Jerzy Steckiw

Z Historia Wisły

Spis treści

Jerzy Steckiw

Jerzy Marian Steckiw (urodził się 8 grudnia 1934 w Bochni, zmarł 18 sierpnia 2015 w Brisbane w Australii). Trener pierwszej drużyny Wisły od lipca 1972 do października 1974.

Biografia

Piłkarska kariera

Przygodę z futbolem rozpoczął w swym rodzinnym mieście. Był wychowankiem Bocheńskiego Klubu Sportowego (wówczas BKS Górnik). Grał z powodzeniem na pozycji bramkarza. O skali jego talentu mówił wiele fakt, że wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce BKS w wieku juniorskim. Grać miał w pierwszej drużynie od 1952 roku, a więc w okresie, kiedy to drużyna ta po raz pierwszy w swej historii zawansowała do III Ligi (sezon 1952/1953).

W połowie lat pięćdziesiątych rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w Krakowie (dzisiejsza AWF). Niewykluczone, że w związku z przenosinami pod Wawel grywał w krakowskim AZS. Pewne jest natomiast, że w drugiej połowie tej dekady podjął pracę w Liceum Ogólnokształcącym w Proszowicach. „Mieściło się przy ulicy Kościuszki. Prowadził też w szkole kursy tańca towarzyskiego. Mieszkał na Parceli, w domu Włodzimierza Jelonkiewicza, swojego dobrego kolegi” [1]

Jak pisano w okolicznościowym artykule właśnie wtedy „gra w piłkę nożną dla wielu uczniów miejscowego liceum stała się pasją, kilkoro z nich grało później w II - ligowych krakowskich klubach czy nawet w drużynie Kazimierza Górskiego. Odkrywcą tych talentów był nauczyciel wychowania fizycznego - Jerzy Steckiw” [2].

Zasilił też szeregi miejscowego klubu (dzisiejszy MGKS Proszowianka Proszowice). Proszowianka występowała wówczas w klasie B. Łączył wówczas grę w piłkę ze studiami. „Jako zawodnik Jerzy Steckiw posiadał w Proszowicach - jeżeli można użyć takiego sformułowania - status lokalnej piłkarskiej gwiazdy. Bramkarzem był ponoć bardzo dobrym. Starsi piłkarze wspominają, że gdy Proszowianka miała rozgrywać w niedzielę mecz, na terenie miasta wisiały plakaty, na których wielkimi literami pisano DZIŚ BRONI JERZY STECKIW.

Ludzie idący do kościoła mogli poza tym przeczytać, z kim zagra Proszowianka, a nawet w jakim składzie. Mimo sporej popularności Steckiw był osobą bardzo skromną i koleżeńską… Nie wiadomo dokładnie, jak długo Steckiw mieszkał i pracował w Proszowicach. Prawdopodobnie trwało to około 2-3 lat” [3].

Prowadził też miejscową drużynę do jej pierwszych sukcesów. Grywać miał w barwach Proszowianki już w 1954, o czym świadczą zachowane zdjęcia [4]. W 1956 z jego udziałem Proszowianka wygrała „wojewódzką rywalizację klubów zrzeszonych w Ludowych Zespołach Sportowych, zdobywając puchar przechodni przewodniczącego sekcji piłki nożnej wojewódzkiej rady LZS. Spotkanie finałowe z LZS Tarnów odbyło się w Proszowicach 4 listopada 1956... Gospodarze wygrali mecz 3:0 ... Jeszcze w tym samym roku rozegrano mecz pomiędzy reprezentacjami LZS Kraków i LZS Katowice z okazji jubileuszu 10 lecia Zrzeszenia Ludowe Zespoły Sportowe. W celu wyłonienia najlepszej wojewódzkiej jedenastki został rozegrany w Swoszowicach mecz pomiędzy LZS Proszowianka a drużyną złożoną z zawodników innych podkrakowskich klubów wchodzących w skład Zrzeszenia. 18 listopada Proszowianka wygrała 3:2. W efekcie ośmiu jej graczy znalazło się w reprezentacji województwa na mecz z LZS Katowice. Swój wkład w dobre wyniki drużyny miał poza miejscowymi graczami Jerzy Steckiw” [5] W tym kontekście warte jest podkreślenia, że był zarazem szkoleniowcem swojej drużyny: „pierwszym trenerem z prawdziwego zdarzenia, profesjonalnie do tego przygotowanym” [6].


Nie do końca jest jasne czy Proszowianka była jego ostatnim klubem w zawodniczej karierze. Być może występował jeszcze jako grający trener w krakowskim AZS i Radomiaku [7]. Na pewno natomiast był to pierwszy klub w jego trenerskiej karierze.

Kariera trenerska

Po zakończeniu studiów rozpoczął prace trenerską w krakowskim AZS. Kolejnymi przystankami w jego karierze był Radomiak Radom i MKS Krakus. Jego trenerski warsztat musiał być na tyle dobry, że wzbudził zainteresowanie włodarzy Wisły. Trafił do naszego klubu w 1968 roku. Początkowo opiekował się zespołami juniorskimi, a potem przejął pieczą nad rezerwami. Jak to lakonicznie potem wspominano: „wspólnie z M. Kurdzielem, szkolił Steckiw kadrę młodych wychowanków Wisły. Efekty tej pracy to nie tylko mocna pozycja juniorów „Białej Gwiazdy”, ale także awans odmłodzonej, rezerwowej drużyny Wisły do ligi okręgowej” [8]. Właśnie praca z wiślacką młodzieżą i umiejętne wprowadzanie jej do seniorskiej piłki były głównymi atutami Steckiwa w pierwszych latach jego pracy w Wiśle. To pod jego okiem rozwijały się talenty piłkarzy reprezentacyjnej miary jak Antoni Szymanowski, Adam Musiał, Zdzisław Kapka, Kazimierz Kmiecik czy Marek Kusto.


Wisła. Sezon 1972/1973

Jak się wydaje, oceniając jego pracę szkoleniową w Wiśle, Steckiw był poprzez kolejne etapy pracy trenerskiej przygotowywany do objęcia funkcji pierwszego trenera seniorskiej drużyny. Nastąpiło to jednak dość niespodziewanie latem 1972 roku, kiedy to Marian Kurdziel, tuż przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu i w trakcie rywalizacji w ramach rozgrywek o Puchar Intertoto, „złożył przed wyjazdem do Szwajcarii i Francji prośbę o zwolnienie z funkcji”. Powodem tej decyzji miał być, jak informowało „Echo Krakowa”: „brak należytej ostatnio dyscypliny w zespole... Prośba Została podobno przez zarząd przyjęta, czego najlepszym dowodem wyjazd wiślaków do Ujsołów, podczas gdy trener zajmuje się łowieniem ryb w Dunajcu”…. Lakoniczna notka prasowa niedwuznacznie sugerowała z jakim problemami „na dzień dobry” musiał się zmierzyć Jerzy Steckiw w pierwszych dniach swej pracy. Jak sobie z trudnymi wiślackimi charakterami radził wspominał po latach Antoni Szymanowski: „Steckiw miał drużynę samograjów, w której występowało kilku medalistów igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Ale nie było mu łatwo pracować. Byliśmy młodymi ludźmi, lecz mającymi już na koncie duże sukcesy. Byliśmy chimeryczni, nie każdy traktował grę w piłkę jako swój zawód. Nieznanemu trenerowi nigdy nie jest łatwo okiełznać taką grupę. Steckiw musiał przymykać oczy na nasze „występki”, … nie szukał konfliktów z zawodnikami. Potrafił znaleźć wspólny język z nimi, umiał z nami rozmawiać. Zachowywał się jak trener Kazimierz Górski: gdy nie chciał czegoś widzieć w naszym zachowaniu, to – dla dobra drużyny – nie widział. Sportowcy to też ludzie. Trzeba mieć pokłady tolerancji wobec nich. A Steckiw je miał” [9].

Steckiw obejmował więc drużynę z marszu, w sytuacji kiedy „o przygotowaniach trudno mówić, bo przecież piłkarze grali w Pucharze Lata i nie mieli właściwie dłuższego okresu wytchnienia”. Jak informowała prasa: „plany nowego trenera, to utrzymanie aktualnej formy przez zespół, gdyż w sytuacji gdy co kilka dni rozgrywa się mecze, trudno prowadzić intensywne szkolenie. Dalsze projekty uzależnione są od ilości zawodników Wisły w kadrze olimpijskiej... Jeżeli chodzi o plany szkoleniowe, to nowy trener nie przewiduje większych zmian w stosunku do tego, co przerabiał z zawodnikami jego poprzednik. Generalną zasadą będzie to, że grają aktualnie najlepsi — bez względu na wiek czy piłkarską renomę” [10].

Dość powiedzieć, że od 22 lipca do 6 sierpnia Wisła rozegrała aż 5 spotkań o pucharowe i ligowe punkty - o właściwym przygotowaniu do sezonu nie było więc mowy. Paradoksalnie, mimo tych przeciwności, Wisła rozpoczęła sezon ligowy rewelacyjnie, od trzech kolejnych zwycięstw i prowadzenia w tabeli. Tak podsumowano w prasie trzeci mecz z Górnikiem Zabrze: „Ten mecz długo pozostanie w pamięci sympatyków krakowskiego piłkarstwa, ponieważ może się stać punktem zwrotnym w marszu jedenastki „Białej Gwiazdy” do czołówki krajowej na stałe. Mistrz Polski przyjechał do Krakowa w swym najsilniejszym składzie. Tymczasem wiślacy nie tylko nie ulękli się sławnego przeciwnika, ale stoczyli z nim pojedynek jak równy z równym. Mało tego, w ostatnich sekundach spotkania przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę”. Warto dodać, że przed meczem trener Wisły był „umiarkowanym optymistą”, mówiąc: „Remis byłby dla nas na pewno sukcesem. Przyjdzie nam przecież walczyć z bezsprzecznie najsilniejszą drużyną w kraju” [11].

Teraz nastąpiła przerwa w rozgrywkach związana z przygotowaniami i udziałem w Igrzyskach Olimpijskich w Monachium. W szerszej kadrze olimpijskiej było 4 zawodników Wisły. Ostatecznie do NRF wyjechał Kazimierz Kmiecik i Antoni Szymanowski, przywożąc do Krakowa złote medale, ale też poważne kontuzje. Teoretycznie więc trener miał czas by spokojnie przygotować piłkarzy do nadchodzących spotkań ligowych na tzw. zgrupowaniu dochodzącym „podczas którego przeprowadzał zajęcia zarówno zespołowe jak i treningi indywidualne czy to z poszczególnymi formacjami czy też zawodnikami”. Optymizm przed meczem z ROWem mącił fakt zdezorganizowanej kontuzjami obrony: zerwana torebka stawowa Antoniego Szymanowskiego, „Adam Musiał natomiast miał naderwane wiązadła krzyżowe i wprawdzie miał już zdjęty gips, ale o grze na razie nie było mowy” [12].

Nastąpiła teraz seria trzech kolejnych porażek. Drużyna przeżywała kryzys formy, osłabiona absencją kolejnych podstawowych graczy: kontuzji nabawił się Kazimierz Kmiecik, a Zdzisław Kapka przez większą część września brał udział w zagranicznym turnieju piłkarskim w barwach gwardyjskiej federacji. W efekcie Wisła spadła aż na 9. miejsce w ligowej tabeli.

Przełamanie nastąpiło w prestiżowym meczu z Legią (1972.10.04, 1:1). „Trener Steckiw opracował skuteczną taktykę. Maculewicz, Studnicki i Lendzion pilnowali dokładnie przez cały mecz Deynę, Ćmikiewicza i Pieszkę, rozbijając w ten sposób już w środkowej części pola ataki gospodarzy. Ponadto krakowianie wzmocnili defensywę, atakując tylko z wypadów” podsumowano w prasie [13]. Wprawdzie w następnych meczach Wiślacy grali w kratkę, wygrywając i przegrywając, ale kryzys został zażegnany. Powoli wracali do podstawowej jedenastki kontuzjowani gracze.

Mecz z Legią, podobnie zresztą jak i inne spotkania odsłaniał nieco warsztat trenerski Steckiwa. Trener niezwykle skrupulatnie przygotowywał drużynę do każdego ze spotkań. Gdy tylko było to możliwe organizował mini zgrupowania w Myślenicach, by tam w spokoju szlifować taktykę na nadchodzące mecze. Z reguły udawał się na mecze rywali i podpatrywał ich sposób gry. Potrafił dostosowywać sposób gry swojej drużyny do gry rywali. Dbał nawet o takie szczegóły jak trenowanie na głównej płycie stadionu Wisły o porze, w której następnie odbywał się mecz ligowy (np. przy sztucznym świetle). Tak było choćby przed wygranym meczem z Odrą Opole (1972.11.04, 2:0): „zawodnicy przeprowadzili trening wieczorem przy świetle elektrycznym, po którym wyjechali do ośrodka sportowego w Myślenicach, gdzie omówione zostaną dokładnie plany taktyczne na mecz z Odrą. Piłkarze wraz z trenerem przeanalizują tu także filmy nakręcone podczas ostatnich trzech spotkań ligowych wiślaków” [14]. To przynosiło efekty. Wygrana z Odrą była drugą z kolei, a po niej nastąpiła seria kolejnych pięciu zwycięstw.

Gry towarzyskie w przerwach między kolejkami i rundami wykorzystywał do sprawdzenia nowych rozwiązań taktycznych i sprawdzenia młodych graczy aspirujących do występów w I drużynie. Charakterystyczne, że z równą uwagą jak podpatrywanie gry rywali ligowych Wisły Steckiw przyglądał się grze wiślackich rezerw i drużyny juniorów.

Dłuższą przerwę zimową polskie drużyny wykorzystywały do ładowania akumulatorów na cały sezon. Tak było i w Wiśle. Choć warto zauważyć, że Steckiw dużo uwagi poświęcał zajęciom z piłką i formę drużyny szlifował w bardzo dużej liczbie gier sparingowych. Tak o tym informowała prasa: „Trenerzy Steckiw, Franczak i Talik wyciskają ze swych podopiecznych siódme poty, przeprowadzając ćwiczenia ogólnorozwojowe, sprawnościowe, siłowe. Ponieważ pogoda przypomina raczej jesień niż zimę, zawodnicy biorą udział także w biegach i zabawach terenowych. Pierwszym w tym roku sprawdzianem formy wiślaków będzie halowy turniej piłkarski organizowany w dniach 27—28 stycznia przez Hutnika.

W kilka dni później 19-osobowa kadra piłkarzy Wisły wyjedzie do Jugosławii na miesięczny obóz kondycyjny, który będzie ostatnim etapem przygotowań do drugiej rundy rozgrywek. Podczas tego zgrupowania krakowianie rozegrają aż 8 spotkań towarzyskich z miejscowymi zespołami pierwszej i drugiej ligi. W pierwszych dniach marca wiślacy wracają do Krakowa, w trzy dni później wyruszają do Jeleniej Góry, tym razem na obóz aklimatyzacyjny” [15]. Tak z kolei podsumowano kilkumiesięczny okres pracy szkoleniowca „Białej Gwiazdy”: „Do kadry pierwszej drużyny awansowało kilku młodych, utalentowanych zawodników, jak Kapka, Garlej, Adamczyk, Maculewicz. Ten nagły dopływ młodej krwi wywołał pewien, na szczęście chwilowy, kryzys wewnętrzny w zespole, doszło do konfliktów między starszymi a młodymi zawodnikami. Władze klubu, kierownictwo sekcji szybko i w zarodku zażegnały te waśnie. Funkcję trenera pierwszej drużyny objął wówczas Jerzy Steckiw, który stworzył znów jeden, rozumiejący się kolektyw [16].

Powyższy cytat rzuca też nowe światło na warunki pracy trenerskiej Steckiwa. Młodym graczom Wisły był bardzo dobrze znany. To on ich przecież wprowadzał do seniorskiej piłki. Z nimi potrafił się porozumieć. Gorzej było z bardziej doświadczonymi piłkarzami, wśród których dopiero musiał zdobywać sobie autorytet. Przypomnijmy, w chwili obejmowania schedy po M. Kurdzielu liczył 38 lat, a więc bardzo mało w trenerskich kategoriach. Do tego do tej pory nie trenował żadnej drużyny na poziomie I ligi. Miał jednak wsparcie klubowych decydentów i patrząc na fluktuacje kadrowe w kolejnych sezonach ligowych widać wyraźnie, że z graczami starszej daty, którzy nie potrafili dogadać się z trenerem i wiślacką młodzieżą zaczęto się systematycznie rozstawać. W sezonie 1972/1973 pożegnało się z Wisłą aż 5 starszych zawodników!

O Wiśle u progu 1973 roku zaczynało być w piłkarskim światku głośno, co owocowało powołaniami jej piłkarzy do reprezentacji narodowych różnych kategorii wiekowych. Niewątpliwie dezorganizowało to pracę szkoleniową w klubie. Młode organizmy Wiślaków nie zawsze dawały sobie radę z tymi dodatkowymi obciążeniami i piłkarze po występach reprezentacyjnych często wracali kontuzjowani, bądź wyczerpani. I z tym wszystkim Steckiw musiał sobie radzić. I radził sobie z początkiem wiosny bardzo dobrze. Potwierdzały to cztery kolejne zwycięskie mecze. W tym te najbardziej prestiżowe z mistrzowskim Górnikiem na wyjeździe i warszawską Legią. O tym z jakimi problemami musiał się borykać trener Wisły mówiła sytuacja przed meczem z Górnikiem: „Piłkarze Wisły przygotowywali się do meczu bardzo starannie, ale niestety w niepełnym składzie, gdyż występy naszych reprezentacji pozbawiły trenera J. Steckiwa: A. Musiała, A. Szymanowskiego, K. Kmiecika, A. Garleja, J. Sikorskiego i J. Płonki. Na dodatek Kapka został powołany na zgrupowanie juniorów przed meczem z Holandią i nie będzie mógł grać w Zabrzu… — Zabraknie Lendziona — mówi J. Steckiw — który nabawił się kontuzji kolana. Wyleczyli już dolegliwości Maculewicz oraz Gonet i będą już w pełni sił na niedzielne spotkanie…. Czeka nas bardzo trudne zadanie. Wywiezienie choćby jednego punktu byłoby sporym sukcesem. Chłopcy są dobrej myśli, będą walczyć nieustępliwie. Zobaczymy z jakim rezultatem [17]. Rezultat okazał się rewelacyjny (1:0). Tak opisywano wydarzenia na górniczym boisku w krakowskiej prasie: „Mało kto z sympatyków „Białej Gwiazdy” spodziewał się, że piłkarze Wisły postarają się o tak miłą, niespodziankę. Na zabrskim stadionie krakowianie wznieśli się na szczyty swych umiejętności i imponując wypełnionej po brzegi widowni skuteczną taktyką oraz ogromną wolą walki odnieśli w pełni zasłużone zwycięstwo nad Górnikiem. Warto dodać, że w pojedynkach ligowych z zabrzanami było to pierwsze zwycięstwo Wisły od 1958 roku w meczu wyjazdowym. Wygrali zresztą wówczas na stadionie w Gliwicach a nie w Zabrzu. W przekroju całego spotkania drużyną lepszą była Wisła, która z żelazną konsekwencją realizowała nakreślony przez trenera J. Steckiwa plan taktyczny. I za to należy się jej uznanie” [18]. Steckiw podsumował mecz krótko: „Cieszę się oczywiście. Nie tylko z wygranej, lecz przede wszystkim z tego, że moi chłopcy precyzyjnie realizowali założenia taktyczne. Maculewicz świetnie krył Lubańskiego, a H. Szymanowski — Szołtysika. Udany był również występ Garleja” [19].

Po meczu z Górnikiem Steckiw starał się tonować nastroje, tłumacząc: „Nasz zespół jest bardzo młody, może sprawić — jak choćby to było w Zabrzu — wiele przyjemnych niespodzianek, lecz także może mu po prostu nie wyjść jakieś spotkanie, np. tak było ze szczecińską Pogonią” [20].

„W drużynie Wisły młodzi zawodnicy wykazują dużą ambicje i serce do gry. Trzeba stwierdzić, że opanowanie techniczne u poszczególnych zawodników jest dobre”. Pisano po zwycięskim meczu z Legią (1973.04.08, 2:1). Ozdobą meczu był gol Marka Kusty: „jego rajd z połowy boiska na bramkę rywali był najprzedniejszej marki. Zdołał wymanewrować trzech legionistów bramkarza Mowlika i zdobył bramkę w dużym stylu” [21]. Marek Kusto był jednym z tych piłkarzy, którzy pod okiem trenera Steckiwa czynili imponujące postępy. Do Wisły trafiał w 1972 roku jako nieopierzony junior, a dwa lata później wyjeżdżała z reprezentacją Polski na Mistrzostwa Świata do NRF…

Po tym meczu Wisła uplasowała się na drugim miejscu w tabeli, mając tyle samo punktów co mielecka Stal. Wydawało się, że jest na najlepszej drodze po ligowe laury. Od następnego meczu dopadł Wiślaków kryzys. Wahania formy wśród młodych przecież piłkarzy są rzeczą naturalną, ale w ostatnich 9 meczach sezonu Wiślacy wygrali zaledwie dwukrotnie, ponosząc cztery porażki. W niektórych meczach brakowała im po prostu szczęścia, w innych widać było wyraźny spadek formy.

Ostatecznie Wisła zakończyła rozgrywki na pechowym 5. miejscu z dorobkiem tylu samu punktów co trzecia Gwardia Warszawa. Najwyższym od 1966 roku, ale niedosyt po zakończonym sezonie pozostał. Tym niemniej dostrzegano po sezonie poprawę gry całej drużyny i poszczególnych graczy.

Wisła. Sezon 1973/1974

Zamiast w Pucharze UEFA zagrała po raz kolejny w Pucharze Intertoto. Rozgrywki te toczone tuż po zakończeniu zmagań ligowych zaburzały odpowiednie przygotowanie drużyny do nadchodzącego sezonu. Dlatego trener potraktował je „jako jeden z etapów przygotowań do rozpoczynającej się pod koniec sierpnia walki o punkty w ekstraklasie”. Były też okazją „do wypróbowania młodych, utalentowanych zawodników”. Tak też się stało i może ten brak presji spowodował, że Wisła wygrała dość pewnie rywalizację w swojej grupie, zasilając klubową kasę o 10 tysięcy franków szwajcarskich.

Jak przygotowana i z jakimi nadziejami przystępowała Wisła do nowego sezonu mówił Steckiw: „Zawodnicy nie mieli przerwy po zakończonym w czerwcu sezonie ligowym, bowiem bezpośrednio po nim rozgrywaliśmy mecze w Pucharze Lata, zajmując w swojej grupie pierwsze miejsce. Te spotkania, z silnymi przeciwnikami zagranicznymi, pozwoliły mi wypróbować w pierwszej drużynie młodych utalentowanych piłkarzy tym bardziej, że trzech zawodników: Kmiecik, Musiał i A. Szymanowski, wyjechało w tym czasie z reprezentacją Polski na tournée po Ameryce Północnej. Po zakończeniu rozgrywek o Puchar Lata, drużyna trenowała w Bukownie i rozegrała kilka spotkań sparringowych… Niestety, nie mogłem prowadzić odpowiednio taktycznego treningu, jeśli chodzi o zgranie całego zespołu, bowiem przez miesiąc nie było z nami trójki kadrowiczów, a w ostatnim czasie również i zawodników powołanych do reprezentacji młodzieżowej, a mianowicie: Garleja, Maculewicza i Kusty. Uważam jednak, że drużyna jest dobrze przygotowana do startu. Chciałbym jeszcze dodać.— i to głównie dla kibiców — że w ostatnim okresie odmłodziliśmy kadrą pierwszego zespołu. Dziś mamy drużynę, którą stać na bardzo dużo, lecz również i... na mniej przyjemne niespodzianki, jak choćby wysokie porażki poniesione pod koniec wiosennej rundy z Lechem i Odrą. Młodzi zawodnicy nie zawsze wytrzymują nerwowo. Potrzeba im rutyny, to oczywiście przyjdzie z czasem a bardzo pomocna może być widownia, publiczność, która po jakimś niepowodzeniu, słabszym zagraniu nie gwiżdże, lecz w życzliwy sposób dopinguje. I o to za pośrednictwem „Echa" proszą krakowskich sympatyków piłki nożnej...”.

Z kolei jak przebiegały treningi i na co szkoleniowcy zwracali uwagę informowali kibiców dziennikarze krakowskiej prasy: „piłkarze trenowali w ośrodku sportowym w Bukownie dwa razy dziennie. Przed południem ćwiczyli zespołowo, a po południu odbywały się treningi indywidualne i ogólnorozwojowe. Szkoleniowcy zwracali uwagę przede wszystkim na poprawienie szybkości i kondycji u zawodników oraz na opanowanie nowych elementów technicznych”. Tuż przed ligową premierą prowadzili „zajęcia techniczno - taktyczne. Najpierw rozruch, a następnie ćwiczenia techniczne w kilku wariantach: w dwójkach, trójkach i czwórkach, na koniec zaś gra szkolna na dwie bramki. Widać dobre przygotowanie kondycyjne piłkarzy, a przede wszystkim wielki zapał, chęć do gry...” [22].

Kiedy podano do wiadomości kadrę pierwszego zespołu zwracał uwagę przede wszystkim wiek zawodników. Poza trójką bardziej doświadczonych graczy, reszta nie przekraczała 25 roku życia: „bramkarze — Stanisław Gonet (25), Janusz Adamczyk (20), Zbigniew Śliwa (20), obrońcy — Antoni Szymanowski (22), Henryk Szymanowski (21), Henryk Maculewicz (23), Adam Musiał (25), Jerzy Płonka (20), rozgrywający i napastnicy — Tadeusz Polak (29), Andrzej Garlej (20), Wiesław Lendzion (34), Bogusław Stolczyk (18), Marian Stolczyk (19), Zbigniew Krawczyk (25), Kazimierz Kmiecik (22), Ryszard Sarnat (31), Zdzisław Kapka (19), Marek Kusto (19), Kazimierz Gazda (18), Krzysztof Obarzanowski (22). Klubowa polityka odmładzania zespołu, której wykonawcą był trener Steckiw stała się faktem.


„Biała Gwiazda” rozpoczęła sezon rewelacyjnie. W sześciu kolejnych meczach nie przegrała ani razu, notując cztery wygrane i ex aequo z Ruchem zajmował pierwszą lokatę w tabeli. Już przed pierwszym meczem z Gwardią Warszawa (1973.08.25, 2:0) pisano entuzjastycznie i optymistycznie, cytując klubowych włodarzy: „W Wiśle zdały egzamin koncepcje oparcia pierwszego zespołu w większości na własnych wychowankach oraz wyszkolenia bezpośredniego, silnego zaplecza, które jest w stanie uzupełnić ewentualne luki wynikłe z nieprzewidzianych sytuacji, jak np. kontuzji” [23].

Nadzieje na sportowy sukces w rozpoczynającym się sezonie były więc pod Wawelem ogromne. Rosła presja na trenerów i graczy także ze strony spragnionych zwycięstw kibiców. A był to, jak się okazało, sezon wyjątkowy w polskiej piłce. Sezon kończących się eliminacji do MŚ i rewelacyjnego występu polskiej reprezentacji na boiskach NRF. Do kadry narodowej aspirowała wówczas coraz większa rzesza młodych piłkarzy Wisły, których przez nadchodzący rok częściej można było zobaczyć na zgrupowaniach reprezentacyjnych (nie tylko drużyny K. Górskiego) niż treningach macierzystego klubu. Temu wszystkiemu towarzyszyła reorganizacja rozgrywek ligowych (z 80-dniową przerwą na MŚ). Dezorganizowało to pracę szkoleniową w klubach, a szczególnie w Wiśle, która oddawała w zasadzie większość graczy z podstawowej jedenastki do reprezentacji Górskiego i młodzieżowych. Ci wracali do Krakowa przemęczeni, a bywało, że z kontuzjami.

U progu sezonu nikt nie myślał poważnie o awansie na Mistrzostwa Świata i konsekwencjach z tym związanych. Pytany przez dziennikarza przed kolejnym ligowym meczem trener Steckiw: „Przed rokiem, po trzech olejkach ligowych Wisła miała 6 punktów i była na czele tabeli, później przyszły trzy porażki. Jak będzie teraz, czy historia się nie powtórzy?” — ten odpowiedział: „Ale przed rokiem była Olimpiada — Długa przerwa, kontuzje olimpijczyków, przemęczenie turniejem monachijskim, to wszystko miało ogromny wpływ na spadek formy zespołu i porażki. W tym roku nie ma Olimpiady i myślę, że dobra passa trwać będzie nadal” [24]. Wszyscy po Wawelem byli pod wrażeniem dobrej gry Wiślaków w klubie i reprezentacji. „Chwilo trwaj” - życzyli sobie kibice. Drużyna Wisły miała bowiem wypracowany swój styl gry, którzy narzucała rywalom: ofensywna gra, „wolne, dokładne rozgrywanie piłki w środku pola i nagłe, błyskawiczne ataki” [25]. Zwiastunem gorszych dni były jednak pojawiające się coraz częściej kontuzje nadmiernie eksploatowanych czołowych graczy Wisły. Wisła zaczęła grać w kratkę, dobre mecze przeplatała ze słabszymi, wygrane z porażkami. Legendarny mecz Polskiej reprezentacji na Wembley z Anglikami i awans na MŚ spowodował przedłużenie rundy jesiennej do grudnia. Do końca roku Wisła nie odzyskała już tej regularności jak na początku sezonu. Bohaterowie byli po prostu zmęczeni. „Piłkarze krakowskiej Wisły po zakończeniu rozgrywek rundy jesiennej przebywali w grudniu ubiegłego roku w Krynicy, gdzie odpoczywali, leczyli kontuzje” - informowano w prasie.

Jakie cele przed drużyną stawiał trener Steckiw: „Chcielibyśmy utrzymać trzecie miejsce w tabeli i zakwalifikować się do rozgrywek o puchar UEFA”. Taki był plan minimum i z tego trener miał być w klubie rozliczony. Przygotowania do rundy wiosennej przebiegać miały dobrze. Jak informowało krakowskie „Echo” podczas zgrupowania w Jugosławii brakowało trzech kadrowiczów „A. Szymanowskiego, Musiała, Kapki — wędrujących z kadrą K. Górskiego po Europie i Afryce. Trener krakowian J. Steckiw główną uwagę zwracał podczas pobytu w Belgradzie na wyrobienie u swych podopiecznych przygotowania kondycyjnego do rozgrywek ligowych. Próbował także rozmaitych zestawień poszczególnych formacji, by zdobyć jak najlepsze rozeznanie w możliwościach każdego z graczy. Wisła grała w Jugosławii, kilka meczy sparringowych, bez specjalnych sukcesów, ale w tym etapie nie wyniki były najistotniejsze”. Sam szkoleniowiec również tryskał optymizmem: „Wszyscy zawodnicy trenowali bardzo solidnie. Pracowaliśmy przede wszystkim nad jeszcze lepszym zgraniem zespołu, opanowaniem niektórych założeń taktycznych oraz nad poprawieniem szybkości i techniki poszczególnych piłkarzy. Rozegraliśmy 6 spotkań sparringowych... Wyniki tych pojedynków nie mają większego znaczenia. Z meczu na mecz moi podopieczni wykazywali coraz lepszą formę i to jest chyba najważniejsze przed zbliżającymi się rozgrywkami o mistrzostwo ekstraklasy. Jestem zadowolony ze zgrupowania. Cel został osiągnięty — jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu” [26].

Dobre samopoczucie pod Wawelem zostało mocno zachwiane już po pierwszym przegranym meczu z Gwardią Warszawa (1974.03.09 , 0:1). Na osłodę przed tymże meczem „odbyła się bardzo miła uroczystość: drużyna krakowska otrzymała mianowicie puchar „Za młodość”. Puchar ten ufundowała redakcja „Sportowca” dla zespołu, który wprowadził do gry największą ilość młodych zawodników poniżej 21 roku życia. Przedstawicielom Wisły puchar wręczył zastępca redaktora naczelnego „Sportowca”, E. Strzelecki. Specjalną plakietkę otrzymał trener J. Steckiw, a pamiątkowe dyplomy za udział w reprezentacji Polski juniorów — Garlej i Płonka” [27].

W czterech kolejnych meczach Wisła jednak nie przegrała ani razu (dwie wygrane i dwa remisy), co dało jej awans na pozycję wicelidera ligowej tabeli.

Przy okazji zwycięskiego meczu z Szombierkami (1974.03.23, 1:0) skomentowano też warsztat trenerski Steckiwa: „Coraz częściej mecze piłkarskie poprzedzane są podpatrywaniem przeciwnika, zbieraniem wiadomości o stylu gry drużyny i poszczególnych zawodników. W ten sposób trenerzy tworzą bank informacji, na podstawie którego opracowują taktykę dla swego zespołu. Podobne praktyki stosowano dotąd z reguły przed spotkaniami międzypaństwowymi, ostatnio bank informacji zaczynają tworzyć i korzystać z niego szkoleniowcy naszych drużyn pierwszoligowych. Owym bankiem dysponuje także trener krakowskiej Wisły — J. Steckiw. Dwa tygodnie temu J. Steckiw obserwował uważnie pojedynek Szombierek z Górnikiem Zabrze i chyba między innymi dzięki temu wiślacy podczas sobotniego meczu mieli ułatwione zadanie i od razu potrafili narzucić bytomianom swój styl gry” [28].

Przed kolejnym meczem z bytomską Polonią (1974.03.31, 0:0) informowano z kolei z jakimi problemami kadrowymi zaczął borykać się szkoleniowiec Wisły: „nie dysponował w tym tygodniu całym zespołem z uwagi na udział A. Musiała i A. Szymanowskiego w meczu z Fortuną z Dusseldorfu, oraz całą linią napadu — Z. Kapka, K. Kmiecik i M. Kusto — która grała w młodzieżowej reprezentacji przeciwko Austrii w Krems… STECKIW — Kmiecik wrócił z Austrii z naderwanym mięśniem dwugłowym i. jego udział w niedzielnym meczu jest mało prawdopodobny. Spadło to na mnie trochę jak grom z jasnego nieba, nie miałem jeszcze czasu zastanowić się nad koncepcją gry bez niego” [29]. Mimo tych problemów chwalono Wisłę za ten mecz, oceniając przy tym sposób gry drużyny: „Wisła zaprezentowała w Bytomiu grę nowoczesną opartą o kolektywną współpracę poszczególnych formacji. Zespół krakowski zagrał mądrze taktycznie. Umiejętnie zwalniał bądź przyspieszał grę. Długie przerzuty na skrzydła gdzie brylował Kusto były dobrej marki” [30].

Do kontuzjowanego Kmiecika dołączył po tym meczu A. Szymanowski. Nic dziwnego, że Wisła zremisowała dwa kolejne mecze. Dwutygodniowa reprezentacyjna przerwa miała podreperować zdrowie i formę piłkarzy Wisły - taką przynajmniej miał nadzieję trener. Nadzieję płonną gdyż „Wiślacy-kadrowicze wrócili do Krakowa dopiero w czwartek w nocy, inni trenowali na swym boisku, w sumie jednak nie mogły to być normalne zajęcia, zważywszy iż pięciu graczy, stanowiących trzon defensywy i całą linią napadu było za granicą” [31]. Od przegranego meczu z ROWem (1974.04.21, 0:1) Wisła zaczęła się systematycznie osuwać w ligowej tabeli. Drużyna trapiona kontuzjami i częstą nieobecności kadrowiczów nie potrafiła utrzymać dobrej formy. Dość powiedzieć, że w 9 pozostałych ligowych spotkaniach wygrała zaledwie raz. Dziennikarze po swojemu diagnozowali słabą grę Wisły: „Na nic się zda szukanie wymówek, kiedy drużyna gra rzeczy wiście słabo, kiedy na tle kolejnego przeciwnika wykazuje braki w szybkości i dziwną bojaźń do gry „kontaktowej” bez faula. To ciągle wycofywanie piłki do tylu weszło już w manierę podopiecznym trenera J. Steckiwa a wynika ono chyba z obawy o stratę piłki przy zetknięciu się z przeciwnikiem, z braku wiary w możliwość wymanewrowania go i uzyskania swobodnej pozycji jeśli nie do oddania strzału, to do podania piłki partnerowi na wolne pole. Także tzw. gra bez piłki jest słabą stroną jedenastki „Białej Gwiazdy” [32].

Tak z kolei tłumaczył gorszą dyspozycję drużyny trener: „O kryzysie nie ma mowy. Faktem jednak jest, że piłkarze nie spisują się ostatnio najlepiej. Nie chcę usprawiedliwiać zawodników, ale po pierwsze — drużynę gnębią kontuzje. Po ostatnim meczu przez co najmniej trzy tygodnie niezdolny będzie do gry Płonka, w dalszym ciągu nie mogą grać Garlej, Krawczyk, o tym czy dziś zagra A. Szymanowski zadecyduje przed meczem lekarz klubowy. Po drugie — kadrowicze wypadli słabiej w Rybniku, bo na ich grze odbiło się zmęczenie daleką podróżą na Haiti. Wreszcie po trzecie — kilku piłkarzy jest w trakcie zdawania matury. Np. B. Stolczyk zdaje dziś egzamin maturalny o godz. 14-tej, i w związku z tym nie wiem, czy będę mógł wstawić do składu tego zawodnika. O tych sprawach kibice na ogół nie wiedzą, domagają się zwycięstw za wszelką cenę. Mimo tych kłopotów nie rezygnujemy z walki o miejsce w pierwszej trójce” [33].

Wygrana i remis w dwóch ostatnich meczach przed przerwą spowodowaną udziałem reprezentacji Polski w MŚ napawała jednak optymizmem. Wisła zajmowała wprawdzie czwartą pozycję w tabeli, ale z dorobkiem tylu samu punktów co wicelider. Do dogrania po 80 dniowej przerwie reprezentacyjnej były jeszcze trzy mecze i zdobycie tytułu wicemistrzowskiego było jak najbardziej w zasięgu drużyny naszpikowanej reprezentantami kraju. Na MŚ do NRF pojechało bowiem aż pięciu Wiślaków. Mowa oczywiście o piłkarzach, bowiem z drużyną narodową do Niemiec udał się też sam Steckiw w charakterze obserwatora PZPN i członka kadry szkoleniowej reprezentacji Polski. Dla niego samego było to niewątpliwie duże wyróżnienie. Dla Wisły oznaczało kłopot, gdyż drużyna w tej kilkudziesięciodniowej przerwie została pozbawiono pierwszego trenera. Na zgrupowanie do Żywca piłkarze Wisły udali się pod wodzą asystenta - Henryka Stroniarza. Czy to miało wpływ na słabe wyniki drużyny w ostatnich trzech ligowych meczach (dwa remisy i porażka)? Po części pewnie tak. Jednak większy wpływ miało przemęczenie graczy reprezentacyjnych po niemieckim mundialu. Wiślaccy bohaterowie MŚ byli na pewno zmęczeni, ale też fetowani po przyjeździe do Polski. Razem z trenerem odbywali teraz prawdziwy triumfalny maraton spotkań z oficjelami, dziennikarzami i kibicami. Tak po powrocie z NRF wypowiadał się w imieniu Wiślaków ich trener: „Jesteśmy szczęśliwi, ale okrutnie zmęczeni. Najważniejsze, że już jesteśmy w Krakowie, w domu — gdzie nie było nas przez 30 dni! Proszę podziękować wszystkim kibicom za serdeczne listy i telegramy” [34]. „Dzisiaj piłkarzy — reprezentantów Polski podejmować będzie zarząd GTS „Wisła”, w piątek przewidziane jest spotkanie w Urzędzie m. Krakowa, zaś w sobotę przed meczem Wisły ze Spartakiem Trnava o godz. 15.49 swoich ulubieńców będą mogli powitać krakowscy kibice” - informowała „Gazeta Krakowska”.

Jeśli dodamy do tego fakt rozgrywanie przez Wisłę meczów w kolejnej edycji Pucharu Intertoto i niefortunną zgodę klubowych oficjeli i trenera „ na udział w turnieju w Hiszpanii” (forma nagrody dla piłkarzy) - będziemy mieli obraz drużyny rozrywanej dosłownie i w przenośni przez bieg wydarzeń, nad którymi nikt nie panował. Na pewno nie służyło to odpowiedniemu przygotowaniu do decydujących meczów kończących ligowe zmagania. Przemęczeni kadrowicze i słabo przygotowana drużyna do finiszu ligi - tak w sumie można skwitować ostatnie mecze sezonu. Meczem, który zadecydował o zajęciu zaledwie 5. miejsca w lidze było przegrane spotkanie przedostatniej kolejki z Górnikiem Zabrze (1974.08.04, 2:3). Przy czym decydująca o wyniku meczu bramka padła w przedostatniej minucie.


Wiślackie ostatki

Po powrocie z MŚ Steckiw był pełen optymizmu. W Niemczech na żywo oglądał 10 spotkań. Naładowany pozytywną energią chciał przeszczepić na wiślacki grunt sposób gry najlepszych drużyn kontynentu o czym mówił wprost: „To była doskonała szkoła piłkarskiego rzemiosła, a wiele zagrywek taktycznych, sposobów prowadzenia ataku czy obrony będę się starał przekazać piłkarzom Wisły”[35].

Niemal w „przeddzień” nowych rozgrywek ligowych piłkarzy Wisły w nagrodę czekał wyjazd na Półwysep Iberyjski. W ciągu tygodnia piłkarze rozegrali w Hiszpanii aż 5 spotkań. Ostatnie 15 sierpnia, a już 18 czekał „Białą Gwiazdę” mecz ligowy z ROWem ( 0:0). „Remis uważam za nasz sukces bo przecież graliśmy w meczu wyjazdowym i to tuż po bardzo męczących wojażach. Sądzę, że już w środę nasza jedenastka zademonstruje dobrą formę przed własną widownią” - stwierdził lakonicznie trener Jerzy Steckiw [36]. I o dziwo tak się stało. Biorąc pod uwagę przemęczenie graczy reprezentacyjnych, którzy stanowili przecież połowę podstawowego składu Wisły wyniki w pierwszych kolejkach tego sezonu należało uznać za bardzo dobre. W siedmiu spotkaniach ligowych Wisła zdobyła 11 punktów i razem z Ruchem przewodziła ligowej tabeli. Zgodnie zresztą z oczekiwaniami dziennikarzy i kibiców, którzy pisali wprost: „Sezon 1974/75 miał być, zgodnie z zapowiedzią trenera mgr Jerzego Steckiwa, jak i całego kierownictwa sekcji piłkarskiej Wisły, przełomowy. Czekaliśmy bowiem na okrzepnięcie młodych zawodników, na nabranie przez nich doświadczenia. A więc... mamy prawo oczekiwać, że kolektyw, w którym aż się roi od reprezentantów i kadrowiczów, zacznie grać szybciej, bardziej zespołowo i przede wszystkim zdecydowanie! Brak siły przebojowej, brak odwagi, kiedy trzeba przejąć odpowiedzialność za powodzenie danej akcji i oddać silny, zaskakujący strzał, były dotychczas „piętą Achillesa” wiślaków” [37].

Liga ruszyła z kopyta rozgrywając mecze często w rytmie 3-4 dniowym, przerywana kilkunastodniowymi okresami na mecze reprezentacji. Jak nieco sarkastycznie podsumowywał ten okres trener Wisły: „Określenie tych nadchodzących dni przerwą jest umowne— ponieważ połowa zawodników wyjeżdża na zgrupowanie kadry i następnie, na mecze międzypaństwowe, natomiast pozostali muszą solidnie trenować” [38].

Prawdziwym sprawdzianem formy była rywalizacja z mistrzem Polski - Ruchem Chorzów (1974.09.11, 2:1). Tak sytuację w wiślackim obozie widziano w krakowskiej prasie: „pytanie w jakiej formie znajdują się piłkarze „Białej Gwiazdy”, którzy ostatnio dali do pierwszej i młodzieżowej reprezentacji aż 6 zawodników: A. Szymanowskiego, Musiała, Kustę, Kapkę, H. Szymanowskiego i Garleja, z których jeden wrócił z kontuzją (Musiał). Trener mgr Jerzy Steckiw jest dobrej myśli, uważa iż zawodnicy a szczególnie kadrowicze będą chcieli udowodnić, że miejsce w reprezentacji słusznie się im należy. Mało tego: Kapka i Kusto zechcą wykazać, że zbyt często siedzieli na ławce dla rezerwowych! O ile A. Szymanowski w meczach z NRD i Francją otrzymał niezłą prasę, o tyle posypały się słowa krytyki pod adresem wspomnianej dwójki, panów „K". Katowicki „Sport" w poniedziałkowej relacji z meczu wrocławskiego pisze m.in.: „Co mają na swą obronę krakowianie Kapka i Kusto? Pierwszy gra gorzej niż przed rokiem, drugi nie zrobił kroku naprzód. Opuszczonymi skarpetkami nikt się jeszcze nie upodobnił do Muellera, co warto wiedzieć, gdy się jest o krok od utraty zaufania selekcjonera” [39]. Wygrana po trudnym meczu i mimo przeciwności losu dawała sporą satysfakcję. Siłą rozpędu w pozostałych 4 wrześniowych meczach Wisła odniosła 2 zwycięstwa i dwukrotnie też zremisowała. Stylem gry może i nie imponowała, ale punkty gromadziła skrzętnie. W czym zapewne pomagał fakt powrotu do gry kontuzjowanych dotąd graczy.

Zresztą na ligowy kalendarz utyskiwali też dziennikarze: „Konia z rzędem temu, kto potrafi logicznie uzasadnić słuszność ułożenia kalendarza spotkań takiego, jaki jest w piłkarskiej ekstraklasie. Najczęściej zaleca się grać zespołom klubowym, kiedy właśnie czekają je inne ważne a nawet prestiżowe mecze. Innymi słowy zespoły, które mają wkrótce wstąpić w szranki rozgrywek pucharowych (międzynarodowych) będą miały maraton nie do pozazdroszczenia. Nie musimy szukać daleko... weźmy pod lupę wiślaków. Otóż od 1 do 14 września rozegrają aż 5 spotkań a wkrótce czekają ich dalsze mecze. To więcej nawet, niż w Anglii, gdzie w ciągu 2 tygodni zawodnik rozgrywa najwyżej 4 spotkania. Kto wytrzyma tak duże obciążenie? Nie zapominajmy na domiar, że polscy piłkarze nie są przyzwyczajeni i przygotowani do takiej młócki, nie posiadają odpowiednich gabinetów odnowy biologicznej itp. Wcale nie próbuję tłumaczyć piłkarzy. Zresztą obiektywny Czytelnik zauważy, że na łamach „Echa" stawiamy wiślakom dość wysokie wymagania. Ale... stawiając je, nie wolno przesadzać i należy wszystko widzieć we właściwych proporcjach [40].

Miał to być kubeł zimnej wody na rozpalone głowy kibiców i działaczy klubowych. Jeśli był to krótkotrwały. Październikowa przerwa reprezentacyjna wpłynęła zdecydowanie negatywnie na formę Wisły. Akumulatory przed ligowymi zmaganiami miano ładować w Zakopanem. O warunkach w stolicy Tatr i problemach kadrowych informowali dziennikarze: „Warunki treningowe mamy ciężkie, stwierdził trener Steckiw. Dopiero wczoraj pokazało się trochę słońca. W poprzednich-dniach trenowaliśmy w deszczu, na błotnistym boisku a przez trzy dni na śniegu, którego pokrywa na boisku sięgała 20 cm. Nie mam też, tu całego zespołu. A. Szymanowski przebywa z kadrą w Poznaniu, a Maculewicz, Kapka i, Garlej postali w Krakowie. Pierwszy z tej trójki miał krwiaka na nodze i musiał przebywać pod kontrolą lekarza, pozostali dwaj mają egzaminy w szkole.. Trenują jednak pilnie pod kierunkiem Henryka Stroniarza. — A co z K. Kmiecikiem? — Dojechał do nas po zdjęciu gipsu z kontuzjowanej nogi i już rozpoczął lekkie treningi. Trochę jeszcze narzeka na ból, ale myślę, że do meczu ze Stalą wydobrzeje całkowicie i będzie mógł grać. Rozmowę naszą przerywa wejście lekarza klubowego Wisły: dr J. Jasieńskiego, który przywozi-najświeższe wieści o pozostałych w Krakowie wiślakach. A więc Maculewicz dołączył do pary KapkaGarlej i już trenuje z myślą o niedzielnym występie. Doktor dopytuje się o stan zdrowia „zakopiańczyków”, lecz zanim trener zdążył odpowiedzieć, do hallu, ośrodka w którym siedzieliśmy, wracają z zakupów piłkarze. Na czele Stanisław Gonet wygrywający na drewnianej fujarce, za nim pozostali koledzy. Wszyscy roześmiani, w świetnych nastrojach, swoim humorem i werwą dają najlepszą odpowiedź na pytanie o samopoczucie [41].

Nie do śmiechu było jednak Wiślakom po trzech kolejnych meczach ligowych, w których zdobyli zaledwie jeden punkt. Szczególnie przykra okazała się przegrana w Czeladzi z sosnowieckim Zagłębiem. Mecz toczony na bagnistym boisku, przy mylącym się niekorzyść gości arbitrze, Wisła przegrała 1:2. Cztery dni później w Poznaniu z Lechem przegrała z kolei (1974.10.20, 1:4) i spadła na 4. miejsce w tabeli. Po tej porażce doszło w klubie do „trzęsienia ziemi” - trener J. Steckiw złożył rezygnację z funkcji trenera, a jego obowiązki przejął Henryk Stroniarz.

Podsumowanie

Zestawienie statystyczne oficjalnych spotkań Wisły trenowanej przez trenera Steckiwa podajemy w osobnej tabeli.

Oceniając jego pracę szkoleniową trudno o jednoznaczne cenzurki. Na pewno sprawdził się jako człowiek do zadań specjalnych: a takim było zgodne z zaleceniami kierownictwa sekcji odmłodzenie kadry Wisły, tak by to nowe pokolenie piłkarzy mogło w niedalekiej przyszłości rywalizować o czołowe miejsca w lidze. I to mu się w pełni udało. Paradoksalnie można powiedzieć, że stał się ofiarą własnego sukcesu. Cała plejada wiślackich talentów, dorastająca pod jego okiem, zabłysła na firmamencie nie tylko wiślackiej, ale i reprezentacyjnej piłki. To też powodowało, że w zasadzie w żadnym sezonie nie mógł korzystać spokojnie w okresie przygotowawczym ze wszystkich swoich piłkarzy. Natężenie meczów reprezentacyjnych i ligowych spowodowane Igrzyskami Olimpijskimi, czy Mistrzostwami Świata powodowało częste kontuzje i niedyspozycje reprezentacyjnych graczy, i to miało proste przełożenie na wyniki ligowe.

Właśnie miejsca w lidze (dwukrotnie piąte) były zapewne powodem zwolnienia go z pracy (czy na własne życzenie, śmiemy wątpić). Od drużyny naszpikowanej reprezentantami Polski, medalistami Mistrzostw Świata wymagano w klubie, jeśli nie walki o mistrzostwo, to przynajmniej regularnych występów w Pucharze UEFA. Tego zabrakło, niezależnie od tzw. „obiektywnych trudności”. I to też była chyba główną przyczyną rozstania.

W okolicznościowym artykule wspomnieniowym tak podsumowano jego pracę w Wiśle (z czym się w pełni zgadzamy): „Nie ulega kwestii, że właśnie za czasów Jerzego Steckiwa zaczął się dokonywać w Wiśle znaczący przełom, czas objawiania coraz wyższych aspiracje. Został stworzony bardzo solidny fundament, aby sięgać po sukcesy w europejskich pucharach, a kilka sezonów później odzyskać dla „Białej Gwiazdy” tytuł mistrza Polski” [42].

Oddajmy jeszcze głos wiślackiej legendzie, Antoniemu Szymanowskiemu: „Często trenerom wydaje się, że to dzięki nim piłkarze świetnie grają. Tymczasem wielkość szkoleniowca polega na tym, by umiał wykorzystać możliwości zawodników. A Steckiw umiał. Nie przestawiał nas na inne pozycje, wydobywał z nas to, co każdy najlepiej potrafił. Rola trenera Wisły go nie przerosła” [43].

Trenerskie życie po Wiśle

Steckiw złożył prośbę o zwolnienie go z funkcji trenera pierwszego zespołu piłkarzy 22 października 1974. Czy była to prośba „wymuszona” serią trzech kolejnych meczów bez zwycięstwa w lidze? Przykra porażka w ostatnim meczu z Lechem w Poznaniu (1:4) na pewno wywoływała niezadowolenie w klubie. Tym niemniej Wisła nadal zajmowała wysoką (czwartą) lokatę w lidze ze stratą zaledwie trzech punktów do lidera i realnymi szansami na walkę, jeśli nie o mistrzostwo, to przynajmniej o miejsce na podium.

Bardzo szybkie podpisanie kontraktu z Hutnikiem Kraków (zaledwie dzień po odejściu z Wisły) sugeruje, że rozmowy z tym klubem prowadził na długo przed opuszczeniem Wisły i była to jego autonomiczna decyzja. Cel postawiony przed nim był jasny: miał „zahamować regres w jedenastce z Suchych Stawów i dzięki swemu doświadczeniu przyczynić się do powrotu hutników do II ligi” [44].

W Hutniku Steckiw zakotwiczył na kolejne trzy lata (1974-1977). Cel postawiony przed nim osiągnął w sezonie 1975/1976. W następnym sezonie nie bez kłopotów utrzymał te drużynę w II lidze, zajmując z nią 11. miejsce w tabeli. Podobnie jak w Wiśle nie bał się wystawiać w pierwszej drużynie młodych graczy. To on wprowadzał do pierwszej drużyny jako nieopierzonego nastolatka późniejszą gwiazdą polskiej piłki - Jana Karasia.

W 1977 objął grającą dopiero trzeci sezon w I lidze Arkę Gdynia. Klub na dorobku, ale z aspiracjami. W sezonie 1977/1978 zajął z tą drużyną 7. miejsce w lidze. Najwyższe w dotychczasowej historii tej drużyny. Prawdziwą rewelacją okazał się jednak start Arki w Pucharze Polski w sezonie 1978/1979. Drużyna ta sięgnęła wówczas po to trofeum, wygrywając w finale z Wisłą 2:1. Do tego sukcesu przyczynił się i trener Steckiw, gdyż zanim opuścił Gdynię zdążył doprowadzić Arkę do fazy półfinałowej tej edycji PP (w 3 meczach).

W sumie w latach 1977-1978 prowadził Arkę w 29 meczach w okresie jej największych sukcesów. Podobnie jak w innych trenowanych przez niego klubach potrafił dobrze porozumiewać się z piłkarzami i dobierać utalentowanych współpracowników. Potrafił stworzyć w drużynie i wokół niej dobrą atmosferę, co potwierdzają ówcześnie piłkarze. To on sprowadził do Gdyni Adama Musiała, którego dobrze „znał i namówił do przenosin nad morze. Dla Arki to nawet nie był strzał w „10”, ale coś więcej. Wspomógł nas swoją wielką klasą, był nieprzeciętną osobowością. Świetny piłkarz, wspaniały kolega, dusza towarzystwa. Bardzo wesoły, ale w sprawach ważnych – konkretny i stanowczy. Zdolny i gotowy do pomocy w każdej sytuacji. Swój pomnik budował wiele lat, ale również w Gdyni dołożył do niego niemałą cząstkę” - wspominał po latach Cz. Boguszewicz [45]. Musiał po pozaboiskowych perturbacjach znalazł się wówczas na sportowym zakręcie. W Arce odżył jak piłkarz walnie przyczyniając się zdobycia przez nią Pucharu Polski.

Ciekawą anegdotę z tego okresu przytacza w swych wspomnieniach Adam Musiał: „Wisła kroczyła po mistrzostwo Polski za trenera Lenczyka i musiała wygrać w Krakowie z Arką Gdynia. Ja w związku z moim zapisem w kontrakcie miałem nie grać. Trener Steckiw powiedział mi jednak, żebym wyszedł na rozgrzewkę, żeby postraszyć Wisłę. Ściągnąłem tylko krawat, ubrałem dres na koszulę i wyszedłem na rozgrzewkę. Gdy zobaczyli to kibice, złapali się za głowy i mówili: "No to nie jest dobrze, Musiał zagra." To była jednak tylko gra psychologiczna, a Wisła potem wygrała ten mecz i zdobyła mistrzostwo Polski” [46].

O podejściu Steckiwa do zasłużonych i wybitnych graczy mówi też wiele fakt, że trapionego kontuzjami Czesława Boguszewicza (gracza Arki i reprezentacyjnego obrońcę, wówczas zaledwie 28 letniego) uczynił swoim asystentem, i to on właśnie po odejściu bochnianina z Arki z końcem 1978 objął trenerską schedę w tym nadbałtyckim klubie i w 1979 wygrał z tą drużyną Puchar Polski.

Według Boguszewicza latem 1978 roku podczas tournée Arki w Stanach Zjednoczonych „Steckiw spotkał tam chyba swoich krewnych. Wróciliśmy do Polski i po rundzie jesiennej postanowił znów polecieć do USA i już tam został” [47]. Tej informacji nie udało nam się jednak zweryfikować.

Ostatnim akordem jego pracy trenerskiej w Polsce było prowadzenie drużyny Garbarni Kraków. „Praca z „Brązowymi” została przerwana z powodu podjęcia życiowej decyzji o wyjeździe z kraju. Via Austria udał się Jerzy Steckiw do Australii”. „Tam prowadził m. in. amatorskie kluby ukraińskich emigrantów. On sam miał bowiem ukraińskie korzenie” [48]. Nie do końca jest jasne czy na emigrację udał się w grudniu 1980 roku, czy rok później.

Na stałe osiadł w Brisbane i tam też zmarł w wieku 81 lat.


Podczas meczu Wisła - Śląsk Wrocław w dniu 28 sierpnia 2015 uczczono minutą ciszy zmarłego trenera Wisły.

Przygoda z reprezentacją

W piłkarskiej centrali obserwowano z uwagą trenerskie postępy Jerzego Steckiwa. Wisła na początku lat siedemdziesiątych była prawdziwą kuźnią piłkarskich talentów, zasilając całą rzeszą piłkarzy reprezentacje narodowe różnych kategorii wiekowych. Niemała była w tym zasługa samego Steckiwa, co potrafiono docenić typując go jako trenera-obserwatora na Mistrzostwa Świata w Niemczech. Miał w ten sposób wspomagać sztab szkoleniowy polskiej reprezentacji prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Był to niewątpliwie dowód uznania za jego pracę szkoleniową w Wiśle, która przecież oddała do kadry K. Górskiego aż pięciu zawodników. Z czego dwóch grało w podstawowym składzie, a dwóch kolejnych wchodziło na zmiany podczas MŚ.

Na czym polegała praca „obserwatora”. Sam o tym opowiadał potem obszernie w pomundialowych wywiadach prasowych: „Zadanie polegało na dostarczaniu danych o naszych przeciwnikach. Zaczęło się ono jeszcze przed finałami, konkretnie w Austrii, gdzie obserwowałem mecz gospodarzy z Włochami, notując uwagi o poszczególnych piłkarzach Squadra Azzurra. W trakcie rozgrywek finałowych wraz z Teodorem Wieczorkiem i operatorami filmowymi jeździliśmy na mecze drużyn, z którymi mieliśmy najbliższe spotkanie, by dorzucić do posiadanych przez Jacka Gmocha informacji ostatnie spostrzeżenia. Była to praca żmudna, drobiazgowa, chodziło bowiem o jak najpełniejsze poznanie wszystkich zalet i wad rywali. Musiałem często oglądać mecze przyszłych przeciwników w tym samym czasie, kiedy nasi walczyli. Serce ciągnęło do polskiej drużyny, obowiązek nakazywał śledzić poczynania innych” [49].

Statystyki

Piłkarska kariera

Klub Lata Kraj
Bocheński Klub Sportowy do 1954? Polska
Proszowianka 1954-? Polska
AZS Kraków* ? Polska
Radomiak Radom* ? Polska

*-Informacja niepotwierdzona.

Trenerska kariera

Klub Lata Kraj
Proszowianka 1954-? Polska
AZS Kraków ? Polska
Radomiak Radom ? Polska
MKS Krakus Polska
Wisła Kraków 1972-1974 Polska
Hutnik Kraków 1974-1977 Polska
Arka Gdynia 1977-1978 Polska
Wisłoka Dębica* ? Polska
Garbarnia Kraków ?-1980? Polska

Uwagi:

  • Nie jest nam znany czas i okoliczności trenowania tego klubu.

Trenerski bilans w Wiśle

Okres pracy: lipiec 1972 - październik 1974

Ilość meczy: 83 (66 w I lidze, 3 w Pucharze Polski, 14 w pucharze Intertoto)

Bilans ligowy: 28-20-18 (bramki 79:65)

Procent zwycięstw: 42

Średnia punktów: 1,15

Sukcesy

Piłkarskie:

  • Awans do III ligi z BKS


Trenerskie:

  • Dwukrotnie 5. miejsce w I lidze z Wisłą Kraków
  • Wygranie rywalizacji grupowej Pucharu Intertoto w 1972/1973
  • Awans do półfinału Puchar Polski z Arką Gdynia 1978
  • Pełnienie funkcji obserwatora podczas MŚ w NRF 1974


Przypisy

Przypisy: [1] Aleksander Gąciarz, W Proszowicach uczył gimnastyki futbolu i... tańca towarzyskiego. „Dziennik Polski” z 5 września 2015; [2] LO w Proszowicach ma 70 lat, Internetowy Kurier Proszowicki z 8 października 2015; [3] Aleksander Gąciarz, W Proszowicach uczył gimnastyki futbolu i... tańca towarzyskiego. „Dziennik Polski” z 5 września 2015; [4] Proszowianka na starej fotografii. Internetowy Kurier Proszowicki z 13 listopada 2015; [5] HISTORIA PROSZOWIANKI; [6] Aleksander Gąciarz, W Proszowicach uczył gimnastyki futbolu i... tańca towarzyskiego. „Dziennik Polski” z 5 września 2015; [7] informacja „Dziennika Bałtyckiego” z 19 sierpnia 2015; [8] Sport 1972-07-28; [9] Jerzy Filipiuk, Jerzy Steckiw – trener, który nie przeszkadzał, „Dziennik Polski” z 24 sierpnia 2015; [10] Echo Krakowa. 1972, nr 176 (29/30 VII); [11] Gazeta Krakowska. 1972, nr 185 (5/6 VIII); Echo Krakowa. 1972, nr 183 (7 VIII); [12] Echo Krakowa. 1972, nr 218 (16/17 IX); [13] Gazeta Krakowska. 1972, nr 237 (5 X); [14] Gazeta Krakowska. 1972, nr 262 (3 XI) ; [15] Gazeta Krakowska. 1973, nr 14 (17 I); [16] Gazeta Krakowska. 1973, nr 72 (26 III); [17] Echo Krakowa. 1973, nr 77 (31 III/1 IV); [18] Echo Krakowa. 1973, nr 78 (2 IV); [19] Gazeta Krakowska. 1973, nr 78 (2 IV); [20] Echo Krakowa. 1973, nr 82 (6 IV); [21] Gazeta Krakowska. 1973, nr 85 (9 IV); [22] Gazeta Krakowska. 1973, nr 196 (17 VIII); Echo Krakowa. 1973, nr 199 (24 VIII); [23] Gazeta Krakowska. 1973, nr 201 (23 VIII); [24] Echo Krakowa. 1973, nr 215 (12 IX); [25] Echo Krakowa. 1973, nr 218 (15/16 IX); [26] Gazeta Krakowska. 1974, nr 53 (4 III); [27] Echo Krakowa. 1974, nr 60 (12 III); [28] Gazeta Krakowska. 1974, nr 71 (25 III); [29] Echo Krakowa. 1974, nr 76 (30/31 III); [30] Gazeta Krakowska. 1974, nr 77 (1 IV); [31] Echo Krakowa. 1974, nr 93 (20/21 IV); [32] Echo Krakowa. 1974, nr 97 (25 IV); [33] Gazeta Krakowska. 1974, nr 96 (24 IV); [34] Gazeta Krakowska. 1974, nr 163 (11 VII); [35] Echo Krakowa. 1974, nr 162 (12 VII); [36] Echo Krakowa. 1974, nr 193 (19 VIII); [37] Echo Krakowa. 1974, nr 195 (21 VIII); [38] Echo Krakowa. 1974, nr 197 (23/25 VIII); [39] Echo Krakowa. 1974, nr 212 (11 IX); [40] Echo Krakowa. 1974, nr 215 (14/15 IX); [41] Echo Krakowa. 1974, nr 235 (9 X); [42] Futbol Małopolski, miesięcznik MZPN z sierpnia 2015; [43] Jerzy Filipiuk, Jerzy Steckiw – trener, który nie przeszkadzał, „Dziennik Polski” z 24 sierpnia 2015; [44] Echo Krakowa. 1974, nr 247 (24 X); [45] Cudowny człowiek, "Blaszka", twardziel o gołębim sercu. Wspomnienie Adama Musiała, autor Tomasz Osowski. „wyborcza.pl Trójmiasto” z 29 listopada 2020; [46] Historia pewnego kontraktu. Źródło: wisla.krakow.pl; [47] Czesław Boguszewicz o Syberii, kolejowej rodzinie, pracy marynarza, Pogoni, Arce, reprezentacji i kontuzji, która wszystko przerwała; [48] Aleksander Gąciarz, W Proszowicach uczył gimnastyki futbolu i... tańca towarzyskiego. „Dziennik Polski” z 5 września 2015; Futbol Małopolski, miesięcznik MZPN z sierpnia 2015; [49] Echo Krakowa. 1974, nr 162 (12 VII)

Galeria

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1974, nr 162 (12 VII) nr 8955

ROZMOWY NA CZASIE

JEDNYM z uczestników polskiej ekipy piłkarskiej na X mistrzostwach świata był trener krakowskiej Wisły — mgr Jerzy STECKIW. 5 zawodników z drużyny przez niego prowadzonej znalazło się w kadrze na mistrzowski turniej, czterech wystąpiło w sportowych zmaganiach z czołowymi drużynami świata, a trener sprawował w czasie rozgrywek funkcję dostarczyciela informacji o przeciwnikach, mając swój pokaźny wkład do polskiego „banku informacji”.

— Czy jadąc do RFN spodziewał się Pan tak triumfalnego powrotu, tak znakomitego miejsca w końcowej klasyfikacji? — Jechałem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony forma prezentowana przez naszych zawodników w okresie przygotowań do startu nie była najwyższa, wielu graczy miało skrócony okres przygotowań z uwagi na kontuzje, a tu czekały nas mecze ze świetnymi przeciwnikami, uznanymi potęgami footballu. Z drugiej jednak strony spodziewałem się zwyżki formy, wierzyłem iż fakt udziału w finałach mistrzostw świata porwie zawodników do boju, że wykrzeszą ,z siebie wszystkie siły. Najbardziej obawiałem się. inauguracji, meczu z Argentyną. Ale tym razem mieliśmy trochę szczęścia, oczywiście poza sporą dozą umiejętności. Gdyby Ayala w pierwszych minutach wykorzystał niemal idealną pozycję do uzyskania bramki, kto wie jak potoczyłyby się dalej losy tego meczu. Argentyńczyk nie uzyskaliśmy piękne trafienia i przyszło pierwsze zwycięstwo Później było już, lżej, gracze nabierali rutyny, coraz bardziej wierzyli w swe siły.

— Wiele się mówiło I pisało w okresie mistrzostw o „polskiej szkole” footballowej... — Może bardziej trafne byłoby użycie terminu „styl". Byliśmy jedną z trzech drużyn grających ofensywnie (poza nami RFN i Holandia). Aplauz zyskały nam długie przerzuty z flanki na flankę i nagłe przyspieszenia akcji. Gdy podczas spotkań innych drużyn ktoś za-.

stosował długi przerzut, od razu rozlegały się glosy „grają jak Polacy", „to jest polski styl". Był Pan jednym z współtwórców „banku informacji”.

Na czym polegało pańskie zadanie w RFN? — Zadanie polegało na dostarczaniu danych o naszych przeciwnikach. Zaczęło się oho jeszcze przed finałami, konkretnie w Austrii, gdzie obserwowałem mecz gospodarzy z Włochami, notując uwagi o poszczególnych piłkarzach Sguadra Azzura. W trakcie rozgrywek finałowych wraz z Teodorem Wieczorkiem i operatorami filmowymi jeździliśmy na mecze drużyn, z którymi mieliśmy najbliższe spotkanie, by dorzucić do posiadanych przez Jacka Gmocha informacji ostatnie spostrzeżenia. Była to praca żmudna, drobiazgowa, chodziło bowiem o jak najpełniejsze poznanie wszystkich zalet i wad rywali. Musiałem często oglądać mecze przyszłych przeciwników w tym samym czasie, kiedy nasi walczyli. Serce ciągnęło do polskiej drużyny, obowiązek nakazywał śledzić poczynania innych.

- Czy spostrzeżenia z 10 spotkań, które: Pan oglądnął przydadzą się w pracy klubowej? — Z całą pewnością. To była doskonała szkoła piłkarskiego rzemiosła, a wiele zagrywek taktycznych, sposobów prowadzenia ataku czy obrony będę się starał przekazać piłkarzom Wisły.

— Jest Pan zadowolony z postawy swoich podopiecznych w rozgrywkach turniejowych? —Uważam, że grali świetnie.

Szczególnie Musiał i Szymanowski trochę może przyćmieni sławą strzelającego bramki Laty, dryblującego Gadochy czy rozgrywającego Deyny. Ale przecież Antek Szymanowski zademonstrował wiele popisowych akcji ofensywnych, z jego podań padło kilka bramek, świetnie też spisywał się w grze obronnej.

Podobnie Adam Musiał. Kmiecik miał wielką szansę, wpisania się na listę strzelców, jednak nierozgrzany (wszedł dosłownie moment wcześniej na boisko), zmarnował okazję. Kapka grał tylko Chwilę z Brazylią, Kusto nie grał w ogóle, ale to, co zaobserwowali, co zyskali w trakcie przygotowań, winno obecnie procentować w ich grze.

— Teraz zasłużony odpoczynek! — Ależ skąd! Już po odpoczynku. Wczoraj mieliśmy pierwszy trening, w sobotę mecz ze Spartakiem, później wyjazdy do Linzu i Sztokholmu, a 31 bm.

ligowy mecz z Ruchem. Nie ma więc czasu na odpoczynek, sportowe wakacje jeszcze nie nadeszły! ■.

— Dziękuję za rozmowę i na Pana ręce» raz jeszcze składam dla całej wiślickiej piątki najserdeczniejsze gratulacje za ostatni sukces.

Rozmawiał: JERZY LANGIER


Poprzednik Okres pracy:
07.1972 - 10.10.1974
Następca
. .Marian Kurdziel Grafika:1.png‎ Grafika:2.png‎ Henryk Stroniarz. .