonującym meczu krakowska Wisła zremisowała 0-0 z aktualnym mistrzem Polski, warszawską Legią. Jest to jednak zdecydowanie remis ze wskazaniem na "Białą Gwiazdą", która miała w tym spotkaniu przewagę, ale niestety zmarnowała kilka dobrych okazji do zdobycia gola. Najlepszej, na siedem minut przed końcem spotkania, nie wykorzystał Denis Popovič, który niestety nie pokonał Arkadiusza Malarza z rzutu karnego. Wiślakom za walkę i ambicje należą się jednak bez wątpienia słowa uznania.

Piłkarski klasyk naszej ligi rozpoczął się dla nas bardzo dobrze. Wiślacy wyszli "naładowani", z ogromną energią, co było widać już od pierwszego gwizdka sędziego. I co ciekawe - przez niemal całą pierwszą połowę to Wisła miała przewagę. Już zresztą w pierwszej minucie mocno wykazać się musiał Arkadiusz Malarz odbijając na rzut rożny mocny strzał z rzutu wolnego w wykonaniu Adama Mójty. Nasz obrońca pokazał się też w minucie 12., kiedy to huknął z narożnika pola karnego, ale piłka nieznacznie minęła bramkę Legii.

Co ciekawe - przy agresywnej grze wiślaków przyjezdni pokazali niewiele ze swoich niewątpliwych atutów, a piłkarzom "Białej Gwiazdy" niewiele zabrakło z kolei do szczęścia w minucie 16. Na skrzydle po raz kolejny Łukasza Brozia "objechał" Patryk Małecki i dobrze wrzucił piłkę w pole karne. Wyskoczył do niej Zdeněk Ondrášek, ale tylko ją podbił, co jak się okazało utrudniło oddanie strzału składającemu się do niego za plecami Czecha - Bobanowi Joviciowi. Po kolejnych sześciu minutach ładnie Michałem Pazdanem "zakręcił" z kolei Mateusz Zachara, ale uderzył jednak z trudnej pozycji tak, że Malarz nie miał prawa piłki nie złapać.

W kolejnych minutach Wisła nie miała już aż takiej przewagi i spróbowała to wykorzystać Legia. Do długo zagranej piłki dobrze w 28. minucie wyszedł więc Aleksandar Prijović, ale zanim złożył się do strzału świetnie wszystko wyczyścił wracający za nim ofiarnie Richárd Guzmics. Ważne było natomiast też to, że na tę próbę Legii błyskawicznie odpowiedziała Wisła, która znów dobrze rozegrała piłkę po lewej stronie boiska. Małecki poklepał z Ondráškiem, ten wrzucił do Zachary, ale skończyło się tylko na kolejnym rzucie rożnym, choć znów zabrakło niewiele.

Końcówka pierwszej połowy nie obfitowała już wprawdzie w sytuacje podbramkowe, ale wciąż mieliśmy wyrównaną walkę, którą zakończył jeszcze przed przerwą celnym strzałem Ondrášek, ale Malarz nie dał się zaskoczyć. Do przerwy było więc 0-0, ale też trzeba byłoby w tym momencie zadać pytanie, czy z taką intensywnością wiślacy, którzy nie pozwolili dotychczas oddać Legii choćby... strzału, będą w stanie zagrać też po przerwie?

Jeśli mogliśmy mieć jakieś obawy, to początek drugiej części meczu ich na pewno nie potwierdził. Wisła znów wyszła odważnie, wyszła ofensywnie, ale też przyznać trzeba, że i legioniści po przerwie pojawili się na boisku z jakby większym animuszem. I choć pierwszą akcję przeprowadziła Wisła, to goście odpowiedzieli na nią zablokowanym przez Macieja Sadloka uderzeniem Miroslava Radovicia. Legioniści poszli zresztą za ciosem i w 52. minucie zespół ze stolicy oddał wreszcie swój pierwszy celny strzał. Po rzucie wolnym groźnie główkował Pazdan, ale Michał Miśkiewicz nie dał się pokonać, parując piłkę na rzut rożny.

Kolejne minuty to już akcje cios za cios. W 58. niespodziewanie do bezpańskiej wydawało się piłki doszedł bowiem Rafał Boguski, ale chyba sam nie spodziewał się, że nadarzy mu się taka okazja i uderzył zbyt lekko. Legia odpowiedziała na to groźnym strzałem Guilherme, który Miśkiewicz odbił na kolejny róg. Po nim równie niebezpiecznie główkował Pazdan, wciąż jednak było 0-0, a kolejne minuty to znów przewaga Wisły, ale też niezmiennie brakowało nam dokładności.

W 73. minucie to jednak goście mogli się cieszyć. Strata pod polem karnym Legii kończy się bowiem wyjściem Prijovicia, ale tego do samego końca ambitnie gonił Sadlok i zażegnał niebezpieczeństwo!

Na kwadrans przed końcem mamy z kolei kontrowersję, bo piłkę ręką w polu karnym zagrał Pazdan, ale sędzia Paweł Gil wskazał mimo protestów wiślaków tylko na rzut rożny. Wisła idzie jednak za ciosem i w 77. minucie blisko szczęścia był Krzysztof Mączyński, ale uderzył on z dystansu tuż obok słupka.

Na siedem minut przed końcem Wisła miała już jednak idealną wręcz okazję do tego, aby wyjść na prowadzenie. Tym razem zagranie ręką Adama Hlouška sędzia już zakwalifikował jako przewinienie i wskazał na "wapno". Niestety strzał z niego w wykonaniu Denisa Popoviča Malarz obronił!

Końcówka, co zrozumiałe, była nerwowa i w 88. minucie to Legia miała swoją szansę. Na naszej szczęście Michaił Aleksandrow główkował dokładnie tam, gdzie stał Miśkiewicz. Po chwili swoją okazję miał też Tomasz Jodłowiec, ale jego próba była niecelna. W doliczonym czasie gry Legia wykonywała jeszcze dwukrotnie rzuty rożne i po jednym z nich piłkę sprzed naszej bramki wybił Jović, ale też przyznać trzeba, że choć w samej końcówce goście "przycisnęli", to na strzelenie gola bynajmniej nie zasłużyli.

Ostatecznie więc mecz kończy się bezbramkowym remisem, z którego zapewne ani Wisła, ani Legia, do końca nie może się cieszyć. Na pewno natomiast wiślakom za ten ambitny i waleczny występ należą się duże brawa. Dziękujemy! I oby tak dalej!


Źródło: wislaportal.pl


Hit kolejki bez goli

Biała Gwiazda zremisowała z Legią Warszawa 0:0 w hicie 10. kolejki Ekstraklasy. Gole przy Reymonta nie padły, choć na boisku roiło się od emocji. Najlepszą okazję dla Wiślaków zaprzepaścił Denis Popović, który nie wykorzystał rzutu karnego.

