2017.04.30 Wisła Can-Pack Kraków - Ślęza Wrocław 64:56

Z Historia Wisły

2017.04.30, EEkstraklasa, finał, 4 mecz, Kraków, Hala Wisły, 18:30, niedziela
Wisła Can-Pack Kraków 64:56 Ślęza Wrocław
I: 12:15
II: 21:9
III: 13:16
IV: 18:16
Sędziowie:
Michał Proc, Adam Wierzman, Mariusz Nawrocki
Komisarz:
Eugeniusz Kuglarz
Widzów:
Wisła Can-Pack Kraków:
Vanessa Gidden 13, Hind Ben Abdelkader 12 (8 zb., 5 as.), Meighan Simmons 10,
Magdalena Ziętara 8 (10 zb.), Claudia Pop 6, Ewelina Kobryn 6, Agnieszka Szott-Hejmej 5,
Olivia Szumełda-Krzycka 2, Ziomara Morrison 2
DNP: Małgorzata Misiuk, Magdalena Puter
Trener:
José Ignacio Hernández

Ślęza Wrocław:
Agnieszka Kaczmarczyk 20, Sharnee Zoll 16,
Marissa Kastanek 8, Zuzanna Sklepowicz 5, Agnieszka Majewska 5, Kourtney Treffers 2,
Kateryna Rymarenko 0, Agnieszka Skobel 0, Magdalena Koperwas 0, Nikki Greene 0
Trener:
Arkadiusz Rusin



Spis treści

Relacje z meczu

Odrobiły straty! Są o krok od obrony tytułu!

Dodano: 2017-05-02 07:58:08 (aktualizacja: 2017-05-04 08:05:29)

Marco / nowe-refleksje.blogspot.co.uk

Koszykarki Wisły Can-Pack po raz drugi pokonały u siebie wrocławską Ślęzę. Tym razem widzowie w hali oraz oglądający transmisję w TVP Sport byli świadkami znacznie bardziej zaciętego boju, bo dopiero kilkadziesiąt sekund przed końcową syreną obrończynie tytułu przypieczętowały triumf - ostatecznie skończyło się 64:56. Zatem w finale Basket Ligi Kobiet jest stan 2-2 i wszystko rozstrzygnie się w środę we Wrocławiu!

Na takie mecze, jak ten, warto czekać cały sezon. Obie ekipy chyba nie mogły włożyć więcej zaangażowania w walkę, która rozpaliła do poziomu wrzenia ich kibiców, swoim dopingiem tworzących świetną atmosferę na trybunach. Na parkiecie dosłownie sypały się iskry, dochodziło do ostrych spięć. Po początkowych perturbacjach krakowianki umiały znaleźć właściwą odpowiedź na grający bardzo agresywnie zespół ze stolicy Dolnego Śląska. Zaczęły od uszczelnienia defensywy, co znalazło przełożenie na ofensywę, w której szło im jak po grudzie w początkowej fazie zmagań. W 7 min. przegrywały 6:13, a po pierwszej kwarcie już "tylko" 12:15, po trafieniach z linii rzutów wolnych Hind Ben Abdelkader. W drugiej ćwiartce wiślaczki szybko uzyskały pierwsze prowadzenie (16:15), za sprawą trafienia Agnieszki Szott-Hejmej. Cenne wsparcie wniosła wprowadzona chwilę wcześniej Claudia Pop, która również w tym czasie punktowała. Później gospodynie odblokowały się w rzutach z dystansu - najpierw Ben Abdelkader, a następnie Meighan Simmons, która celnie przymierzyła, choć rywalki bardzo starały się jej w tym przeszkodzić. Gdy amerykańska "dwójka" trafiła po chwili z bliższej odległości, tablica pokazywała już wynik 29:22. Dzięki Vanessie Gidden, równie przydatnej pod koszami, jak w sobotę, do przerwy sytuacja wyglądała jeszcze korzystniej dla teamu spod Wawelu - 33:24.

