Julian Kantek

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Nowa strona: 12 kwietnia zmarł w Krakowie '''Julian Kantek''', jeden z najbardziej zasłużonych klubowych działaczy. Był częścią historii wiślackiej siatkówki w epoce jej wielkich sukcesów...)
Linia 1: Linia 1:
-
12 kwietnia zmarł w Krakowie '''Julian Kantek''', jeden z najbardziej zasłużonych klubowych działaczy. Był częścią historii wiślackiej siatkówki w epoce jej wielkich sukcesów. Pracował przy Reymonta w trzech dekadach – od lat 60. do 80. ubiegłego wieku.
+
12 kwietnia 2010 roku zmarł w Krakowie '''Julian Kantek''', jeden z najbardziej zasłużonych klubowych działaczy. Był częścią historii wiślackiej siatkówki w epoce jej wielkich sukcesów. Pracował przy Reymonta w trzech dekadach – od lat 60. do 80. ubiegłego wieku.
Miał 75 lat, z czego blisko jedną trzecią poświęcił siatkarkom, pełniąc funkcję kierownika pierwszoligowej drużyny Wisły. Był niezwykle lubiany przez zawodniczki, gdyż służył im pomocą we wszystkich, także prywatnych sprawach. Równie mocno angażował się emocjonalnie, jak finansowo. - Traktował nas jak swoje córki – charakteryzowała go kilkanaście lat temu Lucyna Kwaśniewska, jedna z największych gwiazd zespołu. - Ja sama uważałam go po trochu za drugiego ojca. W każdym razie, częściej z nim się widywałam niż z tatą… Czasem własny portfel by otworzył, żeby pomóc dziewczynom.
Miał 75 lat, z czego blisko jedną trzecią poświęcił siatkarkom, pełniąc funkcję kierownika pierwszoligowej drużyny Wisły. Był niezwykle lubiany przez zawodniczki, gdyż służył im pomocą we wszystkich, także prywatnych sprawach. Równie mocno angażował się emocjonalnie, jak finansowo. - Traktował nas jak swoje córki – charakteryzowała go kilkanaście lat temu Lucyna Kwaśniewska, jedna z największych gwiazd zespołu. - Ja sama uważałam go po trochu za drugiego ojca. W każdym razie, częściej z nim się widywałam niż z tatą… Czasem własny portfel by otworzył, żeby pomóc dziewczynom.

Wersja z dnia 05:41, 16 kwi 2010

12 kwietnia 2010 roku zmarł w Krakowie Julian Kantek, jeden z najbardziej zasłużonych klubowych działaczy. Był częścią historii wiślackiej siatkówki w epoce jej wielkich sukcesów. Pracował przy Reymonta w trzech dekadach – od lat 60. do 80. ubiegłego wieku.

Miał 75 lat, z czego blisko jedną trzecią poświęcił siatkarkom, pełniąc funkcję kierownika pierwszoligowej drużyny Wisły. Był niezwykle lubiany przez zawodniczki, gdyż służył im pomocą we wszystkich, także prywatnych sprawach. Równie mocno angażował się emocjonalnie, jak finansowo. - Traktował nas jak swoje córki – charakteryzowała go kilkanaście lat temu Lucyna Kwaśniewska, jedna z największych gwiazd zespołu. - Ja sama uważałam go po trochu za drugiego ojca. W każdym razie, częściej z nim się widywałam niż z tatą… Czasem własny portfel by otworzył, żeby pomóc dziewczynom.

Jednej z siatkarek, przeżywającej problemy rodzinne, wyprawił nawet wesele w swoim domku na wsi. Konieczność takiego kroku uzasadniał w przewrotny sposób: „Mam taką teorię, która przeważnie się sprawdza. Jeżeli zawodnik się ożeni - zwykle traci na klasie sportowej. Natomiast z kobietami jest zupełnie odwrotnie. Po wyjściu za mąż zyskują pewność siebie, może nawet większą świadomość własnej wartości. Przekłada się to korzystnie na ich postawę na boisku”.

