Henryk Reyman

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 113: Linia 113:
| suma bramek =
| suma bramek =
}}
}}
 +
==Żołnierskie i okupacyjne losy==
 +
Do Wojska Polskiego wstąpił z chwilą odzyskanie przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r. W latach 1918-20 brał udział niemal we wszystkich wojnach, jakie prowadził II RP w obronie swych granic i niepodległości.
 +
Jako podporucznik 3 pp. dowodził I. kompanią tego pułku w wojnie polsko-ukraińskiej (1918/1919), biorąc udział m.in. w bitwie pod Gródkiem, będąc w Grupie p. Gen. Zielińskiego, później p. Pułk. Gerdy i p. Bryg. Minkiewicza”. „W walkach pod Przemyślem zostaje ranny i przewieziony do szpitala w Krakowie.<br>
 +
Z początkiem 1919 r. trafił jednak razem z 11 pp. na Śląsk Cieszyński, o który Polska toczy¬ła spór z Czechosłowacją i„bierze udział w walkach … w rejonie Skoczowa-Karwiny-Jabłonkowa” w grupie „ob. Kowalewskiego”, przychodząc w sukurs polskim oddziałom dowodzonym przez gen. Latinika. <br>
 +
Latem w rejonie Sosnowca bierze udział „w pracach organizacyjnych i przygotowawczych do I Powstania Śląskiego”. Dowodzi wówczas kompanią karabinów maszynowych.
 +
Jesienią tegoż roku zostaje zawodowym żołnierzem. Wraz z przyjęciem na stałe do służby w Wojsku Polskim został przydzielony do 20 pułku pie¬choty. Dzieje się to prawdopodobnie na przełomie 1919/1920 r. W ramach tego pułku przechodzi cały szlak bojowy w wojnie polsko-bolszewickiej, biorąc udział w szeregu zwycięskich bitw. Do najcięższych walk 20 pp z bolszewikami doszło pod Zamoszem 26.05. W następ¬nych tygodniach pułk toczył zacięte walki pod Nowikami i Mackami, a potem (po przerzuceniu transportem kolejowym) na południe od Korostenia (w tym z jazdą Budionnego). W tychże od¬wrotowych walkach poniósł też spore straty. 8.07 w walce na bagnety opanował Szpanów, po czym w odwrocie na rz. Styr stoczył kolejne boje. Warto przy tym zaznaczyć, że cały czas zachował zdolność ofensywnych wypadów na pozycje nie¬przyjacielskie. 2.08 krwawo bił się pod Klekotowem, by w połowie tego miesiąca, cofając się na Lwów, stoczyć walki pod Chałupami i Polonicą. Od końca sierpnia pułk brał skuteczny udział w natarciach m.in.: na Obornię i Gliniany, które zdobył po ciężkiej walce. Wrzesień przyniósł kolejne sukcesy (zdobycie Firlejówki, Krasnego, Skniłowaczy, Sasowa). „Wiadomość o zakończeniu działań wojennych zastała pułk w Surażu”. Październik przyniósł już tylko bezkrwawy marsz pułku w kierunku Wołoczysk. Pobyt na wschodnich rubieżach Polski trwał do końca grudnia i w tym też miesiącu pułk wrócił koleją do Krakowa, co kończyło „półtoraroczny bojowy okres dziejów 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej”7. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej Reymana czterokrotnie odznaczono Krzyżem Walecznych. <br>
 +
Po ukońćzeniu Szkoły Podchorążych w Warszawie trafił ponownie do 11 pp. Stacjonował on początko¬wo w Poznaniu, a następnie został przeniesiony na Śląsk. „W początkach maja 1921 r. z grupą oficerów 6-tej dywizji w Krakowie został oddelegowany do Dowództwa Wojsk Powstańczych w Szopienicach” (pod ko¬mendę płka Mielżyńskiego i mjra Rostworowskiego). „W III. Powstaniu Śląskim bierze czynny udział w grupie wschodniej frontu wewn.” mjra Krzewińskiego. Następnie walczył „w Grupie Operacyjnej 16-go pp. w walkach w rejonie Bytom, Gliwice pod dowództwem kpt. Dyaczyńskiego”. W bojach w okolicach Bytomia po raz trzeci w ży¬ciu został ranny.
 +
 +
Wybuch II wojny światowej zastał go jako dowódcę I batalionu 37 pp. (ten wchodził w skład 26 DP). Z chwilą wybuchu wojny mianowano go na podpułkownika. Początkowo pułk miał bronić umocnień wokół Wągrowca koło Bydgoszczy w ramach Armii „Poznań”. Po kilku dniach, działając już w ramach Armii „Pomorze” pułk rozpoczął odwrót w kierunku Inowrocławia, by 13 września dotrzeć nad Bzurę (na wschód od Łowicza). Cofających się żołnierzy 37 pp często atakowali dywersanci (szczególnie podczas przemarszu przez Bydgoszcz), ale pułk i cała dywizja nie brali udziału w walce. I. Batalion pułku stanął w rejonie Gągolina Północnego, pozostałe pod Emilianowem. Według zamierzeń dowództwa Armii „Pomorze” atak na Skierniewice i opanowanie masywu leśnego miał umożliwić Armii „Poznań” oderwanie się od nieprzyjaciela i pójście na Warszawę. <br>
 +
Natarcie miało biec rzeką, odkrytym terenem, przez pola i podmokłe łąki w nocy na 14 września, najpóźniej rankiem tego dnia. 37 pp miał nacierać na Bolimów, na lewym skrzydle dywizji wzdłuż rzeki Rawki. Pierwszy rzut natarcia stanowił miały I i II batalion 10 pp i I i II batalion 37 pp. Zdobycie Bolimowa było zadaniem kluczowym. W krwawych walkach udało się dowodzonemu przez Reymana batalionowi dotrzeć pod Bolimów.
 +
Decyzją dowódcy dywizji atak jednak przerwano i rozpoczęto wycofywanie jednostek pod Gągolin.
 +
Nie do wszystkich batalionów rozkaz dotarł na czas (do niektórych oddziałów wobec zerwania łączności nie dotarł w ogóle). Widziano już lasy w rejonie Bolimowa i rozkaz o wycofaniu się w biały dzień (w ogniu artylerii wroga i broni maszynowej) w terenie i bez osłony nie było łatwiejsze niż posuwanie się do przodu. Kontrnatarcie niemiecki zmierzało do wyparcia Polaków z północnego brzegu Bzury. Dowodzący pułkim ppłk Stanisław Kurcz musiał organizować przesłonę Bzury, by pozwolić na okrzepnięcie oddziałów na pn. brzegu rzeki. W ataku na Bolimów i dowrocie pułk stracił 50% swojego stanu osobowego – w poległych, rannych i wziętych do niewoli. <br>
 +
Noc na 15 września była ciężka dla całej armii, a pułk toczył zacięte walki nad Bzurą przez cały dzień.
