Historia Wisły. Część I. Początki (do 1910 roku)

Z Historia Wisły

Zasadniczo Kraków, czyli Cracovia wznosi się nad Wisłą, jednakże obecnie dzięki zrządzeniu Opatrzności Cracovia jako taka leży pod Wisłą… Dawno już temu, bo w XVI wieku wyraził się poeta Klonowicz następująco: „Trudno Wiśle wyjąć z gardła, gdy coś pożarła“. Zapewne w proroczych słowach tych myślał o prymacie piłkarskim Wisły nad Cracovią oraz o ilości bramek. Gdy rozpatrują te sprawy z punktu historycznego muszą przyznać panom prawo do pierwszeństwa. Faktem jest bowiem, że pierwszem plemieniem polskiem czy też słowiańskiem, które przed wiekami osiedliło sią tu nad górnym biegiem Wisły byli właśnie Wiślanie. I dopiero później założono Kraków, czyli Cracovię. Jest tez rzeczą jasną jak słońce, że Wisła starszą jest niż Kraków, czyli Cracovia…
— Zygmunt Nowakowski, literat, kibic Cracovii, „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1936, nr 145 (26 V)


Spis treści

Historia „Wisły”. Początki (do 1910 roku)

Pół żartem pół serio przedstawiliśmy w formie motta mitologiczne początki „Wisły” w literackim ujęciu Zygmunta Nowakowskiego, bo też początki „Wisły” nikną w mrokach dziejów.

Na przestrzeni wieku Wiślacy woleli udowadniać swoją przewagę na arenach sportowych, a nie w prasie i kronikach sportowych. Niewielka liczba źródeł pisanych potwierdzających powstanie klubu w 1906 r. wynika jednak także ze zniszczenia dokumentacji w czasie zawieruchy wojennej (I i II wojna światowa) i przetrzebienia zespołu archiwalnego poświęconego TS Wisła” najprawdopodobniej w okresie stalinowskim. W efekcie w krakowskim Archiwum Państwowym odnajdujemy z istotnych dokumentów odnoszących się do pierwszych dziesięcioleci istnienia klubu jedynie pismo CK Namiestnictwa we Lwowie zatwierdzające Statut Towarzystwa Sportowego Wisła” z 1910.

Do tego „Wisła” przez całe dziesięciolecia pozostawała w tyle w propagowaniu własnych dokonań. Kroniki klubowe z pierwszych lat istnienia „Wisły” po prostu się nie zachowały, a i później ograniczano się niemal wyłącznie do wydawania okolicznościowych publikacji z okazji kolejnych jubileuszów. Co zrozumiałe historia klubu przedstawiana w nich była w sposób niezmiernie ogólny i nie wolny niestety od nieścisłości..

Jeśli dodamy, że historię futbolu do niedawna pisali autorzy, których trudno było posądzać o wiślackie sympatie to otrzymamy przekaz powielanych niejednokrotnie bezkrytycznie informacji o początkach „Wisły”, który odbiegał w wielu wypadkach od prawdy.

W niniejszym tekście postaramy się w syntetycznej formie zebrać fakty i hipotezy o pierwszych latach „Wisły”, które są porozrzucane w wielu artykułach zamieszczonych na naszym portalu. Datą graniczną będzie zalegalizowanie działalności klubowej „Wisły” przez CK Namiestnictwo we Lwowie w Towarzystwo sportowe i wybór na podstawie zatwierdzonego statutu jego władz (luty-marzec 1910).

Zaczniemy jednak od prehistorii

Przedklubowy rozwój futbolu w Krakowie i Galicji

Tak pisano po latach o roli Krakowa w rozwoju sportu na ziemiach polskich:

Szczycić się tem, iż było się kolebką jakiejś idei, to jeszcze mało — trzeba idei tej zapewnić długi żywot i racjonalne ramy rozwoju. Kraków jest bez wątpienia kolebką polskiego sportu, ale o idei tej nie zapomniał, nie zarzucił jej i pielęgnuje ją do dzisiejszego dnia… Pięćdziesiąt zgórą lat temu powstaje przecież w Krakowie pierwsza organizacja typu wychowania fizycznego, t. j. „Sokół”, a przedtem jeszcze nawet notujemy próby zaszczepienia nowych podówczas sportów, przy. wiezionych z Anglji. W Krakowie rozwija swą działalność ś. p. Dr Jordan, którego postać przeszła do historji polskiego sportu, jako postać pracownika o wysokim poziomie i głębokiem zrozumieniu potrzeb młodzieży. Walczyć o prawo do sportu, nie było podówczas — pół wieku temu — tak łatwo. Trzeba było nietylko zwalczać niechęć władz zaborczych do wszelkich form organizacyjnych kraju, ale także trzeba było zmagać się z uprzedzeniami społeczeństwa. Niestrudzeni propagatorzy sportu odnieśli jednak zwycięstwo i ruch sportowy zyskał w Krakowie tak trwałe podstawy, że późniejsze niepowodzenia nie zdołały ich osłabić.


Henryk Jordan
Henryk Jordan

Nie inaczej było z futbolem. Po raz pierwszy bowiem nadmuchaną skórzaną kulę kopnięto na ziemiach polskich w 1890 roku w Krakowie, a spiritus movens całego przedsięwzięcia był dr Henryk Jordan. Ten znany w Krakowie lekarz i profesor UJ rok wcześniej otworzył w północnej części krakowskich Błoń (koło Rudawy) Park dla gier i zabaw dla młodzieży. W Parku tym według założeń Jordana młodzież miała pod okiem instruktorów ćwiczyć się w sprawności fizycznej i grach sportowych. Zamierzeniem Jordana i jego współpracowników było wychowanie „zdrowego, silnego fizycznie, psychicznie i moralnie, mądrego, patriotycznego i zgodnego w działaniu społeczeństwa”[1]. Futbolówkę Jordan przywiózł z wojaży zagranicznych (z podróży do Brunszwiku) i jesienią 1890 roku grywano nią w Parku, a pierwszym instruktorem piłkarskim młodzieży rzemieślniczej został Kazimierz Homiński. W program zajęć młodzieży szkół średnich weszła dopiero w sezonie letnim 1891 roku. Już jednak na zakończenie sezonu letniego „w niedzielne popołudnie 30 sierpnia 1891 roku odbył się w Parku dra Jordana w Krakowie pierwszy na ziemiach polskich oficjalny pokaz gry w piłkę nożną z udziałem publiczności”. Piłka nożna należała do tych zabaw, które budzić miały współzawodnictwo i była od razu ulubioną grą starszej młodzieży, która poświęcała jej nawet półtorej godziny dziennie[2]. Mimo że zajęcia piłkarskie prowadził instruktor, gra ta przypominała bezładną bieganinę gromady chłopców za piłką.


Podobnie było we Lwowie. Do stolicy Galicji piłka trafiła za sprawą Edmunda Cenara, który w 1892 roku puścił między młodzież bawiącą się na boisku mieszczącym się za szkołą kadetów „piłkę dużą, nadymaną powietrzem”. Podobnie jak Jordan przywiózł ją z wędrówek wakacyjnych z Anglii. Ogólnie poinformował chłopców, że piłkę „należy kopać nogą i nie wolno jej chwytać rękami”. Tak też ją kopali, starając się przebić ją przez bramkę przeciwnika. Nic dziwnego, że na boiskach Krakowa i Lwowa panował totalny chaos, gdyż przepisów z reguły nie znano. Ogólne zasady gry opublikował wprawdzie już w 1891 we Lwowie Cenar w książce „Gry gimnastyczne młodzieży szkolnej”, ale mało kto je znał. Zresztą w tej jak i późniejszych publikacjach umieszczał grę w futbol obok wielu innych, nie przypuszczając, że z czasem zrobi ona wśród galicyjskiej młodzieży taką karierę.

Chomicki W., Pierwsze kroki piłki nożnej w Polsce
Chomicki W., Pierwsze kroki piłki nożnej w Polsce

We Lwowie gra w piłkę nożną ewoluowała wyraźnie w kierunku trzymania się coraz ściślej obowiązujących w Anglii przepisów. Dość szybko lwowianie zdystansowali mieszkańców podwawelskiego grodu w tym względzie. Na pewno spory wpływ na taki bieg rzeczy w obu galicyjskich miastach miał wynik pierwszego udokumentowanego międzymiastowego meczu piłkarskiego na ziemiach polskich, do jakiego doszło w 1894 roku we Lwowie z okazji Powszechnej Wystawy Krajowej i podczas odbywanego II Zlotu Sokolego. Właśnie wtedy wpleciono w program zlotowy piłkę nożną obok innych gier i zabaw, które miały urozmaicić te uroczystości. Choć trzeba dodać, że pierwszy pokaz gry w piłkę nożną we Lwowie dało tamtejsze „Koło Nauczycielskie” już dwa lata wcześniej, także podczas Zlotu Sokolego. Była to jednak tylko demonstracja nowej i nieznanej gry. Prawdziwym meczem piłkarskim był dopiero pojedynek Sokołów Lwowa i Krakowa z 1894 roku. Wezwanie do rozegrania meczu z chłopcami z Krakowa przywiózł spod Wawelu sam Cenar i dlatego nie było problemu, by piłkę nożną wpleść w napięty program zlotu. Lwowianie zaskoczyli wówczas zbyt pewnych siebie krakusów znajomością przepisów gry, a zadbał o to członek Sokoła inż. Niedzielski. Jako bystry obserwator przebywając w Odessie miał okazję podglądać grających tam w piłkę Anglików i poznać zasady gry. Kiedy wiosną 1894 roku zobaczył bawiących się piłką chłopców, swymi spostrzeżeniami podzielił się z lwowskimi Sokołami. Co więcej, zaczął prowadzić z swymi pupilami „bardziej racjonalne ćwiczenia i wprowadził na boisko sędziego”. Wybrańcy Niedzielskiego ćwiczyli pilnie z piłką, a inni chłopcy przyglądali im się z zazdrością, gdyż drugiej piłki nie było. Nauka ta nie poszła w las i podczas historycznego już meczu trwającego, bagatela, aż sześć minut, lwowianie pokonali krakowian 1:0. Krakowianie, według bohatera meczu Włodzimierza Chomickiego zlekceważyli swoich rywali, informując ich o składzie swej jedenastki pozwalali lwowianom na zestawienie swej drużyny z dowolnej liczby graczy. Najwyraźniej sądzili, że gospodarze, nie posiadając parku zabawowego i znajomości zasad gry, łatwo przegrają. Przed spotkaniem ustawiono po dwie „trzymetrowe tyki” oddalone od siebie na 12 kroków. Zawodnicy weszli na boisko przy dźwiękach marsza sokolego i zachętach widowni „nie dajcie się”. Obie drużyny zagrały w białych koszulkach, jedynie kolor trykotów się różnił (Lwów – szare, Kraków – czarne). Sędzią był Zygmunt Wyrobek, który zarazem wprowadził krakowiaków na boisko. Odgłos trąbki rozpoczął grę. Meczowi towarzyszyły częste wybuchy śmiechu ze strony widowni, gdyż stłoczeni w jednym miejscu gracze starali się wykopać piłkę z gąszczu nóg i często po zderzeniach „koziołkowali po ziemi”. Gra toczyła się pod bramką krakowską, a gości dopingował okrzykami arbiter, wołając, by piłkę oddalili od swej bramki wykopem. W takiej to scenerii piłka trafiła przypadkowo pod nogi Chomickiego, który nie namyślając się długo, prawą nogą kopnął z całej siły i piłka przeleciała ponad bramkarzem do krakowskiej bramki. Krakowiacy żądni rewanżu chcieli dalej grać, ale do wznowienia spotkania nie doszło, bo trąbka naczelnika Durskiego nakazała graczom zejście z boiska[3]. W szatni szczęśliwy z wyniku Cenar ucałował każdego z chłopców w głowę.

Według Chomickiego to zwycięstwo przyczyniło się do zaaklimatyzowania piłki nożnej we Lwowie. Zaczęto teraz sprowadzać coraz więcej piłek, a na błoniach podlwowskich powstawało coraz więcej drużyn kopiących piłkę. Dopiero jednak przyjazd do Lwowa i praca w IV gimnazjum Eugeniusza Piaseckiego (współpracownika Jordana, propagatora wychowania fizycznego, lekarza, a zarazem zapalonego taternika, gimnastyka) odmieniła obraz lwowskiego futbolu. On to właśnie na przełomie wieków zakładał wśród swych uczniów pierwsze drużyny piłkarskie, które uczył gry według zasad angielskich (te poznał przebywając w Anglii). Posiadał zresztą bogatą biblioteczkę piłkarską, głównie książki angielskie i dzielił się swą piłkarską wiedzą z młodymi adeptami gry w piłkę nożną. Paradoksalnie tenże Piasecki ubolewał po latach, że piłka stała się najpopularniejszą grą wśród polskiej młodzieży, „z krzywdą dla innych gier”, gdyż brak używania rąk powoduje „ruchy nienaturalne i nieestetyczne przy kopaniu piły lecącej wysoko i sprawia tem samem, że z gry tej nie mogą korzystać dziewczęta”[4]. Dlatego proponował zmodyfikowaną grę w piłkę zwaną przez niego „polską” (w przeciwieństwie do angielskiej), w której można było używać rąk.

W stolicy Galicji pasjonatów sportu zresztą nie brakowało. Od roku 1900 fachowe treningi piłkarskie prowadził tam Czech Josef Vejtruba, zatrudniony początkowo tylko jako trener kolarski. Do gorących propagatorów piłki nożnej należał też wydawca „Gazety Sportowej” Kazimierz Hemmerling[5]. Nic dziwnego, że gra w piłkę nożną we Lwowie różniła się bardzo od tej w Krakowie. Różnice te opisał barwnie m.in. Edmund Marion, który miał okazję w początkach XX wieku grywać i na krakowskich i na lwowskich boiskach[6]. Kraków był wówczas mocno zapóźniony zarówno jeśli chodzi o organizację klubów piłkarskich, jak i samą grę w porównaniu z Lwowem. Nie bez wpływu na to pozostawał zapewne fakt, że to właśnie Lwów był stolicą Galicji, a Kraków miastem „prowincjonalnym”. Liczba ludności Krakowa w 1906 roku nie przekraczała 100 tys. (w 1900 85.000, a w 1909 103.000). Lwów zamieszkiwało w 1900 160.000, a w 1910 206.000 ludności.

W Krakowie rozgrywano w Parku Jordana „mecze piłkarskie” przeważnie na niewymiarowych boiskach nr 2, 3 i 8, które cieszyły się sporym wzięciem, gdyż były zupełnie łyse. Boisko nr 8 było jako największe z boisk parkowych było „owalne, nie pokryte trawą, otoczono pasem zieleni,… liczyło wzdłuż około 50 m, w najszerszym zaś miejscu ok. 30 m”. [7]. Tak opisywał stan „krakowskiej piłki” na przełomie wieków Edmund Marion:

„Przybory [do gry] wydawał groźny na pozór i stale urągający Mikołaj. Staruszek już, ale żwawy i bardzo energiczny… Najmilszym ćwiczeniem była bezsprzecznie piłka nożna…, porywała wszystkich, bo najmocniej pobudzała wrodzoną młodzieży żyłkę wojowniczą. W grze posługiwano się „balonem” pokaźnych wprawdzie rozmiarów, ale bardzo miękkim. A choć Mikołajowi oczy wychodziła na wierzch i policzki omal nie pękały, gdy ustami nadymał piłkę, mimo to na boiskach stale kursowały „flaki”. Trudno, Mikołaj był staruszkiem i mało miał „pary”, a pompka nie zdążyła jeszcze dotrzeć do magazynu w Parku Jordana.

O istnieniu specjalnych bucików do gry także jeszcze nie widziano. Kopało się więc piłkę starym butem, bez pary, nieokreślonego pochodzenia. Każdy przynosił go ze sobą w papierze. Obawy o niszczenie w czasie gry tego drugiego (lewego przeważnie) nie było, bo nikomu nawet przez głowę nie przyszło posługiwać się w sztuce kopania także drugą nogą.

Z krótkimi spodenkami piłkarskimi również nie było kłopotu. Nikt ich jeszcze nie używał. I słusznie, bo pruderia owych czasów byłaby to z pewnością napiętnowała jako „nieprzyzwoity wybryk, naruszający dobre obyczaje”. A nawet jeśliby nie było aż tak źle, to zawsze widok piłkarzy w krótkich spodenkach wywoływałby taką sensację jak zjawienie się w miejscu publicznym w … negliżu.

Grało się więc w długich, studenckich spodniach. Stan tych ostatnich po grze, zwłaszcza w dnie niepogody był tak alarmujący, że matki, ciocie czy babcie, przy pomocy trzcin i trzepaczek czyściły je z pośpiechem z błota wprost na delikwentach.

Z placu zbiórki przed pawilonem parkowym biegło się na boisko w wyścigowym tempie. Po drodze większość zdejmowała kurtki i kamizelki, ażeby nie uronić niepotrzebnie ani chwilki z czasu, wyznaczonego na grę. Bo piłka nożna to przecież nie Cezar ani godzina matematyki!

Boisko, oznaczone numerem 2, cieszyło się powszechnym wzięciem. Podobnie jak mniejsze (Nr 3) i największe (Nr 8) było ono zupełnie łyse i przedstawiało elipsę, ujętą w zielony pierścień trawnika. Zaletą jego były średnio wielki wymiary - w sam raz. Istniało jeszcze jedno tuż za Rudawą, zwane. „narożnym”, ale przydział jego uważano za dopust boży. Miało ono bowiem fatalną wadę: było porosłe... trawą. Nikt go więc nie uważał za boisko piłkarskie i każdy widziałby na nim pasące się krowy.

Ta niechęć nie wynikała bynajmniej z uprzedzenia, lecz była uzasadniona względami fachowymi. Środki bowiem ówczesnej techniki i sposób gry wymagały raczej nawierzchni twardej niż trawiastej. Poza tym boisko narożne nie posiadało stałych bramek, a noszenie ich ze sobą było niewygodne.

Jerzy Potrzebowski: Chłopcy grający na Błoniach. Własność TS Wisła”
Jerzy Potrzebowski: Chłopcy grający na Błoniach. Własność TS Wisła”

Za to pozostałe boiska otrzymały to urządzenie, tak ponętne dla każdego piłkarza. Składało się ono z dwóch żerdek, wbitych z ziemię w odstępie około 3 metrów i wysokich na 2 m 50 cm. Tyczki te były połączone w górze drutem.

Grę poprzedzał podział obecnych na dwie partie. Odbywał się on drogą wyboru. Do każdej z tych grup wybierały „matki”, tj. dwaj gracze, uchodzący za najlepszych. Oni to powoływali dalszych. Coraz to słabszych graczy, na podstawie oceny własnej, a przy hałaśliwej pomocy zawodników już wybranych. „Patałachy” zostawali na samym końcu. Z nimi postępowano sumarycznie. Oto za jednego lepszego gracza można było dostać tytułem rekompensaty kilku słabszych. Wynikała z tego ciekawa sytuacja: po jednej stronie grało np. 16-tu zawodników, a po drugiej drugiej 25. Mimo to strona mniej liczna przeważnie wygrywała, bo główny udział w grze mieli gracze lepsi, reszta zaś stanowiła coś w rodzaju „kibiców”, zachęcających swoich wojowników krzykami, albo też broniła dostępu do nich, robiąc „tłum”. „Patałach” miał sposobność kopnąć piłkę najwyżej raz na kwadrans.

Funkcja sędziego nie istniała. Bo i po co? Jeśli kto kogo kopnął, to uczynił to na pewno przypadkiem, a skutków kopnięcia, tak czy owak, nikt nie zdołałby cofnąć. Czynnikiem, który regulował wzajemny stosunek graczy w czasie zawodów i trzymał ich w karbach przepisów, było wyłącznie rycerskie poczucie honoru, wyrobione w każdym nawet „andrusie” krakowski. Szachrującą „parszywą owcę” wyrzucano bez pardonu z boiska. Chłopcy czuli podświadomie, że w rywalizacji istnieją pewne wyższe wartości moralne, których nikomu nie wolno naruszać, przez posługiwanie się nielojalnymi środkami.

Tylko zwycięstwo rzetelnie zdobyte napawało zwycięzców radością i dumą. Jeśli w zapale gry popełnione zostały pewne nieprawidłowości, które miały wpływ na ostateczny wynik, po grze lojalnie obniżano ilość zdobytych bramek.

A jak wyglądała gra?

Tłum, w którym, wobec braku kostiumów, odróżniano „swoich” od „tamtych” tylko po twarzach, przewalał się po boisku tam i z powrotem, wśród wrzawy. Przy piłce byli „asy”. Oni to wózkowali” w tej gęstwie, starając się podejść najbliżej pod bramkę strzelić. Te solowe harce wyczerpywały ich bardzo. To też co pewien czas któryś z graczy opuszczał grę, kładł się na trawie i łapał gwałtownie powietrze. Natychmiast zastępował go drugi z kolei „as” i dalej „wózkował” aż do końca swoich sił. O podaniu piłki spółgraczowi mowy nie było. Uważanoby to za kapitulację i postępek taki zaszkodziłby mocno reputacji zawodnika, w oczach obu stron.

