Andrzej Sykta
Z Historia Wisły
Mecze w Reprezentacji Polski
Andrzej Sykta wystąpił w dwóch spotkaniach Reprezentacji Polski, już w debiucie zdobywając bramkę (co na pewien czas dało mu tytuł najmłodszego powojennego strzelca dla Polski, bo miał wtedy ledwo skończone 19 lat).
- 1959-11-08 Polska-Finlandia 6:2, bramka w 53 minucie, el. IO 1960
- 1962-10-11 Polska-Maroko 1:1 (do 45 minuty), mecz towarzyski
Pogrubiono występy Sykty jak Wiślaka.
Wspomnienia
Wspomnienia Kazimierza Kościelnego:
Andrzej Sykta przyszedł do nas z Nadwiślanu i ten chłopak zrobił błyskawiczną karierę. Pamiętam to był początek… No to była wiosna w 59 roku, wtedy ja byłem w najwyższej formie w ogóle, i pamiętam że graliśmy w takiego dziada jak to się mówi: jak jest szesnastka, to do linii bocznej, czterech na dwóch. No i w pewnym momencie ja patrzę, że on mnie wyprzedza, tam ja byłem w środku czy coś. Myślę sobie, co to za chłopaczek taki sprytny. No i okazało się, że z początku zaczął grać na prawym łączniku w rezerwie i właśnie to co wspomniałem – Wójcik Rysiek grał na prawym skrzydle. Kierownictwo liczyło, że to będzie kiedyś bardzo dobra para w niedługim czasie nawet. Że to będzie wzmocnienie ataku na pewno jakieś. No i potem jakoś tak się stało, że Wójcik został przekwalifikowany na obrońcę (z początku nie wiem, chyba na bocznego, a potem na środkowego, tam razem z Kawulą), a właśnie Sykta wylądował na prawym łączniku, a Machowski był wtedy prawoskrzydłowym. No i okazało się, że ten chłopak naprawdę przebojowość i spryt, nawet do tych bramek. Strzelał bramki. W każdym meczu się wyróżniał prawie, no i pod koniec – to było chyba w listopadzie – wylądował w Reprezentacji na meczu z Finlandią, na 5:1 strzelił bramkę. No jeszcze potem, z tego co pamiętam, to jeszcze zagrał jeden mecz, zremisowany chyba z jakąś tą arabską drużyną.
Był niebezpiecznym zawodnikiem. Pamiętam graliśmy – w 60 roku to było chyba – w Warszawie z Legią. Wygraliśmy wtedy 3:1, on strzelił dwie bramki, ja jedną wtedy. No i wyróżnili go właśnie, że był najgroźniejszym napastnikiem w tym meczu. Także on miał takie przebłyski, czasem może coś zagrał niedokładnie, czy coś, no ale był bardzo niebezpieczny, bo on był taki zwrotny. To nawet zwrócił uwagę ten trener Finek, jak na obozie w Jeleniej Górze robił taki slalom między drzewami: mniejsza pętla, większa pętla. I on zwrócił uwagę, że on mija tak jak w narciarskim… Nie tak powiedzmy, że jak ktoś jest niezwrotny, to po prostej linii. A on potrafił takie zakosy piękne robić. I to właśnie mu, przy jego szybkości, zdawało egzamin, bo potrafił minąć faceta w biegu takim dość szybkim. Z tym że nie mógł sobie poradzić tylko z tym Antczokiem. Bo Antczok był lewym obrońcą, wtedy reprezentantem Polski i to był mądry obrońca, i on nie szedł, jak to się mówi, na Andrzeja Syktę żeby mu dać wykorzystać jego szybkość, tylko on go szachował wie pan. Tak, że na dwa, trzy metry on wierząc w swoje przyspieszenie wypuszczał sobie piłkę, a ten Antczok go zastawiał, także nie mógł sobie za bardzo poradzić z nim. No ale normalnie biorąc, to tam obrońcom sprawiał sporo kłopotów.
- Zobacz też: Kazimierz Kościelny, wywiad 16.09.2009.