 +
W I. batalionie po wycofaniu z natarcia zostało niespełna 300 żołnierzy, których na nowo treba było sformować w kompanie w Gągolinie Południowym.
 +
Przez cały 15 września trwały walki o Kompinę, obrona skonsolidowana była na północnym brzegu Bzury. Tego dnia Niemcy przeprawili się przez Bzurę w rejonie Kozłowa i opanowali odcinek autostrady warszawskiej i olszynowe laski po obu stronach traktu wiodącego do Gągolina Południowego i czekali na posiłki.
 +
Polacy nie mogli temu przeciwdziałać gdyż byli mocno ostrzeliwani przez artylerię wroga. Wieczorem dowódca pułku udał się na odprawę do sztabu dywizji, a szefowie batalionów do sztabu pułku. Zgodnie z wydanymi rozkazami polskie oddziały miały ruszyć do natarcia o 6 rano następnego dnia z podstawy wyjściowej przez Kozłów Szlachecki Nowy i Stary na Miedniewice. I. batalion miał uderzyć w ciągu nocy na 16 września na Kozłów Szlachecki Nowy. „W pierwszym batalionie 37 pułku trwały gorączkowe przygotowania. Major Reyman z podporucznikiem Danielewskim starali się dopilnować wszystkiego osobiście. Dokonali przeglądu kompanii i plutonów, rozmawiali z dowódcami, troszczyli się o zaopatrzenie żołnierzy w amunicję”. Mimo uzupełnień batalion liczył ok. 300 bagnetów. Późnym wieczorem batalion opuścił zabudowania Gągolina Południowego i ruszył polnym traktem na wschód. Droga rozwidlała się (na południe prowadziła do Kozłowa Szlacheckiego). Dowódca czaty informował Reymana, że w Kozłowie stwierdzono obecność nieprzyjaciela. Nie można więc było iść w szyku zwartym. Major zatrzymał więc batalion, wskazał dowódcom kompanii kierunki posuwania się, po czym udał się z ppor. Danielewskim na punkt dowodzenia. Kompanie rozwinęły się w szyk luźny. Punkt dowodzenie Reymana był z II. kompanią. Siąpił deszcz i w ciemności niewiele można było zobaczyć. Do Kozłowa było ok. 200 m. kiedy Niemcy zaczęli ostrzeliwać szpicę oddziałów. Polakom nie udało się zaskoczyć Niemców (co było ich zamiarem) - stało się odwrotnie. Szpica musiała mimo ostrzału związać ogniem nieprzyjaciela by pozwolić batalionowi na rozwinięcie sił. Wtedy artyleria niemiecka cała siłą zaczęła bić w pole na którym, rozwijał natarcie batalion. Na niemieckie stanowiska padły granaty z dział zamaskowanych w Gągolinie. Był to dogodny moment dla ataku na niemieckie pozycje. Szpica ruszyła, ale przygwożdżona ogniem została zdziesiątkowana. I batalion zaskoczony atakiem musiał opanować chwilowe zamieszanie. Nikt nie wycofał się ani nie uciekł. Kompanie zajmowały stanowiska czołgając się w otwartym polu. Niemcy skryci za drzewami strzelali jak do kaczek. Ponieważ do zabudowań Kozłowa Polacy mieli ok. 500 metrów atak był jakby z góry skazany na niepowodzenie. Musiano jednak podjąć ten wysiłek, gdyż żołnierze będąc na szczerym polu poddawani byli coraz silniejszemu ostrzałowi nieprzyjaciela. „Major Reyman chciał przyśpieszyć ruch batalionu do przodu, aby jak najprędzej wyjść z zasięgu tego niszczącego ognia, lecz żołnierze mogli jedynie pełznąć, krwawo okupując metr po metrze pola. Odważniejsi ginęli, nie zdoławszy wykonać nawet krótkiego skoku.”. Minęła północ, batalion powoli wychodził z zasięgu ognia artylerii. Jednak wkrótce artyleria skróciła ogień i piekło zaczęło się od nowa. I kompania starała się uchwycić piaszczysty wzgórek po lewej stronie natarcia, II. kompania dopadła leżących po prawej stronie Kozłowa domków (co stanowiło pewną zasłonę przed pociskami. „Major Reyman zamierzał - po podciągnięciu do przodu lewego skrzydła kompanii - uderzyć stąd na zachodnią flankę stanowisk niemieckich i opanować Kozłów Szlachecki”. Okazało się to niewykonalne, gdyż lewe skrzydło nacierało otwartym polem. Tylko nielicznym udało się dotrzeć na około 200 metrów od stanowisk niemieckich. II. kompania nacierająca kierunkowo znalazła się w najcięższej sytuacji (żołnierze pełzli rowami przydrożnymi). Udało im się doczołgać do załamania terenu, dalej nie dało rady. Dowódca kompanii wysłał z meldunkiem żołnierza do majora Reymana informując go, że kompania nie może posuwać się dalej. Kiedy kurier dotarł do miejsca gdzie miał nadzieję zastać dowódcę batalionu okazało się, że stanowisko dowodzenia już nie istniało, gdyż wybuchy rozniosły je doszczętnie. „Sanitariusze usiłowali wynieść spod ognia rannego w nogi majora Reymana”, a Danielewski zginął. Rankiem Niemcy wzmocnieni posiłkami przeszli do kontruderzenia, Polacy zaczęli się wycofywać. Z resztek I i III batalionu próbowano w Gągolinie zorganizować nowe kontruderzenie, dla Reymana jednak wojna się już skończyła. Punkt sanitarny zorganizowany był w jednym z domów Gągolina. Po opatrzeniu ewakuowano rannych do szpitala polowego w Boczkach. Ponowiony atak na Kozłów nie udał się i Polacy musieli opuścić Gągolin. Plan bitwy Kutrzeby nie powiódł się.