Reguły gry istniały, ale były bardzo niejednolite w redakcji, n.b. tylko ustnej i najczęściej zależały w szczegółach od obopólnej umowy. Ta ostatnia jednak była potrzebna tylko wtedy, gdy obie „partie” zetknęły się z sobą po raz pierwszy.

Reguły te były zniekształconym echem wieści o piłce nożnej, które nieśmiało docierały z zachodu, a fantastyczna wiązanka przepisów, obiegająca szczupłe grono młodzieży sportowej, była odpowiednikiem równie fantastycznego boiska i bramek tak mocno różniących się od autentycznych.

Dziwny np. obrzęd towarzyszył rzutowi po aucie bramkowym na korzyść oblegających. Wobec braku rogów (boisko bowiem nie było prostokątne) odmierzano od słupka bramkowego pięć lilipucich kroków wzdłuż brzegów boiska, a potem trzy kroki w głąb. Aby znaleźć się jak najbardziej naprzeciw bramki, owe 3 kroki wgłąb wykonywano siedmiomilowymi butami, co z zasady nie podobało się stronie atakowanej. Powstawał spór. Ostatecznie „krakowskim targiem” ustalano rozpiętość owych 3-ch kroków, które, nawiasem mówiąc, nigdy nie ustępowało co do długości pierwszym 5-ciu krokom, odmierzanym wzdłuż brzegów boiska. Następował potem strzał na bramkę.

Stałe stanowisko bramkarza nie istniało. Nikt tam bowiem nie chciał stróżować z obawy przed nudą. Bramkarz grał więc w polu razem z innymi i w razie potrzeby doskakiwał do zagrożonej bramki. Ale przy rzucie wolnym wszyscy stawali się bramkarzami i, wyciągnąwszy ręce do góry, prężyli się murem między oboma słupkami. Każdemu wolno było wówczas zatrzymać piłkę rękami. Zdobyć więc bramkę w tych warunkach było bardzo trudno. Jedynie strzał wymierzony dokładnie między szereg dłoni wzniesionych a drut, stanowiący górny brzeg bramki mógł zakończyć się powodzeniem.

Kopano wyłącznie „szpicem”. Że można piłkę leżącą na ziemi kopnąć również podbiciem tego nie umiano sobie wyobrazić. Podbicia używało się tylko w czasie kopania „świec”, co jednak odbywało się z podrzutu piłki, a nie z ziemi. To ćwiczenie wchodziło w program treningu. „Świeca” bita pionowo i wysoko uchodziła za dowód znakomitej techniki i wzbudzała ogólny zachwyt. Prawdziwą sensację wywołało używanie głowy jako środka do odbijania piłki. Stoeger, który pierwszy wprowadził do gry tę nowość, był uważany przez ogół graczy, jeśli nie za pomylonego, to w każdym razie za dziwaka. Kto widział używać głowy do kopania piłki! Tej głowy, którą poeta określa jako kopułę myśli! Chyba, że tej myśli jest tam bardzo mało albo wcale nie ma. Wyobrażano sobie, jakie fatalne skutki może mieć dla funkcji mózgu tak brutalne zetknięcie się głowy z piłką. Za jakiś czas - sądzono - można się stać kompletnym idiotą. Ktokolwiek n.b. w tajemnicy przed innymi, tak tylko z ciekawości próbował naśladować inicjatora gry głową, ten przestrzegał potem innych przed otumaniającymi następstwami tej zabawy. Inna rzecz, że każdy brał piłkę na wierzch głowy, a nie na czoło. A Stoeger, zadowolony i kompletnie zdrów na umyśle, śmiał się ze swoich, w ciemię bitych naśladowców i nikomu nie zdradzał swej tajemnicy.

Ta, trochę dziwaczna forma gry w piłkę nożna utrzymywała się w Krakowie mniej więcej do roku 1905. Kres jej położyli ostatecznie gracze z ad Pełtwi, którzy w dzień Ducha Świętego i wobec Dr Jordana i opiekunów słabiutkiego jeszcze niemowlęcia, zwanego sportem, zademonstrowali na znienawidzonym trawiastym boisku grę, wedle obowiązujący h zasad angielskich. Wtedy to skończyła się piłka krakowska[8].

Plan parku z okresu galicyjskiego z zaznaczonymi boiskami
Plan parku z okresu galicyjskiego z zaznaczonymi boiskami


Uzupełnia tę relację Lustgarten:

Sezon „zabaw” w Parku rozpoczynano zwykle 3 maja. Odbywały się one w godzinach popołudniowych i wieczornych pod czujnym okiem „przodowników” (uczniów starszych klas) odpowiedzialnych za utrzymanie dyscypliny w grupach ćwiczącej młodzieży szkolnej. Niewymiarowe boisko nr 8 opanowane było przez amatorów futbolu, uczniów najstarszych klas gimnazjalnych. „Liczba grających była różna. Zależało to od liczebności zastępu, a także od ilości oczekujących na jego przybycie amatorów piłki, którzy przychodzili do parku, lecz nie włączali się do zastępu swej klasy czy szkoły. Była to stała niewielka grupa pochodząca z różnych zakładów, znana z tego, że nie dbając o inne ćwiczenia, wpraszała się do gry na ósmym boisku. Przyjmowano ich niechętnie, ale nie odmawiano, Byli to uczniowie najstarszych klas, przewyższający umiejętnościami i młodszych i rówieśników… Faule nie istniały, popychano się, a czasem i kopano do woli. „Ręka” była wydarzeniem niezmiernie rzadkim, bo „ramię czy łokieć to nie ręka”… O ubraniu czy obuwiu sportowym nikt nie myślał. W najbardziej upalne dni grało się w pełnym mundurku uczniowski, wzorowanym na bluzie oficerskiej austriackiej, ze stojącym sztywnym kołnierzem. Dochodziły do tego przepisowe, zaprasowane, długie spodnie, codzienne trzewiki, a niekiedy nawet (u elegantów) lakierki… Czapki również nie zdejmowano, gry głową nie uznawano, zaś tłok na boisku był tak wielki, że o żadnych taktycznych „kombinacjach” nie było mowy. Bramki jednak padały. Nie często, ale były. Strzelali je gracze, którym udało się wyrwać z gromady, lub też minąć kilku przeciwników „wózkiem”. Chlubę przynosiło nie tyle zdobycie bramki, ile fakt „objechania” tylu i tylu przeciwników. O treningu w ogóle nie słyszano, nie znano najprostszych zasad gry”. [9] Grano „balonem” pokaźnych rozmiarów, ale bardzo miękkim. Piłki bowiem sporządzano wówczas sposobem rzemieślniczym. Dlatego były niewymiarowe i różniły się ciężarem. Lustgarten wspomina, że przyszło mu nawet grać piłką sięgającą kolan. Tak w zasadzie wyglądał obraz krakowskiej piłki od zarania, aż do 1906 roku, kiedy to zaczęły powstawać pierwsze kluby piłkarskie z prawdziwego zdarzenia.

Jak już wspomnieliśmy przepisy gry pod Wawelem były dowolne i ustalano je zazwyczaj przed meczem. We Lwowie natomiast grano na wymiarowym, trawiastym boisku, 11 zawodnikami, zespołowo, z przepisowymi bramkami i co najważniejsze, zgodnie z zasadami Football Association. Nic dziwnego, że jak wspominał Marion, po przyjeździe do Lwowa trudno mu się było przystosować do gry w piłkę w myśl tych zasad z powodu nawyku nadmiernego wózkowania i gry na niewymiarowych boiskach. Nie może więc dziwić fakt, że to właśnie we Lwowie powstały pierwsze kluby piłkarskie z prawdziwego zdarzenia i że to właśnie Lwów uczył krakowian gry w piłkę według prawidłowych zasad.

Trzeba jednak przyznać, że to właśnie w Krakowie przetłumaczono i wydano pierwsze ściślejsze przepisy gry w piłkę nożną, wzorując się na regułach Football Association. Wiernym tłumaczeniem aktualnych angielskich przepisów gry była książka Mariana Stanisława Tokarskiego „Zabawy i gry ruchowe na wolnym powietrzu”, Kraków 1902. Właśnie Tokarski w 1903 roku jako kierownik Parku Jordana wyprowadził młodzież krakowską na Błonia i tam, na przygotowanym wymiarowym boisku, próbował im wszczepić grę według angielskich prawideł. Początkowo z niewielkim skutkiem, choć z czasem właśnie rozległe Błonia zaroją się od chłopców uganiających się za piłką jako zawodnicy wielu szkolnych (i nie tylko) drużyn piłkarskich[10]. Tak to widział naoczny świadek i uczestnik tego wydarzenia Lustgarten: Dr Tokarski „sznurkiem i chorągiewkami wyznaczył przepisowe rozmiarami boisko, a tyczki z taśmą zamiast zwykłej drewnianej poprzeczki oznaczały bramki. Olbrzymie - jak nam się wydawało - boisko, zawrotna wielkość bramek oszołomiła nas. Doktor Tokarski podzielił nas na dwie drużyny i zebrawszy koło siebie tłumaczył nam zasady gry. Miał niezawodnie najlepsze chęci, ale brak dyscypliny niektórych wybrańców spowodował, że po kilku próbach Tokarski zaniechał dalszych usiłowań. Zawodnicy nie stosowali się do jego wskazówek i na wielkim boisku zagrywali według metod parkowych, co po 15 minutach kończyło się zupełnym wyczerpaniem i wylegiwaniem w bramce. Poza tym większość, nie doceniać pionierskich zamierzeń i nie mając dla nich zrozumienia, ulatniała się, nie pomagając przy zwijaniu sznurków i odnoszeniu chorągiewek i tyczek do parku. [11]

Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że w okresie pionierskim piłka nożna była głównie sportem gimnazjalistów i studentów. Dochodziły do tego jeszcze nieliczne drużyny rzemieślnicze. Jako typowo miejska dyscyplina sportu dopiero po latach stała się grą wszystkich stanów i warstw. Pierwsi polscy tłumacze przepisów gry w piłkę nożną borykali się wówczas mężnie z przekładem angielskich pojęć i słów, które z trudem znajdywały swe polskie odpowiedniki. I tak dzisiejszemu czytelnikowi trudno zapewne byłoby zrozumieć, jaką to dyscyplinę sportu propagował np. Cenar pisząc o jej regułach: „Każda partya zajmuje swoje pole. Naczelnik rozstawia graczów następująco: 5-ciu najlepszych biegusów…, których zadaniem jest piłkę ciągle atakować, staje w pierwszym rzędzie; w pewnem oddaleniu za niemi staje 3. t. zw. dozorców miedzy…, zadaniem ich pomagać atakującym a nadto pilnować miedzy i niedopuścić, iżby piłka przekroczyła miedzę; dalej w tyle staje dwóch dozorców granicy… w celu pilnowania granic, przy bramie zaś staje dozorca bramy... Cała gra polega na tem, iżby piłkę, bez dotykania się jej ręką, zapomocą zgrabnych kopnięć wpędzić w bramę nieprzyjacielską”. Grę rozpoczynało kopnięcie piłki w kierunku bramki przeciwnika. Jak widać z powyższego opisu Cenar przybliżył od razu aktualnie obowiązujący klasyczny system gry w piłkę nożną. Dość szybko jednak polskie pojęcia piłkarskie przyjęły formę znaną nam i dzisiaj. Zresztą już na początku wieku (1902) w kolejnej broszurze Cenar posługiwał się rozpoznawalnymi dziś określeniami. Również J. Hipp zachwalał grę w piłkę, gdyż „odznacza się ona delikatnością” i jest „piękną i pociągającą” w przeciwieństwie do rugby, które „cechuje brutalność” [12].

Dlaczego w tak obszernej formie prezentujemy te pionierski okres w rozwoju futbolu w Krakowie?

Z prostego powodu: późniejsi piłkarze „Wisły” wyrośli właśnie w tej atmosferze. Jako uczniowie szkół powszechnych (podstawowych), a potem gimnazjaliści (głównie jednak uczniowie II Szkoły Realnej) regularnie uczestniczyli w zajęciach sportowych w Parku Jordana. Tutaj właśnie stawiali pierwsze piłkarskie kroki, uganiając się za skórzanym balonem po boiskach parkowych, a potem Błoniach w ad hoc kleconych drużynach piłkarskich. Tutaj wyrabiali sobie sportową markę, a zadzierzgnięte więzi boiskowego koleżeństwa sprawiły, że potem znaleźli się w jednym klubie, którego historia trwa już przeszło 110 lat…

Przełomowy rok 1906, a powstanie „Wisły”

Drużyna krakowska (w mundurkach) w meczu z Czarnymi Lwów z 4 czerwca 1906 r.  Krakowianie stoją od lewej: Marcin Chowaniec, Michał Krasiński, Jan Kubin, Stanisław Lambert, Rudolf Friedberg, Jan Keller.  Siedzą od lewej: Tadeusz Kucz, Franciszek Baścik, Stanisław Szeligowski, Józef Stoeger, Bronisław Maciołowski
Drużyna krakowska (w mundurkach) w meczu z Czarnymi Lwów z 4 czerwca 1906 r.
Krakowianie stoją od lewej: Marcin Chowaniec, Michał Krasiński, Jan Kubin, Stanisław Lambert, Rudolf Friedberg, Jan Keller.
Siedzą od lewej: Tadeusz Kucz, Franciszek Baścik, Stanisław Szeligowski, Józef Stoeger, Bronisław Maciołowski

Przełomowym okresem, jeśli chodzi o rozwój piłki nożnej w Krakowie, był rok 1906. W czerwcu tego roku z inicjatywy Towarzystwa Zabaw Ruchowych zamierzały przybyć pod Wawel dwie najlepsze lwowskie drużyny piłkarskie (Czarnych i IV gimnazjum), by „zademonstrować grę w piłkę nożną według nowoczesnych wzorów angielskich”. Na wieść o tym zebrano najlepszych graczy krakowskich i wyjaśniono im parokrotnie zasady gry. Uczynił to dr Tokarski, który „na boisku, z podręcznikiem w ręku” wykładał „przodownikom Parku Jordana… angielskie zasady gry w piłkę nożną”. Do tej pory bowiem krakowianie nie przejmowali się specjalnie przepisami gry w piłkę nożną. W Zielone Święta 4 czerwca na trawiaste boisko nr XIII w Parku Jordana wbiegły obie drużyny: lwowskich Czarnych, uzbrojonych „w buty footballowe, krótkie spodenki, nagolennice itp., nieznane jeszcze w Krakowie utynsalia sportowe i stanęli przeciwko dorywczo zebranej drużynie, ubranej w odświętne, obcisłe mundurki szkolne o wysokich kołnierzach, w czapkach jak na paradę, nawet z mankietami”[13]. Różnice dzielące oba zespoły nie ograniczyły się tylko do ubioru. Lwowianie bowiem pokazali pod Wawelem prawdziwą szkołę gry w piłkę nożną, szkołę opartą na grze zespołowej wg reguł obowiązujących w Anglii i (jak się okazało) na lwowskich boiskach. Krakowscy wózkowicze z kolei wdawali się w bezproduktywne i samolubne pojedynki z graczami lwowskimi. Jak wspominał świadek tego meczu Józef Lustgarten: „Cóż z tego, że bohater tego spotkania Szeligowski objeżdżał 4 czy 5 „Czarnych”, skoro tracił piłkę przy następnym”. Nic dziwnego, że mecz zakończył się pewną wygraną gości 2:0. Podobny przebieg miał następny pojedynek IV gimnazjum lwowskiego z zebraną ad hoc drużyną gimnazjalistów krakowskich (4:0). Wyniki tej konfrontacji krakowsko-lwowskiej ukazywały wyraźnie różnicę w poziomie gry prezentowaną przez oba ośrodki piłkarskie. Nic dziwnego, że warszawski „Ruch” w nr 4 pisał, że „zapasy w piłkę nożną”, które „odbyły się w Krakowie podczas Zielonych Świątek, pomiędzy miejscową drużyną a lwowską” dały tym ostatnim zwycięstwo, „co niewątpliwie wpłynie na większe jeszcze ich tą grą zainteresowanie”[14].

Trzeba w tym miejscu dodać, że właśnie wtedy piłka nożna przestała być dla krakowskiej młodzieży popularną grą czy zabawą, a stała się sportem i pasją. Porażki w konfrontacji z lwowianami nie załamały krakowskich graczy, a wręcz przeciwnie, stały się impulsem, który zapoczątkował żywiołowy rozwój krakowskiej piłki. Czarni po prostu zburzyli panujące dotąd w Krakowie „przesądy w piłce nożnej”. Wcześniej trudno było krakowskim graczom „zrozumieć, że bramka musi być szersza niż na cztery kroki, nie mówiąc już o tem, że jej wysokość dowolnie określano, tak samo jak czas gry, ilość graczy” itd. Kopało bractwo zwykle taki balon wedle reguł dowolnie określanych i zmienianych, a gra np. do pięciu lub dziesięciu bramek służyła przeważnie za miarę czasu. Po przyjeździe „Czarnych stosunki te uległy kompletnej zmianie” – pisały po latach „Wiadomości Sportowe”[15]. Już po paru dniach od wyjazdu gości ze Lwowa „gorączka footbalowa” ogarnęła cały Kraków. „Obcinano na gwałt codziennie noszone spodnie powyżej kolan, zaprzestano nie tylko grać już bez czapek na głowie i kołnierzyków, lecz ku zgorszeniu niektórych ojców miasta bez bluz, lecz za to w otwartych koszulkach gimnastycznych, względnie sportowych. Jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej powstają obecnie w Krakowie kluby piłki nożnej, emigrujące masowo ze szczupłych boisk parku Jordana na błonia krakowskie, idealne wprost dla footballu - niemal każda, wyższa klasa szkoły średniej posiada już swoją drużynę.”[16].

„W tym czasie na widownię dziejów piłki nożnej w Krakowie wystąpiła „Wisła”, założona początkowo jako studencki klub II. Szkoły Realnej, przez ówczesnego profesora tej szkoły a dzisiejszego wiceministra Tadeusza Łopuszańskiego. Jemu to zawdzięcza „Wisła” swój byt i swoją organizację...”[17].

Tak pisały o początkach naszego klubu „Wiadomości Sportowe”. Ale czy na pewno tak było?

Znamy dwie relacje prasowe z okresu galicyjskiego, które jednoznacznie twierdzą, że „Wisła” powstała w roku 1905!!!

Jednym z najstarszych klubów sportowych w Krakowie jest założone w r. 1905 [sic!] Towarzystwo Sportowe „Wisła”.
— „Ilustrowany Tygodnik Sportowy” nr 1 z 1914, strona 8, artykuł przedstawiający historię kilku klubów galicyjskich



Jednem z pierwszych Towarzystw sportowych, uprawiających i szerzących zamiłowanie do sportu było u nas Towarzystwo sportowe „Wisła”, grupujące koło siebie młodzież szkół średnich. Z rokiem bieżącym rozpoczyna Tow-sportowe „Wisła” szósty rok swego istnienia. Pierwszy jej zawiązek stanowi kółko sportowe uczniów 2-giej szkoły realnej, założone przez prof. Tadeszańskiego w r. 1905.
— „Głos Narodu” nr 1 z 15 stycznia 1911., Sprawozdanie TS Wisła” w Krakowie.



Pierwszy cytat jest fragmentem artykułu poświęconego TS Wisła”. Historię „Wisły” przedstawiono jako pierwszą, a autor pewnie starannie weryfikował materiały do jej napisania. Oczywiście w grę zawsze może wchodzić błąd drukarski, zwykła literówka. Rzecz w tym, że podobny passus z 1911 roku pochodzi z oficjalnego dokumentu, jakim było Sprawozdanie TS Wisła”.

Czy można na tej podstawie wysnuć tezę, że kółko sportowe, które później przekształcie się w „Wisłę” funkcjonowało na długo przed czerwcem 1906 roku. Jest to prawdopodobne, a pośrednio sugerują to również wspomnienia jednego ze współzałożycieli „Wisły”, Romana Wilczyńskiego.

Wspomnienia te uderzają autentyzmem, a zgromadzone w nich i opisywane ze szczegółami wydarzenia pozwalają dość łatwo zweryfikować wiarygodność autora i poszerzają w wyjątkowy sposób wiedzę o pierwszych miesiącach istnienia „Wisły”, jako drużyny i klubu piłkarskiego. I właśnie z tego powodu są źródłem nieocenionym i wyjątkowym, bo jedynym, jaki zachował się do naszych czasów. Bowiem nieznane są żadne inne wspomnienia, czy pamiętniki osób będących współzałożycielami „Wisły” w 1906 roku, który opisywałyby jak rodziła się „Wisła” w tym właśnie czasie.

Ilość szczegółów dotyczących czasu, miejsca i okoliczności, w jakich doszło do powstania „Wisły”, ładunek emocji i entuzjazmu z jakim autor pisze o utworzeniu z inicjatywy profesora T. Łopuszańskiego klubu sportowego „Wisła”, odczuwalny dla każdego, kto ten fragment wspomnień przeczyta, tylko to wydarzenie uwiarygodnia. Bo jakież musiały wówczas targać uczniami II. Szkoły Realnej uczucia, by zapaść tak głęboko w ich pamięć.


