Janusz Basałaj

Z Historia Wisły

Janusz BasałajFoto: Andrzej Kida/wislakrakow.com
Janusz Basałaj
Foto: Andrzej Kida/wislakrakow.com

Janusz Basałaj (ur. 4 grudnia 1958 r.) – prezes Wisły Kraków w sezonie 2004/2005 (od 25.11.2004 do 29.06.2005). Jego poprzednikiem był Tadeusz Czerwiński, następcą zaś Zdzisław Kapka. Za jego kadencji Biała Gwiazda zdobyła mistrzostwo Polski. Prywatnie - brat Bogdana Basałaja.

Janusz Basałaj to znany publicysta, autor cenionych felietonów, chociaż popularność zyskał przed wszystkim jako dziennikarz telewizyjny. W latach 1992-1994 komentował mecze piłki nożnej w Telewizji Polskiej (od 1996 także w Eurosporcie). Następnie objął posadę dyrektora ds. sportowych w Canal Plus. W latach 2002 - 2004 był kierownikiem redakcji sportowej TVP1, lecz 6 września 2004 roku złożył dymisję. 4 października 2004 roku objął stanowisko szefa polityki medialnej grupy Tele-Fonika, a 25 listopada 2004 roku został prezesem Wisły.

Po roku wrócił do pracy dziennikarskiej, tym razem w "Życiu Warszawy". Był też redaktorem w "Polska The Times" i zastępcą redaktora naczelnego "Przeglądu Sportowego". W 2007 roku został komentatorem i ekspertem stacji nSport. Po roku znów zmienił miejsce pracy - został redaktorem naczelnym Orange Sport, a wkrótce również Orange Sport Info.

Spis treści

Czytaj też

Janusz Basałaj szefem polityki medialnej grupy Tele-Fonika

15. październik 2004

O godzinie 14.00 rozpoczęła się w budynku klubowym konferencja prasowa, na której swoją osobę przedstawił Janusz Basałaj - koordynator medialny wszystkich spółek wchodzących w skład Tele-Foniki Kable S.A., w tym Wisły Kraków S.S.A.

- Od 4 października pracuję w grupie Tele-Fonika, zajmuje sie komunikacją, kontaktami z mediami, tzw. public relations, chyba nie ma polskiego odpowiednika dla tej nazwy - podoba mi się określenie "kierownik działu prasowego" - stwierdził na wstępie Janusz Basałaj. - Mam nadzorować i kontrolować politykę medialną w grupie Tele-Fonika, kształtować dobry wizerunek tej firmy. Wisła Kraków jest okrętem flagowym Tele-Foniki, zatem moje obowiązki będą skupiały się i zbliżały do klubu, który jest mistrzem Polski.

- To zaszczyt pracować w Tele-Fonice, współpracować z Wisłą - dodał brat wiceprezesa "Białej Gwiazdy". - Klub wymaga tego, by pisać i mówić o nim dobrze. Zdaję sobie sprawę, że nic tak dobrze nie robi klubowi sportowemu jak zwycięstwa zawodników, ale jak to w życiu: czasami są kłopoty i problemy. Trzeba wtedy wiedzieć, że to klub z sukcesami a następne sukcesy przyjdą. Wszystko w nogach piłkarzy, w głowie pana trenera i osobach zarządzających.

To dla mnie zaszczyt i honor siedzieć obok takich znakomitości, obok ludzi którzy tak ładnie reprezentują polską piłkę. Mam tu na myśli szczególnie ostatnie mecze reprezentacyjne, gdzie piłkarze Wisły pokazali wielką klasę i przybliżyli dla Polski możliwość uczestnictwa w piłkarskich mistrzostwach świata. Za nimi jeszcze mniej niż połowa drogi, ale już teraz jest się czym pochwalić i szczycić.

Janusz Basałaj od 4 paździenika objął funkcję dyrektora ds. komunikacji społecznej i public realtions Tele-Fonika Kable SA. Rzecznikiem prasowym Wisły Kraków pozostaje Jarosław Krzoska, rzecznikiem Tele-Foniki SA - Jerzy Jurczyński.