W całej potyczce przyjezdne popełniły 26 przewinień - w każdym razie tyle odgwizdali sędziowie, którzy w pierwszych minutach spoglądali nieco pobłażliwie na niezwykle agresywnie poczynające sobie podopieczne Arkadiusza Rusina. Gdy później zaczynali wyłapywać konkretne naruszenia przepisów, to - podobnie jak dzień wcześniej - wrocławianki nie mogły się nadziwić tym decyzjom. Moim zdaniem niesłusznie. Jakkolwiek zasady gry w basket zawierają szereg niuansów, to generalnie są jasne. Odpychanie, szarpanie, trzymanie, uderzanie po rękach - czy to przy rzucie, czy w walce o zbiórkę, czy podczas wyprowadzania akcji - należy karać faulem. Skoro zawodniczki w żółtych koszulkach tak czyniły, to dlaczego arbitrzy mieli nie widzieć naruszeń przepisów? Aż dziwi, że żadna z nich nie spadła za pięć fauli - cztery kończyły spotkanie z czterema, a gdyby sędziowie widzieli wszystko, to... To wcale nie było "aptekarskie" gwizdanie, a po prostu reakcja na zaistniałe wydarzenia. Dlatego trudno zrozumieć zdziwienie koszykarek Ślęzy i ich trenera czy oburzenie tamtejszych kibiców, sugerujących na portalach społecznościowych stronniczość arbitrów. W drugiej kwarcie Nikki Greene uderzyła łokciem w twarz przebiegającej Agnieszki Szott-Hejmej, co zakończyło się przewinieniem dyskwalifikującym Amerykanki. Taka decyzja mogła być uznana za pochopną, jednak obserwując całokształt tego zdarzenia i jego możliwe skutki (ryzyko odniesienia kontuzji wykluczającej z gry), trzeba potraktować ją jako słuszną. Można zrozumieć twardą walkę, ale na tak brutalne zachowania nie ma miejsca na koszykarskich parkietach.

Po zmianie stron błysnęła Magdalena Ziętara, która zaliczyła akcję "2+1" i celny rzut zza linii 675 cm. Gdy znów piłkę w koszu umieściła Gidden, gospodynie prowadziły już 41:26. Pretendentki do tytułu nie rezygnowały, za sprawą wybornej dyspozycji rzutowej Agnieszki Kaczmarczyk (ogółem 20 pkt) oraz Sharnee Zoll (16 pkt, 9 asyst, 5 przechwytów) szybko zniwelowały różnicę do ośmiu "oczek". W tym fragmencie gry wiślaczki nie radziły sobie w ataku, podejmując złe decyzje rzutowe czy gubiąc piłkę. Gdy dwukrotnie trafiła Agnieszka Majewska, po upływie 30 minut było już tylko 46:40. Dla wszystkich stało się oczywiste, że ostatnia kwarta przyniesie wielkie emocje.

Tak też się stało. Od "trójki" zaczęła Szott-Hejmej, lecz później po punktach niewidocznej wcześniej Marissy Kastanek, przewaga stopniała do 4 pkt (51:47). Mogła zmniejszyć się jeszcze bardziej, ale bohaterka meczu nr 2 tym razem była dość kiepsko dysponowana (8 pkt, 4/16 z gry), w czym bezapelacyjna zasługa kryjącej ją Ziętary. Magda rozegrała zresztą znakomitą partię też pod innymi względami. O istotnych trafieniach zaraz po przerwie już było - notabene, ogółem 8 pkt to dla niej w tym sezonie raczej dużo. Poza tym zapisano jej 3 przechwyty i aż... 10 zbiórek! W tej ostatniej specjalności przebiła wszystkie inne uczestniczki niedzielnego widowiska.

W kolejnych minutach krakowianki postawiły szczelną defensywę, same dokładając cenne zdobycze punktowe. W ważnym momencie odblokowała się nie radząca sobie z agresywną obroną rywalek Ewelina Kobryn, kontrę - po zbiórce i asyście Ben Abdelkader - wykończyła Simmons. Później Gidden z bliskiej odległości, a następnie belgijska rozgrywająca z półdystansu dały 10-punktową zaliczkę (59:49) na 120 sekund przed końcem. Ślęza próbowała jeszcze coś zdziałać, ale na to już nie pozwoliły wciąż aktualne mistrzynie Polski. Simmons i Ben Abdelkader z wolnych przypieczętowały triumf, ku wielkiej radości kibiców. Mimo, że w hali przy ul. Reymonta 22 było ich może trochę mniej niż w sobotę (swoje zrobił rozgrywany w tym samym czasie piłkarski klasyk w Warszawie, czyli Legia - Wisła), panowała atmosfera jak najbardziej adekwatna do stawki zawodów.