W klasyku Ekstraklasy Wisła Kraków mierzyła się z warszawską Legią. Obie drużyny znajdowały się w dole tabeli, co sprawiało, że remis nie satysfakcjonował żadnej ze stron. W pierwotnie awizowanym składzie Białej Gwiazdy pojawił się Paweł Brożek, jednak od pierwszego gwizdka na murawie zameldował się Mateusz Zachara. Od początku roiło się więc od sytuacji podbramkowych, a kibice mogli zapomnieć o jakiejkolwiek grze na pół gwizdka.

Już w 1. minucie na zaskakujący strzał z ok. 40 metrów zdecydował się Adam Mójta. Lewy defensor Wisły strzelił mocno i sprawił wiele kłopotów Arkadiuszowi Malarzowi. Po raz kolejny w polu karnym gości zakotłowało się kilka minut później, lecz sytuację wyjaśnili obrońcy Legii. W 12. minucie z narożnika pola karnego kropnął Mójta, jednak futbolówka nieznacznie minęła słupek bramki strzeżonej przez Arkadiusza Malarza. Pierwszy kwadrans zakończyła dobra centra Małeckiego, do której niemal doszedł Boban Jović. Nastepnie na boisku obie drużyny pokazały, jak ważny to dla nich mecz. Po ostrym faulu Michała Pazdana zakotłowało się przy linii autowej. W przepychance udział brali niemal wszyscy gracze obu ekip, a żółtymi kartkami ukarani zostali Pazdan i Popović.

Momenty były

Cały czas to Wisła była bliżej zdobycia bramki, a Legioniści mieli problem z przedostaniem się na połowę krakowian. W 28. minucie pierwszy poważny błąd popełnili sędziowie, którzy nie zauważyli spalonego Aleksandara Prijovicia. Długowłosy napastnik znalazł się w sytuacji sam na sam z Miśkiewiczem, lecz na jakość jego strzału znaczący wpływ miała ofiarna interwencja Richarda Guzmicsa. W odpowiedzi z boku pola karnego dośrodkowywał Ondrasek, a Zacharze zabrakło centymetrów, by umieścić piłkę w siatce. Przez kolejne kilkanaście minut gra toczyła się w środku pola, a z marazmu oba zespoły wyrwał Patryk Małecki do spółki ze Zdenkiem Ondraskiem. Świetną wrzutką z głebi pola popisał się ten pierwszy, a Czech huknął z powietrza, czym sprawił niemały trud Malarzowi. Bramkarz Legii był jednak na posterunku. Była to ostatnia groźna sytuacja w pierwszej części spotkania.

Na drugą połowę obie drużyny wyszły w takim samym zestawieniu. Jako pierwsza spróbowała Legia, na szczęście dla Wisły uderzenie zza szesnastki niewidocznego do tego momentu Radovicia w ostatniej chwili zablokował Maciej Sadlok. Po chwili świetnie zaprezentował się Miśkiewicz, który odbił groźną główkę zupełnie nieobstawionego w polu karnym Michała Pazdana. W 57. minucie niegroźnie z dystansu uderzył Broź. Minutę później to znowu wiślacki bramkarz stanął na wysokości zadania i sparował na korner płaski strzał Guilherme. W rewanżu z rzutu wolnego z ok. 35 metrów próbował Mójta, lecz próba ta nie przypominała tej z pierwszej minuty.

Ofiarność i pech

W 74. minucie owację od ponad 19 tysięcy widzów otrzymał Maciej Sadlok, który rzucił się w pościg za Prijoviciem. Szarża Szwajcara została zatrzymana w ostatnim momencie. Chwilę później mieliśmy kolejną sędziowską kontrowersję. Michał Pazdan zagrał piłkę ręką w polu karnym, lecz po długiej konsultacji z arbitrem liniowym, Paweł Gil zarządził tylko rzut rożny. Już po kornerze bliski kapitalnej bramki był Krzysztof Mączyński, który kropnął z woleja tuż obok lewego słupka bramki Arkadiusza Malarza. W 82. minucie sędzia z Lublina w końcu wskazał na wapno za zagranie ręką Czerwińskiego. Do jedenastki podszedł Popović, lecz jego zamysł wyczuł Malarz, który zdołał obronić strzał Słoweńca.

Sześć minut później po wrzutce Hlouska groźnie główkował wprowadzony w drugiej połowie Aleksandrow. Michał Miśkiewicz po raz kolejny był jednak na posterunku. Już w doliczonym czasie gry świetną okazję miała Legia, jednak po strzale jednego z Legionistów piłkę z linii bramkowej wybił Boban Jović, który tym samym zrekompensował po części winę swojego rodaka - Denisa Popovicia. Gdyby to Wisła przegrała spotkanie, byłoby to wyjątkowo niesprawiedliwe.

Jakub Pobożniak
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl


W klasyku bez goli. Wisła Legia 0:0

Kolejne bardzo dobre zawody Wisły. Znowu brakuje skuteczności, ale też znowu „na 0 z tyłu”.


Brak kropki nad i

Wiślacy zagrali kolejne bardzo dobre spotkanie. Tym razem zabrakło odrobiny szczęścia, aby zejść z boiska z trzema punktami. Pechowcem, który nie wykorzystał rzutu karnego, okazał się paradoksalnie jeden z najlepszych zawodników na boisku, Denis Popović. Przez całe 90 minut widać było, że wszystkim zawodnikom zależy na zwycięstwie. Nikt nie odstawił nogi w żadnej sytuacji. Wiślacy byli lepsi od rywali starciach fizycznych. Długimi fragmentami prowadzili grę. Wygrywali większość przebitek. Niestety zabrakło przysłowiowej „kropki nad i”.

