Agnieszka Szott-Hejmej

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Galeria zdjęć)
(Galeria zdjęć)
Linia 358: Linia 358:
Grafika:2017.04.30 Wisła Can-Pack Kraków - Ślęza Wrocław2.jpg‎|2017.04.30 Wisła Can-Pack Kraków - Ślęza Wrocław
Grafika:2017.04.30 Wisła Can-Pack Kraków - Ślęza Wrocław2.jpg‎|2017.04.30 Wisła Can-Pack Kraków - Ślęza Wrocław
Grafika:2017.05.03 Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack Kraków5.jpg‎|2017.05.03 Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack1 Kraków
Grafika:2017.05.03 Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack Kraków5.jpg‎|2017.05.03 Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack1 Kraków
-
 
+
Grafika:Agnieszka Szott-Hejmej.jpg‎|2017. Koszulka na aukcję charytatywną - wsparcie [[Józef Tatara|Pana Józka Tatary]].
</gallery>
</gallery>

Wersja z dnia 09:08, 27 sie 2017

Agnieszka Szott-Hejmej
Informacje o zawodniczce
narodowość Polska
nazwisko panieńskie Szott
urodzona 23 marca 1982 r. w Gorzowie Wielkopolskim
wzrost 186 cm
pozycja niska skrzydłowa
osiągnięcia seniorskie
  • Klubowe Wicemistrzostwo Europy 2004
  • Akademickie Mistrzostwo Europy 2006, 2007
  • Akademickie Wicemistrzostwo Europy 2005
  • Siódme miejsce na ME 2005
  • Mistrzostwo Polski 2003, 2004, 2014, 2015, 2016
  • Wicemistrzostwo Polski: 2017
  • Puchar Polski 2014, 2015, 2017
  • Brązowy medal Mistrzostw Polski 2001, 2002, 2008
  • Mistrzostwo Szwajcarii 2009
Kariera klubowa
Sezon Drużyna
1994-1998 Stilon Gorzów
1998-2002 Ślęza Wrocław
2003-2004 Lotos Gdynia
2003-2004 Odra Brzeg
2004-2008 KSSSE AZS PWSZ Gorzów
2008-2009 Sdent Sierre Basket
2009-2010 Elitzur Ramla
2009-2010 AEL Limassol
2010-2013 Artego Bydgoszcz
2013/2014 Wisła Can-Pack Kraków
2014/2015 Wisła Can-Pack Kraków
2015/2016 Wisła Can-Pack Kraków
2016/2017 Wisła Can-Pack Kraków
2017/2018 Artego Bydgoszcz
Autograf
Autograf

Agnieszka Szott-Hejmej (ur. 23 marca 1982 r. w Gorzowie Wielkopolskim) - koszykarka Wisły Can-Pack w sezonach 2013/2014, 2014/2015, 2015/2016, 2016/2017 reprezentantka Polski.

  • Kontrakt z Białą Gwiazdą podpisała w maju 2013 roku po rozstaniu się z ekipą Artego Bydgoszcz.
  • Mierząca 186 cm wzrostu zawodniczka występuje na pozycji niskiej skrzydłowej.
  • Karierę sportową rozpoczęła w 1994 w Stilonie Gorzów gdzie grała przez pięć kolejnych lat.
  • Wystąpiła na Mistrzostwach Europy seniorek w 2005 oraz 2011 roku.
  • Prywatnie Agnieszka Szott-Hejmej jest żoną wioślarza, trzykrotnego olimpijczyka, Rafała Hejmeja, z którym ma córeczkę Laurę.
  • Obdarzona nieprzeciętną urodą Agnieszka Szott-Hejmej triumfuje również poza parkietem, m.in. w 2002 została wybrana najpiękniejszą polską koszykarką w plebiscycie Miss Basket, a w 2011 zdobyła tytuł The Hottest Woman of EuroBasket.

Spis treści

Artykuły i wywiady

Mała dzidzia zmienia wszystko

31 lipca 2010

Mała dzidzia zmienia wszystko

Na całym świecie wykorzystuje się urodę pięknych kobiet

13 Lipca 2011

Na całym świecie wykorzystuje się urodę pięknych kobiet

Szott-Hejmej: By produkt był dobry, potrzeba sukcesów

25 lipca 2013

Rozmowa z Agnieszką Szott-Hejmej, koszykarką Wisły Can-Pack Kraków. Rozmawia Justyna Krupa.

W czerwcu nie udało się Pani awansować z reprezentacją na Eurobasket 2015. W jakim nastroju rozstawałyście się z koleżankami z kadry? Dominowała rezygnacja i frustracja, że się nie udało, czy raczej powiedziałyście sobie: nie szkodzi, awans zapewnimy sobie w przyszłym roku?