Entuzjazm fanów "Białej Gwiazdy" był w pełni uzasadniony. Ich pupilki wyszły ze sporej opresji, bo przecież wrocławianki prowadziły już 2-0 i przyjechały do Krakowa postawić kropkę nad "i". Podopieczne Jose Hernandeza potrafiły jednak skupić wszystkie siły, co było istotne zwłaszcza w obliczu kontuzji Sandry Ygueravide. W tym trudnym momencie Wisła Can-Pack pokazała charakter! Znacznie mniej było chaosu w poczynaniach drużyny (choć prostych strat i błędów w obronie nie dało się uniknąć, ale kto ich nie robi w ciągu 40 minut intensywnej walki?), więcej koncentracji i odpowiedzialności, a w parze z tym szły waleczność i nieustępliwość. We wczorajszym starciu miało to jeszcze większe znacznie niż w sobotnim. Wszystkim udzielało się już pewne zmęczenie, a po tęgim laniu Zoll i spółka zagrały bardzo zdeterminowane, stawiając wysoko poprzeczkę (to, że często odbywało się to metodami odbiegającymi od zgodnych z przepisami, jest już inną kwestią). Właśnie - trener Rusin pochwalił swoje zawodniczki na pomeczowej konferencji prasowej, wskazując, że dzień wcześniej sprawiały wrażenie, jakby w ogóle nie wyszły na boisko.

Oprócz Ziętary, warto pochwalić przede wszystkim Ben Abdelkader i Gidden. Obie znów zagrały na wysokim poziomie, będąc liderkami teamu. Hind słabo spisała się w rzutach z gry (tylko 2/9), lecz trafiła, gdy było to najbardziej potrzebne, dając znacznie spokojniejszą końcówkę. Poza tym pomyliła się tylko raz na 8 prób z rzutów wolnych. Do 12 pkt Belgijka dołożyła 5 asyst i... aż 8 zbiórek. Jamajska środkowa okazała się najskuteczniejsza w ekipie zwyciężczyń, zdobywając 13 pkt, poza tym sześciokrotnie zbierała piłkę. Obserwując poczynania Gidden, trzeba zauważyć, że jest swoistym przywódcą mentalnym, typem motywatora, bardzo potrzebnego na tak istotnym etapie sezonu.

Podobnie jak w sobotę, szalenie ważna była wyższość gospodyń w skuteczności z gry (43,5% - 20/46 vs. 32,3% - 20/62) i zbiórkach (37 -26). Jeśli w obu tych elementach w środę znów lepsze będą wiślaczki - i to tak wyraźnie, to wówczas jest dość duża szansa na zwycięstwo, które okaże się najważniejsze w całym sezonie. Takie stawianie sprawy byłoby jednak uproszczeniem, zwłaszcza że atut własnego parkietu i wszystko, co się z tym wiąże, będzie po stronie Ślęzy.

Nie sposób teraz mierzyć i ważyć sił obu zespołów, gdyż są one dość zbliżone. Jak to niejednokrotnie ma miejsce w koszykarskich zmaganiach, mogą zdecydować niuanse - jedna kluczowa akcja, jeden rzut, jedna zbiórka czy jedna strata... Podstawa to dobrze "wejść" w mecz, zachować więcej zimnej krwi i konsekwentnie realizować założenia nakreślone przez szkoleniowca. Co ważne, swoistą przewagę psychologiczną powinny mieć krakowianki, które wyciągnęły ze stanu 0-2, gdy wielu fachowców i kibiców spisywało je na straty. Niektórzy w stolicy Dolnego Śląska już obwieszczali wszem i wobec, że w Krakowie nastąpi koronacja nowych mistrzyń, a i w szeregach sympatyków Wisły nie brakowało wątpiących w odwrócenie losów rywalizacji...

W decydującej konfrontacji własna publiczność równie dobrze może ponieść do sukcesu, jak i sparaliżować. Ile to już było takich przykładów? Niemało, mimo iż statystycznie częściej obronną ręką z takich decydujących starć wychodzą gospodarze. Chociaż, jakby na to nie patrzeć - w tegorocznym play-off BLK na razie jest... remis. W ćwierćfinale Wisła Can-Pack pokonała u siebie Pszczółkę Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin, a w półfinale Ślęza była lepsza od CCC Polkowice. Natomiast jeszcze w pierwszej rundzie Artego Bydgoszcz wygrało piąty mecz w Toruniu, zaś polkowiczanki wyrwały zwycięstwo po dogrywce w Gorzowie Wlkp.

To wspaniałe, że ten ciekawy pod wieloma względami sezon będzie mieć tak pasjonujące zakończenie!

(PAWEŁ) nowe-refleksje.blogspot.co.uk




Źródło: wislalive.pl

Będzie piąty mecz w finale BLK! Wisła Can-Pack po raz drugi ogrywa Ślęzę!

Koszykarki Wisły Can-Pack w stu procentach wykorzystały atut własnego parkietu i po raz drugi w finałowej batalii o mistrzostwo Polski pokonały we własnej hali ekipę wrocławskiej Ślęzy. Tym razem wiślaczki zwyciężyły 64-56 i o tym kto zdobędzie tytuł zadecyduje spotkanie numer pięć. To rozegrane zostanie we Wrocławiu w najbliższą środę, 3 maja.

Po bardzo wysokim, bo trzydziestopunktowym zwycięstwie wiślaczek w sobotę, fani "Białej Gwiazdy" liczyli oczywiście, że broniąca mistrzowskiego tytułu ekipa z ulicy Reymonta wygra po raz kolejny i doprowadzi w tej finałowej batalii do remisu.

Ta rozpoczęła się tym razem lepiej dla przyjezdnych, które dzień wcześniej nie prowadziły ani razu, a w niedzielnej grze na tablicy wyników pojawiło się 0-5. Odpowiedziały na to spod kosza Magdalena Ziętara, po 50-procentowej skuteczności z rzutów osobistych Vanessa Gidden oraz Ewelina Kobryn (4-5). W ekipie Ślęzy zapunktowały Agnieszka Kaczmarczyk i Kourtney Treffers, w Wiśle z półdystansu trafiła Gidden, ale to wciąż lepsze były przyjezdne, dla których trafiła także po szybkiej kontrze Marissa Kastanek. To oznaczało, że po sześciu minutach przegrywaliśmy 6-11, a po kolejnej minucie i odważnym wejściu pod kosz Zuzanny Sklepowicz było 6-13, więc trener José Ignacio Hernández poprosił o czas. Po nim fatalnie spod kosza spudłowała wprawdzie Gidden, ale po chwili koszykarka z Jamajki popisała się kapitalnym blokiem, a wynik poprawiać zaczęły dla nas z osobistych Hind Ben Abdelkader (8-13) oraz po ładnej akcji Ziętary - skutecznie tym razem rzucająca Gidden (10-13). Ostatecznie po pierwszej kwarcie i punktach Sharnee Zoll oraz po osobistych Abdelkader na tablicy wyników było 12-15.

Drugą kwartę wiślaczki rozpoczęły zdecydowanie lepiej od wrocławianek. Z osobistych trafiła Claudia Pop, z półdystansu Agnieszka Szott-Hejmej i "Biała Gwiazda" po raz pierwszy w tym spotkaniu prowadziła (16-15). I choć trafiła Zoll (16-17), to znów z dobrej strony pokazała się Pop (18-17), a po chwili pierwszą "trójkę" w tym meczu rzuciła Abdelkader i wiślaczki uciekły na 21-17! Kolejne fragmenty meczu były z obydwu stron nerwowe i ze sporą liczbą fauli. Do tego stopnia, że za uderzenie łokciem Szott-Hejmej przez Nikki Greene koszykarka Ślęzy otrzymała przewinienie dyskwalifikujące! Po nim jeden rzut wolny wykorzystała Kobryn i prowadziliśmy 24-20. I choć odpowiedziały na to wrocławianki, bo po ładnej akcji i asyście Zoll trafiła Kaczmarczyk, to zaraz potem na parkiecie pojawiła się Meighan Simmons i w przeciągu dosłownie kilkunastu sekund zaliczyła "trójkę" oraz nieznacznie przekraczając linię zdobyła kolejne dwa punkty! A to oznaczało, że błyskawicznie zrobiło się 29-22! Końcówka drugiej kwarty również należały do wiślaczek, a dokładnie do skutecznej Gidden, bo to ona poprawiła jeszcze nasz wynik i do przerwy prowadziliśmy 33-24.