Jedenastu wojowników

Na słowa pochwały po raz drugi z rzędu zasługuje każdy zawodnik Wisły. Kolejny raz udaje się zachować czyste konto, do czego przyłożyła się cała drużyna. Agresywna obrona zaczynała się od najbardziej wysuniętego Ondraszka. Swoje zrobił Michał Miśkiewicz, w kilku sytuacjach wykazując się czujnością. Zupełnie nie odczuwalny był dziś brak Arka Głowackiego, którego udanie zastąpił Maciek Sadlok. Powracający po kartkowej absencji zawodnik w parze z Ryśkiem Guzmicsem w zasadzie na nic nie pozwolili zawodnikom Legii (poza jednym stałym fragmentem gry, kiedy niepilnowany Pazdan oddał groźny strzał głową). Boczni obrońcy w swoim stylu wielokrotnie włączali się w akcje ofensywne, zdążając przy tym wrócić do obrony w kluczowych momentach. W pierwszej połowie dużo aktywniejszy był Adam Mójta, który wraz z Patrykiem Małeckim raz po raz „wkręcał w ziemię” Brozia. W drugiej odsłonie Boban Jović wziął przykład ze swojego kolegi i kilkukrotnie zagroził obronie Warszawiaków. Bardzo dobre spotkanie w wykonaniu naszych rozgrywających. Denis Popović i Krzysiu Mączyński absolutnie zdominowali dziś środek pola. Wiślacy byli zdecydowanie lepsi w odbiorze. Słoweniec bardzo dobrze rozrzucał piłki, świetnie regulując tempo gry. Niestety stałe fragmenty w jego wykonaniu pozostawiały wiele do życzenia, a karnego gorzej uderzyć nie mógł i chyba na dłuższy czas wyleczył się z wykonywania jedenastek. Najsłabszym ogniwem był chyba Rafał Boguski, który od dłuższego czasu szuka optymalnej formy. Dziś po raz kolejny był bardzo niewidoczny. Podobać mogli się za to napastnicy. W swoim stylu zagrał Zdenek Ondraszek, walcząc, przepychając się, pokazując się do gry, odbierając piłki, skacząc do główek, szukając strzałów. Podobnych słów można użyć opisując grę Mateusza Zachary, ale w pierwszej połowie, w drugiej napastnik przygasł. Warto wspomnieć, że nie wyszedłby on w pierwszym składzie, gdyby kontuzji na rozgrzewce nie doznał Paweł Brożek, najskuteczniejszy zawodnik BG w starciach z Legią. Kto wie, może to właśnie Brozio przechyliłby dziś szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Faktem jest to, że absencja doświadczonego gracza zmniejszyła pole manewru trenerowi Wdowczykowi, który nie zdecydował się na żadną zmianę.

Akcja po akcji

Wiślacy wyszli na murawę naładowani pozytywną energią, od samego początku narzucając swoje warunki gry. Już w pierwszej minucie mogliśmy wyjść na prowadzenie, kiedy strzałem z pola karnego Malarza spróbował zaskoczyć Mójta. Bramkarz Legii wykazał się jednak refleksem i wybił groźne uderzenie na rzut rożny. 12 min. znowu gorąco pod bramką przyjezdnych, znowu za sprawą Mójty. Piłkę głową zagrywa Małecki, lewy obrońca z dość ostrego kąta decyduje się na uderzenie z woleja, podkręcona piłka ląduje jednak tylko na bocznej siatce.

Pierwsze 30 min. zdominowane przez Wiślaków, nie przynosi jednak więcej klarownych okazji. Legia odpowiada jedynie dobrym podaniem, wyprowadzającym Prijovicia na czystą sytuację. Szwajcar ma jednak problem z opanowaniem piłki, którą skutecznie wybija Guzmics. W ostatnim kwadransie gra się trochę wyrównuje, jakby Wiślakom brakowało sił na wysoki pressing, jakim grali od początku zawodów.

Pierwszą połowę kończy dokładna wrzutka Małeckiego, na nogę Ondraszka, ten w trudnej pozycji oddaje celny strzał, który jednak zaskoczyć Malarza nie miał prawa.

Druga odsłona rozpoczyna się podobnie do tego jak kończyła się pierwsza, bez wyraźnej przewagi żadnej ze stron. Pierwsza do groźnej sytuacji w 52 min. doprowadza Legia, a konkretnie Pazdan. Stoper reprezentacji Polski, pozostawiony bez krycia w polu karnym, po rzucie wolnym, oddaje groźny strzał. Na wysokości zadania staje Miśkiewicz, po raz pierwszy zmuszony do interwencji. 59 min. piłka przypadkowo w polu karnym trafia pod nogi Guilherme, ten natychmiast decyduje się na płaski strzał. Znowu dobry refleks Miśkiewicza nie pozwala wyjść stołecznej drużynie na prowadzenie.

Od ok. 70 min. znowu zdecydowaną inicjatywę przejmuje Biała Gwiazda, która wydaje się być dzisiaj bardziej zdeterminowana, aby zdobyć bramkę, która zdecydowałaby pewnie o ostatecznym triumfie. 78 min. Świetna próba w wykonaniu Krzysztofa Mączyńskiego. Podkręcona piłka z woleja, uderzona sprzed pola karnego mija słupek bramki Malarza o centymetry.

82 min. piłka w polu karnym odbija się od ręki Czerwińskiego. Gdyby nie to zagranie, na czystej pozycji znalazł by się Zachara, w związku z czym sędzia Gil nie ma wątpliwości i wskazuje na „wapno”. Do piłki podchodzi Popović i uderza w lewą stronę bramki, na wysokości i w zasięgu rąk golkipera, który wyczuwa intencje strzelca i nie ma najmniejszych problemów z obroną dość lekkiego strzału.

W samej końcówce to Legia z kolei rzutem na taśmę mogła przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Najpierw za sprawą dośrodkowania Hlouska, prosto na głowę Aleksandrowa, ten w dogodnej sytuacji trafia jednak w środek bramki, pozwalając Miśkiewiczowi na skuteczną interwencję. W doliczonym czasie gry kolejny strzał głową, tym razem Czerwińskiego, Jovic wyręcza Miśkiewicza, wybijając piłkę głową niemal z linii bramkowej.

Więcej okazji żadna z drużyn sobie już nie wypracowała, sędzia zagwizdał po raz ostatni, a na tablicy wyników tak jak przed pierwszym gwizdkiem dalej widnieje rezultat 0:0.

Pozostaje niedosyt

Niemal 20 tyś. widzów zgromadzonych przy R22 zobaczyło niezłe spotkanie, w którym zabrakło tylko bramek. Do swojego dorobku dopisujemy jeden punkt, który jednak nie zmienia naszego nieciekawego położenia. Można powiedzieć, że 4 pkt. w spotkaniach z mistrzem i vice-mistrzem, zdobyte po 7 przegranych meczach z rzędu to wynik rewelacyjny. Pozostaje jednak pewien niedosyt, spowodowany tym, że Wisła była dziś po prostu lepsza od ekipy grającej w LM, a przede wszystkim tym, że była o krok od zdobycia decydującej bramki. Bo czy można wymarzyć sobie lepszą okazję od rzutu karnego w końcówce spotkania? Gołym okiem widać jednak znaczną poprawę w grze Krakowskiego zespołu. Wygrana z Piastem ewidentnie przyniosła sporą ulgę zawodnikom, którzy uwierzyli w siebie. Teraz czas pokazać dobrą dyspozycję w kolejnych spotkaniach. Najbliższe już we wtorek, w ramach 1/8 PP w Chojnicach. Za tydzień za to ligowy wyjazd na spotkanie w Płocku. Czekamy na kolejne punkty i marsz w górę tabeli!

