Andrzej Turczyński

Z Historia Wisły

Andrzej Turczyński, 2010.
Andrzej Turczyński, 2010.
Turniej w Chrzanowie. Krzysztof Szewczyk z trenerem Andrzejem Turczyńskim.
Turniej w Chrzanowie. Krzysztof Szewczyk z trenerem Andrzejem Turczyńskim.

Andrzej Turczyński (ur. 1950) - zawodnik zespołów juniorskich i rezerw Wisły w latach 60. i 70, następnie trener wiślackiej młodzieży.

Z Wisłą związał się w 1966 roku jako szesnastolatek, przygodę z piłką zakończył w zespole rezerw Białej Gwiazdy w 1973 roku. W klubie pozostał jako instruktor dzieci i młodzieży, choć w latach 1986 i 1987 wszedł w skład sztabu szkoleniowego drugoligowej drużyny seniorów (wraz ze Stanisławem Cyganem i Stefanem Pietraszewskim).

Andrzej Turczyński zajmował się młodymi wiślakami do końca sierpnia 2011 roku, przerwą na pobyt w Garbarni (1993-2002). Wśród jego wychowanków są m.in. Patryk Małecki, Marcin Jałocha, Marek Świerczewski i Wojciech Gorgoń.

W 1982 roku zdobył z juniorami Wisły mistrzostwo Polski, a w 2003 roku juniorzy młodsi dotarli do finału.

W 2006 roku został doceniony przez Prezydenta Miasta Krakowa - w uznaniu zasług dla Krakowa otrzymał odznakę „Honoris gratia”.

W 2010 roku odebrał nagrodę specjalną „Jasna Strona Futbolu” - za działalność na rzecz rozwoju piłki nożnej.

Na początku lat 80. Turczyński był przewodniczącym Rady Trenerów Małopolskiego Związku Piłki Nożnej. Od początku lat 90. pracuje w Wydziale Szkolenia, ponadto koordynuje organizację halowych mistrzostw juniorów.

Trener Turczyński po jasnej stronie futbolu

25-02-2010

We wtorek trener Andrzej Turczyński, koordynator grup młodzieżowych w Wiśle Kraków, odebrał nagrodę „Jasna strona futbolu”, wręczoną mu w ramach plebiscytu na najlepszych piłkarzy i trenerów Małopolski. Szkoleniowiec, który prawie wszystkie ze swoich 37 lat trenowania poświęcił młodzieży, podkreśla, że to piękne podsumowanie jego pracy.

We wtorek został uhonorowany trener nagrodą „Jasna strona futbolu”. To duże wyróżnienie dla trenera?

Poczułem, że moja praca została dobrze potraktowana. Sukcesy miałem, wygrywałem ligi, ale brakowało takiego ogólnego podsumowania mojej pracy. Zawsze było tak, że we wszelkiego rodzaju plebiscytach doceniani byli trenerzy zespołów seniorskich. Jak tymczasem z seniorami pracowałem bardzo krótko, a znaczną większość czasu poświęciłem młodzieży. Dla mnie więc ta nagroda była pięknym docenieniem mojej pracy.

Ta praca z młodzieżą to była świadoma decyzja?

W 1991 roku miałem operację i po niej uznałem, że trzeba skończyć z wyjeżdżaniem z Krakowa i tułaniem się po świecie. Od tego czasu zająłem się tylko młodzieżą. Wcześniej, do czterdziestego roku życia myślałem też o pracy z seniorami. Zrobiłem kolejne klasy trenerskie, a że w kolejnych ligach odnosiłem sukcesy, to myślałem, że w końcu dostanę też możliwość pracy i w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tak się jednak nie stało, więc od dwudziestu lat zajmuję się już tylko młodzieżą.

Przy wręczaniu nagrody podkreślono, że trener nie trenuje pan młodych zawodników, ale i wychowuje ich. To rzeczywiście tak ważny aspekt pracy z juniorami dla trenera?

Bardzo ważny! Zawsze zakładałem sobie, że tych młodych chłopców należy nie tylko nauczyć grać w piłkę, ale i dobrego podejścia do życia. Mnóstwo było zawodników, którzy mieli różnego rodzaju kłopoty i w życiu, i w nauce. Ja starałem się im w tych problemach pomagać. Nauczył mnie tego mój pierwszy trener, pan Marek Kurdziel. On prowadził juniorów Wisły przed trenerem Franczakiem, którego z kolei zastąpiłem ja. On w trakcie turniejów, na które wyjeżdżaliśmy, uczył nas wszystkiego, począwszy od zachowania przy stole. Potem ja pomyślałem, że pójdę tą samą drogą. Przecież do nas przychodzą chłopcy z małych miejscowości, którzy niekoniecznie wiedzą, jak zachować się w różnych sytuacjach. Ja staram się im przekazywać moją wiedzę.

Dla trenera więc większym sukcesem jest więc wychowanie dobrego piłkarza, czy dobrego człowieka?

Jedno i drugie jest bardzo ważne. Bardzo się cieszyłem, ponieważ wśród laureatów plebiscytu Gazety Krakowskiej było dwóch moich wychowanków. Jeden z nich to oczywiście Patryk Małecki, który w Wiśle jest od czternastego roku życia. Cieszy mnie to, że jest coraz lepszym piłkarzem, ale i wyszedł na dobrego człowieka. Przecież każdy wie, że różne były przypadki z Patrykiem, a teraz jest on super człowiekiem. Drugi z moich wychowanków to Marcin Jałocha, który zajął czwarte miejsce wśród najlepszych trenerów Małopolski.

Małecki to taki jeden z trudniejszych przypadków, czy takich jak on miał już trener wielu?

Można powiedzieć, że było wielu takich jak on. Małecki był zadziorny, krnąbrny, ale w piłkę zawsze potrafił grać.

A tacy piłkarze, z których wychowaniem nie ma problemów, zdarzają się?

Tak. Jeśli zawodnik pochodzi z dobrej rodziny, ma kulturalnych rodziców, to na pewno łatwiej go prowadzić. Od rodziny zależy naprawdę wiele. Byli w Wiśle tacy piłkarze, którzy talentem znacznie przewyższali Patryka Małeckiego, ale problemy rodzinne spowodowały, że kariery piłkarskiej nigdy nie zrobili, a wręcz bardzo źle skończyli.

Przez 37 lat pracy trenerskiej miał pan jakieś chwile zwątpienia, że to jednak nie jest dobra droga na życie?

Od początku wiedziałem, że to jest to! Piłkę zacząłem kopać w Grzegórzeckim, a do Wisły przyszedłem w 1966 roku. Od tego momentu jestem związany z klubem. Piłka więc to moje życie, od początku nie zastanawiałem się nad tym, że mogę robić coś innego.

Ile z tych 37 lat pracy trenerskiej spędził pan w Wiśle?

We wrześniu 1973 roku, zaraz po studiach, trener Steckiw przyjął mnie do klubu. Od tego momentu pracuję w Wiśle z przerwą na okres współpracy z Garbarnią. Pamiętam, że pracując w tym klubie graliśmy z juniorami Wisły, prowadzonymi wtedy przez trenera Kusto. Wisła miała wtedy świetną drużynę, z braćmi Brożkami na czele. Do 65. minuty prowadzona przeze mnie Garbarnia remisowała z Wisłą 0:0. Potem straciliśmy gola, no i skończyło się porażką 0:6. Jeśli chodzi o pracę w Wiśle, to praktycznie przez ten cały czas trenowałem juniorów. W latach 1986 i 1987 pracowałem z pierwszą drużyna, która grała wtedy w drugiej lidze. Byłem trenerem zespołu razem z trenerami Cyganem i Pietraszyńskim. Wtedy modne było prowadzenie zespołu właśnie w trzy osoby. Nie awansowaliśmy do pierwszej ligi, więc podziękowano nam za pracę w tej roli.

Na początku naszej rozmowy powiedział pan, że nagroda „Jasna strona futbolu” to dobre podsumowanie pracy trenera. Czy to oznacza, że trener chce już podsumowywać swoją pracę?

Nie, absolutnie nie! Jak się ma więcej lat, to po prostu bardziej docenia się takie nagrody, bo widzi się, że praca człowieka nie idzie na marne. Ile razy można wygrywać rozgrywki juniorskie? W latach osiemdziesiątych na przykład cały czas na zmianę z Hutnikiem zajmowaliśmy pierwsze miejsce. Takie zwycięstwa na pewno cieszą za każdym razem, ale w pewnym sensie powszednieją. Nagroda, którą otrzymałem we wtorek, ma zupełnie inny charakter. Dodatkowo cieszy mnie to, że doceniony zostałem za pracę z młodzieżą, którą zajmuję się od najmłodszych lat, a przecież w takich plebiscytach docenia się przede wszystkim trenerów zespołów seniorskich.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadził: M. Górski, Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Echo Krakowa. 1988, nr 92 (11 V) nr 12647

ANDRZEJ TURCZYNSKI wybrał zawód trenera, ponieważ doszedł do wniosku, że nigdy nie będzie wielkim piłkarzem, przeciętność zdecydowanie mu nie odpowiadała Zerwanie ze sportem także nie wchodziło w rachubę, postawił więc na naukę i studia w krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

Po zdobyciu uprawnień od razu trafił do Wisły, klubu w którym kiedyś grał m ta. u boku braci Szymanowskich, i który darzy niezmiennym sentymentem. Fakt, iż pracuje w nim, obecnie jako koordynator grup młodzieżowych i trener juniorów. już od 15 lat ma tu swoją wymowę.

Zaczynał w 1973 roku od szkolenia trampkarzy, by później przejść kolejne szczeble trenerskiej drabinki. Z jednym wyjątkiem, dotychczas nie dane mu było prowadzić pierwszej drużyny seniorów. Co prawda w ubiegłym roku zastanawiano się nad jego kandydaturą, zaufaniem obdarzono jednak Aleksandra Brożyniaka.

Andrzej Tarczyński nie czuje się z tego powodu zawiedziony.

Praca z młodzieżą sprawia mu bowiem ogromną satysfakcję, zaspokaja ambicje.

W 1982 roku doprowadził swych podopiecznych do mistrzostwa Polski juniorów, pięć lat później do brązowego medalu. Kosztem wielu wyrzeczeń. Obowiązki, które pełni pochłaniają bowiem mnóstwo czasu, wymagają przecież oprócz prowadzenia zajęć, także wizytowania szkół, rozmów z nauczycielami, utrzymywania stałych kontaktów z rodzicami zawodników.

Na szczęście Andrzej Turczyński ma wyrozumiałą żonę Pani Anna, psycholog z wykształcenia, nie tylko toleruje częste nieobecności męża, ale pomaga mu nawet w rozwiązywaniu bardziej skomplikowanych problemów wychowawczych. Cóż może zresztą zrobić skoro dwójka dzieci państwa Tarczyńskich podziela sportowe pasje taty. 10-letnia Magda uprawia w Wiśle gimnastykę, ma na koncie tytuł mistrzyni Krakowa w klasie młodzieżowej, natomiast 12-letni Łukasz z wielkim zapałem trenuje w grupie młodszych trampkarzy.


Galeria