Jerzy Zajda

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Nowa strona: {|style="text-align:center;border:2px red solid" width=30% rules=all cellspacing=1 cellpadding=1 align="right" |+ '''pełne imię nazwisko''' |- |colspan=4|zdjęcie |-align="left" |nar...)
Linia 53: Linia 53:
|}
|}
 +
 +
Jerzy Zajda urodził się w 1963 roku w Głubczcycach. Jako 10-latek rozpoczął treningi w Wałbrzychu, gdzie mieszkał. Od najmłodszych lat lubił sport. - Udzielałem się we wszystkich zawodach szkolnych - wspomina. Początkowo chodził na zajęcia piłkarskie w Zagłębiu... koszykarskie w Górniku.
 +
W końcu wybrał futbol. Od razu zdecydował się na grę w bramce. Mając 14 lat trenował z pierwszą drużyną Zagłębia, grającą w II lidze. Szybko podnosił swoje kwalifikacje. W wieku 17 lat zadebiutował w II lidze. Trafił też do reprezentacji Under 18, z którą w 1980 roku zdobył srebrny medal w Turnieju UEFA (nieoficjalne ME) w NRD (1-2 w finale z Anglią w Lipsku). Bronił na zmianę z Gaszyńskim. Rok później powtórzył ten sukces podczas ME Under 18 w RFN (0-1 w finale z RFN w Duesseldorfie). Tym razem jednak musiał się zadowolić rola rezerwowego (w bramce stał Wandzik). Nie powiodło się natomiast jemu i reprezentacji w MŚ Under 20 w Australii.
 +
 +
- Nie wyszliśmy z grupy eliminacyjnej. Przegraliśmy z... Katarem. Broniłem wtedy na zmianę z Wandzikiem - mówi.
 +
 +
W 1982 roku przeniósł się do Gwardii Szczytno. - Miałem propozycje z kilku klubów, w tym z Legii. Nie chciałem jednak jechać do stolicy, bo w Legii grał Kazimierski i miałbym dwa lata zmarnowane - przekonuje.
 +
Kontuzja w debiucie
 +
W 1983 roku rozpoczął występy w Wiśle. Debiut nastąpił w w meczu w Poznaniu z Lechem. Trenerem drużyny był Edmund Zientara.
 +
- Byłem zaskoczony, że wystawił mnie, a nie doświadczonego Adamczyka. Nawet nie wziąłem ze sobą rękawic - wspomina. Krakowianie na inaugurację sezonu przegrali 0-1. - Zszedłem z boiska dziesięć minut przed końcem meczu, przy stanie 0-0. Adamiec uderzył mnie kolanem i zachodziło podejrzenie pęknięcia żeber - mówi. W Wiśle grał przez cztery sezony (11. i 16. miejsce w I oraz 2. i 4. w II lidze). Miał etat w bramce. Wystąpił w 53 meczach I ligi (na 60 możliwych). - Tylko kontuzje eliminowały mnie z występów - chwali się. Nie chce jednak mówić, dlaczego wiślacy, mający wielki potencjał piłkarski grali grubo poniżej swoich możliwości. - Trudno powiedzieć, czy moi koledzy byli rozrywkowi. Gdy wchodziłem do drużyny, miałem dopiero 20 lat. Rządzili nią inni - ucina dyskusję. Tuż przed spadkiem Wisły z ekstraklasy dyskwalifikowano Budkę, Krupińskiego, Banaszkiewicza, Iwana i Starościaka, zarzucając im brak zaangażowania i negatywny wpływ na kolegów.
 +
 +
- Działaczom zagrzały się głowy. Nie zdawali sobie sprawę, jakie mogą być kłopoty z awansem - podkreśla. Wiślacy w końcu powrócili do I ligi (pamiętny dwumecz z Górnikiem Knurów), ale on był już wtedy w Widzewie...
 +
 +
W Łodzi pojawił się w 1987 roku. W barwach Widzewa w I lidze rozegrał 47 meczów.
 +
 +
Bramkarz-hurtownik
 +
 +
W 1991 roku postanowił zrezygnować z występów na boisku. - Zachciało mi się robić interesy. Założyłem hurtownię sprzętu elektronicznego. Prowadziłem ją ze wspólnikiem. Przez dwa lata chodziłem jednak na treningi, bo ciągnęło mnie do piłki. Dwa razy w tygodniu ćwiczyłem z Młynarczykiem i Woźniakiem, dla przyjemności - wspomina. Nie zapomniał jak się broni. W 1993 roku zajął miejsce między słupkami bramki Warty Poznań. Rok później znalazł się w ŁKS. Zadebiutował w Łodzi w meczu z Rakowem, wygranym przez gospodarzy 2-0. Trzy tygodnie później w spotkaniu I rundy PZP świetnie bronił w wyjazdowym meczu z FC Porto. Czyste konto zachował do 72 minuty. Potem pokonali go Domingos i Rui Barros. W rewanżu ŁKS przegrał 0-1. W 1995 roku znowu znalazł się w Krakowie. - ŁKS miał duże kłopoty finansowe, było sporo zamieszania w klubie i dlatego postanowiłem wrócić do Krakowa. Moja żona Małgorzata w ogóle była przeciwna wyjazdowi do Łodzi, bo się jej to miasto nie podobało - przyznaje.
 +
Podjął treningi z Wisłą, ale nie przywdział ponownie koszulki z "Białą Gwiazdą". Grał kolejno w Porońcu, KSZO Ostrowiec, Varcie Namysłów i Świcie Krzeszowice. Był pracowitym, ambitnym, solidnym, dysponującym świetnymi warunkami fizycznymi (186 cm wzrostu) bramkarzem. Nigdy jednak nie zagrał w pierwszej reprezentacji. Największą szansę miał, gdy Wisła... spadła do II ligi. - Dostałem powołanie od trenera Łazarka na zgrupowanie kadry, która miała lecieć do USA. Na zgrupowaniu w Kamieniu okazało się jednak, że wyjazd nie może dojść do skutku - mówi.
 +
 +
Za namową żony
 +
 +
W 1997 roku poleciał do USA, ale nie z reprezentacją.
 +
- Żona ma w Chicago dużą rodzinę i zawsze mnie tu ciągnęła - przyznaje. Miał szansę gry w Chicago Fire. Był z nim na zgrupowaniu w Orlando jako jeden z sześciu obcokrajowców. - Kontrakt miał wtedy zaklepany Campos. Działacze klubu powiedzieli mi, że będę mógł grać w Chicago Fire jako obywatel z zieloną kartą. Nic z tego jednak nie wyszło. W klubie było już trzech Polaków, Campos i Czech Kubik. Obowiązywał wówczas limit pięciu obcokrajowców - mówi. W Chicago spotkał swego największego prześladowcę w lidze - Podbrożnego. - Miał na mnie prawdziwy patent. Niemal w każdym meczu strzelał mi bramkę - mówi. Nie ciągnęło go do gry w polonijnych klubach. - Gra się w parkach, a nie na stadionach - tłumaczy. Zaliczył jednak występy w drużynie Royal Wawel. Zdobył z nią mistrzostwo USA drużyn polonijnych w 1997 roku w Chicago i rok później w New Jersey. W 1997 roku założył sklep sportowy, wspólnie z Arturem Romanowskim byłym narciarzem. Jest zadowolony z prowadzonego biznesu. - Wszyscy nas przestrzegali, że będzie nam ciężko. Dajemy sobie jednak radę. Myślimy o otwarciu nowego sklepu w Chicago. Mamy kilka ciekawych pomysłów - snuje marzenia.
 +
 +
Wróci do Krakowa
 +
 +
Jerzy Zajda planuje, że w Chicago spędzi jeszcze 3-4 lata. Jak sam przyznaje, czas mu szybki leci. - Zwłaszcza jak człowiek ma co robić. Sklep czynny jest od godziny 10 do 20. Nas szczęście we dwóch możemy się zastępować w pracy. Dzięki temu mogę poświęcić czas dzieciom - podkreśla. W Krakowie ma mieszkanie i działkę. Planuje wybudować tu dom. Od czasu wyjazdu do USA nie był w Polsce. - Żona też uważa, że za kilka lat wrócimy do kraju - mówi. Ich dzieci połknęły sportowego bakcyla. 13-letnia Agnieszka gra w tenisa, a o rok starszy Dominik także w piłkę. - Chodzi ze mną na zajęcia. Nie może się jednak zdecydować, czy chce być bramkarzem, czy napastnikiem - śmieje się. Nie tak dawno Nawałka pytał go, czy byłby zainteresowany pracą trenera bramkarzy w Wiśle. Odparł, że chętnie, ale jak wróci na stałe do Krakowa. Interes chce zostawić w Chicago i raz na jakiś czas go doglądać, lecąc do USA. N razie sklep jest jego oczkiem w głowie. Do Krakowa wróci jednak na pewno. I pewnie szybko zawita na stadion przy Reymonta... "
 +
 +
 +
Źródło: Dziennik Polski z 28.09.1999

Wersja z dnia 20:08, 6 cze 2008

pełne imię nazwisko
zdjęcie
narodowość x
data urodzenia x
miejsce urodzenia x
data śmierci x
miejsce pochówku x
wzost/waga x
pozycja x
przebieg kariery x
reprezentacja x
sukcesy x
pseudonim x
sezon drużyna mecze bramki
x x x x
Suma x x x

Jerzy Zajda urodził się w 1963 roku w Głubczcycach. Jako 10-latek rozpoczął treningi w Wałbrzychu, gdzie mieszkał. Od najmłodszych lat lubił sport. - Udzielałem się we wszystkich zawodach szkolnych - wspomina. Początkowo chodził na zajęcia piłkarskie w Zagłębiu... koszykarskie w Górniku. W końcu wybrał futbol. Od razu zdecydował się na grę w bramce. Mając 14 lat trenował z pierwszą drużyną Zagłębia, grającą w II lidze. Szybko podnosił swoje kwalifikacje. W wieku 17 lat zadebiutował w II lidze. Trafił też do reprezentacji Under 18, z którą w 1980 roku zdobył srebrny medal w Turnieju UEFA (nieoficjalne ME) w NRD (1-2 w finale z Anglią w Lipsku). Bronił na zmianę z Gaszyńskim. Rok później powtórzył ten sukces podczas ME Under 18 w RFN (0-1 w finale z RFN w Duesseldorfie). Tym razem jednak musiał się zadowolić rola rezerwowego (w bramce stał Wandzik). Nie powiodło się natomiast jemu i reprezentacji w MŚ Under 20 w Australii.

- Nie wyszliśmy z grupy eliminacyjnej. Przegraliśmy z... Katarem. Broniłem wtedy na zmianę z Wandzikiem - mówi.

W 1982 roku przeniósł się do Gwardii Szczytno. - Miałem propozycje z kilku klubów, w tym z Legii. Nie chciałem jednak jechać do stolicy, bo w Legii grał Kazimierski i miałbym dwa lata zmarnowane - przekonuje. Kontuzja w debiucie W 1983 roku rozpoczął występy w Wiśle. Debiut nastąpił w w meczu w Poznaniu z Lechem. Trenerem drużyny był Edmund Zientara. - Byłem zaskoczony, że wystawił mnie, a nie doświadczonego Adamczyka. Nawet nie wziąłem ze sobą rękawic - wspomina. Krakowianie na inaugurację sezonu przegrali 0-1. - Zszedłem z boiska dziesięć minut przed końcem meczu, przy stanie 0-0. Adamiec uderzył mnie kolanem i zachodziło podejrzenie pęknięcia żeber - mówi. W Wiśle grał przez cztery sezony (11. i 16. miejsce w I oraz 2. i 4. w II lidze). Miał etat w bramce. Wystąpił w 53 meczach I ligi (na 60 możliwych). - Tylko kontuzje eliminowały mnie z występów - chwali się. Nie chce jednak mówić, dlaczego wiślacy, mający wielki potencjał piłkarski grali grubo poniżej swoich możliwości. - Trudno powiedzieć, czy moi koledzy byli rozrywkowi. Gdy wchodziłem do drużyny, miałem dopiero 20 lat. Rządzili nią inni - ucina dyskusję. Tuż przed spadkiem Wisły z ekstraklasy dyskwalifikowano Budkę, Krupińskiego, Banaszkiewicza, Iwana i Starościaka, zarzucając im brak zaangażowania i negatywny wpływ na kolegów.

- Działaczom zagrzały się głowy. Nie zdawali sobie sprawę, jakie mogą być kłopoty z awansem - podkreśla. Wiślacy w końcu powrócili do I ligi (pamiętny dwumecz z Górnikiem Knurów), ale on był już wtedy w Widzewie...

W Łodzi pojawił się w 1987 roku. W barwach Widzewa w I lidze rozegrał 47 meczów.

Bramkarz-hurtownik

W 1991 roku postanowił zrezygnować z występów na boisku. - Zachciało mi się robić interesy. Założyłem hurtownię sprzętu elektronicznego. Prowadziłem ją ze wspólnikiem. Przez dwa lata chodziłem jednak na treningi, bo ciągnęło mnie do piłki. Dwa razy w tygodniu ćwiczyłem z Młynarczykiem i Woźniakiem, dla przyjemności - wspomina. Nie zapomniał jak się broni. W 1993 roku zajął miejsce między słupkami bramki Warty Poznań. Rok później znalazł się w ŁKS. Zadebiutował w Łodzi w meczu z Rakowem, wygranym przez gospodarzy 2-0. Trzy tygodnie później w spotkaniu I rundy PZP świetnie bronił w wyjazdowym meczu z FC Porto. Czyste konto zachował do 72 minuty. Potem pokonali go Domingos i Rui Barros. W rewanżu ŁKS przegrał 0-1. W 1995 roku znowu znalazł się w Krakowie. - ŁKS miał duże kłopoty finansowe, było sporo zamieszania w klubie i dlatego postanowiłem wrócić do Krakowa. Moja żona Małgorzata w ogóle była przeciwna wyjazdowi do Łodzi, bo się jej to miasto nie podobało - przyznaje. Podjął treningi z Wisłą, ale nie przywdział ponownie koszulki z "Białą Gwiazdą". Grał kolejno w Porońcu, KSZO Ostrowiec, Varcie Namysłów i Świcie Krzeszowice. Był pracowitym, ambitnym, solidnym, dysponującym świetnymi warunkami fizycznymi (186 cm wzrostu) bramkarzem. Nigdy jednak nie zagrał w pierwszej reprezentacji. Największą szansę miał, gdy Wisła... spadła do II ligi. - Dostałem powołanie od trenera Łazarka na zgrupowanie kadry, która miała lecieć do USA. Na zgrupowaniu w Kamieniu okazało się jednak, że wyjazd nie może dojść do skutku - mówi.

Za namową żony

W 1997 roku poleciał do USA, ale nie z reprezentacją. - Żona ma w Chicago dużą rodzinę i zawsze mnie tu ciągnęła - przyznaje. Miał szansę gry w Chicago Fire. Był z nim na zgrupowaniu w Orlando jako jeden z sześciu obcokrajowców. - Kontrakt miał wtedy zaklepany Campos. Działacze klubu powiedzieli mi, że będę mógł grać w Chicago Fire jako obywatel z zieloną kartą. Nic z tego jednak nie wyszło. W klubie było już trzech Polaków, Campos i Czech Kubik. Obowiązywał wówczas limit pięciu obcokrajowców - mówi. W Chicago spotkał swego największego prześladowcę w lidze - Podbrożnego. - Miał na mnie prawdziwy patent. Niemal w każdym meczu strzelał mi bramkę - mówi. Nie ciągnęło go do gry w polonijnych klubach. - Gra się w parkach, a nie na stadionach - tłumaczy. Zaliczył jednak występy w drużynie Royal Wawel. Zdobył z nią mistrzostwo USA drużyn polonijnych w 1997 roku w Chicago i rok później w New Jersey. W 1997 roku założył sklep sportowy, wspólnie z Arturem Romanowskim byłym narciarzem. Jest zadowolony z prowadzonego biznesu. - Wszyscy nas przestrzegali, że będzie nam ciężko. Dajemy sobie jednak radę. Myślimy o otwarciu nowego sklepu w Chicago. Mamy kilka ciekawych pomysłów - snuje marzenia.

Wróci do Krakowa

Jerzy Zajda planuje, że w Chicago spędzi jeszcze 3-4 lata. Jak sam przyznaje, czas mu szybki leci. - Zwłaszcza jak człowiek ma co robić. Sklep czynny jest od godziny 10 do 20. Nas szczęście we dwóch możemy się zastępować w pracy. Dzięki temu mogę poświęcić czas dzieciom - podkreśla. W Krakowie ma mieszkanie i działkę. Planuje wybudować tu dom. Od czasu wyjazdu do USA nie był w Polsce. - Żona też uważa, że za kilka lat wrócimy do kraju - mówi. Ich dzieci połknęły sportowego bakcyla. 13-letnia Agnieszka gra w tenisa, a o rok starszy Dominik także w piłkę. - Chodzi ze mną na zajęcia. Nie może się jednak zdecydować, czy chce być bramkarzem, czy napastnikiem - śmieje się. Nie tak dawno Nawałka pytał go, czy byłby zainteresowany pracą trenera bramkarzy w Wiśle. Odparł, że chętnie, ale jak wróci na stałe do Krakowa. Interes chce zostawić w Chicago i raz na jakiś czas go doglądać, lecąc do USA. N razie sklep jest jego oczkiem w głowie. Do Krakowa wróci jednak na pewno. I pewnie szybko zawita na stadion przy Reymonta... "


Źródło: Dziennik Polski z 28.09.1999