Bogusław Cupiał

Z Historia Wisły

Kochałem Wisłę, kiedy byłem jej kibicem i kocham dzisiaj, bo to jest mój klub. (…)
— Bogusław Cupiał


Bogusław Cupiał (ur. 29 czerwca 1956 r. w Sławkowie k. Olkusza) - właściciel Wisły Kraków SA w latach 1997-2016.

Bogusław Cupiał urodził się w Sławkowie, uczęszczał do szkoły podstawowej w Sosnowcu. Tam też ukończył technikum kolejowe. Będąc uczniem szkoły średniej grywał w piłkę w lokalnym klubie Kolejarz Sosnowiec, jednak jak sam przyznaje od zawsze kibicuje Wiśle. Po skończeniu szkoły myślał nad studiami na Politechnice, jednak ostatecznie zdecydował się na biznes. Znany w Polsce biznesmen, rozpoczynał drogę do sukcesu w latach osiemdziesiątych. Pierwszym większym interesem był sklep z farbami. Wcześniej prowadził w Sosnowcu sklep z ubraniami, produkował drut, gwoździe i siatkę ogrodzeniową. Dało mu to zapewne doświadczalny fundament przed prowadzeniem własnej, dużo większej firmy – Tele-foniki. Oprócz 100% udziałów w TFK oraz Wiśle, Cupiał posiadał także liczne nieruchomości, biuro turystyczne Kraktel i centrum medyczne w Myślenicach oraz firmy zajmujące się sprzedażą wyrobów Tele-foniki w 50 krajach na świecie.

Bogusław Cupiał
Bogusław Cupiał
Piłkarski Oskar 2001: Najlepszy prezes
Mecenas Małopolskiego Futbolu 2001
Okolicznościowy medal z nr 1, od Rady Seniorów TS Wisła. 2006

Spis treści

Tele-fonika – dzieło życia

Autograf
Autograf

Kablownie Tele-fonika założyli wraz z Bogusławem Cupiałem, Zbigniew Urban i Stanisław Ziętek. Był to rok 1992, a całość kosztowała 315.000 starych zł (31,5 zł obecnie). Panowie swe przedsiębiorstwo ulokowali w Myślenicach. Przejęcie w połowie lat 90’ fabryki kabli w Ożarowie Mazowieckim stało się krokiem do osiągnięcia hegemoni w dostawie kabli. Wówczas Bogusław Cupiał, z ożarowskiej fabryki przeniósł do siedziby TFK w Myślenicach najlepszego, tamtejszego dyrektora Bogdana Zapaśnika. Zapaśnik został dyrektorem generalnym Tele-Foniki, a później także zasiadał w zarządzie Wisły. W momencie przejęcia całej fabryki, Cupiał zlikwidował ją. Wiązało się to z kryzysem na rynku kabli i „zapaścią” finansową TFK (lata 2000-2001). Kiedy w 1997 roku , Tele-fonika przejmowała sekcją piłkarską Wisły niewielu zdawało sobie sprawę na co stać myślenicką firmę. Było to wówczas przedsiębiorstwo anonimowe na krajowym podwórku. Wraz z biegnącym czasem TFK stawała się liczącym się w Polsce przedsiębiorstwem, by w końcu zaistnieć w Europie i na świecie. Sam schyłek lat 90’ dał Cupiałowi i jego wspólnikom wielkie profity. Olbrzymie zapotrzebowanie na kable nakręcało produkcję. Przełom roku 2000 i 2001 przyniósł poważne zmiany w strukturze TFK oraz Wisły. Bogusław Cupiał, po konflikcie z dotychczasowymi wspólnikami, wykupił od nich udziały w firmie, stając się jej jedynym właścicielem, a tym samym także jedynym udziałowcem w Wisła Kraków SSA. Wisła przestała być tylko zamiłowaniem i kosztownym zainteresowaniem właściciela. Włączono ją w struktury TFK, tworząc z niej spółkę-córkę. Właściciel mówił wówczas: „Mam 100 proc udziałów w Tele-Fonice, a Tele-Fonika ma 100 proc udziałów w Wiśle, zatem finansuję klub pośrednio”. A nad Myślenicami nadciągnęły właśnie ciemne, burzowe chmury. Sprzedaż kabli gwałtownie zahamowała, co było efektem już nie tak dynamicznym rozwojem gospodarczym na świecie . W tym samym czasie firma Cupiała przejęła potężny Elektrim Kable, to również musiało odbić się na finansach.

Na lepsze czasy Bogusław Cupiał nie musiał długo czekać. Już w 2003 sprzedaż kabli wzrosła. Tele-fonika „tyła” coraz bardziej. W tym samym czasie (rok 2002), jedyny właściciel TFK, przejął Elektrim Kable i wraz z Krakowską Fabrykę Kabli (przejęcie w 1998) – TFK stało się jedną z największych fabryk, produkujących kable w Europie. TFK. We wszystkich zakładach należących do Cupiała (w Krakowie, Myślenicach, Szczecinie, Bydgoszczy) pracowało wówczas cztery tysiące osób. Kolejny rok przyniósł jeszcze większy sukces. Wzrost sprzedaży szacowano wówczas o ponad 20% w stosunku do roku ubiegłego, co jednoznacznie wskazywało, że kłopoty finansowe, w które wpadła Tele-fonika przed trzema laty należą już do historii. Cupiał zrobił TFK największym producentem kabli w Europie środkowej i wschodniej, a także największym polskim eksporterem tego produktu poza granice kraju. W skali świata Tele-fonika weszła do dwudziestki największych dostawców kabli. Ponadto TFK dostarcza kable na największe budowy i wydarzenia na świecie (m.in. zawarto umowy z organizatorami IO w Londynie w 2012 roku). Sukces w biznesie jest więc niezaprzeczalny.

Początki wielkiej Wisły

2005.06.12 Wisła Kraków - Dyskobolia
2005.06.12 Wisła Kraków - Dyskobolia

27 października 1997 roku, na spotkaniu z przedstawicielami Wisły, Bogusław Cupiał, Zbigniew Urban oraz Stanisław Ziętek stali się właścicielami sekcji piłkarskiej. Panowie za namową włodarzy Wisły zgodzili się zainwestować w klub. Jak wspominał sam Cupiał rozmowy były krótkie: „Przedstawiciele klubu gorąco mnie do tego namawiali. Nad Wisłą wisiało wtedy widmo degradacji, najlepsi zawodnicy szykowali się do odejścia, nie wystarczało na wodę mineralną. Spytałem tylko, ile może kosztować utrzymanie takiego klubu. Kwota nie wydawała się taka wysoka, a nie bez znaczenia było to, że od zawsze byłem pasjonatem piłki nożnej i kibicem Wisły.” [Gazeta Wyborcza, 17 stycznia 2003]. Nowy właściciel Wisły – Tele-fonika Kable – już na starcie wykupiła najlepszych polskich zawodników i zatrudniła będącego wówczas na topie trenera Franciszka Smudę. Biała Gwiazda w pierwszym sezonie pod wodzą Cupiała wywalczyła trzecie miejsce w lidze. Mimo, że była to najlepsza lokata od 1991 roku to Bogusław Cupiał nie mógł czuć satysfakcji. Ambitny prezes od początku mierzył w najwyższe cele. "(…) Miałem wówczas mówić, że naszym marzeniem jest zajęcie trzeciego miejsca?! Gdybyśmy zakładali przegraną, nie warto byłoby wychodzić na stadion, oszukiwać kibiców i samych siebie. To jest sport - naszym celem była i jest wygrana. Jeśli zagramy w Lidze Mistrzów, to też będziemy walczyć o zwycięstwo. Oczywiście można przegrać (z honorem), ale nie potrafię cieszyć się z porażki. (…)" [Gazeta Wyborcza, 17 stycznia 2003] – mówił w 2003 roku Cupiał o swoich początkach w Wiśle.

Trzecie miejsce ma zakończenie rozgrywek dało prawo startu w europejskich pucharach. Po kilku wstępnych rundach eliminacyjnych pucharu UEFA, na drodze Wisły stanęła włoska Parma. Naszpikowany gwiazdami światowego formatu (Chiesa, Buffon) włosi tylko minimalnie okazali się lepsi od wiślaków. Wyniki 1:1 oraz 1:2 dawały nadzieję na szybkie zaistnienie w europie w kolejnych sezonach.

Surowy ale sprawiedliwy

Bogusław Cupiał będąc przez wiele lat sternikiem wyodrębnionej sekcji piłkarskiej Wisły dał się poznać, jako postać, która potrafi docenić sukces ale także jako człowiek surowo karzący za niepowodzenia. Jego Wisła miała zawsze grać o najwyższe cele, święcić sukcesy co roku. W przeciwnym razie sypały się dymisje trenerów, zarządu często także zawodników. Decyzję o zwolnieniu szkoleniowców, często prezes podejmował pod wpływem impulsu, po nieoczekiwanych porażkach. Tak prace stracili np.: Franciszek Smuda, Jerzy Engel, Henryk Kasperczak, czy Maciej Skorża. Pierwszy z wymienionych trenerów został zwolniony już po dwóch ligowych przegranych. Engel mimo iż był najbliżej Ligi Mistrzów spośród wszystkich trenerów, musiał odejść bo nie dał rady pozbierać psychicznie rozbitej drużyny i zrobić z niej kolektyw na mecze z Victorią Gimaraes. Kasperczak w ten sposób posadę utracił aż dwa razy, dodatkowo w podobnych okolicznościach. Pierwszy miał miejsce po klęsce w dwumeczu z gruzińskim Dynamo Tibilisi, drugi natomiast po kompromitacji z azerskim Karabachem Agdam. Apogeum trenerskich roszad miał miejsce w sezonie …………. kiedy to aż cztery razy zmieniali się szkoleniowcy pierwszego zespołu. Jest to pewnie rekord pod tym względem w Polsce.

Bogusław Cupiał i Janusz Basałaj podczas meczu z Górnikiem Zabrze w Krakowie 25 maja 2005. Foto: Rzepa/wislakrakow.com
Bogusław Cupiał i Janusz Basałaj podczas meczu z Górnikiem Zabrze w Krakowie 25 maja 2005.
Foto: Rzepa/wislakrakow.com

Podobnie rzecz się ma jeśli chodził o zawodników. Jeśli któryś podpadł to nie było taryfy ulgowej, nieważne jak bardzo był drużynie potrzebny. Tak zakończyła się przygoda z Wisłą Olgierda Moskalewicza po jego scysji z ówczesnym prezesem Wisły Bogdanem Basałajem. "Nie było innego wyjścia. Nawet gdyby na miejscu Moskalewicza był Ronaldo, Rivaldo czy Zidane, to musiałby odejść dla dobra klubu. Złamana została elementarna zasada - pracownik nie może obrażać powołanego przez właściciela firmy prezesa zarządu."’’ [Gazeta Wyborcza – 2003] – mówił o tej sytuacji Cupiał. Ten sam los spotkał innego ważnego zawodnika Białej Gwiazdy – Kamila Kosowskiego. „Kosa” po jednym z niefortunnych wywiadów, w których napomknął, że chciałby „zarabiać na początek przynajmniej sto razy mniej niż Rivaldo”, dołożył jeszcze żart w podobnym stylu podczas tradycyjnego, corocznego opłatka i tym samym Bogusław Cupiał definitywnie "zamknął wiślackie drzwi" dla tego zawodnika.