Co ciekawe, autor poza jednym wyjątkiem nie weryfikował swych wspomnień z innymi źródłami pisanymi i drukowanymi. Co z jednej strony może być wadą, bo kilkudziesięcioletni dystans czasu musiał wpływać na zatarcie się w pamięci pewnych wydarzeń, których Wilczyński był świadkiem i uczestnikiem, bądź nieprecyzyjne umieszczenie ich w czasie. Z drugiej strony jest to zaletą, gdyż autor nie dostosowywał swych wspomnień do obowiązującej wersji zdarzeń.

Oddajmy więc współzałożycielowi „Wisły” głos:

Tadeusz Łopuszański
Tadeusz Łopuszański

„Profesor II Wyższej Szkoły Realnej w Krakowie Tadeusz Łopuszański w roku 1906, a było to na wiosnę po zajęciach szkolnych zatrzymał nas w klasie proponując utworzenie Klubu sportowego”. Propozycja ta zaszokowała nas do tego stopnia, że milczeliśmy bo wprost nie chcieliśmy wierzyć, by coś podobnego mogło wyjść z ust i to profesora. Profesor jednak zrozumiał nasze milczenie i jakby nic opowiadał jak to w innych państwach rozwija się sport, więc i my Polacy musimy włączyć się w ten nurt. Na te słowa radość taka zapanowała, żeśmy zaczęli klaskać i niejednemu łza pokazała się w oku. Godziliśmy się na wszystko, że klub będzie nazywał się Wisła, i znowu oklaski i okrzyki: „ Polacy i Wisła to Polska „. Tę nasza Wisłę trzeba było mieć i na sercu. Uchwaliliśmy wiec kolor naszych koszulek w kolorze błękitnym z emblematem na lewej piersi, przepołowioną piłkę, w kolorze czarnym w poziomie, przyczym kołnierz i manszety wraz spodenkami miały być również koloru czarnego. Tak zakończyła się oficjalna część naszego zebrania, a Profesor Łopuszański opuszczając klasę złożył nam życzenie pomyślnego rozwoju klubu i sukcesów sportowych. Po jego odejściu podjęliśmy w wobec siebie jeszcze jedną uchwałę, by w naszym klubie grali tylko sami Polacy.

Od uchwały przybrania ubiorów była jeszcze bardzo daleka droga. Co prawda to piłkę można było wypożyczyć z Parku dr. Jordana, ale koszulki trzeba było dać uszyć i każdy z graczy musiał ją sobie kupić na własność. Na koszulki, które podjęła się uszyć matka jednego z naszych kolegów, trzeba było jednak poczekać, ale w piłkę grać trzeba było zacząć natychmiast. Umówiliśmy się, że będziemy się zbierać w każdy dzień pogodny, a miejsce będzie przy bramie do Parku Jordana, a mecze będziemy rozgrywać na Błoniach, bo tam znajdziemy najłatwiej przeciwnika. Oznaczenie boiska nie będzie nastręczało trudności bo bramkę i szerokość boiska oznaczymy bluzami i czapkami, a piłeczka jak powiedziano z Parku. Przychodziliśmy na Błonia codziennie więc znano nas już dobrze i mówiono „Wiślacy już przyszli” I W MIG MIELIŚMY PARTNERÓW. Zapał do gry był tak wielki, że nie było nawet czasu poznać naszych przeciwników, bo i ci nie mówili nic o sobie, ale wiedzieliśmy tylko, że byli w mundurkach i to nam w zupełności wystarczało. O ile przeciwnik zbyt słabym się okazał, a jakaś nowa drużyna pokazała się koło naszego boiska, to wtedy wypraszaliśmy tych słabszych, by rozpocząć grę z nowym przeciwnikiem. Szczęście nam sprzyjało, kondycję mieliśmy świetną, więc i wyniki były pomyślne. Sędziego z gwizdkiem wtedy nie było, jak i nie było żadnych fauli, bramki strzelone były uznawane tylko te, które padły zaledwie ponad głową bramkarza. Co się tyczy Błoń, to albo trzeba było najpierw odpędzić jakąż krowinę, która nie zważając na grających wchodziła na boisko. Jak to poprzednio wspomniałem mieliśmy się zbierać tylko w dnie pogodne, ale ileż to razy ja sam mieszkając wówczas w Podgórzu wychodziłem z domu w dzień pochmurny z myślą, że jak deszcz nie będzie padał, to gra się odbędzie i jak ja wtedy będę wyglądał. Bywały i takie wypadki kiedy deszcz lał, a my wszyscy stoimy pod drzewami uśmiechając się do siebie, żeśmy się tak dali nabrać, ale z drugiej strony byliśmy dumni ze swej obowiązkowości.

W lipcu i sierpniu tj. w okresie wakacji szkolnych dużo młodzieży wyjeżdżało z rodzicami na letniska, a wśród nich nie brakowało i piłkarzy na Błoniach jak i ćwiczących w Parku Jordana. W klubach piłkarskich powstawały luki, które były uzupełniane przypadkowymi ochotnikami nieraz o dużych talentach”[18].

Zobacz więcej w osobnym artykule: Wspomnienia Romana Wilczyńskiego.


Z kontekstu wspomnień współzałożyciela „Wisły” wynika, że powstała ona przed pamiętnymi pojedynkami „przodowników” i akademików krakowskich z drużynami lwowskimi (4 czerwca 1906 roku). I niemal natychmiast zaczęła ona toczyć rywalizację sportową na krakowskich Błoniach z przygodnie spotkanymi drużynami. Opis tych meczów świadczy wyraźnie, że odbywały się one według reguł ustalanych przed meczem i w warunkach jakże odbiegających od tych, które zapanowały na krakowskich Błoniach po odjeździe Lwowian. Pośrednio może potwierdzać to fakt, że w pamiętnej rywalizacji czerwcowej z drużynami lwowskimi nie uczestniczył żaden ze współzałożycieli „Wisły”. Z uczniów II Szkoły Realnej wymieniani są: Tadeusz Kucz i Franciszek Baścik, ale oni trafią do „Wisły” dopiero w 1907 roku. Incydentalnie z „Wisłą” łączyć można także po latach Marcina Chowańca. Józef Stoeger z kolei związany był z „Wisłą” od 1910 roku jako działacz. Dziwiło to Wilczyńskiego, który w komentarzach do wspomnień Lustgartena pisze: „Na stronie 373, wiersz 14 od dołu czytam od słów „.... dr Tokarski pouczał kilku starszych przodowników parkowych o najważniejszych przepisach gry. Mieli oni tworzyć krakowską drużynę uzupełnioną kilku innymi zawodnikami”. Nie rozumiem tutaj pociągnięcia dr. Tokarskiego. Trudno bowiem powiedzieć, że nic nie wiedział o drużynach grających w piłkę na Błoniach, a może chciał ich ukarać za to tylko, że nie grają w Parku”[ 19]. Rzecz charakterystyczna, że dla Wilczyńskiego przyjazd Lwowian do Krakowa i rozgrywane przez nich mecze w Parku Jordana nie stanowią żadnej cezury w historii „Wisły”, co z jego punktu widzenia jest zrozumiałe, jeśli przyjmiemy, że drużyna piłkarska, w której występował istniała przed ich przyjazdem do podwawelskiego grodu.


Wielu świadków i uczestników potwierdza, że po Zielonych Świętach 1906 roku rozpoczęło się spontaniczne powstawanie drużyn piłkarskich z prawdziwego zdarzenia niemal w każdym gimnazjum krakowskim, w niektórych nawet więcej niż jedna, np. w gimnazjum św. Anny, Sobieskiego czy I Szkole Realnej. Zapewne powstawały one na bazie wcześniej istniejących drużyn rywalizujących czy to w Parku Jordana, czy też Błoniach. Tak o tym pisze J. Lustgarten:

„Sukces propagandowy zrealizował się już w 24 godziny później. We wszystkich szkołach średnich powstawały „kluby”. Każda niemal klasa, począwszy od czwartej po ósmą, tworzyła sobie drużynę, co w ogólnym pojęciu było równoznaczne z klubem. Park nie mógł pomieścić wszystkich garnących się od piłki. Dr Jordan z żalem stwierdził, że park pustoszeje, gdyż zapaleńcy przenieśli się na Błonia, gdzie wytyczono kilka boisk. O sprzęcie na razie nie myślano. Jedyną nowością było zdejmowanie bluz, ale utrzymały się spodnie i codzienne trzewiki. Bramki miały przepisową szerokość, lecz tylko szerokość, gdyż zazwyczaj oznaczane były czapkami, rzadziej zaś niewysokimi chorągiewkami. Codziennie widać było na Błoniach setki ćwiczących. Rozgrywano zawody między klasami, między szkołami. Trwało to do czerwca, albowiem z nastaniem wakacji piłkarze znikali, jak kamfora. Niedobitki, które pozostały w Krakowie, nie myślały o powrocie do dawnego stanu. Przełamywano odrębność klas i zakładów szkolnych. Łączono się w drużyny bez względu na przynależność szkolną”[20].

Wysnuć z tego można jeden wniosek: jeśli nie mielibyśmy informacji pochodzących z wspomnień Romana Wilczyńskiego, musielibyśmy uznać, że drużyna piłkarska II. Szkoły Realnej (zapewne niejedna) powstała tuż po 4 czerwca 1906 roku razem z innymi drużynami (klubami) gimnazjalnymi. Jak twierdzi Lustgarten, stało się to już następnego dnia.

Rzecz charakterystyczna, że o tej nagłej aktywności futbolowej krakowskiej młodzież ówczesna prasa milczy. Wyjątkiem są wzmianki o meczach kombinowanej drużyny, która różnie określana w miesiącach letnich na jesieni przyjmie nazwę „biało-czerwonych”.

Można się jednak zgodzić z twierdzeniem, że w czerwcu 1906 zespoły równie szybko powstawały jak i znikały niczym meteory z firmamentu piłkarskiego Krakowa. Tym bardziej, że okres wakacyjny nie sprzyjał ich konsolidacji i przerwał ten żywiołowy rozwój piłki nożnej pod Wawelem. Najsilniejsze drużyny przetrwały jednak próbę czasu, stając się zalążkami czołowych klubów piłkarskich: „powracający do Krakowa amatorzy piłki, których zapał nie ulotnił się w czasie dwóch miesięcy wakacji, stwierdzili, że namnożyło się wielu „zdrajców”, którzy przeszli do klubów innych szkół. W tym stanie rzeczy trzeba było myśleć o tworzeniu nowych zespołów”. Tak twierdzi Lustgarten i nie będziemy z tym polemizowali. Zaznaczając jeden chlubny wyjątek: „Wisła” była klubem jednorodnym, składającym się w pierwszym roku istnienia wyłącznie z uczniów II. Szkoły Realnej.

Jesień brzemienna w wydarzenia

„Początek września stanowi nową erę piłki nożnej w Krakowie. Prof. Jordan, pionier tego ruchu, pozostał na uboczu, bolejąc, że młodzież porzucając ćwiczenia w parku przeszła na Błonia. Faktem jest, że do końca życia nie ukazał się na Błoniach i nie był obecny na żadnym meczu. Pojawia się wówczas na widowni dr Tadeusz Konczyński, znany już wtedy literat. Po dłuższym pobycie w Anglii, gdzie poznał zasady i ducha sportu, ujął w swe ręce kierownictwo samorodnych zespołów i stał się tym samym mężem opatrznościowym żywiołowego ruchu. Do pomocy przybrał sobie kilka osób z „akademików” i przodującej drużyny piłkarskiej”.

Z tym twierdzeniem wypada trochę popolemizować. Można się zgodzić co do roli Konczyńskiego w rozwoju „biało-czerwonych” i „Cracovii” oraz krakowskiej piłki w związku z zorganizowanym przez niego wielkim turniejem piłkarskim

Dla „Wisły” jednak mężem opatrznościowym był od początku istnienia Tadeusz Łopuszański.

Rola Tadeusza Łopuszańskiego w powstaniu „Wisły” w 1906 r. i utrzymaniu jej przy życiu w ciągu następnych kilku lat jest trudna do przecenienia. Śmiało można nazwać go „ojcem założycielem”, opiekunem i pierwszym prezesem klubu. Jak potem pisano: Łopuszańskiemu „Wisła” zawdzięczała „swój byt i swoją organizację... W ciągłym kontakcie z młodzieżą prof. Łopuszański starał się wyrabiać w młodych adeptach sportu, poczucie karności i dyscypliny, ukochanie sportu, oraz barw swego klubu”. Co miało swoje znaczenie, gdyż jakże często dyrektorzy i nauczyciele szkół gimnazjalnych uważali uprawianie sportu poza murami szkolnej sali gimnastycznej za rzecz „niemoralną, niezdrową i fatalny przykład dla najmłodszych”, zabraniając młodzieży również gry w piłkę[21].

Ogólnie dostępne dziś fotografie profesora Łopuszańskiego przedstawiają dość nobliwego, starszego pana z siwą bródką. W chwili powstawania „Wisły” był w kwiecie wieku, liczył zaledwie 32 lata. Ten pełen energii młody człowiek dał się już wówczas poznać jako społecznik, entuzjasta sportu i zapalony taternik. I te sportowe pasje próbował zaszczepić młodzieży jako nauczyciel gimnazjalny II Szkoły Realnej. Widywał zapewne swoich uczniów uganiających się za piłką w Parku Jordana i na krakowskich Błoniach.

Kiedy postanowił ująć w organizacyjne karby tę spontanicznie rozwijającą się wśród jego podopiecznych futbolową pasję? Czy była to wiosna 1906 roku jak opisywał dokładnie Roman Wilczyński, czy też jesień tegoż roku jak chcą niektórzy historycy futbolu, powtarzający za Lustgartenem: „najstarszym klubem krakowskim, a raczej najstarszą drużyną krakowską, był Mazur, który powstał w miesiącach letnich 1906 roku. Po nim pojawiła się Cracovia, potem Czerwoni i wreszcie drużyna Szkolnikowskiego – Wisła. Były wprawdzie usiłowania, aby tę kolejność zmienić, ale usiłowania te nie mogą zmienić stanu faktycznego”[22].

Warto skupić się na tym zagadnieniu.

Czy „Wisła” powstała jesienią 1906 roku

Faktycznie nazwa drużyny/klubu „Wisła” pojawia się po raz pierwszy w prasowych doniesieniach właśnie jesienią przy okazji opisywanego z szczegółami jesiennego turnieju piłkarskiego zorganizowanego przez T. Konczyńskiego. Rzecz w tym, że to samo dotyczy „Cracovii”. Jak pisała „Nowa Reforma”: „Do zapasów zgłosiło się klubów szesnaście”, wymieniając w tym kontekście „klub akademicki Cracovia”. Informując dalej o przebiegu zawodów: „Wśród walki na pierwszy plan wysuwają się Czerwoni, klub św. Anny, klub św. Jacka i klub „Wisła”. Najgroźniejsi przeciwnicy akademicka „Cracovia” i „Biało-czerwoni” czekają, dopóki nie zmniejszy się dokładnie liczba klubów, biorących udział w matchu”[23]. Warto odnotować, że z wszystkich klubów wymienionych w tej relacji jedynie „Wisła” i „Cracovia” mają nazwy własne, nie odnoszące się do koloru koszulek, czy szkoły, z jakiej się wywodziły.

Niestrudzonym propagatorem tezy o powstaniu „Wisły” jesienią był Józef Lustgarten, powtarzali potem za nim tę tezę historycy futbolu związani emocjonalnie z „Cracovią”: J. Kukulski i J. Hałys. Naciągając niestety fakty do tej tezy. Data powstania „Wisły” miała być ściśle związana z organizowanym turniejem jesiennym.

Przyjęta przez nich kolejność zdarzeń była następująca: „Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek turniejowych akademicy doszli do przekonania, iż zespołowi należałoby dać nazwę. Do dnia dzisiejszego z emocją wspominam fakt, że gdy przy sposobności dyskusji na ten temat ja, najmłodszy między obecnymi, nieśmiało wystąpiłem z wnioskiem nadania klubowi nazwy „Cracovia” dyskusja zakończyła się natychmiast (...) W jakiś czas później i inne zespoły zaczęły przyjmować oficjalne nazwy” [24]. W jakich okolicznościach do tego doszło? Według niego przy okazji umundurowania czołowych drużyn krakowskich przez T. Konczyńskiego.

Tak mógł wyglądać strój Wisły w 1906 roku.
Tak mógł wyglądać strój Wisły w 1906 roku.

O umundurowaniu „Wisły” pisze w tym kontekście tak: „Ostatnią jedenastką odzianą przez dra Konczyńskiego była drużyna uczniów II Szkoły Realnej, którą od nazwiska jej kapitana nazywano drużyną Szkolnikowskiego. Wybrał on barwy jasnobłękitne z kółkiem półczarnym półbłękitnym na lewej piersi i nazwę „Wisła” [25]. Tak kategoryczny nie jest już J. Kukulski, stawiając pewien znak zapytania: „Jest prawdopodobne i logiczne, że właśnie wspomniana wstęga niebieska przecinająca czarne koło narzuciła nazwę, stając się symbolem największej polskiej rzeki”[26]. Tymczasem według dostępnych źródeł wiślackich następstwo wydarzeń było takie: najpierw przyjęto nazwę klubu: „Wisła”. To dopiero implikowało taką, a nie inną barwę koszulek. Nie było więc odwrotnie! Potwierdza to zresztą ówczesna prasa pisząc, że T. Konczyński jesienią 1906 roku umundurował dwie drużyny: akademicką „Cracovię i „Białoczerwonych” - o innych umundurowanych klubach nie ma w artykule poświęconym tej postaci ani słowa[27].

Zobacz więcej w osobnym artykule: Stroje sportowe (piłka nożna).


Charakterystyczne, że właśnie przyjęcie nazw klubowych stanowi dla wielu cezurę, od której powinno się liczyć historię danego klubu. Tak zapewne należy odczytać zdanie: „we wrześniu 1906 roku jako pierwszy „klub”, który powstał w Krakowie, uznawano „Biało-czerwonych”. Nie wiele młodszymi, różnice mogły wynosić kilka dni, były „Cracovia”, „Czerwoni” i „Wisła” [28]. Teza o tyle logiczna, że przyjęcie innej podważało by przyjęte a priori przekonanie o starszeństwie „Cracovii”, choćby w kwestii nazewnictwa obu klubów.

Czasami próbowano dokonywać dość karkołomnych dowodów na tę tezę.

Powszechnie wiadomo (tym razem nie tylko na podstawie wspomnień, ale także obszernych doniesień prasowych) o niezwykłej aktywności futbolowej w Krakowie po zakończeniu wakacji. Z końcem września „Nowa Reforma” donosiła:[29] „W ciągu ubiegłych dwóch tygodni i bieżącego rozgrywane są matche między poszczególnemi drużynami krakowskiemi. Grał klub Czarnych (rzemieślników) z drużyną I i II realnej z rezultatem 1:2 na rzecz ostatniego, klub Czarnych z klubem św. Anny z rezultatem 1:1, klub II z klubem I i II realnej z rezultatem 3:0 na rzecz pierwszego”. Według Kukulskiego grać wówczas miała „I. drużyna II. Szkoły Realnej” (w domyśle „Wisła” przed przyjęciem nazwy). Bardziej prawdopodobna jest interpretacja, że z Czarnymi grała drużyna składająca się z graczy uczących się w obu Szkołach Realnych. Jasność i precyzyjność nie była atutem autora tej notki, stąd trudności interpretacyjne mające dość zasadnicze znaczenie dla udokumentowania pierwszych spotkań „Wisły” (bądź jej protoplastów, jak chcą niektórzy) w 1906 roku…

Kolejny „dowodem” na powstanie „Wisły” we wrześniu ma być zapis ze Sprawozdania II Szkoły Realnej z 1907 roku. Możemy dowiedzieć się z niego, że we wrześniu 1906 roku do fakultatywnych zajęć szkolnych wprowadzono piłkę nożną:

„Prócz tego powstało we wrześniu 1906. z inicjatywy prof. Łopuszańskiego kółko gry w piłkę nożną. Ćwiczenia odbywały się na błoniach w godzinach popołudniowych. Kółko rozwija się pomyślnie, kilkakrotnie brało udział w zawodach z innymi klubami uczniów”[30].

„Dowód” ten ma o tyle podstawy, że faktycznie w księdze jubileuszowej wydanej z okazji 30-lecia TS Wisła” czytamy: „Założenie Towarzystwa sportowego „Wisła” przypada na rok 1906. Wówczas to z inicjatywy profesora Tadeusza Łopuszańskiego… i przy udziale uczniów II Wyższej Szkoły Realnej w Krakowie powstaje studenckie kółko piłki nożnej pod nazwą Klub Sportowy „Wisła”... Co jest powtórzeniem ze sprawozdania klubowego z 1911 roku: „Pierwszy jej zawiązek stanowi kółko sportowe uczniów 2-giej szkoły realnej, założone przez prof. Łopuszańskiego w r. 1905”.