 +
 +
Henryk Reyman ranny trafił do niewoli niemieckiej i „został przewieziony jako jeniec wojenny do szpitala w Rawie Mazowieckiej”. Na przełomie 1939/1940 r. Reymana czekał los jeńca oflagu. Przy pomocy żony udało mu się jednak zbiec ze szpitala i z wieloma perypetiami dotrzeć do Krakowa. <br>
 +
Jak się potem uniknął nie tylko oflagu, ale i niechybnej śmierci, jaka go czekała z rąk hitlerowskich siepaczy, którzy poszukiwali go potem listem gończym w związku z likwidowaniem V kolumny niemieckiej podczas Kampanii Wrześniowej. Niemcy oskarżali dowódcę pułku Kurcza o to, że w czasie marszów odwrotowych wydawał rozkazy strzelania do cywilów (Niemców). Wiązało się to z faktem sądzenia przez wojskowe sądy polowe dywersantów niemieckich ujętych z bronią w ręku. Podczas kampanii wrześniowej oddziały podległe Reymanowi musiały likwidować takie akcje dywersyjne, a ujętych z bronią w ręku Niemców przekazywać do dowództwa. Właśnie w tej sprawie toczyła się potem rozprawa w Inowrocławiu przeciwko dowódcy 37 pp. W związku z tymi wypadkami także Reyman był poszukiwany przez Prokuraturę przy Sądzie Specjalnym w Inowrocławiu od 1940 r.
 +
 +
Machina hitlerowskich organów ścigania ruszyła pełną parą w lutym 1940 roku. Przebieg śledztwa i poszukiwań pozwala jednak stwierdzić, że sława i skuteczność niemieckiej policji kryminalnej, Gestapo i Prokuratury w czasie wojny była mocno przesadzona (przynajmniej w wypadku Reymana). Po pierwsze nie potrafiono zidentyfikować rzekomych „ofiar”. Po drugie przez bardzo długi czas nie potrafiono nawet ustalić właściwych danych personalnych wysokiego przecież rangą oficera Wojska Polskiego. Ponieważ prowadzącemu sprawę Naczelnemu Prokuratorowi przy Sądzie Specjalnym w Hehensalza nie udało się ustalić jego miejsca pobytu postanowił on 22 IV 1941 roku „tymczasowo przerwać dochodzenie” przeciwko niemu, a „list gończy opublikować: a) w niemieckiej księdze poszukiwać; b) w specjalnej księdze poszukiwań dla Polaków; c) wiadomość o liście gończym do rejestru karnego”. Sprawę poszukiwań scedowano teraz na warszawskie Gestapo, do którego przesłano pismo z „uzasadnieniem rozkazu aresztowania.... przeciwko byłemu majorowi Henrykowi Rejmanowi”. „W wypadku jego ujęcia” prokurator prosił o doprowadzenie aresztowanego do właściwego sądu. Informował o tym wszystkim Ministerstwo Sprawiedliwości w Berlinie nadzorujący pracę Prokuratury w Inowrocławiu Naczelny Prokurator w Poznaniu. Dodając, że wysłał za Reymanem (przebywającym „prawdopodobnie w Generalnym Gubernatorstwie”) „list gończy” i wszczął „akcję poszukiwawczą”, choć postępowanie przeciwko niemu „tymczasowo z powodu nieobecności” poszukiwanego zawiesił. Zawieszenie sprawy nie trwało to zbyt długo, gdyż Ministerstwo Sprawiedliwości Rzeszy monitowało w następnym roku Prokuraturę w Hehensalza o składanie sprawozdań „ze stanu postępowania”. Co ciekawe „sprawa karna... z powodu morderstwa” dotyczyć miała już tylko samego Reymana. W połowie 1942 roku Prokuratur w Poznaniu słał sprawozdania do Berlina informując, że: „oskarżony Rejman nie jest dotąd jeszcze ujęty. Postępowanie ujęcia w toku. W razie ujęcia będę dalej składał sprawozdania”. Są to ostatnie dokumenty w tej sprawie do jakich udało się dotrzeć. Dlatego niewiele więcej można powiedzieć o dalszym rozwoju całej sprawy. Z informacji Henryka Reymana zamieszczonych w oficjalnych życiorysach wynika, że miał być on skazany zaocznie „na karę śmierci”. Biorąc pod uwagę wagę zarzutów było to możliwe, ale niestety nie udało się dotrzeć do świadectw, które by to bez wątpliwości potwierdzały. <br>
 +
Po ucieczce z niemieckiego szpitala Reyman ukrywał się w Krakowie i planował przedostanie się na Węgry. Takie plany miał także jego młodszy brat - Jan, który był już wówczas czynnie zaangażowany w działalność konspiracyjną w ZWZ. Wtedy też zapewne doszło do nawiązania przez ukrywającego się Henryka kontaktu z byłym prezesem Wisły Tadeuszem Orzelskim. Orzelski „na początku wojny stanął na czele Okręgowej Rady Politycznej Służby Zwycięstwu Polsce w Krakowie”. „Stary „wiślak”, w tym czasie szef służby finansowej ZWZ zwolnił piłkarza ze służby w podziemnej organizacji. Był zbyt znany, a ryzyko wpadki było duże. Tym bardziej, że wyznaczono za jego ujęcie wysoką nagrodę pieniężną” . Nazwisko jego rychło zresztą znalazło się w opublikowanym „Wykazie poszukiwanych dla Generalnego Gubernatorstwa”. Nic dziwnego, że w obawie o jego życie rodzina postanowiła ukryć go poza Krakowem. Pierwszym tego typu schronieniem był klasztor w Łagiewnikach. Jednak i Łagiewniki okazały się zbyt blisko Krakowa i tam także nie czuł się bezpiecznie, gdyż został rozpoznany przez granatowego policjanta. Po rodzinnej naradzie postanowiono wywieźć go w okolice Tarnobrzega. <br>
 +
Okazało się, że Tarnobrzeg okazał się ostatnim okupacyjnym przystankiem w życiorysie Reymana. W Tarnobrzegu przebywał aż do 1945 r. pracując w Zarządzie Dóbr Tarnowskich w Dzikowie. O wiele mniej szczęśliwie ułożyły się losy jego rodziny. Zmaltretowana i schorowana matka zmarła w 1944 r. Jego młodsi bracia czynnie zaangażowali się w działalność konspiracyjną jako żołnierze ZWZ. Młodszy brat Stefan został już w 1940 r. „aresztowany po odkryciu tajnej drukarni w Krakowie. Trafił potem do Oświęcimia, gdzie został rozstrzelany pod ścianą śmierci w bloku 11” . Więcej „szczęścia” miał Jan. Aresztowany w 1941 r. nad ranem w domu przy ul. Jabłonowskich zdołał przeżyć katowanie na Montelupich, Oświęcim, transport słynnym szlakiem śmierci przez Pszczynę i Wodzisław do Gross-Rosen i kolejny obóz w Dora-Mittelbau. Stamtąd też uciekł i tułając się po lasach wrócił do kraju po zakończeniu okupacji niemieckiej. <br>
 +
Najstarszy z Reymanów przeżył okupację oficjalnie pracując jako gajowy i leśniczy w majątku Tarnowskich. Mieszkał przez cały ten czas z rodziną Rawskich w małym parterowym domku przy ul. Kasynowej 9a (obecnie Sokolej).
