Gerald Imiolek

Z Historia Wisły

Gerald Imiolek.Źródło: Twitter.
Gerald Imiolek.
Źródło: Twitter.

Gerald Imiolek urodził się 5 stycznia 1985 roku we Francji. W Polsce jest od ośmiu lat, ma podwójne obywatelstwo. Imiolek we Francji był zawodnikiem znanej francuskiej narodowej akademii piłkarskiej Clairefontaine w pobliżu Nancy. W wieku 13. lat trafił do FC Metz, gdzie grał ponad rok. Później występował jeszcze w amatorskim RS Magny. W Polsce zaczynał jako skaut PZPN na Francję. W 2012 przez kilka miesięcy prowadził orlików w Nadwiślanie Kraków, przez kolejne trzy lata był trenerem w krakowskiej filii Juventus Soccer Schools, a w ostatnim sezonie trenował w Akademii Sportu Płaszów. Posiada licencję UEFA B oraz skończony kurs CFF1 – Certyfikat Francuskiej Federacji Pilki Nożnej dający uprawnienia do prowadzenia zespołów U-9 i U-11 we Francji. W Akademii Imiolek będzie trenerem grupy naborowej (rocznik 2010), a także będzie prowadził zajęcia w ramach Wiślackich Skrzatów.

Data publikacji: 12.07.2016
Źródło: akademiawisly.pl

„Jeżeli chcemy coś fajnego osiągnąć później, to trzeba zacząć od najmłodszych”

Od nowego sezonu grupę naborową oraz Wiślackie Skrzaty prowadził będzie Gerald Imiolek. Urodził się we Francji, a po 20 latach wrócił do Polski by realizować się jako trener. Zagranicą grał m.in. w FC Metz, był też w akademii federacji francuskiej, do której został wybrany z blisko 2000 kandydatów. Jest też skautem PZPN na Francję. Między innymi o tym, ale też o sobie i swojej przeszłości, opowiedział w rozmowie z redakcją akademiawisly.pl.

Pochodzisz z Francji. Jaka się z tym wiąże historia?

– Moja mama jest Polką, a tata ma polskie korzenie. Jego rodzice przyjechali do Francji po I Wojnie Światowej. Moi rodzice poznali się w Polsce, to były ciężkie czasy, więc wyjechali do Francji, a ja się już tam, w Metz, na północnym-wschodzie Francji, urodziłem.

Mówisz nawet z podobnym akcentem do Grzegorza Krychowiaka.

– (śmiech) Tylko historia jest odwrotna. Jestem w Polsce od 8 lat, mam podwójne obywatelstwo.

Urodziłeś się w polskim domu, ale dorastając w środowisku francuskim pewnie używałeś języka w którym łatwiej było się dogadać.

– Podobno pierwsze moje słowa były po polsku. Zawsze mówiłem w ojczystym języku, ale dopiero po tym jak zacząłem się go uczyć, zdałem sobie sprawę, że robię to bardzo przeciętnie. Tata urodził się we Francji w polskiej rodzinie, ale wiadomo, że to język francuski jest u niego na lepszym poziomie niż polski. Uczyłem się polskiego od niego, a tata mówiąc popełniał sporo błędów, choćby tworząc polskie wyrazy na bazie francuskich słówek. Także brak znajomości polskiej gramatyki u taty miał wpływ na to, że sporo jego błędów powielałem ucząc się gdy mówił. Uczyłem się na uniwersytecie i widziałem braki, ale mając podstawy szybko się nauczyłem. I chyba całkiem dobrze się ze mną można dogadać? (śmiech)

Więc Francja to przede wszystkim gra w piłkę, tak?

– Spędziłem tam ponad 20 lat i głównie grałem w piłkę. Przez rok byłem zawodnikiem akademii FC Metz, przez dwa lata trenowałem w akademii Federacji Francuskiej. Nie wyszło tak jak oczekiwałem, dlatego wróciłem do gry w klubach amatorskich. Miałem tez kilka występów w reprezentacji regionalnej, ale nie udało się przebić wyżej. Zrezygnowałem, żeby skupić się na studiach, a potem znalazłem się w Polsce.

Jak wygląda akademia federacji francuskiej?

– Jest kilka ośrodków: główny i zarazem centralny znajdujący się w Paryżu to Clairefontaine, na północy w okolicach Lens, a we wschodniej części w okolicach Nancy i ja tam byłem. Trenował tam również Ludovic Obraniak, tylko on był w starszym roczniku. Spędziliśmy tam razem rok. Wygląda to tak, że przez cały tydzień trenujesz w ośrodku, a na weekend wracasz do klubu żeby grać mecze.