Niezrównany gawędziarz, barwnie i plastycznie rysujący zdarzenia, których był świadkiem i bohaterem. Nie uznawał tematów tabu; pikantne szczegóły z życia zespołu traktował taktownie, a z dramatycznymi, humorystycznymi i groteskowymi - rozprawiał się otwarcie. Mimo straszliwych doświadczeń z dzieciństwa, zachował siłę charakteru i pogodę ducha. Zaśmiewając się do łez, przenosił słuchacza w przeszłość, stwarzając niemal fabularny klimat opowieści…

…Jak dwie kluczowe zawodniczki wróciły ze zgrupowania reprezentacji z zakwasami, nie pozwalającymi im podnieść ręki do pionu. I jak podchwycił szatański pomysł znajomego, że pomóc tutaj może wódka podana tuż przed meczem. I jak utracił kontrolę nad jego realizacją: - Dałem jej odrobinę, na półtora palca, a ona: „No, co pan, żartuje?” - nalała sobie całą szklankę i wypiła. I jak wszystko dobrze się skończyło, bo wspomniana siatkarka świetną grą poprowadziła zespół do zwycięstwa. …Jak przy pomocy mocno zbudowanych funkcjonariuszy nakłaniał – oględnie mówiąc – niesfornego męża jednej z siatkarek do lepszego traktowania żony.

…Jak we Francji omal nie trafił do aresztu wraz z kilkoma zawodniczkami. Wracali z zakrapianej kolacji, urządzonej na zakończenie turnieju, i jedna z nich zaczęła poprawiać umundurowanie napotkanego policjanta. Funkcjonariusz dał się udobruchać, bo nie rozumiał, że mówiła do niego: „Jak ty wyglądasz? Łajza jesteś, a nie policjant. Popatrz na pana Kantka, to jest prawdziwy policjant. To jest generał policji”.

… Jak w spadającym nad Szwajcarią, wiozącym drużynę samolocie, robił rachunek sumienia („Wyszło mi, że byłem całkiem dobrym człowiekiem”). I jak szczęśliwie pilotom udało się odzyskać panowanie nad maszyną, a po powrocie do Krakowa przespał 48 godzin bez przerwy, obudził się zaś z żółtaczką mechaniczną, będącą skutkiem ogromnego stresu.

…Jak w latach 60. kibice w Świdnicy rzucali w zawodniczki kotami, które niszczyły im fryzury, albo z procy strzelali landrynkami w nogi. I o tym, jak psychologiczną walkę z przeciwniczkami Wisły toczyli fani w hali przy Reymonta: - Podchodził taki do barierki i krzyczał do siatkarki: „Babciu!”. Często po czymś takim dziewczyna nie była już sobą na parkiecie. Zwłaszcza starsza…

…Jak podczas pobytu zespołu na Sycylii miejscowi komplementowali wiślaczki, mówiąc: „Bella, bella”. - Żartowałem sobie z nich: „Nie jedzcie tyle, bo już nawet Włosi widzą, że jesteście grube jak bele”. …Jak pijany mężczyzna ordynarnie zaczepiał zawodniczki na korytarzu pociągu. Kiedy jednak trenerzy i kierownik wyruszyli z interwencją, minęli się z nim, bo znokautowany przez jedną z siatkarek przeleciał przez pół wagonu.

Długo był naczelnikiem Wydziału Łączności Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie, w stopniu podpułkownika. Potem został szefem oddziału regionalnego firmy ochroniarskiej. Jeszcze do niedawna przychodził na mecze siatkarek.

W poniedziałek dołączył do wielu znajomych z siatkarskiego środowiska, m.in. Huberta Wagnera, który powiedział mu kiedyś: „Powinieneś być adwokatem, a nie kierownikiem drużyny”. Na posiedzeniu PZPS słynny trener wnioskował o surowe ukaranie siatkarek Białej Gwiazdy, które zrezygnowały z gry w reprezentacji. Wiślackiej delegacji udało się przeforsować złagodzenie sankcji.

Uroczystości pogrzebowe Juliana Kantka odbędą się na Cmentarzu Rakowickim, we wtorek, 20 kwietnia, o godz. 13.

Tekst w całości pochodzi ze strony siatkowka.tswisla.pl