 +
Reyman przez cały okres pobytu w tarnobrzeskim ukrywał swoją tożsamość i nawet gajowi nie wiedzieli, że „jest przedwojennym oficerem” i znanym sportowcem. Nie udzielał się także towarzysko i śmiało można by powtórzyć za jego żoną, że się „ukrywał w lasach”. Tak prezentowała się oficjalna codzienna strona życia podczas jego pobytu w Tarnobrzegu.
 +
 +
O tej nieoficjalnej wiemy niestety bardzo mało. Z fragmentarycznych relacji wiadomo, że jeszcze podczas jego pobytu w Krakowie z powodu poszukiwania go przez Gestapo i faktu, że był osobą powszechnie znaną zwolniono go ze służby w konspiracji i kazano się ukryć poza Krakowem. Znając jego charakter i wojskową przeszłość trudno jednak uwierzyć, by przez cały okres okupacji nie angażował się w podziemną działalność. Dzięki pomocy pana Jana Rawskiego z Tarnobrzega udało się ustalić, że według dostępnych danych nie pełnił żadnej oficjalnej funkcji we władzach „Obwodu ZWZ/AK Tarnobrzeg”, jak i Inspektoratu „Mleczarnia” kierowanego przez mjr Tumanowicza. Zanim przejdziemy do relacji osób bezpośrednio stykających się w czasie okupacji z Reymanem zacytujmy wypowiedź Kazimierza Bogacza ps. „Bławat”, który twierdzi, że „cały Zarząd Dóbr Tarnowskich obsadzony był przez ludzi z Armii Krajowej, których zatrudniała hr. Róża Tarnowska, zapewniając im dokumenty i utrzymanie” . Stąd Reyman miał niemal codzienny kontakt służbowy z żołnierzami AK a zarazem pracownikami w majątku Tarnowskich. Ważniejsza były jednak jego „częste spotkania z Zygmuntem Szewerą ps. „Cyklop”..., który w strukturach organizacyjnych ZWZ/AK Tarnobrzeg, w latach 1940-1942 jako major rezerwy pełnił funkcję adiutanta komendanta obwodu, prowadził referat I organizacyjny” i stał na czele Wojskowej służby Ochrony Powstania. Według syna Zygmunta Szewery - Tadeusza „Henryk Reyman jako podpułkownik należał do kadry ZWZ/AK i dlatego nie występował w strukturach organizacyjnych obwodu Tarnobrzeg”, a jego pobyt „był dla wielu utajniony. Pan T. Szewera przypomina sobie, że w 1940 roku Władysław Jasiński komendant Jędrusiów, musiał już znać H. Reymana, bo miał posyłać na rozmowę z nim panią Bogumiłę Gutry. W jakiej sprawie” - tego nie wiadomo. Tego typu kontakty sygnalizują wyraźny związek Reymana z konspiracyjnymi władzami.
 +
 +
Z dostępnych relacji wynika, że Reyman nie brał udziału w bezpośrednich akcjach konspiracyjnych w tarnobrzeskim. Co biorąc pod uwagę jego stopień wojskowy było w pełni zrozumiałe. Wiadomo jednak na pewno o udziale Reymana w akcji przewożenia broni do Warszawy. Potwierdza to zarówno Jan Krysa jak i Jan Rawski. Ten ostatni wspomina: „W 1943 czy 1944 roku do naszego ogrodu zaczęła co pewien czas przyjeżdżać furmanka ze skrzyniami i koszami wiklinowymi z rybami i rakami. Jacyś ludzie w obecności Henryczka przekładali żywe ryby i raki z jednej skrzynki do drugiej obkładając je pokrzywami. W czasie takiego przeładowywania zauważyłem kiedyś jak do skrzynek z rybami, pod pokrzywy kładziono broń. Potem furmanka zawoziła skrzynki nad Wisłę, gdzie ładowano je na galar. W tym czasie wujek Henryk również wyjeżdżał na kilka dni. Po okupacji opowiadał, że woził te skrzynki do Warszawy, gdzie odbierała je niemiecka firma handlująca rybami. Wśród przesyłanych ryb i raków były oznakowane umownie skrzynki z bronią, które wcześniej z galaru w Warszawie odbierał goniec podjeżdżając rikszą”. Broń była chowana również w przewożonej karpinie (pniakach), a transportowano ją także pociągiem.
 +
Tak w skrócie przedstawiał się okupacyjny rozdział w życiu Reymana. Jeśli chodzi o tę część jego życia wymagający wyjaśnień. Fragmentaryczność danych na ten temat nie pozwala w pełni odpowiedzieć na pytanie czy i jaką rolę pełnił Reyman w konspiracji.
 +
 +
Wraz z końcem okupacji Henryk Reyman powrócił do Krakowa (luty/marzec 1945 r.). Wtedy też na wezwanie w „celu rejestracji oficerów” zgłosił się do Rejonowej Komisji Uzupełnień w Krakowie. Po usunięciu ze stanowiska dyrektora WUWF w Krakowie. MON poddało go weryfikacji przed Okręgową Komisją Weryfikacyjną nr 11. Stawił się przed nią 24 listopada 1949 roku. Opinia komisji była do przewidzenia: „oficer zawodowy sprzed 1939 r. - Szkoła Pchor. Piech. Warszawa 1921, syn urzędnika, bezpartyjny, służył w legionach, brał udział w wojnie ze Zw. Radz. 1918/21 jako zawodowy, w czasie okupacji w ruchu konspiracyjnym nie brał udziału i życiem społeczno-politycznym się nie interesuje, do ustroju ustosunkowany z rezerwą, zdolny do służby nieliniowej, dla wojska bez wartości. 1 rok więzienia w zawieszeniu za nadużycie władzy, notowany w UB…, obecnie nie chce się zabrać do jakiejś konkretnej pracy”. Opinia ta brzmiała jak wyrok. W takich to okolicznościach kończyły się związki Henryka Reymana z armią. Do służby wojskowej już nigdy nie powrócił.
 +
 +
Na podstawie: dokumentów Centralnego Archiwum wojskowego; dokumentów, wspomnień rodzinnych i Jana Rawskiego; biogramu w Polskim Słowniku Biograficznym; artykułu okolicznościowego opublikowanego w Katalogu: Cracovia-Wisła. 1906-2006; Kukuła Piotr, Piechurzy kutnowskiego pułku.