I chyba z Ludoviciem jesteście kumplami.

– Tak, mieliśmy kontakt będąc tam. Później wznowiliśmy go, gdy został powołany do kadry Polski. Od czasu do czasu wysyłamy do siebie smsy, co słychać.

Tam główny trenowany aspekt to technika?

– Od 13. do 15. roku życia codziennie treningi, bardzo profesjonalne podejście, nacisk na technikę. Współpraca ze szkołą tak, aby wszystkie lekcje odbywały się rano, a wszystkie zajęcia w ośrodku popołudniami. Było to super doświadczenie.

Jak można było się tam dostać?

– Selekcja była ogromna, było ponad 1000 kandydatów na testach, po pierwszej turze zostało 200, a w następnej turze zostało już tylko 50. Później w ostatniej turze spędziliśmy razem tydzień, po czym wyselekcjonowana została ostateczna 20 zawodników, w tym ja.

Mimo wszystko coś nie wyszło?

– Byłem w FC Metz, bardzo mi się podobało, ale słyszałem głosy, że inne zawodowe kluby się mną interesują. Chciałem dać sobie szansę, sprawdzić się w innym klubie, więc wróciłem do amatorskiego klubu, bo z FC Metz nikt mnie nie chciał puścił. Chciało mnie Nancy, z którym potem Wisła grała w Pucharze UEFA. Niestety, jedna obserwacja wypadła źle i na tym się skończyło. Później miałem testy w klubach drugoligowych, ale nic z tego nie wyszło.

Ale otarłeś się o poważną piłkę

– Na poziomie młodzieżowym tak. We Francji akademie starają się ściągać zawodników w wieku 13-15 lat, żeby móc ich jeszcze ukształtować. Mając 19 lat wiedziałem, że szanse na dostanie się do jakiejś akademii są małe, wiec zdecydowałem się skupić na studiach i planować przyszłość.

I potem połączyłeś studia z przyjazdem do Polski?

– Tak, dokładnie. Zdałem maturę we Francji i nie wiedziałem co dalej robić. Doradzano mi, żebym spróbował czegoś nowego, więc zacząłem studiować transport we Francji. Jednak zawsze ciągnęło mnie do Polski. Jestem dumny ze swoich korzeni i zawsze miałem dobre wspomnienia z wyjazdów z rodzicami. Często bywaliśmy u babci, która jest z okolic Hrubieszowa, 50 km od Zamościa.

Poczułem, że te studia mnie nie interesują. Zastanawiając się, co kocham oprócz piłki nożnej uświadomiłem sobie, ze jest to Polska. Wtedy mówiłem słabo po polsku, dlatego przez dwa lata, zacząłem się intensywniej uczyć na uniwersytecie, a na trzecim roku wyjechałem do Warszawy, żeby dokończyć naukę. Tak zaczęła się moja przeprowadzka do Polski.

I jak to później wyglądało?

– Skontaktowałem się z sekcją monitoringu Polskiego Związku Piłki Nożnej, która nie miała skauta na Francję. Napisałem do nich, spotkałem się z Maćkiem Chorążykiem, szybko znaleźliśmy wspólny język i tak zaczęła się moja przygoda z piłką nożną w Polsce.

Na stronie PZPN dalej widniejesz jako skaut.

– Bo cały czas tam działam.

(...)

Okej, więc jak to się stało, że zostałeś trenerem?

– Pojawiła się możliwość pracy poza piłką w Polsce więc tu się pojawiłem. Byłem w takim wieku, że trzeba było jakoś się utrzymać, a też chciałem mieszkać w Polsce. Pobyt w Warszawie tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Zaczęła się praca, ale gdzieś w tle zawsze była ta piłka. Zacząłem się dowiadywać jak mogę uzyskać uprawnienia trenerskie.

Często oglądałem mecze, treningi i mówiłem sobie: „można to zrobić inaczej”, bazując na moim doświadczeniu z Francji. Myślałem, że może warto w tym kierunku pójść. Pokazać nowe rzeczy, z mojego punktu widzenia. Ale bez odpowiednich kursów nie chciałem zaczynać pracy.

Szybko znalazłeś się w Krakowie.

– Przeprowadziłem się do dziewczyny. Zrobiłem kurs PZPN C, później UEFA B, na którym poznałem osobę, która zaproponowała mi pracę w Nadwiślanie. Kolejny etap to Juventus Soccer Schools, filia turyńskiego klubu, gdzie zacząłem swoja przygodę ze skrzatami. Pod kątem trenerskim mega doświadczenie. Mieliśmy regularny kontakt z trenerami z Włoch, którzy przyjeżdżali do Krakowa pięć razy w roku. My też mieliśmy możliwość wyjazdu do Turynu, spędziłem tam tydzień, i uważam, że bardzo wiele się w tym czasie nauczyłem.

Czym się Włosi wyróżniali?

– Ogólnie klasa światowa. Przede wszystkim podejście Juventusu do szkolenia trenerów stoi na bardzo wysokim poziomie. U nas niestety jest to jeszcze zaniedbywane. To jest bardzo ważne, Włosi robią wszystko żeby trenerzy wchodzili na wyższy poziom. Istnieje tam nawet specjalny program szkoleniowy dla trenerów, z którym się zapoznałem i uważam, że jest bardzo ciekawy. Niestety sprawy pozasportowe sprawiły, że trzeba było zlikwidować krakowski oddział. Trafiłem na początku sezonu do Akademii Sportu Płaszów, która powstała dwa lata temu i która chciała tworzyć grupę skrzatów.

I pewnie potwierdzisz, że praca z tym najmłodszymi jest specyficzna, ale bardzo ważna.

– Zupełnie inna praca, ale ze swoich obserwacji mam wrażenie, że jest to grupa, której nie poświęca się tyle czasu ile powinno. W związku z tym pomyślałem, że dobrze byłoby się rozwijać z taką grupą bo jest naprawdę dużo do zrobienia. Pokazać, że jeżeli chcemy coś fajnego osiągnąć później to trzeba zacząć od najmłodszych.

Jak to szkolenie przedszkolaków wygląda we Francji? Przyglądałeś temu?

– W Polsce jest dużo młodych zdolnych trenerów. We Francji będąc na kursie trenerskim zauważyłem, że nie wszyscy mają doświadczenie jak prowadzić grupę skrzatów lub żaków. W Krakowie potencjał jest bardzo duży. I warto pokazać, że to ważna grupa i trzeba się nią na poważnie zająć. Wisła? Wiadomo ile w Polsce znaczy. Myślę, że to, że mogę być częścią tego projektu to ciekawa perspektywa i krok do przodu, więc dla mnie to zaszczyt, że Rafał Wisłocki o mnie pomyślał.

Rozmawiał Piotr Truchlewski
Data publikacji: 12.07.2016
Cały wywiad dostępny na stronie Akademii: akademiawisly.pl

IMIOLEK: CHCEMY ZASZCZEPIAĆ PASJĘ DO FUTBOLU

11 sierpnia 2020

Funkcję koordynatora pionu sportowego zespołów U-7 – U-9 pełni Gerald Imiolek, który z krakowską Wisłą związany jest od 2016 roku. W rozmowie z nami opowiedział nieco o swojej roli oraz o specyfice pracy z najmłodszymi. Zapraszamy do lektury!

Jak rozpoczęła się Pana przygoda z Wisłą Kraków?

Do Wisły dołączyłem cztery lat temu, kiedy objąłem stanowisko trenera grupy U-7 i przedszkolaków. Teraz rozpoczynam piąty sezon pracy przy Reymonta i mam wielkie szczęście, że mogę robić to, co kocham w tak wielkim klubie, który pozwala stale się rozwijać.

Obecnie pełni Pan funkcję koordynatora pionu sportowego zespołów U-7 – U-9. Co należy do Pana głównych obowiązków?

Przede wszystkim monitoruję pracę trenerów i sprawdzam, czy program szkoleniowy, który założyliśmy sobie na podstawie metodologii pracy jest realizowany i odpowiednio funkcjonuje. Staramy się więc przekładać to, co dzieje się w starszych rocznikach na nasz poziom, aby stopniowo uświadamiać tych chłopców i odpowiednio ukierunkowywać.

Jak bardzo różni się praca z najmłodszymi rocznikami od tej, którą wykonuje się pracując z tymi starszymi, bardziej świadomymi zawodnikami?