Kiedy natomiast zawodnicy zasłużyli na uznanie, właściciel nie szczędził pochwał i środków. Po fenomenalnym występie w pucharze UEFA w 2003 roku, Cupiał zaraz po powrocie do Krakowa zarządził, że zawodnicy dostaną na święta premie za "wzorowe wypełnianie obowiązków".

Wielkie sukcesy i sromotne klęski

Od 1998 roku, gdy Bogusław Cupiał zainwestował w sekcję piłkarską, „Biała Gwiazda” odniosła największe sukcesy w całej historii tej sekcji. Dość powiedzieć, że do 1997 roku, pięciokrotnie Wisła sięgała po tytuł najlepszej drużyny w kraju. Po 1998 natomiast ta liczba urosła do dwunastu, a to zapewne nie koniec. Dołożyć do tego należy gors drugich i trzecich miejsc, puchary (polski, ligi i superpuchar), a także 1/8 finału pucharu UEFA i mamy niemal pełny obraz Wisły Cupiała. Niemal, bowiem wspomnieć należy również o kilku sromotnych klęskach.

Pierwszą, jedyną pozasportową, była nagłośniona na cała Polskę afera z nożem rzuconym we włoskiego piłkarza Dino Baggio, podczas pucharowego meczu z AC Parma. Później przytrafiały się wpadki już tylko czysto sportowe. Kolejno z Valerengą Oslo, Dinamo Tibilisi, Victorią Gimaraes, Levadią Talin, czy Karabachem Agdam. O ile Dinamo i Levadię możemy zaliczyć do kompromitacji, a Valerangę do braku odrobiny szczęścia, to już w pozostałych spotkaniach Wisła była po prostu słaba. Tak, czy inaczej porażki z niżej notowanymi rywalami i tym samym eliminacja z pucharów, musiały pozostawić po sobie ślad.

Cupiał, kiedy tylko może, udaje się na stadion, aby obejrzeć grę Wisły. Przeważnie ogląda ją z loży honorowej na stadionie przy ulicy Reymonta 22. Ale nie jest to normą. Prezes niejednokrotnie śledził także na stadionie przebieg meczów wyjazdowych. Stawka meczu nie jest tu ważna. Przykładowo w roku 2006 Cupiał odwiedził piłkarzy trenujących na Cyprze. Obejrzał tam mecz sparingowy z rumuńskim FC Politehnica Timisoara. Rok wcześniej wybrał się do Guimaraes na mecz pucharu UEFA i wyjazd ten zdecydowanie musi uznać za nienajlepszy. Wisła uległa gospodarzom 1:3.


Cupiał sprzedaje Wisłę

"Cupiał sprzedaje Wisłę!" – takie tytuły co jakiś czas pojawiają się w prasie, czy Internecie. Pierwsze takie domysły snuto już w rok po „wejściu” właściciela TFK do Wisły. Po wspomnianym już meczu z Parmą w Krakowie, Cupiał miał zastanawiać się nad dalszym sensem inwestowania w klub. Sam zainteresowany później w wywiadzie dla „gazeta.pl” (2003) kategorycznie zaprzeczył mówiąc: "(…)Pojawiały się takie spekulacje, zwłaszcza po incydencie w meczu z Parmą, gdy pseudokibic rzucił nożem. Jednak nie było w tym cienia prawdy. Skoro zdecydowałem się zaangażować w piłkarski biznes, to staram się go kontynuować."

Swoją deklarację dalszego finansowania sekcji, Cupiał powtórzył także w roku 2005: "Nic się nie zmienia w finansowaniu przeze mnie klubu. Nie zamierzam nagle pozbywać się Wisły, chyba że trafi się poważny kupiec." [Przegląd Sportowy, 2005] Z biegiem lat pojawiały się kolejne doniesienia. Zazwyczaj media wiązały to z jakąś większą porażką sportową. Tymczasem tylko raz zmiana właściciela była realna. Rozmowy z francuskim biznesmenem polskiego pochodzenia Waldemarem Kittą nie przyniosły rezultatu i Wisła pozostała w rekach Bogusława Cupiała.

Wiele różnych informacji na przestrzeni lat znalazło swoje miejsce w mediach. Jedną z ciekawszych jest ta podana przez TVP. Telewizja Polska sugerowała, że Wisła trafi w ręce... konsorcjum arabskich spółek.

Opinie o zarządzaniu sekcją

"Mam szacunek i uznanie dla tego, co prezes Cupiał dla Wisły zrobił i robi cały czas. Bez jego wkładu nie odnieślibyśmy sukcesów z ostatniego dziesięciolecia. Jedno trzeba sobie powiedzieć jednak otwarcie: niestety niejednokrotnie prezes słucha podszeptów ludzi, którzy źle mu podpowiadają, i na tym traci bardzo dużo." - Ludwik Miętta Mikołajewicz, 2006 rok.

Kącik poetycki

Na mistrzów kopanej (wiosna 2005)


Spotulnieje niebawem wyniosła Europa
Jak dzisiaj jest uległa nasza Polska cała
I otworzy z pokłonem Ligi Mistrzów wrota
Przed imperium wiślackim Imć pana Cupiała

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach


Wywiady

[11.12.2002] Bogusław Cupiał: "Warto było czekać"

11. grudnia 2002, 12:51

Bogusław Cupiał i Grzegorz Mielcarski (2006)
Bogusław Cupiał i Grzegorz Mielcarski (2006)

Jak nie trudno się domyśleć po meczu z Schalke w szatni Wisły zapanowała euforia. Cieszył się również Bogusław Cupiał. Przebywającemu na miejscu menedżerowi Tadeuszowi Fogielowi udało się namówić na kilka słów właściciela wiślackiej spółki piłkarskiej.

- Opłacało się czekać na taki dzień?

- Jak najbardziej! Dzisiaj skończył się pewien etap budowy drużyny. To jednak na razie niedokończone dzieło, ale ma już solidne fundamenty. Jestem bardzo szczęśliwy z dzisiejszego wyniku. Warto było czekać.

- Były chwile zwątpienia?

- A pewnie, że były. Ale nie czas dzisiaj o nich mówić. Nie żałuję, że zainwestowałem w Wisłę. Dzisiaj dała popis gry taktycznej. Widać wielką pracę wykonaną przez Henryka Kasperczaka. To już nie są przypadkowe wygrane, bo zawsze strzelamy po kilka bramek i odnosimy przekonujące zwycięstwa. To nie są wymęczone sukcesy. To efekt długofalowej pracy, która zaczyna procentować.

- Chyba nie żałuje pan decyzji o zatrudnieniu Kasperczaka?

- Absolutnie! Po siedmiu miesiącach jego pracy w Wiśle widać, że to trener nietuzinkowy i mam nadzieję, że razem stworzymy jeszcze mocniejszą i bardziej klasową drużynę. Na razie rozkoszujmy się dzisiejszym sukcesem, bo jest się z czego cieszyć.

Tempo (rav)

[17.01.2003] Cupiał: "Nigdy nie chciałem się wycofać"

17. stycznia 2003, 10:44

Szara eminecja i dobroczyńca Wisły, Bogusław Cupiał coraz częściej wychodzi z cienia. Po sukcesie z Schalke, dumny z postawy swojego zespołu zdecydował się na udzielenie nawet kilku wywiadów. Dzisiejsza "Gazeta Wyborcza" prezentuje bardzo obszerną i ciekawą rozmowę z właścicielem Wisły.

Tomasz Prusek, Michał Białoński: Dlaczego postanowił Pan zainwestować w klub piłkarski?

Bogusław Cupiał: Przedstawiciele klubu gorąco mnie do tego namawiali. Nad Wisłą wisiało wtedy widmo degradacji, najlepsi zawodnicy szykowali się do odejścia, nie wystarczało na wodę mineralną. Spytałem tylko, ile może kosztować utrzymanie takiego klubu. Kwota nie wydawała się taka wysoka, a nie bez znaczenia było to, że od zawsze byłem pasjonatem piłki nożnej i kibicem Wisły. Pamiętam dokładnie, spotkanie odbyło się 27 października 1997 roku.

Pan również grał w piłkę.

- To był tylko młodzieńczy epizod. Podczas nauki w technikum grałem w Kolejarzu Sosnowiec.

Zaledwie trzy miesiące od przejęcia Wisły kupiono prawie cały nowy zespół.

- Musieliśmy zbudować zespół, który mógłby walczyć o najwyższe cele.

Wisła po rundzie jesiennej w 1997 r. była zagrożona degradacją, a Franciszek Smuda wspomina, że już po pierwszym meczu chciał Pan zdobyć mistrzostwo Polski.

- Nie po pierwszym meczu, tylko jeszcze przed wejściem do Wisły. Miałem wówczas mówić, że naszym marzeniem jest zajęcie trzeciego miejsca?! Gdybyśmy zakładali przegraną, nie warto byłoby wychodzić na stadion, oszukiwać kibiców i samych siebie. To jest sport - naszym celem była i jest wygrana. Jeśli zagramy w Lidze Mistrzów, to też będziemy walczyć o zwycięstwo. Oczywiście można przegrać (z honorem), ale nie potrafię cieszyć się z porażki. Dlatego podoba mi się mentalność trenera Kasperczaka, który w każdym meczu gra o zwycięstwo.

Jakie były pierwsze wrażenia, gdy na piłkę spoglądał Pan nie tylko z pozycji kibica, ale również właściciela?

- Trudno być równocześnie kibicem i właścicielem. Kibic widzi tylko 90 minut, które ocenia albo dobrze, albo źle. Od środka wszystko wygląda inaczej, zdecydowanie gorzej. Nie myślałem, że to aż tak trudne i skomplikowane. Szybko odkrywa się, że sam mecz to tylko pochodna długiej codziennej pracy.

Czy były takie momenty, gdy myślał Pan o wycofaniu się z Wisły?

- Nigdy. Pojawiały się takie spekulacje, zwłaszcza po incydencie w meczu z Parmą, gdy pseudokibic rzucił nożem. Jednak nie było w tym cienia prawdy. Skoro zdecydowałem się zaangażować w piłkarski biznes, to staram się go kontynuować.

A nie miał Pan dość piłki, gdy niespełna rok temu za Franciszka Smudę przyszedł Henryk Kasperczak i przegrał walkę o mistrzostwo Polski?

- To był bardzo trudny moment. Zdawałem sobie sprawę, że może to być koniec z marzeniami o potężnej Wiśle i czeka nas wegetacja w lidze. Z drugiej strony przez cały czas mocno wierzyłem w sukces. Postanowiłem zaufać doświadczeniu trenera Kasperczaka, który konsekwentnie realizował swój plan.

