Andrzej Blacha

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:48, 20 paź 2014; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
Andrzej Blacha, były asystent Macieja Skorży
Andrzej Blacha, były asystent Macieja Skorży

Andrzej Blacha, pierwszy asystent trenera Macieja Skorży, pracował w Wiśle od 13 czerwca 2007 roku do końca marca 2008 roku, gdy sam podał się do dymisji w związku z zarzutami korupcyjnymi związanymi z pracą w poprzednich klubach. W kwietniu 2011 roku Blacha został wykluczony ze struktur Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Spis treści

Artykuły prasowe. Wywiady

"Ochroniarz" trenera

Data publikacji: 23-08-2007 12:47


"W Groclinie w żartach mówiono o mnie, że trener Skorża wziął sobie ochroniarza" - śmieje się drugi trener Wisły, Andrzej Blacha. Nic dziwnego - krótko obcięte włosy, 188 centymetrów wzrostu i umięśniona sylwetka robią wrażenie. A jaki jest naprawdę asystent pierwszego trenera? O tym można się przekonać, czytając rozmowę, jaką z nim przeprowadziliśmy.

Zacznijmy od początku: czy bycie trenerem to było marzenie młodości?

Na początku moim marzeniem było zostać piłkarzem. Niestety, nie było mi to dane ze względu na problemy zdrowotne. Te moje problemy uświadomiły mi, że z piłką mogę jeszcze mieć coś wspólnego i zacząłem pracować jako trener.

Kiedy dokładnie podjął Pan decyzję o zmianie planów życiowych?

Dosyć wcześnie, bo już w wieku osiemnastu lat. Na studia wychowania fizycznego przyszedłem z kontuzją – zerwane więzadło krzyżowe. To było 14 lat temu i wtedy taka operacja była bardzo poważna dla piłkarza. Wiązała się ona z dużymi kosztami, a dodatkowo nie każdy w Polsce mógł ją zrobić. Klub niestety odwrócił się ode mnie, musiałem sam sobie radzić z tą kontuzją. Pochodzę z normalnej rodziny, nie biednej, ale nie było nas stać na opłacenie takiej drogiej operacji. Nie chciałem też poddać się takiej operacji w normalnym szpitalu, bo wiem, jak wygląda takie „krojenie”, że się wyrażę tak nieelegancko. Szukałem więc kontaktów, żeby jakoś zoperować to kolano. Udało mi się, operacja została wykonana w Piekarach Śląskich u doktora Widuchowskiego, wtedy chyba najlepszego specjalisty od kolan w Polsce. Oczywiście, cały czas nie dochodziło do mnie, że nie będę grał w piłkę. Cały czas przychodziłem na mecze, denerwowałem się, jak oni grają, bo przecież ja bym to zrobił lepiej. W młodym wieku to jest normalne. Ja to mam zresztą do tej pory – niestety zostały takie moje niespełnione marzenia. Wtedy zacząłem powoli myśleć, żeby się wziąć za coś innego – za trenerkę. Tak to się zaczęło. Najpierw byłem asystentem w IV lidze, w AZS AWF Warszawa. Wtedy jeszcze próbowałem grać. Nie wyglądało to najgorzej, ale bez więzadła krzyżowego było ciężko. Próbowałem wzmacniać mięśnie, grałem trzy mecze, potem dwa odpoczywałem, także to nie była prawdziwa gra. Tak się złożyło, że jeszcze w tym czasie miałem dużo propozycji z klubów, nawet z tą kontuzją. Zgłaszały się nawet pierwszoligowe zespoły – Siarka Tarnobrzeg, Stal Stalowa Wola, Motor Lublin. Proponowano mi, że oni sfinansują moją operację, ja się przeniosę na studia zaoczne, będę miał spokojnie czas na powrót do zdrowia, a potem będę grał. Ja jednak byłem na studiach dziennych i na zaoczne przenosić się nie chciałem. Na pewno młody wiek wpłynął na tą decyzję – człowiek chciał przeżyć okres studiów jak student – trochę się pobawić, trochę pouczyć.

Po tych propozycjach od pierwszoligowych klubów nie żal było kariery piłkarskiej?

Z perspektywy czasu, z tym rozumem, co teraz i ze zdrowiem jeszcze sprzed kontuzji to na pewno byłoby dobrze. Byłbym na studiach zaocznych, kończyłbym naukę i grałbym w piłkę.

Na jakiej pozycji Pan grał?

Byłem napastnikiem. 188 centymetrów wzrostu, 35 bramek w mocnej trzeciej lidze, także gole strzelałem, można powiedzieć, na zawołanie. Dlatego właśnie miałem tyle ofert.

Karta zawodnicza na ręce jest?

Jest (śmiech), ale to nie ta waga. Wtedy ważyłem 78 kilo, teraz 100. To było 22 kilo mniej – byłem "przeciąg" wtedy. Na setkę miałem 11,4 sekundy – to tak może jak Andrzej Niedzielan.

Pana kariera trenerska od momentu rozpoczęcia pracy z Hutnikiem Warszawa bardzo szybko się potoczyła.

Wcześniej pracowałem jeszcze z młodzieżą, nawet taką trudną. Szybki rozwój mojej kariery zaczął się od Hutnika Warszawa. Prezes Strejlau dał mi taką propozycję. Powiedział, że stamtąd wywodzą się najlepsi polscy trenerzy, a moim marzeniem jest zostać selekcjonerem reprezentacji Polski. Powoli dążę do tego.

Od Hutnika się zaczęło. Dostałem drużynę zajmującą słabą pozycję, a mimo to udało mi się zrobić awans do wyższej ligi. Wtedy dostałem propozycję ze Znicza Pruszków. Tą drużynę z kolei zostawiłem też bardzo wysoko. W Pucharze Polski pokonaliśmy Zawiszę Bydgoszcz, która do meczu z nami nie miała straconej bramki. U mnie stracili pięć bramek, wygraliśmy 5:2. Trener Baniak nie wiedział, co się dzieje. Po meczu mówił, że dawno nie widział takiej drużyny. Potem przyszła pora na Groclin w Pucharze Polski. Ten mecz pechowo przegraliśmy. Jak patrzę z perspektywy czasu to dobrze, że przegraliśmy, bo później z Groclinem zdobyłem Puchar Polski. Gdybym wtedy wygrał, to Puchar zdobyłbym ze Zniczem, a tak osiągnąłem to już z Groclinem. No i pracowałem w pierwszej lidze. W końcu przyszła pora na Wisłę Kraków.

Przygląda się Pan osiągnięciom Znicza w drugiej lidze? Pana były zespół jest na czele tabeli.

Ja jestem bardzo sentymentalny. Jeśli tylko mam okazję i jestem w Warszawie, to jestem na meczu Hutnika, na meczu Znicza. Tam gdzie pracuję, tam zostawiam serce.

Po Pana karierze – sukces i szybkie przeniesienie się do kolejnego zespołu - można by powiedzieć, że sentymentów brak.

Sentymenty są, ale piłka nożna jest brutalna. Trzeba sobie zadać pytanie, jakie się ma cele. Ja miałem taki, że chcę być selekcjonerem reprezentacji Polski. Przemyślałem tą sprawę i powiedziałem sobie: czy ty chcesz być wykładowcą, bo wykładałem też na AWF, czy chcesz robić to, co sobie założyłeś i być trenerem. Dlatego właśnie zrezygnowałem z pracy na uczelni, odszedłem z klubu. Odchodziłem w bardzo miłej atmosferze, jeśli chodzi o zawodników i prezesów. Ile jest takich przypadków, że drużyna trzecioligowa gra mecz z pierwszoligową i po tym spotkaniu trener trzecioligowy jest zatrudniany w pierwszej lidze? Wydaje mi się, że ja mogę być takim pierwszym przypadkiem.

Czy to trener Skorża zaproponował Panu przejście razem z nim do Wisły?

Tak. My znamy się jeszcze ze studiów – ja byłem na pierwszym roku, on na czwartym. Graliśmy trochę ze sobą. Znaliśmy się, trochę spotykaliśmy – wiedziałem, ze Maciek jest piłkarzem i trenerem. Miałem z nim dobry kontakt, ale nie dość bliski. Później przyszła ta sytuacja z Groclinem, gdzie prezes Drzymała zapytał Macka o zdanie, czy jemu odpowiada, że będę jego asystentem. My nadajemy na tych samych falach, tego samego chcemy. W Groclinie osiągnęliśmy jakiś sukces. Maciek powiedział mi, że chętnie widziałby mnie w Wiśle. Ja odpowiedziałem, że jestem chętny, chyba, że miałbym propozycje prowadzenia samodzielnie klubu w pierwszej lidze. Maciek dobrze o tym wie. Jakieś propozycje miałem, ale nie takie, żeby rozważać miedzy tą drużyną, a Wisłą. W związku z tym zgodziłem się.

Czyli trener Skorża może czuć oddech kolegi na plecach?

Nie, nie ma mowy. Jest pewna uczciwość pracy. Oczywiście, są różne przyczyny: trener ma na przykład możliwość pójścia do lepszego klubu, ale samodzielnie. Może wtedy, gdyby klub zaproponował mi, żebym został, to bym się zastanawiał. Na pewno jednak nie będzie tak, że klub zwalnia trenera i ja musze być pierwszym. Poza tym ja wiem, że trenera nie zwolnią, bo wszystko będziemy wygrywać.


Kto jest Pana wzorem trenera?

Jest mnóstwo takich trenerów. Ja mogę powiedzieć, że mam taki klub, na którym się opieram. Jest to Valencia. Na niej opierałem swoją grę wcześniej – w Hutniku i Zniczu Pruszków. Jest to najlepsza drużyna w Hiszpanii grająca taktycznie – tak to odbieram. Real i Barcelona bazują bardziej na indywidualnościach. Teraz dochodzi jeszcze Sevilla, gdzie widać, że trener Ramos potrafi ustawić drużynę bardzo dobrze. Gdyby było mi dane być na stażu w Valencii, to bardzo chętnie. Oczywiście, myślę o tym.

Czy korzysta Pan z polskiej myśli szkoleniowej?

Oczywiście, korzystam z polskiej myśli szkoleniowej, bo byłem na niej wychowany. Teraz odbiera się to w ten sposób, że starzy trenerzy, stara szkoła jest zła. Trzeba wyciągać odpowiednie wnioski, czerpać dobre z tego, co było, a równocześnie być na bieżąco, przyglądać się, co jest na topie na zachodzie. Na AWFie moimi przełożonymi byli trenerzy Kapera, Masztaler, którzy w przeróżnych grupach wiekowych zdobywali mistrzostwa. Od nich też się uczyłem. Oczywiście, ja mam swoje spojrzenie na to – coś mi się podobało, coś nie. Umiejętnością trenera jest to, żeby wyciągać odpowiednie wnioski.

Wam w Wiśle chyba udaje się wyciągać dobre wnioski, bo wygląda na to, że w krótkim czasie dużo zmieniliście na lepsze. Co jeszcze wymaga zmian?

Zawsze jest dużo do zmiany. My przecież możemy czegoś nie dostrzegać, a i tak widzimy mnóstwo rzeczy, których tej drużynie brakuje. Oprócz meczu, treningu, chcemy też zmieniać klub, jego organizację, żeby wszystko było łatwiejsze. Chcielibyśmy, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik, żeby był jasny podział. Klub to nie tylko mecz, boisko. Dookoła jest mnóstwo innych rzeczy i to wszystko się zazębia. My weszliśmy do drużyny, która była rozbita po zajęciu ósmego miejsca w tabeli. Tu były same indywidualności, to nie była drużyna. Bardzo się zdziwiłem tym, gdy tu przyszedłem. Trzeba jeszcze sporo pracy włożyć, żebyśmy mogli walczyć o wspólny cel - Mistrzostwo Polski i ten wyższy cel, jakim jest Liga Mistrzów. Oczywiście, nie ma nic od razu. Po miesiącu przygotowań nie można zrobić wszystkiego.

Jak się wam udało z tych indywidualności na nowo stworzyć zespół?

Przede wszystkim trzeba pochwalić zawodników, bo to oni pokazali nam, że chcą pracować. Pokazali, że nie są wypaleni, chcą wygrywać mecze, osiągać wyniki. To dzięki nim wszystko się tak dzieje. My staramy się im pomagać. W drużynie jest dyscyplina. Kiedy jest czas, to się śmiejemy, ale wszyscy wiemy, kiedy nadchodzi moment na to, że trzeba pracować. Ta dyscyplina przekłada się na mecz, na realizowanie założeń taktycznych. Oczywiście wyniki też bardzo dużo robią. Zawodnicy maja przed sobą młodych trenerów, ale tu nie jest tak, że oni się zastanawiają, co taki trener może go nauczyć. Autorytetu nie wyrabia się z wiekiem, tylko tym, co się robi. Trener, żeby był dobry, nie musi mieć 50 lat. Najgorsze jest to, co mnie bardzo denerwuje - zazdrość. W moim przypadku słyszę na przykład – co on tu robi, taki młody. W Groclinie był, teraz tu, a dopiero ma 32 lata. Ludzie, a tym bardziej starsi trenerzy, zazdroszczą, bo im się nie udało osiągnąć tego przez lata.

Mówił Pan o tej maszynie, jaką stanowi drużyna. A jakie są dokładnie Pana obowiązki, czego od Pana wymaga trener Skorża?

Wszystkiego. Jestem dyspozycyjny dla trenera Skorży przez 24 godziny. Jest prośba, żebym zrobił trening, robię trening, żebym zrobił rozgrzewkę, robię rozgrzewkę, żebym zaproponował taktykę, przygotowuję taktykę, daję wskazówki, jak ja bym to zrobił, bo teraz jeździmy na mecze przeciwników. Trener Skorża chce, żeby wszystko było profesjonalnie przygotowane i Wisła nam to umożliwia. To jest ekstra. Jestem więc człowiekiem od wszystkiego. Drugi trener to taka osoba od czarnej roboty. No i jeszcze jedno – trener wymaga ode mnie lojalności. A ja taki jestem.

Mówi się, że to właśnie Pan jest odpowiedzialny za dyscyplinę w drużynie, o której Pan wspominał.

Dlaczego? Bo jestem łysy, wysoki i sto kilo ważę? Po raz kolejny spotykam się z taką informacją. Tak samo było w Groclinie – w żartach mówiono trenerowi Skorży, że wziął sobie ochroniarza. W Chicago kibice krzyczeli, że mamy chuligana w kadrze. Cały sztab odpowiada za dyscyplinę. Ja owszem, potrafię krzyknąć, ale chodzi o to, żeby naprowadzić kogoś rozmową.

Potrzebne są takie rozmowy?

Nie, nie są potrzebne. Czasami wystarczy spojrzeć, jak ktoś się zagalopował i zawodnicy już wiedzą, o co chodzi. To jest przecież dla wspólnego dobra. To nie chodzi o to, żeby wprowadzać terror, sztuczną dyscyplinę, bo to jest złe. Zawodnicy sami wiedzą, że muszą się kontrolować, tak samo my. Jest regulamin, który ustaliliśmy sobie w szatni i każdy musi go przestrzegać.

Jak osoba wcześniej związana z Warszawą znajduje się w Krakowie?

No właśnie nie wiem, jak to jest możliwe. Wcześniej było tak, że to było nie do pomyślenia, żeby do Krakowa przyjechała osoba związana z Warszawą. Myślę, że kibice muszą zrozumieć takie sytuacje. Rozmawiałem tutaj z zawodnikami i część z nich mówi, że nigdy nie przeszłaby do Legii. Ja tego nie rozumiem. Ja się utożsamiam z klubem, do którego teraz należę i to nie jest sztuczne. Kibice jednak muszą zrozumieć, że my tak pracujemy. Za chwilę Wisła, którą kochamy, nas zwolni i co wtedy mamy zrobić? Obrazić się? Trener prowadzi taki koczowniczy tryb życia – pracuje tam, gdzie go chcą. My robimy wszystko dla tego klubu jak najlepiej, chcemy być wobec niego lojalni, żyć w zgodzie z kibicami. Tak samo piłkarze. To jednak nie pomaga, gdy kibice mówią o "zdradzie" – tak nie powinno być.

Na ile trener poznał Kraków?

Dwa , trzy razy byłem na Rynku, ale tylko na chwilę. Jeszcze nic nie zwiedzałem, bo te wyjścia były wieczorem. Niestety, nie mam czasu. Był problem z mieszkaniem, teraz już został on rozwiązany. Gdy mieszkałem w hotelu było jeszcze trudniej się gdzieś wyrwać. Teraz będziemy mieli coraz więcej czasu – okres przygotowawczy za nami, więc już niedługo będę zwiedzał Kraków.

A zna trener jakieś Wiślackie przyśpiewki?

"Jak długo na Wawelu"! Hymn jest piękny. Zawsze gdy go słyszę, to normalnie dreszcze przechodzą. To jest piękne, gdy kibice kibicują do końca, na dobre i na złe, cokolwiek się dzieje.

Czy kibice rzeczywiście pomagają na boisku?

Oczywiście, że tak. Oni są naprawdę tym dwunastym zawodnikiem. W Grodzisku na przykład lubiliśmy jechać na mecze, gdzie była atmosfera, gdzie było więcej kibiców. Nawet nie chodziło o to, żeby nas dopingować. Tej drużynie po prostu udzielała się atmosfera. Niestety, Grodzisk jest małym miasteczkiem i kibiców nie było tylu, co w Krakowie. Doping jednak był.

Uważam, że w Krakowie, mieście, które ma prawie milion mieszkańców, i tak za mało ludzi przychodzi na mecze. Może chodzi tu o brak miejsc. Mam nadzieję, że jak oddadzą kolejną trybunę, to nadal będzie komplet i jeszcze będą kolejki stały po bilety, których już nie będzie.

Na koniec chcieliśmy zadać takie przyjemne pytanie: gdyby trener prowadził zespół, który grałby w Lidze Mistrzów i równocześnie pojawiłaby się propozycja poprowadzenia polsiej reprezentacji, to co by Pan wybrał?

Bardzo ciężkie pytanie. Oby tak było! Myślę, że jakieś rozwiązanie bym znalazł. Dogadałbym się albo ze związkiem, albo z klubem. Na pewno byłoby mnóstwo rozwiązać i na pewno bym sobie poradził.

Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuję.


Źródło: wisla.krakow.pl

Zatrzymanie trenera B. nie dotyczy Wisły

Data publikacji: 10-02-2009 15:11


Zatrzymanie byłego trenera Wisły Kraków, Andrzeja B. w żaden sposób nie jest związane z Wisłą Kraków. Oburzający jest fakt, że w większości przypadków media, opisując to zatrzymanie, na pierwszym miejscu informują o jego pracy w naszym klubie.

Pan Andrzej B. pracował w Wiśle Kraków jako asystent trenera Skorży od lipca 2007 do marca 2008, tymczasem zarzuty postawione mu dotyczą sezonów od 2003/2004 do 2005/2006. Jasno więc widać, że zarzuty postawione panu B. nie mają nic wspólnego z jego pracą w Wiśle Kraków.

Wisła Kraków nie rozumie, dlaczego media informując o zatrzymaniu pana B. nie wymieniają klubów, z którymi w tym czasie współpracował. To właśnie te drużyny należałoby wymieniać w tytułach, a nie Wisłę Kraków, z którą pan B. był związany od lipca 2007 roku, a nie w latach, których dotyczą postawione mu zarzuty.

Dla Wisły Kraków sposób informowania o sprawie przez media jest tym bardziej oburzający, że w ten sposób media uderzają w dobre imię trenera Andrzeja Bahra, który cały czas jest pracownikiem Wisły Kraków. Wiele osób, które jedynie pobieżnie przeglądają tytuły pojawiające się w mediach, pyta, czy sprawa dotyczy trenera Bahra.

Wisła Kraków domaga się więc od mediów informowania o tej sprawie w sposób rzetelny tak, aby nie uderzało to w dobre imię Wisły Kraków.

Wisła Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Andrzej Blacha przesłuchiwany przez prokuraturę

27. marca 2008

Do Bytomia z resztą zespołu nie pojechał dziś drugi trener wiślaków, Andrzej Blacha. Zamiast do Bytomia, zmuszony był udać się do wrocławskiej prokuratury, do której został doprowadzony pod zarzutem udziału w aferze korupcyjnej.

Informacje o zatrzymaniu drugiego trenera Wisły Kraków potwierdził rzecznik prasowy klubu, Adrian Ochalik. - Potwierdzamy, że Andrzej Blacha jest obecnie przesłuchiwany we Wrocławiu, nie wiemy natomiast w jakim charakterze: świadka, czy podejrzanego - powiedział Futbol.pl Ochalik. - Muszę też zaznaczyć, że Wisła nie ma czego się bać w związku z tym zatrzymaniem, ponieważ pan Blacha pracuje przy Reymonta dopiero od dziewięciu miesięcy - dodał rzecznik Wisły

Przed objęciem funkcji drugiego trenera w Wiśle, Blacha pracował w Hutniku Warszawa, Zniczu Pruszków i ostatnio w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski.

Źródło: futbol.pl / wislakrakow.com

Oświadczenie trenera Blachy

Data publikacji: 31-03-2008 15:36


Oświadczenie trenera Andrzeja Blachy w związku z jego rezygnacją z funkcji drugiego trenera Wisły Kraków.

„Chciałem przeprosić za sytuację, w której postawiłem klub Wisła Kraków. Zapewniam, że jeśli chodzi o Wisłę, to nie podejmowałem żadnych działań, które mogłyby zaszkodzić dobremu imieniu tej drużyny. Chciałem też zapewnić wszystkich, że jako trener któregokolwiek z klubów, w których pracowałem, nie podejmowałem żadnych działań, godzących w dobre imię moje oraz tych klubów.

Równocześnie chciałem podziękować Wiśle Kraków za szansę rozwoju zawodowego, którą stworzono mi w klubie przez ostatnie dziewięć miesięcy.”

Andrzej Blacha

Nie wyobrażał sobie dalszej współpracy

Data publikacji: 31-03-2008 17:00


W trakcie specjalnie zwołanej konferencji prasowej trener Andrzej Blacha poinformował, że zrezygnował z pełnienia funkcji drugiego trenera Wisły. Przyznał, że w obecnej sytuacji nie wyobrażał sobie dalszej współpracy z klubem.

"Podałem się do dymisji z oczywistych przyczyn, każdy chyba zrobiłby to samo. Naraziłem klub na szwank i nie wyobrażam sobie dalszej pracy w tej chwili" - mówił Blacha. Przyznał, że przed kilkoma laty popełnił błąd i nie chce na nikogo zrzucać odpowiedzialności. "Wtedy byłem młodszy, dążyłem do czegoś. Taki był wtedy mój wybór. Każdy popełnia jakieś błędy. Ja teraz się za to wstydzę."

"Trener Blacha poważnie traktował pracę w Wiśle i stąd jego propozycja. Nie chce rzucać cienia podejrzeń na Wisłę, uważa, że nie może pracować dalej w klubie, że stąd ta dymisja. Zdecydowaliśmy się ją przyjąć" – tłumaczył decyzję zarządu dyrektor sportowy, Jacek Bednarz. "Nie rozpatrywaliśmy rozwiązania umowy w trybie dyscyplinarnym lub podobnym, bo uznaliśmy, że ta inicjatywa trenera jest wystarczająca" – przyznał Jacek Bednarz.

"Choć zarzuty trenera Blachy nie dotyczą Wisły, to jednak chcemy rozmawiać o tej sprawie odważnie i szczerze" - powiedział dyrektor sportowy klubu. Przyznał on, że jest to trudny moment dla klubu. "Chciałbym, żeby to było ostatnie takie spotkanie, kiedy w ten sposób musimy się z kim żegnać" – powiedział dyrektor sportowy. "Rozstajemy się z trenerem Blachą nie dlatego, że uważamy, że nie jest on godny tu pracować – bo nie mamy do niego żadnych zastrzeżeń jako trenera. Jest dla nas natomiast nieakceptowane, żeby osoba z zarzutami pracowała w jakimkolwiek klubie" – zaznaczył Jacek Bednarz.

Blacha ze względu na tajemnicę śledztwa nie mógł zbyt wiele mówić o postępowaniu. Przyznał, że popełnił błąd nie zgłaszając się wcześniej dobrowolnie do prokuratury. "Mogę mieć do siebie pretensje, że nie poszedłem do prokuratury. Tam mnóstwo ludzi przychodzi, część z nich z własnej woli, część na takich zasadach, jak ja" – mówił Blacha.

Andrzej Blacha powiedział, że spotkał się z trenerem Skorżą i rozmawiał z nim. "Przeprosiłem go, przeprosiłem również cały sztab szkoleniowy, zespół i wszystkich pozostałych, z którymi współpracowałem. W trenerze Skorży mam oparcie. Myślę, że zostaniemy dalej przyjaciółmi" – powiedział Blacha.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Blacha opuszcza Wisłę

31. marca 2008

Drugi szkoleniowiec Wisły, Andrzej Blacha wystąpił w poniedziałek o rozwiązanie ze skutkiem natychmiastowym jego kontraktu z klubem. Jest to związane z toczącym się postępowaniem prokuratorskim wobec niego.

Zarząd klubu podczas porannego spotkania przyjął ten wniosek. Popołudniu odbyła się natomiast konferencja prasowa, w której wziął udział Andrzej Blacha oraz prezes Marek Wilczek i dyrektor sportowy Jacek Bednarz.

- W jakiś sposób naraziłem klub, w którym pracowałem i w tej chwili nie wyobrażałem sobie pracy tutaj - powiedział o motywach dymisji Andrzej Blacha. Jego zdaniem śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce jest jeszcze otwarte. - Mogę mieć do siebie pretensje, że do wrocławskiej prokuratury nie zgłosiłem się sam. Było tam wiele osób, ale jeszcze wiele będzie - stwierdził.

Andrzej Blacha ma nadzieję, że nie zostanie pozbawiony możliwości wykonywania zawodu. - Każdy w życiu popełnia błędy. Korupcja była normalnością, o ile można użyć takiego słowa - stwierdził były już drugi trener Wisły.

W swym oświadczeniu trener Blacha zapewnił, że nie podejmował żadnych działań, które mogły zaszkodzić dobremu imieniu Wisły, przeprosił za postawienie klubu w niezręcznej sytuacji i podziękował za stworzenie szansy rozwoju zawodowego w Białej Gwieździe.

Dyrektor sportowy klubu Jacek Bednarz poinformował, że do końca sezonu Wisła nie zatrudni nikogo na stanowisko zajmowane przez Andrzeja Blachę.

wisla.krakow.pl / wislakrakow.com
(archer)


Andrzej Blacha wykluczony ze struktur PZPN

14 kwietnia 2011

Wydział Dyscypliny PZPN wykluczył dziś Andrzeja Blachę ze struktur Polskiego Związku Piłki Nożnej. Członkowie wydziału uznali, że za czyny korupcyjne popełnione w trakcie pracy w Koronie Kielce, Motorze Lublin, Unii Janikowo i Kolejarzu Stróże należy wymierzyć najwyższy przewidziany w Regulaminie Dyscyplinarnym PZPN wymiar kary. Decyzja Wydziału Dyscypliny PZPN nie jest prawomocna.

5 maja odbędzie się posiedzenie wydziału podczas, którego rozpatrywana będzie sprawa domniemanego złamania przez Andrzeja Blachę nałożonego na niego środka zapobiegawczego w postaci pozbawienia prawa do prowadzenia drużyny w czasie meczów mistrzowskich i pucharowych.

Źródło: PZPN