Różnica jest naprawdę duża, bo na naszym poziomie chcemy przede wszystkim wprowadzić i przygotować tych chłopców do pracy, która czeka ich w starszych rocznikach. Mocno pracujemy również nad rozwojem umiejętności technicznych, indywidualnych i sposobem rozumienia gry. Bardzo ważny w tym wszystkim jest sposób przekazywania tych informacji. Musi być on odpowiedni, dlatego staramy się to robić jak najprościej, by ułatwić współpracę.

Na co trenerzy powinni zwracać szczególną uwagę?

Chcemy, by chłopcy zdawali sobie sprawę z tego, w jakim miejscu się znajdują, że jest ono wyjątkowe. Zależy nam na tym, by wychować ich w sportowym duchu i przynależności do barw klubowych, żeby przy Reymonta czuli się jak w domu. Dochodzą również kwestie pozasportowe i bardzo ważne jest to, żeby uczyć ich takich rzeczy, jak zespołowość, praca w grupie czy szacunek do drugiego człowieka. To jest kluczowe.

To jest również czas, kiedy zaszczepia się w tych chłopcach miłość i pasję do futbolu?

Oczywiście. To jest główny cel, by przelać na nich to wielkie umiłowanie do piłki nożnej. To już jest rola trenerów prowadzących, którzy swoje zaangażowanie i pasję muszą przekazać tak, by ich zainspirować i zachęcić do pracy. Wiemy, że ta pasja może im pomóc przetrwać trudne momenty, które mogą nadejść w przyszłości, kiedy wymagania będą coraz większe.

Pochodzi Pan z Francji, gdzie miał również swój pierwszy kontakt z futbolem.

Urodziłem się we Francji i mieszkałem tam przez 20 lat. Miałem okazję występować w juniorskich drużynach FC Metz, a później w Akademii Federacji Francuskiej. Widziałem więc, jak wygląda infrastruktura w profesjonalnych klubach i podejście do codziennych obowiązków w zakresie szkolenia.

Jeśli miałby Pan porównać poziom szkolenia we Francji i Polsce, to jakie różnice są najbardziej dostrzegalne?

We Francji szkolenie jest na bardziej zaawansowanym poziomie, bo centra szkoleniowe i akademie istnieją tam od wielu lat. Ostatnimi czasy w Polsce poczyniono jednak duży krok w przód, jeśli chodzi o te kwestie. Zaczęto otwierać nowoczesne ośrodki i myślę, że z każdym rokiem będzie się to rozwijać. Są tutaj również bardzo zdolni trenerzy, którzy mogą sprawić, że szkolenie w Polsce wejdzie na jeszcze wyższy poziom. Francję można postawić jako wzór do naśladowania, bo nacisk na szkolenie był tam od wielu lat i jest to takie „oczko w głowie” tamtejszych klubów, a zwłaszcza w tych czasach, kiedy ciężko rywalizować finansowo z klubami z Włoch, Hiszpanii czy Anglii. Można dostrzec takie postępowanie nawet w PSG, które pomimo tego, że jest bardzo bogatym klubem, to stara się wprowadzać do składu swoich wychowanków. Podobnie jak Olympique Lyon, który awansował ostatnio do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Przenosi Pan francuskie wzorce do Wisły?

W wielu kwestiach staram się wzorować, jednak nie zamykam się tylko na Francję, bo próbuję podpatrywać i analizować także to, co dzieje się w innych krajach i wyciągać z tego odpowiednie wnioski. Ważne jednak, by wziąć również pod uwagę Wisłę, jej historię, filozofię pracy i to, z czego od zawsze słynęła, więc trzeba to wszystko odpowiednio zbalansować, by wprowadzać pewne dobre wzorce, lecz z poszanowaniem dla wiślackich tradycji.

Zapewne nie wszyscy chłopcy zostaną w przyszłości zawodowymi piłkarzami. Ilu z nich powinno grać na wysokim poziomie, by można było powiedzieć o satysfakcji z wykonanej pracy?

Niezależnie od tego, czy ktoś przebije się do pierwszego zespołu i będzie zawodowym piłkarzem czy też osiągnie sukces i będzie się spełniał w innej dziedzinie, a przy okazji przychodził na stadion, by wspierać Wisłę jako kibic, to będzie dla nas powód do dumy. Nie chcemy się ograniczać tylko do piłki nożnej i mamy nadzieję, że prowadzone przez nas działania pomogą im w przyszłości odpowiednio postępować, by po latach mogli powiedzieć, że Wisła Kraków stanowi ważną część ich życia.

Źródło: akademia.wisla.krakow.pl

Galeria

ZE SWOIMI DRUŻYNAMI