Jan Kocoń

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 19:53, 15 lis 2018; Zdzis (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
Jan Kocoń
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 11.02.1993
wzost/waga 186/82
pozycja bramkarz
Drużyny juniorskie
Lata Drużyna
2008-2011 Wisła Kraków (j)
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
2010/11 (j) Wisła Kraków (ME) 2 0
2011/12 Wisła Kraków (ME) 9 0
2012/13 Wisła Kraków (ME) 10 0
2013/14 Wisła II Kraków 3 0
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.
Jan Kocoń w sezonie 2007/2008.
Jan Kocoń w sezonie 2007/2008.

Jan Kocoń (ur. 11 lutego 1993 r.) - wychowanek Wisły, bramkarz zespołów juniorskich i drużyny występującej w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy.

7 lipca 2012 roku zadebiutował w meczu pierwszej drużyny, z którą rozpoczął przygotowania do sezonu 2012/13. 19-letni Kocoń wszedł na boisko w drugiej połowie sparingu z Lechią Gdańsk, zastępując Michała Miśkiewicza. W 70. minucie został pokonany przez Piotra Grzelczaka. W październiku 2012 roku podczas treningu odniósł kontuzje zerwania więzadła krzyżowego. Gdy wrócił do zdrowia jego kolano znowu nie wytrzymało i jak się później okazało do gry w piłkę na dłużej już nie wrócił.


Spis treści

Artykuły. Wywiady

Kocoń: Stawiam na piłkę

Data publikacji: 12-07-2012 10:32

Do tej pory Janowi Koconiowi udawało się godzić naukę z grą w piłkę. Udawało mu się to lepiej niż dobrze, bo w Młodej Ekstraklasie regularnie stawał miedzy słupkami, a maturę zdał bardzo dobrze. Teraz, gdy z jednej strony powinien wybrać studia, a z drugiej zaczyna regularne treningi z pierwszą drużyną, staje przed trudnym wyborem. „Stawiam na piłkę” – określa się młody bramkarz. Zapraszamy do lektury rozmowy z wychowankiem Białej Gwiazdy.

Z reguły z bramkarze na swoją pozycję trafiają w dziwnych okolicznościach. Jak to było z Tobą?

Zaczynałem grać w piłkę jako prawy obrońca, podobnie jak mój brat, który także grał na tej pozycji w drużynach juniorskich w Wiśle. Po sześciu latach gry na prawej obronie, na jednym z obozów, kiedy okazało się, że nie ma kto stanąć na bramce, postanowiłem stanąć między słupkami. Bardzo mi się to spodobało, a dodatkowo naprawdę dobrze mi to wychodziło, dlatego postanowiłem zostać na stałe bramkarzem. Trenowałem wtedy w zespole trenera Chemicza, miałem wtedy dwanaście, może trzynaście lat.

Czyli w piłę grać zacząłeś mając sześć lat?

Tak, zgadza się. Zaczynałem w szkółce piłkarskiej u doktora Chemicza i jestem w Wiśle aż do teraz.

A kto zachęcił cię do grania w piłkę? Czy był to brat, o którym wspominałeś?

Tak, głównie to zasługa brata. On też trenował w szkółce u trenera Chemicza i to od niego zaraziłem się piłką nożną. Dodatkowo zawsze do grania namawiali mnie rodzice, chociaż w sumie dużo namawiać mnie nie trzeba było, bo od razu mi się to spodobało.

Gra na bramce spodobała Ci się na tyle, że potem nie ciągnęło cie już do gry w polu?

Tak. Lubiłem bronić od momentu, gdy wszedłem do bramki. Sprawia mi to naprawdę dużą przyjemność.

Nawet gdy rzucać się trzeba w błoto czy śnieg?

Oczywiście! Inaczej nie byłbym bramkarzem.

Mówi się, że drużyna powinna mieć dwóch szalonych zawodników: bramkarza i lewoskrzydłowego. Co jest szalonego w Tobie - zawodniku, który do autokaru wchodzi z książką w ręku, a maturę zdaje na rozszerzonym poziomie.

Nie zgadam się z tym stwierdzeniem. Moim zdaniem teraz bramkarze coraz częściej nie są tymi wariatami, ale ważny jest ich spokój w bramce. Oni mają dawać spokój całej drużynie. Nie jestem zwolennikiem bramkarzy, którzy są tymi przysłowiowymi wariatami.

I ty wpisujesz się w nurt tych spokojnych bramkarzy?

Tak, zdecydowanie.

Ale krzyknąć na obrońców potrafisz?

Oczywiście. To jest normalne, że trzeba rozmawiać z zawodnikami, podpowiadać im. Nie powinno to jednak być nerwowe. Bramkarz moim zdaniem powinien zachować zimną głowę, spokój w bramce.

Nawiązałem do matury, więc opowiedz coś o niej. Podobno bardzo ambitnie podszedłeś do egzaminu dojrzałości.

Udało mi się zdać wszystko. Jestem z siebie zadowolony. Chciałem dobrze zdać maturę, bo rodzice zawsze stawiali też na naukę. Ja też uważam, że jest to potrzebne, bo różnie w piłce bywa. Czasem przytrafi się kontuzja, więc warto mieć dobre wykształcenie, dlatego postawiłem też na naukę. Nie ukrywam, że jestem zadowolony z matury.

Mówisz o maturze ogólnikowo, ale chyba warto się pochwalić listą przedmiotów, które zdawałeś, bo to nie był najprostszy zestaw.

Zdawałem rozszerzoną matematykę i geografię, a także angielski na trudniejszym poziomie. Ogólnie jestem zadowolony z wyników wszystkich tych egzaminów.

Rodziców chyba masz idealnych. Z jednej strony zachęcają Cię do uprawiania sportu, a z drugiej dbają o Twoją edukację.

Jesteśmy bardzo z rodzicami zadowoleni z tego, że udało mi się to wszystko pogodzić. W szkole udało mi się załatwić indywidualny tok nauczania i zdawałem egzaminy z całego semestru. Starałem się oczywiście chodzić jak najwięcej do szkoły, ale mogło mnie nie być. Szkoła więc ułatwiła na pewno podejście do matury.

2010. Jan Kocoń podczas treningu z pierwszą drużyną.
2010. Jan Kocoń podczas treningu z pierwszą drużyną.

Taki indywidualny tok nauczania w przypadku sportowców jest regułą. Jak natomiast udało ci się pogodzić treningi z osiąganiem tak dobrych wyników w szkole?

Często było tak, że chociaż wracałem do domu zmęczony po treningu, to siedziałem potem do późnych godzin nad książkami. Starałem się przykładać do nauki i zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel – zdać maturę i przy tym osiągnąć jak największe sukcesy w piłce.

Nie denerwuje cię, że chociaż egzamin dojrzałości już za Tobą, to wszyscy zwracają się do Ciebie „Jasiu”?

Nie, dlaczego? Dzięki temu czuję się bardzo młodo (śmiech). Może są osoby, którym by się to nie podobało, natomiast mnie to jest zupełnie obojętne.

Tylko Sergei traktuje Cię jak dorosłego i zwraca się do Ciebie „Panie Jasiu”.

Tak, rzeczywiście. Sergei ma różne dowcipy, ale absolutnie mi one nie przeszkadzają.

Jak Ci się współpracuje z bramkarzami pierwszej drużyny?

Bardzo dobrze. Cieszę się, bo mogę się bardzo dużo od nich nauczyć. Szczególnie Sergei i Milan dają mi drobne podpowiedzi w trakcie treningów i to naprawdę dużo pomaga.

A kto jest Twoim bramkarskim wzorem?

W tym momencie jest nim Iker Casillas. Jest on fenomenem. Bardzo podobała mi sie także gra Edwina van der Sara, który niestety zakończył już karierę. Teraz więc oglądam głównie mecze z udziałem Casillasa, przyglądam się jego zachowaniu, temu jak się ustawia w poszczególnych sytuacjach. Imponuje mi jego spokój. Podobnie było zresztą w przypadku van der Sara, który miał wielkie opanowanie w bramce.

A ty jakim jesteś typem bramkarza: takim, który woli grę na przedpolu, czy tym, który pozostaje na linii?

Uważam, że w dzisiejszej piłce dla bramkarza bardzo ważna jest gra nogą i gra na przedpolu. To są moim zdaniem dwa kluczowe czynniki. To są więc rzeczy, które powinienem cały czas szkolić. Oczywiście, gra na linii, czy zachowanie w sytuacjach sam na sam też są bardzo ważne, ale teraz wiele się zmieniło w piłce i gra nogą jest u bramkarza naprawdę bardzo ważna.