Rzecz w tym, że w „Sprawozdaniu” II Szkoły Realnej nazwa „Wisła” nie pada. Podobnie w sprawozdaniach z lat następnych - co jednoznacznie wyklucza utożsamianie tego kółka z „Wisłą” jako odrębnym klubem, który już po roku przecież utracił swój jednorodny, uczniowski charakter. Kółko to funkcjonowało w II Szkole Realnej aż do 1910 roku, o czym informują kolejne roczniki sprawozdań szkoły. Wraz z wyjazdem z Krakowa jego inicjatora informacja o jego działalności znika ze sprawozdań szkolnych.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy jednak przyjąć, że musiały istnieć związki owego kółka z „Wisłą” choćby ze względu na osobę Tadeusza Łopuszańskiego. Powyższy cytat nie wyklucza powołania do życia „Wisły” wiosną 1906 roku. Podobnie jak nie odpowiada na pytanie: czy w skład tegoż „kółka” (klubu?) wchodziła jedna, czy też więcej drużyn piłkarskich?. Pozwolimy sobie postawić tezę, że stanowić ono mogło naturalny rezerwuar młodych sił piłkarskich dla „Wisły”.

Faktem bowiem pozostawało, że „Wisła” do jesieni 1907 roku pozostawała klubem jednorodnym, opartym wyłącznie o uczniów II Szkoły Realnej. Nieformalnym jej prezesem pozostawał aż do 1910 roku Tadeusz Łopuszański. „W skład zarządu wchodziła: I. drużyna piłki nożnej” - jak zgrabnie ujęto w latach późniejszych.

Kim byli ci młodzi chłopcy?

Teofil Sykała
Teofil Sykała
Józef Szkolnikowski
Józef Szkolnikowski

Przeważnie uczniami starszych klas II Szkoły Realnej.

Zobacz więcej w osobnym artykule: C.K. II szkoła realna.


Cesarsko - Królewska II Wyższa Szkoła Realna miała status szkoły średniej o profilu matematyczno-przyrodniczym. Mieściła się przy ul. Granicznej.

W pierwszym rzędzie wymienimy tych uczniów, którzy pojawiają się w wydawnictwach rocznicowych „Wisły” jako współzałożyciele „Wisły” i uczestnicy pierwszych meczów w 1906 roku. Uzupełnimy tę listę nazwiskami pojawiającymi się w okolicznościowych artykułach prasowych. Czasami mamy wrażenie, że podawano te same osoby pod nieco zmienionymi nazwiskami. I tak Poborowski, być może był Bobrowskim ,a Arner - Cernerem. Ale to tylko nasze domysły.

Piłkarze „Wisły”, a zarazem uczniowie II Szkoły Realnej (informacje na podstawie sprawozdań szkolnych z roczników: 1907-1909):

To podstawowa jedenastka, która najprawdopodobniej w takim składzie rozgrywała swoje mecze.

Oprócz nich wymieniani są:

Warto w tym miejscu zacytować fragment artykułu, w który pojawiają się te nazwiska z rozszerzenie ich powojennych losów: „Kuratorem i założycielem [Wisły] był profesor Łopuszański. Skład „Niebieskich”: Wańkowicz (wyjechał następnie do Oxfordu i zwyciężał w tamtejszych regatach wioślarskich), Tarnowski (obecnie prof. II. szkoły realnej), Różański (zginął na wojnie), Poborowski (inż. we Lwowie), Billy (kpt. W.P.) Andel (urzędnik w Krakowie), Szkolnikowski (I. kapitan Wisły, obecnie prezes Wisły i K. Z. O. P. N.), Wachowicz (kapt W .P.), Cerner, Winiarski (inż. kapt.) I. naczelnik Wisły i Wilczyński por. W.P”. [31]

I kolejny cytat opisujący z kolei sportowe koleje „Wisły” w jej pierwszych miesiącach istnienia i ustawienie graczy na boisku:

„Pierwszą »jedenastkę« tworzyli następujący gracze: Andziel Bogusław (pr. pomoc.), Billy Roman (śr. pomoc.), Bobrowski Wiktor (pr. skrz.), Cerner Adam, (śr. atak.), Osiński Józef (pr. obr.), Różański Adam (l. obr.), Suski Kazimierz (l. łączn.), Sykała Teofil (l. pomoc.), Szkolnikowski Józef (bramk.), Wachowicz Kazimierz (pr. łączn.), Wilczyński Roman (l. skrz.).

Schemat ustawienia drużyny.
Schemat ustawienia drużyny.

Ówczesne mecze odbywały się zazwyczaj na dużych Błoniach, później na placu wyścigowym, znajdującym się poza parkiem Dra Jordana…

Ograniczenie boiska do gry stanowiły chorągiewki, zazwyczaj wypożyczane przez dozorcę pawilonu w Parku Dra Jordana. Tam też i była szatnia »Wisły”«.

Do najczęstszych przeciwników »Wisły”« zaliczała się drużyna »Akademicka« i drużyna »Jenknera« t. zw. »Czerwoni«.

Pierwszy oficjalny występ »Wisły”« poza murami Krakowa, to wyjazd do Wadowic na mecz z Wadowickiem Kołem Sportowem, uwieńczony zwycięstwem 7:0. Był to pierwszy mecz »Wisły”« na zamkniętem boisku i przy udziale publiczności.

Takim samym oficjalnym występem »Wisły”« na terenie Krakowa był udział w turnieju, urządzonym z inicjatywy znanego literata dr. T. Konczyńskiego, w którym z wielu drużyn studenckich krakowskich wybiły się na pierwszy plan oprócz »Wisły”«, drużyna »Akademicka« i drużyna »Jenknera«.”[32].

Tutaj musimy skorygować wspomniany mecz w Wadowicach. Najprawdopodobniej (sądząc po roku powstania klubu) mecz ten odbył się rok później.

Zastępcze nazwy „Wisły”

Charakterystyczne, że żadne źródło prasowe z okresu galicyjskiego nie wymienia zastępczo żadnej nazwy „Wisły”. Wyjątkiem jest oczywiście przydomek „Czerwoni”, który przylgnął do „Wisły” wraz z fuzją z klubem „Czerwonych” i przejęciem koloru koszulek tej drużyny.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa wykluczamy identyfikację „Wisły” z drużynami reprezentującymi II Szkołę Realną w meczach wrześniowych 1906 roku.

Tym niemniej w różnorakich wydawnictwach poświęconych historii polskiej piłki pojawiają się często inne określenia jak:

„Drużyna Szkolnikowskiego” - co ma o tyle uzasadnienie, że Józef Szkolnikowski był pierwszym kapitanem drużyny piłkarskiej i taka identyfikacja jest zrozumiała. Do tego według niektórych źródeł to on był osobą, która zaproponowała taką, a nie inną nazwę klubu. Polemizuje z tym twierdzeniem Roman Wilczyński: „Klub Wisła” nie był żadną drużyną Szkolnikowskiego, a był dla wszystkich Wisłą, jak my dla Wisły” byliśmy Wiślakami”[33].

„Niebiescy” - co z kolei wiąże się z kolorem koszulek piłkarzy „Wisły”. O tej nazwie pisze księga jubileuszowa wydana z okazji 25-lecia klubu: „W r. 1906 prof. Tadeusz Łopuszański, późniejszy wiceminister oświaty w wolnej Polsce, rzuca myśl założenia drużyny piłkarskiej w II. Szkole Realnej w Krakowie. Myśl ta zostaje podchwycona z entuzjazmem przez uczniów i powstaje klub „Niebieskich” pod nazwą „Wisła”. Rzecz w tym, że najprawdopodobniej zdanie to zostało niemal wprost przepisane z artykułu „Tygodnika Sportowego” poświęconego jubileuszowi „Wisły” w 1921 roku. Wątpliwe by takiej nazwy używano wobec „Wisły” w 1906 roku, gdyż istniał wówczas klub „Niebiescy” o czym informuje „Nowa Reforma” z 20.10.1906 opisując przebieg Turnieju Jesiennego. W 1907 tak nazywano z kolei jedną z rezerwowych drużyn „Wisły”, która (jak się wydaje) po fuzji z „Czerwonymi” korzystała ze starych wiślackich kostiumów

Zobacz więcej w osobnym artykule: Nazwa klubu.

Turniej jesienny

Nie bez powodu nazywany też Mistrzostwami Krakowa w piłce nożnej.

Dla nas istotna jest informacja, że właśnie w związku z jego trwaniem po raz pierwszy w prasie pojawia się nazwa „Wisły”.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy turniej się rozpoczął, data zakończenia również nie jest znana.

Pewnym jest natomiast, że zawody rozpisane były już we wrześniu. „Nowa Reforma” z 28 września donosi, że Koło Towarzystwa Zabaw Ruchowych w Krakowie „zawiązane przez delegata lwowskiego Towarzystwa dra T. Konczyńskiego zabrało się energicznie do pracy. Ono to rozpisało match międzyszkolny”[34].

Wśród uczestników turnieju znalazły się m.in.: dwa kluby z gimnazjum św. Anny, dwa kluby I Szkoły Realnej, dwa z gimnazjum Sobieskiego, Klub II Szkoły realnej (możliwe iż jest to „Wisła”), klub z gimnazjum św. Jacka, klub IV gimnazjum, klub seminarium nauczycielskiego, Czarni Kraków (Rzemieślnicy). „Nowa Reforma” wspomina jeszcze o klubach Żółtych, Niebieskich, Białych i Niebiesko-różowych, ale niewykluczone, że są to po prostu przydomki w/w zespołów szkolnych. Mecze rozgrywało sześć drużyn jednocześnie na trzech boiskach na Błoniach i cieszyły się one sporym zainteresowaniem wśród widowni, gdyż „całe szkoły wyruszają na te widowiska i oklaskują zwycięzców”. Jako sędzia zawody te miał prowadzić sam Konczyński: „który zamiast gwizdka używał trąbki konduktorskiej„ [35]. Pobieżne zasady zawodów pojawiły się na łamach tejże gazety: „Za zasadę przyjęto, że każdy klub, który przegra dwie partye z rzędu, lub którego liczba przegranych partyj o dwa większa od wygranych, wykreślany jest z matchu – partye zaś wygrane na klubie wychodzącym z matchu, nie liczą się zwycięzcom”. Mecze rozgrywano codziennie. „To też wielka liczna klubów topnieje jak śnieg na słońcu. Młodziutkie kluby Żółtych, Niebieskich, Białych i Niebiesko-różowych nie widnieją już na liście walczących... Podobny los czeka i inne, bardziej wytrawne i śmiałe. Wśród walki na pierwszy plan wysuwają się Czerwoni, klub. św. Anny, klub św. Jacka i klub „Wisła”. Najgroźniejsi przeciwnicy akademicka „Cracovia” i „Biało-czerwoni” czekają, dopóki nie zmniejszy się dokładnie liczna klubów, biorących udział w matchu”. Tak turniej relacjonowała „Nowa Reforma” z 21 października, informując zarazem, że potrwa on jeszcze kilkanaście dni. Zaskakiwało uprzywilejowanie dwóch ostatnich klubów, które ze sportową rywalizacją niewiele miało wspólnego. Z drugiej strony nie dziwiło, gdyż jak twierdził Lustgarten Konczyński „do pomocy przybrał sobie kilka osób z „akademików” i przodującej drużyny piłkarskiej”. Nas z kolei nie dziwi fakt, że „akademicy” do lubianych zespołów nie należeli.

21 października swój mecz w turnieju rozgrywała „Wisła”, przeciwnikiem była wyróżniająca się w zawodach drużyna z Gimnazjum Św. Anny – o czym informuje prasa, nie podając jednak wyniku tego spotkania. Biorąc pod uwagę miejsce, jakie zajęła w tym turnieju „Wisła” można przypuszczać, że wynik był dla niej korzystny [36].

Niejasne zasady sprawiały, że turniej się przeciągnął do później jesieni. W efekcie, jak się wydaje dość arbitralną decyzją, „ze względu na spóźnioną porę rozgrywki przeprowadzały tylko drużyny, kandydujące do pierwszych miejsc. Ostatecznie w turnieju o charakterze mistrzostwa, gdyż każdy grał z każdym po dwa razy, pierwsze miejsce zajęli biało-czerwoni... Drugie miejsce zajęła Cracovia, trzecie Czerwoni, czwarte Wisła, piąte obiecująca drużyna gimnazjum św. Jacka”. Tak kolejność drużyn na koniec turnieju określał J. Lustgarten, dodając, że w turnieju finałowym wzięła też udział drużyna rzemieślnicza (Klub Rzemieślników „Czarni”). Potwierdzają to inne publikacje Cracovii. Na przykład Monografia: Historia 30 lat KS Cracovia. Ciekawe, że w 1935 roku Lustgarten z całą pewnością twierdził, że w ramach tego turnieju „Wisła” rozegrała swój pierwszy pojedynek derbowy z Cracovią. I ci drudzy mieli ten mecz wygrać[37]. Byłoby dziwne, gdyby te drużyny w ramach gier turniejowych się nie spotkały. Jednak twierdzeń Lustgartena żadne inne źródło nie potwierdza.

Jak by nie liczyć „Wisła” musiała jesienią rozegrać co najmniej kilka spotkań w samym turnieju, nie licząc gier towarzyskich z innymi drużynami. Dlatego musi dziwić, że według statystyk podanych w księdze jubileuszowej z okazji 25-lecia „Wisły” (powtórzonych potem bezkrytycznie w formie tabeli w księdze wydanej w 1936 roku) jedynym meczem (sądząc po wyniku) rozegranym w pierwszym roku istnienia drużyny „Wisły” miało być spotkanie z Wadowickim Kołem Sportowym, (7:0). Współcześni historycy futbolu powątpiewają, czy w tym roku istniała taka drużyna. Faktycznie mecz tej najprawdopodobniej odbył się wczesną jesienią roku 1907.

Zobacz więcej w osobnym artykule: Turniej Jesienny.

I na koniec dygresja.

Zdjęcie błędnie identyfikowane - nie jest to fotografia Wisły i nie pochodzi z 1906 roku
Zdjęcie błędnie identyfikowane - nie jest to fotografia Wisły i nie pochodzi z 1906 roku

Zdjęcia „Wisły” z 1906 nam nie są znane. Sugerowane w niektórych publikacjach datowanie zdjęcia (zobacz obok) na rok 1906 jest niewątpliwie pomyłką. Podobnie jak rozpoznanie stojącej po lewej stronie drużyny jako „Wisły”. Identyfikacja osób na zdjęciu (w tym jako żywo nie wyglądającego na gimnazjalistę Józefa Lustgartena) pozwala z dużą dozą pewności napisać, że nie jest to zdjęcie z 1906 roku. Zresztą takie twierdzenia falsyfikuje w książce przygotowywanej do druku (Pasiaste serce. Wspomnienia starego piłkarza, wydana w 2015), a prezentowanej we fragmentach w internecie, wnuk Zygmunta Chruścińskiego. Zamieszcza bowiem to samo zdjęcie z podpisem II i III drużyna „Cracovii” w sezonie 1913/1914…

Rok 1907. Marazm, walka o przetrwanie i rozwój

Wisła w 1907 roku.
Wisła w 1907 roku.

„Dr Konczyński wyjechał z Krakowa. Oznaczało to, że drużyny piłkarskie utraciły człowieka, który był ich jedynym oparciem. Na wiosnę 1907 doszli piłkarze do przekonania, że przede wszystkim muszą się skonsolidować wewnętrznie, jeżeli chcą trwać nadal” - tak dojść miało do fuzji „biało-czerwonych” z „Cracovią”. Według Lustgartena „fuzje były chyba najważniejszym wydarzeniem w życiu sportowym Krakowa, gdyż poza tym panował zupełny zastój, który mógł załamać nawet najbardziej upartych”[38]. „Czerwoni” rozgrywają wiosną zaledwie dwa spotkania. „Cracovia” jedno, a o Wiśle” prasa milczy… Warto jednak odnotować, że „30 czerwca 1907 r. klub futbolowy [Związku Młodzieży Rzemieślniczej i Rękodzielniczej] otrzymał zaproszenie od klubu sportowego Wisła na rozegranie zawodów”[39]. Czy do tego spotkania doszło nie wiemy. Ale choćby przy tej okazji wiemy, że w 1907 roku drużyny/kluby piłkarskie nie tylko znikały ze sportowej mapy Krakowa, ale też powstawały nowe.

Wydawało się, że zima 1907 roku uśpiła futbolowy żywioł w Krakowie. Na tyle skutecznie, że wiosną z niemal niezliczonej ilość drużyn piłkarskich pozostało jedynie wspomnienie. Na mapie sportowej Krakowa utrzymać się miały przy życiu tylko cztery drużyny: „Wisła”, „Czerwoni”, „Biało-Czerwoni” i „Cracovia”. Ten smutny obraz malowany przez kronikarza tamtych dni wydaje się mocno przesadzony. Tak przynajmniej wynika z doniesień prasowych. „Czas” w połowie kwietnia informował swoich czytelników o sporym ruchu na krakowskich Błoniach: „Zaledwie spłynęły duże śniegi i obeschła cokolwiek rozległa płaszczyzna naszych Błoń, a już codzień gromadniej spieszy tam młodzież i siłą rzeczy wytwarza dla siebie nowy teren zabaw, dopóki nie staną otworem wszystkie boiska parku Jordana…

Nie bardzo sprzyjała wczoraj pogoda zabawom młodzieży. Ciepłota dochodziła wprawdzie do 15 stopni Celsiusa, ale od czasu do czasu pociągał jeszcze zimny wiatr wschodni, a zieleniejące dopiero trawniki niezupełnie jeszcze obeschły. Mimo to na Błoniach zgromadziło się parę setek młodzieży, począwszy od wejścia do parku Jordana, aż do poprzecznego przez Błonia gościńca, wiodącego do Woli Justowskiej.

Pierwsze grupy bawiły się w piłkę nożną; było ich przynajmniej sześć, złożonych z młodzieży różnego wieku. Jedna grupa miała bluzy czerwono-białe i w jej skład wchodzili już wyćwiczeni gracze; druga, również wyćwiczona, miała kostyumy niebiesko-czarne i tej samej barwy chorągiewki. Opodal nich dalsze grupy składały się z chłopców klas niższych; ci, rozruszani bieganiem i ćwiczeniami, pozdejmowali bluzki i pełną piersią oddychali świeżem kwietniowem powietrzem. Nie stać ich na kostyumy, na chorągiewki, więc „bramki” porobili z prostych patyków i pozatykali na nie dla tem wyraźniejszego oznaczenia szkolne swe czapki.

Zabawa szła bardzo żywo i wśród wielkiego zapału. Grupy bawiących się w nożną piłkę, otoczone gronem ciekawych widzów-kolegów, zajmowały przestrzeń prawie do połowy Błoń między parkową bramą a gościńcem poprzecznym”… [40]. Czy wymienionych w tej notce „Niebieskich” można utożsamiać z „Wisłą”? Pytanie to pozostawiamy bez odpowiedzi.

Jesienią sytuacja zmienia się radykalnie. Aktywność sportowa „Wisły” zostaje dostrzeżona przez dziennikarzy, choć pomijają oni milczeniem najważniejszy fakt: fuzję z „Czerwonymi”.

Fuzja z „Czerwonymi”

Do fuzji „Wisły” z „Czerwonymi” dojść miało we wrześniu 1907 roku z inicjatywy prof. Łopuszańskiego. Wiązało się to z obawami, by „Wisłę” nie spotkał los podobny innym klubom, kończącym swoje życie po paru miesiącach. Z reguły bowiem kluby takie zakładali uczniowie ostatnich klas gimnazjalnych, którzy po kilku miesiącach kończyli edukację w szkołach średnich. W wypadku absolwentów II Szkoły Realnej dalszym etapem ich edukacji były studia na Politechnice, a taka znajdowała się we Lwowie. Siłą rzeczy nie mogli więc łączyć studiów z grą w piłkę nożną w założonym przez siebie klubie. W lepszej sytuacji były te kluby, które skupiały młodzież z szkół średnich o innych profilach, bądź drużyn kombinowanych (składających się z uczniów i studentów różnych szkół).

Czy groźba rozwiązania „Wisły” była wówczas realna. Można w to powątpiewać, biorąc pod uwagę zapobiegliwość opiekuna klubu Tadeusza Łopuszańskiego. On to przez cały rok starał się skupić pod wiślackimi skrzydłami wszystkich wybitniejszych futbolistów, a zarazem uczniów II Szkoły Realnej. Za jego to namową trafili wówczas do „Wisły” byli gracze „biało-czerwonych” Tadeusz Kucz (w 1907 roku uczeń klasy VII B; maturę zdał w 1908) i Franciszek Baścik (w 1907 roku uczeń klasy VII B]]. Tak wspominał ten fakt pierwszy z wymienionych: „Wiosną 1907 r. na skutek interwencji prof. Łopuszańskiego, jako uczeń II Szkoły Realnej przeszedłem do Wisły, w której liczbowo przeważali uczniowie tej szkoły”[41]]. Rezerwuar dobrych graczy z tej samej szkoły był jednak ograniczony. Stąd pewnie także myśl o wzmocnieniu „Wisły” graczami z innych drużyn.

Oczywiście optyka graczy „Czerwonych” był inna. Tak to widział Wilhelm Cepurski: „Fuzja Wisły z Jenknerem odbyła się w 1907 roku z inicjatywy prof. Łopuszańskiego, który obawiał się, że jego Wisła się rozleci, bo gracze jej byli abiturientami i na politechnikę musieli wyjeżdżać do Lwowa, bo nie było wtedy politechniki w Krakowie. Była wspólna narada, w której brałem udział. Nas, Czerwonych, ta fuzja niezbyt cieszyła, bo mieliśmy drużynę lepszą i o dużych aspiracjach”[42].

Tak to z kolei widziano z wiślackiej perspektywy: „W końcu 1907 roku rozwiązuje się drużyna »Czerwonych« i zasila swemi graczami szeregi »Wisły”«. jest to raczej fuzja obu klubów, przyczem »Wisła”« przejmuje barwy klubowe Czerwonych, t. j. koszulki czerwone początkowo z niebieską, a później z białą gwiazdą, a »Czerwoni« zmieniają nazwę klubu na »Wisła”«. Był to bardzo szczęśliwy moment dla »Wisły”«, która traciła wtedy gros Wiślaków, udających się na studja wyższe do Lwowa. Szeregi »Wisły”« zostały tem samem uzupełnione graczami »Czerwonych«, tej miary, jak Cepurski Wilhelm, Hubl, Marszałek oraz samym głównym filarem »Czerwonych« Weyssenhoffem Janem"[43]. Dodać należy, że zarówno Ludwik Hubl, jak i Jan Weyssenhoff byli także uczniami II Szkoły Realnej (pierwszy w 1907 był uczniem klasy VI B, matura 1908; drugi jako uczeń klasy VII B zdawał w tym roku maturę).

Gwoli ścisłości należy wyjaśnić, że koszulki posiadały wówczas dwie pięcioramienne, niebieskie gwiazdy. Czy Wiślacy przejęli je z dobrodziejstwem inwentarza od „Czerwonych” w ramach fuzji, czy też zakupili po fuzji nie jest do końca jasne. Jan Weyssenhoff po latach mówił: „Ja byłem wówczas w „Jenknerze”. Napisałem do Steigla (wytwórnia artykułów sportowych) w Berlinie, aby nam przysłał jakieś garnitury. Nadeszły koszulki czerwone z gwiazdą niebieską. W czasie fuzji stanęło na tem, że Wisła dała nazwę nowemu klubowi, a my daliśmy barwy koszulek. Tak więc powstały dzisiejsze barwy. Gwiazdę niebieską zmieniono w latach późniejszych na białą”[44]. Nieco inną wersję opisano księdze jubileuszowej w 1956 roku: „Młodzi studenci, w większości uczniowie II wyższej szkoły realnej w Krakowie, tworzący ówczesną Wisłę, uzbierali z czasem fundusz, który urzeczywistniał ich marzenia na zakup kompletu kostiumów, sprzedawanych przez berlińska firmę sportową. Na ten fundusz składały się głównie kwoty za niezjedzone drugie śniadanie, na które asygnowali studentom rodzice i o wiele większe kwoty, którymi uradowani rodziciele kwitowali stopnie celujące swoich synów. Toteż, kiedy w krótki czas po wysłaniu zamówienia nadeszła z Berlina przesyłka pocztowa „za zaliczeniem”, przeszło 20 studentów niosło wspólną kasę do urzędu pocztowego, by odebraną stamtąd przesyłkę zanieść do mieszkania jednego z kolegów. Tam w największym skupieniu i ciszy dokonano ceremonii otwarcia i wyjęcia 1 purpurowych koszul, z których każda miała po 2 pięcioramienne gwiazdy na piersiach. Czyż trzeba mówić jaki zachwyt wzbudziły te piękne koszulki u ich posiadaczy?”[45].

Ceny sprzętu sportowego do gry w piłkę były wówczas dość wysokie nawet dla rodzin żyjących na przyzwoitym poziomie: „Piłka nożna kompletna od 6 koron wyżej; balon gumowy wewnętrzny od 2 koron wyżej; pompa do balonu od 2 koron; haczek do sznurowania piłki 65 halerzy...; kolorowa koszulka od 4 koron wyżej; buciki specyalne do piłki nożnej od 10 koron"[46]. A były to ceny umiarkowane. Szanujące się drużyny z czołowych drużyn krakowskich nie kupowały byle jakiego sprzętu w przygodnym sklepie, ale specjalnie zamawiały go w renomowanych firmach zagranicznych. Na terenie zaboru rosyjskiego piłka kosztowała „od 6 do 8 rubli, pęcherz zaś około półtora rubla”, o czym informowano w „Ruchu” nieznających jeszcze (w 1906) tej gry czytelników. Przy okazji wyjaśniano, że piłka „składa się z pochwy skórzanej sznurowanej i pęcherza gumowego z rurką do pompowania powietrza”. Do tego pasjonat tego sportu powinien używać „ubrania wyłącznego”, co rozumiano m.in. przez „powszechnie długie pończochy wełniane (poza kolana), za to majtki lub spodnie mogą być krótkie do kolan; pozatem wełniane lub włóczkowe koszula czy kaftan, zawsze z rękawami. Niekiedy stosowane są pancerze na golenie, ale coraz więcej z użycia wychodzą, ponieważ bieg utrudniają... Obuwie powinno dobrze do nogi przywierać - można też grać w nożną boso”. Ponieważ na terenach należących do Rosji „bucików do nożnej jeszcześmy... w handlu nie widzieli”, informowano, że za granicą kosztują od 3-6 rubli.

Fuzja z „Czerwonymi” nie była pierwszą i ostatnią w historii „Wisły”. „W ślad za krokiem klubu »Czerwonych«, przystępuje do »Wisły”« drużyna »Różowych«. »Wisła”« krzepnie na siłach, czego wyraźnym wskaźnikiem jest silna grawitacja ku niej szeregu słabszych drużyn”. [47] Drużyny może i były słabsze, ale z „Różowych” przyszedł do „Wisły” tak zjawiskowy piłkarz jakim był Antoni Poznański (doszło do tego jednak prawdopodobnie w 1908 roku). . W drugim roku istnienia klub systematycznie wzmacniał nowy narybek piłkarski. Nic dziwnego, że po fuzjach „Wisła” jesienią 1907 roku posiadała już kilka rezerwowych drużyn. Dowiadujemy się o tym przy okazji organizowanych przez nasz klub turniejów jesiennych. Prasa krakowska donosiła w październiku o trzech drużynach rezerwowych „Wisły”: Niebieskich, Biało-niebieskich i Zielono-czerwonych. Nazwy swoje brały od koloru strojów, a grali w nich przeważnie uczniowie z niższych klas gimnazjalnych. Nic dziwnego, że przebić się do I drużyny było niezwykle ciężko. Najprawdopodobniej ich '„kierownikiem sportowym był Winiarski. Drużyny ówczesne miały do zwalczenia szereg trudności ze strony obojętnie, a nawet wrogo dla usposobionego społeczeństwa, nie mówiąc o tem, iż nie miały wzorów prawdziwej gry [w] piłkę nożną”[25 lat]. Wzorów może brakowała, ale ówczesna prasa zaczyna w sposób obszerny informować czytelników o przepisach gry wg Football Association [48]

Turnieje jesienne „Wisły”

Co wiemy o organizowanych turniejach jesiennych „Wisły”?

Prasa krakowska donosiła w październiku o mających się odbyć w Parku Jordana turniejach piłkarskich organizowanych przez „Wisłę”. Najprawdopodobniej były to dwa odrębne turnieje stoczone w tygodniowym odstępie: 13 i 20 października, choć nie można wykluczyć, że mecze te odbywały się w ramach jednych rozgrywek.

W pierwszym turnieju oprócz pierwszej drużyny „Wisły” (Czerwoni) miały brać udział trzy drużyny rezerwowe „Wisły” (Niebiescy, Biało-niebiescy, Zielono-czerwoni) oraz Wawel i Czarni Bochnia.

Turniej miał się rozpocząć 13 października.

Z kolei 20 października 1907 jak donosił „Głos Narodu” w Parku Jordana miały się odbyć „wielkie jesienne zawody w piłce nożnej kółka miłośników sportu „Wisła”.

Tym razem rywalizować miały:

  • Zieloni - Niebiescy
  • Różowi - Różowo-niebiescy z Wieliczki

Niestety nie znamy wyników żadnego z planowanych spotkań. Nie jesteśmy więc pewni, czy w ogóle do tych spotkań doszło…

Według oficjalnych statystyk klubowych 1907 roku „Wisła” rozegrać miała tylko jedno spotkanie. Sądząc po wyniku mógł być to mecz z rzeszowskimi Championami. Choć i tutaj są pewne wątpliwości, gdyż mecz ten miał się zakończyć wynikiem 10:0 dla „Wisły” (jak podaje Wilhelm Cepurski), a nie jak podają statystyki klubowe 9:0. W takim stosunku w czerwcu wygrali z Czarnymi Bochnia „Czerwoni”, którzy wówczas byli odrębną od „Wisły” drużyną. Z kolei wiślackie źródło zdecydowanie informuje: „do ważniejszych meczów, rozgrywanych w roku 1907 poza meczami z »Cracovią«, zaliczyć należy wyjazd »Wisły”« do Bochni i zwycięstwo nad tamtejszymi »Czarnymi« w stosunku 9:0”[49]. Nie wykluczmy więc, że do takiego meczu doszło jesienią w ramach turnieju październikowego.

Pomijane są w statystykach inne spotkania z organizowanego przez „Wisłę” w październiku turnieju piłkarskiego. Podobnie jak mecze z „Cracovią”, do których według wiślackich i cracoviackich źródeł miało dochodzić: „Tej jesieni doszło do kilkakrotnych zawodów z Wisłą, rozegranych w parku na zielonym, a więc małym i ciasnym boisku. Zawody te zrealizowano, dawały bowiem jedyną możliwość zarobienia nieco grosza dla kas klubowych. Niestety pogoda nie dopisała a wpływy kasowe były minimalne, pomimo ze mecze piłkarskie poprzedzano zawodami, a raczej pokazami lekkoatletycznymi, w których startowali piłkarze, osiągając mimo braku treningu wcale dobre jak na owe czasy rezultaty”[50]. Zapewne chodzi tutaj m.in. o planowany mecz w ramach „festynu sportowego Cracovii”, który odbyć się miał 22 września [51]. Festyn się odbył, więc prawdopodobnie także doszło do planowanego meczu.

W latach następnych „Wisła” według doniesień prasowych rozegrała więcej spotkań niż podawanych w publikacji klubowej. Stąd z niezwykłą ostrożnością należy podchodzić dzisiaj do tych danych. Skoro nawet informacje podawane przez klubowe źródła budzą poważne wątpliwości to cóż dopiero mówić o źródłach i publikacjach od TS dalekich. Z takimi problemami musimy się jednak zmierzyć i uporządkować informacje o pierwszych latach funkcjonowania naszego klubu.

Domniemana fuzja z „Cracovią” w świetle faktów

Na koniec zostawiamy informację o domniemanej fuzji „Wisły” z „Cracovią” powielaną przez kolejne pokolenia historyków tego klubu. Chronologicznie pierwszym przekazem w tej sprawie jest zamieszczona w „I sprawozdaniu wydziału KS Cracovia za lata 1910-1911” parozdaniowa informacja, że: „...We wrześniu przystąpiła Wisła do Cracovii. Przeciwieństwa i panujący w Wiśle popęd do rywalizacji nie pozwoliły na trwałe przyłączenie. Po paru tygodniach wystąpiła Wisła znowu z Cracovii....”. Potwierdzać to miał potem wielokrotnie w okresie międzywojennym i powojennym J. Lustgarten, a z nim inni „historycy futbolu”.

Obszernie o tym piszemy w osobnym artykule:

Zobacz więcej w osobnym artykule: Wisła rezerwą Cracovii. Jesień 1907 roku?.


W tym miejscu przedstawimy tylko ostateczne konkluzje tego artykułu.

Co mówią o fuzji inne źródła?

Rzecz w tym, że takich źródeł w ogóle nie ma. Milczą na ten temat źródła wiślackie. Wymowniejszy jest jednak brak jakichkolwiek informacji o takim wydarzeniu w innych źródłach z tego okresu: relacjach gazetowych, wspomnieniach postronnych osób, o oficjalnych dokumentach nawet nie wspominając. O czym zresztą z ubolewaniem wspominał po latach Lustgarten pisząc, że to wrześniowe wydarzenie „szybko przeminęło nie pozostawiając śladu” [52].

Jesienią aktywność sportowa „Cracovii” ogranicza się w zasadzie do zorganizowania „festynu sportowego” w Parku Jordana. Wiadomo natomiast sporo o sportowej działalności „Wisły” w tym czasie i to nie tyle z klubowych kronik, co z ówczesnej prasy.

„Czas” nie pozostawia wątpliwości co do stosunków piłkarskich w podwawelskim grodzie jesienią tegoż roku:

W Krakowie mamy sport piłki nożnej już dość silnie rozwinięty. Istnieją dotychczas dwa kluby: akademicki klub sportowy „Cracovia” i klub gimnazyalny „Wisła”. „Cracovia” posiada parę drużyn i oprócz piłki nożnej poświęca wiele czasu także innym gałęziom sportu...

Wisła” jest klubem młodszym i w ostatnich czasach rozwinęła się dzięki panu Tadeuszowi Łopuszańskiemu, profesorowi II Szkoły Realnej, który zajął się zorganizowaniem drużyn studenckich. Jest to klub posiadający cztery umundurowane drużyny, z tych I drużyna czerwoni, II czerwono-zieloni, III niebiescy, IV biało-niebiescy. Reszta drużyn nieumundurowana"[53].


Powyższe informacje potwierdzają fakt utrzymania się przy „sportowym życiu” pod Wawelem tylko tych dwóch klubów. Jaki więc sens miało łączenie się z jedynym klubem w mieście, z którym można było sportowo rywalizować? Żadnego.


Co więcej w prasie nie znajdujemy ani jednej wzmianki, ani nawet dwuznacznej sugestii, że do fuzji dojść mogło.

Kwerenda prasy krakowskiej z tego okresu i znane fakty z historii „Wisły” nie pozostawiają żadnych wątpliwości: do fuzji „Wisły” z „Cracovią” na jesieni 1907 roku dojść nie mogło. Co więcej, ”Wisła” w sportowej aktywności przewyższa wyraźnie „Cracovię” w tym okresie.

Napięty kalendarz wydarzeń sportowych o tym świadczy najwymowniej:

  • połowa września – fuzja z „Czerwonymi”;
  • 29 września mecz w Rzeszowie;
  • 13 października organizowany turniej piłkarski;
  • 20 października organizowany turniej piłkarski;
  • 26 października informacje Czasu o stanie organizacyjnym „Wisły”, która w tym czasie posiada co najmniej kilka drużyn rezerwowych!


Gdzie tu można wepchnąć kilka tygodni fuzji z „Cracovią” (nawet przyjmując, że fakt ten nie został przez nikogo innego zauważony)?

Podsumowanie

Z końcem tego roku „Wisła” wyrasta organizacyjnie i sportowo z drużyny piłkarskiej na czołowy klub krakowski. Ilość drużyn rezerwowych i aktywność sportowa wyraźnie o tym świadczą. Rola Łopuszańskiego w utrzymaniu przy życiu „Wisły” jest trudna do przecenienia w tym czasie.

Zmienia się też istotnie skład pierwszej drużyny. Po przeprowadzonych fuzjach „Wisła” skupia w swych szeregach coraz więcej futbolowych gwiazd. Jednorodny, szkolny charakter drużyny odchodzi w przeszłość. Na znanych najstarszych zdjęciach „Wisły” z 1907 i 1908 roku uczniowie i absolwenci II Szkoły Realnej stanowią już mniejszość. Choć trzeba dodać, że nie było wtedy jeszcze ścisłej przynależności klubowej i zdarzały się gościnne występy innych graczy w różnych drużynach. „Wisła” pewnie w tym względzie nie była wyjątkiem.

Nie bez powodu po latach pisano: „Zauważyć się też daje coraz silniejsza konsolidacja Wisły, do której grawituje szereg słabszych klubów, które nie mogły się utrzymać na powierzchni. W ślad za drużyną Jenknera przystępuje do Wisły drużyna „Różowych”. Konsolidacja klubu przejawia się także w sukcesach sportowych. „Wisła” staje się drużyną silną, z którą najstarsze i najlepsze kluby polskie muszą się już liczyć.. W owym czasie „Wisła” nie przypomina już dawnej szkolnej drużyny, która nieśmiało stawiała swe pierwsze kroki…” [54]

Na znanym i prawdopodobnie najstarszym zdjęciu „Wisły” z 1907 roku skład I drużyny przedstawiał się następująco: Stanisław Szajna, Franciszek Brożek, Wilhelm Cepurski, Ryszard Sypniewski, Izydor Markheim, Jan Weyssenhoff, Antoni Poznański, Karol Romański, Franciszek Baścik, Jan Górski, Jan Cudek.

Tadeusz Kucz Franciszek Brożek Wilhelm Cepurski
Jan Weyssenhoff Jan Cudek Jan Górski Antoni Poznański

Działalność członków klubu i jego opiekunów wyrasta z ram tylko piłkarskich. Najprawdopodobniej przy okazji spotkania wrześniowego z „Cracovią”, gracze „Wisły” uczestniczą w zawodach lekkoatletycznych. W listopadzie z kolei po zakończeniu sezonu futbolowego jak informowała prasa”Cracovia ... razem z Wisłą zamierza otworzyć ślizgawkę klubową na stawach obok ślizgawki wojskowej„ [55]. Było to przedsięwzięcie o charakterze bardziej biznesowym, a nie sportowym i miało w zamierzeniu przynieść klubowi zyski.

Zyski zresztą przynieść miały i mecze toczone w ramach turniejów październikowych. Organizacyjnie przedsięwzięcie to było zapięte na ostatni guzik: przygrywać miała „muzyka wojskowa 56 pułku. Wstęp 40 h. Studenci i dzieci 20 h. – Członkowie klubów: terminatorzy 10h” - informowała prasa [56].


Dzięki zapobiegliwości włodarzy klubowych Towarzystwo rosło więc w siłę, choć trzeba dodać, że w pierwszych latach funkcjonowania „Wisłę” określano w prasie jako „klub piłkarski”. Na zachowanych z tego okresu kartach wstępu na mecze tej drużyny widnieje z kolei gustowna pieczątka z gwiazdą pośrodku i napisem „Klub Sportowy Wisła Kraków”.

W matni Krajowego Związku Sportowego. 1908-1909

W nadchodzący rok wchodziła „Wisła” z ogromnymi nadziejami na dalszy rozwój i sukcesy sportowe.

I te nadzieje zderzyły się z rzeczywistością pod nazwą Krajowy Związek Turystyczny. Początkowo (od 1906) organizacja zajmująca się propagowaniem turystyki. Powstała w Krakowie. Rychło też w orbicie jej zainteresowań znalazł się dynamicznie rozwijający się sport.

KZT wyraźnie dążył do skupienia w swoich ramach całej aktywności klubowej w Krakowie i miał na to pełne błogosławieństwo władz miejskich o czym informowała ówczesna prasa. Propaganda KZT w prasie była zaprawdę imponująca od początku 1908 roku. Co chwila gazety donosiły o doniosłych zamierzeniach Związku, niewątpliwie wywierając też presję na istniejące kluby sportowe. I tak w styczniu pisano: „wszystko jest na dobrej drodze i … w najbliższym czasie przyjdzie do zlania się wszystkich grup i istniejących klubów sportowych pod egidą krajowego Związku Turystycznego. - Związek dąży do stworzenia w swojem gronie Sekcyi sportowej… Gdyby Sekcya została utworzoną, zakładanie nowych, odrębnych klubów i stowarzyszeń sportowych stało by się zbędne. Sekcya w łonie swojem mieściłaby wszystkie kółka, kluby i oddziały, mające na celu oprawianie poszczególnych gałęzi sportu”[57].

Zobacz więcej w osobnym artykule: Krajowy Związek Turystyczny.


„Do zarządu tego towarzystwa, które trudniło się głównie sprzedażą biletów kolejowych należeli starsi panowie o dużych wpływach, lecz w gruncie rzeczy bardzo niewiele interesujący się turystyką. Sekretarzem Związku był gładki, dobrze ubrany, wymowny, spryciarz w średnim wieku - Zygmunt Rosner. Nie interesując się sportem wyczuł jednak, że ruch sportowy ma przyszłość i że przyszłość rokuje niezłe perspektywy finansowe. Nie tajne mu było, że krakowska piłka… nie ma organizacyjnego poparcia i że ta właśnie okoliczność, w połączeniem z brakiem środków materialnych, stanowi główną przeszkodę rozwoju tego sportu [58].

Sekcja sportowa KZT miała w zamierzeniach zadbać o zbudowanie odpowiednich obiektów sportowych dla różnych dyscyplin sportowych (w tym boisk piłkarskich na Błoniach) i organizować zawody. W program zawodów wiosennych sekcji miały wejść: „Matche footballowe, zawody w lekkiej atletyce i kolarskie. Zawody te niewątpliwie przyczynią się do rozbudzenia zamiłowania do ćwiczeń sportowych wśród naszej młodzieży” – informował krakowski „Czas” [59].

Pierwsza do KZT wstąpiła „Cracovia” i to już 20 stycznia 1908 roku wraz z innymi krakowskimi związkami sportowymi (w tym AZS). Działo się to z wyraźnej inicjatywy KZT. Wtedy też powstała Sekcja Sportowa Związku. Nic dziwnego, że „Cracovia” uzyskała spory wpływ we władzach Sekcji, a potem podlegających jej kołach sportowych (w tym w „kole footballistów”). Z tego też zapewne powodu stała się I. drużyną tegoż koła.

Kiedy do KZT wstąpiła „Wisła”? Dokładnej daty nie znamy. Faktem jednak było, że wraz z rozpoczynającym się wiosennym sezonem „Wisła” jest już członkiem KZT i stanowi II. drużynę koła footballowego.

Status „Wisły” w ramach KZT był od początku niejasny. O ile o „Biało-czerwonych” w okresie przynależności do KZT w relacjach prasowych pisano: „byłej Cracovii”; o tyle w wypadku „Wisły” takie sformułowania nie padają. Z formalnego punktu widzenia od wiosny 1908 r. do jesieni 1909 r. obie krakowskie drużyny stały się integralną częścią Związku i zatraciły odrębność. Zresztą wcześniej nie legalizowały swej działalności i trudno było je traktować jako kluby (stowarzyszenia sportowe) z punktu widzenia obowiązującego prawa.

1908. Nadzieje i rozczarowania

Błonia tak jak w latach ubiegłych pozostawały rezerwuarem świeżych sił piłkarskich dla czołowych krakowskich klubów (w tym „Wisły”). Żywioł, który wiosną i jesienią wylewał się na tę łąkę był w zasadzie nie do opanowania. Młodzi adepci sztuki piłkarskiej wzorowali się oczywiście na grze czołowych klubów krakowskich. I jak wspominał Stanisław Mielech, wówczas „jak grzyby po deszczu powstawały kluby szkolne i błoniowe”, a „dzikie postacie młodzieńców, o nagich kolanach i rozwianym włosie, zaczęły uganiać się za piłką na błoniach i straszyć krakowskie matrony spacerujące po deptaku… Kto „miał piłkę, ten formował ‘paczkę’ i był ‘prezesem’ klubu”. Piłki były wówczas najmilej widzianym prezentem od rodziców i otrzymywano je choćby za dobre wyniki w nauce. Właściciel piłki dokonywał zwykle wyboru zawodników do gry spośród obecnych. Najgorszy zwykle stawał na bramce. Przed meczem ustalano zasady gry (dowolnie). Grano zwykle od popołudnia do zmroku. Zapobiegliwie miano przy tym ze sobą sprzęt do napraw uszkodzonej piłki i na miejscu to robiono[60]. Przy okazji podpatrywano starszych kolegów grających w poważnych klubach na Błoniach. Powstawanie takich „dzikich” drużyn było swoistym „barometrem coraz większego zainteresowania futbalem” w Krakowie. Coraz częściej wypełniały one „Błonia i dzięki wagarom trenowały na nich od rana do nocy”. Ta ogromna krakowska łąka „stanowiła centrum życia sportowego Krakowa i prawdziwą kuźnię młodych talentów”[61]. Błonia były na tyle duże, że mogły pomieścić wszystkich. Wiele takich efemerycznych drużyn nie przetrwało próby czasu. Przy całym szacunku dla potentatów krakowskiej piłki w okresie pionierskim, „Wisły” czy „Cracovii”, nie należy lekceważyć uczniowskich drużyn uganiających się po Błoniach za piłką. Stawiali w niej bowiem pierwsze kroki tacy gracze jak Henryk Reyman, Józef Kałuża czy Mielech i jeśli tylko wybijali się ponad przeciętność, trafiali do czołowych klubów krakowskich. Gracze tak małych uczniowskich klubów oraz poważnych firm jak „Wisła” i „Cracovia” sami pracowali dla dobra klubu i tworzyli jego wizerunek. Ten pionierski okres powstawania klubów piłkarskich w Krakowie był niezwykle trudny. Jak pisano po latach o początkach „Wisły”, klub ten powstał w czasach, „kiedy sport był uważany za zabawę i jako zabawa był potępiany przez tych, których jedynym celem w życiu była kariera”. Przyznanie się zaś do uprawiania piłki nożnej „w czasach, gdy grono zapaleńców i fanatyków footballu zakładało TS Wisła” było powodem ostracyzmu i wyśmiewania, o ile nie do relegowania z obozu dobrze myślących ludzi”[62]. TS „Wisła” jednak „przeszło ten okres zwycięsko i dumnie, przenosząc swe barwy przez te niebezpieczeństwa, które w ciągu długiego istnienia mu zagrażały”.

Kluby tworzyli wówczas obok grona zawodników także kibice. Składek członkowskich nie pobierano, a dochody z organizowanych meczów nie starczały nawet na wyekwipowanie drużyny piłkarskiej w odpowiedni strój. Nie było w tym nic dziwnego, przecież klub tworzyli w ogromnej większości uczniowie ostatnich klas gimnazjalnych, świeżo upieczeni absolwenci i akademicy dopiero wkraczający w dorosłe życie.

Nie lepiej było pod skrzydłami Sekcji Sportowej KZT. Jak wspominał Lustgarten: „Nie ulega wątpliwości, że wpływy za bilety wstępu … były dość poważne, ale zainkasował je związek, który absolutnie w niczym nie pomógł klubowi. Własnym wysiłkiem urządzaliśmy boisko i bramki z siatką… Cały trud wykonania tego wszystkiego w sobotę i niedzielę przed południem spoczywał na zawodnikach, którzy w niewiele godzina po ukończeniu pracy musieli zmierzyć się z przeciwnikiem..., użyczana w pawilonie parku szatnia była ciasna i wilgotna. Kostiumy prało się w domu a niedostatki inwentarza były wprost żenujące”[63]. To samo odnosiło się do „Wisły”.

Piłkarze sami dbali o swój kostium i pracowali dla dobra klubu, nie wyręczając się działaczami, których wtedy było mało. „Przed każdym spotkaniem kierownictwo klubu, zawodnicy i kibice, malowali wapnem auty, wbijali paliki i sznurami odgradzali miejsce przyszłych bojów (czy, jak to wspominał Marian Kopeć, stawiali parkan, by „choć na kilkadziesiąt metrów odsunąć darmowych widzów”). Te paliki w czasie meczu wędrowały jak las w Makbecie pod naporem widzów żądnych bezpośrednich wrażeń i wymiary boiska kurczyły się coraz bardziej”[64]. Po meczu zbierali sprzęt. Nic dziwnego, że to wszystko przywiązywało do klubu bardziej niż cokolwiek innego. Na razie tylko członków drużyn, gdyż wśród krakowian, jak to barwnie opisywał Andrzej Pronaszko „takie słowa jak „mecz”, „futbal” budziły na początku raczej odrazę niż ciekawość. Początkowo tylko nieliczna publiczność schodziła z miasta na Błonia, aby obejrzeć tajemniczą imprezę sportową na własne oczy... Znalazłszy się na Błoniach, publiczność oglądała ze zdziwieniem duży prostokąt łąki, odgrodzony niskimi słupkami, które łączyła ze sobą przeciągnięta przez nie linka konopna. Na dwóch krótszych bokach prostokąta widniały „bramki”, zbite z kwadratowych palików – puste, nieosłonięte od tyłu żadną siatką. Na jednym z dłuższych boków, tyłem do zachodzącego słońca, a więc i do kopca Kościuszki, zadziwiał przybyłych rząd krzesełek ogrodowych... przeznaczonych... dla „lepszych”, czy „cenniejszych” gości. Krzesełka stały wprost na trawie na tym samym poziomie co boisko, tuż przy ogrodzeniu ze słupków. Po drugiej stronie boiska, przeciwległej krzesłom nic nie stało. Tam podczas meczu dopiero miała stanąć publiczność, ta „tańsza” – dwudziestohalerzowa. „Męty” i „szumowiny społeczne” (owi bezpłatni) każdą z bramek otaczali od tyłu... Owe „andry” krakowskie, spełniali rolę siatek w bramkach oraz parkanów, odgradzających późniejsze boiska, Oni to właśnie, po strzale do bramki, ścigali się z piłką, gonili ją, dopadali i następnie walczyli z sobą o prawo wykopania jej z powrotem na boisko. Podczas tych bojów czas, odgwizdywany przez sędziego, rozwlekał się w nieskończoność, ale nikomu na tym nie zależało. Nikt nie patrzył na zegarki, gdyż każdy przyszedł na Błonia już po fajerancie”[65].

Wokół najpopularniejszych klubów gromadziła się wcale nie tak mała rzesza sympatyków, która w razie potrzeby wspierała piłkarzy w organizowaniu zawodów. Wiadomo np., że piłkarze z białą gwiazdą na piersiach dorobili się stosunkowo szybko „kółka miłośników sportu Wisła” – co można uznać za jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy fan-klub piłkarski na ziemiach polskich. Owe „kółko” wydawało nawet karty wstępu na mecze „Klubu Sportowego Wisła Kraków”. Cena takiej karty wynosiła wówczas niemałą kwotę 20 halerzy. „Pierwsze mecze, które rozgrywał pierwszy polski klub sportowy „Wisła” ze swoją rezerwą, przechodziły zupełnie spokojnie. Ludzie się dziwowali, albo – jeśli któryś z graczy upadł lub dostał nogą w pośladek – trochę się śmiali, ale nikt się grą nie przejmował. Była to niewątpliwie, okoliczność dla spopularyzowania nowej gałęzi sportu niesprzyjająca. Ponieważ jednak ówczesny Kraków bardzo ubogi był w rozrywki, mecze przyciągały coraz większe ilości ciekawskich. W nagrodę – wraz z pierwszymi, poważniejszymi wpłatami brzęczącej gotówki do kas klubowych – zjawiały się siatki w bramkach, a następnie ukazały się nowe, świeżo utworzone drużyny”[66].

Gracze „Wisły” ćwiczenia i treningi odbywali na XII boisku w Parku Jordana oraz na Błoniach, a mecze rozgrywali na Błoniach bądź placu wyścigowym obok Parku Jordana. Szatnia klubu mieściła się początkowo w parkowym pawilonie, a potem nawet w domach piłkarzy mieszkających w okolicach Błoń. Trudno było wówczas mówić o właściwym treningu piłkarskim (stosując współczesne kryteria). Drużyny przez pierwsze lata istnienia pozbawione były trenerów z prawdziwego zdarzenia. Nie było żadnych planów treningowych, ćwiczeń gimnastycznych, rozgrzewki, nie mówiąc już o taktyce gry. Jedynie przy okazji tłumaczeń przepisów gry młodzi adepci futbolu mogli się na przykład dowiedzieć, że „jako dobry środek wprawy i próby w biegu, zwłaszcza gdy się zmierzać ma z dobrymi biegaczami, urządzić można uprzednio wyścig na małą metę, np. do 100 metrów. Należy tu wszakże dawać ulgi tym, co biegają wolniej, raz, ażeby im umożliwić dopięcie celu, a po wtóre, ażeby najszybszym dać więcej pracy w dobijaniu do mety”[67].


Sezon wiosenny

Niezależnie od wielkiej polityki sportowej piłkarze „Wisły” z ustąpieniem pierwszych mrozów ochoczo przystąpili do treningów: Z końcem lutego prasa donosiła: „W ubiegłą niedzielę widzieć można było i członków z innych drużyn, a mianowicie z „Wisły”, grających na Błoniach mimo fatalnej pogody”. [68]

Pogoń Lwów 1907
Pogoń Lwów 1907


Nadzieje włodarzy „Wisły” na dalszy rozwój klubu w ramach KZT dość szybko zostały zweryfikowane. Związek wprawdzie dał Wiśle” okazję na wypłynięcie na szersze wody futbolowe, poza opłotki krakowskie, ale początkowo była to rywalizacja tylko z drużynami rezerwowymi lwowskiej Pogoni. Do tego pierwsze dwa planowane mecze z Pogonią się nie odbyły. Debiut wiosenny nastąpił dopiero 31 maja (2:0), ale rozgrywał się przy ogromnym zainteresowaniu publiczności: „Ciekawie wyglądały wczoraj Błonia. Młodzież, nie mająca dotychczas odpowiedniego terenu sportowego, urządziła wczoraj rano prowizoryczne boisko, ogrodzone sznurami od reszty błoń. Wzdłuż obu bocznych linij ustawiono po jednym rzędzie ławek, za niemi miejsca stojące. Młodzież krakowska wzorowała się w tym wypadku na Opawie, gdzie matche odbywają się na podobnie urządzonem boisku. Uwydatniła się jednak różnica między publicznością krakowską, a opawską... W Opawie, nikt z widzów nie usiłował ani podejść pod sznur, ani dostać się na boisko bez biletu, nawet nikt nie stał koło ogrodzenia boiska, aby go przypadkowo nie posądzono, że chce się przypatrywać grze, nie zapłaciwszy wstępu. A u nas? Wczoraj parę tysięcy osób stało naokoło sznurów okalających boisko i młodsi i starsi usiłowali dostać się do wnętrza, bez biletów i jedynie dzięki komitetowi organizacyjnemu zdołano utrzymać porządek. Wewnątrz ogrodzenia nie znajdowało się więcej nad 600 osób. Niesforny tłum młodzieży szkolnej urządził w ciągu drugiej połowy gry formalny atak na główne wejście, tak, że odpierać go musiała aż policya. Zainteresowanie sportem, objawiające się w formach nieprzyzwoitości i niesumienności, nie przynosi zaszczytu mundurkowi szkolnemu”[69]. Pewna wygrana z Pogonią II świadczyła, że „Wisła” mając szereg wybitnych graczy zasługiwała na dużo poważniejszych przeciwników.

W 1908 roku wzmacniają „Wisłę” nie tylko piłkarze „Różowych”, ale także gimnazjum św. Jacka. Gracze tej klasy jak: Franciszek Brożek, Suchecki,Ludwik Stolarski. Później także kolejni wybitni zawodnicy: Brunon Luska i bracia Rutkowscy. Drużynie, w której nie brakowało piłkarskich gwiazd na pewno nie odpowiadała drugoplanowa rola.


Podporą obrony był Wilhelm Cepurski, gracz „Czerwonych” od chwili powstania tego klubu w 1906 r. Od chwili połączenia „Wisły” z „Czerwonymi” bronił przez kilkanaście lat barw swego klubu. Zgodnie z ówczesnymi kanonami obrońcą zostawał gracz najwyższy i potężnie zbudowany, który samym swym wyglądem wzbudzał strach u rywali. Takim zawodnikiem był Cepurski – jak o nim pisał Mielech: „góra muskułów i kości”. Imponował kopnięciem piłki podbiciem i długimi wykopami. Rzadko brał udział w akcjach ofensywnych swego zespołu[70].

W pomocy brylował Ludwik Stolarski. Posiadając dobrą technikę, przegląd pola gry i zmysł taktyczny, zaliczany do najlepszych polskich środkowych pomocników na terenie Galicji. Inną cechą, która wyróżniała tego zawodnika, była znakomita gra głową.

Gwiazdą piłkarską był wówczas Antoni Poznański, założyciel klubu „Różowych”, a po jego rozwiązaniu gracz „Wisły” (1908-1909). Postać niezwykle barwna. W życiu prywatnym „szaławiła”, pogromca niewieścich serc, niemalże awanturnik. Na boisku piłkarskim grywał jako prawy łącznik. Słynął ze swych przebojów. Był graczem „o nieporównywalnej technice strzału”. Strzały te były „płaskie, posiadały dużą szybkość początkową i bez odbicia... „szczurem” wpadały w przeciwległy róg bramki”. „Miał w najwyższym stopniu rozwinięte wyczucie momentu wybiegania na pozycję w idealnym tempie”[71].


Brunon Luska Ludwik Stolarski Witold Rutkowski


W bramce stał wówczas Franciszek Brożek. Brożek grał 68 meczów w Wiśle”, ale asem nie był” - krótko podsumował jego karierę S. Mielech. Nie możemy się z tym zgodzić, gdyż był na tyle wyróżniającym się golkiperem, że to właśnie na niego postawiono w pierwszym oficjalnym meczu Krakowa (1908.09.27, 3:1). Był w nim wyróżniającym się zawodnikiem. Chwalono go zresztą niejednokrotnie w relacjach prasowych za występy w brawach „Wisły”. Miał do tego wysokie poczucie dumy i honoru. Co zresztą cechowało w tym pionierskim czasie graczy „Wisły”. Anegdota odnosząca się do rewanżowego meczu z rezerwą Pogoni mówi w zasadzie wszystko: „Prowadziliśmy 3:2 i nagle sędzia zauważył rękę na naszym polu karnym. Karny! Nikt z nas nie poczuwał się do tego przewinienia, ale i „poganiacze” też nic nie zauważyli. Pogwarzyli coś po lwowsku między sobą i ten , co bił karnego, uderzył piłkę tak lekko, iż ledwo się toczyła. Oburzyło to naszego bramkarza. Podszedł do piłki, oznajmił gromkim głosem: „My łaski nie potrzebujemy” i obcasem wepchnął piłkę do własnej bramki! Wszyscy oniemieli… a mecz skończył się 3:3[72]. Na bramce zastępował wtedy kontuzjowanego Brożka Jan Weyssenhoff.

Nic dziwnego, że po meczu pisano: „Dobra reputacya „Wisły”, o jakiej dochodziły nas wieści z Krakowa, okazała się we wczorajszej partyi footballu zupełnie usprawiedliwioną. Drużyna ta, dziś już odznaczająca się wielu zaletami, pokazała wczoraj pazury graczów, którzy przy pracowitym treningu mogą się stać groźnymi w niedalekiej już zapewne przyszłości”[73]. Sam mecz poprzedziła rywalizacja lekkoatletów, wśród których wybijali się w swych konkurencjach Jan Weyssenhoff (pierwszy w skoku w dal) i Wilhelm Cepurski (drugi w rzucie oszczepem). Zawody lekkoatletyczne były zresztą w tym roku niemal żelaznym punktem programu, poprzedzającym spotkania piłkarskie.

Sezon jesienny

Sezon jesienny stał z kolei wyraźnie pod znakiem rywalizacji „Wisły” z „Cracovią”. To właśnie wówczas dochodzi do pierwszych oficjalnych spotkań derbowych. Otoczka propagandowa tych meczów, liczne zapowiedzi prasowe, prezentujące składy i atuty obu klubów były imponujące w porównaniu do dotychczasowych relacji piłkarskich. Nic dziwnego, że zawody te budziły niebywałe zainteresowanie pod Wawelem:

Cracovia 1908
Cracovia 1908

„Obie te drużyny i „Wisła” (czerwoni) i „Cracovia” (biało-czerwoni) stanowią w Krakowie elitę sportową. Jedni i drudzy nie zaniedbują piłki, nie stracą jednego dnia pogodnego, aby nie odbyć treningu i niezaniedbają żadnej sposobności, aby w skład swój wciągnąć jak najlepszych graczy. Wśród młodzieży szkół średnich, gdzie zamiłowanie do sportu w ostatnich czasach wzrosło niepomiernie, członkowie tych drużyn słusznie są uważni na ludzi oddanych sportowi całą duszą i niejednego studencika z niższych klas gimnazjalnych, próbującego swych sił w kopaniu piłki na zielonej murawie Błoń, jest marzeniem: należenie kiedyś do „Cracovii” lub „Wisły”. Sympatye wśród młodzieży podzielone są między jednych i drugich”[74].

Mecz, przekładany z powodu niepogody, zakończył się remisem 1:1, a bramkę otwierającą wynik meczu zdobył Jan Górski. W zawodach lekkoatletycznych „Wisłę” reprezentowali: Wilhelm Cepurski w rzucie oszczepem, Władysław Liro, Stanisław Galica i Gustaw Rogalski w rzucie dyskiem. Charakterystyczne było jednak to, że mecz ten w zasadzie organizowała „Cracovia”, a nie KZT.

Pod koniec września doszło też do pierwszego oficjalnego mecze Reprezentacji Krakowa. W pojedynku z katowicką Dianą wystąpiło czterech zawodników „Wisły”: Franciszek Brożek, Wilhelm Cepurski (bądź Jan Cudek), Ludwik Stolarski i Antoni Poznański. Bardzo dobry występ w tym meczu zanotował bramkarz „Wisły”, w ataku z kolei brylował Antoni Poznański. Mecz wygrali Krakowianie 3:1

Jesienią nastąpiło poważne tąpnięcie w działalności Związku: „nie ułożono żadnego programu, a młodzież i kluby, grupujące się w koło sekcyi sportowej, pozbawione są najpotrzebniejszych rekwizytów. Nic dziwnego, że ogół ogarnia zniechęcenie; poszczególne drużyny footballowe, które dawniej rozporządzały zawsze potrzebnymi przyborami, obecnie w ciągu wakacyj, nie miały nawet piłek do gry„. Nic dziwnego, że kluby zaczęły na własną rękę organizować spotkania piłkarskie, nie licząc na pomoc Związku. Formalnie odbywały się one jeszcze pod egidą KZT, ale niezadowolenie w klubach należących do KZT narastało i jego funkcjonowanie w takiej formie nie miało przyszłości.