Zawsze chciał Pan być jedynym właścicielem klubu?

- Lubię jasne reguły w każdym interesie.

Ile Pan dotychczas zainwestował w Wisłę?

- 20 mln dolarów. Ludzie, którzy nie zdają sobie z tego sprawy, bardzo często zarzucają mi, że dzisiaj nie zamierzam sprzedawać zawodników. Uważam jednak, że ewentualne wpływy z transferów nie zrekompensują szkód, jakie może spowodować pochopne pozbywanie się wartościowych graczy. Dzisiaj finanse klubu są zbilansowane, na tym poziomie obrotów Wisła jest samowystarczalna.

Czy to zasługa tego, że w pucharach grała z takimi firmami jak Barcelona, Inter, Parma czy Schalke?

- Nie tylko. Prowadzimy rozważną politykę transferową. Zarząd klubu nauczył się pracować w oparciu o planowany budżet. Dzięki temu udało się zrównoważyć wydatki i wpływy. W Pucharze UEFA trafiliśmy na mecze transmitowane przez telewizję niemiecką i włoską, które są bardzo wysoko na tzw. telewizyjnej liście płac. Sukces to jednak nie tylko wzrost przychodów, ale i wydatków.

Jaka jest Pańska recepta na sukces?

- Kilka razy mistrzostwo Polski, kilka razy wicemistrzostwo i raz trzecie miejsce - to żaden sukces (śmiech).

To co byłoby sukcesem? Jakie warunki klub powinien spełnić, by go osiągnąć?

- W nowoczesnym futbolu po pierwsze trzeba stworzyć fundament, jakim jest stabilna sytuacja finansowa. Drugim warunkiem jest baza szkoleniowa, trzecim - trener doskonały nie tylko pod względem taktycznym, lecz również jako psycholog, wychowawca itd. Oczywiście nie można się obejść bez utalentowanych i ambitnych zawodników. Jeśli te cztery warunki zostaną spełnione, to - przynajmniej teoretycznie - nie ma możliwości, by klub nie osiągnął sukcesu. Dzisiaj zaczynamy poprawiać naszą bazę treningową, bo widzę, że mamy trenera, dla którego warto inwestować w piłkę. Nie myślę tu o inwestycjach na jakąś olbrzymią skalę, ale możemy realnie myśleć o trzech, czterech boiskach treningowych i modernizacji stadionu. To pozwoli z kolei na rozbudowę zaplecza szkoleniowego opartego na najlepszych europejskich wzorcach.

Ile będzie kosztować stadion?

- 42 mln zł, z czego 21 mln ma dać gmina Kraków, a drugą połowę my. Do realizacji projektu powstanie specjalna spółka, której udziałowcami będą Tele-Fonika i miasto. Jeśli wartość inwestycji przekroczy założony budżet, to nadwyżkę będziemy musieli sami pokryć. Rozmawiamy też z innymi potencjalnymi inwestorami.

A ile pochłoną prace związane ze stworzeniem zaplecza treningowego?

- Trudno w tej chwili podać konkretne liczby. Chcielibyśmy dysponować jednym boiskiem sztucznym i trzema, czterema treningowymi wraz z nowoczesnym zapleczem. Przy projektowaniu całej bazy wykorzystamy doświadczenie Henryka Kasperczaka. Kiedyś zaprosił mnie do odwiedzenia ośrodka piłkarskiego w Lens. Coś wspaniałego! Wystarczy się na nich wzorować. Oczywiście przy zachowaniu odpowiedniej skali finansowej.

Czy Wisła SSA może zarabiać na drużynie piłkarskiej?

- Gdybyśmy weszli w szczegóły funkcjonowania piłkarskich spółek, to okazuje się, że funkcjonują one z powodzeniem tylko w bogatych krajach, takich jak Anglia czy Niemcy. Największe kluby nie zarabiają tylko na wpływach z biletów czy transmisji telewizyjnych. Na stadionach aż roi się od barów, sklepików, hoteli. Na razie o takim źródle finansowania musimy zapomnieć, gdyż nie mamy nowoczesnego stadionu. Drugim wyjściem jest awans do Ligi Mistrzów, w której zarabia się naprawdę duże pieniądze.

Czym się różni klub piłkarski od przedsiębiorstwa produkującego np. kable?

- W każdym normalnym biznesie można przewidzieć wynik, a w piłce nie. Dlatego klubu nie da się w prosty sposób porównać do zakładu produkcyjnego. Być może powodem jest to, że nie pieniądze odgrywają w sporcie najważniejszą rolę. Najlepszym potwierdzeniem było wyeliminowanie przez nas Parmy i Schalke, czyli klubów znacznie bogatszych. Za każdym razem na boisko wychodzi po 11 ludzi z każdej drużyny i wszystko może się zdarzyć. Nie mają tutaj zastosowania żadne prawa ekonomii.

Podobno wiele decyzji w Wiśle podejmuje Pan osobiście?

- Bezpośrednio władzę w moim imieniu sprawuje zarząd. Osobiście angażuję się, gdy decydują się losy inwestycji, zaczyna się wydawanie dużych pieniędzy. Nie wyobrażam sobie, by ktoś inny oprócz właściciela-inwestora mógł o tym decydować. Do moich codziennych kompetencji należy powołanie zarządu, wybór trenera i wydawanie ostatecznej decyzji przy zakupie czy sprzedaży zawodników.

Prowadzi Pan rozmowy z piłkarzami, gdy Wisła chce ich kupić?

- Od tego jest zarząd. Wspólnie ustalamy warunki kontraktów, później zarząd przystępuje do negocjacji.

Która ze znanych firm piłkarskich jest dla Pana wzorem?

- Każdy ze słynnych klubów jest inny i wzorowanie się na nich nie ma sensu. Po prostu nie miałoby to przełożenia na polską rzeczywistość. Wiele klubów mi się podoba; to, jak funkcjonują w realiach danego kraju. Moim zdaniem Real Madryt nie miałby wiele do powiedzenia w Bundeslidze i na odwrót, Bayern Monachium nie radziłby sobie w Hiszpanii. Wydaje mi się, że najbardziej logicznie wszystko jest poukładane w lidze angielskiej. Zresztą podoba mi się nie tylko piłka z tego kraju, ale również gospodarka. Zawsze podziwiałem Liverpool, Manchester United i... Margaret Thatcher. Ale ostatnio w futbolu triumfuje szkoła francuska. Imponuje mi "produkcja" talentów we Francji. Francuzi dysponują doskonałą bazą szkoleniową, wspaniałymi stadionami, a francuscy trenerzy pracują dzisiaj w najważniejszych światowych klubach.

Czy posiadanie klubu pomaga w podstawowej działalności Tele-Foniki?

- Absolutnie nie, a czasem wręcz przeszkadza.

Czy jest szansa na to, że Wisła będzie pierwszym polskim klubem na giełdzie?

- Jesteśmy tym zainteresowani, nie należy się jednak spodziewać, że nastąpi to w najbliższym czasie. Jednym z warunków koniecznych do sukcesu takiej operacji jest wzrost zamożności społeczeństwa. Przede wszystkim jednak musimy uwzględnić specyfikę przedsiębiorstwa, jakim jest klub sportowy. Główne aktywa spółki to prawa do zawodników, a w Polsce nie ma jeszcze biegłych do szacowania ich wartości. Jedni wyceniają naszych najlepszych piłkarzy na milion euro, inni na 10 mln. Analizujemy więc, jak sobie z tym radzą kluby na giełdzie angielskiej i włoskiej. Musimy też brać pod uwagę koncepcje Unii Europejskiej, która chce objąć zawodowych sportowców regulacjami prawa pracy. Takie rozwiązanie może stanowić rewolucję w profesjonalnym futbolu, powiększy i tak duże ryzyko inwestycyjne, spowoduje poważne zmiany w finansowaniu klubów.

Wielu zasobnych kibiców z chęcią wydałoby pieniądze, aby być współwłaścicielem ukochanego klubu.

- Jestem o tym przekonany, ale na rynku kapitałowym nie liczą się sentymenty. Nieważne, czy się produkuje pączki, kable, czy zajmuje się piłką nożną - liczy się wynik ekonomiczny. A jaki on będzie w przypadku zespołu piłkarskiego i jakie aktywa mamy zaoferować ewentualnym akcjonariuszom, skoro każdemu zawodnikowi kiedyś wygaśnie kontrakt z nami? Na te pytania muszą dzisiaj odpowiedzieć prawnicy i ekonomiści. Zdajemy sobie sprawę, że klub oferujący swoje akcje w obrocie publicznym musi mieć oprócz świetnych zawodników i dużych szans na sukcesy sportowe jakiś majątek trwały, np. stadion, markę o wymiernej wartości.

Jaki pakiet akcji zachowa Tele-Fonika, jeśli powiedzie się wejście na giełdę?

- 51 proc.

Ile wynosi roczny budżet Wisły, nie licząc inwestycji?

- Około 20 mln zł.

Plany na 2003 rok?

- Przede wszystkim chcemy mieć dobre boiska i sprzęt dla młodych zawodników. Na drugim miejscu stawiam budowę stadionu. Jestem przekonany, że o resztę zadba trener. Na pewno musimy już teraz pomyśleć o rezerwach, zwłaszcza w obronie. Mam nadzieję, że do podstawowego składu wrócą Kamil Kuzera i Łukasz Nawotczyński. Idealnie byłoby, gdyby o każdą pozycję rywalizowało dwóch wartościowych piłkarzy.

Przez cztery lata w Wiśle doszło do dziesięciu zmian trenerskich. Czy to było potrzebne?

- Wszyscy szkoleniowcy, którzy u nas pracowali, to świetni fachowcy, ale nie każdy z nich potrafił dotrzeć do mentalności młodych ludzi. Trener musi być wychowawcą, niepodważalnym autorytetem.

Sporo kontrowersji wywołało wyrzucenie z klubu Olgierda Moskalewicza za obrazę prezesa Bogdana Basałaja.

- Nie było innego wyjścia. Nawet gdyby na miejscu Moskalewicza był Ronaldo, Rivaldo czy Zidane, to musiałby odejść dla dobra klubu. Złamana została elementarna zasada - pracownik nie może obrażać powołanego przez właściciela firmy prezesa zarządu.

Na kilka tygodni przed rywalizacją z Lazio w Pucharze UEFA Wiśle udało się zatrzymać Kamila Kosowskiego.

- Zawsze byłem za zatrzymaniem go u nas. Kamil ma kontrakt do 31 grudnia 2004 roku, czyli pełne dwa lata gry. Nie wiem, dlaczego nagle tylu ludziom, również dziennikarzom sportowym, zależało na tym, aby Kosowski odszedł... Dlaczego nie tworzy się lobby za budowaniem silnego zespołu w kraju? Dlaczego nie tworzy się lobby na rzecz silnej ligi? Uważam, że Wisła jest dzisiaj ostatnią ostoją dobrych piłkarzy w Polsce. Postawiła na osiągnięcie sporego wyniku i wypromowanie swoich piłkarzy. Oczywiście planujemy transfery, ale do naprawdę dobrych klubów. Jeżeli nasze największe talenty będą się marnować w drugiej lidze niemieckiej albo na ławce rezerwowych w Bundeslidze, to siłą rzeczy poziom piłki w Polsce spadnie. Dlaczego Real czy Manchester nie sprzedają najlepszych? Z jednej strony słychać: "sprzedawać, bo piłkarz przestaje się rozwijać". Z drugiej: "nie sprzedawać, bo zespół będzie słabszy". I jak tu znaleźć złoty środek?

Przed czterema laty Wisła kupowała najbardziej utalentowanych 15-, 16-latków z całego kraju. Takich jak bracia Piotr i Paweł Brożkowie, Kamil Kuzera, Łukasz Nawotczyński, Paweł Strąk. Opłacało się?

- Już wkrótce będziemy mogli się o tym przekonać. Uważam, że nie były to zmarnowane pieniądze. Zapewniliśmy tym młodym chłopcom wszystko: szkołę, internat, najlepszych trenerów. Pilnowaliśmy ich jak własnych dzieci.

Wisła zawsze mogła się szczycić klasowymi wychowankami...

- W piłkarstwie skończył się już okres bazowania klubów na wychowankach. Jednak zamierzamy bardzo poważnie zająć się również szkoleniem trampkarzy. Najpierw trzeba stworzyć dobrą bazę treningową. Chłopcy będą mieć najwyższej klasy szkoleniowców z prawdziwego zdarzenia. Mam nadzieję, że za kilka lat trenowanie piłki w Wiśle będzie dla młodych ludzi powodem do dumy.

Uważa Pan, że występująca na co dzień w słabej polskiej lidze Wisła jest w stanie co roku prezentować taką formę, żeby regularnie pokonywać tej klasy rywali co Schalke i Parma?

- Jestem przekonany, że tak.

gazeta.pl (mat19)

[20.10.2003] Wywiad z Bogusławem Cupiałem - powiało optymizmem

20. październik 2003, 11:48

Gazeta Wyborcza opublikowała dziś wywiad z właścicielem Wisły Kraków, Bogusławem Cupiałem. Cupiał wyjaśnia powody niepowodzeń w walce o Ligę Mistrzów, jednocześnie zapewniając o swoim dalszym wsparciu dla "Białej Gwiazdy".

Wisła nadal próbować będzie dostać się do elitarnych europejskich rozgrywek. Kibiców najbardziej interesuje, czy na zimę pojawią się nowi klasowi zawodnicy. Właściciel Wisły wyjaśnia: - Zapewniam, że już w zimowym oknie transferowym będą w klubie nowi, bardzo dobrzy piłkarze. Tacy, którzy spełnią oczekiwania drużyny i kibiców.

Bogusław Cupiał w Estonii ogląda porażkę Wisły z Levadią. 23 lipca 2009
Bogusław Cupiał w Estonii ogląda porażkę Wisły z Levadią. 23 lipca 2009

Według Cupiała, Wisła potrzebuje wzmocnień na następujących pozycjach: - Od lewej strony - obrońca i pomocnik, przez napastnika i prawego pomocnika. No i bramkarza. Musimy mieć w klubie 20 jednakowych piłkarzy. Po dwóch na każdą pozycję plus trzech bramkarzy. Oczywiście nie będziemy płacić milionów euro za transfer. Będziemy zatrudniać graczy wolnych.

Latem mówiło się o zbyt pasywnej polityce transferowej "Białej Gwiazdy". Bogusław Cupiał wyjaśnia: - Powiedzmy, że latem mieliśmy okres słabości. Wzmocnimy się zimą (...) Gdyby piłką rządziły tylko pieniądze, Chelsea nie miałaby prawa przegrać w Lidze Mistrzów z Besiktasem 0:2. Przecież Roman Abramowicz wydał latem na wzmocnienia 180 mln dol. Więc czy wydając np. 5 mln dol. na transfery, faktycznie wzmacnia się drużynę? Nie jest to takie pewne. - To jest właśnie sport. Proszę spojrzeć na Arsenal - wielki budżet, wspaniali gracze, a po kilku kontuzjach wszystko się posypało i w LM pewnie nie wyjdą z grupy.

W rozmowie z Wyborczą Cupiał przedstawia stanowisko klubu w sprawie transferu Kamila Kosowskiego czy odejścia Marcina Kuźby. Nie wyklucza, że Kosowski wróci do Wisły, choć na razie liczy, iż zawodnik ten wypromuje się w Kaiserlautern. "Biała Gwiazda" czeka też na roztrzygnięcie sprawy Kalu Uche: - Gdybyśmy w FIFA przegrali tę sprawę, znaczyłoby to, że kontrakty są nic nie warte. Że można je podpisywać, a potem zrywać i z dnia na dzień nie przyjść do pracy - mówi Cupiał.

Całość bardzo obszernego wywiadu znajdziecie pod poniższym adresem: [1]

Gazeta Wyborcza (rav)

[03.12.2004] Wywiad z Bogusławem Cupiałem

3. grudnia 2004, 10:54

W dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" ukazał się obszerny wywiad z Bogusławem Cupiałem. Właściciel Wisły jest gotów dać trzecią szansę trenerowi Henrykowi Kasperczakowi, ale na mocno zmienionych warunkach. Cupiał mówi również o transferach, a także o byłym prezesie Tadeuszu Czerwińskim.

Michał Białoński: W internetowych forach popularna jest taka wersja: piłkarze i kibice bronią Kasperczaka, a pod nieobecność Cupiała jego ludzie chcą zwolnić trenera.

Bogusław Cupiał: Jeśli komuś się wydaje, że wszystko się dzieje bez mojej wiedzy i akceptacji, jest w grubym błędzie. Zresztą to nie ja, lecz piłkarze zwalniają Henryka Kasperczaka, którego bardzo szanuję tak jak i jego rodzinę. Zamiast teraz składać ustne deklaracje poparcia dla szkoleniowca, nasi zawodnicy mogli skuteczniej biegać po boisku w meczu z Dinamem Tbilisi. Niech nie zapominają, że pracują u mnie jako piłkarze! Powinni grać, a nie filozofować.

Czy trener Kasperczak będzie zwolniony?

- Zasługuje na to, aby dać mu jeszcze jedną szansę, ale nie na obecnych warunkach. Jeżeli zostanie u nas, to tylko jako szkoleniowiec pierwszego zespołu i jego kompetencje będą się zaczynać i kończyć na trenowaniu drużyny. Od menedżerki zostanie odsunięty. Za skauting będzie odpowiadało u nas kilku fachowców - jednym z nich jest Grzegorz Mielcarski - myślimy też o zatrudnieniu innych trenerów do poszukiwania talentów.

Zamierzamy też zamrozić trenerowi i piłkarzom 30 proc. poborów do momentu zdobycia przez nich mistrzostwa Polski.

Złośliwi twierdzą, że Kasperczak zarabia więcej niż prezes zarządu całej Tele-Foniki...

- Niemal dwa razy więcej. Teraz jednak każdy musi odczuć na sobie ciężar niepowodzenia finansowego firmy. Skoro trenerzy i piłkarze biorą premie za sukcesy, to powinni też się zgodzić na zamrożenie części wypłat, po tym jak w budżecie Wisły SSA pojawiła się wielka dziura spowodowana odpadnięciem z Pucharu UEFA.

Ostatni warunek, jaki postawię Kasperczakowi, to wprowadzenie do kontraktu pisemnej klauzuli, że odejdzie z klubu bez odszkodowania, jeśli w 2005 r. nie awansuje do Ligi Mistrzów. Zmarnował już dwie szanse, dostanie trzecią. Dłużej już nie mogę czekać.

A jeśli Wisła znowu trafi na Real Madryt?

- To ma awansować. W tym roku Real był dość słaby. Pokonał Wisłę, a teraz może nie wyjść ze słabej grupy Ligi Mistrzów. Nie umie sobie poradzić nawet z przeciętnym Bayerem Leverkusen. Dlaczego tylko ja mam ponosić konsekwencję odpadnięcia w I rundzie Pucharu UEFA? Gdyby Wisła pokonała tę przeszkodę, niemal na 100 proc. bylibyśmy w przyszłym sezonie rozstawieni w eliminacjach Ligi Mistrzów i nie musielibyśmy rywalizować z włoskimi, hiszpańskimi czy angielskimi zespołami! Na dodatek budżet klubu zostałby zbilansowany.

Trenera broni spora grupa kibiców. Może mają rację?

- Analizując na chłodno, trudno się z nimi zgodzić. Poza pierwszym rokiem pracy trenera w Europie ponosimy same klęski. Po porażkach z Anderlechtem i Realem było mi wstyd. Gdy nie radziliśmy sobie z Valerengą Oslo i Dinamem, przychodziło mi na myśl tylko jedno słowo: kompromitacja! A przecież spełniliśmy wszystkie warunki trenera, żeby miał komfort w walce o Ligę Mistrzów. Specjalnie zwlekaliśmy ze zmianami w zarządzie, żeby nie narzekał na psucie atmosfery. Nie ruszyliśmy trenerów rezerw i bramkarzy, choć były takie plany. Przypomnę tylko, że Dinamo Tbilisi nie dość, że nie wygrało w grupie Pucharu UEFA żadnego z czterech meczów, to straciło aż 13 goli, strzelając dwa! Z kim my przegraliśmy?

Wracając do niezadowolenia kibiców. Jeśli pojawia się tak wielu doradców w sprawach personalnych, to może ktoś z nich podpowie, skąd wziąć pieniądze na załatanie dziury budżetowej? Czy ktoś się zastanowił, o ile obniżyła się wartość całej grupy Tele-Fonika Kable SA przez to, że jedna z jej spółek od dwóch lat zbiera regularne baty w europejskich rozgrywkach? Wisła SSA to normalny interes, w którym trzeba kierować się ekonomią, i sentymenty musimy odłożyć na bok!

Ale kibice uwierzyli w informację, że podobno już kilka tygodni temu zawarł Pan z trenerem Kasperczakiem "dżentelmeńską umowę", na podstawie której dał mu Pan kolejną szansę bez zmieniania kontraktu. To prawda?

- Bzdura! Kibice dają sobą manipulować, jeśli w coś takiego uwierzyli. Nie obiecywałem nic takiego trenerowi. Co więcej, odkąd wyjechałem po meczu z Legią do USA, nie mieliśmy z panem Kasperczakiem kontaktu.

Ostatnią ustną umowę zawarliśmy w lecie przy przedłużaniu kontraktu z trenerem. Zrezygnowałem wówczas z pisemnej klauzuli, bo pan Kasperczak obiecał mi, że odejdzie bez przeszkód, jeśli tylko mu powiemy, że już go nie chcemy.

Jak by Pan podsumował działalność menedżerską prowadzoną w klubie przez ostatnie dwa i pół roku?

- Klapa. Wystarczy przypomnieć nazwiska Ouadja, Belotte, Brasilia, popatrzyć na grę Omeonu i już wiadomo, że trener Kasperczak nie ma nosa do transferów. W wypadku Omeonu sztab szkoleniowy zapewniał mnie, że ten zawodnik pomoże nam w awansie do Ligi Mistrzów, a dwa tygodnie później od tej samej osoby słyszę: "Trzeba tego Nigeryjczyka wypożyczyć albo sprzedać".

Co się dzieje z naszą młodzieżą? Strąk, Brożkowie u nas się nie nadawali, a w innych klubach, w otoczeniu słabszych piłkarzy, radzą sobie. Kogo my mamy w rezerwowej drużynie? Jakie postępy robią ci piłkarze? Przez trzy lata nie wypromować żadnego młodego gracza? Przecież od dawna sprowadzamy do Krakowa najbardziej utalentowanych chłopaków z całej Polski.

Z dojrzałymi piłkarzami też się nie udaje. Odkrycie Kasperczaka - Paszulewicza - musieliśmy wysłać do Chin. Trener nie sprowadził żadnego klasowego piłkarza.

Damian Gorawski?

- Jeszcze nie było w Wiśle trenera Kasperczaka, jak staraliśmy się go sprowadzić. Na początku prezes Ruchu Krystian Rogala nie chciał w ogóle słyszeć o transferze, później stawiał wygórowane żądania finansowe, w końca Damian przyszedł do nas za długi.

Marek Zieńczuk?

- Tak samo. Chcieliśmy go mieć od dawien dawna, tylko że długo był nie do kupienia. Dlaczego nikt nie pamięta, że jednym z pomysłów Kasperczaka było pozbycie się Cantoro do Tłoków Gorzyce, a Frankowskiego na Cypr? Powiem więcej. Nie wiem, czy zdobylibyśmy ostatnie mistrzostwo, gdyby nie przyszli do nas Majdan, Kłos, Mijailović i Kukiełka. Były to pomysły moje i Huberta Praskiego [przewodniczący rady nadzorczej Wisły SSA - red.], do których trenera musieliśmy długo przekonywać. A z punktu widzenia finansowego były to transferowe hity. Tylko za Mijailovicia musieliśmy wyłożyć pokaźną gotówkę [0,5 mln euro - red.]. Reszta - czyli ówcześni reprezentanci Polski - przyszła do nas niemal za darmo! Zaczęliśmy z własnej inicjatywy szukać wzmocnień, gdyż po porażce z Valerengą baliśmy się, że nawet mistrzostwa Polski nie zdobędziemy.

Oczywiście nadal przy wszystkich transferach trener miał prawo do ostatecznej opinii. Do większości pomysłów transferowych udało się go przekonać.

To znaczy, że były takie, do których się nie udało?

- Były dwa takie przypadki. Gdy sprzeciwił się powrotowi do Wisły Kamila Kosowskiego, odstąpiliśmy od tematu na początkowym etapie załatwiania tego transferu. Trener storpedował też pomysł pozyskania Aleksandara Vukovicia, choć ten mógł przyjść do nas za darmo.

Pojawiają się pogłoski, że pod Pana nieobecność i bez pańskiej zgody dochodzi w Wiśle do zamachu stanu. Jego autorami mają być nowy prezes Janusz Basałaj i Hubert Praski.

- W Wiśle ani w żadnej innej spółce grupy TFK nic się nie dzieje za moimi plecami. W klubie zarząd i rada nadzorcza mają daleko posuniętą samodzielność, ale o wszystkim mnie informują i ja akceptuję każdy ich krok. Mam do nich pełne zaufanie. Gdyby było inaczej, reagowałbym natychmiast.

Tak jak w wypadku niedawnej dymisji zarządu?

- Tadeusz Czerwiński jako prezes zarządu zawiódł mnie. To była dziecinada. Wraz z innymi członkami zarządu miał tyle czasu, żeby zaproponować jakieś wyjście z patowej sytuacji finansowej, i zamiast coś wymyślić, to kłócili się, prowadzili swoje gierki, zepsuli atmosferę w klubie, zniechęcili do nas media.

Kibice bronią prezesa Czerwińskiego za doprowadzenie do rozbudowy stadionu i przedłużenie umowy z Erą.

- Do stadionowej inwestycji faktycznie przyczynił się, ale nie tylko on. Sprawa była już zaawansowana, a lobbowało ją stowarzyszenie kibiców, rada nadzorcza i zarząd przed nadejściem Czerwińskiego. Natomiast umowa sponsorska z Erą to zasługa Bogdana Basałaja. To on prowadził negocjacje od początku do końca. Czerwiński nie przyniósł do klubu ani złotówki!

U mnie będą pracować tylko rzetelni i poważni ludzie, dla których nie liczą się prywatne interesy, a zanim pomyślą o promocji własnego wizerunku, wypromują Wisłę.

Nie boi się Pan, że jeśli już dojdzie do zmiany, to Verner Liczka okaże się słabszym trenerem od Kasperczaka?

- Dlaczego mam mu nie zaufać, skoro reprezentuje tę samą francuską szkołę trenerską co Henryk Kasperczak? Dajmy mu szansę. Pamiętam, że gdy sprowadzałem Kasperczaka, to również rozlegały się głosy krytyki, że "co to za trener, który teraz nie znalazł sobie pracy w żadnym francuskim klubie, tylko prowadził podrzędne afrykańskie reprezentacje". Przyzwyczaiłem się już do narzekań części kibiców. Jeżeli ktoś myśli realnie, to zrozumie, że nie mogę czekać bezczynnie. Klub tej klasy co Wisła nie może sobie pozwolić na stratę dwóch kolejnych sezonów w europejskich rozgrywkach. Jeśli nie poprawi się jego wynik finansowy, dalsze istnienie piłkarskiej spółki będzie zagrożone.

Dlatego powtarzam - sentymenty odłóżmy na bok. Do nikogo nie możemy mieć pretensji, jeżeli wypowiada słowa krytyki po takich porażkach jak te z Valerengą czy Dinamem. Taka krytyka spotka każdego szkoleniowca i działacza Wisły. W związku z tym czułem się rozczarowany, gdy po porażce w Tbilisi nikt ze sztabu trenerskiego nie wziął winy na siebie. Tylko zarząd podał się do dymisji.

A może lepiej nastawić się na sukcesy krajowe i cieszyć się z nich, a każde zwycięstwo w Europie traktować jak miłą niespodziankę?

- Oczywiście cieszę się ze zwycięstw w naszej ekstraklasie i Pucharze Polski. Jednocześnie mam jednak świadomość tego, że gdy my wzmocniliśmy się reprezentantami kraju, konkurencja straciła mocnych piłkarzy. Nie oszukujmy się - budżet Wisły jest bez mała dwukrotnie większy od klubów, które próbują z nami rywalizować o mistrzostwo Polski. Tak słabej ligi nie było dawno.

gazeta.pl

Wybrane artykuły

[08.03.2002] Właściciel Wisły "Mecenasem Roku"

8. marca 2002, 04:04

Właściciel piłkarskiej spółki Wisły Kraków Bogusław Cupiał otrzymał zaszczytny tytuł Mecenasa Małopolskiego Futbolu za rok 2001. Dokument potwierdzający przyznanie honorowego tytułu wręczył Bogusławowi Cupiałowi przewodniczący kapituły, prof. Józef Lipiec. Uroczystość miała miejsce dwa dni temu w siedzibie laureata, w Myślenicach.

Na potwierdzenie słuszności tego wyboru Bogusław Cupiał powiedział: - Stworzenie zespołu na miarę nie tylko sukcesów krajowych, ale i Ligi Mistrzów wymaga określonych nakładów. Ja chcę w sporcie wygrywać i jestem przygotowany na poważne inwestycje, w zamian wierzę że zespół będzie w stanie te moje cele zrealizować.

Prezes Rady Nadzorczej Wisły Kraków S.S.A. bardzo ciekawie mówił na temat specyfiki piłkarskiego biznesu: - Futbol jest biznesem, ale z pewną otoczką, której nie można lekceważyć. Inwestując w Wisłę ja jednocześnie daję dowód tego, że jestem z tym klubem nie tylko z racji pieniędzy, ale i określonych więzi. Nie wyobrażam sobie, by można było tak z dnia na dzień Wisłę sprzedać, tak jak się sprzedaje jakiś towar. Nie wyobrażam sobie również, by w roli inwestora raz być z Wisłą, a za chwilę z jakimkolwiek innym klubem. W tym specyficznym biznesie jakim jest futbol ja wybrałem Wisłę i nie zamienię tego klubu na żaden inny. Jeżeli ktoś takie teorie głosi, że można się na klub obrazić i przejść do innego, to znaczy że nie czuje istoty futbolu.

Wiele osób miało dotychczas wątpliwości co do tego, jaką rolę przywiązuje do klubu Bogusław Cupiał. Właściciel Wisły pomimo wielu trudności nadal deklaruje chęć zarządzania klubem z ul. Reymonta. Wypada mieć nadzieję, że tajemnicza osoba "mecenasa Wisły" nadal będzie odnosić takie sukcesy, jak do tej pory.

krakow.naszemiasto.pl (rav)

[02.01.2006] Medal z nr 1 dla Bogusława Cupiała

2. stycznia 2006, 11:41

Rada Seniorów TS Wisła uhonorowała właściciela piłkarskiej Wisły - Bogusława Cupiała - przyznając mu okolicznościowy medal z numerem pierwszym. Wręczenie pamiątkowego przedmiotu nastąpiło w ubiegłym tygodniu, a (jak pisze "Gazeta Krakowska") Bogusław Cupiał był tym faktem szczerze zaskoczony.

" (...) Doceniając olbrzymi Pana osobisty wkład finansowy, organizacyjny i propagandowy w krajowe i zagraniczne osiągnięcia piłkarzy Wisły SSA, jednomyślnie wyrażamy autentyczną wdzięczność za te dokonania, w przeddzień nadchodzącego w 2006 roku jubileuszu 100-lecia TS Wisła. (...) Pragniemy przy tym zadeklarować codzienną wszelką moralną i organizacyjną pomoc i poparcie (na miarę naszych możliwości) w tej trudnej oraz nie zawsze wdzięcznej i właściwie ocenianej pańskiej działalności dla dobra polskiej i wiślackiej piłki nożnej.(...)" - napisali przedstawiciele Rady Seniorów Wisły w dołączonym do medalu piśmie.

Jubileusz 100-lecia "Białej Gwiazdy" zbiega się w czasie z 75. rocznicą powstania Rady Seniorów TS Wisła, która skupia w swoich szeregach byłych zawodników, trenerów, działaczy i kibiców naszego klubu.

Bogusław Cupiał jesienią 1997 roku przejął Wisła Kraków - Piłka Nożna SSA, angażując swoje środki finansowe w rozwój wiślackiej piłki nożnej. Od tego czasu nasz klub zdobył 5 tytułów mistrza Polski (1999, 2001, 2003, 2004, 2005), 2 tytułu wicemistrza (200, 2002), raz trzecie miejsce w lidze (1998), 2-krotnie Puchar Polski (2002, 2003), Puchar Ligi (2001) czy Superpuchar Polski (2001). W ostatnich siedmiu latach nasz zespół mierzył się z takimi europejskimi klubami jak m.in. AC Parma, Real Saragossa, FC Porto, FC Barcelona, Inter Mediolan, Schalke 04, Lazio Rzym, Anderlech Bruksela, Panathinaikos Ateny czy Real Madryt.

Gazeta Krakowska (rav)

[26.02.2008] Wisła żąda sprostowania. Cupiał nie był w Kielcach

26. lutego 2008

Wisła Kraków SA zażądała od "Przeglądu Sportowego" sprostowania artykułu "Cupiał zaczyna się już irytować", w którym Antoni Bugajski powołując się na europosła Ryszarda Czarneckiego informuje o irytacji właściciela Wisły po zremisowanym meczu w Kielcach na inaugurację rozgrywek Orange Ekstraklasy.

W dzisiejszym PS czytamy: "Rzadko się zdarza, by pojawiał się na wyjazdowych meczach swojej drużyny. Zdarzyło się tak w Kielcach. I wiemy, że patrząc na grę Wisły, lekko mówiąc, nie był zadowolony. (...) Cupiał po piątkowym meczu (1:1) był wściekły (...). W kuluarach kieleckiego stadionu wyrażał swoje niezadowolenie. - Był wzburzony. Mówił, że on już teraz myśli głównie o Lidze Mistrzów, bo z doświadczenia wie, że budowanie zespołu dopiero w czerwcu czy lipcu to nie jest dobry pomysł(...) - mówi europoseł i kandydat na prezesa PZPN Ryszard Czarneckim, który rozmawiał z Cupiałem".

Wisła powołując się na zasadzie art. 31 ust. 1 Prawa prasowego Wisła Kraków SA wnosi o zamieszczenie sprostowania o następującej treści: "Zarząd Wisły Kraków SA informuje, że nieprawdziwe są informacje zamieszczone w "Przeglądzie Sportowym" (...) jakoby właściciel Wisły Kraków, Pan Bogusław Cupiał, był obecny w Kielcach na meczu Kolportera Korony i Wisły Kraków w dniu 23 lutego 2008 r. W tym dniu Pan Bogusław Cupiał uczestniczył w wyjeździe służbowym poza granicami kraju. W świetle powyższego nieprawdziwymi pozostają informacje, że po w/w meczu w kuluarach kieleckiego stadionu Pan Bogusław Cupiał wyrażał niezadowolenie oraz że był wzburzony grą zespołu Wisły Kraków."

wisla.krakow.pl / wislakrakow.com (mefiTSo)

[29.02.2008] PS: Wisło, przepraszamy

29. lutego 2008

26. lutego "Przegląd Sportowy" poinformował o "wzburzeniu" Bogusława Cupiała po meczu Korona - Wisła. Dziennik powołał się na europosła Ryszarda Czarneckiego, który - jak twierdził - rozmawiał z Bogusławem Cupiałem w Kielcach. (Artykuł cytowaliśmy >>> w tym miejscu.) Kilka godzin później Biuro Prasowe naszego Klubu poinformowało, że właściciel "Białej Gwiazdy" w czasie wspomnianego spotkania przebywał poza granicami Polski i wezwało "Przegląd Sportowy" do zamieszczenia sprostowania. (Oświadczenie Wisły SA można przeczytać >>> tutaj.)

Dziś "Przegląd Sportowy" w zakończeniu artykułu "Wisło, przepraszamy" zamieszcza sprostowanie, które poprzedza obszernym redakcyjnym komentarzem. Tekst przytaczamy dla Was w całości:

Wisło, przepraszamy

Jak każdemu kibicowi w Polsce zależy mi na tym, żeby polski klub, po latach przerwy, awansował do elitarnej Ligi Mistrzów. Najbliżej osiągnięcia tego sukcesu jest krakowska Wisła.

Trener Maciej Skorża, najbardziej niedoceniany polski szkoleniowiec, buduje jak kilku jego poprzedników drużynę na miarę marzeń prezesa Bogusława Cupiała. Moment jest szczególny. Od lat bowiem Wisła to klub niespełnionych nadziei. Swoimi występami w rozgrywkach o europejskie puchary dostarczała nam wiele radości, ale przytrafiały jej się także kompromitujące porażki. Nawet świętego wyprowadziłoby to z równowagi. Trudno się więc dziwić, że z wpadkami nie umiał się pogodzić także prezes Bogusław Cupiał. Był czas, że zapowiadał, iż wycofa się z finansowania krakowskiego zespołu. Kolejny nieudany eksperyment, polegający tym razem na budowaniu wielkiej drużyny złożonej z najlepszych polskich piłkarzy, może wpędzić wiślaków w nowe kłopoty. To oczywiste.

Kto jednak nigdy niczego nie próbował stworzyć, a jedynie zajmował się odtwarzaniem i powielaniem cudzych pomysłów, nie zrozumie jaki to stres. Presja ciążąca na człowieku czasami przytłacza.

Sam wiem o tym doskonale. Mnie właściwe ustawienie zespołu, który ma poprowadzić "Przegląd Sportowy" do kolejnych sukcesów, kojarzy się z walką o wejście do prasowej Ligi Mistrzów. W drodze do Champions League mogą przytrafić się przykre wpadki i pomyłki. Szefowie krakowskiej Wisły wiedzą o tym doskonale.

Nie oznacza to jednak, że wszystkie błędy można w ten sposób usprawiedliwić. We wtorkowym wydaniu naszej gazety napisaliśmy, że Bogusław Cupiał pojawił się w Kielcach na meczu z Kolporterem i krytykował tam swój zespół. To nieprawda. Prezes był wtedy zupełnie gdzie indziej. Za tą przykrą wpadkę przepraszamy i Bogusława Cupiała, i Wisłę Kraków.

Życząc przy okazji awansu do Ligi Mistrzów.

Jacek Adamczyk

Przegląd Sportowy / wislakrakow.com


[24.12.2012] Kibic-dobrodziej! 15 lat Wisły z Telefoniką

24 listopada 2012

15 lat Wisły z Telefoniką

Początki

Był taki czas w historii naszego klubu, kiedy 12 miejsce nie było czymś nadzwyczajnie złym, w drużynie nie grali piłkarze warci milionów euro, a kibiców straszyły popularnie nazywane „oczodoły”, czyli zburzone trybuny, na których teraz znajdują się loże VIP oraz sektory A i H. Celem klubu była zwyczajna egzystencja, pozostanie w pierwszej lidze każdego sezonu i czekanie na lepsze jutro.

Właśnie wtedy ludzie, którzy utrzymywali Wisłę przy życiu, szukając gdzie się da sponsorów, pojechali na kolejne spotkanie. Było lato 1997, Wisła niedawno uratowała ekstraklasowy byt, a celem kolejnych rozmów prowadzonych przez włodarzy było znalezienie jakichkolwiek pieniędzy. Wtedy właśnie pierwszy raz Ludwik Miętta-Mikołajewicz nawiązał kontakt z Bogusławem Cupiałem:

„Moje spotkanie z prezesem Cupiałem miało miejsce w sierpniu 1997 roku, kiedy razem z Piotrem Skrobowskiem pojechaliśmy do Myślenic, aby spotkać się z Bogusławem Cupiałem, Stanisławem Ziętkiem i Zbigniewem Urbanem-właścicielami Telefoniki. Prosiliśmy ich o sponsoring drużyny piłki nożnej, którą wówczas rządziła spółka z.o.o , zarządzana przez Piotra Skrobowskiego, Bank Współpracy Regionalnej i Realbud. Nie spodziewaliśmy się, że aż tak bardzo Panowie Ziętek i Cupiał zainteresują się współpracą, bo w październiku 1997 roku doszło do przejęcia sekcji piłki nożnej, a od stycznia 1998 roku utworzono Sportową Spółkę Akcyjną”.

Nie był to jednak dobry czas na nowych inwestorów w polskiej piłce. Rany po Januszu Romanowskim lizała Legia, której nowy sponsor Daewoo włączył swoją nazwę do nazwy klubu, powoli zaczął rozkładać się finansowo Widzew, nie mówiąc już o mniejszych klubach. Przejęcie Wisły przez Telefonikę wywołało wiele kontrowersji. Jednak działacze Wisły zachowali spokój:

„Nie miałem obaw, –kontynuuje prezes TS Wisła- miałem dobre rozeznanie zarówno o Telefonice i bardzo pozytywne rekomendacje dotycząca Pana Cupiała. Co więcej w obliczu bardzo ciężkiej sytuacji sekcji piłkarskiej niezmiernie ucieszyła mnie wizja przejęcia zespołu. Oponentów jednak nie brakowało, zarzucano nam, że sprzedajemy srebra rodowe. Tymczasem okazał się do strzał w dziesiątkę.”

Stało się dokładnie tak, jak powiedział Pan Ludwik. Do zespołu Białej Gwiazdy dołączyło wielu nowych zawodników, niektórzy zostali ściągnięci z zagranicy do nowo utworzonego dream teamu, który miał zawojować nie tylko polskie, ale i europejskie boiska. Nazwiska Czerwca, Kałużnego- podkupionego zresztą w ostatniej chwili Legii-, Bukalskiego i wielu innych dawały gwarancję dobrej gry i wielu sukcesów. Ale w klubie nie doszło do czystki. Ze „starej Wisły” zostało wielu piłkarzy, niektórzy z nich stanowili potem o sile tej już nowszej wersji Białej Gwiazdy. Na stanowisku trenerskim został trener Łazarek, który też mocno włączył się w myślenickie negocjacje, chociaż z nim pożegnano się już w maju, po porażce z Ruchem. Nowi właściciele zdecydowali się też na pozostawienie u steru klubu prezesów wywodzących się z TS-u.

„Przez miesiąc od przejęcia spółki prezesem był nadal Pan Piotr Skrobowski. Potem zaproponowano mi funkcję prezesa i piastowałem ją do 1999 roku. Razem ze mną w zarządzie byli Panowie Stanisław Ziętek i Zbigniew Koźmiński”- mówi Ludwik Miętta-Mikołajewicz.

Na koniec rundy wiosennej Wisła zajęła trzecie miejsce i awansowała do Pucharu UEFA. W Krakowie Biała Gwiazda ograła chociażby Widzew 6-0, co zwiastowało tylko jedno: w Polsce rodzi się nowy potentat. Potwierdzeniem tych słów był sezon 1998/1999. Krakowianie po dwudziestu jeden latach odzyskali mistrzostwo Polski, mając siedemnaście punktów przewagi nad drugim w tabeli Widzewem, a tytuł zapewnili sobie na pięć kolejek przed końcem ligi. Zespół prowadził wtedy Franciszek Smuda, którego drogi z Wisłą rozeszły się we wrześniu 1999 roku. Szkoleniowiec ten wrócił do Krakowa dwa lata później, a do dzisiaj jego nazwisko przewija się w kontekście prowadzenie zespołu z Krakowa. Nie jest to odosobniony przypadek w Wiśle erze Cupiała. W niektórych wypadkach pewne powroty to wręcz norma… Z klubem po zakończeniu sezonu pożegnał się z kolei prezes Miętta:

„Zrezygnowałem z funkcji prezesa Wisły S.S.A, ponieważ byłem prezesem TS Wisła, a Pan Cupiał chciał przejąć tereny TS-u. Powstał konflikt interesów i jako człowiek od zawsze związany z TS-em zostałem na swoim stanowisku w Towarzystwie.”

Era Wisły

Po pewnym czasie prezesem Wisły został Bogdan Basałaj. Był to jeden z najdłużej utrzymujących się działaczy w naszym klubie. Pierwszy raz szefem klubu był przez prawie cztery lata, za drugim niecałe dwa. Odchodził w niesławie, ale to właśnie on potrafił pięknie opowiadać o przyszłych sukcesach, podboju Europy. Dziś skutki tego „podboju” nasz klub odczuwa bardzo boleśnie. Z właścicielem poznał się, kiedy jeszcze pracował w Canal Plus podczas meczu Wisła-Legia jesienią 1998 roku. Biała Gwiazda ogrywała Warszawiaków 4-1, a on rozmawiał z Bogusławem Cupiałem. A że potrafił robić to wspaniale, to gdzieś ta wizja Wielkiej Wisły została w głowie dobrodzieja naszego klubu. I postanowił sobie o niej przypomnieć. Bo wiele można powiedzieć o Panu Cupiale, ale nie to, że nie zależy mu na Wiśle. Basałaj –najpierw, jako wiceprezes do spraw marketingu, a od lipca 2000 jako prezes-do Krakowa trafił w czasach wielkiej karuzeli trenerskiej.

Podczas jednego sezonu szkoleniowców zmieniano sześć razy. A Wisła i tak nie obroniła tytułu. Brak cierpliwości też może być swego rodzaju wadą właściciela. I chyba, dlatego nie udało mu się odnieść takich sukcesów z Białą Gwiazdą, na jakie zasługiwał. Bo to, że nie ma większego inwestora w polskiej piłce nikt nie wątpi. Jednak mimo różnych zmian Wisła tamtych lat wygrywała. Kupowała najdroższych piłkarzy, nie targowała się z cenami. Pierwszym „dużym meczem” na scenie europejskiej było zwycięstwo z Saragossą za kadencji Oresta Lenczyka. To właśnie w nim powstał zalążek ekipy, która za dwa lata ogrywała Parmę i Schalke. Trenerem już tego zespołu był Henryk Kasperczak, w tamtym okresie wymarzony szkoleniowiec właściciela. Cupiał chciał zatrudnić Kasperczaka wcześniej dwa razy, ale ściągnął go dopiero wiosną 2002 roku. Zastąpił on Smudę. Nie udało mu się dogonić Legii, ale stworzył ofensywnie i ładnie grający zespół, który zdobył mistrzostwo w 2003 roku i doszedł do 1/8 finału Pucharu UEFA. Na ile była to jego zasługa, a na ile umiejętności piłkarzy, którzy wtedy rozgrywali te porywające spotkania? Tą ocenę zostawiam Wam Drodzy Czytelnicy.

Udane mecze nie przekuły się na eliminacje Ligi Mistrzów. Zespół pozbawiony Kosowskiego, Kuźby, kontuzjowanych Głowackiego i Cantoro, grający bez dezerterującego Uche nie poradził sobie z Anderlechtem. Wzmocnienia typu Lantame Ouadja, Brasilia, czy Wyn Belotte (nie zagrał nawet meczu w pierwszej drużynie) nie mogły dać dobrego wyniku. Ktoś jednak tych piłkarzy tu ściągnął, podobnie jak Damiana Gorawskiego, który przyszedł do Wisły za sprawą Pana Rogali i rozliczeń długów z Ruchem. Chociaż on akurat nie był taki najgorszy, a i Wisła na nim sporo zarobiła. Zapytany o ocenę osiągnięć Białej Gwiazdy za czasów Bogusława Cupiała prezes TS Wisła Ludwik Miętta-Mikołajewicz mówi krótko:

„Bogusław Cupiał ma pecha w tym sporcie, ponieważ budowę Wielkiej Wisły oparł o awans do Ligi Mistrzów, a niestety nie udało mu się tego zrealizować.”

Wisła w lidze była ciągle najlepsza, ale w meczu z Valerengą odpadła z Pucharu UEFA. Jednak zaufanie do Kasperczaka właściciel ciągle miał ogromne. Podpisał z nim nowy kontrakt, w mediach dawano do zrozumienia, że Kasperczak jest najważniejszą postacią na Wiśle, że nad nim jest de facto tylko Cupiał. I takie można było odnieść wrażenie. Kiedy pojawił się pomysł, aby trenerem bramkarzy był Adam Matysek, Kasperczak inicjatywę tą storpedował, a Edwarda Sochę, który miał zostać dyrektorem sportowym, nie dopuścił do powierzonych mu obowiązków. Ten, więc spakował się i pojechał budować Legię do Warszawy. A to, że tam nie zagrzał miejsca zbyt długo, to już całkiem inna historia. Jedyną zmianą był nowy prezes. Bogdana Basałaja przesunięto na stanowisko wiceprezesa, a jego miejsce zajął Tadeusz Czerwiński. Według wielu najlepszy prezes w historii Telefonikowej Wisły.

W tamtym okresie coraz mocniej też zaczęto mówić o potrzebie budowy stadionu. Wszak zespół bijący drużyny z dobrych lig zagranicznych nie mógł dalej grać na obiekcie, na którym odwołuje się mecze z powodu zmarzniętej płyty. Przy okazji działań lobbujących budowę stadionu po raz pierwszy Bogusław Cupiał spotkał się z kibicami. I tu należy oddać głos Piotrowi Wawro-byłemu prezesowi SKWK: „Jedną z największych akcji Stowarzyszenia w tamtym czasie była akcja „Stadion 2006”. Zorganizowaliśmy spotkanie, zrobiliśmy akcje na stadionie, wywiesiliśmy hasła na trybunie-wtedy jeszcze można było-i napisaliśmy list otwarty do prezydenta Majchrowskiego, który przecież stadion nam obiecywał. Podchwyciły to media i musiał się z nami prezydent spotkać. Potem nastąpiły kolejne spotkania i koniec końców dotarliśmy do właściciela. Ja byłem prezesem SKWK, więc spotkałem się z Panem Cupiałem.” Bogusław Cupiał zauważył rolę kibiców w działaniu klubu. Było to ważne zarówno dla spółki, jak i dla ruchu kibicowskiego na Wiśle. Niedługo więzi miały zacieśnić się jeszcze bardziej…

1906% poparcia

Wisła solidnie wzmocniła się zimą 2004. Właściciel znowu nie szczędził grosza. Zespół w bardzo dobrym stylu obronił mistrzostwo i sposobił się do walki o Ligę Mistrzów. Na drodze stanął Real Madryt. Przeszkoda nie do pokonania i co zrozumiałe nikt nie rozdzierał szat po tej porażce. Wszak w lidze laliśmy wszystkich, a na drodze do fazy grupowej Pucharu UEFA stało Dinamo Tiblisi. Mistrzowi Gruzji WIT Tiblisi w lipcu na wyjeździe strzeliliśmy osiem bramek, więc ten mecz miał być spacerkiem. Ale nie był. Był prawdziwą drogą przez mękę, na dodatek bez happy endu. Wisła odpadła, do dymisji podał się zarząd klubu, ale nic nie zmieniło się w działaniu spółki. Do grudnia wszyscy dotrwali w tym samym składzie osobowym, piłkarze zakończyli jesień na pierwszym miejscu mając osiem punktów przewagi nad Legią będącą wiceliderem. Jednak Cupiał miał dość. Zwolnił Kasperczaka. Przeinwestował drużynę, która tak naprawdę nigdy nie dała mu tego, czego chciał najbardziej, czyli znaczącego sukcesu w Europie. Co więcej w rozgrywkach międzynarodowych się kompromitowała. Zaczęły się pojawiać pogłoski, że właściciel chce sprzedać Wisłę. I wtedy manifestację w obronie klubu i zarazem Cupiała urządziło SKWK. Zaczęło się od transparentu „1906% poparcia dla decyzji Bogusława Cupiała”, który w tamtej sytuacji był dosyć kontrowersyjny dla wielu ludzi. Piotr Wawro zawsze podkreśla, że wywiesiłby go jeszcze raz, gdyby zaszła taka potrzeba:

„Tak naprawdę gdyby nie grupa ludzi z SKWK i kibice, którzy mieli szersze horyzonty niż standardowi fani sukcesu, którzy nie pamiętali porażek z Gwardią Szczytno, mogło być z Wisłą wtedy różnie. Jak pamięta się takie czasy to docenia się, to, że ktoś przychodzi i inwestuje swoje pieniądze. Bo są tacy, co mają więcej od Cupiała a nie łożą na sport. A jest to działka trudna, zwłaszcza, że muszą mierzyć się z działaniami władz.”

Sytuacja była nadal nerwowa, Cupiałowi dostawało się wszędzie: na forach, w mediach, wszak zwalniał z pracy pogromcę Parmy i Schalke. Skandalem zakończyła się konferencja prasowa w „Loży”, na której prezentowano nowego trenera Wernera Liczkę. Zjawił się na niej ciągle poczuwający się do roli trenera Henryk Kasperczak, a z lokalu zaczął wypraszać go Janusz Basałaj. Całą sytuację dosadnie podsumowuje były prezes Stowarzyszenia:

„SKWK uratowało wtedy klub. Cupiał był tak zniesmaczony, że był bliski jego opuszczenia. Wielu internetowych napinaczy położyło kreskę na Cupiale, gloryfikując wtedy Kasperczaka. A ja się pytam, gdzie byłby ten siwy Pan, słabo mówiący po polsku, gdyby nie Cupiał i jego pieniądze. Na pewno nie w Wiśle.”

To był początek zmian w klubie, doceniono wysiłek fanów, sam prezes SKWK otrzymał wtedy dosyć ciekawą propozycję od właściciela. Piotr Wawro miał zostać wiceprezesem w Wiśle Kraków. Jednak nie zgodził się na to:

„Nie potrafiłbym się dogadać z Januszem Basałajem, który według mnie był świetnym oratorem, niebywale towarzyskim człowiekiem, ale kiepskim menadżerem i nie nadawał się na prezesa Wisły.”

Basałaj zresztą stracił pracę pod koniec czerwca, razem z czeskim szkoleniowcem Wernerem Liczką. To właśnie podczas świętowania trzeciego z rzędu mistrzostwa Polski doszło do niebywałej sytuacji. Trybuny w momencie, kiedy tytuł był już zapewniony obrażały trenera i prezesa. Dziwna była to sytuacja, nawet w kontekście pewnych antypatii.

Na kolejny tytuł przyszło czekać nam trzy lata, kiedy zespół Macieja Skorży z ogromną przewagą zdystansował resztę stawki, by w rok później swój wyczyn powtórzyć. Może nie w takim efektownym stylu, ale z dużymi emocjami na finiszu. To właśnie zespół Skorży pokazał Cupiałowi, że jeszcze warto się bawić w piłkę nożną. Chociaż i oni zaliczyli swoją „wpadkę” w Talinie, która pociągnęła za sobą daleko idące konsekwencje. Ale tak to już chyba w Wiśle bywa…

Rozstania i powroty

Ludzie dookoła Bogusława Cupiała się zmieniają. Ciągle. Chociaż wprawne oko obserwatora zauważy, że tak naprawdę właściciel wybiera wśród tych samych nazwisk. Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi, ktoś „wisi w powietrzu” jak Smuda od paru lat. Jest też „niezatapialny” Zdzisław Kapka, który bardzo długo kierował polityką transferową Wisły, potem zniknął, aby powrócić razem z Bogdanem Basałejem w 2010 roku. Pojawia się wiele opinii, że problem Bogusława Cupiała tkwi właśnie w jego doradcach, którzy według wielu osób są zwyczajnie pazerni na jego pieniądze i bardzo mocno nadużywają zaufania do prywatnych celów.

Na stanowisko prezesa piłkarskiej Wisły powrócił również Ludwik Miętta-Mikołajewicz:

„Zostałem prezesem ponownie w roku 2006. Wtedy obchodziliśmy jubileusz stulecia naszego klubu i udało się zbliżyć do siebie w tak ważnym momencie wszystkie sekcje, w tym piłkarską. I uważam to za sukces.”

Ta prezesura zdecydowanie zbliżyła piłkarską Wisłę do TS-u. Relacje się poprawiły, chociaż jak mówi prezes Miętta dzisiaj z właścicielem nie rozmawia. Po raz kolejny zaważyła na tym sprawa gruntów, nadal jednak darzy Bogusława Cupiała ogromnym szacunkiem.

Przestał rozmawiać z Cupiałem również Piotr Wawro:

Relacje zepsuły się od meczu stulecia, kiedy Pan Cupiał zadzwonił do mnie. Miał pretensje o to, że zrobiliśmy bojkot przeciwko Kapce. I dodatkowo wyciągnięto wizytę w motelu „Twierdza”, gdzie przed jednym z derbowych meczów, nota bene wygranym wtedy 3-0, kilka osób udało się porozmawiać z piłkarzami. A oni razem z kierownikiem drużyny Koniecznym przedstawili to tak, jakby tam przyjechali ludzie, którzy chcą ich bić i tak dalej. Od tego czasu właściciel przestał odbierać ode mnie telefony. Co nie zmienia faktu, że nadal szanuje tego człowieka.”

Wiele osób wróciło jednak do łask „Bossa z Myślenic”. Może, dlatego, że mówią to, co sam Bogusław Cupiał chciałby usłyszeć? „Ze wszystkich działaczy, którzy przewinęli się przez telefonikowską Wisłę w ciągu 15 lat, które świętujemy, którym Cupiał płacił pieniądze tylko dwóch można uznać za naprawdę fachowców. Byli to Tadeusz Czerwiński i Grzegorz Mielcarski. Nie pracują jednak w Wiśle, bo mają swoje zdanie.”- kontynuuje były prezes SKWK. Jak najlepszą opinie właściciel drużyny futsalowców ma właśnie o wymienionym wcześniej Grzegorzu Mielcarskim, który pracował w Wiśle przez rok: Mielcarski przyblokował wiele transferów, na których chciano po prostu Bogusława Cupiała oszukać. W środowisku piłkarskim jest ceniony za swoją uczciwość, profesjonalizm.” Nazwisko srebrnego medalisty Igrzysk Olimpijskich wielokrotnie przewijało się w kontekście powrotu do Krakowa. Jednak jak można się domyślać jego powrót byłby możliwy jedynie w wypadku przyznania mu pełnej niezależności. A na to wiele osób się pewnie nie zgodzi… Z Wisły Mielcarski odszedł w lutym 2006 roku. Nie ukrywał potem, że popełnił kilka błędów, ale podkreślał, że zawsze był szczery z Cupiałem. Kiedy nad głową Zdzisława Kapki zebrały się czarne chmury, pomógł mu je rozgonić. Rewanżu się nie doczekał, zresztą wszyscy wiedzieli, że pozostaje w sporze zarówno z nim jak i z Adamem Mandziarą z firmy Advance Sport…

Do najbardziej kontrowersyjnego powrotu doszło jednak w marcu 2010 roku. Wtedy do Wisły wrócił Henryk Kasperczak. Nie zagrzał jednak długo miejsca, odpadł z Karabachem i podał się do dymisji w sierpniu 2010 roku. Była to dziwna decyzja właściciela, zważywszy na to, że przecież z Kasperczakiem jego relacje popsuły się znacznie. Może jednak chciał dać drugą szansę temu trenerowi, a może znowu, „ktoś”, „coś” podpowiedział…

O Holender…

Niezbyt ciekawie zakończyła się też przygoda z Wisła duetu Robert Maaskant-Stan Valckx. Jest to dosyć świeża historia, więc nie ma sensu jej przypominać aż tak bardzo, ale z pewnością jej podsumowaniem nie mogą być „trzy minuty do Ligi Mistrzów”, którymi lubił zasłaniać się holenderski szkoleniowiec. Niebywale przepłaceni i rozkapryszeni piłkarze wyszli z grupy Ligi Europy-za, co im chwała-, ale w lidze zajęli już siódme miejsce. Co więcej, kiedy wydawało się, że zespół jakoś poukłada Kazimierz Moskal, to po drugim meczu bez zwycięstwa „z konia” wysadził go Bogdan Basałaj. Był to jeden z wielu przebiegłych i chytrych ruchów byłego prezesa. Chciał uratować w ten sposób swoją posadę, ale nie udało mu się. Z jego „rządów” nasz klub jeszcze długo będzie się wygrzebywać.

Co dalej z Wisłą Cupiała?

Wiele wątpliwości przychodzi do głowy, kiedy szuka się odpowiedzi na to pytanie. Co rusz słychać, że właściciel jest skłonny Wisłę sprzedać, nawet za równowartość pieniędzy, które zainwestował. W tym wypadku jest to osiemdziesiąt milionów złotych. Plotki plotkami, a kupca nie widać dalej. W jakim kierunku pójdzie, więc Wisła? Gołym okiem widać, że potrzebne są zmiany: w pionie sportowym, w zarządzaniu klubem, nie wolno już lekceważyć szkolenia młodzieży, bez którego klub może mieć kolosalne problemy (zresztą już ma), czas najwyższy na rozruszanie stadionu, który poza meczami stoi pusty i nieużywany. Czy Bogusławowi Cupiałowi jeszcze się chce bawić w piłkę nożną? Pozostaje mieć taką nadzieję.

Piotr Wawro zdaje sobie sprawę, że nie było by wielkiej Wisły bez Cupiała i jego pieniędzy. To samo podkreśla zresztą prezes Miętta, który zaznacza, że gdyby nie Pan Cupiał, to tułalibyśmy się po drugiej lidze. Były prezes SKWK po raz kolejny odwołuje się do osoby Tadeusza Czerwińskiego, tym razem w kontekście sytuacji na trybunach:

„Tadeusz Czerwiński na pewno unormowałby stosunki z kibicami. Gdyby został prezesem Wisły to na stadionie zapanowałby prawie Wersal. Mówię prawie, bo na stadionach pełnego Wersalu nie było i nie będzie. Ten człowiek szanuje jednak fanów.”

Piotrek ma również swoje zdanie na temat pionu sportowego i marzenia o grze w Lidze Mistrzów:

„Wisła potrzebuje dobrego i uczciwego dyrektora sportowego. Na pewno powinna postawić na młodych piłkarzy, którzy wyszkoleni za parę lat będą stanowić o sile tego klubu.Optymalnym modelem drużyny byliby wychowankowie i kilku dobrych graczy zagranicznych. Mam nadzieję, że spółka zmieni swoje krótkowzroczne podejście do grup młodzieżowych. Chciałbym, aby prezes spełnił swoje marzenie i jako kibic-dobroczyńca miał Wisłę w Lidze Mistrzów. I dalej w to wierzę, ale chyba prezes Cupiał nie ma dzisiaj już takiego serca do Wisły jak kiedyś. Z wielu powodów, choćby, dlatego, że ludzie, którym zaufał go ciągle zawodzą, a ci, którzy otaczają go teraz, może poza Pilchem i Smalcerzem za swoją działalność powinni dostać najniższą z możliwych ocenę. Już nie wspominając o dziale skautingu z Panem Kapką na czele.”

Boguś dziękujemy!

Dla mojego pokolenia, które wychowało się na telefonikowej Wiśle, czy przede wszystkim dla starszych kolegów, którzy za Wisłą jeździli po drugoligowych boiskach Bogusław Cupiał stał się uosobieniem wielkiego klubu, który zdominował ligę polską i nie zawsze kompromitował się w pucharach europejskich, co teraz jest raczej zdarzeniem nagminnym. To w Wiśle grali najlepsi piłkarze, to tutaj rozgrywały się najważniejsze mecze ligowe ostatnich piętnastu lat, wreszcie to tu osiem razy cieszono się z mistrzostwa Polski, podczas gdy w Warszawie czyniono to trzykrotnie (raz Polonia, dwa razy Legia), a w Łodzi, Lubinie, Poznaniu i Wrocławiu raz. To wszystko przeżyliśmy dzięki Panu Cupiałowi.

Za te wszystkie chwile wypada mu po prostu podziękować. Chociażby tym tekstem. Tekstem, któremu daleko do laurki, jaką lubią wystawić Prezesowi Cupiałowi klakierzy, robiący jednocześnie za jego plecami fenomenalne interesy kosztem Wisły. Woleliśmy napisać prawdę, przynajmniej będzie szczerze, a równie szczerze Panu Cupiałowi dziękujemy i życzymy realizacji wszelkich wiślackich celów, a przy okazji odcięcia się od ludzi, którzy swoje partykularne interesy przedkładają nad dobro Wisły. Nie byłoby tej wielkiej drużyny bez udziału Bogusława Cupiała. I każdy powinien o tym pamiętać, nawet, jeżeli aktualnie nie jest najlepiej.

Bogusława Cupiała szanujemy i będziemy szanować dalej bez względu na to, jak teraz wygląda sytuacja Białej Gwiazdy. Bo on na ten szacunek po prostu sobie zapracował. Jednocześnie wierzymy, że Biała Gwiazda znów zaświeci pełnym blaskiem.

BOGUŚ DZIĘKUJEMY! PROSIMY O WIĘCEJ!!!

Źródło:http://skwk.pl/

Źródła

Dziennik Polski
Przegląd Sportowy
Wislakrakow.com
Gazeta.pl
Wikipedia.org

Linki

Video