Na początku trzeciej ćwiartki akcją "dwa plus jeden" naszą sytuację polepszyła bardzo dobrze grająca Ziętara (36-24), która na trafienie Zoll odpowiedziała jeszcze "trójką" i po trzech minutach drugiej połowy osiągnęliśmy największą w tym meczu przewagę, bo na tablicy wyników było 39-26. Ta po kolejnej minucie była jeszcze lepsza, bo waleczność wiślaczek zaowocowała punktami Gidden i różnica pomiędzy obydwoma zespołami urosła do 15 oczek (41-26). Niestety kolejne fragmenty meczu to zdecydowanie bardziej niedokładna gra wiślaczek, zresztą błędów było dość sporo z obydwu stron, ale lepiej w tym wszystkim odnajdywały się wrocławianki i zaczęły odrabiać straty. Po "trójce" Kaczmarczyk zrobiło się więc 41-33, a po kolejnych mniej lub bardziej udanych próbach z obydwu "trójkę" rzuca nam też Agnieszka Majewska i nasza przewaga stopniała do sześciu już tylko "oczek" (44-38). Ostatecznie przed decydującą kwartą, po punktach Pop i Majewskiej, było 46-40, a to oznaczało, że wszystko rozstrzygnąć miało się w kwarcie numer cztery.

Ta rozpoczęła się od... informacji z Warszawy, gdzie piłkarze objęli prowadzenie w meczu z Legią oraz od "trójki" Szott-Hejmej (49-40)! I były to znakomite informacje dla wiślackich fanów, którzy ruszyli zresztą z jeszcze solidniejszym, niż dotychczas, dopingiem. Ten poniósł zresztą nasz zespół, który na trafienia wrocławianek potrafił skutecznie odpowiadać. Techniczne przewinienie "załapała" jednak Szott-Hejmej, po którym jeden osobisty trafiła Zoll (51-45), a zaraz potem dystans już całkiem poważnie zmieniła Kastanek (51-47). No i mecz zrobił się znów wyraźnie "na styku". A mógł jeszcze bardziej, tyle że w dwóch kolejnych próbach tym razem Kastanek się pomyliła, podobnie jak i zaraz potem Zoll. Chwilową niemoc Wisły Can-Pack przełamała w końcu Kobryn i były to na sześć minut przed końcem niezwykle ważne punkty, bo po nich zrobiło się 53-47. Tym bardziej, że po chwili kontratak Wisły przyniósł kolejną zdobycz Simmons i dało to wynik 55-47! Ślęza nie zamierzała się jednak poddawać - trafiła bowiem Zoll (55-49) i choć wrocławianki miały kolejne okazje na poprawienie wyniku, to nie udało im się to, a na dwie i pół minuty przed końcem na 57-49 trafiła Gidden. W kolejnej naszej akcji świetnie indywidualnie ruszyła Abdelkader i nasza przewaga znów urosła do dziesięciu oczek (59-49). Do końca zawodów pozostały już tylko niespełna dwie minuty i wiślaczki tak ciężko wypracowanej przewagi nie miały już prawa roztrwonić. I tak też się stało. Wprawdzie wrocławianki starały się jeszcze ambitnie odrabiać stratę, ale Ślęza nie była dziś skuteczną drużyną. Do końca było wprawdzie nerwowo, do końca było "elektrycznie", ale Wisła Can-Pack ostatecznie wygrywa 64-56 i doprowadza do piątego meczu finału ligi. W nim bez wątpienia czekają nas ogromne emocje i już teraz trzymamy mocno kciuki za szczęśliwy dla nas happy-end!


Źródło: wislaportal.pl

Wypowiedzi po czwartym meczu finałowym BLK

Koszykarki Wisły Can-Pack zwyciężyły obydwa spotkania we własnej hali z wrocławską Ślęzą i wciąż liczą się w walce o mistrzostwo Polski. O tym kto je zdobędzie zadecyduje finał numer pięć. Oto natomiast co po niedzielnym meczu, czwartym tych finałów, mówiły zawodniczki oraz trenerzy obydwu zespołów.

Arkadiusz Rusin (trener Ślęzy): - Gratuluję po raz drugi z rzędu trenerowi i zespołowi z Krakowa. Dziś przede wszystkim pokazaliśmy inny zespół, niż wczoraj, kiedy nie wyszedł on praktycznie na boisko. Tym razem wyszedł od początku i wróciliśmy do lepszej gry. Przede wszystkim funkcjonowała ambicja, funkcjonowała chęć gry. Może skuteczność nie była taka, jak sobie wymarzyliśmy, ale była to kwestia nerwowości i czasami szybko podejmowanych i nieprzemyślanych decyzji. Na pewno te mecze u zawodniczek wzbudzają dodatkowe emocje. Gdy graliśmy we Wrocławiu było nam łatwiej, bo nie mieliśmy nic do stracenia, a tutaj już cały czas było z tyłu głowy to, że brakuje nam jednego zwycięstwa. Nadal go brakuje, ale wracamy do Wrocławia i będziemy chcieli potwierdzić, że w tej finałowej serii nasza hala jest zwycięska dla Ślęzy.

José Ignacio Hernández (trener Wisły Can-Pack): - Dziękuję za gratulację za zwycięstwo. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć po tym spotkaniu, bo gdy powiem coś więcej, to znowu ktoś znajdzie powód, żeby mnie za to ukarać. To nie jest mój cel, żeby kogokolwiek krytykować. Chciałbym rozmawiać tylko i wyłącznie o koszykówce. Muszę uważać, bo niektóre sprawy są tutaj dla mnie bardzo trudne... Ale nieważne. Jeżeli chodzi mecz, to Wrocław grał dziś zdecydowanie bardziej agresywnie, niż wczoraj. Pokazują to statystyki. Nasza gra nie wyglądała tak dobrze, jak wczoraj, nie czuliśmy się aż tak komfortowo na parkiecie jak w tym trzecim meczu. Było to spowodowane właśnie tą bardziej kontaktową potyczką. My w kilku sytuacjach popełnialiśmy proste błędy, takie jak niecelne podania, czy kiepskie rzuty z czystych pozycji, sporo było również strat. Nie byliśmy w niektórych momentach aż tak agresywni, jakbym sobie tego życzył. Mimo to graliśmy dobrze w obronie, ale były sytuacje, kiedy nie potrafiliśmy powstrzymać niektórych zawodniczek Ślęzy. Jestem szczęśliwy, bo po tym 0-2 i tym bagażem, z jakim przyjechaliśmy do Krakowa, znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji. Byliśmy zmuszeni żeby wygrać obydwa spotkania przed własnymi kibicami. Dla mnie najważniejsze jest to, że bardzo pomogli nam kibice, tak wczoraj, jak i dzisiaj. Bardzo mocno nas wspierali i to było kluczowe w tych decydujących momentach. Uważam, że w końcówce kontrowaliśmy już przebieg spotkania i udało nam się doprowadzić do tego ostatniego, piątego meczu. Wiemy, że to spotkanie będzie dla nas bardzo ciężkie, bo Ślęza jest mocna u siebie. Wierzymy jednak w nasze zwycięstwo i będziemy walczyć przez 40 minut, żeby wygrać to mistrzostwo.

Agnieszka Kaczmarczyk (zawodniczka Ślęzy): - Gratuluje zespołowi Wisły. Na pewno jest nam wstyd za to wczorajsze spotkanie i bardzo tego żałujemy. Wróciłyśmy dziś jako zupełnie inny zespół i gdybyśmy ustrzegli się niektórych błędów, strat i przestojów w grze, to myślę, że to spotkanie mogło się potoczyć w różny sposób. Jedno co mogę zrobić to podziękować naszym fanom, którzy byli niesamowici. Pomogli nam podnieść się po wczorajszej porażce. Wracamy do Wrocławia i nadal gramy o to samo. Nikt z nas nie będzie kalkulował. Wyjdziemy i na 100% damy z siebie wszystko. Tyle mogę powiedzieć. Życzyłam sobie żeby w tych meczach i w tym ostatnim więcej było koszykówki, a nie innych spraw dookoła.

Hind Ben Abdelkader (zawodniczka Wisły Can-Pack): - W tych dwóch spotkaniach musieliśmy zaprezentować zgoła odmienną postawę, niż w tych dwóch poprzednich we Wrocławiu. To nam się udało. W obydwu meczach udowodniliśmy wszystkim, że jesteśmy w stanie wygrać to mistrzostwo. Dzisiaj było ciężej, niż wczoraj, bo nasze rywalki podeszły do nas bardziej agresywnie. Znajdywałyśmy jednak rozwiązania w większości naszych ofensywnych akcji. Musimy skupić się na środzie i na tym żeby obronić mistrzostwo. Również chciałam podziękować naszym kibicom, bo bardzo nam pomogli.

Źródło: wislaportal.pl


Galeria