 +
 +
[[:Kategoria:Mecze Henryka Reymana|Lista meczów Henryka Reymana w barwach Wisły]]
[[:Kategoria:Mecze Henryka Reymana|Lista meczów Henryka Reymana w barwach Wisły]]
[[Kategoria:Reprezentanci Polski|Reyman Henryk]]
[[Kategoria:Reprezentanci Polski|Reyman Henryk]]

Wersja z dnia 13:22, 6 lut 2009

Henryk Tomasz Reyman
Informacje o zawodniku
kraj Polska
miejsce pochówku Pochowany na cmentarzu Rakowickim, kwatera - pas 26, w rodzinnym grobowcu z braćmi Janem i Stefanem.
wzost/waga 178 cm/ 76 kg
pozycja środkowy napastnik
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Żołnierskie i okupacyjne losy

Do Wojska Polskiego wstąpił z chwilą odzyskanie przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r. W latach 1918-20 brał udział niemal we wszystkich wojnach, jakie prowadził II RP w obronie swych granic i niepodległości. Jako podporucznik 3 pp. dowodził I. kompanią tego pułku w wojnie polsko-ukraińskiej (1918/1919), biorąc udział m.in. w bitwie pod Gródkiem, będąc w Grupie p. Gen. Zielińskiego, później p. Pułk. Gerdy i p. Bryg. Minkiewicza”. „W walkach pod Przemyślem zostaje ranny i przewieziony do szpitala w Krakowie.
Z początkiem 1919 r. trafił jednak razem z 11 pp. na Śląsk Cieszyński, o który Polska toczy¬ła spór z Czechosłowacją i„bierze udział w walkach … w rejonie Skoczowa-Karwiny-Jabłonkowa” w grupie „ob. Kowalewskiego”, przychodząc w sukurs polskim oddziałom dowodzonym przez gen. Latinika.
Latem w rejonie Sosnowca bierze udział „w pracach organizacyjnych i przygotowawczych do I Powstania Śląskiego”. Dowodzi wówczas kompanią karabinów maszynowych. Jesienią tegoż roku zostaje zawodowym żołnierzem. Wraz z przyjęciem na stałe do służby w Wojsku Polskim został przydzielony do 20 pułku pie¬choty. Dzieje się to prawdopodobnie na przełomie 1919/1920 r. W ramach tego pułku przechodzi cały szlak bojowy w wojnie polsko-bolszewickiej, biorąc udział w szeregu zwycięskich bitw. Do najcięższych walk 20 pp z bolszewikami doszło pod Zamoszem 26.05. W następ¬nych tygodniach pułk toczył zacięte walki pod Nowikami i Mackami, a potem (po przerzuceniu transportem kolejowym) na południe od Korostenia (w tym z jazdą Budionnego). W tychże od¬wrotowych walkach poniósł też spore straty. 8.07 w walce na bagnety opanował Szpanów, po czym w odwrocie na rz. Styr stoczył kolejne boje. Warto przy tym zaznaczyć, że cały czas zachował zdolność ofensywnych wypadów na pozycje nie¬przyjacielskie. 2.08 krwawo bił się pod Klekotowem, by w połowie tego miesiąca, cofając się na Lwów, stoczyć walki pod Chałupami i Polonicą. Od końca sierpnia pułk brał skuteczny udział w natarciach m.in.: na Obornię i Gliniany, które zdobył po ciężkiej walce. Wrzesień przyniósł kolejne sukcesy (zdobycie Firlejówki, Krasnego, Skniłowaczy, Sasowa). „Wiadomość o zakończeniu działań wojennych zastała pułk w Surażu”. Październik przyniósł już tylko bezkrwawy marsz pułku w kierunku Wołoczysk. Pobyt na wschodnich rubieżach Polski trwał do końca grudnia i w tym też miesiącu pułk wrócił koleją do Krakowa, co kończyło „półtoraroczny bojowy okres dziejów 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej”7. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej Reymana czterokrotnie odznaczono Krzyżem Walecznych.
Po ukońćzeniu Szkoły Podchorążych w Warszawie trafił ponownie do 11 pp. Stacjonował on początko¬wo w Poznaniu, a następnie został przeniesiony na Śląsk. „W początkach maja 1921 r. z grupą oficerów 6-tej dywizji w Krakowie został oddelegowany do Dowództwa Wojsk Powstańczych w Szopienicach” (pod ko¬mendę płka Mielżyńskiego i mjra Rostworowskiego). „W III. Powstaniu Śląskim bierze czynny udział w grupie wschodniej frontu wewn.” mjra Krzewińskiego. Następnie walczył „w Grupie Operacyjnej 16-go pp. w walkach w rejonie Bytom, Gliwice pod dowództwem kpt. Dyaczyńskiego”. W bojach w okolicach Bytomia po raz trzeci w ży¬ciu został ranny.

Wybuch II wojny światowej zastał go jako dowódcę I batalionu 37 pp. (ten wchodził w skład 26 DP). Z chwilą wybuchu wojny mianowano go na podpułkownika. Początkowo pułk miał bronić umocnień wokół Wągrowca koło Bydgoszczy w ramach Armii „Poznań”. Po kilku dniach, działając już w ramach Armii „Pomorze” pułk rozpoczął odwrót w kierunku Inowrocławia, by 13 września dotrzeć nad Bzurę (na wschód od Łowicza). Cofających się żołnierzy 37 pp często atakowali dywersanci (szczególnie podczas przemarszu przez Bydgoszcz), ale pułk i cała dywizja nie brali udziału w walce. I. Batalion pułku stanął w rejonie Gągolina Północnego, pozostałe pod Emilianowem. Według zamierzeń dowództwa Armii „Pomorze” atak na Skierniewice i opanowanie masywu leśnego miał umożliwić Armii „Poznań” oderwanie się od nieprzyjaciela i pójście na Warszawę.
Natarcie miało biec rzeką, odkrytym terenem, przez pola i podmokłe łąki w nocy na 14 września, najpóźniej rankiem tego dnia. 37 pp miał nacierać na Bolimów, na lewym skrzydle dywizji wzdłuż rzeki Rawki. Pierwszy rzut natarcia stanowił miały I i II batalion 10 pp i I i II batalion 37 pp. Zdobycie Bolimowa było zadaniem kluczowym. W krwawych walkach udało się dowodzonemu przez Reymana batalionowi dotrzeć pod Bolimów. Decyzją dowódcy dywizji atak jednak przerwano i rozpoczęto wycofywanie jednostek pod Gągolin. Nie do wszystkich batalionów rozkaz dotarł na czas (do niektórych oddziałów wobec zerwania łączności nie dotarł w ogóle). Widziano już lasy w rejonie Bolimowa i rozkaz o wycofaniu się w biały dzień (w ogniu artylerii wroga i broni maszynowej) w terenie i bez osłony nie było łatwiejsze niż posuwanie się do przodu. Kontrnatarcie niemiecki zmierzało do wyparcia Polaków z północnego brzegu Bzury. Dowodzący pułkim ppłk Stanisław Kurcz musiał organizować przesłonę Bzury, by pozwolić na okrzepnięcie oddziałów na pn. brzegu rzeki. W ataku na Bolimów i dowrocie pułk stracił 50% swojego stanu osobowego – w poległych, rannych i wziętych do niewoli.
