Juniorzy 1937 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga, Mecze towarzyskie międzynarodowe, Mecze towarzyskie i sparingi, Turnieje
Juniorzy Rezerwa
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Kadra

W 1937 roku w drużynie juniorów Wisły występowali między innymi:

Czesław Martyniak, Józef Worytkiewicz, Stefan Żołądź, Mieczysław Gracz, Jan Szczypka, Tadeusz Arabski, Tadeusz Kapusta, Tadeusz Konarski, Tadeusz Legutko, Mieczysław Rupa, Jerzy Jurowicz, Marian Glixelli, Bronisław Duch, Zenon Wawryczuk

Kierownikiem drużyny był Jan Ławnik

Rozgrywki okręgowe juniorów

W lipcu zakończono rozgrywki grupowe na szczeblu okręgu. Wisła wraz Koroną, Mościcami i Cracovią znalazła się w strefie finałowej. W półfinale zmierzyła się z Cracovią

Rozgrywki okręgowe juniorów
rozgr. data gdzie przeciwnik wynik strzelcy
Półfinał 1937.07.25 dom Mościce 6:0
Finał 1937.08.01 dom Cracovia 2:0 (1:0) Kazimierz Obtułowicz, Wiktor Cholewa


Finały Mistrzostw Polski Juniorów. Faza ogólnopolska

Finały Mistrzostw Polski Juniorów.
rozgr. data gdzie przeciwnik wynik strzelcy
1. runda 1937.08 Kozienice Ruch Chorzów 6:0
2. runda 1937.08 dom PWATT Warszawa 2:0
Półinał 1937.10.10 neutralny KPW Poznań 1:1 k. 2:1
Półfinał 1937.10.31 dom KPW Poznań 5:1 (4:0) Kazimierz Obtułowicz 11. 27’ i 65’, Mieczysław Gracz 7’ (k) i 29’
Finał 1937.11.14 Warszawa Pogoń Lwów 1:0 (1:0) Kazimierz Obtułowicz 33’


Tabela
LpZespół
1.Wisła Kraków
2.Pogoń Lwów
3. KPW Poznań i Widzew Łódź

Mecze towarzyskie




  • Uwaga: Nie zawsze sformułowanie "mecz drużyn młodszych" oznacza juniorów Wisły. Czasem odnosi się do drużyn rezerwowych.


Wspomnienia

Jerzy Jurowicz

Tak pierwsza drużyna Wisły jak i my juniorzy przeżyliśmy u schyłku sezonu wielki dzień. 14 listopada w ostatnim meczu mistrzowskim ligowcy pokonali AKS, plasując się na 5-tym miejscu w tabeli, a my zdobyliśmy ponownie zaszczytny tytuł mistrza Polski.

Finałowy mecz rozegrany został w Warszawie, a za przeciwnika Wisła miała groźny zespół lwowskiej Pogoni. Mecz odbyć się miał w niedzielę – zbiórkę zawodników wyznaczono w piątek w godzinach wieczornych. Już na długo przed umówionym terminem większość z nas oczekiwała przed Głównym Dworcem. Podnieceni, dyskutowaliśmy i naszych szansach i podróży do Warszawy. Wielu z nas miało ujrzeć stolicę po raz pierwszy w swym życiu.

W Warszawie po wyjściu z dworca udaliśmy się wprost na stadion Legii. Obiekt ten z pięknym boiskiem i dużymi trybunami sprawił mocne wrażenie. Ulokowano nas w znajdującej się w pobliżu dużej sali. Po kilkunastu minutach otworzyły się drzwi i jeden za drugim weszło jedenastu graczy Pogoni. Było jednakowo ubrani, w białych dżokejkach na głowach, przewyższali nas wzrostem. Przybysze zajęli przeciwległą połowę sali, a z rozmów, jakie między sobą prowadzili, biła pewność, że przyjechali po tytuł mistrza. Mecz z Wisłą traktowali właściwie jako formalność.

Sobotnie godziny popołudniowe wykorzystaliśmy na lekki trening. Wcześnie udaliśmy się na spoczynek – ale w nocy długo przewracali się wszyscy na posłaniach.

- Jutro finał. Czy uda nam się powtórzyć sukces z ubiegłego roku? – Ta dręcząca myśl spędzała nam sen z powiek.

- Pilnujcie troskliwie Drechera, Jedynak i Wolanina – przestrzegał nas nazajutrz bezpośrednio przed rozpoczęciem zawodów kierownik Ławnik. Słusznie zwracał uwagę na tę niebezpieczną trójkę ataku Pogoni. Byli to rzeczywiście utalentowani piłkarze, którzy wkrótce awansowali do ligowej drużyny tego zespołu.

Losowanie, krótka rozgrzewka – i pierwsza moja interwencja, kiedy robinsonując wybiłem na róg niebezpieczny strzał. Pewni siebie przeciwnicy zyskali z początku przewagę. Stopniowo, w miarę upływu czasu nasz atak coraz częściej gościł pod bramką Pogoni, a na kilka minut przed pauzą jeden ze strzałów Obtułowicza znalazł drogę do bramki rywali.

Po pauzie utrzymywaliśmy korzystny dla nas wynik, górując nad przeciwnikiem ambicją i ofiarnością. Gdy zabrzmiał końcowy gwizdek sędziego ogarnął nas szał radości. Zadowolony z wyniku i naszej postawy kierownik zaprosił nas teraz do znanej w latach przedwojennych w Warszawie cukierni Gajewskiego. Na wyścigi pałaszowaliśmy słodycze i ciastka, pochłaniając ich rekordowe ilości. Weseli i roześmiani, dowcipkując przez całą drogę powrotną wracaliśmy z triumfem do Krakowa.

Na drugi dzień po powrocie zamieszczone w prasie sportowej recenzje sygnalizowały: „Wisła doczeka się pociechy ze swych młodzików, z korzyścią dla całego polskiego piłkarstwa”.

Z dumą i radością czytałem komentarze „Spokojny i pewny bramkarz Wisły ma poważny udział w zwycięstwie”.

Źródło: Jerzy Jurowicz, Pamiętniki