Było i to, i to. Towarzyszyło nam poczucie bezradności, bo w końcu miałyśmy ten awans w zasięgu ręki. Nie byłyśmy w stanie jednak odrobić strat z pierwszego meczu z Grecją. Byłam podłamana, przyznaję. Wszystko dlatego, że bardzo wierzyłam, iż się uda, a łatwiejszej drogi na Eurobasket już nie mogłyśmy mieć. Jest jednak nadzieja, że za rok się nam powiedzie.

(...)

Pozytywne jest to, że udało się Pani uniknąć poważniejszego urazu, mimo tak pracowitej końcówki poprzedniego sezonu. W swojej karierze tak wiele razy zmagała się Pani z kontuzjami, że chyba odetchnęła Pani z ulgą.

Rzeczywiście, na szczęście ze zdrowiem wszystko u mnie w porządku. Podczas jednego z meczów podkręciłam kostkę, ale był to drobny uraz. Teraz zaczęłam indywidualne treningi w Zakopanem i Wałczu. Dyrekcje tamtejszych Centralnych Ośrodków Sportu umożliwiły mi treningi, za co jestem im bardzo wdzięczna, bo to w końcu oblegane ośrodki i zazwyczaj miejsca są tu porezerwowane. Mogę przy tej okazji spędzić czas z córką i mężem, który też tu trenuje [Rafał Hejmej jest reprezentantem Polski w wioślarstwie - przyp. JUK].

Niebawem zacznie Pani z Wisłą przygotowania do sezonu ligowego. Problem w tym, że nadal nie wiadomo, ile drużyn zagra w Basket Lidze Kobiet, bo duża ich część ma problemy finansowe. Nie wygląda to chyba zbyt wesoło?

Widać, że kryzys odbija się na lidze. Ja jednak jestem optymistką. Mam nadzieję, że w końcu w Polsce znów zwiększy się zainteresowanie kobiecą koszykówką. Brakuje jednak spektakularnych sukcesów, takich jakie były chociażby w siatkówce. Najbardziej - tych na poziomie reprezentacyjnym. Może gdyby udało nam się jednak w przyszłym roku awansować na mistrzostwa Europy, to coś by się "ruszyło". Dużo dobrego mógłby przynieść też sukces którejś z polskich drużyn w Eurolidze.

Wydawało się jednak, że skoro organizację kobiecej ligi na powrót wziął na siebie Polski Związek Koszykówki, to powinna nastąpić próba naprawy sytuacji. Chociażby poprzez działania marketingowe.

Cóż, marketing… Czy pani chciałaby kupić produkt, który jest szeroko reklamowany, ale w praktyce nie jest dobry? Jeżeli polska koszykówka kobieca nie odnosi sukcesów, to nie jest "dobrym produktem". Mam jednak nadzieję, że ewentualne osiągnięcia Wisły i CCC Polkowice w Eurolidze coś zmienią na lepsze.

Znamy już rywali "Białej Gwiazdy" w Eurolidze. Na pewno trudne zadanie czeka Wisłę na starcie - do Krakowa przyjedzie Rivas Madryt z Jose Hernandezem w roli trenera.

Nie jest to łatwa grupa, bo jest w niej dużo zespołów doświadczonych, ogranych w Eurolidze. I kilka, które mierzą w awans do Final Eight. Jednak - jeśli wszystko się fajnie poukłada - to i my możemy się tam znaleźć. W tym sezonie mamy wyrównany skład, bo poprzedni sezon pokazał, że to nie gwiazdy decydują o sukcesie, ale zespołowość. Mam tu na myśli rywalizację Wisły z CCC Polkowice, w której to krakowski zespół miał na papierze większe nazwiska w składzie, a jednak przegrał walkę o złoto. Czasem nawet zespół z lepszym budżetem może być łatwiejszym rywalem, niż drużyna złożona z prawdziwych "walczaków". Nasza kadra na nadchodzący sezon wygląda jednak obiecująco, bo choć nie ma gwiazd formatu Tiny Charles, to są w niej waleczne koszykarki. A takie zawodniczki, jak Erin Phillips, Jantel Lavender czy Zane Tamane to też nie są anonimowe postacie.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Rozmawiała Justyna Krupa

Agnieszka Szott-Hejmej: Wierzę w efekty naszej pracy

2013-10-02, WislaLive.pl

Agnieszka Szott-Hejmej to jedna z najbardziej doświadczonych koszykarek, występujących na polskich parkietach. Udanymi występami w Artego Bydgoszcz i reprezentacji Polski sprawiły, że kilka miesięcy temu otrzymała ofertę gry w Wiśle Can-Pack Kraków. W rozpoczętym w ostatni weekend sezonie skrzydłowa pochodząca z Gorzowa Wielkopolskiego powinna zaliczać się do podstawowych zawodniczek ekipy aktualnych wicemistrzyń Polski. W obszernym wywiadzie specjalnie dla naszego serwisu, przeprowadzonym w ubiegłym tygodniu Agnieszka opowiada o swojej bogatej karierze, a także dotychczasowych wrażeniach z pobytu w zespole Białej Gwiazdy.