Noc na 15 września była ciężka dla całej armii, a pułk toczył zacięte walki nad Bzurą przez cały dzień. W I. batalionie po wycofaniu z natarcia zostało niespełna 300 żołnierzy, których na nowo treba było sformować w kompanie w Gągolinie Południowym. Przez cały 15 września trwały walki o Kompinę, obrona skonsolidowana była na północnym brzegu Bzury. Tego dnia Niemcy przeprawili się przez Bzurę w rejonie Kozłowa i opanowali odcinek autostrady warszawskiej i olszynowe laski po obu stronach traktu wiodącego do Gągolina Południowego i czekali na posiłki. Polacy nie mogli temu przeciwdziałać gdyż byli mocno ostrzeliwani przez artylerię wroga. Wieczorem dowódca pułku udał się na odprawę do sztabu dywizji, a szefowie batalionów do sztabu pułku. Zgodnie z wydanymi rozkazami polskie oddziały miały ruszyć do natarcia o 6 rano następnego dnia z podstawy wyjściowej przez Kozłów Szlachecki Nowy i Stary na Miedniewice. I. batalion miał uderzyć w ciągu nocy na 16 września na Kozłów Szlachecki Nowy. „W pierwszym batalionie 37 pułku trwały gorączkowe przygotowania. Major Reyman z podporucznikiem Danielewskim starali się dopilnować wszystkiego osobiście. Dokonali przeglądu kompanii i plutonów, rozmawiali z dowódcami, troszczyli się o zaopatrzenie żołnierzy w amunicję”. Mimo uzupełnień batalion liczył ok. 300 bagnetów. Późnym wieczorem batalion opuścił zabudowania Gągolina Południowego i ruszył polnym traktem na wschód. Droga rozwidlała się (na południe prowadziła do Kozłowa Szlacheckiego). Dowódca czaty informował Reymana, że w Kozłowie stwierdzono obecność nieprzyjaciela. Nie można więc było iść w szyku zwartym. Major zatrzymał więc batalion, wskazał dowódcom kompanii kierunki posuwania się, po czym udał się z ppor. Danielewskim na punkt dowodzenia. Kompanie rozwinęły się w szyk luźny. Punkt dowodzenie Reymana był z II. kompanią. Siąpił deszcz i w ciemności niewiele można było zobaczyć. Do Kozłowa było ok. 200 m. kiedy Niemcy zaczęli ostrzeliwać szpicę oddziałów. Polakom nie udało się zaskoczyć Niemców (co było ich zamiarem) - stało się odwrotnie. Szpica musiała mimo ostrzału związać ogniem nieprzyjaciela by pozwolić batalionowi na rozwinięcie sił. Wtedy artyleria niemiecka cała siłą zaczęła bić w pole na którym, rozwijał natarcie batalion. Na niemieckie stanowiska padły granaty z dział zamaskowanych w Gągolinie. Był to dogodny moment dla ataku na niemieckie pozycje. Szpica ruszyła, ale przygwożdżona ogniem została zdziesiątkowana. I batalion zaskoczony atakiem musiał opanować chwilowe zamieszanie. Nikt nie wycofał się ani nie uciekł. Kompanie zajmowały stanowiska czołgając się w otwartym polu. Niemcy skryci za drzewami strzelali jak do kaczek. Ponieważ do zabudowań Kozłowa Polacy mieli ok. 500 metrów atak był jakby z góry skazany na niepowodzenie. Musiano jednak podjąć ten wysiłek, gdyż żołnierze będąc na szczerym polu poddawani byli coraz silniejszemu ostrzałowi nieprzyjaciela. „Major Reyman chciał przyśpieszyć ruch batalionu do przodu, aby jak najprędzej wyjść z zasięgu tego niszczącego ognia, lecz żołnierze mogli jedynie pełznąć, krwawo okupując metr po metrze pola. Odważniejsi ginęli, nie zdoławszy wykonać nawet krótkiego skoku.”. Minęła północ, batalion powoli wychodził z zasięgu ognia artylerii. Jednak wkrótce artyleria skróciła ogień i piekło zaczęło się od nowa. I kompania starała się uchwycić piaszczysty wzgórek po lewej stronie natarcia, II. kompania dopadła leżących po prawej stronie Kozłowa domków (co stanowiło pewną zasłonę przed pociskami. „Major Reyman zamierzał - po podciągnięciu do przodu lewego skrzydła kompanii - uderzyć stąd na zachodnią flankę stanowisk niemieckich i opanować Kozłów Szlachecki”. Okazało się to niewykonalne, gdyż lewe skrzydło nacierało otwartym polem. Tylko nielicznym udało się dotrzeć na około 200 metrów od stanowisk niemieckich. II. kompania nacierająca kierunkowo znalazła się w najcięższej sytuacji (żołnierze pełzli rowami przydrożnymi). Udało im się doczołgać do załamania terenu, dalej nie dało rady. Dowódca kompanii wysłał z meldunkiem żołnierza do majora Reymana informując go, że kompania nie może posuwać się dalej. Kiedy kurier dotarł do miejsca gdzie miał nadzieję zastać dowódcę batalionu okazało się, że stanowisko dowodzenia już nie istniało, gdyż wybuchy rozniosły je doszczętnie. „Sanitariusze usiłowali wynieść spod ognia rannego w nogi majora Reymana”, a Danielewski zginął. Rankiem Niemcy wzmocnieni posiłkami przeszli do kontruderzenia, Polacy zaczęli się wycofywać. Z resztek I i III batalionu próbowano w Gągolinie zorganizować nowe kontruderzenie, dla Reymana jednak wojna się już skończyła. Punkt sanitarny zorganizowany był w jednym z domów Gągolina. Po opatrzeniu ewakuowano rannych do szpitala polowego w Boczkach. Ponowiony atak na Kozłów nie udał się i Polacy musieli opuścić Gągolin. Plan bitwy Kutrzeby nie powiódł się.

Henryk Reyman ranny trafił do niewoli niemieckiej i „został przewieziony jako jeniec wojenny do szpitala w Rawie Mazowieckiej”. Na przełomie 1939/1940 r. Reymana czekał los jeńca oflagu. Przy pomocy żony udało mu się jednak zbiec ze szpitala i z wieloma perypetiami dotrzeć do Krakowa.