Niezależnie od zawirowań organizacyjnych klasa sportowa „Wisły” wzrastała z każdym rozegranym meczem. Nie zmieniła tego porażka z pierwszym historii międzynarodowym rywalem. 4 października „Wisła” poniosła … w Opawie w walce z tamtejszym klubem piłki nożnej niespodziewaną porażkę w stosunku 3:0. Niepowodzenie „Wisły” należy przypisać w znacznej części fizycznemu zmęczeniu, jakiemu ulegli piłkarze krakowscy przez 7-godzinną podróż pociągiem osobowym w dniu rozegrania „matchu”[75].

Nic dziwnego, że w październiku do Krakowa udała się już pierwsza drużyna „Wisły”, a przy anonsowaniu meczu pisano: „Match ten budzi wielkie zainteresowanie w kołach sportowych, gdyż „Pogoń I” (która powstała przez zlanie przeszłorocznej „Pogoni I” z „Pogonią II”) jest mistrzowską drużyną lwowską , a „Wisła” I” najlepszą w Krakowie”[76]. Mecz zakończył się wygraną „Czerwonych” 2:1, a gra „Wisły” w drugiej połowie imponowała prasowym recenzentom i kibicom zgromadzonym licznie na torze wyścigowym. Po raz pierwszy oficjalnie „Wisła” wystąpiła na tym obiekcie, a mieścił się on na terenach, na których obecnie stoi stadion „Wisły”.


Czary goryczy na linii kluby - KZT, wydawało się, przelał derbowy mecz „Wisły” z Cracovią (1908.10.18 1:3)

„Z pośród galicyjskich klubów piłki nożnej – na pierwsze miejsce wybiły się dwa kluby krakowskie: „Cracovia” i „Wisła”. Liczne match’e tak w sezonie wiosennym jak i jesiennym ożywiły sport w Krakowie, a przedstawiciele barw wyżej wspomnianych klubów niejednokrotnie bronili honoru Krakowa w walce o lepsze z innymi drużynami. Wynikiem tych match’ów było to, że tak „Cracovia”, jak i „Wisła” postąpiły w technice i kombinacyi naprzód i że szczególnie ta druga, z początkiem wiosny ulegająca jeszcze przewadze biało-czerwonej przy treningu, z czasem zaawansowała tak dalece, że dziś może się bezpiecznie mierzyć z „Pogonią I” i odnosić nad nią zwycięstwo”[77].

Mecz stoczono w anormalnych warunkach pogodowych. Warunki, jakie zaserwował młodym adeptom futbolu KZT były również anormalne. Skonfundowany redaktor „Czasu” pisał: „Na koniec mała uwaga pod adresem funkcyonariuszy biura sympatycznego Związku turystycznego. Warunki, w jakich drużyny sekcyj sportowej wczoraj rozgrywały match, nakazywały, aby urzędnicy biura zajęli się w ciągu pauzy i po grze zmęczonymi i skostniałymi od zimna graczami. Jest rzeczą wprost niezrozumiałą, jak można było zostawić ich po grze w zimnej szatni, be gorącej herbaty lub gorącego mleka z pobliskiej mleczarni. - Pamięć o takich szczegółach należy do obowiązków urzędników Związku, nie tylko w imię ludzkości i z tego już względu, że przecież dwudziestu dwóch młodzieńców , biorących udział w walce, robi wprost podarunek Związkowi, który od widzów pobiera opłaty.

Drugi przykład niedbalstwa funkcyonariuszy biura objawiał się w braku opatrunków na boisku. Jeden z uczestników gry, kopnięty przypadkowo, nie miał czem ani obmyć rany, ani jej czem zabandażować. Na zaniedbanie to zwróci niewątpliwie uwagę tak gorliwe i zasłużone prezydium Związku turystycznego, które chcąc jaknajświetniej rozwinąć Związek i sekcyę sportową, nie szczędzi starań i kosztów na utrzymanie biura i płatnych urzędników”[78]

Gwoli kronikarskiej rzetelności mecz ten przerwano z powodu zapadających ciemności „i mistrzostwa [Krakowa] oficyalnie nie przyznano żadnej z walczących drużyn”[79]

Ciekawostką statystyczną jest trzeci mecz derbowy, który miał się odbyć 8 listopada z wynikiem 2:2. Rzecz w tym, że poza kronikami „Cracovii” nie istnieją żadne anonse i relacje prasowe dotyczące tego meczu!!!

Warto odnotować i to, że po raz pierwszy właśnie w tym roku poznaliśmy też wyniki drużyny rezerwowej „Wisły”.

1909. Ostatni rok „Wisły” w strukturach KZT

Zima schłodziła nastroje w krakowskich klubach i do wystąpienia ich z KZT nie doszło. Związek zresztą cieszył się nieprzerwanym zaufaniem ze strony władz miasta, które corocznie asygnowały na jego działalność niemałe sumy.

Nowy sezon wiosenny 1909 r. „Wisła” z „Cracovią” nadal rozpoczęły jako drużyny Sekcji Sportowej i koła futbolistów KZT.

W połowie marca dokonano zresztą wyboru nowych Władz Sekcji. Z wiślackiego punktu widzenia istotnym był fakt, że na czele sekcji jako prezes stanął Tadeusz Łopuszański, dotychczasowy opiekun „Wisły”. Cracovia musiała zadowolić się miejscami w Zarządzie i jak donoszono w prasie: „Zarząd przystąpił z pośpiechem do pracy nad nowym regulaminem oraz programem zawodów sportowych w sezonie wiosennym". Dzierżawa „pięciu kortów tennisowych w parku krakowskim„ świadczyć miała o żywotności Sekcji sportowej[80]. Podobnie organizowanie pod egidą Związku kolejnych zawodów sportowych, w tym oczywiście piłkarskich. Hierarchia drużyn w ramach koła również nie uległa zmianie, co potwierdzają rozgrywane wiosną mecze. Regułą było, że kontraktowane przez KZT drużyny na mecze w Krakowie pierwszego dnia grały z „Wisłą”, a następnie z Cracovią (zwykle dzień później).

„Spóźniona bardzo w tym roku wiosna, spowodowała i opóźnienie w rozpoczęciu sezonu zabaw i gier sportowych. Dopiero w ostatnich dniach powietrze ociepliło się o tyle, że zabawy pod gołym niebem są możliwe. Skorzystała też z tego sekcya sportowa krajowego związku turystycznego i urządziła na torze wyścigowym za rogatką Wolską w Krakowie match footballowy między dwoma drużynami, a to „Wisłą” i „Cracovią”[81].

„Wisła” I.”, klub młody, zyskała sobie ogólne uznanie za zręczne przeprowadzenie planów i niemniej za grę spokojną, pełną wykwintności. Przeciwnie, „Cracovia” z wyjątkiem kilku wybornych graczy, utrzymujących klub na stanowisku pierwszorzędnem, odznacza się pewną szorstkością w wykonywaniu ataków. Ta nierówność członków „Cracovii” stwarza w grze ich pewien chaos, brak spójności, t. j. zespołu, który znów jest główną zaletą „Wisły” I.”. Dlatego zrozumiałem było dla tych wszystkich, którym znany jest sposób walki, czemu „Wisła” I.” nietylko oparła się „Cracovii”, lecz i okazała sposobem walki wyższość nad nią, tem niebezpieczniejszą dla przeciwników, że wynikającą ze znakomitego „ensemblu”. Dla tych powodów można śmiało przypuszczać, że w niedługim czasie mistrzostwo miasta Krakowa przypadnie „Wiśle” I.” w udziale” - skomentował mecz sprawozdawca „Głosu Narodu” [82].


Pierwsze znane nam zdjęcie meczowe z derbów. 1909.04.18
Pierwsze znane nam zdjęcie meczowe z derbów. 1909.04.18


„W przyszłości odbędzie się w Krakowie staraniem sekcyi sportowej krajowego związku turystycznego cały szereg zawodów w piłkę nożną różnych krakowskich i zagranicznych klubów gry w piłką nożną. Publiczność krakowska będzie się mogła przypatrywać nader zdrowemu sportowi, jaki od lat kilku rozwinął się wśród młodzieży krakowskiej dzięki zorganizowaniu stałych zabaw w miesiącach letnich w parku dra Jordana” - informowała z kolei „Nowa Reforma” [83]

Zapowiedzi te w wypadku „Wisły” zostały szybko zweryfikowane.

„W niedzielę dn. 16 b. m. urządza sekcya sportowa krajowego Związku Turystycznego match na Błoniach krakowskich między drużyną „Wisła” a katowickim klubem sportowym „Kattowitz”. Match ten proponowany był na ubiegłą niedzielę, ale z powodu nieustannej niepogody i grożącej powodzi musiał być odwołany. Zawody niedzielne wzbudzą niezawodnie wielkie zainteresowanie wśród zwolenników footballu z tego względu, że siły obu drużyn są znacznie różne, gdyż młodociani zapaśnicy „Wisły” stawią tym razem starszym przeciwnikom z Katowic” - informowała prasa, by nieodbycie się meczu w planowanym terminie skwitować lapidarnie: „Match” piłki nożnej, zapowiedziany na jutro, odłożono, z powodu festynu, na kolonie wakacyjne”. W lecie mecz taki się nie odbył… [84]

Do tego brak odpowiedniego boiska dawał się Związkowi i klubom we znaki, co dostrzegała prasa pisząc przy okazji derbów z maja 1909 r.: „Match wczorajszy np. był bardzo primitywnie urządzony. Boisko krzewami zarosłe, ale nierówne - plac obwiedziony prostym sznurkiem - bramki bez siatek - a dla widzów nie było ani jednego siedzenia. Podobno zarząd towarzystwa wyścigowego odmówił wypożyczenia krzeseł z powodu niedzielnego konkursu hippicznego. Czy nie za daleko posunięta ostrożność? Dla braku krzeseł, kluby, urządzające match, zostały pozbawione pewnej części dochodu, a sport piłkowy chociaż nie zbyt kosztowny - potrzebuje jednak pewnych nakładów. Miasto posiadając park Jordana, Błonia, powinno co rychlej pomyśleć o zbudowaniu odpowiedniego boiska z trybunami dla zawodów piłki nożnej„ [85]. Miasto jednak nie myślało o takiej ekstrawagancji i KZT zmuszony był do wynajmowanie boiska np. od Towarzystwa Wyścigów Konnych, które to „za wiele wymaga wynagrodzenia za użycie boiska pod „match’e„, przez co sekcya sportowa Związku turystycznego narażona jest na deficyt, a w następstwie tego na... upadek. Wiadomo jest przecież, że jedynie silne stanowisko finansowe Sekcyi, może jej ułatwić spełnienie zadań sportowych. Nie wątpimy, że dyrekcya Tow. wyśc. poczyni ze swej strony wszystko, byle tylko ułatwić egzystencyę Towarzystwu, duchem mu pokrewnemu„. Z tego płynął też jeden wniosek, że KZT jednak się przydawał, skoro koszty wynajmu boiska były aż tak duże...

Wracając do meczu. „Match ten, budzący żywe zainteresowanie w kołach sportowych, miał się odbyć pierwotnie na placu wyścigowym, w ostatnim jednak czasie z powodu przygotowań terenu do konkursu hippicznego, dyrekcya Tow. wyścigów konnych placu odmówiła. Wskutek tego w jednym prawie dniu sekcya sportowa musiała boisko przygotować i nie mogła dostarczyć miejsc siedzących”[86].

„Match footbalowy na Błoniach między „Cracovią” a „Wisłą” odbył się wczoraj przy pięknej pogodzie. Nie mógł się odbyć na torze wyścigowym, gdyż ćwiczenia koni do konkursu hippicznego przeszkodziły temu. Sekcya piłki nożnej musiała więc na prędce z uznania godną pracowitością urządzić ogrodzenie na Błoniach ze słupków połączonych linką. Rano wczas kilku akademików sekcyi zakładało paliki i wymierzało obszar. Cóż z tego, kiedy publiczność mogła z odległości również przyglądać się grze bezpłatnie, tak, że w kasie miano tylko za sprzedane bilety kilkadziesiąt koron, przez co powstał deficyt poważny. A sekcya piłki nożnej przy Związku turystycznym ciągle walczy z deficytem, gdyż mimo ogromnej staranności i pracowitości jej członków, napotyka na każdym kroku przeszkody i apatyę”… Wczorajszy match przyniósł klęskę biało-czerwonej „Cracovii”, gdyż stosunek bramek „Wisły” do „Cracovii” jest 2:0Match wczorajszy okazał, że „Cracovia” powinna ustąpić z pola, bo się już przeżyła”. Skomentował sprawozdawca prasowy - z czym nie mamy zamiaru i dziś polemizować [87].

Zakończeniem sezonu wiosennego „Wisły” okazały się potyczki z „Czarnymi” - najstarszym klubem polskim.

Czarni Lwów przed meczem z „Wisłą”. 1909.05.30
Czarni Lwów przed meczem z „Wisłą”. 1909.05.30

Propaganda zawodów była na odpowiednim poziomie, sama gra obfitowała w bramki i emocje. Nic dziwnego, że wreszcie skarbnik KZT zacierał ręce z zadowolenia, bo zyski z dwumeczu (pierwszego dnia grała „Wisła”, drugiego „Cracovia) były duże.

„Ci, którzy w jeden i drugi dzień Zielonych Świąt przybyli na tor wyścigowy, by przyglądnąć się zawodom w piłkę nożną najlepszych w Polsce klubów, nie pożałowali tych kilku spędzonych godzin, bo odnieśli tyle pięknych wrażeń, ujrzeli tyle siły młodzieńczej, sprawności imponującej i zapału u naszej młodzieży, iż z satysfakcją przyjdą i innym razem, i sprowadzą drugich. W Krakowie nie modna się skarżyć na brak zainteresowania u naszej publiczności do sportu. Owszem, tak w jeden, jak i w drugi dzień, prócz setek młodzieży szkolnej, przybyło na tor wyścigowy niezwykle wiele osób starszych, tak pań jak i panów, co stanowi najlepszy dowód, że zawody sportowe mogą [l]iczyć stale na powodzenie”.

„I nie dziw, bo gra w piłkę nożną, prowadzona z takiem życiem i temperamentem, z taką swobodą i wprawą, tak nieugięcie celowo, jak to miało miejsce po obu zapaśniczych stronach w oba dni świąt, musi nie tylko emocjonować widzów, ale ich porywać i unosić! Do tego śmiało można dodać, że w Krakowie przynajmniej połowa ludzi, obecnie w nim mieszących, grała lub gra w piłkę nożna. Dziś w parku dra Jordana nie pomieści się ani 1/50, część tych, którzy całe Błonia miejskie zajęli w swe posiadanie na cele sportowe, i cieszyć się należy, że młodzież nasza tak rozkochana w sporcie, bo przez sport zdobywa ona hart nie tylko ciała ale i ducha, przez sport uprawiany od dziecka, uczy się, że do celu dojść można i w sporcie i w życiu wytrwałością i hartem.

Niedzielne i poniedziałkowe zawody w piłkę nożna, były miarą sił krakowskich klubów footballowych. Tak gra „Wisły” jak i gra „Cracovii” udowodniła, że w Krakowie jest taki materiał na pierwszorzędnych graczy footballowych, że można Krakowowi tego pozazdrościć”[88].

Mecz zakończył się remisem 4:4. „Po ukończeniu „matchu“, zebrana młodzież przyjęła wynik walki entuzyastycznymi okrzykami, a wybitniejszych graczy obu drużyn obnosiła na rękach”[89]. Nierozstrzygnięty wynik meczu miał tę dobrą stronę, że w ramach rewanżu „Wisłę zaproszono na mecz do Lwowa. Tym razem swoją wyższość wykazali Wiślacy (6 czerwca, 3:2). Tym samym w jednym sezonie „Czerwoni” pokonali wszystkie najsilniejsze klubu w Galicji. Co nie umknęło uwagi sprawozdawców sportowych: „Charakteryzując ostatnie zawody w Krakowie i Lwowie w obecnym sezonie, możemy śmiało przyznać mistrzowstwo Galicyi „Wiśle” I“ krakowskiej, która niedawno odniosła nad „Cracovią“ zupełne zwycięstwo, a we Lwowie okazała się niepokonaną przez najlepsze drużyny tamtejsze. Zwycięstwo swe zawdzięcza „Wisła” jednolitości drużyny, jak niemniej sumiennemu treningowi, który wpłynął tak dodatnio na jej wyborowy „ensemble“. Ostatnie zawody niechaj będą wskazówką dla „Cracovii“, że należy raz już ustalić skład drużyny i oddać się systematycznem ćwiczeniom”[90].


Sezon jesienny
Drużyna Wisły w 1909 roku.  W górnym rzędzie od lewej: Stanisław Adamski, Ludwik Dominiak, Brunon Luska, Jan Cudek, Witold Rutkowski. W środkowym rzędzie od lewej: Konrad Dynowski, Ludwik Stolarski, Włodzimierz Polaczek. W dolnym rzędzie od lewej: Andrzej Bujak, Franciszek Brożek, Wilhelm Cepurski.
Drużyna Wisły w 1909 roku.
W górnym rzędzie od lewej: Stanisław Adamski, Ludwik Dominiak, Brunon Luska, Jan Cudek, Witold Rutkowski.
W środkowym rzędzie od lewej: Konrad Dynowski, Ludwik Stolarski, Włodzimierz Polaczek.
W dolnym rzędzie od lewej: Andrzej Bujak, Franciszek Brożek, Wilhelm Cepurski.


W przerwie letniej Cracovia i „Wisła” skalkulowały jednak zyski i straty z funkcjonowania w ramach Związku. „Biało-czerwoni” doszli do jednoznacznego wniosku, że działanie na własny rachunek będzie się bardziej opłacać i do sezonu jesiennego przystąpiła już jako samodzielny podmiot. Gdy zrobiono po sezonie bilans wydatków i przychodów okazało się to strzałem w dziesiątkę. „Wisła” pozostała w Związku.

Tak brzmi uładzona wersja wydarzeń. Na te decyzje miał jak się wydaje wpływ zaaranżowany przez szarą eminencję KZT, Rosnera, wyjazd „Wisły” i „Cracovii” do Zakopanego na zawody. W zamierzeniu propagandowe, faktycznie kasowe, które zamieniły się w występ niemalże „Kabaretowy”. Organizacja wyjazdu i pobytu piłkarzy w „Klemensówce” była skandaliczna. Piłkarze spać mieli na strychu na cienkiej warstwie siana, posiłki jedli nadzwyczaj skromne, biorąc pod uwagę apetyty młodych atletów. Do tego mecz i pokaz lekkoatletyczny miał się odbyć na korcie tenisowym „o wymiarach około 22 m długości i 12 m szerokości. Z trudem wyszukano cztery chorągiewki, które miała odznaczać bramki. Dopożyczyliśmy z murawy kilka metrów na długość i trochę na szerokość i „boisko piłkarskie” było gotowe. Po wspólnej naradzie obu drużyn uchwalono, że w tych warunkach nie będziemy traktować meczu poważnie i grę prowadzić będziemy po sześciu graczy z każdej strony, przesądziliśmy wynik jako remisowy z tym, że jeśli jednej z drużyn uda się strzelić bramkę… przeciwnik będzie obowiązany nie przeszkadzać w wyrównaniu”[91]. Kabaretowe wręcz okoliczności zawodów o mało nie zakończyły się tragicznie. W obecności ok. 50 płatnych widzów odbyły się najpierw konkurencje lekkoatletyczne. „Przy rzucie dyskiem omal nie doszło do tragicznego wypadku. Rogalskiemu „wypsnął się” dysk z ręki i przeleciał dosłownie o milimetry od głowy gminnego policjanta, którego zadaniem było odpędzać bezpłatnych widzów. Publiczność przyjęła to śmiechem, nie zdając sobie sprawy z możliwych następstw”. Nieśmiało dodamy do tego i kwestie prestiżowe. „Cracovia” utraciła bowiem dominujący wpływ we władzach Sekcji Sportowej.

Wracając do spraw stricte sportowych. Wiślacy rywalizowali jesienią w trzech dyscyplinach sportu: oprócz piłki nożnej także w zawodach lekkoatletycznych (które towarzyszyły z reguły meczom futbolowym). Indywidualnie natomiast próbował swoich sił jako tenisista Jan Weyssenhoff. Dlaczego akurat te a nie inne? Wydaje się, że wynikało to z porozumienia z KZT.

Ciekawostką jest fakt, że to właśnie lodowisko, czy jak to wówczas nazywano - ślizgawka, było jednym z pierwszych wiślackich obiektów sportowych o jakich wspominają źródła. Było „in spe”, gdyż specjalny teren pod ślizgawkę wydzierżawiono i zaciągnięto na ten cel niemałe kredyty. Rzecz w tym, że zima na przełomie 1909/1910 roku po prostu nie dopisała i z lodowiska nie można było przez ten czas w ogóle korzystać.

Tak o tym pisał warszawski „Ruch”: „Klub „Wisła” w Krakowie stanowi pod przew. insp. Łopuszańskiego sekcyę osobną krajowego związku turystycznego. Klub ten … posiada … tor łyżwiarski i saneczkowy. Ślizgawka „Wisły”, zajmująca ok. 6000 m.2, jest największą w Krakowie” [92].

Tak to opisano po latach:

W oczekiwaniu zatwierdzenia statutu pragnie tymczasowy Zarząd uzyskać pewne środki finansowe dla przygotowania warunków pracy na przyszłość. Nastąpiła umowa z KZT, że z chwilą zatwierdzenia statutu przez Namiestnictwo, „Wisła” przystąpi do KZT w charakterze członka z roczną wkładką 200 koron, wzamian za to „Wisła” otrzymała prowadzenie pewnej części działu sportowego Związku, jak tenisu i ślizgawki. Na urządzenie tychże otrzymać miała „Wisła” pożyczkę w wysokości 1.500 koron, która to pożyczka miała być spłacaną KZT z dochodów z tenisu i ślizgawki”.

W wykonaniu tej umowy wydzierżawił KZT od gminy miasta Krakowa dla „Wisły” część gruntów pofortyfikacyjnych (łącznie z połową kazamaty fortecznej), znajdujących się przy ulicy Żabiej (obecnie Alei Mickiewicza)”.

Ponieważ na powyższych gruntach znajdowały się korty tenisowe, stanowiące własność p. F. Nowotnego, przeto zaszedł wypadek odkupienia ich przez „Wisłę, oraz konieczność założenia ślizgawki zgodnie z umową. Przeprowadzenie adaptacyj przekroczyło wielokrotnie otrzymaną pożyczkę, tak że „Wisła” silnie się zadłużyła, względnie osobiście członkowie jej Zarządu„ … Dzierżawa ślizgawki przyniosła nam ogromny niedobór, ponieważ skutkiem wyjątkowo łagodnej w tym roku zimy w Krakowie ani przez jeden dzień nie otworzyliśmy toru łyżwiarskiego”.

Nie bez racji tak to komentowano: „Nie mamy jednak szczęścia i do własnego gniazda. Tułaliśmy się kątem po różnych »śmieciach«, a kiedy nadchodziły momenty, iż zdawało się, że wreszcie los zaczął się nam uśmiechać i nadchodziła możność uzyskania własnych objektów — to nieoczekiwane katastrofy podcinały nam egzystencję”[93].

Ówczesne doniesienia prasowe to potwierdzają: „Wisła po zastoju w sezonie jesiennym postanowiła dać znak życia. Zorganizowana na nowo w klub przy Związku Turystycznym i przy pomocy subwencyi Związku, zakłada ślizgawkę na gruntach pofortyfikacyjnych w miejscu, gdzie latem znajdowały się korty tenisowe p. Nowotnego. Tak więc w Krakowie powstaje jeszcze jedna ślizgawka… szkoda tylko, że „Wisła” wybrała na nią teren przepuszczający wodę, co opóźni wogóle otwarcie i utrudni utrzymanie. Ślizgawka urządzona na takim gruncie, już przy 1% ciepła jest niemożliwą do użycia, co więcej, zawsze po odtajaniu lodu trzeba ją na nowo nawadniać, a łyżwiarze narażeni są na ciągłe przerwy, jak to bywa na boisku „Sokoła”. Podkreslić tu należy, że miasto dało dowód – jak dotychczas nieczęsty – iż interesuje się ruchem sportowym Krakowa i wydzierżawiło klubowi „Wisła” za niską opłatą grunt pod ślizgawkę. Ponieważ jednak plac leży w pasie gruntów pofortyfikacyjnych miasto zastrzegło sobie czterotygodniowy termin wypowiedzenia, co ma się rozumieć uniemożliwi temu klubowi inwestycye na większą skalę. Zdaje się, że kluby nasze długo jeszcze będą musiały czekać, nim dzisiejsza reprezentacya miasta uzna konieczność stworzenia w „wielkim” Krakowie boiska sportowego„[94].

I właśnie te wyniki świadczyły, że mimo szorstkiej przyjaźni z KZT „Wisła” się rozwijała sportowo. Swoją dominację futbolową na galicyjskim podwórku udowodniła jesienią po raz kolejny pokonując na rozpoczęcie sezonu „Cracovię (1:0).

„Przewaga „Wisły” była ogromną a jej należy tylko zarzucić, że nie korzystała ze słabości „Cracovii“ i nie zdobyła większej ilości punktów”. „Wczorajszym match'em można się tylko cieszyć: z każdym zagranicznym klubem może się „Wisła” i „Cracovia” mierzyć i nie przyniesie nam wstydu” - podsumowała ten pojedynek prasa[95].

1909.09.12 Wisła Kraków – Cracovia
1909.09.12 Wisła Kraków – Cracovia

W Wiśle”, jak wiele na to wskazuje zadebiutował oficjalnie w tym meczu kolejny zjawiskowy piłkarz tamtych czasów: Artur Olejak. Szybko stał się w pionierskim okresie ulubieńcem krakowskich kibiców. „Był on przebojowcem typu „tanka”, łamiącego przeszkody… Gdy minął obronę, nikt nie potrafił odepchnąć go od piłki, a strzelał bardzo silnie i celnie. Specjalnością jego były złośliwe „szpicaki”, których bramkarze z powodu kapryśnych kozłów bardzo nie lubią bronić. Olejak posiadał wybitny zmysł kombinacyjny”.

Był wysoki, „twardokościsty” i potężnie zbudowany, przeciwnicy „odlatywali od niego jak piłki”. Grywał jako łącznik i jak pisał Kałuża, miał „pociąg do kombinacji i wózkowania, w czem celował”[96].

Artur Olejak
Artur Olejak

Ważniejszy mecz, nie tyle ze względów sportowych co ideowych rozegrała „Wisła” z końcem września w Warszawie. Już samo miejsce rozegrania spotkania było wyjątkowe. Po raz pierwszy piłkarze naszego klubu wyjechali w celach sportowych poza granice Galicji.

„Wisła” już u zarania była klubem stricte polskim, pielęgnujący tożsamość narodową swoich członków, co w czasach zaborczych miało swoją patriotyczną wymowę.

Dla tych wiślackich pionierów klub traktowany był jako namiastka „domu ojczystego”, mała ojczyzna, w której podkreślano „na każdym kroku czysto-narodowy, a ... także niepodległościowy charakter”takie były podstawy ideowe Towarzystwa Sportowego „Wisła”. Wyjazd do Warszawy wpisywał się jednoznacznie w taką politykę klubową, bo przecież praktycznym przejawem patriotyzmu było nawiązywanie kontaktów sportowych z klubami polskimi w zaborze rosyjskim We wrześniu 1909 roku „Wisła” udała się do Warszawy w mocnym składzie osobowym i jako donosił „Czas” „rozegrała tam „Wisła” I” match footbalowy z drużyną warszawskiego Koła sportowego. Match ten przyniósł spodziewane zwycięstwo „Wiśle” w stosunku 7:0. - Również we wszystkich innych punktach zawodów sportowych tryumfowała „Wisła”, której członkowie zdobyli pierwsze nagrody. Jedynie w biegu na 100 m. musiała „Wisła” zadowolić się drugą nagrodą. Młodych sportsmenów krakowskich przyjmowano owacyjnie”[97]. Gwoli ścisłości trzeba zweryfikować tę informację: w konkurencjach pozapiłkarskich nie zawsze dominowali zawodnicy krakowscy.

„Najbarwniej wypadł match piłki nożnej. Pod względem zręczności odrazu obóz krakowski okazał przewagę ogromną, tak że obóz warszawski nie zdołał ani razu przerzucić piłki przez bramkę krakowską, natomiast krakowianie w ciągu półtorej godziny wygrywali partję za partją. Krakowianie wykazali znacznie większą sprawność, czemu się dziwić niepodobna, zważywszy, że „piłka nożna” w Warszawie uprawiana jest dopiero od roku. Z powodu zapadłego zmroku match nie mógł trwać 1 ½ godziny. Porażka graczów warszawskich wyraziła się w stosunku 7:0. Obóz krakowski otrzymał więc wieniec dębowy i 11 żetonów” - pisała prasa warszawska[98].

Anegdotyczną historię z tej eskapady przytacza Stanisław Mielech: „Wielką siłą fizyczną odznaczali się Cepurski, Bujak, Cudek, Szubert, Dynowski i inni. Gdy raz na zaproszenie Warszawskiego Koła Sportowego drużyna „Wisły” udała się do Warszawy, dowiedziała się na miejscu, iż musi stawać do... konkurencji przeciągania liny. Próżno wiślacy wymawiali się, że są bez treningu, że nigdy tej konkurencji nie uprawiali. „Trudno — mówili organizatorzy — to przegracie, ale stanąć do przeciągania liny musicie. Jest w programie i publiczności nie można robić zawodu”. Wybrano więc co tęższych Wiślaków i objaśniono ich na czym rzecz polega. Drużyny chwyciły za linę i zawody rozpoczęły się. Wiślacy pociągnęli i za chwilę... wlekli przeciwników po ziemi”[99].


Ciekawostką był fakt, że w barwach „Wisły” wystąpiły wówczas incydentalnie osoby z „Wisłą” niekojarzone, a i później znane raczej z kariery wojskowej i konspiracyjnej, by wymienić choćby Ludwika de Laveaux. Wątpić należy jednak by uczestniczył w meczu piłkarskim. Znamy dokładnie wyniki tych zawodów: w rzucie dyskiem drugi był Władysław Liro; w biegu na 100 m drugi był Brunon Luska; w biegu na 110 m z przeszkodami wygrał Franciszek Brożek, trzeci był Ludwik de Laveaux; w skoku o tyczce triumfował Marcin Chowaniec?; w biegu na 1000 m drugi był Stanisław Adamski, a trzeci Gustaw Rogalski?; bieg pocztowy (sztafetę?) wygrała „Wisła”; podobnie wspomniane powyżej przeciąganie liny.

Było sporo prawdy w twierdzeniu, że „ówcześni zatem lekkoatleci, to piłkarze i na odwrót piłkarze, to lekkoatleci”. Stanisław Galica (specjalista w rzucie dyskiem) i wspomniany powyżej Władysław Liro należeli do wyjątków.

Wiadomo, że z piłkarzy regularnie przystępowali do rywalizacji lekkoatletycznych także: w skoku w dal (Jan Weyssenhoff, Ludwik Stolarski, Franciszek Pustelnik; w skoku o tyczce Jan Górski; w rzucie oszczepem Wilhelm Cepurski.

Co natomiast wiemy o tenisistach „Wisły”?

Pierwsze wzmianki o zawodnikach „Wisły” uprawiających ten „biały sport” pochodzą z 1909 roku!!! Zawodnikach to może za dużo powiedziane, bowiem w wrześniowym turnieju tenisowym organizowanym przez sekcję sportową Krajowego Związku Turystycznego wystąpił w imieniu „Wisły” tylko Jan Weyssenhoff, przegrywając zresztą swój pierwszy pojedynek a do dalszych nie przystąpił [100].


Podsumowanie

Jesienią 1909 roku w KZT pozostawała tylko „Wisła”, ale najwyraźniej wywalczyła sobie specjalną pozycję w Związku, którego Sekcja Sportowa przeżywała wyraźny kryzys organizacyjny, a świadczyły o tym jakże wymownie zaledwie trzy spotkania piłkarskie, jakie rozegrała „Wisła” w sezonie jesiennym. Zresztą nie ma pewności, czy zostały zorganizowane pod egidą Związku, czy tylko przez „Wisłę”.

Przygoda „Wisły” z KZT kończyła się więc zaciągniętymi długami, które ciążyły na członkach TS „Wisła” jeszcze latami. Na całe szczęście „Wisła”, „jako nie mająca jeszcze własnego statutu nie mogła być prawnie tym długiem obciążona. Ta ciężka walka o byt nie odbiła się w walkach na boisku W tym roku »Wisła”« rozgrywa o dwa mecze więcej, niż roku poprzedniego, tj. siedm zawodów, nie ponosząc ani jednej porażki, mimo, że walczyła z »Cracovią«, »Czarnymi« ze Lwowa i lwowską »Pogonią«”[101]. Niewątpliwie był to powód do dumy. „Wisła” stała się czołową, jeśli nie najlepszą drużyna piłkarską Galicji. Do tego skupiała wokół siebie grono oddanych działaczy, z niestrudzonym Tadeuszem Łopuszańskim na czele. „Wisła” rozporządza [] boiskami tennisowemi, ale utrudnia używanie ich szukającym rozrywki przez zbyt wygórowane ceny… W „Wiśle” prócz młodzieży uniwersyteckiej i gimnazjalnej, grupuje się także młodzież rzemieślnicza... Członków i uczestników liczy … „Wisła” 125” - informowała prasa z początkiem nowego sezonu. Świadczyło to, że musiała posiadać co najmniej kilka drużyn rezerwowych[102].


Pozwalało to optymistycznie patrzeć w przyszłość rodzącego się do oficjalnego życia TOWARZYSTWA SPORTOWEGO WISŁA” KRAKÓW… Jak pisano potem w wydawnictwie na 30-lecie TS Wisła”: „Kiedy jednak pod koniec tegoż roku Sekcja sportowa przestała istnieć, postanowiła „Wisła” zorganizować się w osobne statutowe towarzystwo.

Ale to już temat na zupełnie nową historię…


P.S. Ciekawostką jest nieznany dotąd fakt przynależności Wisły do utworzonego w listopadzie 1909 roku z inicjatywy Towarzystwa Zabaw Ruchowych we Lwowie Związku Sportowego. Związek ten skupiał kilka organizacji i klubów galicyjskich. Poza aktem założycielskim nie znane nam są żadne inne formy aktywności tegoż związku...

Przypisy

W artykule wykorzystano obszerne fragmenty z I rozdziału książki: P. Pierzchała: "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)"

Przypisy: [1] Krzemińska M., Życie i działalność Mariana Stanisława Tokarskiego w dziedzinie wychowania fizycznego pod koniec XIX i w pierwszej połowie XX wieku, Kraków 1981, s. 46; [2] Wasztyl R., Wychowanie fizyczne i sport w Krakowie w latach 1773-1890, Kraków 1993, s. 88; [3] Chomicki W., Pierwsze kroki piłki nożnej w Polsce, Przewodnik Gimnastyczny Sokół nr 5 z 15. 05 1930, s. 79/80; [4] Piasecki E., Gry i zabawy, 1916, s. 75; [5] Hałys J., Piłka nożna w Polsce, t. 1, Kraków 1981, s.40-41; [6] Sport Polski nr 30 z 1939, s. 6-8; [7] Kopiec Wspomnień. J. Lustgarten, Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 370; [8] Sport Polski nr 30 z 1939, s. 6-8; [9] Kopiec Wspomnień. J. Lustgarten, Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 371-2; [10] Kukulski J., Pierwsze mecze, pierwsze bramki, Kraków 1988, s. 267; [11] Kopiec Wspomnień. J. Lustgarten, Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 372; [12] Cenar E., Gry i zabawy ruchowe różnych narodów, Lwów 1901; Hipp J., Zasady gry w piłkę nożną; [13] Hałys J., Piłka nożna w Polsce, t. 1, Kraków 1981, s. 44; Rocznik PZPN. Pięciolecie PZPN (1919-1924), Kraków 1925, s. 18; [14] ”Ruch” nr 4 z 26 maja 1906, s. 50; [15] ”Wiadomości Sportowe” z 22 marca 1922; [16] Rocznik PZPN. Pięciolecie PZPN (1919-1924), Kraków 1925, s. 18; [17] ”Wiadomości Sportowe” z 22 marca 1922; [18] Wspomnienia Romana Wilczyńskiego; [19] tamże; [20] Kopiec Wspomnień. J. Lustgarten, Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 374; Wcześniej – niemal w tych samych słowach pisał o tym Lustgarten w księdze jubileuszowej na 30-lecie KS Cracovia ; [21] ”Wiadomości Sportowe” z 22 marca 1922; Hałys J., Piłka nożna w Polsce, t. 1, Kraków 1981, s. 39; Kukulski J., Pierwsze mecze, pierwsze bramki, s. 13; [22] Kopiec Wspomnień. J. Lustgarten, Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 377; [23] „Nowa Reforma” z 21 października 1906; [24] Kopiec Wspomnień. J. Lustgarten, Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 376; [25] tamże s. 376; [26] Kukulski J., Pierwsze mecze, pierwsze bramki, s. 102; [27] ”Czas” z 21 listopada 1907; [28] Historia 30 lat KS Cracovia…, s. 11; [29] „Nowa Reforma” z 28 września 1906; [30] Sprawozdanie II Szkoły Realnej z 1907; [31] „Tygodnik Sportowy” z 7. października 1921. nr 21. 15-letni jubileusz T. S. Wisła w Krakowie; [32] „30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła”, Kraków 1936, s. 29; [33] Wspomnienia Romana Wilczyńskiego; [34] „Nowa Reforma” z 28 września 1906; [35] Kopiec Wspomnień J. Lustgarten,, „Narodziny krakowskiego sportu”, Kraków 1964, s. 377; [36] |„Nowa Reforma” z 23 października 1906; [37] [„Przegląd Sportowy” nr 41].; [38] Kopiec Wspomnień J. Lustgarten,, „Narodziny krakowskiego sportu”, Kraków 1964, s. 377; [39] taką informację podaje Małgorzata Jacko, "Powstanie i działalność parku Juvenia w latach 1911-1939"; [40] „Czas” z 14 kwietnia 1907; [41] Kukulski J., Pierwsze mecze, pierwsze bramki, s. 104; [42] tamże, s. 100; [43] „30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła”, Kraków 1936, s. 30; [44] „Przegląd Sportowy” z 22 maja 1936; [45] „50 lat Wisła Kraków, 1906-1956”, Kraków 1956. s. 9; [46] B., Sport piłki, Palant i Piłka nożna, s. 53; [47] „30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła”, Kraków 1936, s. 30; [48] „Ruch” latem 1906, a w Krakowie choćby „Czas” z 26 października; [49] „30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła”, Kraków 1936, s. 30; [50] Kopiec Wspomnień J. Lustgarten,, „Narodziny krakowskiego sportu”, Kraków 1964, s. 378; [51] „Czas” z 21 września; [52] Kopiec Wspomnień: J. Lustgarten , Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 378; [53] „Czas” z 26 października; [54] „25 lecie T.S. Wisła”, Kraków 1931; [55] „Czas” z 2 grudnia 1907; [56] „Głos Narodu” z 19 października 1907; [57] „Czas” z 16 stycznia 1908; [58] Kopiec Wspomnień: J. Lustgarten , Narodziny krakowskiego sportu, Kraków 1964, s. 379; [59] „Czas” z 3 kwietnia 1908; [60] Mielech S., Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 33-35]; [61] Kopiec wspomnień, s. 242; [62] „Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 191 maja 1931; [63] Kopiec Wspomnień J. Lustgarten,, „Narodziny krakowskiego sportu”, Kraków 1964, s. 380; [64] Mielech S., Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 17; [65] Kopiec wspomnień, s. 240-242; [66] tamże, s. 242; [67] Mielech S., Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 68-72; „Ruch” nr 9 z 1906; [68] „Czas” z 27 lutego 1908; [69] „Czas” z 2 czerwca 1908; [70] Mielech S., Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 146; [71]; tamże, s. 42; „Przegląd Sportowy” nr 25 z 1924; [72] Kukulski J., Pierwsze mecze, pierwsze bramki, Kraków 1988, s. 297. Wspomnienia Cepurskiego; [73] „Słowo Polskie” z 15 czerwca 1908; [74] „Czas” z 13 września 1908; [75] „Czas” z 5 października 1908; [76] „Nowa Reforma” z 10 października 1908; [77] „Czas” z 19 października 1908; [78] tamże; [79] „Nowa Reforma” z 19 października 1908; [80] „Głos Narodu” z 27 marca 1909; [81] „Nowości Ilustrowane” z 24 kwietnia 1909; [82] „Głos Narodu” z 30 kwietnia 1909; [83] „Nowa Reforma” z 19 kwietnia 1909; [84] „Czas” z 13 maja 1909 i „Czas” z 15 maja 1909; [85] „Głos Narodu” z 21 maja 1909; [86] „Nowa Reforma” z 21 maja 1909; [87] „Nowiny” z 22 maja 1909; [88] „Gazeta Powszechna” z 1 czerwca 1909; [89] „Głos Narodu” z 3 czerwca 1909; [90] „Głos Narodu” z 14 czerwca 1909; [91] Kopiec Wspomnień J. Lustgarten,, „Narodziny krakowskiego sportu”, Kraków 1964, s. 382-83; [92] „Ruch” z 11 lutego 1910; [93] ] „30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła”, Kraków 1936, s. 30-31; [94] Czas z 10 grudnia 1909; [95] „Czas” z 13 września 1909; „Nowiny” z14 września 1909; [96] Kałuża (ocena najlepszych napastników w Polsce) - „Raz, Dwa, Trzy nr 7 z 1932. 47 (wcześniej „Przegląd Sportowy” nr 25 z 1924; Mielech S., Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 42; [97] „Czas” z 27 września 1909; [98] „Kurjer Warszawski” z 28 września 1909; [99] Mielech S., Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 43; [100] „Czas” z 28 września 1909; [101] „30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła” Kraków 1936, s. 31; [102] „Gazeta Poniedziałkowa” z 25 kwietnia 1910