Jak wspominasz początki swojej przygody z koszykówką?

Gdy byłam w czwartej klasie podstawówki, do szkoły przyszedł trener, który słyszał, że jest taka wysoka, sprawna dziewczyna, która uczestniczy w SKS-ach, gra w koszykówkę i siatkówkę. Zaproponował mi treningi koszykarskie. Wówczas w Gorzowie Wielkopolskim liczyły się tak naprawdę tylko koszykówka i pływanie. Zgodziłam się i co prawda na pierwszym treningu złamałam nos, ale spodobało mi się i nie zrezygnowałam z trenowania koszykówki. Wkrótce przeniosłam się do klasy sportowej, pół roku później zainteresował się mną trener starszej grupy i tak moja przygoda z basketem nabrała rozpędu.

W bardzo młodym wieku, bo jako 16-latka, zadebiutowałaś na parkietach ekstraklasy.

W tamtym okresie zespół juniorek przejął Dariusz Maciejewski, który został też asystentem Zbigniewa Andersza w ekstraklasowym zespole Stilonu Gorzów. Wiadomo, że w niemal każdym klubie juniorki dołączają do „dorosłej” drużyny, wypełniając braki kadrowe. Na tej zasadzie uczestniczyłam w treningach, a szkoleniowiec dostrzegł we mnie talent i zaczął mi ufać. W początkowym okresie, przed pierwszą kontuzją, grywałam nawet na „jedynce”. Dostawałam sporo minut gry. Tak to się zaczęło, jeśli chodzi o taką koszykówkę na wyższym poziomie.

Następnie trafiłaś do Ślęzy Wrocław.

Przez pierwszy sezon gry w nowym klubie moim trenerem był ponownie Dariusz Maciejewski. Ogólnie trzy lata spędzone we Wrocławiu były udane – dwukrotnie zdobyłam brązowy medal w rozgrywkach ekstraklasy.

Po trzech latach pobytu w Ślęzie, trafiłaś do Lotosu Gdynia, który wówczas był wicemistrzem Euroligi. Jak wspominasz pobyt w klubie z Trójmiasta?

Pod względem sportowym niezbyt dobrze. Była tam bardzo duża konkurencja – na mojej pozycji mogły występować takie zawodniczki, jak znakomita Amerykanka Katie Smith, Agnieszka Bibrzycka czy Joanna Cupryś. Do tego przyszłam zaraz po kontuzji kolana. Jak każda młoda koszykarka, byłam pełna optymizmu - oczekiwałam, że dostanę swoją szansę i będę mogła pokazać swoje umiejętności. Stało się jednak inaczej i po roku zdecydowałam się przejść na wypożyczenie do Gorzowa. Na pewno jednak miło wspominam atmosferę – sama, nieżyjąca już niestety, Małgosia Dydek mówiła, że pod tym względem był to jeden z najlepszych sezonów w tym klubie. Ze sportowego punktu widzenia gra w Gdyni okazała się jednak dla mnie – jak wspomniałam – krokiem do tyłu.

Gdy pojawiłaś się w AZS PWSZ Gorzów, ten zespół właśnie awansował do ekstraklasy. Spędziłaś w nim cztery lata, podczas których rok po roku notowałyście progres wyników. Czym to było spowodowane?

Myślę, że przede wszystkim duży wpływ na ten postęp miało bardzo dobre szkolenie. W Gorzowie grało dużo młodych, uzdolnionych zawodniczek, jak choćby Justyna Żurowska, Asia Czarnecka, Kasia Czubak (obecnie Dźwigalska). Wszystko w drużynie było bardzo dobrze poukładane. Co prawda kilka zagrywek było opartych na mnie lub na Justynie, ale gra była uporządkowana. Czasami śmiałam się, że musimy biegać po liniach, jednak to przynosiło efekt, czego zwieńczeniem było zdobycie w 2008 roku brązowego medalu w Ford Germaz Ekstraklasie. To było tym bardziej niezwykłe osiągnięcie, jeśli porówna się, jakie zawodniczki zagraniczne grały wówczas u nas, a jakie w Wiśle czy Lotosie. W AZS-ie występowały maksimum dwie Amerykanki, które na dodatek nie były w stanie dorównać swoim poziomem do takich zawodniczek, jak Anna DeForge, Kara Braxton, Dominique Canty czy Candice Dupree. Poza tym była u nas jeszcze utalentowana słoweńska rozgrywająca - Katarina Ristić.