Jak się potem uniknął nie tylko oflagu, ale i niechybnej śmierci, jaka go czekała z rąk hitlerowskich siepaczy, którzy poszukiwali go potem listem gończym w związku z likwidowaniem V kolumny niemieckiej podczas Kampanii Wrześniowej. Niemcy oskarżali dowódcę pułku Kurcza o to, że w czasie marszów odwrotowych wydawał rozkazy strzelania do cywilów (Niemców). Wiązało się to z faktem sądzenia przez wojskowe sądy polowe dywersantów niemieckich ujętych z bronią w ręku. Podczas kampanii wrześniowej oddziały podległe Reymanowi musiały likwidować takie akcje dywersyjne, a ujętych z bronią w ręku Niemców przekazywać do dowództwa. Właśnie w tej sprawie toczyła się potem rozprawa w Inowrocławiu przeciwko dowódcy 37 pp. W związku z tymi wypadkami także Reyman był poszukiwany przez Prokuraturę przy Sądzie Specjalnym w Inowrocławiu od 1940 r.

Machina hitlerowskich organów ścigania ruszyła pełną parą w lutym 1940 roku. Przebieg śledztwa i poszukiwań pozwala jednak stwierdzić, że sława i skuteczność niemieckiej policji kryminalnej, Gestapo i Prokuratury w czasie wojny była mocno przesadzona (przynajmniej w wypadku Reymana). Po pierwsze nie potrafiono zidentyfikować rzekomych „ofiar”. Po drugie przez bardzo długi czas nie potrafiono nawet ustalić właściwych danych personalnych wysokiego przecież rangą oficera Wojska Polskiego. Ponieważ prowadzącemu sprawę Naczelnemu Prokuratorowi przy Sądzie Specjalnym w Hehensalza nie udało się ustalić jego miejsca pobytu postanowił on 22 IV 1941 roku „tymczasowo przerwać dochodzenie” przeciwko niemu, a „list gończy opublikować: a) w niemieckiej księdze poszukiwać; b) w specjalnej księdze poszukiwań dla Polaków; c) wiadomość o liście gończym do rejestru karnego”. Sprawę poszukiwań scedowano teraz na warszawskie Gestapo, do którego przesłano pismo z „uzasadnieniem rozkazu aresztowania.... przeciwko byłemu majorowi Henrykowi Rejmanowi”. „W wypadku jego ujęcia” prokurator prosił o doprowadzenie aresztowanego do właściwego sądu. Informował o tym wszystkim Ministerstwo Sprawiedliwości w Berlinie nadzorujący pracę Prokuratury w Inowrocławiu Naczelny Prokurator w Poznaniu. Dodając, że wysłał za Reymanem (przebywającym „prawdopodobnie w Generalnym Gubernatorstwie”) „list gończy” i wszczął „akcję poszukiwawczą”, choć postępowanie przeciwko niemu „tymczasowo z powodu nieobecności” poszukiwanego zawiesił. Zawieszenie sprawy nie trwało to zbyt długo, gdyż Ministerstwo Sprawiedliwości Rzeszy monitowało w następnym roku Prokuraturę w Hehensalza o składanie sprawozdań „ze stanu postępowania”. Co ciekawe „sprawa karna... z powodu morderstwa” dotyczyć miała już tylko samego Reymana. W połowie 1942 roku Prokuratur w Poznaniu słał sprawozdania do Berlina informując, że: „oskarżony Rejman nie jest dotąd jeszcze ujęty. Postępowanie ujęcia w toku. W razie ujęcia będę dalej składał sprawozdania”. Są to ostatnie dokumenty w tej sprawie do jakich udało się dotrzeć. Dlatego niewiele więcej można powiedzieć o dalszym rozwoju całej sprawy. Z informacji Henryka Reymana zamieszczonych w oficjalnych życiorysach wynika, że miał być on skazany zaocznie „na karę śmierci”. Biorąc pod uwagę wagę zarzutów było to możliwe, ale niestety nie udało się dotrzeć do świadectw, które by to bez wątpliwości potwierdzały.
Po ucieczce z niemieckiego szpitala Reyman ukrywał się w Krakowie i planował przedostanie się na Węgry. Takie plany miał także jego młodszy brat - Jan, który był już wówczas czynnie zaangażowany w działalność konspiracyjną w ZWZ. Wtedy też zapewne doszło do nawiązania przez ukrywającego się Henryka kontaktu z byłym prezesem Wisły Tadeuszem Orzelskim. Orzelski „na początku wojny stanął na czele Okręgowej Rady Politycznej Służby Zwycięstwu Polsce w Krakowie”. „Stary „wiślak”, w tym czasie szef służby finansowej ZWZ zwolnił piłkarza ze służby w podziemnej organizacji. Był zbyt znany, a ryzyko wpadki było duże. Tym bardziej, że wyznaczono za jego ujęcie wysoką nagrodę pieniężną” . Nazwisko jego rychło zresztą znalazło się w opublikowanym „Wykazie poszukiwanych dla Generalnego Gubernatorstwa”. Nic dziwnego, że w obawie o jego życie rodzina postanowiła ukryć go poza Krakowem. Pierwszym tego typu schronieniem był klasztor w Łagiewnikach. Jednak i Łagiewniki okazały się zbyt blisko Krakowa i tam także nie czuł się bezpiecznie, gdyż został rozpoznany przez granatowego policjanta. Po rodzinnej naradzie postanowiono wywieźć go w okolice Tarnobrzega.
Okazało się, że Tarnobrzeg okazał się ostatnim okupacyjnym przystankiem w życiorysie Reymana. W Tarnobrzegu przebywał aż do 1945 r. pracując w Zarządzie Dóbr Tarnowskich w Dzikowie. O wiele mniej szczęśliwie ułożyły się losy jego rodziny. Zmaltretowana i schorowana matka zmarła w 1944 r. Jego młodsi bracia czynnie zaangażowali się w działalność konspiracyjną jako żołnierze ZWZ. Młodszy brat Stefan został już w 1940 r. „aresztowany po odkryciu tajnej drukarni w Krakowie. Trafił potem do Oświęcimia, gdzie został rozstrzelany pod ścianą śmierci w bloku 11” . Więcej „szczęścia” miał Jan. Aresztowany w 1941 r. nad ranem w domu przy ul. Jabłonowskich zdołał przeżyć katowanie na Montelupich, Oświęcim, transport słynnym szlakiem śmierci przez Pszczynę i Wodzisław do Gross-Rosen i kolejny obóz w Dora-Mittelbau. Stamtąd też uciekł i tułając się po lasach wrócił do kraju po zakończeniu okupacji niemieckiej.
Najstarszy z Reymanów przeżył okupację oficjalnie pracując jako gajowy i leśniczy w majątku Tarnowskich. Mieszkał przez cały ten czas z rodziną Rawskich w małym parterowym domku przy ul. Kasynowej 9a (obecnie Sokolej). Reyman przez cały okres pobytu w tarnobrzeskim ukrywał swoją tożsamość i nawet gajowi nie wiedzieli, że „jest przedwojennym oficerem” i znanym sportowcem. Nie udzielał się także towarzysko i śmiało można by powtórzyć za jego żoną, że się „ukrywał w lasach”. Tak prezentowała się oficjalna codzienna strona życia podczas jego pobytu w Tarnobrzegu.

O tej nieoficjalnej wiemy niestety bardzo mało. Z fragmentarycznych relacji wiadomo, że jeszcze podczas jego pobytu w Krakowie z powodu poszukiwania go przez Gestapo i faktu, że był osobą powszechnie znaną zwolniono go ze służby w konspiracji i kazano się ukryć poza Krakowem. Znając jego charakter i wojskową przeszłość trudno jednak uwierzyć, by przez cały okres okupacji nie angażował się w podziemną działalność. Dzięki pomocy pana Jana Rawskiego z Tarnobrzega udało się ustalić, że według dostępnych danych nie pełnił żadnej oficjalnej funkcji we władzach „Obwodu ZWZ/AK Tarnobrzeg”, jak i Inspektoratu „Mleczarnia” kierowanego przez mjr Tumanowicza. Zanim przejdziemy do relacji osób bezpośrednio stykających się w czasie okupacji z Reymanem zacytujmy wypowiedź Kazimierza Bogacza ps. „Bławat”, który twierdzi, że „cały Zarząd Dóbr Tarnowskich obsadzony był przez ludzi z Armii Krajowej, których zatrudniała hr. Róża Tarnowska, zapewniając im dokumenty i utrzymanie” . Stąd Reyman miał niemal codzienny kontakt służbowy z żołnierzami AK a zarazem pracownikami w majątku Tarnowskich. Ważniejsza były jednak jego „częste spotkania z Zygmuntem Szewerą ps. „Cyklop”..., który w strukturach organizacyjnych ZWZ/AK Tarnobrzeg, w latach 1940-1942 jako major rezerwy pełnił funkcję adiutanta komendanta obwodu, prowadził referat I organizacyjny” i stał na czele Wojskowej służby Ochrony Powstania. Według syna Zygmunta Szewery - Tadeusza „Henryk Reyman jako podpułkownik należał do kadry ZWZ/AK i dlatego nie występował w strukturach organizacyjnych obwodu Tarnobrzeg”, a jego pobyt „był dla wielu utajniony. Pan T. Szewera przypomina sobie, że w 1940 roku Władysław Jasiński komendant Jędrusiów, musiał już znać H. Reymana, bo miał posyłać na rozmowę z nim panią Bogumiłę Gutry. W jakiej sprawie” - tego nie wiadomo. Tego typu kontakty sygnalizują wyraźny związek Reymana z konspiracyjnymi władzami.

Z dostępnych relacji wynika, że Reyman nie brał udziału w bezpośrednich akcjach konspiracyjnych w tarnobrzeskim. Co biorąc pod uwagę jego stopień wojskowy było w pełni zrozumiałe. Wiadomo jednak na pewno o udziale Reymana w akcji przewożenia broni do Warszawy. Potwierdza to zarówno Jan Krysa jak i Jan Rawski. Ten ostatni wspomina: „W 1943 czy 1944 roku do naszego ogrodu zaczęła co pewien czas przyjeżdżać furmanka ze skrzyniami i koszami wiklinowymi z rybami i rakami. Jacyś ludzie w obecności Henryczka przekładali żywe ryby i raki z jednej skrzynki do drugiej obkładając je pokrzywami. W czasie takiego przeładowywania zauważyłem kiedyś jak do skrzynek z rybami, pod pokrzywy kładziono broń. Potem furmanka zawoziła skrzynki nad Wisłę, gdzie ładowano je na galar. W tym czasie wujek Henryk również wyjeżdżał na kilka dni. Po okupacji opowiadał, że woził te skrzynki do Warszawy, gdzie odbierała je niemiecka firma handlująca rybami. Wśród przesyłanych ryb i raków były oznakowane umownie skrzynki z bronią, które wcześniej z galaru w Warszawie odbierał goniec podjeżdżając rikszą”. Broń była chowana również w przewożonej karpinie (pniakach), a transportowano ją także pociągiem. Tak w skrócie przedstawiał się okupacyjny rozdział w życiu Reymana. Jeśli chodzi o tę część jego życia wymagający wyjaśnień. Fragmentaryczność danych na ten temat nie pozwala w pełni odpowiedzieć na pytanie czy i jaką rolę pełnił Reyman w konspiracji.

Wraz z końcem okupacji Henryk Reyman powrócił do Krakowa (luty/marzec 1945 r.). Wtedy też na wezwanie w „celu rejestracji oficerów” zgłosił się do Rejonowej Komisji Uzupełnień w Krakowie. Po usunięciu ze stanowiska dyrektora WUWF w Krakowie. MON poddało go weryfikacji przed Okręgową Komisją Weryfikacyjną nr 11. Stawił się przed nią 24 listopada 1949 roku. Opinia komisji była do przewidzenia: „oficer zawodowy sprzed 1939 r. - Szkoła Pchor. Piech. Warszawa 1921, syn urzędnika, bezpartyjny, służył w legionach, brał udział w wojnie ze Zw. Radz. 1918/21 jako zawodowy, w czasie okupacji w ruchu konspiracyjnym nie brał udziału i życiem społeczno-politycznym się nie interesuje, do ustroju ustosunkowany z rezerwą, zdolny do służby nieliniowej, dla wojska bez wartości. 1 rok więzienia w zawieszeniu za nadużycie władzy, notowany w UB…, obecnie nie chce się zabrać do jakiejś konkretnej pracy”. Opinia ta brzmiała jak wyrok. W takich to okolicznościach kończyły się związki Henryka Reymana z armią. Do służby wojskowej już nigdy nie powrócił.

Na podstawie: dokumentów Centralnego Archiwum wojskowego; dokumentów, wspomnień rodzinnych i Jana Rawskiego; biogramu w Polskim Słowniku Biograficznym; artykułu okolicznościowego opublikowanego w Katalogu: Cracovia-Wisła. 1906-2006; Kukuła Piotr, Piechurzy kutnowskiego pułku.


Lista meczów Henryka Reymana w barwach Wisły