Borys

Z Historia Wisły

Newsweek

Nigdy nie zobaczą swoich ulubionych piłkarzy ani ich akcji. Ale na meczach śpiewają głośniej niż inni. Nie potrzebują wzroku, żeby wielbić swój klub.

[...]

Borys, 27-letni kibic krakowskiej Wisły, nie pyta kolegów, jak padła bramka, bo i tak sobie tego nie wyobrazi. Jest niewidomy od urodzenia, nigdy nie widział boiska, trybun ani piłkarzy. Ale kocha zapach murawy i stadionu. Wychowawca w ośrodku dla niewidomych, gdzie Borys uczył się żyć bez wzroku, zabierał podopiecznych na mecze krakowskich drużyn. Chciał zachęcić ich do wychodzenia z domu, zarazić jakąś pasją. Pokazać, że niewidomi mogą normalnie żyć. Borys miał 13 lat, kiedy pierwszy raz poszedł na mecz. Wciągnął się na tyle, że kiedy tylko mógł, odwiedzał stadion. Po kilku latach mecze w Krakowie przestały mu wystarczać. - Kibicowanie jest jak narkotyk, a mecz raz na tydzień to była dla mnie zbyt mała dawka - wspomina Borys. Zaczął jeździć na wyjazdowe spotkania Wisły. Wśród jego znajomych nie było kibiców, więc wybierał się w podróże sam. Wsiadał w pociąg, często z kilkoma przesiadkami, jechał do obcego miasta dopingować Wisłę.

Borys swoimi samotnymi eskapadami wzbudzał podziw kibiców Białej Gwiazdy. Dziś ma na trybunach wielu przyjaciół. Zawsze jeden kibic jedzie z nim, żeby pomóc mu dotrzeć na stadion. Chociaż czasami role się odwracają. - Kiedyś jechaliśmy na mecz do Katowic. Kolega, który miał być moim przewodnikiem, wypił w pociągu kilka piw za dużo. Skończuyło się tak, że to ja go prowadziłem - śmieje się Borys. Nie zdarzyło mu się jeszcze nigdy zgubić w drodze na mecz. A z Wisłą zjeździł całłą Polskę i pół Europy. Na Wyspach podobało mu się najmniej. - W Polsce wszyscy stawiają brytyjskie stadiony za wzór bezpieczeństwa. Tylko, że tam razem z chuligaństwem zabito atmosferę. Kiedy graliśmy w Londynie, na trybunach było 50 tysięcy ludzi, ale słychać było pokrzykujących na siebie piłkarzy - mówi.

Często się zdarza, że niewidomi kibice spotykają się z niezrozumiałymi reakcjami ludzi dbających o bezpieczeństwo na stadionie. Tomek (kibic Legii Warszawa - przyp. red.) wspomina, że kiedyś ochroniarz nie chciał go wspuścić na mecz w Chorzowie z białą laską. Uznał, że to niebezpieczny przedmiot, kóry może służyć jako narzędzie walki. Dopiero po godzinie udało się go przekonać, że laska jest Tomkowi niezbędna. Kiedyś w drodze z dworca na stadion funkcjonariusz zaczął go okładać pałką, bo za wolno szedł w policyjnym kordonie. Kiedy inni kibice zaczęli krzyczeć, że jest niewidomy, policjant zapytał: "To po co tu przyjechał?". Borys często słyszy takie pytania. Zawsze odpowiada, że przyjechał obejrzeć mecz swojej Wisełki. I nie potrzebuje wzroku, żeby go zobaczyć.

Oprócz chodzenia na mecze niewidomi kibice prowadzą normalne życie. Borys pracuje jako masażysta. Nie ma wielkich marzeń. Chciałby, żeby niewidomi byli bardziej odważni, wierzyli, że można wyjść z domu, ruszyć w świat, nauczyć się go czuć. Łukasz niedawno obronił pracę magisterską na europeistyce w Warszawie. Pracuje w Agencji Restrukturyzacji i Rolnictwa. Chciałby mieć syna, którego mógłby wychować na kibica-legionistę. I żonę, która nie będzie mu kazała wybierać między sobą a Legią. Bo przecież i tak wybierze Legię.

Bartosz Janiszewski