Kącik humorystyczny

Z Historia Wisły

Kibice na "zielonej trybunie"
Kibice na "zielonej trybunie"
Przekrój 1946
Przekrój 1946
Przekrój 1946
Przekrój 1946
Przegląd Sportowy 1923
Przegląd Sportowy 1923

Zielone trybuny
Ciężkie warunki materialne niejednokrotnie sprawiały, że kibice nie byli w stanie wykupić biletów na mecze swej ukochanej drużyny. W tej sytuacji radzono sobie, wykorzystując tzw. zielone trybuny, czyli wysokie drzewa rosnące wokół boisk. Wspinali się na nie nawet panowie w kościelnych surdutach, kapeluszach i z laskami. Ten sposób kibicowania wymagał jednak szczególnej ostrożności, zwłaszcza podczas reagowania na gole i sporne sytuacje. Piłkarze nie przepadali za zielonymi trybunami, zwłaszcza kiedy były one kasztanowcami - jesienią zdarzały się prawdziwe bombardowania w wykonaniu niezadowolonych kibiców.

Ślub nie przeszkodzi
Pewien kibic wspominał, że w obejrzeniu meczu derbowego w 1922 roku nie przeszkodził mu nawet... własny ślub, który brał tego dnia. Co więcej, żona nie mogła mu nigdy zarzucić, że nie pamięta daty ożenku - pamiętał doskonale że był to 25 czerwca, bo akurat tego dnia Wisła przegrała z Cracovią, a bramki zdobywali Kowalski oraz Chruściński i Kogut. Wspomnienia te opublikowała gazeta "Piłkarz" w 1951 roku.

Podziękowania dla kapitana
W czasie okupacji Wiślacy udali się drogą wodną do Brzeska, by rozegrać mecz z tamtejszą drużyną. Po spotkaniu skorzystali z prawdziwie polskiej gościnności gospodarzy, w efekcie ... z wielkim trudem dotarli do przystani. Już będąc na pokładzie małego handlowego statku, postanowili podziękować kapitanowi za rejs i poprosić go o wysadzenie ich na ląd w miejscu dla nich najdogodniejszym. Niestety, pod wpływem tychże "podziękowań" kapitan zatracił zdolność widzenia i nie był w stanie sterować statkiem, który ostatecznie osiadł na mieliźnie, wywołując tym panikę wśród podróżnych. Statek dotarł do celu z wielogodzinnym opóźnieniem.

Biednie i godnie
Jerzy Jurowicz, legendarny bramkarz Wisły, słynął z tego, że odebrał bardzo staranne, choć surowe wychowanie, którego priorytetami były między innymi honor i uczciwość. Gdy jako młodzieniec po udanym debiucie w Wilnie otrzymał premię w wysokości 100 zł, wręczył ją w całości matce. Poczciwa kobieta nie mogła uwierzyć, że za kopanie piłki można otrzymać tak duże pieniądze. Podejrzewając syna o niecne działania, bezzwłocznie odniosła pieniądze do klubu.

Ślizgawka - śliski interes
W czasach galicyjskich Wisła postanowiła zainwestować w otwarcie ślizgawki na sezon zimowy. Klub zaciągnąć dużą pożyczkę na przygotowanie terenu i... jak na złość zima była wyjątkowo łagodna. Lodowiska nie udało się otworzyć nawet na jeden dzień, a pożyczkę trzeba było spłacać... Sytuację klubu trafnie opisuje fraszka:

Miał raz zarząd klubu
pomysł epokowy
- Zrobimy ślizgawkę
na sezon zimowy!

Lecz próżno czekali
na mrozy i zyski
ślizgawka niestety
to interes śliski
— Fraszka - co prawda z 1950 roku i nie związana wprost z Wisłą,
ale doskonale oddająca sytuację klubu w 1909
,
"Przekrój" z 1950.02.26


Dzisiaj na tę sytuację można patrzeć z przymrużeniem oka, jednak ówczesnym działaczom Wisły na pewno nie było do śmiechu. Ludzie oddani Wiśle przez kolejnych kilka lat z własnych pieniędzy spłacali klubowe zadłużenie.

Jedziemy z tym koksem
Podczas pobytu Wiślaków na zgrupowaniu w Zakopanem, doszło do niecodziennego zdarzenia. Dwaj dowcipni koledzy zawiesili buty Andrzeja Iwana na szczycie drzewa przed ich hotelem. Zapewne spotkałaby ich za to niemała kara, gdyby nie dyplomatyczne zabiegi Władysława Giergiela, kierownika drużyny, który najpierw wytropił sprawców, a potem ... zataił ich czyn przed władzami klubu. Kary jednak nie uniknęli - w ramach rozgrzewki wrzucili do hotelowych piwnic kilka ton koksu.