Źródło: wislakrakow.com
(rav, Fanka)

Bogusław Cupiał i Janusz Basałaj podczas meczu z Górnikiem w Krakowie 25 maja 2005. Foto: Rzepa/wislakrakow.com
Bogusław Cupiał i Janusz Basałaj podczas meczu z Górnikiem w Krakowie 25 maja 2005.
Foto: Rzepa/wislakrakow.com

Rewolucja w Wiśle!

25. listopada 2004

Właściciel Wisły Bogusław Cupiał walnął pięścią w stół. Chciał zmienić trenera i zmieni. Ostatnie przeszkody zostały już usunięte - ze stanowisk wyleciał cały zarząd z prezesem Tadeuszem Czerwińskim na czele. Tymczasowym prezesem Wisły został Janusz Basałaj, którego pierwszym zadaniem będzie wręczenie dymisji Henrykowi Kasperczakowi.

W lakonicznym komunikacie wystosowanym przez Wisła Kraków S.S.A. napisano: "Z dniem 25 listopada 2004 roku przestał pełnić funkcję zarząd spółki w składzie Tadeusz Czerwiński, Bogdan Basałaj, Zdzisław Kapka. Tymczasowym prezesem zarządu został Janusz Basałaj, który będzie pełnić swą funkcję społecznie."

Tadeusz Czerwinski Prezes Tadeusz Czerwiński nie krył w rozmowie z nami oburzenia. Zaznaczył, że dzisiejsza decyzja nie ma nic wspólnego z dymisją, do której zarząd podał się (za poleceniem Huberta Praskiego) tuż po porażce w Tbilisi. - Nie dostaliśmy nic na papierze - grzmiał w czwartek wieczorem Czerwiński. Zapytaliśmy, czy uważa, że decyzja ma związek z planowaną dymisją trenera Kasperczaka. - Jeśli pan czyta gazety, to doskonale pan wie, kto był ostatnim obrońcą trenera - rzucił podenerwowanym głosem Czerwiński. - Właścicielowi klubu nie wolno się przeciwstawiać - dodał. Według ostatnich informacji, członkowie zarządu nie zostali usunięci z klubu. Nadal są jego pracownikami, jednak zostali pozbawieni stanowisk w zarządzie.

Gdy na początku października Janusz Basałaj obejmował stanowisko koordynatora medialnego wszystkich spółek wchodzących w skład Tele-Foniki Kable S.A., w tym Wisły Kraków S.S.A. "Dziennik Polski" piórem Jerzego Sasorskiego pisał, że oto nowy prezes "Białej Gwiazdy". Dzisiaj te informacje znajdują potwierdzenie, gdyż według naszych informacji nominacja Janusza Basałaja na stanowisko prezesa nie ma znamion tymczasowej. To po prostu nowy prezes Wisły.

Znamy już nowego prezesa, na dniach poznamy nowego trenera. Zachowanie posady przez Henryka Kasperczaka byłoby niemal cudem!


Źródło: wislakrakow.com
(mat19)


Janusz Basałaj: Nie przyjechałem zwalniać trenera

26. listopada 2004

- W sprawie trenera Henryka Kasperczaka decydujące i jedyne zdanie ma właściciel klubu Bogusław Cupiał. Do tej decyzji się podporządkujemy - powiedział na dzisiejszej konferencji prasowej nowy prezes Wisły Kraków S.S.A. Janusz Basałaj.

- Nie przyjechałem tutaj zwalniać trenera. Sam pracowałem w mediach i wiem że trzeba pisać ciekawie, ale bez przesady. Po powrocie Cupiała z wakacji około 6 lub 7 grudnia dojdzie do spotkania właściciela ze szkoleniowcem. Na dzień dzisiejszy trenerem jest pan Kasperczak - wyjaśnił nowy prezes.

- Przyjeżdżam tutaj z gałązką oliwną. To co w ostatnich tygodniach dzieje się wokół Wisły wymaga uspokojenia. Chciałbym, by wszyscy, którym na sercu leży dobro tego klubu opanowali emocje i próbowali na to spojrzeć bez fantastycznych spekulacji - mówił Basałaj. - Mam nadzieję, że Wisła która już jest wielkim klubem i gra wielką piłkę, nadal będzie na fali wznoszącej się.