W 2008 roku AZS zajął trzecie miejsce w ekstraklasie, jednak zdecydowałaś się wówczas na odejście z gorzowskiego teamu. Dlaczego?

Było wówczas kilka aspektów, o których nie chciałabym mówić. Postanowiłam po prostu zmienić otoczenie, spróbować czegoś nowego.

Czy jednak wybrany kierunek był odpowiedni dla Twojego dalszego koszykarskiego rozwoju? Karierę kontynuowałaś w ligach słabszych od polskiej.

Byłam już trochę zmęczona rodzimą ekstraklasą, w której grałam już – jakby nie patrzeć - od wczesnej młodości. Byłam wtedy sama, chciałam nieco pozwiedzać, poznać inną kulturę. Wcześniej grałam na turnieju w Izraelu, z tego kraju pochodził mój agent, więc korzystniej było dla niego, że zagram w tamtejszej lidze. Miałam wówczas oferty z polskich klubów, ale nauczona doświadczeniem z Lotosu, wydawało mi się, że na moją pozycję są już inne, mocniejsze zawodniczki i nie spędzałabym na parkiecie oczekiwanej przez siebie liczby minut. Podkreślę przy tym, że lubię wygrywać i mieć przekonanie, że jestem ważną zawodniczką w zespole – nie muszę wcale zdobywać dużej liczby punktów.

Następnie grałaś na Cyprze i w Szwajcarii. Grę musiałaś przerwać z powodu oczekiwania na narodziny dziecka. Jak doszło do podpisania kontraktu z Artego Bydgoszcz?

Mój mąż pochodzi z Bydgoszczy. Tam zamieszkaliśmy, gdy spodziewałam się dziecka. Znałam ówczesnego trenera Artego – Adama Ziemińskiego, ale klub nie zabiegał o mnie, nie złożył początkowo oferty. Do nawiązania kontaktu doszło przez czysty przypadek. Moją ciążę prowadziła żona trenera, czego nawet początkowo się nie domyślałam, bo nosiła swoje panieńskie nazwisko. Z trenerem Ziemińskim ustaliłam, że mogę spróbować spokojnie wrócić do treningów po urodzeniu dziecka. Nie spodziewałam się jednak, że już dwa miesiące po przyjściu na świat Laury zacznę trenować. Pomógł mi na pewno fakt, że na miejscu był mąż i jego rodzina, która bardzo dużo nam pomagała, mieliśmy także nianię. Dlatego zdecydowałam się na podjęcie gry w Bydgoszczy. Był to słuszny ruch – klub cały czas się rozwijał. W moim pierwszym sezonie grałyśmy w „ósemce”, lecz kolejne rozgrywki okazały się dużym rozczarowaniem, gdyż pomimo silniejszego składu zajęłyśmy zaledwie 9. miejsce. Zaczęłam się wówczas zastanawiać, czy nie opuścić Bydgoszczy, aby spróbować jeszcze zagrać w lepszym zespole, walczącym o medale. Pomyślałam jednak, że nie jest sztuką przejść do silniejszej drużyny i zdobyć medal, lecz uczynić to z taką właśnie drużyną. Dlatego obiecałam sobie spróbować jeszcze jeden sezon, zwłaszcza, że trenerem został Tomasz Herkt.

Co spowodowało, że w sezonie 2013/2013 Artego było prawdziwą rewelacją rozgrywek, w czym miałaś niemały udział?

Myślę, że trafiłyśmy na bardzo dobrą rozgrywającą – Julie McBride, która świetnie kierowała naszą grą. Wcześniej, kiedy na tej pozycji nie występowała tak dobra koszykarka, ja i Ela Mowlik byłyśmy odcinane od podań, bo rywalki nie spodziewały się dużego zagrożenia rzutem ze strony „jedynki”. W zeszłym sezonie było inaczej i grało nam się łatwiej. Drużyna była bardziej kompletna, bardzo dobrze ułożona, miała swoje zasady w obronie i ataku. Poza tym była dość pozytywna atmosfera, którą budowały kolejne zwycięstwa.

W sezonie zasadniczym ekipa z Bydgoszczy zajęła drugie miejsce, wygrywając m. in. w Krakowie i Polkowicach. W półfinale play-off to jednak wiślaczki okazały się wyraźnie lepsze. Jakie były przyczyny porażki Twojego zespołu w walce o finał?

Duże znaczenie miała kontuzja Charity Szczechowiak, przez co znacznie ograniczyło się nasze pole manewru pod koszem. Wisła miała szerszą ławkę, a poza tym dysponowała tak wielką indywidualnością, jak Tina Charles, której nie byłyśmy w stanie zatrzymać.

Czy oferta z Wisły Can-Pack Kraków była dla Ciebie zaskoczeniem? Podobno już wcześniej miałaś propozycję występów w koszulce z Biała Gwiazdą?

Były takie rozmowy - choćby wówczas, gdy opuszczałam AZS Gorzów. Jednak myślałam wówczas, że nie poradzę sobie, że może to za wcześnie. Wtedy w Wiśle występowała m. in. tak znakomita zawodniczka, jak DeForge, a do przyjść miała Chamique Holdsclaw. Po pierwszym sezonie w Artego krakowski klub ponownie wykazywał zainteresowanie moją osobą, ale dobrze nam szło, wywalczyłam sobie jakąś podwyżkę, poza tym miałam przecież malutkie dziecko. Kolejny rok był tak słaby, że nie wierzyłam, iż jeszcze będę mieć możliwość gry w ekipie na poziomie Euroligi. Obiecałam sobie jednak, że jeżeli dostanę dobrą propozycję, to z niej skorzystam.

Spotkałem się z informacją, że nie zagrałaś ani jednego meczu w Eurolidze, a przecież występowałaś w gdyńskim Lotosie w czasach, gdy był on jednym z najlepszych teamów w Europie.

Bo tak faktycznie było. Niestety, podczas mojego pobytu w Trójmieście nie mieściłam się nawet do meczowej „dziesiątki”, wyznaczanej na mecze Euroligi. Dlatego możliwość gry w roli podstawowej koszykarki w tych prestiżowych rozgrywkach klubowych była ważnym argumentem przy negocjacjach z Wisłą – traktuję ją jako swoisty awans zawodowy.

Jak oceniasz cele Twojego nowego zespołu na ten sezon? W Krakowie już niejako tradycyjnie mówi się o tytule mistrzowskim i awansie do najlepszej „ósemki” Euroligi...

Wiadomo, że sezon wszystko weryfikuje. Myślę jednak, że te cele są realne i dobrze przemyślane. Stefan Svitek, jako nasz szkoleniowiec, również ma ambitne zamierzenia i to przenosi się niejako na drużynę, która zaczyna „chwytać” jego koncepcje. Nasz trener jest wymagający i solidny, jasno nakreśla swoje oczekiwania wobec nas. Osobiście lubię mieć jasno przedstawione zasady, których mamy się trzymać jako zespół. Taki porządek może nam w dużym stopniu pomóc, zwłaszcza jeśli chodzi o grę w obronie. Jesteśmy zdeterminowane, waleczne, bardzo dobrze przygotowane pod względem fizycznym, do czego przyczyniły się treningi ze specjalistą od lekkiej atletyki. Wszystkie zajęcia były dokładnie rozpisane. Nie było możliwości odpuścić nawet trochę na treningach, bo trener wychwytywał wszystko. Każda z nas musiała dawać z siebie podczas zajęć 150 procent. Uważam, że te elementy zaprocentują podczas sezonu, wierzę w to. Nie mogę obiecać, że awansujemy do Final Eight, ale zrobimy wszystko, aby się tam znaleźć.

Jak oceniasz grupę w Eurolidze? Czy zgodzisz się, że zdecydowanym faworytem jest Fenerbahce Stambuł?

Tak naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać. W zeszłym sezonie Wisła miała znakomite zawodniczki, ale coś nie zagrało. Myślę jednak, że mamy duże szanse. Żaden z tych zespołów nie jest anonimowy – każda z nas wie, kto tam gra i jaki mniej więcej prezentuje poziom. Wydaje mi się, że jak zdobędziemy awans, to pójdziemy dalej za ciosem. Fenerbahce jest faworytem - tym bardziej, że organizują w tym sezonie turniej finałowy, więc celują w wygranie całych rozgrywek.

Jeśli chodzi o Basket Ligę Kobiet – czy zgodzisz się z opinią, że CCC Polkowice ma nieco słabszy skład niż w poprzednim sezonie?

Przede wszystkim w ekipie mistrzyń Polski nie ma tak wybitnej jednostki, jak Laia Palau, która potrafi w ważnych momentach zdobywać punkty, dysponuje też znakomitym przeglądem sytuacji. Jednak trener Jacek Winnicki jest bardzo dobrym fachowcem, o czym przekonałam się choćby pracując razem z nim w reprezentacji Polski. Jestem pewna, że coś wymyśli i wszystko poukłada. Przykładem z poprzedniego sezonu jest choćby Magda Skorek, która wcześniej mało grała w ROW-ie Rybnik, a w Polkowicach i tegorocznych meczach reprezentacji była podstawową zawodniczką.

Skoro już jesteśmy przy kadrze narodowej – dlaczego w tym roku nie udało się awansować do mistrzostw Europy w 2015 roku? Czy wpływ na to miał brak kilku podstawowych zawodniczek?

Nie chcę gdybać, kogo nie było i co byłoby, jakby te koszykarki zagrały. Postanowiłyśmy między sobą, że jesteśmy na zgrupowaniu w najsilniejszym składzie – przyjechały te dziewczyny, które chcą grać, są zdrowe - i nie będziemy rozpatrywać, co wydarzyłoby się, jeżeli w naszych szeregach nie zabrakłoby kilku zawodniczek. To był trzon kadry. Miałyśmy postawiony cel, którego nie zrealizowałyśmy. W dwumeczu z Grecją zabrakło nam koncentracji, szczęścia i „głowy”. Na wyjeździe przegrałyśmy wysoko, bo różnicą 15 pkt. W Cetniewie niemal nadrobiłyśmy tą stratę, jednak później coś się zacięło.

Jesteś w Krakowie już kilka tygodni. Jak odbierasz to miasto, jego atmosferę? Czy masz już jakieś ulubione miejsca?

Jeszcze nie zwiedziłam zbyt wiele. Z mężem i córeczką byłam raz na Wawelu, na Rynku. Póki co, nie było czasu zobaczyć więcej. Jeśli będzie trochę cieplej, to mam nadzieję, że wybierzemy się na dłuższą wędrówkę – chciałabym, aby Laura zobaczyła Smoczą Jamę. W aklimatyzacji w zespole bardzo pozytywną rolę odegrał fakt, że znałam praktycznie wszystkie polskie koszykarki występujące obecnie w Wiśle – z Justyną Żurowską i Asią Czarnecką grałam w Gorzowie, poza tym z Pauliną Pawlak, Kasią Krężel i Martą Jujką brałam udział w meczach i zgrupowaniach reprezentacji Polski.

Jesteś bardzo dobrym przykładem na to, że karierę koszykarki można świetnie połączyć z rolą matki. Jak godzisz obowiązki rodzicielskie z obowiązkami koszykarki?

Obecnie, podczas moich pobytów na treningach i meczach, dzieckiem zajmuje się mój mąż, który obecnie jest poza swoim sezonem treningowym (Rafał Hejmej jest wioślarzem, trzykrotnie uczestniczył w Igrzyskach Olimpijskich – przyp. autor). Laura zaczęła też chodzić do przedszkola. Z Bydgoszczy przyjeżdża też niania. Zatem mam odpowiednie wsparcie w opiece nad dzieckiem. Gdybym nie było to tak ułożone, nie zdecydowałbym się na przenosiny do Krakowa.

Można powiedzieć, że po urodzeniu dziecka wróciłaś na wyższy poziom sportowy, odżyłaś.

Mam podobne odczucia, jak inne zawodniczki, będące matkami – posiadanie dziecka daje dużego pozytywnego „kopa”, motywując do lepszej gry. Pamiętam, gdy przed rozgrzewką poprzedzającą ważny mecz z Grecją mąż przywiózł córeczkę i zasiedli na trybunach, asystentka trenera Winnickiego - Edyta Koryzna sugerowała, że obecność dziecka może mnie nieco zdekoncentrować. Powiedziałam jej wówczas, iż jak widzę Laurę, to gram o wiele lepiej. Faktycznie, to spotkanie w moim wykonaniu było dość udane. Chcę grać dla niej - aby jak najwięcej zapamiętała z moich występów, zainteresowała się tym sportem, a może kiedyś również zostanie koszykarką.

Bardzo dziękuję Ci za wywiad i życzę jak najwięcej dobrych meczów w tym sezonie.

Dziękuję również.

Rozmawiał: Paweł

Źródło: wislalive.pl

Jeśli zdobędziemy mistrzostwo Polski, to ten sukces zadedykuję rodzinie

2014-04-24

Po tym, jak przegrałyście drugi z finałowych meczów z CCC Polkowice w Krakowie, w klubie zrobiło się na pewno nerwowo.

Do Polkowic udałyśmy się z bojowym nastawieniem. W tym drugim, przegranym meczu w Krakowie ekipa CCC zaskoczyła nas tym, że była bardziej agresywna w odbiorze i obronie od nas. Teraz to my musimy być bardziej waleczne. Każda z nas musi dać z siebie maksimum swoich możliwości.

Drużyna CCC była w tym sezonie targana wewnętrznymi konfliktami, przeżywała wzloty i upadki. Wydawało się już, że nie podejmie z wami wyrównanej walki w finałach.

Jeśli chodzi o zawodniczki, to występuje tam nie byle kto. Takie nazwiska jak Belinda Snell i Jelena Skerović to koszykarki z najwyższej półki i trzeba o tym pamiętać. Ale nie możemy pozwalać narzucić sobie ich stylu gry. Musimy wykorzystywać przewagę wzrostu, która jest po naszej stronie.

Za Panią pierwszy w życiu sezon gry w rozgrywkach Euroligi. Jak ocenia Pani ten debiutancki rok w elicie? Wcześniej były obawy, jak organizm wytrzyma ten napięty terminarz i dwa mecze w tygodniu.

Nie było źle, ale fajerwerków też nie było. Wystawiłabym sobie jakąś przeciętną ocenę. Często byłam niewidoczna w ataku, ale też trzeba brać pod uwagę, że akcje ofensywne w Wiśle nie były ustawiane pode mnie, jak to bywało w niektórych wcześniejszych klubach. Człowiek uczy się przez całe życie. Na pewno poprawiłam grę w obronie, która wcześniej była moim słabszym punktem. Przede wszystkim cieszy to, że fizycznie wytrzymałam trudy tego sezonu, mecze co trzy dni. Czasem dokuczały mi jakieś mikrourazy albo ból kolana, ale ogólnie "nie pękłam" fizycznie.

Jest Pani gotowa na to, by powtórzyć takie wyzwanie? Chciałaby Pani rozegrać kolejny sezon w Eurolidze i przedłużyć umowę z Wisłą?

Nie wiem, czy zostanę, to zależy od stanowiska klubu. Ale myślę, że jeszcze jeden sezon w rozgrywkach euroligowych mój organizm by wytrzymał. Nie sądzę, by był to problem.

Wiśle udało się w tym sezonie zbudować zgrany zespół, nie było w nim takich konfliktów, jak rok wcześniej. Warto byłoby pozostawić trzon drużyny na kolejny sezon, ale już słychać, że to będzie niemożliwe. Cristina Ouvina np. w mediach społecznościowych ogłosiła, że opuszcza Kraków.

Trzeba przyznać, że w tym sezonie atmosferę w drużynie miałyśmy super. Już drugi raz z rzędu tak fajna ekipa mi się trafiła, po zespole Artego Bydgoszcz z sezonu 2012/13. Świetnie te relacje między nami się układały i gdyby to ode mnie zależało, to pozostawiłabym na przyszły sezon wszystkie dziewczyny! Najpierw jednak stoczmy walkę o mistrzostwo, a potem będziemy gdybać, co dalej.

W czerwcu czekają Panią eliminacje do mistrzostw Europy. Rok temu reprezentacja Polski nie uzyskała awansu, tym razem może się udać?

Naszym celem jest awans na Eurobasket. Jeśli chodzi o naszych rywali, to Słowacja ma duże ambicje, by wrócić do czołówki. Słowenia to też poważny zespół. Jest jeszcze Luksemburg. Nie ma się jednak co oglądać na siłę rywala. Rok temu mówiło się o naszych przeciwnikach: "Bułgaria, a kto to jest?" A przecież męczyłyśmy się w dwumeczu z tym zespołem. Trzeba po prostu zagrać swoje i zwyciężyć. Ale na razie się jeszcze na tym nie koncentruję, teraz najważniejsze jest dla mnie zdobycie mistrzostwa Polski. Potem będę miała upragnione dwa tygodnie wolnego, bo nie ukrywam, że jestem już trochę zmęczona. Marzę o wakacjach z moją rodziną, która ostatnio mogła się czuć trochę zaniedbana. Jeśli zdobędziemy to mistrzostwo, to zadedykuję je właśnie rodzinie, bo bardzo mnie przez ten cały sezon wspierała.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Rozmawiała Justyna Krupa

Wywiad z Justyną Żurowską-Cegielską

20 października 2015

W Wiśle jest Pani od trzech lat. Co uważa Pani za swój największy sukces podczas tego okresu?

Na pewno jest to 3-krotna obecność w finałach Mistrzostw Polski – z czego dwukrotnie wyszliśmy zwycięsko i upragniony złoty medal zawisł na mojej szyi. Dodatkowo dwukrotne wyróżnienie MVP finałów to zwieńczenie poświęconej wieloletniej pracy. Są to jednak aspekty czysto sportowe ale chciałabym wspomnieć o atmosferze jaka mnie tu przywitała i jaka mnie otacza. Ludzie pracujący dla Wisły są bardzo oddani, począwszy od Pań Sprzątających, które dbają o naszą szatnie i całą halę, przez Pana Józia, który zawsze wita mnie uśmiechem (i któremu życzę dużo zdrowia bo bardzo za nim tęsknimy- razem z Cristiną), osoby bezpośrednio związane z klubem po Prezesa Honorowego Mięttę- Mikołajewicza oraz aktualnego Pana Piotra Dunina- Suligostowskiego. Te osoby i wiele innych, których nie sposób wymienić sprawia, że każdego dnia z przyjemnością wchodzę na halę, wskakuje w buty i walczę by być jeszcze lepsza.

Po raz drugi w swojej karierze ma Pani okazję współpracować z trenerem Hernandezem. Jak oceni Pani jego warsztat szkoleniowy? Na co kładzie on największy nacisk jeżeli chodzi o pracę z drużyną?

Trener Hernandez to człowiek i trener, który wnosi w zespół wiele wiary i optymizmu. Jego wiedza koszykarska jest nieoceniona i stara się z każdego gracza wyciągnąć wszystko co ma najlepsze. Uczy nas jak się bawić koszykówką, jak uśmiechać się gdy robi się coś z wielkim oddaniem i jak pozostać pozytywnym, gdy nie wszystko układa się po naszej myśli. Hiszpańska koszykówka to przede wszystkim ruch i w ataku i w obronie- nie lubi gdy zatrzymujemy się w akcji – patrząc co nastąpi. Zachęca nas by działać, reagować- nawet przez ułamek sekundy nie wątpić.

Jak na Waszą formę wpłynęła środowa porażka w meczu Euroligowym? Jakie wnioski nasunęły się po tym spotkaniu?

Wniosków na przyszłość jest bardzo dużo, gdyż właściwie nie rzucając w ostatniej akcji tylko przetrzymując piłkę byłybyśmy zwycięskie. Wszystko co się dalej wydarzyło pokazało piękno koszykówki – jest ona nieprzewidywalna, zmienna, wyjątkowa. Przed nami kolejne spotkania więc pamiętając co dobrego wydarzyło się w ostatnim meczu – pracujemy dalej i z największym zaangażowaniem przystąpimy do kolejnych spotkań.

Jakie cele stawiacie sobie na ten sezon w Europie?

Euroliga należy do najlepszych – tam nigdy nie można być pewnym rezultatu- spójrzmy na Jekaterinburgb- największe pieniądze, własne samoloty, absolutny przepych w każdej kwestii, lecz nie wygrały one zeszłorocznej edycji, tylko Praga, która wzmocniona po sezonie – przegrała w środę swoje pierwsze spotkanie. Tak naprawdę ten sezon będzie dla nas wyjątkowy, bo cele i marzenia są wielkie ale my będziemy cieszyły się z każdej dobrej gry, a jeszcze bardziej gdy przerodzi się ona w zwycięstwo.

Jak oceni Pani atmosferę panującą na hali przy ulicy Reymonta?

Atmosfera przy R22 jest mocno uzależniona od rangi spotkania. Polska liga przyciąga bardzo małą rzeszę kibiców, natomiast podczas Euroligi doping jest fantastyczny – chwilami zastanawiam się czy aby na pewno gramy u siebie, gdyż tak rzadko mamy tak głośny doping. Strasznie dziękuję kibicom, którzy są zawsze z nami – to jest naprawdę ważne i proszę mi wierzyć, że unosi sportowca i dodaje energii. Zawsze gdy po meczu dziękujemy i przybijamy „piątki” jest mi gorąco w sercu widząc powtarzające się twarze- ta wytrwałość jest wspaniała i pokazuje wierność kibiców przy naszym zespole. Życzę sobie byśmy meczy ważnych i głośnych grali w tym sezonie jak najwięcej.

Czy słyszała Pani o Licealnym Wyzwaniu na meczach Euroligi w Krakowie?

Tak – uważam to za bardzo ciekawą akcję i mam nadzieję, że kolejne szkoły będą prześcigały się w pomysłowości i zaskoczą nas czymś naprawdę oryginalnym.

Ostatnie słowo należy do Pani.

Ostatnie słowo kojarzy się z końcem, a ja nie chcę kończyć – wszystko co robię dla Wisły robię z wielkim oddaniem i gdybym mogła to chciałabym jeszcze wypowiedzieć tysiące słów- nie chcąc jednak zanudzać czytelników – dziękuję, że poświęcili chwilę na przeczytanie moich słów i mam nadzieję- do zobaczenia wkrótce.


W łóżku jestem egoistką!

Wideo


Źródło: motywacja sportowca


Galeria zdjęć