Obcy leci!
Podczas rozgrywanego w okresie okupacji Turnieju Błyskawicznego Wisła uległa Cracovii 2:0. Władysław Giergiel winę za porażkę zrzucił na kibiców Cracovii, którzy podstępem odwracali uwagę Jerzego Jurowicza od jego bramkarskich obowiązków. Wiedzieli bowiem, że oczkiem w głowie Jurowicza były jego hodowane nieopodal rasowe gołębie i Jurowicz ciągle obawiał się, że cenne ptaki odlecą z obcymi. Podczas meczu jeden kibic Pasów wypuścił przyniesione przez siebie gołąbki i ilekroć Cracovia zbliżała się do bramki Jurowicza, odwracał jego uwagę od gry, krzycząc "Obcy leci!". Udało mu się dwa razy ...

Niech nam żyje PRL
Podczas pochodu pierwszomajowego żona Adama Wapiennika niechcący upuściła szturmówkę. Natychmiastowy donos do odpowiednich władz sprawił, że Adam Wapiennik został ... dożywotnio zdyskwalifikowany! W uzasadnieniu napisano, że nie umiał "wywierać na swych najbliższych pozytywnego wpływu". Kara, dodajmy, dotyczyła wszystkich dziedzin sportu! Zrozpaczonemu piłkarzowi pomógł broniący się przed spadkiem ŁKS - władze łódzkiego klubu znalazły sposób na anulowanie kary pod warunkiem, że Wapiennik zostanie ich zawodnikiem. W takich niezwykłych okolicznościach piłkarz Wisły zmienił klub.

Bo piłka nie taka...
Na początku października 1956 roku Wisła grała mecz towarzyski z brazylijskim Belo Horizonte. Goście przywieźli ze sobą nieznany Wiślakom model lekkiej piłki, z którą w ogóle nie umieli sobie poradzić. Wszystko wskazywało na to, że jubileuszowe spotkanie zakończy się porażką gospodarzy. Na szczęście piłkę wymieniono, gdy po kolejnym wrzucie z autu nagle uszło z niej powietrze. Jak się później okazało, Mieczysław Gracz obserwujący mecz spoza linii, przechwycił piłkę opuszczającą boisko, przekłuł ją dyskretnie szpilką od odznaki Wisły, a następnie podał zawodnikowi rzucającemu z autu! (Dodajmy, że Wisła wygrała ten mecz po kontrowersyjnym karnym w ostatnich sekundach...)

Dzień Trampisza
14 września 1957 roku Wisła grała u siebie z Polonią Bytom. Decyzje sędziego, wynik i komentarze krakowskich kibiców nie podobały się kapitanowi gości, Kazimierzowi Trampiszowi, który w ramach protestu ściągnął spodenki a całkowicie obnażoną tylną część ciała wypiął w stronę trybun! Incydent zakończył się dyskwalifikacją nieszczęsnego kapitana. (Ponoć po latach Trampisz zarzekał się, że nic takiego nie miało miejsca i że chodziło o przednią część ciała...)

Dziadku, bo mi się Czerwoni podobają...
Pewien kibic wspominał dość szczególne okoliczności, w jakich został sympatykiem Wisły. Otóż jego dziadek - zajadły kibic Cracovii - zabrał małego wnuka na derby na stadion Pasów. Cracovia ten mecz wysoko przegrała, ale udało jej się zdobyć jednego gola. Dziadek rozradowany tą bramką chwilę po jej strzeleniu ze zdzwieniem zauważył, że wnuk zaczyna płakać. Na wyrzuty, że przecież powinien się cieszyć, wnuk odpowiedział przez łzy "Dziadku, bo mi się Czerwoni podobają...". Dziadek był tak zbulwersowany tą odpowiedzią, że jeszcze przez wiele lat wypominał całą sytuację wnukowi, co jednak tylko umacniało jego przywiązanie do Wisły.

Rozmowa kwalifikacyjna
Pewna młoda kobieta starała się o pracę. Jedno z pierwszych pytań w czasie rozmowy kwalifikacyjnej brzmiało "Jak spędza Pani wolny czas?". Dziewczyna zgodnie z prawdą odpowiedziała, że lubi oglądać mecze Wisły... Kolejne minuty upłyneły na ożywionej dyskusji nad sytuacją w tabeli, taktyką i transferami. Nie trzeba dodawać, że bohaterka tej anegdoty została przyjęta do pracy.

Bez buta
Anegdotyczne, ale prawdziwe są wspomnienia trenowanych przez Imre Schlossera piłkarzy o tym, jak uczył ich gry obiema nogami. „Jeśli zawodnik grał tylko jedną nogą..., wówczas Schlosser używał do indywidualnego treningu takiego zawodnika piłki tak ciężkiej, że jej waga, przekraczała nieraz wagę piłki lekarskiej”. Podczas treningu piłkarz ćwiczył tylko w jednym bucie założonym na tę nogę, „którą koledzy najdelikatniej nazywali ‘siekierą’”. Zmuszało to delikwenta do używania obutej nogi, którą nie potrafił dobrze grać. W ten sposób „szeregi jednonożnych znikały momentalnie”. Kiedy po latach Stanisław Flanek trafił do Wisły, uczeń Schlossera Henryk Reyman zauważył, że lepiej posługuje się on lewą nogą. Zalecił mu wówczas, by zdjął lewy but i podczas treningów grał tylko w prawym. Poskutkowało.

Bez butów
W 1951 roku podczas spotkania z Legią Mieczysław Gracz zgubił korki w butach. Zdenerwowany, wyrzucił buty poza boisko do reperacji, a sam kontynuował mecz w skarpetkach. Mało tego, grając bez butów strzelił warszawiakom dwa gole!

Coś dla mistrza
W nagrodę za zdobycie tytułu Mistrza Polski w 1949 roku zawodnicy Wisły otrzymywali zegarek i materiał na ubranie, zaś rok później ponownie materiał, skórzaną walizkę oraz ... komplet dzieł Włodzimierza Lenina i Józefa Stalina.

Starcie gigantów
Podczas jednego z meczów reprezentacji narodowej Józef Kałuża źle podał piłkę Mieczysławowi Balcerowi, do którego na dodatek w złości krzyknął: "Rusz się, byku!". Podczas przerwy Balcer odpowiedział Kałuży: "Niech pan sobie nie wyobraża, że jest w Cracovii, tu jest drużyna narodowa". Na szczęście wejście prezesa PZPN zapobiegło bójce, a obaj zawodnicy w drugiej połowie meczu strzelili po dwie bramki.

Zezowate szczęście
"Moje pierwsze zetknięcie z krakowską koszykówką nie należało do najprzyjemniejszych. A wszystkiemu winien Wicek Wawro, którego zły los przeznaczył mi na rywala w półfinałach szkolnych mistrzostw Polski (...) Parę pojedynków z Wickiem odbierało ochotę do gry. Kozłował jak Murzyn z Harlem Globetrotters, a robił przy tym takiego zeza, że przeciwnik zupełnie tracił orientację. O to, oczywiście, podstępnemu Wawrze chodziło. Gubił opiekuna bez trudu. Pewnym pocieszeniem dla ofiary owej ciuciubabki pozostaje fakt wyrośnięcia Wicka na czołowego koszykarza Polski i jednego z najlepszych w Europie."
(Łukasz Jedlewski, "50 lat krakowskiej koszykówki 1927-1977")

Spis treści

Pamiętnik Planktona

Pamiętnik Planktona

Inne

Wspomnienia wiecznie narzekającego kibica, 1948 rok

Szopka sportowa, 1948 rok

Czesław Łaksa, 1966

Anegdoty na 100 lat Wisły

Video

Mauro Cantoro - pstryczek

Nikola zdobywa trybuny

Ekscytująca konferencja prasowa

Wszystkie Długi Wisły - TRAILER 2019

VANNA LY SONG (MiłyPan - Małolatki PARODIA)

Fotki

Derbowe

Akademicki klub kosmonautów

11 czerwca 2021 roku w Gazecie Krakowskiej i Dzienniku Polskim ukazało się ogłoszenie zapowiadające powstanie "Akademickiego klubu kosmonautów". Tak ogłoszenia te skomentował Tomasz Jażdżyński:

  • Te wydania krakowskich gazet mogą być kiedyś bezcenne. Za mniej więcej 100 lat będą miały gigantyczną wartość „historyczną”, a może nawet historyczną. Także jeśli ktoś ma to schować i trzymać.
  • Mamy to! Dziś powstał najstarszy klub Ery Kosmicznej. Wystarczy poczekać ok 80 lat (żeby przypadkiem świadkowie nam nie zdementowali), a potem „odnaleźć” ogłoszenie. Zaufani „historycy” korzystając z „logiki” potwierdzą nam „dowód” i jest: „pewna” i „precyzyjna” data założenia!!!

Ogłoszenia były oczywiście żartem z podobnej w treści notatki prasowej z 12 czerwca 1906, podawanej jako bezsprzeczny i niepodważalny dowód powstania Cracovii konkretnego dnia i o konkretnej godzinie.