- W klubie trwa przemyślany proces restrukturyzacji, zmiany organizacji klubu. Będziemy nad tym pracowali z radą nadzorczą i właścicielem, wszystko po to, by Wisła funkcjonowała sprawnie. Chcemy, by był to klub ludzi rzetelnych, kompetentnych i uczciwych - zapewnił nowy prezes Wisły.

Basałaj nie potwierdził, że została podpisana umowa z Wernerem Liczką, ponieważ takiego dokumentu nie widział. - Pracuję jako prezes kilkanaście godzin, do Krakowa przyjechałem o 10 - tłumaczył. Także w sprawie transferów z Wisły nie dowiedzieliśmy się nic konkretnego poza stwierdzeniem: - Pojawiło się kilka propozycji różnego rodzaju - jedne mniej poważne, inne bardziej. Jest to jeden ze sposobów załatania dziury w budżecie.

Nowy prezes zapowiada zmiany w strukturze klubu oraz przybycie do niego nowych osób. Jedną z nich jest Grzegorz Mielcarski (piszemy o tym TUTAJ). W skład zarządu wszedł dotychczasowy członek Rady Nadzorczej Ireneusz Reszczyński. Janusz Basałaj chciałby, by o klubie pisało się dobrze a nie tylko w nurcie sensacji i plotek. Zapowiada lepsze zorganizowanie polityki informacyjnej klubu.

Konferencji prasowej przysłuchiwali się m.in. trenerzy Henryk Kasperczak i Jerzy Kowalik. Po spotkaniu z dziennikarzami na kilkanaście sekund w kawiarni klubowej pojawił się szef Rady Nadzorczej Hubert Praski, który wcześniej rozmawiał z odchodzącym prezesem Tadeuszem Czerwińskim. Namawiany, by również odpowiedział na zbiorowe pytania przedstawicieli mediów - odmówił, proponując wpisanie się dziennikarzy na listę i przeprowadzenie indywidualnego wywiadu. Nie skorzystaliśmy z zaproszenia; po południu PAP i portal Interia.pl powinny przekazać opinie Huberta Praskiego na temat ostatnich wydarzeń. Zapisu rozmowy z szefem Rady Nadzorczej naszego klubu można się też spodziewać w jutrzejszych wydaniach niektórych gazet (m.in. Dziennik Polski).

Źródło: wislakrakow.com
(rav)

Janusz Basałaj w rozmowie z Tomaszem Frankowskim przed meczem z Amiką we Wronkach 24 kwietnia 2005 roku.Foto:Daniel Gołda/wislakrakow.com
Janusz Basałaj w rozmowie z Tomaszem Frankowskim przed meczem z Amiką we Wronkach 24 kwietnia 2005 roku.
Foto:Daniel Gołda/wislakrakow.com

Janusz Basałaj - sylwetka

26. listopada 2004

Uwielbia filmy z Bondem, ksiązki Mario Puzo, Forsytha i Ludluma. Rządy w Wiśle chciałby sprawować jak bohater innych ulubionych filmów ojciec chrzestny. - Nie chcę być Bondem. Wolałbym subtelnie zarządzać ludźmi - mówi nowy prezes "Białej Gwiazdy", Janusz Basałaj.

Kibicom jest głównie znany z obecności w mediach. Swoją przygodę z mediami rozpoczął w 1983 roku, kiedy trafił do "Przeglądu Sportowego". Początkowo pracował jako goniec w redakcji nocnej, dwa lata później został młoszym redaktorem w dziale reportaży, a w 1986 roku trafił do działu piłkarskiego. W roku 1991 awansował i został kierownikiem działu piłkarskiego "Przeglądu Sportowego".

Kibice znają Basałaja nie tylko z felietonów i artykułów ukazujących się w prasie, ale również z telewizji. W latach 1992-94 współpracował z TVP w roli komentatora sportowego. Był między innymi jednym z wysłanników polskiej telewizji na finały piłkarskich mistrzostw świata w 1994 roku, które rozgrywane były w Stanach Zjednoczonych.

Po tym turnieju pożegnał się telewizją publiczną i przeniósł się do nowo powstającej telewizji Canal+. Tam od razu objął stanowisko szefa redakcji sportowej. Podczas pracy w C+ komentował ważne piłkarskie wydarzenia, tak jak mecze ligi polskiej, angielskiej czy włoskiej.

1 września 2002 roku wrócił do TVP, zastępując Roberta Wichrowskiego na stanowisku szefa redakcji sportowej Telewizji Publicznej. Podczas swojej pracy w TVP podobnie jak wcześniej komentował mecze między innymi reprezentacji Polski i polskich drużyn w europejskich pucharach. Ze stanowiska zrezygnował, gdy TVP nie przeprowadziła relacji z meczu WIT Georgia - Wisła Kraków, choć miała do tego prawa.

Z Wisłą nazwisko Janusza Basałaja kojarzy sie od 4 października 2004 roku, gdy objął stanowisko dyrektora do spraw komunikacji i kontaktów z mediami w Telefonice. od 25 listopada tego roku jest prezesem Wisły Kraków. Po nominacji na stanowisko... padła mu bateria w telefonie komórkowym. - Odebrałem wczoraj tysiąc życzeń, przestróg, wyrazów współczucia itd. Brat jeszcze mi nie pogratulował, gdyż nawet nie zdążyłem z nim porozmawiać. Wsiadłem w pociąg i od godziny 10:00 jestem w Krakowie. Teraz będę kursował między Warszawą a Krakowem. Chyba kupie sobie bilet miesięczny na ekspres.

Zna trzy języki: angielski, francuski i rosyjski.

Źródło: wislakrakow.com
(maaarcin, mat19)


Janusz Basałaj podał się do dymisji

29. czerwca 2005

Wisła Kraków SSA oficjalnie potwierdziła nasze wcześniejsze doniesienia o dymisji Janusza Basałaja. Z dniem dzisiejszym prezes piłkarskiej Wisły złożył rezygnację ze swego stanowiska, które piastował od końca zeszłego roku.

- Okoliczności swojej rezygnacji pan Janusz Basałaj przedstawił w specjalnym oświadczeniu. W dniu jutrzejszym podjęta zostanie decyzja właściciela klubu, czyli Tele-Fonika Kable SA, o nominacji nowej osoby na stanowisko p.o. prezesa zarządu spółki - poinformował Jerzy Jurczyński, rzecznik prasowy Wisła Kraków SSA.

Oświadczenie

29 czerwca 2005 złożyłem rezygnację z funkcji prezesa zarządu Wisły Kraków S.S.A. Przez blisko 8 miesięcy miałem przyjemność kierowania wspaniałym klubem, który od lat jest po prostu najlepszy w Polsce. To był trudny czas dla Wisły. Zmiana trenera, chęć odejścia najlepszych zawodników, zapowiedź częściowej sprzedaży akcji klubu, zawirowania personalne - wszystko to sprawiło, że o Wiśle mówiło się i pisało bardzo różnie. Nie uchylam się od odpowiedzialności za wszystkie czyny, wypowiedzi i decyzje jakie podejmowałem na fotelu prezesa klubu. Zawsze miałem na celu dobro Wisły i jej wielkość. Chciałem by rządziła w Krakowie i w Polsce. I tak było. Mistrzostwo Polski tak realne po rundzie jesiennej wiosną stało się faktem, mimo, że pierwsza drużyna nie grała tak efektownie i skutecznie w poprzednich latach. Były to skutki klubowej transformacji po transferach Damiana Gorawskiego i Mirosława Szymkowiaka oraz zmiana stylu gry po odejściu trenera Henryka Kasperczaka. Pragnę przeprosić wszystkich tych, których moje postępowanie jako prezesa klubu zraniło. Chcę też podziękować wszystkim, z którymi przyszło mi współpracować.

Dziś Wisła to klub, który ma w swych szeregach 8 reprezentantów Polski, planowo przebiega modernizacja stadionu (wkrótce zostanie oddana do użytku nowa trybuna) a w stulecie klubu wkracza z podniesioną głową. Wierzę, że wreszcie powalczy skutecznie o Ligę Mistrzów. Oby obchody stulecia klubu zbiegły się ze świętowaniem kolejnego tytułu mistrza Polski.

Dziś przyszedł czas na nowe, także personalne rozwiązania dla Wisły. Uznałem, że moja misja w najlepszym polskim klubie dobiegła końca. Mimo pozytywnej opinii o mojej pracy wyrażonej przez właściciela klubu postanowiłem odejść. Nie chciałbym przeszkadzać w rekonstrukcji klubu i drużyny. Niech nowa ekipa menedżersko-szkoleniowa pomyślnie prowadzi Wisłę. JAZDA, JAZDA, JAZDA BIAŁA GWIAZDA...

Janusz Basałaj


Źródło: wislakrakow.com na podstawie Biuro Prasowe Wisła SSA
(nikol)

J. Basałaj: Czerwiński musiał być zasłużonym towarzyszem...

Dodano: 2012-04-16 13:02:56 (aktualizacja: 2012-05-23 20:46:01)

eŁPe / WislaLive.pl

Nieczęsto zdarza się, by bracia pełnili tę samą funkcję – w tym samym klubie. Tak było w przypadku Janusza i Bogdana Basałajów, którzy swego czasu zasiadali w fotelu prezesa Wisły Kraków. Z panem Januszem spotkaliśmy się w siedzibie Orange Sport, gdzie pełni funkcję redaktora naczelnego, by porozmawiać na temat drużyny "Białej Gwiazdy".


Kto był lepszym prezesem Wisły? Pan czy brat?

Janusz Basałaj: Ja byłem prezesem tylko przez siedem miesięcy, Bogdan całe lata.... Dla mnie to była swego rodzaju przerwa - fascynująca i trudna - w mojej karierze dziennikarskiej.

A kto ma większe zasługi dla tego klubu?

JB: Z pewnością mój brat. Ja nawet myślałem sobie ostatnio, co przez te siedem miesięcy zrobiłem dla Wisły. Ściągnąłem Mielcarskiego - jednego z bardziej obiecujących menadżerów w polskiej piłce, odkryliśmy Błaszczykowskiego, z wypożyczenia wrócił także wówczas Paweł Brożek. Niedługo przed moim odejściem - tak na osiemdziesiąt procent dopiąłem transfer Żurawskiego do Szkocji. Bardzo mi zależało, by „Żuraw” przeniósł się właśnie na Wyspy a nie do Turcji. Byłem przekonany, że jego transfer utoruje drogę do Szkocji innym Polakom. To było siedem bardzo ciekawych i ekscytujących miesięcy mojego życia. Niemniej jednak porównywanie się z moim bratem nie ma sensu. On tę pracę traktował śmiertelnie poważnie, a ja zostałem ściągnięty do Wisły trochę alarmowo.

Pan początkowo pracował stricte w TeleFonice…

JB: Tak, odpowiadałem wówczas za PR. Jak już się zagospodarowałem na swoim, to pan Cupiał wezwał mnie do siebie i powiedział żebym coś w tej Wiśle porobił - wiadomo - sprawa z Kasperczakiem…

Czy jest jakaś rzecz, której nie udało się zrobić i teraz Pan tego żałuje? A może żałuje Pan czegoś, co Pan zrobił…?

JB: Chyba byłem zbyt krótko, by teraz czegoś żałować. Wisła to jest bardzo specyficzny klub, w którym jest silny osobowościowo i kapitałowo właściciel. Dlatego też trudno mieć w tym klubie swoją szeroko rozumianą politykę. Pan Cupiał dba o Wisłę i lubi wiedzieć o wszystkim, co dzieje się przy Reymonta. Bez wiedzy właściciela nie podejmuje się tam żadnej decyzji finansowej. Prezes zarządu, zarząd i wszyscy pracownicy są trybami w tej wielkiej machinie TeleFoniki.

W czerwcu minie siedem lat, kiedy odszedłem z Wisły. Wie Pan, ja wychodzę z założenia, że wspomnienia są zawsze bez wad. Chociaż… pamiętam mecz z Górnikiem, kiedy cały stadion krzyczał „Basałaj spierdalaj”. Tego akurat zapomnieć nie mogę, bo nic złego Wiśle nie zrobiłem. No ale to, że ludzie wówczas tak krzyczeli, to kwestia manipulacji pewnych kręgów, bo właściciel na to pozwolił. Jestem świadom tego, że ludzie z zarządu czy pracownicy klubu nie mają ochrony właściciela. Wie Pan co się stało, kiedy prezes Legii - pan Miklas - dostawał pogróżki od bandytów? Pan Walter dał mu ochronę. Można żartobliwie powiedzieć, że prezes Cupiał zdjąłby taką ochronę (śmiech).

Chce Pan powiedzieć, że ludzi, którzy niepochlebnie się o Panu wypowiadali powinno się wtedy ze stadionu Wisły usunąć?

JB: Nie, ja tak nie uważam. Po prostu nie rozumiem tej agresji, zaciekłości i furii. Co ten biedny Basałaj zrobił tym wszystkim kibicom?! To, że powiedział kilka słów o Kasperczaku i Czerwińskim?! Ja jestem człowiekiem dosyć wyrazistym i nie ukrywam swoich emocji. Nie wiem… być może to błąd. Nawet dziś, kiedy czasami idę przez Rynek Główny w Krakowie, to słyszę za plecami szepty „Basałaj spierdalaj”. Przyjdź człowieku i powiedz mi to prosto w oczy!

Powtórzę raz jeszcze: nie rozumiem tej nienawiści. Wie pan, o co ja byłem posądzany pracując w Krakowie? Że jestem koniem trojańskim Legii - a w życiu z Legią nic nie miałem wspólnego. Prawdziwi legioniści dopiero później zjawili się przy Reymonta: Engel, Skorża, Bednarz, Kazimierski itp. Widział pan większych legionistów? Bo ja nie… Dostało się Basałajowi, którego z Legią nic nie łączyło. Ale co tam - było minęło. Ja życzę krakowskim kibicom dokładnie tego samego, czego oni mi życzą. Lubię ich tak samo, jak oni lubią mnie.

Czy Bogusław Cupiał to trudny szef do współpracy?

JB: Bez wątpienia jest to osoba fascynująca, ale także bardzo wymagająca. Muszę panu powiedzieć, że przez te piętnaście lat nauczył się futbolu i zna się na nim całkiem nieźle. Być może problem polega na tym, że w Wiśle, tak jak w TeleFonice, zbyt dużą rolę odgrywają frakcje i koterie. Kiedy Bogdan ściągał do Wisły Valckxa i Maaskanta, to za Cupiałem chodzili ludzie i mówili „Za tych Holendrów posypią się głowy”. Ci sami ludzie później mówili: „Ja to bym taniej zrobił, za połowę ceny”. Przecież ja nawet znam tych ludzi…

Jakieś konkretne nazwiska tych „podpowiadaczy”?

JB: Uważam, że za pomysłem powrotu Bednarza do Wisły stoi pan Rogala. Sam mi o tym mówił w październiku. Ja nie oceniam tych zmian. Uważam, że jest to kolejny moment, kiedy wykorzystano zniechęcenie prezesa Cupiała, który był bardzo blisko Ligi Mistrzów. Teraz jest nowa opcja - „odnawiamy”! Przyszedł Jacek Bednarz - reformator. Jak patrzę na wystąpienia Bednarza, to się śmieję. Jacku… gdzie Ty będziesz za rok o tej porze? Gdzie będziesz w lipcu? Czy będziesz z tym samym trenerem czy z nowym? Co wtedy powiesz? Oczywiście Jacek chce swoje ugrać, bo pokazuje, że startuje ze strefy zerowej i chce do czegoś dojść. Te wszystkie słowa, że Wisła nie dostanie licencji, że jest kryzys, zapaść… Mój Boże… Spokojnie…

Czy była jakaś rzecz, do której bardzo chciał Pan przekonać Bogusława Cupiała, ale właściciel przekonać się nie dał?

JB: Te relacje z panem Cupiałem były dla mnie ostatnio skomplikowane. Z racji pracy mojego brata nie wtrącałem się w sprawy Wisły. Bardzo lubię pana Cupiała i szczycę się tym, że znamy się ponad piętnaście lat. Z chwilą, kiedy Bogdan został prezesem - starałem się nie wchodzić między wódkę a zakąskę. Ale oczywiście mam swoje zdanie. Nie podobał mi się Maaskant i od początku uważałem, że to taka wydmuszka trenerska. Powiedziałbym, że to młodszy brat Beenhakkera, który w autopromocji jest bardzo dobry, ale w prowadzeniu drużyny już niekoniecznie. Wisła za Maaskanta nie grała ładnie. Owszem - zdobyła mistrzostwo, ale znam opinie, że było to najsłabsze mistrzostwo w historii Wisły. Akurat z tym się nie zgadzam, ale jak się tak mocniej podrapać po głowie, to można dojść do podobnych wniosków.

Ale będąc prezesem Wisły próbował Pan nakłonić do czegoś Bogusława Cupiała?

JB: Chyba takiej sytuacji nie było. Może w negocjacjach z Kasperczakiem byłem zwolennikiem ugodowego zakończenia sprawy. Natomiast prezes Cupiał był bardzo twardy. To jest jego klub, jego pieniądze i jego piłkarze. Każdy, kto wchodzi do Wisły w charakterze jakiegokolwiek pracownika musi pamiętać, że jest jeden boss. Oczywiście są szczeble pośrednie i ludzie, którzy coś tam w Wiśle robią, niemniej jednak na końcu jest właściciel tego klubu. Trzeba szanować jego decyzje i jego pieniądze.

Tak to jednak jest, że później powstają różne opinie, iż Basałaj jest zły, trener jest do dupy, a właściciel jest ok. To od pewnego momentu przebiło się do świadomości ludzi. A przecież za wszystkim stoi pan prezes Cupiał – za porażkami i za sukcesami. To trzeba powiedzieć wprost! To nie jest tak, że on daje pieniądze i nic go więcej nie obchodzi, a problemy biorą się stąd, że ma tylko złych doradców. To nie do końca tak jest. O każdej najdrobniejszej inwestycji w klubie wiedział właściciel. Jednak z tego co wiem, to pan Cupiał nie ingeruje w skład pierwszej jedenastki. I to się ceni.

Dlaczego złożył Pan dymisję?

JB: Nie było innego wyjścia.

Były jakieś naciski z góry?

JB: Nie. Pan Cupiał jest eleganckim człowiekiem. On nie wykańcza. To jego ludzie strzelają… Nie jestem małym chłopcem i wiem, jak się gra w takie gry. Wiedziałem, że są prowadzone zaawansowane rozmowy z trenerem Engelem, który postawił warunek: „Przyjdę, kiedy Basałaj odejdzie”. Może myślał, że się ze mną nie dogada - tak, jak nie dogadał się z Mielcarskim.

Nie pytał Pan Engela dlaczego postawił taki warunek?

JB: Nie. Mamy normalne relacje. Postawił taki warunek i ja to rozumiem. Być może nie było chemii między nami. Gdybym ja teraz poszedł do klubu, to też bym powiedział, że nie życzę sobie w nim Engela.

W 2005 roku w magazynie „Forza Wisła” powiedział Pan: „Nie ma mocowania formalnego Pana Mandziary w Wiśle Kraków”. Teraz, po siedmiu latach Mandziara odbija się w klubie czkawką i Wisła musi mu wypłacić ogromne odszkodowanie. Chodzi o transfer Macieja Żurawskiego, który Pan dopinał.

JB: Transfer dopinałem w osiemdziesięciu procentach. Moja rola ograniczała się do negocjacji i odbioru faksów. Później odszedłem z Wisły i sprawę przejął Zdzisław Kapka i pan Mandziara. Powtarzam: ja prowadziłem wstępne negocjacje. Później transfer pilotował kto inny, bo mnie już w klubie nie było. Absolutnie nie biorę odpowiedzialności za kłopoty, które teraz wynikają. A tak swoją drogą – relacje Mandziary z Wisłą bardzo często były burzliwe.

Koncepcja budowania zespołu, jaką przyjął Pana brat była słuszna? Pan zrobiłby tak samo?

JB: Ja nie chcę być jego adwokatem i prokuratorem. To jest jego sprawa. Obiektywnie mogę powiedzieć, że nie pasował mi Maaskant. Uważam, że był za mało doświadczony. Ja postawiłbym na kogoś z większym doświadczeniem. Ale nie mam zamiaru recenzować brata, bo to dla mnie niewygodne. Nie chcę być jego adwokatem, bo to przecież dorosły człowiek. Tym bardziej nie chcę być prokuratorem w tej sprawie.

Kibice mają za złe Pana bratu, że tak naprawdę na stadion w pierwszej kolejności zapraszał ludzi, których określał mianem klientów. Ci najbardziej fanatyczni kibice odsuwani byli na boczny tor.

JB: To jest bardzo ciekawa sprawa, bo z tego co wiem, to największe przychody meczowe dostarczają ci pogardzani przez pupili Małeckiego – pikniki i ludzie z loży VIP. Ja do kibiców nic nie mam. Niech krzyczą, walczą i w cudzysłowie umierają za Wisłę. Prezes Cupiał miał zawsze takie kapitalne powiedzenie: „Niech mi się na koniec dołożą do budżetu, to wtedy będą mieli decydujący głos”.

Póki nie ma w Wiśle takiego systemu jak w Barcelonie – socios – to trudno wymagać, by kibice mieli wpływ na politykę klubu. Oni wyzywają mnie i brata, bo nie brataliśmy się z nimi tak, jak prezes Czerwiński.

Czytałem niedawno wywiad z panem Czerwińskim i dziwi mnie tylko jedna rzecz - mianowicie: jak to możliwe, że kibice, którzy mienią się patriotami walczącymi z komuną – nie wiedzą, co w latach osiemdziesiątych robił ich kochany prezes Czerwiński. Wie pan, co robił? Był PRL-owskim dyplomatą w Moskwie i Chicago. Musiał być zasłużonym towarzyszem, by pracować na takich placówkach. Tyle w tej kwestii.

Mocne słowa…

JB: Pracował w tym czasie w Moskwie i Chicago! Pozwie mnie za to do sądu?! Przecież takie są fakty. Wiadomo jakie były lata osiemdziesiąte za Jaruzelskiego…

Żeby nie było - Tadeusz nigdy nie żałował mi uszczypliwości. Kiedy mówi, że jak on już był w Wiśle, to ja jeszcze nie wiedziałem, gdzie leży Kraków – był w błędzie. Zawsze miałem piątkę z geografii i zawsze wiedziałem, gdzie jest Kraków. A wychowałem się w małym miasteczku pod Suwałkami z czego jestem dumny. Żadne historie, czy - przepraszam za wyrażenie - mendy internetowe nie są w stanie mnie obrazić. Ja nie stawiam zarzutów! Każdy robił to, co chciał. Ale raz jeszcze powiadam - ich ukochany prezes w tamtym czasie robił właśnie to, co robił. Koniec kropka.

Czy to prawda, że Pana brat nie potrafi się dogadać z piłkarzami? Kiedyś prowadził wojnę z Moskalewiczem, a ostatnio był w konflikcie z Małeckim…

JB: Nie wiem o co chodzi Małeckiemu. Mój brat wyciągnął go z Suwałk, kiedy ten miał czternaście lat. Małecki swojemu ojcu nie zawdzięcza tyle, ile mojemu bratu. Patryk jest jaki jest. Nikt i nic go już nie nauczy. „Gratuluję” Jackowi Bednarzowi jego instynktu pedagogicznego, bo przecież przywrócił Małeckiego do drużyny. I co z tego? Widział Pan zachowanie Małeckiego w ostatnich meczach? (Janusz Basałaj w tym momencie pokazuje wyciągnięty środkowy palec). Nie ma o czym mówić. Niech sobie Patryk żyje jak chce.

Rozmawiał eŁPe, współpraca z (MARCIN)

Fragmenty wywiadu. Więcej przeczytasz tutaj:

Źródło: WislaLive.pl