NORF
Źródło: wislalive.pl

Remis z Legią

Wpisany przez Kornelia

sobota, 24 września 2016 14:34

W 10.kolejce Ekstraklasy Wisła Kraków podejmowała warszawska Legię. Obydwie drużyny są w dużym kryzysie. Niesprzyjająca sytuacja obydwóch klubów powoduje, że zajmują one końcowe miejsca w tabeli. Każde punkty są na wagę złota.

Mecz przebiegał według schematu poprzedniego spotkania. Wisła miała podobnie jak w meczu z Piastem sporo okazji. Już w pierwszej minucie na strzał zdecydował się Adam Mójta, który kilka minut później z narożnika pola karnego ponownie chciał zaatakować bramkę strzeżoną przez Arkadiusza Malarza. Zawodnikom Legii ciężko było przedostać się na wiślacką połowę. W 28 minucie błąd popełnili sędziowie, którzy nie zauważyli spalonego Aleksandra Prijovicia. Napastnik znalazł się sam na sam z bramkarzem Wisły. Po interwencji ze strony Richarda Guzmicsa, dośrodkował Ondrasek, a Mateuszowi Zacharze zabrakło kilku centymetrów, aby umieścić piłkę w bramce przeciwnika. W drugiej połowie spotkania doszło do kontrowersyjnej decyzji z strony arbitrów. Po zagraniu ręką w polu karnym przez Michała Pazdana, został przyznany tylko rzut rożny dla Białej Gwiazdy. W 83 minucie Denis Popovic nie strzelił karnego za zagranie ręką Adama Hlouška.


Zaangażowanie zawodników Wisły od pierwszych minut meczu, utwierdziło wszystkich w przekonaniu, ze nasza drużyna nie zasługuje na ostatnie miejsce. Gra krakowskiego zespołu równała się z poziomem gry zeszłorocznego Mistrza Polski. Pomimo wielu sytuacji sprzyjających Wiślakom, spotkanie zakończyło się bezbramkowo.

Bez względu na miejsca w tabeli, spotkania pomiędzy Wisłą Kraków a Legią Warszawa zawsze budziły ogromne zainteresowanie ze strony kibiców. Mocny przeciwnik to wielkie emocje. Ale czym byłby mecz bez dopingu i wsparcia kibiców? Frekwencja na piątkowym spotkaniu była najwyższa od początku sezonu. Przebiła ponad dwukrotnie wynik z ostatniego spotkania. Dawno stadion Wisły nie był tak oblegany i zapełniony. Liczba oglądających mecz przekroczyła 19 tysięcy. Od początku spotkania sektor najbardziej zagorzałych kibiców prowadził mocny doping, zagłuszając sektor gości. Dodatkowa oprawa meczu, przygotowana specjalnie na to spotkanie, potwierdziła, że kibice krakowskiej Wisły są bezdyskusyjnie potęgą na tle innych fanów polskiej Ekstraklasy.


Źródło: skwk.pl

Pomeczowe wypowiedzi trenerów

Dariusz Wdowczyk: - Z przebiegu meczu byliśmy zespołem lepszym

- Obejrzeliśmy dobre spotkanie i to przede wszystkim zasługa piłkarzy, którzy wykazali się wielką odpowiedzialnością, determinacją i mądrością w grze. To była podstawa do tego żeby grać i wygrać z Legią. Szkoda rzutu karnego, ale to jest loteria. Myślę że z przebiegu meczu byliśmy zespołem lepszym, który kreował i chciał wygrać spotkanie. Legia jeśli nam zagrażała, to po stałych fragmentach gry, rzutach rożnych - powiedział po spotkaniu z warszawską Legią, trener Wisły Kraków, Dariusz Wdowczyk.

- Ewentualnie jedyna sytuacja Legii to ta, kiedy Maciek Sadlok gonił Prijovicia. Cieszy mnie postawa w tym meczu całej drużyny. Jeśli będzie tak dalej, na tym musimy budować, to naprawdę nie będziemy mieć w lidze problemów. Nadal jesteśmy na ostatnim miejscu, nadal potrzebujemy punktów. Przed nami kolejne spotkania, ale to jest taki mecz, czy ten z Piastem, że jest to dobry prognostyk przed kolejnymi. Gratuluję całej drużynie postawy na boisku oraz chciałem podziękować kibicom za doping przez cały mecz. Mogliśmy mieć trzy punkty, zabrakło niewiele. Mamy jeden i z niego też się cieszymy - dodał trener Wisły.

Wdowczyk powiedział ponadto, że zmiana przed meczem Pawła Brożka na Mateusza Zacharę spowodowana była kontuzją tego pierwszego, z którą zawodnik borykał się już wcześniej.

- Na wczorajszym treningu Paweł poczuł stary uraz, z którym się boryka, który co jakiś czas się odzywa. Był wyznaczony, brał leki przeciwbólowe, ale jeśli zawodnik jest gotowy na 99% to na 100% nie zagra. I tak też postanowiliśmy, że wszedł Mateusz Zachara. I on i Zdeněk wykonali z przodu kawał dobrej roboty - mówił trener.

Trener Wisły został też oczywiście zapytany o pechowego wykonawcę rzutu karnego.

- Denis Popovič nominalnie strzela u nas rzuty karne. Jest też Adam Mójta i Paweł Brożek to piłkarze, którzy generalnie wykonują u nas rzuty karne. Zdecydował się na to Denis. Rozegrał dziś bardzo dobre spotkanie, najlepsze od dawien dawna. Ja przynajmniej nie pamiętam takiego Denisa Popoviča odkąd tutaj przyszedłem. Pewnie postawił piłkę na jedenastu metrach, ale rzut karny to jest loteria. Nie wykorzystał go, trudno. Na pewno nie będę go za to ganił - przyznał Wdowczyk.

- Legia ma swoje atuty. Nastąpiła zmiana trenera, jak to się mówi - choć ja w to nie wierzę - w "efekt nowej miotły". Wiemy, że Legia jest w lekkim kryzysie, że gra się jej za bardzo nie układa, ale myślę że byliśmy dziś dobrze dysponowani i nie pozwoliliśmy legionistom na wiele. To my byliśmy zespołem, który prowadził grę. To my stwarzaliśmy groźniejsze sytuacje. Może nie "czysto bramkowe", ale to my próbowaliśmy kreować grę i walczyć o bramkę. Dlatego też problemy Legii zostawiam Vukoviciowi, czy też teraz Magierze. My mamy swoje i nimi chcemy się zajmować - powiedział ponadto trener Wisły, pytany właśnie o zespół z Warszawy.

Co ciekawe, Wisła spotkanie z Legią rozegrała... bez choćby jednej zmiany w składzie.

- Mieliśmy lekki problem. W przerwie Denis Popovič zgłaszał, że być może będzie potrzebował zmiany, ale dograł do końca - i jeszcze raz podkreślę - naprawdę dobra jego postawa w tym spotkaniu. Jeśli wszystko dobrze funkcjonuje, to po co zmiany? Gdyby któryś z zawodników zgłosił, że zmiany potrzebuje, to piłkarze rezerwowi byli w ruchu i takie zmiany by nastąpiły. Według mnie nie było takiej potrzeby - stwierdził Wdowczyk.

Teraz przed Wisłą, już we wtorek, spotkanie w Chojnicach, w ramach 1/8 finału Pucharu Polski.

- Jutro mamy normalnie zajęcia, więc zobaczymy jak piłkarze wrócą po tym meczu. Musimy zobaczyć czy nie mamy "rannych" i spokojnie będziemy się przygotowywać do spotkania z Chojniczanką. Już myśleliśmy też o tym wcześniej, bo oglądaliśmy dużo meczów Pucharu Polski i wiemy, że wiele zespołów ekstraklasowych jest już za jego burtą i nie chcemy być kolejnym, który się tam znajdzie. Mogę obiecać, że przygotujemy się do tego meczu solidnie i potraktujemy go poważnie - zakończył trener Wisły.

Źródło: wislaportal.pl


Aleksandar Vuković: - Punkt dla Legii, z tak grającą Wisłą, nie jest najgorszym wynikiem

- Pomimo wyniku 0-0 ten mecz miał i swoją dramaturgię, a na boisku działo się dużo ciekawego. Dla nas trenerów był to bardzo nerwowy mecz. Ten remis musimy przyjąć z szacunkiem. Pomimo tego, że w tabeli wygląda to tak, jak wygląda, to uważam że tabela polskiej Ekstraklasy mocno kłamie. Nie widzę w czym Wisła jest słabszym zespołem od drużyn z czołówki. Punkt dla Legii, z tak grającą Wisłą, nie jest najgorszym wynikiem, aczkolwiek marzyliśmy o zwycięstwie - mówił po spotkaniu Wisły z Legią aktualny opiekun zespołu z Warszawy, Aleksandar Vuković.

- W końcówce zwycięstwo dla nas było blisko. Nie wiem czy byłoby to zasłużone, ale na pewno byłoby fajnie, gdybyśmy strzelili bramkę. Sytuację miał Aleksandrow, miał ją też Prijović, ale uważam, że wynik jest sprawiedliwy - dodał opiekun aktualnych mistrzów Polski.

- Dla mnie to pierwsze duże doświadczenie. Spadło to na mnie dość nagle. Nie mówię, że byłem do tego przygotowany, więc bardzo mi zależało na tym, żeby to wszystko wyszło przynajmniej przyzwoicie. Nie był to dla nas łatwy moment i łatwy przeciwnik, żeby tutaj przyjść i walczyć. Ktoś może mieć inne zdanie, ale uważam, że pokazaliśmy w pewnych elementach spory postęp. Choćby w bronieniu przy stałych fragmentach gry. W ostatnich meczach tyle stałych fragmentów, co miała Wisła, mogło się skończyć jakimś pogromem. Dziś w zasadzie nawet rzut karny obroniliśmy, więc pod tym względem jest duża poprawa - dodał szkoleniowiec Legii.

- Kontuzja Pazdana jest na tę chwilę na pewno bardzo bolesna. Niestety wydaje się, że może to być coś nie na chwilę, czy na tydzień, ale może to być coś poważniejszego, a więcej będzie można powiedzieć po badaniach - zakończył Vuković.

Źródło: wislaportal.pl


Pomeczowe wypowiedzi zawodników

Zdeněk Ondrášek: - Jestem typem walczaka i zawsze będę pracować dla dobra drużyny

- Jestem po tym meczu zmęczony, było dziś ciężko, ale oczywiście wiedzieliśmy, że ten mecz taki będzie. Nie ma łatwych spotkań w naszej lidze. Jestem bardzo zmęczony i zawiedziony, bo mieliśmy siłę w naszym zespole do tego, żeby wygrać. Dla mnie jeden punkt to dziś za mało - mówił po spotkaniu z Legią, jak zawsze ambitny Zdeněk Ondrášek.

- Przeciwnik zawsze gra tak dobrze, jak mu się na to pozwala. Legia też stworzyła sobie pod koniec tego spotkania kilka sytuacji, mogli też wygrać ten mecz. 0-0 i dalej jesteśmy na ostatnim miejscu. Legia jest na trzecim miejscu od końca, jednak te dwa ostatnie mecze w naszym wykonaniu były bardzo dobre i jestem bardzo zadowolony z tego, jak dziś graliśmy. Jeżeli dalej będziemy kontynuować tą naszą ciężką pracę, to opuścimy to miejsce, na którym się teraz znajdujemy - uważa wiślak.

- Wykonałem wiele dobrej i ciężkiej pracy z naszymi lekarzami, z Wojtkiem "terminatorem", żeby wrócić do mojej optymalnej dyspozycji. Czuję się bardzo dobrze. Nie jestem zadowolony z tego, że jeszcze nie udało mi się zdobyć w tym sezonie bramki, ale tak jak powiedziałem - gdy przychodziłem do Wisły - jestem typem walczaka i zawsze będę pracować dla dobra drużyny. Muszę ciężko pracować, walczyć i bramki same przyjdą - dodał.

- Teraz przed meczem nie ustalamy nawet kto będzie podchodził do rzutów karnych. Denis wziął piłkę i patrząc na niego widziałem w nim pewność siebie, myślałem że na 100% strzeli bramkę. On zawsze był numerem jeden do rzutów karnych, więc nie będę się z nim bił o to na boisku. Denis wziął piłkę i wierzył w to, że strzeli. Nie udało mu się, ale zdarzało się to lepszym zawodnikom. Nie potrzebował większego wsparcia w szatni, jest dorosłym mężczyzną i sam potrafi o to zadbać. Denis musi skupić się na następnym meczu - powiedział z kolei Ondrášek o niefortunnym egzekutorze "jedenastki", którym był Denis Popovič.

- Nikt przed sezonem nie powiedziałby, że Wisła, Piast i Legia będą na ostatnich trzech miejscach w tabeli. Rozegraliśmy dopiero 10. kolejkę i przed nami jeszcze wiele spotkań. Taka sytuacja w tabeli na pewno się zmieni. Początek sezonu jest szalony, ale to oznacza, że Ekstraklasa to trudna liga i wszystkie drużyny mają w sobie mocne punkty, nie ma tutaj łatwych spotkań. Jeżeli chodzi o mecze pucharowe, to widziałem wiele niespodzianek. W Czechach, w Norwegii. Te niespodzianki zawsze się zdarzają. My musimy jednak podejść do naszego kolejnego meczu w pełni skupieni, tak jak w meczach z Legią i Piastem. Chojniczanka nie da nam nic za darmo, a dobrze wiemy że takie kluby zawsze grają na 110% przeciwko drużynom z wyższej klasy rozgrywkowej. Musimy być przygotowani, nie będzie to łatwe spotkanie - zapowiada czeski napastnik Wisły.

Na koniec Ondrášek ocenił jeszcze grę swojego kolegi z linii ataku, którym w meczu z Legią był Mateusz Zachara.

- Mateusz Zachara to dobry zawodnik, bardzo dużo biega i pomaga. Paweł złapał tuż przed meczem kontuzję, więc nie było łatwo. Mateusz zagrał jednak bardzo dobre spotkanie, dużo walczył. Trochę inaczej to wyglądało, bo grając z Pawłem jestem ustawiony nieco niżej, dziś grałem tego wysuniętego napastnika. Nie było to złe spotkanie w naszym wykonaniu, nie widziałem większej różnicy, jeżeli miałbym porównać to z kim gra mi się lepiej. Paweł jest bardziej doświadczony, ale Zachara również potrafi grać w piłkę - zakończył wiślak.

Źródło: wislaportal.pl


Maciej Sadlok: - Obyśmy się jak najszybciej pozbierali

- Cieszy drugie czyste konto z rzędu. Po tym ostatnim zwycięstwie z Piastem, jest zdecydowanie lepiej w obronie. Teraz trzeba jednak myśleć o kolejnym meczu. Oby tak dalej i oby ta dominacja była nie tylko w tych dwóch meczach, ale i w kolejnym, bo Wisła musi dominować - powiedział po zremisowanym 0-0 spotkaniu z Legią obrońca "Białej Gwiazdy", Maciej Sadlok.

- Na tę chwilę każdy do mnie podchodzi i śmieje się z tej sytuacji z Prijoviciem, że fajnie to wyglądało. Cieszę się bardzo, że też jakąś cegiełkę do tego spotkania dołożyłem. Dobrze się złożyło, bo wcześniej ja wypadłem za kartki, teraz wypadł Arek Głowacki, ale uzupełniamy się i najważniejsze, że ten kto wskakuje do składu daje jakość. A co do wspomnianej sytuacji, to na początku w ogóle nie myślałem, czy dogonię Prijovicia, czy nie. Po prostu starałem się jak najszybciej biec. Gdy stworzyła się szansa, to była walka tylko i wyłącznie o piłkę, a dla obrońców taka interwencja bardzo motywuje. Pomimo chwilowego ogromnego zmęczenia. Jest jednak ogromna satysfakcja - przyznał wiślak.

- Było kilka spięć w tym meczu, między innymi moje z Tomkiem Jodłowcem. To są jednak nerwy w meczu i czasami są takie sytuacje. Z Tomkiem znam się osobiście, po meczu sobie to wyjaśniliśmy i to jest najważniejsze. Chodziło o przepychanie się w polu karnym. Później padło kilka niepotrzebnych słów, ale po meczu zostało wszystko załagodzone, więc nie ma sprawy - tłumaczył Sadlok.

- Po takim dołku, a nawet dole, który mieliśmy, takie spotkania jak to dzisiejsze i to z Piastem są dla nas jak tlen. Żeby zdobyć w końcu punkty i odbić się od tych przegranych. Uwierzcie mi, nie jest łatwo w takich momentach. Dostawaliśmy z każdej strony i w końcu nadszedł ten moment i jeszcze bardziej mnie cieszy to, że ten dzisiejszy mecz pokazał, że spotkanie i zwycięstwo z Piastem to nie był przypadek. Musimy ciągnąć to dalej, już w Pucharze Polski. Wyniki w nim pokazują, że drużyny z Ekstraklasy odpadają. Dziś rozmawialiśmy przed meczem, że spotkanie z Chojniczanką będzie bardzo ciężkie i nie ma tutaj co ukrywać. Nikt przed nami nie klęknie, czeka nas daleka podróż i bardzo szybka regeneracja, tak żebyśmy przeszli dalej. Nie ma z tyłu głowy Lecha Poznań w kolejnej rundzie. Najpierw zagrajmy we wtorek, a później mamy kolejny mecz ligowy i skupiajmy się krok po kroku. Tego ostatnio nam brakowało - uważa Sadlok.

- Trochę musieliśmy zmienić styl, bo kto przyjeżdżał na Wisłę przed nami nie klękał i nie odstawiał nogi. Widać, że nam tego brakowało. Szacunek dla całej drużyny, bo każdy zostawił zdrowie i oby tak dalej - zakończył obrońca Wisły.

Źródło: wislaportal.pl


Michał Miśkiewicz: - Jest lekki niedosyt

- Ja bohaterem Wisły? Nie przesadzajmy. Bohaterem jest cała drużyna i aż żal patrzeć na to, że nie wygraliśmy tego meczu. Musimy szanować jednak ten jeden punkt, po tych siedmiu porażkach, aczkolwiek jest lekki niedosyt - powiedział po bezbramkowym remisie z Legią, bramkarz Wisły, Michał Miśkiewicz.

- Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że Arek Malarz wyciągnął tego karnego i stał się bohaterem, gdyby było inaczej, to na pewno by ten mecz przegrali. My gralibyśmy konsekwentnie i bylibyśmy zdeterminowani do samego końca, żeby dowieść wtedy to 1-0 - analizował wiślak.

- Ciężko ocenić, która z tych sytuacji, które miała Legia, była dla bramkarza najcięższa, chyba wszystkie były podobne. Aleksandrow strzelał z bliska i miał dużo miejsca. O dziwo trafił mniej więcej tam gdzie stałem. I całe szczęście. Gdyby uderzył gdzie indziej, to byłoby kiepsko. Cieszy przede wszystkim to "zero z tyłu", bo traciliśmy za dużo bramek i teraz możemy trochę odsapnąć - zakończył "Misiek".

Źródło: wislaportal.pl


Rafał Boguski: - Ten punkt trzeba szanować

- Nasza gra była lepsza, niż w meczu z Piastem, aczkolwiek nie mieliśmy tylu okazji do zdobycia bramki. Co prawda rzut karny to stuprocentowa sytuacja, ale nie strzeliliśmy gola. Na pewno cieszy to "zero z tyłu", już drugie kolejne spotkanie. Jest tylko jeden punkt, szkoda że nie mamy trzech - powiedział po meczu z Legią występujący dziś w roli kapitana Wisły, Rafał Boguski.

- Oczywiście, że ten punkt trzeba szanować, teraz to już historia. Dopisujemy jeden punkcik i teraz musimy przygotować się do spotkania pucharowego. My w dalszym ciągu musimy zbierać punkty i to jest dla nas najważniejsze. Spokoju być nie może i musimy robić wszystko żeby punktować w kolejnych spotkaniach - dodał wiślak.

- Do meczu z Chojniczanką podejdziemy tak jak do meczu z Legią, na 100%. Będziemy chcieli to spotkanie wygrać i przejść do kolejnej rundy - zadeklarował ponadto Boguski.

Źródło: wislaportal.pl


Denis Popovič: - Gdy będzie karny w kolejnym meczu, to na pewno do niego podejdę

- Nie tylko ja, ale i cały zespół zagrał dobrze. Myślę, że byliśmy dziś lepszą drużyną. Nie strzeliłem karnego i dlatego nie wygraliśmy tego spotkania. Ten kto strzeliłby pierwszą bramkę, ten wygrałby ten mecz - powiedział po mocno emocjonującej rywalizacji "Białej Gwiazdy" z Legią niefortunny egzekutor "jedenastki", Denis Popovič. - Gdy był karny to od razu powiedziałem, że chcę go strzelać - przyznał Słoweniec. - Gdy będzie karny w kolejnym meczu, to na pewno do niego podejdę - zadeklarował.

- Legia nie lubi gdy przeciwnik gra wysoko pressingiem, dlatego graliśmy bardzo agresywnie. Byliśmy dziś lepsi na boisku. Nie przegraliśmy naszych dwóch ostatnich meczów, zdobywaliśmy punkty i co jest najważniejsze to to, że nie straciliśmy bramki. Dwa mecze, zero z tyłu. Jak będziemy grać tak dalej, to będzie dobrze - przyznał Popovič.

Teraz przed wiślakami kolejna wyjazdowa seria, którą zaczniemy od meczu Pucharu Polski w Chojnicach.

- W meczu pucharowym podejście będzie takie samo, jak do ligi. Nie jest ważne z kim gramy, zawsze musimy zostawić serce na boisku, zagrać na 100% i wygrać. Teraz gonimy pozostałe zespoły i dlatego dla nas każde punkty są ważne - zakończył wiślak.

Źródło: wislaportal.pl


Boban Jović: - Ten wynik odbieram pozytywnie

- Mieliśmy okazję, rzut karny, ale "jedziemy dalej". Jest remis 0-0, musimy grać następny mecz, a ten wynik odbieram pozytywnie. Może Legia nie była dziś dobrze dysponowana, ale my też graliśmy dobrze. Tak samo było w meczu z Piastem, nie zagrali dobrego meczu, bo im na to nie pozwoliliśmy - powiedział po meczu z Legią Warszawa obrońca krakowskiej Wisły, Boban Jović.

- Na boisku nie wiedziałem, że dzięki mojej interwencji w końcówce meczu nie padła bramka. Nie wiedziałem, że ta piłka leciała w światło bramki. W takim razie bardzo się cieszę - dodał Słoweniec, który w doliczonym czasie gry, gdy Legia egzekwowała rzut rożny, stanął przy słupku i wybił piłkę tuż przed linią bramkową.

- W tym momencie Denisowi nie jest łatwo, wszyscy wiemy ile te mecze znaczą dla kibiców, to są derby Polski. Gdyby Denis strzelił bramkę mielibyśmy 9 punktów i poszlibyśmy do góry. Takie jest jednak życie, raz daje, raz nie. Tyle - tak mówił z kolei Jović o niewykorzystanej "jedenastce" przez swojego rodaka, Denisa Popoviča.

- Teraz widzimy ile znaczą te porażki. Mamy stabilną drużynę i jedziemy dalej. Gdy wygramy z Wisłą Płock, to ten remis będzie pozytywny - uważa wiślak.

Teraz jednak przed naszym zespołem wyjazd do dalekich Chojnic na kolejne ważne spotkanie, w Pucharze Polski.

- Puchar to tylko jeden mecz, nasza robota to wygrać we wtorek i przejść do następnej rundy. Widziałem tylko wyniki Pucharu Polski, nie oglądałem spotkań. Widziałem, że dużo drużyn z z Ekstraklasy odpadło. My skupiamy się jednak na swoich najbliższych rywalach i musimy wygrać. Jutro przed nami trening i analiza rywala i na wtorek musimy się skupić w 100% na tym meczu - zapewnia obrońca Wisły.

- Nie uważam, żeby było problemem to, że za bardzo skupiliśmy się na tym dzisiejszym meczu z Legią i tej koncentracji zabraknie na wtorek. Jeżeli przegralibyśmy spotkanie we wtorek, to wszyscy by nam to pamiętali, każdy zapomniałby o meczu z Legią i Piastem - zakończył Jović.

Źródło: wislaportal.pl


Krzysztof Mączyński: - Patrzymy pozytywnie w przyszłość

- Cieszy to, że po raz kolejny pokazaliśmy, że ten zespół ma ogromny potencjał. Faktycznie, Legia nie zagroziła nam, poza jedną sytuacją w końcówce. Cieszy na pewno ten wynik 0-0, mieliśmy piłkę meczową i jej nie wykorzystaliśmy, ale musimy pamiętać, że graliśmy dziś z Legią Warszawa, zespołem który prezentuje wysoki poziom. Widać, że wpadli w dołek, my na szczęście widać, że z tego dołka wyszliśmy. Patrzymy pozytywnie w przyszłość, ten i poprzedni mecz pokazały nam, że naprawdę stać nas na dobrą grę - mówił po meczu z Legią Krzysztof Mączyński.

- Powiedzieliśmy sobie przed meczem, że musimy podejść do niego tak samo skoncentrowanym, jak do meczu z Piastem. Każdy z nas dobrze wiedział co ma robić na boisku, kwestia była tylko przelania tego na murawie. Udowodniliśmy, że ten zespół stać na dobrą grę - uważa popularny "Mąka".

- Przede wszystkim, to jest podstawa, żeby zagrać na "zero z tyłu", a zawsze jakąś sytuację z przodu sobie stworzymy. Z takim przeciwnikiem jak Legia Warszawa nie tracimy bramki i mam nadzieję, że będziemy to trzymać jak najdłużej. Na pewno żal niewykorzystanego rzutu karnego, jest jeden punkt, ale nie ma co się teraz biczować. Jest jeden punkt i trzeba się z tego punktu cieszyć. Idziemy do przodu. Ważne jest dla nas to, że zespół dobrze wygląda - dodał.

- Nikt z nas nie nastawia się przed meczem, że będziemy przegrywać. Wręcz przeciwnie, mobilizujemy się, żeby nasza gra wyglądała tak, jak w meczu z Piastem. Dzisiaj to powtórzyliśmy i cieszy to, że systematycznie idziemy do przodu - zakończył bardzo dobrze grający przeciwko legionistom wiślak.

Źródło: wislaportal.pl


Podsumowanie 10. kolejki LOTTO Ekstraklasy

Piątkowe spotkania 10. kolejki nie przyniosły wprawdzie bramek, bo w Niecieczy oraz przy Reymonta w Krakowie kibice goli nie oglądali, ale nie zabrakło emocji. Zwłaszcza w potyczce "Białej Gwiazdy" z Legią, w której jakby nie patrzeć uczestnik Ligi Mistrzów nie zdołał ograć outsidera Ekstraklasy. A bliżej był w ogóle przegranej! O porażkach zupełnie nie myślą natomiast Lechia i Jagiellonia, które solidarnie wygrały swoje mecze i mają już tuzin punktów więcej od zajmującej wciąż 14. miejsce Legii. To na pewno największa niespodzianka bieżącego sezonu.


Piątek, 23 września:

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 0-0 Wisła Płock

Po trzech kolejnych zwycięstwach - z Lechią, Legią i Ruchem - "Słoniki" z Niecieczy tym razem musiały pocieszyć się tylko remisem. Tylko, bo choć "nafciarze" obili słupek i poprzeczkę bramki strzeżonej przez Krzysztofa Pilarza, to jednak to właśnie niecieczanie mieli tzw. "piłkę meczową". W samej bowiem końcówce kontra gospodarzy zakończyła się niecelnym uderzeniem Bartłomieja Babiarza i choć to powinien być gol i trzy punkty dla Bruk-Betu Termaliki, to ostatecznie skończyło się bez bramek.


WISŁA KRAKÓW 0-0 Legia Warszawa

Różnie można opisywać ten mecz, ale pewne jest to, że wiślacy pokazali w nim, że grać potrafią! I to chyba najważniejsza konkluzja z tej potyczki. Bo w niej to Wisła bliżej była zwycięstwa, to Wisła częściej i dłużej była nastawiona na kreowanie akcji i to "Biała Gwiazda" częściej spychała do defensywy faworyzowanych warszawiaków. Ktoś oczywiście może się z tym "faworyzowaniem" nie zgodzić, w końcu Legia była wyjątkowo słaba, Legia jest w kryzysie, ale nawet w nim będąc ma w swoim składzie zarabiające jak na nasze warunki ligowe krocie - indywidualności, które na naszym ekstraklasowym poziomie potrafią "z niczego" stworzyć sytuację bramkową. I choć takie Legia też miała, to żadnej nie zdołała wykorzystać. Skutecznością nie grzeszyli też wprawdzie wiślacy, ale jeśli w krakowskim obozie jest po tym meczu niedosyt, to jaki musi być w warszawskim? W końcu mistrz i uczestnik Ligi Mistrzów przyjechał do aktualnego ekstraklasowego outsidera, a po końcowym gwizdku mógł się cieszyć, że wywiózł choćby ten punkt. I wypada tylko dodać - oby na tej potyczce wiślakom udało się zbudować coś więcej na kolejne spotkania!


Sobota, 24 września:

Pogoń Szczecin 1-1 Górnik Łęczna

0-1 Bartosz Śpiączka (45.)
1-1 Rafał Murawski (50.)

W niedawnym meczu z Lechem szczecinianie powinni dopisać punkty, gdyby nie indolencja strzelecka Łukasza Zwolińskiego. Dziś w jego "buty" wskoczył Węgier Ádám Gyurcsó, który miał co najmniej dwie doskonałe okazje do tego, aby rozstrzygnąć losy meczu. Ten zakończył się ostatecznie podziałem punktów, ale też spora w tym zasługa 20-letniego bramkarza Pogoni Adriana Hengera, który miał wyraźny udział przy bramce dla gości.


Lechia Gdańsk 2-1 Ruch Chorzów

1-0 Sławomir Peszko (5.)
2-0 Flávio Paixão (13.)
2-1 Rafał Grodzicki (34. k.)

Kiedy już po niespełna kwadransie gospodarze prowadzili różnicą dwóch bramek - można się było zastanawiać, czy nie zabawią się w... "Borussię". Jak się jednak okazało - czym dłużej trwał ten mecz, tym Lechia bardziej mogła bać się o końcowy wynik. Ruch zdobył bramkę kontaktową, a potem był i słupek, ale też i nie jedna kontrowersja na niekorzyść "Niebieskich", w tym w 86. minucie, kiedy to sędzia Musiał śmiało mógł wskazać na "wapno". Skończyło się więc ostatecznie dla gdańszczan bardzo, ale to bardzo szczęśliwie, tyle że to podobno sprzyja... lepszym.


Zagłębie Lubin 1-1 Cracovia

1-0 Łukasz Janoszka (24.)
1-1 Marcin Budziński (31.)

Mecz od mocnego uderzenia rozpoczęła Cracovia, ale Mateusz Szczepaniak tylko obił poprzeczkę. Jak powinno się natomiast strzelać pokazali w 24. minucie Łukasz Janoszka, który o mało nie rozerwał siatki oraz zaraz potem Marcin Budziński. I to zapowiadało dalsze emocje, ale tych - zwłaszcza po przerwie - kompletnie już zabrakło. Wszystko skończyło się więc remisem, a to oznacza, że "Pasy" kontynuują serię meczów bez wygranej.


Niedziela, 25 września:

Korona Kielce 1-2 Jagiellonia Białystok

1-0 Miguel Palanca (16.)
1-1 Przemysław Frankowski (68.)
1-2 Ivan Runje (71.)

Mecz w Kielcach nie układał się liderowi z Białegostoku. Po pierwszej połowie zasłużenie prowadziła bowiem Korona, choć bramka to po części zasługa błędu Kelemena i też sędziego liniowego, bo Hiszpan Palanca wyszedł do piłki z minimalnego, ale chyba jednak spalonego. Goście nie zamierzali się jednak poddawać i w drugiej połowie zagrali "z zębem". I błyskawicznie załatwili sprawę na wagę trzech jakże cennych dla nich punktów!


Lech Poznań 0-0 Arka Gdynia

39,5 tysiąca fanów to frekwencyjny rekord sezonu, który będzie trudny do pobicia i tej licznie zgromadzonej widowni zabrakło tylko bramek. Częściej i groźniej w tym spotkaniu strzelał Lech, ale tym razem Robakowi i spółce nie udało się to co najważniejsze, czyli umieścić piłki w siatce.


Poniedziałek, 26 września:

Piast Gliwice 1-1 Śląsk Wrocław

0-1 Kamil Biliński (90. k.)
1-1 Hebert (90.)

Mecze Piasta warto ostatnio oglądać dopiero w samej końcówce, bo dopiero w ostatnich minutach dzieje się w nich najwięcej. Najpierw grad bramek w spotkaniu z Górnikiem Łęczna, potem stracona bramka w doliczonym czasie gry w potyczce z Wisłą Kraków, a teraz prawdziwy rollercoaster w rywalizacji ze Śląskiem. Wcześniej działo się w tym spotkaniu niewiele, ale w Gliwicach cieszyć mogą się z jednego. Tym razem to Piast był tym który gonił i co najważniejsze dla siebie - dogonił.

Źródło: wislaportal.pl


Aktualna tabela po 10 kolejce


Źródło: twitter.com/_Ekstraklasa_


Galeria sportowa

Galeria: