Andrzej Bahr

Z Historia Wisły

Andrzej Bahr.
Andrzej Bahr.

Andrzej Bahr urodził się 24 listopada 1957 roku w Krakowie. Jest wychowankiem Garbarni, absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Ma uprawnienia trenera I klasy. Dwukrotnie był szkoleniowcem Cracovii. Pracował też m.in. w Hutniku. W 2002 roku związał się z Wisłą jako trener przygotowania ogólnego grup juniorskich, później został szkoleniowcem rezerw, zaś od 26 września 2006 roku (gdy trenerem był Dragomir Okuka) jest członkiem sztabu szkoleniowego pierwszej drużyny Białej Gwiazdy. Pracę w Wiśle Andrzej Bahr łączył ze szkoleniem futsalowców AZS Politechniki Krakowskiej.

29 marca 2012 roku trener Michał Probierz zrezygnował ze współpracy z Bahrem, którego zastąpił Zbigniew Jastrzębski. Następnie Bahr współpracował z Kazimierzem Moskalem w Termalice Bruk-Bet Nieciecza i GKS-ie Katowice. W marcu 2015 roku Kazimierz Moskal został nowym trenerem pierwszego zespołu wraz z nim do zespołu został włączony Andrzej Bahr, który został odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne piłkarzy.

Ojciec Bahra to były piłkarz ręczny Garbarni, zaś żoną Andrzeja Bahra jest była szczypiornistka Pasów.


Czytaj też:

"- Będzie to moje trzecie podejście do Cracovii - powiedział nam wczoraj Andrzej Bahr, który jako piłkarz grał w Garbarni (był jej wychowankiem), Prądniczance. - Pracowałem w tym klubie w latach 1988 - 94 z juniorami, potem seniorami Cracovii. Jako asystent Janusza Sputy sięgnąłem z drużyną juniorów po tytuł mistrza kraju, potem powtórzyłem ten sukces już jako pierwszy trener. Po odejściu z Cracovii miałem krótki, 3-miesięczny epizod w Garbarni, potem dwa lat pracowałem w Hutniku. Wróciłem do Cracovii w sezonie 1996/97, byłem asystentem trenera Łyski. Ostatnie 3 lata spędziłem w Szkole Mistrzostwa Sportowego." (21.06.2000) dziennik.krakow.pl


"- Gdzie oni tak długo tego Bahra ukrywali? - pytał z zadumą doświadczony obrońca "Białej Gwiazdy" Marcin Baszczyński. Drugi trener wypełniający też obowiązki fizjologa Andrzej Bahr jest zachwalany przez wszystkich piłkarzy. Przy Reymonta pracuje już od pięciu lat, ale dopiero kilka miesięcy z pierwszym zespołem. Każdy z wiślaków chce już zapomnieć o współpracy z Danem Petrescu. - Zero pojęcia o taktyce, mordercze treningi biegowe miały wypróbować nasz charakter, a nie przygotować do meczów, więc wszyscy wyglądaliśmy, jakbyśmy ciągnęli wagony towarowe - dowodził jeden z liderów drużyny." (21.02.2007) krakow.gazeta.pl

Andrzej Bahr
Andrzej Bahr

"Andrzej Bahr, najbliższy współpracownik Henryka Kasperczaka, jako pierwszy trener prowadził Cracovię. W III lidze, w sezonach 1993/94 i 2000/01. - Pracowałem w Cracovii od 1985 do 1994 roku, później jeszcze przez rok - wspomina Andrzej Bahr. - To były zupełnie inne czasy, można powiedzieć, że była to "romantyczna" Cracovia, z problemami finansowymi, z ogromnymi kłopotami." (11.05.2010) Dziennik Polski


Pełen skład kadry szkoleniowej - czerwiec 2002

  • Henryk Kasperczak – trener / menedżer I zespołu
  • Jerzy Kowalik – II trener / kierownik drużyny
  • Ryszard Szul – trener przygotowania fizycznego
  • Marek Holocher – trener bramkarzy
  • Antoni Szymanowski – trener II zespołu (rezerw)
  • Henryk Szymanowski – trener juniorów starszych
  • Andrzej Turczyński – trener juniorów młodszych
  • Andrzej Bahr – trener przygotowania ogólnego grup juniorskich
  • Janusz Adamczyk – trener bramkarzy w grupach juniorskich


Artykuły prasowe. Wywiady

Andrzej Bahr: Tydzień jak minuta

Data publikacji: 01-10-2006

Dla trenera Andrzeja Bahra to był pracowity tydzień. Do obowiązków trenera drugiej drużyny doszła współpraca ze sztabem szkoleniowym trenera Okuki. Ten tydzień nie był jednak wyjątkiem - teraz każdy kolejny będzie tak samo pracowity. Jak poradzić sobie z tyloma obowiązkami - o tym trener Bahr opowiadał w rozmowie z nami.

Czy spodziewał się Pan po zmianach, jakie zaszły w sztabie szkoleniowym, że to Panu zostanie zaproponowana funkcja asystenta trenera Okuki?

W zawodzie trenera jest tak, że gdziekolwiek zaczyna się pracę, to ma się tą perspektywę, że kiedyś dostanie się inna propozycję: gorszą, lepszą. To jest normalne w tym zawodzie. Można to porównać do tego, że każdy żołnierz, jak to było w armii Napoleona, nosił w plecaku buławę marszałkowską, zachowując oczywiście odpowiednie proporcje. Jak się pracuje w zawodzie trenera, to cały czas jest możliwość pracy z inną grupą. W Wiśle pracowałem z tyloma grupami, że nic mnie już nie zaskoczy.


Zastanawiał się Pan nad przyjęciem propozycji?

Nad każdą decyzją człowiek się zastanawia. Na razie to wszystko się dogrywa, w związku z tym, że zmiany były dynamiczne. Była zmiana trenera, przyszedł nowy dyrektor do spraw sportowych. Ta propozycja wyszła niedawno, ja ją przyjąłem. Teraz wszystko się tak szybko dzieje: mecz z Iraklisem, z Legią. Są to takie mega wydarzenia. Dopiero pewnie po tym poukładamy to wszystko tak, jak to sobie każdy by wyobrażał – zarówno trener Okuka, prezes Nawała jak i ja.


Jak Pan teraz poukłada swoje obowiązki?

Na miejscu jestem obciążony obowiązkami począwszy od prowadzenia zespołu rezerw, przez treningi indywidualne, aż do koordynacji pracy wszystkich trenerów z młodzieżą. Nie da się więc tego wszystkiego tak w jednej chwili zostawić. Poszukaliśmy takiego rozwiązania, przynajmniej w najbliższym okresie czasu, żebym był pomocny trenerowi Okuce na tyle, na ile on tego oczekuje. To jeszcze wymaga określonych ustaleń, przyjdzie z czasem.


Kiedy więc przyjdzie czas na te dokładne ustalenia?

Trzeba patrzeć na to spokojnie. Nie da się przerwać nagle jednej rzeczy i zacząć kolejnej. Ja mam na tyle doświadczenia, ze jestem w stanie sobie to wszystko poukładać. Oczywiście, jest to rozwiązanie na krótki okres. Pociąg jechał, nie można go było zatrzymać i wszystkiego układać na nowo. Dzieje się to w lekkim pośpiechu, ale nie oznacza to, że nie jest to przemyślane.


Do końca roku ma Pan na pewno prowadzić zespół rezerw. A co potem – rezygnacja z pracy z drugą drużyną, czy ze współpracy z trenerem Okuką?

Zobaczymy. Do każdego rozwiązania można się przygotować. Na wszystko trzeba patrzeć spokojnie – tego się nauczyłem. Zobaczymy, jak to wszystko będzie działało, funkcjonowało. Teraz wszystko dzieje się tak szybko, że trudno nawet popatrzeć na to z jakiegoś dystansu. Są określone zamierzenia klubu poustawiania tego. Jestem już po rozmowach z trenerem Okuką i prezesem Nawałką. Są określone pomysły, plany. Niby to już tydzień na nowej funkcji, ale to dzieje się tak szybko, że ten tydzień minął jak jedna minuta.


Jakie zadania postawił przez panem w tych rozmowach trener Okuka?

To jest to, o czym mówił publicznie trener Okuka odnośnie oczekiwań wobec trzeciego asystenta. Ma on się zajmować zawodnikami, którzy dochodzą po kontuzjach i pomagać w trakcie samych treningów. Oczywiście szczegóły będziemy jeszcze uzgadniać – tak sobie powiedzieliśmy.


Pracuje Pan teraz zarówno z pierwszym, jak z i drugim zespołem. Czy ułatwi to w jakiś sposób zawodnikom rezerw wchodzenie do pierwszej drużyny?

Nic się nie zmieni. Od wielu lat polegało to na współpracy między sztabem szkoleniowym pierwszego i drugiego zespołu. Głównym zadaniem chłopców z drugiego zespołu jest dobrze grać. Nigdy nie będzie tak, że ktoś będzie się na trzecioligowym poziomie wyróżniał i nie będzie zauważony przez pierwszy zespół. Trzeba mieć jednak świadomość, że ta droga jest bardzo długa. Dobre wstępy w drugim zespole torują im drogę najpierw do ewentualnych treningów z pierwszym zespołem – tam też się trzeba pokazać. Potem wchodzi się na stałe na te treningi. Następny etap to wejście na stałe do kadry treningowej, dopiero potem jest pukanie do kadry meczowej. Doświadczenie uczy, że ta droga jest wydłużona. Są oczywiście takie błyskawiczne awanse, jak Kuby Błaszczykowskiego, ale to dzieje się bardzo rzadko. Dobrze będzie, jeśli z zespołu rezerw w kilkuletnim okresie czasu będzie wchodził do pierwszej drużyny co roku przynajmniej jeden zawodnik. Trzeba pamiętać, że tu poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. Przejście z młodzieżowej piłki, czy trzecioligowej do czołowej drużyny pierwszej ligi jest bardzo trudne.


Nad czym trzeba będzie najwięcej pracować z piłkarzami pierwszej drużyny – wytrzymałością, motoryką, kondycją?

Nie można tego rozdzielać, bo to są naczynia połączone. Generalnie najważniejsza jest głowa. Mentalność, inteligencja to rzecz najważniejsza. Piłka nożna wbrew pozorom nie wymaga takiego przygotowania motorycznego, jak na przykład lekkoatletyka. Gdy obserwujemy najlepszych zawodników, to tym, co się wybija, jest ich inteligencja boiskowa przekładająca się nie tylko na świetne zagrania, ale też na pracę na treningu, umiejętność uczenia się. Oczywiście, trzeba też dysponować określonymi umiejętnościami motorycznymi. Z moich obserwacji wynika, że wybili się ci chłopcy, który byli mentalnie przygotowani do uprawiania sportu - ci, którzy potrafili się uczyć, potrafili pokonywać przeszkody, byli bardzo cierpliwi. Tym się różnią polscy piłkarze od zachodnich. Wbrew pozorom w technice czy motoryce nie ma takich wielkich różnic. Problemem jest traktowanie piłki nożnej, która powinna być dla młodego zawodnika najważniejsza na świecie. Jeśli jest ona przy okazji, to nawet najzdolniejszy się nie przebije.


Jakie są Pana plany na najbliższy tydzień, gdzie będzie można Pana spotkać?

Na razie ustaliliśmy, że nie będę się pokazywał na ławce. Jestem potrzebny gdzie indziej. Może na razie nie będę na świeczniku, ale moja rola też jest ważna. Nie wszyscy mogą siedzieć na przedzie, miejsca są porozdzielane.

Dziękujemy za rozmowę

Rozmawiali Wit i Marcin Górski
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA


Andrzej Bahr: Nauka i nowinki to już standard

Data publikacji: 29-03-2015

Andrzej Bahr do sztabu szkoleniowego pierwszej drużyny dołączył wraz z trenerem Kazimierzem Moskalem, jednak jego historia w Wiśle sięga kilkunastu lat wstecz. To nazwisko jest marką rozpoznawaną w całym krakowskim środowisku sportowym. Zapraszamy do rozmowy z wiślackim trenerem przygotowania fizycznego.


Panie trenerze, jak zaczęła się Pana przygoda ze sportem i piłką nożną? Można powiedzieć, że wynikało to z rodzinnych tradycji. Mój ojciec jeszcze przed wojną grał w piłkę ręczną, kiedy zespoły były 11-osobowe. Był reprezentantem Polski oraz zawodnikiem Garbarni Kraków. Moja mama grała natomiast w siatkówkę, nota bene w Wiśle. Nie ma co ukrywać, że pod względem sportu to były inne czasy. Dostałem w genach zacięcie sportowe, lecz należy podkreślić, że zawodnikiem na wysokim poziomie nigdy nie byłem. Grałem w Prądniczance i w juniorach Garbarni. Po maturze naturalnym dla mnie wyborem była Akademia Wychowania Fizycznego. Miałem to szczęście, że właśnie tam spotkałem wiele osób związanych ze sportem i piłką nożną. Pracę magisterską pisałem z fizjologii, więc już wtedy byłem ukierunkowany na wykorzystywanie nauki na potrzeby różnych dyscyplin, w tym piłki nożnej. Po zakończeniu studiów przez pięć lat grałem w Prądniczance, a zarazem byłem trenerem trampkarzy, potem juniorów. Tak to się zaczęło.

A jak Pan trafił do Wisły? Będąc trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego, dużo współpracowałem z Adamem Nawałką, który wówczas był w Wiśle koordynatorem grup młodzieżowych. Znał mnie i moje metody pracy. Zawodnicy, którzy byli piłkarzami Wisły, a jednocześnie uczniami szkoły, pozostawali pod moją opieką. To on, jako pierwszy zaproponował mi pracę przy Reymonta. Potem przyszedł trener Kasperczak, który również wyrażał zainteresowanie współpracą ze mną. Od 2003 roku, razem z Antkiem Szymanowskim, byłem trenerem w drugiej drużynie. Od tamtej pory pracowałem w Wiśle nieprzerwanie przez dziesięć lat, pełniąc różne role. Od trenera przygotowania fizycznego po trenera juniorów, trenera drużyny rezerw, a od 2007 zacząłem z pierwszą drużyną współpracę, która trwała pięć lat. Potem nastąpiła przerwa, w trakcie której pracowałem z Kazimierzem Moskalem w Termalice oraz GKS-ie Katowice, żeby teraz wrócić do Krakowa.

Mając takie przygotowanie zawodowe i doświadczenie nie dążył Pan do objęcia funkcji pierwszego trenera? Rolę pierwszego trenera pełniłem w młodości, prowadziłem Cracovię w III lidze, a także Garbarnię. Czasami przypadek decyduje o naszych wyborach, a podjęte decyzje skutkują konkretnymi działaniami i drogą, z której nie chcemy lub nie możemy zawrócić. Ja zacząłem się specjalizować w wykorzystaniu w sporcie nauki i badań naukowych. Był to wybór przemyślany, a przypadło to w okresie, kiedy w Wiśle było zapotrzebowanie na trenera przygotowania fizycznego.


Czym dokładnie zajmuje się Pan teraz? Zajmuję się przygotowaniem fizycznym zawodników, a także, wykorzystując monitory, które analizują częstość skurczu mięśnia w czasie pracy zawodników, treningów i meczów kontrolnych, obserwuję, jaki jest potencjał i dyspozycja naszych piłkarzy. Ponieważ pracowałem tu wcześniej, w odniesieniu do kadry, która się nie zmieniła, mam cenne spostrzeżenia: pod moją opieką byli bowiem wcześniej Darek Dudka, Paweł Brożek czy Łukasz Burliga, którego prowadziłem jeszcze w drużynach młodzieżowych. Mam więc pewne porównanie, jaki jest ich stan obecny, a jak prezentowali się motorycznie kilka lat temu. Przedmiotem mojej pracy jest to, co wiąże się z analizą intensywności treningowej i prognozowaniem, w jakiej dyspozycji są poszczególni zawodnicy.


Pan słynie z tego, że lubi wykorzystywać nowinki technologiczne i treningowe. Że słynę, to za dużo powiedziane. Taki jest wymóg czasów. Dzisiaj możemy obserwować topowe drużyny, które dysponują ogromnym zapleczem naukowym oraz sztabem ludzi, który jest niesamowicie rozbudowany o trenerów analizujących samą grę, ale także fizjologów. Mają oni do dyspozycji analizatory, związane z oceną dystansu przebytego przez zawodników, wyszczególnione konkretne etapy gry czy poziomy szybkości. Jest to ogromny materiał badawczy, nie sposób, żeby jedna osoba go ogarnęła. Wszystkie nowinki pomału stają się w klubach standardami. Kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z piłką, blisko dwadzieścia lat temu, to sport tester był nieprawdopodobną nowością i budził olbrzymie zdziwienie. Dzisiaj to jest normalna rzecz, tak jak piłka. Należy natomiast mieć do tego dystans, bo piłka nożna nie jest nauką, ale nauka ogromnie pomaga w indywidualizowaniu poszczególnych obciążeń i pozwala prognozować grę zawodników. Jest to olbrzymi kapitał, który odpowiednio wykorzystywany, sygnalizuje pierwszemu trenerowi, jak przygotować proces treningowy i unikać kontuzji.


Istnieje realna różnica w przygotowaniu drużyny I ligi i ekstraklasy? Myślę, że w samych przygotowaniach wielkiej różnicy nie ma. Wiadomo jednak, że liczy się potencjał zawodniczy. Są takie przypadki, że wielu utalentowanych zawodników jest w drużynach pierwszoligowych i z różnych względów nie są dostrzegani, bądź mają tzw. pecha piłkarskiego. Samo przygotowanie może być uwarunkowane możliwościami finansowymi. Wiadomo, że zespoły z ekstraklasy możliwości mają dużo większe. Choć zdarzają się już w I lidze drużyny, które jeżdżą na zagraniczne zgrupowania. Podkreślam jeszcze raz, że sama metodologia przygotowania nie różni się wiele, lecz w dużej mierze zależy od świadomości pierwszego trenera i działaczy, którzy decydują o środkach pieniężnych na okres przygotowawczy.


Jaka jest filozofia futbolu Andrzeja Bahra? Nie uzurpuję sobie prawa do tworzenia swojej filozofii, natomiast lubię grę, która opiera się na akcjach ofensywnych. Grę, która jest pełna atrakcji dla zawodników, ale tak samo dla kibiców. Trzeba natomiast pamiętać, że bardzo istotną sprawą jest gra w defensywie. Odpowiedni balans między obroną i atakiem zawsze pokazuje, czy drużyna jest na odpowiednim poziomie czy nie.

A. Koprowski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl