Jak wyobrażam sobie skład reprezentacji? - 1947

Z Historia Wisły

Jak wyobrażam sobie skład reprezentacji?

Przegląd Sportowy, 19 maja 1947r. (Poniedziałek), Nr 40, strona 2

Tadeusz Maliszewski

Jak wyobrażam sobie skład reprezentacji?

W obliczu międzypaństwowego meczu z Norwegią

Ostatnie dni nie były przyjemne. Zaczęło się od niepowodzeń piłkarzy. Później zaczęły napływać fatalne meldunki z Dublina i wreszcie mecz tenisowy z Anglikami. Z piłkarzami jest o tyle "pół biedy", że chodziło o mecze nieoficjalne o charakterze sparingowym, to też tragedia, jaką robiono dookoła wyników była raczej - histerią Dla piłkarzy rozpoczyna się dopiero ciężka droga. Wiedzie ona daleko na Północ. Wprawdzie nie aż do Narviku, gdzie chłopcy polscy przeżyli już jeden dramat, ale w pewnym wypadku wystarczyć może również - Oslo! W Oslo nie graliśmy do tej pory. Pierwszy mecz z Norwegami był we Frederiksztad, drugi w Berlinie, trzeci w Warszawie. Norwegowie mają nas w pamięci z dobrych lat 1936-1939. Bolejąc nad własnymi stratami i zniszczeniami w ciężkich dniach okupacji, zapominają, że przeżywaliśmy conajmniej równą okropność. Dlatego też dziwią nas opini wyrażane w prasie norweskiej. Chyba że chodzi o reklamę.

Reklama taka jednak zobowiązuje. Nie chcielibyśmy, by chłopcy nasi aż nazbyt rozczarowali. I dlatego: oczekujemy z ich strony uczciwej pracy i solidnego prowadzenia się w tych ostatnich dniach, jakie zostały jeszcze do wyjazdu. -Jak ustawiłby Pan skład? - rzuca pytanie płk. Reyman gdy wieczorem spotkaliśmy się po meczu ze Słowacją.

-Błądze w tej chwili niemniej niż Pan poomacku - piłkowniku! Przed laty należało do dobrej tradycji "Przeglądu Sportowego", że przy omawianiu spotkań międzypaństwowych nie czekaliśmy na decyzję kapitana sportowego lecz wysuwaliśmy nasze własne koncepcje, które w wielu wypadkach nie pozostawały bez wpływu na ostatnie rozstrzygnięcia naszego jednostkowego selekcjonera. Przed wojną sytuacja była inna. Korzystniejsza zarówno dla nieoficjalnego dziennikarskiego obserwatora jak i człowieka na którego barkach spoczywała odpowiedzialna opieka nad piłkarzami. Przed wojną składy montowaliśmy na podstawie wieloletnich dokładnych obserwacji drużyn i graczy. Dziś - dysponujemy na dobrą sprawę zaledwie jednorocznym materiałem doświadczalnym.

Przed wojną była liga, zbiorowisko najlepszych naszych piłkarzy, których miało się na oku każdej niedzieli, gdyż siły były naogół wyrównane i każdy mecz probierzem. Przed wojną kapitan sportowy mieszkając w Krakowie, widział każdą poza krakowską drużynę ligową najmniej trzy razy (z Wisłą, Cracovią, Garbarnią). Wystarczyła mała wycieczka na bliski Śląsk, by znakomicie uzupełnić te obserwacje. W wyjątkowych wypadkach można było przejechać się jeszcze do Poznania czy Warszawy. Dzisiaj... I cóż z tego, że kapitan sportowy wyjedzie do Poznania na mecz Wisły z KKS-em, jeśli nastepną okazją do przyjrzenia się KKS-owi czy Wiśle jest mecz z ...Ogniskiem siedleckim, względnie ...Motorem białostockim. Jesteśmy z pełnym uznaniem dla Ogniska i Motoru, klubów pracujących w bardzo trudnych warunkach, ale nawet zagorzali zwolennicy klubów tych zgodzą się z nami, że tego rodzaju mecze nie mogą być miernikiem wartości poszczególnych graczy! A co, nie mówliśmy! - krzykną teraz malkontenci, przeciwnicy obecnego systemu. Jednak nie mają racji.

Jest to rok przejściowy i nie było innej rady, jeśli chciało się mieć w ogóle ekstraklasę. Większość okręgów poszła za nią tylko pod warunkiem, że uzyska prawo współuczestniczenia w walce eliminacyjnej. Żałować raczej wypada, że zmarnowało się rok ubięgły. Bylibyśmy dzisiaj już znacznie dalej.

Jak wyobrażam sobie skład?

Przede wszystkim graczy zmobilizowanych na obóz należy tak podciągnąć kondycyjnie, by nie tylko wytrzymywali dobre tempo przez pełnych 90 minut, ale by umieli biegać i zrywać się szybko, by umieli skakać, by wiedzieli, że na piłkę nie czeka się, lecz idzie się do niej. Jednym słowem należy wzmocnić jak najbardziej walory atletyczne, które są podstawą nowoczesnego futbolu. Pamiętamy larum i płacz, jaki powstał na obozie Alec Jamesa, gdy aplikował po dzisięć rund! Anglik wiedział co robi. A szkoła jego "wyszła" w meczu z Węgrami, kiedyśmy ich położyli po przerwie ostrym finiszem. Istnieją dwie mozliwe kocepcje, gdy chodzi o napad. Jedna techniczno-kombinacyjna, druga przede wszystkim bojowa! Opowiedzielibyśmy się raczej za pierwszą, gdyż jeśli nie da nam ewent. zwycięstwa, to przynajmniej wykaże, że nie jesteśmy sztubakami. Druga może przynieść generalną klapę.

Atak w pierwszym wypadku wyglądałby następująco: (od lewego skrzydła) Bobula, Koczewski, Świcarz, Gracz, Baran. Koczewski i Gracz byłby doskonałym cofającymi się łącznikami umiejącymi wyzyskać skrzydła i ulkowanego z przodu Świcarza, którego walroy techniczne pozwolą również na prowadzenie sprawnej kombinacji trójką środkową. Warunkiem powodzenia tej koncepcji jest dobra kondycja Koczewskiego, Świcarza i Barana. O Gracza jesteśmy spokojni. Druga możliwość to Cieślik, Kohut, Gracz, Baran i jakiś lewoskrzydłowy odpowiadający Cieślikowi. Przed wyznanczaniem "obozowiczów", typowaliśmy w tym wypadku na środek napadu Cebulę. Wobec nieuwzględnienia go przez kapitana PZPN kandydatura jego odpada na rzecz Kohuta względnie może Spodziei, którego nie widzieliśmy podobnie jak Różankowskiego o którym nie mozemy nic powiedzieć. Zresztą nie chodzi w tej chwili o nazwiska tylko o zasadę. Albo kombinacja albo bojowość przy uszczuplonych zasobach technicznych, przy czym kombinacja wcale nie wyklucza również i bojowości.

Gdy chodzi o pomoc to: na środku Parpan, na prawo Jabłoński I, na lewo Kazimierczak lub Wapiennik. Chcielibyśmy zobaczyć Pieca II. Pamiętamy, że grał niegdyś bardzo dobrze na bocznej pomocy co prawda - prawej. W obronie chyba Szczepaniak i Flanek z Bromem w bramce i rezerwowym Boruczem, gdyż Jurowicz wcale nas nie przekonał. Jest to szkic ogólny. Przy najbliższej okazji zajmiemy się szczegółowym omówieniem.