Gdy wchodzisz do ćwiczeń z zawodnikami z pola, to czujesz, że w tej grze nogą nie odstajesz od nich?

Myślę, że sobie radzę. Gra nogą sprawia mi dużą przyjemność.

Na koniec powiedz, co teraz: z jednej strony trenujesz z pierwszą drużyną i wolnego na naukę już raczej nikt ci nie da, a z drugiej strony po maturze wypada wybrać jakiś kierunek studiów. Co więc zrobisz?

Cały czas zastanawiamy się z rodzicami, co dalej. Na pewno nie jest to łatwa decyzja, ale w tym momencie stawiam jednak na piłkę.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

M. Górski Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Jan Kocoń - fan Szybkich i Wściekłych oraz Ikera Casillasa

Dodano: 2014-03-01

Jeszcze jakiś czas temu był na fali wznoszącej. Z drużyn juniorskich awansował do pierwszej ekipy „Białej Gwiazdy”, terminując u boku Siergieja Pareiko czy też Michała Miśkiewicza. Regularnie grywał w meczach MESA, do momentu, gdy przytrafiła mu się groźna kontuzja. Aktualnie JAN KOCOŃ walczy o powrót do pełnej dyspozycji, dzieląc się z serwisem WislaLive.pl swoimi spostrzeżeniami.

Jeszcze jakiś czas temu byłeś etatowym uczestnikiem treningów z udziałem I drużyny Wisły Kraków. Na jednym z treningów w październiku 2012 roku upadłeś jednak tak, że uszkodziłeś więzadła w lewym kolanie. Pierwotnie miałeś pauzować 5 miesięcy, ale przerwa trwała dłużej. To najtrudniejszy moment w Twojej przygodzie z futbolem?

Myślę, że tak. Kiedyś, jak byłem młodszy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przydarzy mi się jakaś kontuzja. Niestety trafiło akurat na mnie. To jest najgorszy moment w mojej przygodzie z piłką. Po 6 miesiącach ciężkiej rehabilitacji dzięki całemu sztabowi medycznemu wróciłem do zdrowia, jednak kontuzja się ponowiła. Miałem drugą operację. Teraz cały czas przechodzę rehabilitację i czeka mnie długa droga powrotu do formy i do normalnego trenowania.

Czego uczy piłkarza poważny uraz w tak młodym wieku?

Uraz nauczył mnie pokory, wytrwałości oraz tego, że nie należy się poddawać, lecz wciąż dążyć do celu.

Na jakim etapie jesteś dzisiaj? Ponoć Twoimi usługami bramkarskimi zainteresowana była Limanovia. Jesteś już zdrowy i na tyle silny, by powalczyć o miejsce w II-ligowej bramce?

Tak, pojawiła się oferta z Limanovii, jednak po rozmowie z fizjoterapeutami doszliśmy do wniosku, że jeszcze za wcześnie na to. Do końca czerwca powinienem trenować indywidualnie.

Jak jest teraz z bramką „Białej Gwiazdy”? Jest Miśkiewicz, Bieszczad oraz Ty czy Zając? Jest między Wami rywalizacja?

Misiek dominuje, ma doświadczenie i miał bardzo udaną rundę. Ale Gerard i Mateusz też pewnie będą łatwo miejsca w bramce nie oddadzą.

Gdy leczyłeś uraz w Wiśle następowały zmiany. Nie ma już np. trenera bramkarzy Pawła Primela. To dobry fachowiec?

To był bardzo dobry trener. Miałem przyjemność z nim pracować za kadencji trenera Probierza. Współpraca dobrze się układała.

Miałeś okazję współpracować z trenerem Tomaszem Muchińskim? Mógłbyś go jakoś porównać do trenera Primela?

Z trenerem Muchińskim współpracowałem bardzo krótko. Każdy trener się różni, każdy uczy czegoś nowego. Obaj są dobrymi fachowcami.

Miniona runda to popis Michała Miśkiewicza. Byłeś zaskoczony tak dobrą postawą "Miśka"?

Ciężko powiedzieć. Miśkowi mogło albo wyjść albo nie wyjść. Ale zaprezentował się bardzo dobrze. Można powiedzieć, że był najlepszym bramkarzem w minionej rundzie. Myślę, że i w nadchodzącej rundzie nas nie zawiedzie. Bardzo mu kibicuję. Ma szansę na bycie najlepszym bramkarzem sezonu.

Jak wspominasz grę w młodej Ekstraklasie? Któryś mecz szczególnie zapadł Ci w pamięci?

Trochę czasu minęło już od tego. Nie było jakiegoś takiego wyjątkowego meczu. Myślę, że jeszcze czekam na ten mecz, może w pierwszej drużynie.

Jakiś chciałbyś wymazać z pamięci? Bo jednak Wisła nie osiągała wtedy dobrych wyników…

Nie mam takiego. Zawsze nawet, jeśli mecz jest nieudany to staram się z tego meczu wyciągnąć wnioski i znaleźć jakieś plusy. Nie było jakiegoś meczu, którego żałuje. Jeśli zdarzał się jakiś błąd, to wiem, że już go więcej nie popełnię.

Fani Wisły zapewne niewiele jeszcze wiedzą na temat Twojego życia prywatnego. Możesz zdradzić gdzie się uczysz teraz? I jak łączysz to z treningami?

Aktualnie zakończyłem III semestr studiów na Akademii Górniczo-Hutniczej. Studiuję zarządzanie. Nie łatwo jest pogodzić studia ze sportem, ale mam indywidualny tok studiów. Mój wydział bardzo mi pomaga. Jakoś sobie radzę.

Jakie masz formy spędzania wolnego czasu? Jakieś hobby poza piłką?

Lubię przeczytać dobrą książkę. Także lubię kino. Moim ulubionym filmem są „Szybcy i wściekli”, bo jestem fanem motoryzacji.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z piłką? Skąd ta pasja?

Wszystko zaczęło się przez mojego starszego brata. On zaczął grać w szkółce. To on miał największy wpływ na mnie. Z nim zaczynałem grać w piłkę na podwórku. Oczywiście też rodzice nakierowali mnie na piłkę.

A dlaczego akurat wybrałeś bramkę?

Zaczynałem grać jako prawy obrońca. Ale na jednym z obozów zabrakło bramkarza, więc postanowiłem spróbować swoich sił na bramce. Bardzo mi się spodobało. I tak się zaczęło.

Masz swoich sportowych idoli? Kogoś, kto Cię inspiruje?

Moim idolem jest Iker Casillas. Nie jest bardzo wysokim bramkarzem, podobnie jak ja. A jest szybki i dynamiczny. Podoba mi się to jak gra. Ale staram się też patrzeć na innych bramkarzy. Od każdego da się coś podglądnąć i wnoszę to potem do mojej gry.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Ja również dziękuję.

Rozmawiała PAULINA S

Źródło: wislalive.pl

Jan Kocoń: „To, że poszedłeś na trening z pierwszą drużyną niewiele znaczy”

20 października 2015

W Wiśle Kraków Jan Kocoń pokonywał każdy szczebel juniorskiej kariery by w końcu dostać się na stałe do pierwszej drużyny. W 2012 roku Michał Probierz widział w nim nawet podstawowego bramkarza Białej Gwiazdy. W tym samym czasie przytrafiła się mu pierwsza poważna kontuzja – zerwanie więzadła krzyżowego. Gdy wrócił do zdrowia jego kolano znowu nie wytrzymało i jak się później okazało do gry w piłkę na dłużej już nie wrócił. – Pomagam rodzicom prowadzić firmę, studiuję, także teraz nie mam nawet czasu myśleć o tych kontuzjach i co by było gdyby – mówi w rozmowie z nami.

Ile łącznie miałeś kontuzji? – Tylko dwie, ale to były dwie najcięższe kontuzje, jakie mogąc spotkać sportowca. Dwukrotnie zerwałem więzadło krzyżowe w tym samym kolanie. Za pierwszym razem wydarzyło się to za kadencji trenera Michała Probierza. Miałem siedem miesięcy absencji, przyszedł trener Smuda i było ciśnienie, żeby wrócić szybciej. Potem podczas okresu przygotowawczego się to powtórzyło.

Wcześniej nie miałeś żadnych problemów ze zdrowiem? – Nie, kompletnie. To był rozruch przed meczem z Jagiellonią Białystok w Młodej Ekstraklasie. Niestety źle upadłem i kolano strzeliło. Myślałem, że minie pół roku i wrócę. Będąc wtedy w pierwszej drużynie, wiedziałem już jak to wygląda i to mnie mobilizowało. Do tego cały sztab medyczny, który wspiera cię i pomaga wrócić do zdrowia. Rozmawialiśmy dużo i byłem przekonany, że jestem gotowy. Zaczął się mocny okres przygotowawczy, ja jak na bramkarza bardzo dużo biegałem i na jednym z treningów sytuacja się powtórzyła.

Kontuzja trafiła ci się w bardzo złym momencie. Mówiło się wtedy, że Probierz szykował cię na pierwszego bramkarza. – Też o tym słyszałem, ale to jest sport i trzeba się liczyć, że takie rzeczy się zdarzają. Niestety mnie w najgorszym momencie. Co młody zawodnik, stojący przed sporą szansą i doznający w takim momencie kontuzji czuje? – Na pewno uczy się pokory. To, że poszedłeś na trening z pierwszą drużyną niewiele znaczy.

Mówisz o tym spokojnie. Dużo było wcześniej żalu? – To już chyba minęło. Poszedłem na studia, trochę pracuję i staram się nie myśleć o tym. Wiadomo, to już było i nie ukrywam, że było bardzo ciężko. Jeżeli ma się przed sobą taką szansę i się ją traci przez kontuzję… Każdy chłopak, który się znajduje w Wiśle Kraków marzy o debiucie w pierwszej drużynie.

Po drugiej kontuzji wróciłeś do gry w rezerwach. Zagrałeś trzy mecze, dwa z nich na zero z tyłu. – Szczerze mówiąc byłem zadowolony z tych meczów, bo były to moje pierwsze, nie licząc sparingów, występy po praktycznie dwóch latach. Jednak wraz z rodzicami podjąłem decyzję, że jest zbyt duże ryzyko odnowienia kontuzji. Miałem tę alternatywę, że mogłem iść na studia i zająłem się czymś innym.

Studia w kierunku piłki? – Myślałem o tym, ale wolałem coś innego po prostu. Siedziałem w tym od małego, chciałem jakąś odskocznię. Do czegoś, co mnie równie bardzo interesuje. Studiuję w Akademii Górniczo-Hutniczej na Wydziale Zarządzania.

Kiedyś w rozmowie z oficjalną stroną Wisły wspominałeś właśnie, że stanąłeś przed wyborem: studia albo piłka. – Było tak! Ale potem, wynikło to też z rozmowy z rodzicami, podjęliśmy decyzję, że warto mieć przygotowany plan B – polecam to każdemu. Na studia poszedłem od razu po maturze. Gdy jeszcze grałem miałem indywidualny tok nauczania, prowadzący zajęcia pomagali mi bym mógł łączyć jedno z drugim.

Z łatwością jednak piłki nie rzuciłeś. – Jeżeli całe życie poświęcasz by grać wysoko, to nigdy takie decyzje nie będą łatwe. Tę swoją podejmowałem długo, były momenty, że chciałem wrócić, ale musiałem w stu procentach postawić na jedno i wybrałem inną rodzaj kariery. Niedosyt pozostaje, bo kochałem to, co robiłem i pewnie będzie mi on towarzyszył do końca życia. Wychodzę jednak z założenia, że nie można jednak rozpaczać. Trzeba robić wszystko, żeby się rozwijać, nawet jeśli niekoniecznie w piłce. Odrzucić od siebie myślenie typu „przecież miałem być piłkarzem”, bo mając to ciągle w głowie nigdy nie będziesz w czymś dobry.

Co ci zapadło w pamięci jeśli chodzi o twoje początki w – wtedy jeszcze – Szkółce Piłkarskiej Wisły? – Zaczynałem jak każdy u trenera Stanisława Chemicza. Oprócz podstaw piłkarskich, wychował też wielu zawodników pod względem kultury do drugiego człowieka. Można powiedzieć, że w jakiś sposób przygotował do życia poza piłką. Co było mega fajne? Jeździliśmy na bardzo dużo turniejów, zwiedzieliśmy prawie pół Europy. To było coś.

Źródło: akademiawisly.pl